farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 11 maj 2018 07:51

Gaz do SUV-a - czyli super duo

Napisane przez

Duży kilkuletni SUV na gaz, eksploatowany przez 10 lat, to najwygodniejsza i najtańsza opcja motoryzacyjna dla rodziny. Najważniejsze, abyśmy kalkulowali z ołówkiem w ręku…

Na początek krótka zapowiedź, niebawem będziemy rozmawiać z panem Arkadiuszem Kamińskim, który jest właścicielem marki „Syrena” i próbuje reaktywować tę markę w Polsce – jak się okazuje, jest to droga przez mękę, o czym wkrótce, bo spotkaliśmy pana Arkadiusza podczas przemarszu pod ontaryjską legislaturę z okazji święta 3 Maja. 

        Dzisiaj chciałbym polecić rozmowę z Robertem Jękoszem o przestawianiu samochodów na gaz (str. 26). Wiem, że gaz „jest kontrowersyjny”, bo wielu pamięta próby ugazowienia samochodów podejmowane w czasach, kiedy silniki nie miały wtryskiwaczy. Gaz rozprężany w gaźnikach zachowywał się bardzo różnie i ludzie bali się nawet zapalić papierosa, bo a nuż wybuchnie. 

        Dzisiaj jest zupełnie inaczej, zmieniła się technologia i ta gazowa, i ta silnikowa. Przy cenach benzyny, które z pewnością nie będą już niższe, jeżdżenie na paliwie, które kosztuje 0,50 dol. za litr, a ma wydajność energetyczną niewiele mniejszą od benzyny, to jest jeżdżenie za pół ceny; owszem, jeżeli ktoś przejeżdża, jak moja żona, 10 tys. km rocznie – może nie robi to aż tak znacznej różnicy, biorąc pod uwagę koszt instalacji gazowej, jednak już przy  wyjazdach wakacyjnych na północ albo dojazdach do pracy z daleka, gdy mieszkamy  gdzieś w okolicach Barrie,  Stoney Creek, instalacja gazowa naprawdę pozwala sporo zaoszczędzić. Na dodatek, można to sobie sprawdzić w Internecie, o ile czyściej spala się gaz w porównaniu z tradycyjną benzyną. Nie dość, że oszczędzamy środowisko, to jeszcze oszczędzamy nasze własne pieniądze. 

        Jedyny mankament, to że trzeba to przekładać przy sprzedaży samochodu albo zamawiać nową instalację, co jest kosztowne. 

        Dlatego zawsze uczulam, że rozwiązaniem jest tu rozsądne kupowanie samochodu i rozsądne posiadanie samochodu. Na czym polega? 

        Żeby brać pod uwagę skalę deprecjacji auta, czyli kupujemy dobry samochód 4-, czy nawet 5-letni, wiedząc, że obniżenie jego wartości nie będzie tak duże, jak w przypadku auta nowego; następnie przekładamy do takiego samochodu instalację gazową, czyli mamy – powiedzmy – dużego SUV-a, który normalnie żłopie hektolitry drogiej benzyny, a tak jeździ za pół ceny jak oszczędna osobówka,  trzymamy takiego SUV-a powiedzmy do czasu, kiedy osiągnie 12 lat, czyli przez 7 lat, i w tym czasie nasz rachunek utrzymywania samochodu powinien rocznie wypaść bardzo rozsądnie. Dobrze utrzymywany samochód pojeździ i 500 – 600 tys. km; duży, wygodny i tani. Musimy się jedynie wyzbyć tej wzbudzanej w nas przez marketing żądzy posiadania nowego. Stare może być naprawdę lepsze, a jak koledzy z lotnictwa wiedzą, wystarczy przestrzegać resursów części, by jeździć nawet i 20 lat tym samym autem.  Proszę sobie teraz wyobrazić, jaka dzięki temu jest korzyść dla środowiska naturalnego; przecież przez 20 lat to moglibyśmy wymienić ze 4 albo i 5 samochodów. Czyli te samochody musiałyby być wyprodukowane dla nas, a tutaj wystarczą części zamienne, o czym, uśmiechając się z przekąsem, zapewnia Wasz Sobiesław

Albo ja wiedziałem, kto to zrobił, albo byłem jednym ze sprawców, więc zwykle wołano mnie, do tego stopnia, że przychodziła milicja. Był taki moment, że mój ojciec, chyba to był koniec szóstej klasy, powiedział, jeszcze jeden taki numer, to ja ciebie sam zawiozę do poprawczaka. Tych historii było dużo, ja próbuję w skróconej wersji to opowiedzieć, ponieważ to jest niesamowite, jak Pan Bóg wybiera sobie ludzi, nie patrzy naszymi oczami, wybiera, inaczej patrząc.

