Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...W sądzie broń się sam
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakSędziowie i prawnicy w Toronto ze zgrozą stwierdzają, że coraz więcej osób podczas sprawy sądowej rezygnuje z reprezentacji profesjonalisty. Ci, którzy wynajmują prawnika, szybko przekonują się, że koszty prawne sięgają niebotycznych kwot. Inni od początku nastawiają się, że będą zdani tylko na siebie. Dzieje się tak już nie tylko w sądach niższej instancji, gdzie samodzielne reprezentowanie swoich interesów jest właściwie normą, lecz także w sądach wyższego szczebla. Tam procedury i protokoły są już bardziej zagmatwane.
Z myślą o tych, którzy nie chcą po wygranej sprawie zostać bez domu albo z kredytem do końca życia, profesor Julie Macfarlane z University of Windsor stworzyła National Self-Represented Litigants Project Project (NSRLP). Prace nad nim rozpoczęto pięć lat temu. Macfarlane mówi, że prawnicy od dawna wypowiadali się z pogardą o osobach, które chcą reprezentować się same. Wyśmiewali ich, że idą z reklamówką do sali rozpraw i uważają się za prawników. Pani profesor zauważa, że teraz wielu ludzi nie ma wyboru, i dodaje, że nie wie, kto by chciał płacić 500 dolarów lub więcej za godzinę pracy profesjonalisty.
W sądach rodzinnych ponad połowa osób nie ma prawników. W Toronto jest to nawet 80 proc. Jeśli chodzi o sądy apelacyjne, bez prawnika obchodzi się 30 proc. osób, a w przypadku spraw cywilnych jest to 30-40 proc.
Macfarlane podkreśla, że często są to ludzie dobrze wykształceni i inteligentni. Z determinacją oddają się sprawie i potrafią odnosić zaskakujące zwycięstwa. Niestety często też padają ofiarami taktyk znanych tylko wykwalifikowanym prawnikom. Prawnicy wiedzą, jak interpretować prawo i jak sztywne są przepisy. W tej kwestii pomagają właśnie członkowie projektu NSRLP. Nie mogą oferować porad prawnych ani reprezentacji w sądzie, ale mogą pełnić rolę doradczą i pomóc w przeprowadzeniu kogoś przez daną sprawę. Mają też dostęp do krajowego rejestru prawników i mogą pomóc znaleźć kogoś, kto oferuje profesjonalne usługi za niewygórowaną cenę.
Macfarlane mówi, że zdarzają się sędziowie, którzy służą pomocą osobom rezygnującym z prawnika i tłumaczą im procedury sądowe. Ale to są wyjątki.
Zachód izoluje Kreml - USA wydalają 60 dyplomatów
Napisał Andrzej KumorUSA wydalą 60 Rosjan - 48 dyplomatów i 12 pracowników placówek dyplomatycznych i zamkną rosyjski konsulat w Seattle. Francja wydali czterech rosyjskich dyplomatów. Wydalenie dyplomatów jest "silnym sygnałem solidarności z Wielką Brytanią. Niemcy wydalą z kraju czterech rosyjskich dyplomatów. Amerykanie poinformowali, że 12 wydalanych przez nich dyplomatów jest podejrzewanych o pracę dla rosyjskiego wywiadu pod przykrywką bycia członkami rosyjskiej placówki przy ONZ. Z kolei konsulat w Seattle zostanie zamknięty ze względów kontrwywiadowczych Wydalenie rosyjskich dyplomatów ma związek z otruciem na terenie Wielkiej Brytanii rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala i jego córki Julii przy użyciu rosyjskiego środka bojowego Nowiczok.
Jest to kolejny krok na drodze do odizolowania Rosji, co pozostawia jej jedynie orientację na Chiny.
Nie zabierajcie dobrej ziemi!
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakW 2016 roku zakończyła się rządowy program Feed-in-Tariff (FIT) skierowany do firm produkujących energię ze źródeł odnawialnych. Queen’s Park zobowiązywał się do płacenia pokaźnych sum i stawek znacznie wyższych od rynkowych cen energii. A wszystko po to, by Ontario stało się liderem w dziedzinie „zielonej” energii i w mniejszym stopniu odczuło odejście od energetyki opartej na węglu.