Żeby zrozumieć moją historię życia, to trzeba sięgnąć do mojej mamy. Opowiem tę historię, bo wy jesteście przygotowani, że jakieś nadzwyczajne historie będę mówił wam o moich przeżyciach na misjach, o tym między życiem i śmiercią, może do tego dojdziemy, ale tę historię muszę opowiedzieć, bo ona w jakimś sensie tłumaczy, skąd to się wzięło. Moja mama chciała być siostrą zakonną. Miała osiemnaście lat, w Kodniu mieszkała, w czasie wojny pomagała uwięzionym oblatom, nosiła jedzenie. Mój dziadek, mamy ojciec, też był zaangażowany. Wtedy samochodów nie było, miał dobre konie, więc często tych oblatów z Kodnia do Terespola 18 km do pociągu woził. Był takim wozakiem. Więc księża w domu mojej mamy często bywali. I pewnego dnia do mojej mamy, która miała osiemnaście lat, przyszedł Piotr Nazaruk, mój ojciec. On ją znał, ale nigdy ze sobą nie chodzili, przyszedł i na pierwszym spotkaniu poprosił ją o rękę, zapytał, czy chciałaby wyjść za niego za mąż. A on miał nieskończone osiemnaście lat, a mama skończone osiemnaście. Dlaczego taki młody chłopak chciał się żenić? Otóż kilka miesięcy wcześniej, w ciągu dwóch miesięcy, mojemu ojcu zmarł ojciec w wieku 45 lat, dwa miesiące później, w wieku 43 lat zmarła matka i siostra. On był najstarszy w rodzinie, miał jeszcze dwóch braci i dwie siostry. Jako najstarszy, musiał te dzieci wychowywać, niektóre dużo młodsze od siebie. Jedna siostra miała 15 lat, dwa lata młodsza od niego, jeden chłopiec miał 10 lat, drugi 8 lat. Więc on próbował te dzieci wychowywać. To były powojenne czasy, były tam jakieś babki, niebabki, i babka doradziła, ożeń się, bo tutaj trzeba dzieci wychowywać, żeby jakaś kobieta była w domu na stałe. No i ojciec nie miał pojęcia, kogo wziąć za żonę, a ona mówi, a, tam jest taka Stanisława, dobra dziewczyna, będzie dobrą matką dla twoich dzieci i wychowa, bo pobożna. I ojciec od razu na pierwszym spotkaniu mówi, że chciałby się z nią ożenić. Ale ja chcę iść do zakonu, mama na to. 