Program okazał się jednak kosztowną porażką. Eksperci już parę lat wcześniej ostrzegali, że kosztowne małe projekty zupełnie nie są potrzebne. Audytor generalny Jim McCarter w 2011 roku szacował, że prowincja zapłaci za nie w ciągu 20 lat 4,4 miliarda dolarów. Dowodem na to, że istotnie miał rację, jest fakt, iż ceny prądu w Ontario w okresie od 2008 do 2016 roku wzrosły o 71 proc. W końcu w 2016 roku minister energetyki Glenn Thibeault zamknął program i przyznał, że projekty były źle lokowane, spotykały się ze sprzeciwem lokalnych społeczności, a ceny elektryczności poszły w górę. Mimo że program się skończył, projekty przypominające podatnikom, że dla swojego rządu są tylko dojnymi krowami, dalej powstają.
Od 2009 roku rząd zatwierdził 4100 przedsięwzięć do realizacji. Niemal w ostatniej chwili przyznał finansowanie 390 projektom. Z 4100 projektów 1300 (32 proc.) wciąż jest nieskończonych. Gdy zostaną oddane do użytku, zgodnie z umowami zawartymi z rządem, będą produkować energię przez 20 lat.
Dla farmerów oznacza to utratę ziemi rolnej, niekiedy nawet gruntów najlepszej kategorii. Producenci rolni z Campbellcroft zorganizowali ostatnio protest przeciwko instalacji solarów planowanej na obecny rok. Port Hope Citizens’ Association podkreśla, że bez wcześniejszych konsultacji rząd zabrał ziemię uprawną, co będzie związane ze spadkiem produkcji żywności. Przypomina, że przez ponad 100 lat w okolicach Port Hope uprawiano na duża skalę ziemniaki. Farmer John Kordas mówi, że od dobrego roku walczy z projektem GreenLife Solar #19, który w tym roku powstanie na dwóch hektarach przy 6330 Ganaraska Rd. sąsiadujących z jego ziemią. Uważa, ze oceny przydatności gruntów uprawnych zostały sfałszowane, by pokazać, że ziemia praktycznie nie nadaje się do uprawy.
Miejscowy poseł liberalny Lou Rinaldi i Anna Milner, sekretarz prasowy ministerstwa energetyki, przekonują, że wspomniany projekt spełnił wszelkie wymagania dotyczące hałasu, wielkości, lokalizacji i wpływu na środowisko. Radna Louise Ferrie-Blecher z Port Hope nalegała na zorganizowanie spotkania z firmą ReneSola realizująca projekt. Przyszło na nie 100 mieszkańców, którzy zastanawiali się, czy ich sprzeciw ma w ogóle jakieś znaczenie. Okazało się, że nie. Ferrie-Blecher zaznacza, że miasto nie odnosi żadnych korzyści finansowych. Prowincja nie ogłosiła publicznie, że projekt będzie finansowany, mając za nic głosy mieszkańców.
Nie wszyscy się jednak sprzeciwiają. John Beatty jest właścicielem działki, na której będzie realizowany GreenLife Solar #19. On i jego żona nie podają, ile ReneSola zapłaciła im za dzierżawę gruntu. Przyznają jednak, że firma nie przeprowadziła żadnych konsultacji z ich sąsiadami. Mówią też, że ich ziemia wcale nie jest taka dobra, jak się wydaje ich sąsiadom.
Tanya Granic Allen walczy o nominację
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakTanya Granic Allen, broniąca życia i tradycyjnej rodziny, ogłosiła, że chce startować w czerwcowych wyborach prowincyjnych i będzie ubiegać się o nominację z partii konserwatywnej w okręgu Mississauga-Centre. Granic Allen niedawno walczyła o przywództwo w partii. Jest przewodniczącą organizacji Parents as First Educators (PAFE) i zawsze wypowiada się przeciwko nowemu programowi edukacji seksualnej. Dzięki temu, że podczas ostatniej kampanii dużo mówiła na ten temat, także Doug Ford obiecał, że wycofa kontrowersyjny program ze szkół.
Kandydaci partii konserwatywnej będą wybrani prawdopodobnie za 3-4 tygodnie. Odbywa się to na zasadzie głosowania, w którym uczestniczą zarejestrowani członkowie partii.
Masowa obecność policji towarzyszyła w niedzielę protestom 2 przeciwstawnych grup. Mimo to nikogo nie zatrzymano. Do miasta zjechali policjanci z Toronto jak również z Waterloo, w tym jednostki konne, wyspecjalizowane w rozpraszaniu demonstracji ulicznych.
W Hamilton zorganizowany został przemarsz ‘Patriot Walk On Locke’ dla poparcia biznesów, które ucierpiały w rezultacie przemarszu anarchistów wandali przez ulicę Locke na początku tego miesiąca. Przeciwko temu przemarszowi wystąpiła kilkuset osobowa grupa określająca siebie "Hamilton przeciwko faszyzmowi", która zarzucała ‘Patriot Walk On Locke’ faszyzm, ksenofobię i ideologią rasistowską.
Mimo prowadzenia intensywnego śledztwa policja, jak do tej pory, nie zatrzymała żadnego ze sprawców aktu wandalizmu jaki miały miejsce w Hamilton 3 marca w nocy. Tamtejsze restauracje i zakłady poniosły straty w wysokości ponad 100 000 dol.
Samolot Air Canada lecący z Toronto do Waszyngtonu z powodu dymu w kokpicie lądował 25 marca w niedzielę wieczorem awaryjnie na lotnisku Dulles, 38 km od lotniska Reagana, gdzie planowo miał przybyć, samolot został po wylądowaniu ewakuowany, nikt z 63 pasażerów i 4 członków załogi nie ucierpiał
Jak wynikało z relacji pasażera Davida Browna do zdarzenia doszło tuż po godzinie 6 wieczorem i od momentu kiedy kapitan poinformował że w kokpicie jest dym do momentu lądowania minęło 15 minut. Czuliśmy lekki zapach spalenizny, ale w kabinie nie było dymu. Pasażerowie byli spokojni, zarówno lądowaniem jak i ewakuacja przebiegały planowo. Z powodu zdarzenia jeden z pasów startowych lotniska Washington Dulles Airport został zamknięty.
W kilkunastu kanadyjskich miastach zorganizowano w sobotę marsze i wiece dla poparcia wprowadzenia bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących kontroli dostępu do broni palnej. Ma to związek z niedawnymi zamachami na szkoły w Stanach Zjednoczonych.
W Toronto protestowało kilkaset osób dla poparcia wiecu "Marsz na rzecz naszego życia" w Waszyngtonie zorganizowanego przez organizacje domagające się ograniczenia dostępu obywateli do uzbrojenia. W Montrealu kilkuset demonstrantów przemaszerowało przed konsulatem USA. W Kanadzie przepisy dotyczące broni palnej są o wiele bardzo restrykcyjne niż w USA, a ostatnio zostały jeszcze bardziej zaostrzone. W Stanach Zjednoczonych prawoy do noszenia broni palnej uważane za prawo wolnego człowieka i zapisane w konstytucji. Jeszcze do niedawna było to przekonanie powszechne w wielu innych krajach kultury zachodniej.
Chiny zarzucają nas towarami, odpadków nie chcą wziąć z powrotem
Napisał Andrzej KumorStany Zjednoczone zwróciły się do Chin w piątek o nieegzekwowanie wprowadzonego jakiś czas temu zakazu importu złomu oraz innych odpadów przemysłowych i recyklingowanych. Wprowadzenie w życie tego przepisu wprowadzi chaos w światowym recyklingu. Chiny są głównym odbiorcą tych materiałów. Problemy z zagospodarowaniem, recyklingu występują już w kilku kanadyjskich miastach, które nie mają co robić ze zbieranymi odpadami plastikowymi.
Agencja Reutera donosiła w lipcu ubiegłego roku że Chiny oficjalnie poinformowały Światową Organizację Handlu, że zaprzestaną odbioru transportów śmieci i odpadów plastikowych, a także papierowych w ramach kampanii walki ze sprowadzaniem obcych śmieci. Amerykański Instytut Przemysłu Recyklingowego stwierdził wówczas, że tego rodzaju zakaz zniszczyłby przemysł, który obecnie zapewnia pracę 150 000 ludzi i przynosi prawie 6 mld dol. wpływów za odpady wywożone do Chin.