        Ojca to nie przestraszyło w żaden sposób, rozeszli się. Dziadek absolutnie nie chciał go wpuszczać nawet do domu, bo to jakiś biedak, sierota, jeszcze nie wiadomo, co to za rodzina, w której wszyscy umierają, jakaś parszywa sprawa. Ale mama powiedziała, ja proboszcza zapytam. Proboszcz często przychodził i na drugi dzień przyszedł w jakiejś sprawie do dziadka, w czasie rozmowy mama zapytała: Proszę ojca, co ja mam zrobić, bo tutaj taki Piotr chciałby się ze mną ożenić, a ja chcę iść do zakonu i nie wiem, co mam robić? A proboszcz zapytał, a dlaczego ty chcesz iść do zakonu? A bo ja chcę życie Bogu poświęcić. A, to ładnie, że ty chcesz Bogu poświęcić życie. A co ty myślisz, co w zakonie będziesz robić? Co będę robić? Będę się modlić, będę robić, co będę umiała, co mi powiedzą. I proboszcz, natchniony Duchem Świętym – tak to widzę – mówi: Słuchaj, jak ty myślisz, że dużo poświęcasz, dużo dajesz Bogu, idąc do zakonu, to ty nie wiesz, jak wygląda życie, bo jeszcze nie byłaś w zakonie. Bo to – mówi – tak, niby mówią, idzie do zakonu, wszystko oddaje Panu Bogu. Ale tak, w zakonie to będziesz miała dach nad głową, nie będziesz się przejmować o mieszkanie, będziesz miała jedzenie, nie będzie trzeba starać się o jedzenie, będziesz miała pracę, modlitwę. To będziesz miała w zakonie większe wygody, niż ty myślisz. I ty myślisz, że ty Bogu coś ofiarujesz? Dobrze, że tak dziecko myślisz, ale wiesz co, ja mam taki pomysł. Jak naprawdę chcesz Panu Bogu coś poświęcić, coś dla Pana Boga zrobić, wyjdź za mąż za tego Piotra i bądź matką dla sierot. I to będzie Bogu poświęcenie, jak ty te dzieci, sieroty, wychowasz na dobrych ludzi. A może któregoś dnia otrzymasz od Boga jeszcze większy dar, niż myślisz. Dziadek był niezadowolony. Mówię o tym, że to jest przykład wiary, zawierzenia. Ksiądz przemówił, Bóg przemówił. I ona z tym nie dyskutowała, ona usłyszała słowa Boże przez księdza. Chcesz się Bogu poświęcić, bądź matką dla sierot. I na drugi dzień spotkała się z moim ojcem i powiedziała, że wychodzi za mąż. I wyszła za mąż. Jeszcze jedno dziecko zmarło, siostra ojca, potem pierwsze ich dziecko zmarło, potem uderzył piorun w dom, spaliło się gospodarstwo. Wiele innych tragedii było. Nigdy nie słyszałem od mamy o jakimś narzekaniu na los. Ona mówiła kiedyś, że była przekonana, że ona ma tam umrzeć, ale jakąś misję ma spełnić, te dzieci wychować. Ona była gotowa na śmierć, kiedy to pierwsze dziecko zmarło, ale nigdy słowa złego nie słyszałem od niej o Bogu czy o księżach. Wtedy przyszła bieda w domu okrutna i od mojego ojca, który w wieku 17 lat stracił rodziców i siostrę, a potem następną i dziecko, ile żyję, nigdy nie słyszałem jednego słowa narzekania na los, na Pana Boga, na cierpienie, a cierpiał sporo. Nigdy się nie chwalił jakimiś darami czy łaskami, ale wiara była nie w słowach, a w czynach, obecna bardzo mocno. Za to świadectwo wiary ja zawsze Bogu bardzo dziękuję.

        Mówię o tym, bo to ukształtowało też mnie jako kapłana, taka wiara od wczesnych dni, kiedy mama mówiła do nas czy do mnie takie proste słowa, które dopiero po jej śmierci sobie uzmysłowiłem lepiej. Oni nigdy nie musieli nam w domu przypominać o modlitwie, o chodzeniu do kościoła, po prostu oni chodzili. Jak ojciec nie szedł do kościoła w niedzielę, to myśmy wiedzieli, że jest chory, bo tylko to mogło być powodem, że nie był w kościele. Nigdy nam nie mówili, idźcie do kościoła, bo to było naturalne, że się idzie. Do szkoły mogłeś iść, nie iść, bo była robota w domu, ale do kościoła, chyba że ciężko chory jak ojciec. Modlitwa rodziców. 

        Czasami opowiadam, jak mój ojciec lubił sobie wypić, bo kto nie lubi sobie wypić. Nie był alkoholikiem. Raz widziałem, jak mój ojciec się modli, bo jako małe dziecko spałem w tym pokoju co rodzice, a potem dołączyłem do pokoju, gdzie spały siostry. Niekiedy przyszedł późno, wypity taki, to choćby nie wiem jaki był, to jak szedł do łóżka, to wtedy go słyszeliśmy, jak on się modli. Długo się nie modlił, przyklęknął tylko przy łóżku w stronę Pana Jezusa na krzyżu, obrazu Matki Bożej i figurki Matki Bożej, i wtedy przeżegnał się i tak się mocno uderzał w pierś „Boże, bądź miłościw grzesznej duszy” i coraz głośniej. Aż szyby się trzęsły, jak ojciec się modlił i przepraszał za swoje grzechy. Trzy razy „Boże, bądź miłościw” to był cały jego pacierz, ale on był bardzo wymowny, nie miał siły więcej modlitw wymówić, ale te trzy razy „Boże, bądź miłościw” było. I w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego na początek i koniec. To kształtuje człowieka. 