- Chińskie ograniczenia importowe spowodowałyby zasadnicze przerwanie globalnego łańcucha wykorzystania złomu i innych materiałów nie dopuszczając do ponownego użycia ich w produkcji i zmuszając do wyrzucania - powiedział w piątek przedstawiciel Stanów Zjednoczonych na posiedzeniu Światowej Organizacji Handlu. Stany Zjednoczone uznają zastrzeżenia Chin pod względem bezpieczeństwa środowiskowego co do sprowadzonych odpadów ale ich zdaniem podejście Pekinu ma odwrotny skutek do zamierzonego, nie służy ochronie środowiska, a zmiana zasad jest prowadzona zbyt szybko, aby przemysł recyklingowych mógł się dostosować. Ponadto zdaniem Stanów Zjednoczonych, Chiny naruszają swoje zobowiązania wynikające z członkostwa w Swiatowej Oganizacji Handlu; równego traktowania krajowych i zagranicznych odpadów.
-Zwracamy się do Chin o natychmiastowe powstrzymanie implementacji i ponowną analizę tych środków aby były spójne z istniejącymi międzynarodowymi standardami dla materiałów odpadowych, które zapewniają globalne ramy transparentnej i przyjaznej środowisku wymiany handlowej towarów recyklingowych - stwierdzają Stany Zjednoczone.
Spór o zużycie pochodzących ze świata zachodniego odpadków przemysłowych odbywa się w atmosferze coraz bardziej napiętych stosunków handlowych między USA a Chinami i obawami przed wojną handlową.
Tuż za Świętokrzyską pochód zwolnił jeszcze bardziej. Powietrze stawało się coraz bardziej świeże. Cóż za ulga dla płuc! Po chwili dało się już widzieć światło dzienne wpadające przez otwarty właz kanałowy. Stali tak przez kilkanaście minut, zniecierpliwieni, ale szczęśliwi, że są już prawie u celu wędrówki. Niektórzy próbowali nawet dowcipkować, żartowali sobie jedni z drugich z powodu ich wyglądu, prześcigali się w co dowcipniejszych określeniach, jakby nie wiedzieli, że i oni sami przedstawiają nie mniej żałosny widok od swoich kolegów.
Przed nimi wychodziła spora grupa powstańców z jednego z większych zgrupowań, może nawet byli to żołnierze od „Radosława”. Postój spowodowany był zablokowaniem się noszy z ciężko rannym tuż przed samym wyjściem ze studni włazu, a potem regulujący kolejnością wychodzących zarządzili pierwszeństwo wyjścia tych najciężej rannych i dopiero po nich „Waligóra” i „Orkan” zostali przepuszczeni pod sam właz. Tym razem „Orkan” szedł pierwszy, chwyciwszy rannego pana majora za rękaw jego oficerskiej marynarki, niegdyś eleganckiej, zawsze odprasowanej. Znowu się zatrzymali, bo przed nimi wynoszono kogoś ciężko rannego i trzeba było go najpierw przypiąć do noszy dodatkowymi pasami. Wreszcie udało się go podźwignąć dostatecznie wysoko, tak że ci będący już na powierzchni mogli złapać uchwyty noszy i wyciągnąć rannego z kanału. Teraz przyszła kolej na nich. „Waligóra” podpychał od dołu rannego, a „Orkan”, wchodząc jako pierwszy, asekurował majora, próbując chwycić go za kołnierz, co w sumie nie miało najmniejszego sensu, bo i tu klamry były śliskie i nieco mniejsze niż tam, przy wchodzeniu do kanału, tak mu się przynajmniej wydawało, wobec czego, oglądając się za siebie, jęczał tylko błagalnie: – Panie majorze, panie majorze, ostrożnie... – aż nie poczuł na swych ramionach uścisku silnych rąk wyciągających go z kanału.
Pomimo pochmurnego poranka mrużyli oczy rażone rozproszonym światłem i chciwie chłonęli świeże, jakże bardzo świeże powietrze, w porównaniu z powietrzem płonącego Starego Miasta przesyconym spalenizną oraz tym dusznym i wilgotnym powietrzem wypełniającym kanał. „Orkan” próbował usadowić pana majora na noszach podstawionych przez dwie sanitariuszki w białych, nieskazitelnie czystych fartuchach ze znakami Czerwonego Krzyża.
– To do nas należy! Niech kolega da spokój! Niech kolega sobie teraz odpocznie! – usłyszał stanowczy głos jednej z tych dziewcząt.
– O Boże! Udało się! „Waligóra”! Udało się!
– A co się miało nie udać – odpowiedział niby to obojętnie, jakby chodziło o przejście parkową alejką w słoneczny, niedzielny poranek. – Te, koleś! Daj sie sztachnąć – „Waligóra” zwrócił się do pierwszego napotkanego powstańca z przekrzywioną zawadiacko furażerką, ćmiącego spokojnie papierosa.
Śródmieście! Upragnione Śródmieście, sprawiało wrażenie, jakby tu wojna już się skończyła. Budynki w większości całe, niezburzone, a nawet miały szyby w oknach! A dziewczyny w czystych, powiewnych sukienkach, w pantofelkach, w białych skarpetkach... Uśmiechnięte, patrzące na nich, utytłanych, oblepionych kanałową mazią, wycieńczonych, patrzące z niedowierzaniem, że można być aż tak brudnym, jakby przybyli nie wiadomo skąd. Pierwszym pragnieniem było teraz pragnienie odpoczynku, choćby chwilowego. Weszli na jedno z podwórek przy Chmielnej i usiedli pod domem, opierając się plecami o ścianę. Siedzieli z wyciągniętymi nogami, obojętni, milczący, ale wciąż zdziwieni panującym tu spokojem, tą śródmiejską enklawą, której nie objęło jeszcze Powstanie, enklawą wolną od wojny.
Gdzieś z wyższych pięter dochodziły głośne tony „Warszawianki”, a potem nadano wiadomości, a po nich Zbigniew Świętochowski przeczytał bardzo wzniosły, a jeszcze bardziej „bojowy” wiersz i znowu ten sam fragment „Warszawianki” – sygnał powstańczej rozgłośni. Patrzyli w górę, z dna studni podwórka, patrzyli na skrawek szarego wciąż nieba z trzepoczącymi się na jego tle gołębiami, jakby niezdecydowanymi, gdzie mogłyby bezpiecznie przysiąść.
– Panowie! – usłyszeli kobiecy głos. – Poczekajcie, przyniosę wam coś do jedzenia. Nie odchodźcie! – wołała z góry niewiasta w hustce-turbanie z fikuśnym węzełkiem nad czołem.
A oni nie mieli wcale zamiaru stąd odchodzić, przynajmniej na razie. Zjawiła się po chwili, przynosząc im w bańce na mleko trochę kartoflanki i kilka kawałków smacznego, ba, najsmaczniejszego razowca, jaki kiedykolwiek jedli. Spałaszowali to w kilka sekund, a ta kobieta w średnim wieku stała jeszcze nad nimi z wyrazem współczucia, litości na swej brzydkiej twarzy.
– A jakbyście chcieli się panowie umyć, to ja zaraz zawołam pana Wacława, znaczy się pana Kolasę, bo on tu teraz niby dozorcuje w zastępstwie po tym całym Romaniuku, pijaku... Porządny człowiek, przyjechał tu z Krakowa, no i sie musiał zostać na całe te zawieruche... Panowie nie odchodzą, ja zaraz wracam – powiedziała, znikając.
Morzyła ich coraz większa senność w cieple wstającego na dobre dnia. Niewrażliwi na bijący od nich odór, przysnęli w tej ciszy porannej, wolnej od terkotu broni maszynowej, od złowróżbnego skrzypienia nakręcanych „szaf” i pikujących z wyciem messerschmittów, bezwładni odpłynęli w niebyt z głowami na piersiach...
– Halo! Panowie powstańcy, obudźcie się! Halo! Mówię do was, panowie! – usłyszeli męski głos z oddali. – Chodźcie za mną, do pralni. Nalałem wam wody do balii...