        Po siódmej klasie podstawowej szkoły byłem na spotkaniu ministrantów w Obrze, zostałem nagrodzony, jako jeden z czterech najlepszych ministrantów – z 60 ich było w Kodniu, którzy najwięcej służyli. Zostałem wysłany na rekolekcje. Znowu to mówię, bo to jest, jak Bóg działa. Nie mówię tego po to, żeby pokazać, jakie mamy fantastyczne życie, niesamowite, do filmu, do książki, tylko jeżeli to mówię, to chcę pokazać, jak Bóg działa. Jaki Bóg jest dobry, miłosierny, jak Bóg działa w moim życiu. 

        Po szkole podstawowej byłem w takim dołku, że tak powiem, jeżeli chodzi o zachowanie. To były między innymi takie sprawy, „że jeśli jeszcze raz, to cię zawiozę do poprawczaka”. Ale byłem ministrantem, lubiłem służyć i trzy kilometry dziennie lubiłem iść rano na mszę przed szkołą. Rodzice nie zawsze byli zadowoleni. Dla nas punktem honoru, dla moich dwóch sióstr, było, żeby ani jednych rorat nie zawalić, a na wschodzie zimy są długie. Ojciec nie woził nas, tylko przez zaspy, polną drogą trzy kilometry mieliśmy do kościoła i byliśmy często jednymi z pierwszych. Kościół otwierali i my jako piersi wpadaliśmy. Po mszy oblaci dawali kawę i jakąś bułkę i to było nasze jedyne śniadanie. Czasami rodzice nie chcieli nas wypuścić, więc myśmy po ciemku się ubierali, po cichutku, kiedy ojciec z matką doili krowy, myśmy się wymykali z domu, żeby być na roratach, bo było punktem honoru, żeby ani jednych rorat nie opuścić. 

        Kiedy znalazłem się w Obrze, czterech nas pojechało, był taki moment, że wsiadamy w Olsztynie do autobusu i z Olsztyna do Obry jest siedem kilometrów. Kilku oblatów, jeden z nich znany mi, wsiadło do autobusu, bo miał być pogrzeb jednego oblata. I tak w połowie drogi pokazał się kościół już na widoku i ten jeden oblat nachylił się do mnie i mówi: Wiesiu, patrz, patrz, już widać klasztor w Obrze. Zapamiętaj sobie, bo za parę lat tu przyjedziesz, bo będziesz się kształcił na księdza. Pufff! Myślałem, że on mówi tak do wszystkich. Proroctwo się spełniło. Na tych rekolekcjach to był tydzień, kiedy mogłem być poza domem, kiedy ani krów nie musiałem paść, ani orać, ani bronować za końmi, bo to był początek lipca. Nareszcie mogłem pograć w piłkę, kajakami popływać. Ale każdego dnia były nauki, może ze trzy, i była Msza Święta. Żadnych kazań nie pamiętam. Jest pierwszy dzień rekolekcji dla ministrantów – spora grupa nas była, koło setki – i taka metoda była ojca, który prowadził, że czytał Ewangelię, która będzie następnego dnia na mszy, a my, żebyśmy do tego zrobili nasze komentarze. Pierwsza ewangelia była na temat talentów, jeden, pięć, dziesięć. Nawet nie usłyszałem, że trzeba coś napisać, żeby z każdej grupy ktoś wyszedł i przeczytał rozważania, parę zdań, jak on rozumie tę ewangelię. 