Ocknęli się z obezwładniającego ich snu, odruchowo sięgając po broń, którą zostawili przed wejściem do kanału. Stanęli zaraz na równe nogi wystraszeni swoją bezbronnością. Mrużąc oczy przed słońcem odbitym w szybach okien na ostatnim piętrze, rozjaśniającym coraz bardziej podwórko-studnię, powoli wracali do rzeczywistości.
– A panowie skąd się tu wzięli, jeśli wolno zapytać?
– Prosto z kanału... ze Starego Miasta.
– Ma się rozumieć, to od razu widać i czuć. Ale bez obrazy, panowie... Pytam przez ciekawość, bo na Starym Mieście mieszka moja siostra ze szwagrem i trójką dzieci, przy Rycerskiej. Może panowie wiedzą, gdzie jest Rycerska?
Polska tradycja balneologiczna sięga XIII w. Już książęta piastowscy jeździli „do wód” – jak nazywano pierwsze polskie uzdrowisko w Cieplicach, cieszące się sławą miejsca o magicznych wręcz właściwościach leczniczych. Obecnie doskonały klimat i bogactwo leczniczych surowców naturalnych plasuje Polskę w europejskiej czołówce pod względem liczby uzdrowisk. Dzięki unijnym dotacjom oraz prywatnym inwestycjom polskie uzdrowiska i obiekty sanatoryjne mogą pochwalić się infrastrukturą tak nowoczesną, że zachwycają kuracjuszy nawet z najbogatszych krajów świata. Podbijają też serca dawno nie goszczącej w ojczyźnie Polonii, ponieważ niczym nie przypominają już tych, które nasi rodacy mogą pamiętać jeszcze sprzed emigracji.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2114#sigProId6230b4e8d1
Dziś są to nowoczesne, europejskie kurorty z fenomenalnie rozwiniętą infrastrukturą zabiegową, innowacyjnymi programami leczenia i bogatą ofertą z dziedziny medycyny urody. Rozszerzenie gamy terapii o Wellness & SPA oraz medycynę upiększającą wynika z faktu, że średnia wieku kuracjuszy maleje. Trend ten spowodowany jest powszechnym występowaniem schorzeń będących odzwierciedleniem naszych czasów (np. coraz więcej młodych ludzi cierpi na zwyrodnienie kręgosłupa, co jest skutkiem długotrwałej pracy przy komputerze).
Współcześni kuracjusze to głównie trzy grupy pacjentów, wymagające odmiennych profilów leczniczych. Pierwsza to osoby starsze i chore, dla których zasoby zdrowotne uzdrowisk są jedyną szansą na funkcjonowanie. Druga grupa to pacjenci w wieku średnim, korzystający z tego rodzimego Eldorado w celu profilaktyki zdrowotnej i wypoczynku, którego efektem będzie poprawienie kondycji i wyglądu. Są wreszcie ludzie młodzi, zwłaszcza kobiety pragnące szybkiej poprawy urody, również za pomocą lasera lub skalpela, a następnie szybkiej rekonwalescencji pod okiem specjalistów.
Młode i średnie pokolenie żyje dziś szybciej i wymaga szybszych rezultatów. Niektóre sanatoria oferują usługi, polegające np. na chirurgicznej eliminacji zbędnej skóry po ciąży czy gwałtownej stracie wagi, oraz zabiegi z dziedziny medycyny urody, co znalazło uznanie u żeńskiej części kuracjuszy. Stosunkowo nowym profilem leczniczym jest rehabilitacja onkologiczna, przywracająca do normalnego życia pacjentów z problemami nowotworowymi lub po chemioterapii.
* Solanna * Sanato * Słoneczny Zdrój * Uzdrowisko Busko Zdrój * Słowacki * Nida * Zbyszko * Natura * Uzdrowisko Solec Zdrój
Świętokrzyska Kraina Magicznych Wód
Pomimo uruchomienia opcji prywatnych pobytów zdrowotnych (poza skierowaniem z NFZ) polskie uzdrowiska są atrakcyjne cenowo dla kuracjuszy z zagranicy, zwłaszcza z Zachodu. Niemcy szczególnie upodobali sobie kurorty nadmorskie, a także Ciechocinek, Świeradów i Duszniki-Zdrój. W Ustroniu można coraz częściej usłyszeć języki arabskie, zaś Polonia kanadyjska pokochała Busko-Zdrój i Solec-Zdrój.
Kurorty świętokrzyskie to wyjątkowe obszary na uzdrowiskowej mapie Polski – a to dzięki najsilniejszej w świecie wodzie siarczkowej, będącej fenomenalnym remedium na wiele schorzeń. W odległości 50 km od Buska i Solca nie ma żadnych zakładów przemysłowych, więc czystość powietrza jest doskonała, a oferta medyczna i hotelowa jest na najwyższym poziomie.
Busko-Zdrój
Największe bogactwo tego świętokrzyskiego kurortu to lecznicze wody, które stosuje się w rozmaitych terapiach – z doskonałym skutkiem. To głównie dzięki nim Busko stało się jednym z największych ośrodków turystyki zdrowotnej w Polsce. Już w skład samego “Uzdrowiska Busko-Zdrój” S.A. wchodzą m.in. takie obiekty, jak: sanatoria “Marconi”, “Mikołaj”, “Willa Zielona”, “Oblęgorek” oraz szpitale “Krystyna” i “Górka”.
“Uzdrowisko Busko-Zdrój” S.A., jako świętokrzyska perła przyrodolecznictwa, od blisko 200 lat skutecznie wspomaga leczenie schorzeń: reumatologicznych, neurologicznych, ortopedyczno-urazowych, kardiologicznych, dermatologicznych oraz rehabilituje pacjentów z rozpoznaniem dziecięcego porażenia mózgowego.
Spółka oferuje leczenie uzdrowiskowe pełnopłatne i w ramach NFZ – sanatoryjne, szpitalne, ambulatoryjne oraz turnusy rehabilitacyjne. Uzdrowisko dba o najwyższe standardy obsługi swoich gości, którzy skorzystać mogą z gamy prawie 80 rodzajów zabiegów leczniczych.
Na rehabilitację narządów ruchu postawiły również dwa obiekty sanatoryjne – „Zbyszko” i „Nida-Zdrój”. – Jesteśmy najnowszym takim obiektem w Busku, i dzięki nowoczesnej infrastrukturze możemy zapewnić naszym pacjentom szeroki wachlarz zabiegów rehabilitacyjnych – mówi Małgorzata Gawrońska, dyrektor „Zbyszka”. – Nasz kameralny obiekt i rodzinna atmosfera powodują, że kuracjusze czują się tu jak w domu, a dobre samopoczucie skraca czas rekonwalescencji.
Własnym terenem rekreacyjnym szczyci się sanatorium „Nida-Zdrój”. - Nasi kuracjusze, choć przyjeżdżają nieraz w nienajlepszym stanie zdrowia, po serii zabiegów mogą nawet biegać po parku, co czynią chętnie – mówi prezes „Nidy-Zdroju”, Zdzisław Dudek. Obiekt z 50-letnią tradycja uzdrowiskową specjalizuje się w leczeniu chorób reumatoidalnych i narządów ruchu w oparciu o naturalne czynniki lecznicze na bazie siarki.
Wartym uwagi obiektem w Busku jest sanatorium „Słowacki” Hotel Medical SPA. – Chcielibyśmy zaistnieć w świecie jako komfortowy ośrodek, który skutecznie leczy za pomocą naturalnych surowców leczniczych. - W 2017 roku oddaliśmy do użytku Termy „Słowacki” Hotel Medical SPA **** z kompleksem basenów termalno-mineralnych, co jest innowacyjnym połączeniem lecznictwa uzdrowiskowego i specjalistycznej przychodni, oraz oddziału chirurgii jednego dnia – mówi Bożena Korczak, właścicielka sanatorium. – Bardzo serdecznie zapraszamy gości z Kanady, ponieważ wyjadą od nas zdrowsi i szczęśliwsi.
Stosunkowo nowym punktem na buskiej mapie sanatoryjnej jest designerski „Słoneczny Zdrój”. To jeden z najlepszych w kraju hoteli medycznych. Do dyspozycji kuracjuszy jest 39 gabinetów zabiegowych, wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt rehabilitacyjny do leczenia schorzeń skórnych, ortopedyczno-urazowych, bólów kręgosłupa i stawów, układu nerwowego, układu krążenia oraz chorób reumatologicznych – przy wykorzystaniu leczniczych wód siarkowych. W obiekcie można skorzystać z rozbudowanej listy zabiegów z zakresu balneoterapii, fizykoterapii oraz kinezyterapii. Hotel jest także jedynym w Polsce certyfikowanym centrum BMS - Biomechanicznej Stymulacji Mięśni.
Miłośników przedwojennej architektury zachwyci buski pensjonat leczniczy „Sanato”, usytuowany w centrum uzdrowiska, z pięknym widokiem na park zdrojowy. W klimatycznym obiekcie z lat 20 XX wieku na pobyty lecznicze przyjeżdżali Mieczysława Ćwiklińska, Jadwiga Smosarska czy Ludwik Solski. W czasach współczesnych w „Sanato” gościli premierzy Jan Olszewski i Przemysław Gosiewski, oraz artyści: Natalia Kukulska, Małgorzata Foremniak , Wojciech Malajkat i Jacek Fedorowicz. Sanato upodobali sobie również znani dziennikarze. - Rodzaje zabiegów i parametry dobierane są indywidualnie dla każdego pacjenta co daje gwarancję osiągnięcia długotrwałych efektów leczniczych. Naszymi gośćmi są również osoby z młodszego pokolenia, a to dzięki łączeniu programu leczniczego z kosmetyką i odnową biologiczną – mówi dyrektor pensjonatu, Katarzyna Gadawska.
Solec-Zdrój
Leżący nieopodal Buska Solec-Zdrój rozwija się w oka mgnieniu. Atutami gminy są, oprócz bajecznego położenia, wysokiej klasy naturalne wody siarczkowe, czerpane m.in. z prywatnego „Szybu Soleckiego”. Tylko w Solcu występują one w stężeniu dokładnie takim, jakie ma największe właściwości zdrowotne. To unikat na światową skalę.
Zaniedbane przez lata „Uzdrowisko Solec-Zdrój” rozkwitło, a to dzięki nowym właścicielom, którzy od 6 lat inwestują w infrastrukturę sanatoryjną. W Uzdrowisku leczy się skutecznie schorzenia narządów ruchu, reumatyczne i ortopedyczno-urazowe, układów obwodowego i nerwowego, zatrucia metalami ciężkimi i choroby ginekologiczne.
– Nie będzie przesadą, jak nazwę to miejsce świętokrzyską perłą przyrodolecznictwa – mówi Czesław Sztuk, właściciel Uzdrowiska Solec-Zdrój sp. jawna. - Wieloletnia tradycja lecznicza oraz optymalne warunki dla terapii i odpoczynku przyciągają do nas rzesze kuracjuszy od ponad 180 lat.
Kuracjusze preferujący kameralne ośrodki i domową atmosferę będą zachwyceni niewielkim „Uzdrowiskowym Pensjonatem Solanna”. Położony w ścisłym centrum Solca-Zdroju, dzięki swojemu położeniu stanowi wymarzone wprost miejsce do leczenia i wypoczynku. „Solanna” oferuje pobyty rehabilitacyjno - uzdrowiskowe z szeregiem zabiegów wykonywanych na miejscu (fizykoterapia, masaże, krioterapia, zabiegi kosmetyczne oraz kąpiele SPA) lub w pobliżu pensjonatu (kąpiele siarczkowe, hydroterapia, balneologia). W tym niewielkim obiekcie skutecznie leczy się głównie schorzenia narządów ruchu i reumatyczne, ale również choroby skóry i alergie.
Niewielkim obiektem na uzdrowiskowej mapie Buska jest Ośrodek Leczniczo-Rehabilitacyjny i Gabinet Medycyny Estetycznej „Natura”, specjalizujący się w leczeniu chorób kręgosłupa i stóp. Tam też, z dala od zgiełku kurortu dr Jadwiga Matla-Stodolna, współwłaścicielka obiektu i specjalistka z dziedziny dermatologii estetycznej przywraca twarzom swoich kuracjuszy blask, młodość i piękny wygląd.