        Wieczorem ojciec Mieczysław Hałaszko, który był moim kuzynem i jest oblatem, proboszczem w Kędzierzynie, wtedy był po pierwszym roku, przyszedł do nas i pyta: Chłopaki, piszecie? Nikt nie miał ochoty pisać, więc do mnie – Wiesiu, napisz. I napisałem i to było moje pierwsze kazanie. Jeszcze nie miałem pojęcia, że będę kaznodzieją. Na jednym ze spotkań ksiądz opowiada taką historię. Słuchajcie, jesteście na ziemię posłani przez Boga do spełnienia misji, każdy z was ma misję do spełnienia. I do spełnienia tej misji dostaliście dary, zdolności, talenty – właśnie o tych talentach było – różne talenty. Każdy z nas chce być szczęśliwy, każdy może być szczęśliwy wtedy, kiedy na ziemi będzie robił to, co Bóg pragnie, żebyś robił. Tak mniej więcej brzmiała ta myśl. I tak jak mantrę zaczął wyliczać może ze dwadzieścia różnych zawodów. Może Pan Bóg chce, żebyś był lekarzem – to wybierz szkołę, która cię doprowadzi, zostań lekarzem i staraj się być najlepszym lekarzem, jakim możesz zostać przy twoich zdolnościach, bo wtedy będziesz szczęśliwy, robiąc to, co robisz, i robiąc to najlepiej. I tak wymieniał: lekarzy, nauczycieli, rolników. I jako ostatni taki dodatek – ale może też kogoś z was Pan Bóg chce, żeby został misjonarzem, oblatą czy księdzem. Wybierz, idź do seminarium. Nie patrz, żeś słaby, grzeszny. Jak cię Bóg powołuje, to ci da zdolności. I jak będziesz księdzem, staraj się być najlepszym księdzem w tej łasce, którą otrzymasz, i z tymi zdolnościami, jakie masz. Tylko wtedy będziesz szczęśliwy. Możesz Bogu powiedzieć nie i wybrać sobie inną szkołę, tylko nie jestem pewien – mówi – czy będziesz szczęśliwy, będziesz się męczył i niekoniecznie będziesz szczęśliwy. 

        No dobrze, ale jak wiedzieć, gdzie Bóg mnie woła? On mówi, ja nie znam innej metody jak modlitwa. Słuchajcie, jesteście ministrantami, modlicie się rano, wieczorem, od dzisiaj albo raz na jakiś czas, raz w tygodniu, w niedzielę, powiedz Bogu w modlitwie takie zdanie – Panie Boże, wskaż mi drogę, jaką chciałbyś, żebym szedł przez życie, czy powiedz, gdzie chcesz, żebym pracował. Coś takiego. Zaręczam wam, że kiedy trzeba będzie wybrać, Bóg da wam znać. Bóg odpowie. I pójdziecie, i będziecie.

        Wróciłem do domu i jedyne, co zapamiętałem, modlić się. A to jako tako mi szło, więc zacząłem się pytać Pana Boga, gdzie chcesz, żebym szedł do szkoły, bo tu 8. klasa i trzeba wybierać. Przy mszy służę za każdym razem, to po komunii od razu uderzało mnie, a zapytałeś się, co masz robić – Panie Jezu, pokieruj mną, żebym poszedł, tam gdzie trzeba. Po jakimś czasie tej modlitwy wychodzę z kościoła, patrzę, a tam jest gablotka przy kościele, o której wiedziałem, że jest, ale nigdy tego nie czytałem, bo po co miałem czytać, co mnie to obchodzi, jakieś zdjęcia i afisze. Zatrzymałem się, a tam była kartka, na niej mozaika zdjęciowa i podpis „Bóg mnie woła do kapłaństwa”. Ja nie czytałem tego zdania, tylko zatrzymałem się na zdjęciach, a to była reklama Markowic, niższego seminarium, jak oni grają w piłkę, różne rzeczy, kościółek, modlitwa. Przyglądałem się, a z Kodnia były tabuny chłopaków, którzy do tej szkoły chodzili – mało który został księdzem, ale kilku rozpoznałem. Przyglądając się, po jakimś czasie zacząłem zauważać ten napis, „Bóg mnie woła do kapłaństwa”. Jak szedłem do szkoły, to zawsze z siostrami przechodziliśmy koło kościoła i zawsze było naszym zwyczajem, że wchodzimy do kościoła pozdrowić Pana Jezusa. Doszło do tego, że musiałem zatrzymywać się przy tej gablotce, i zaczął mnie denerwować ten napis „Bóg mnie woła do kapłaństwa”. Nieee! Coś takiego było, dlaczego mnie? Absolutnie. Ponieważ mnie to denerwowało, to zacząłem chodzić inną stroną, i okazało się, że z drugiej strony jest druga gablotka, której nigdy nie widziałem, bo chodziłem jedną stroną do zakrystii jako ministrant. W drugiej gablotce patrzę, a tu taki duży afisz, na nim młodzieniec, i „Pójdź za mną” – Jezus podpisał się. I adres Wyższe Seminarium Obra. Zacząłem wychodzić z kościoła środkiem, nie w prawo, nie w lewo, tylko prosto w bramę, bo mnie denerwowały te afisze. I przestałem mówić Panie Boże pokaż mi drogę, którą mam iść. 

        Ale to nie dawało mi spokoju i kiedy był czas decyzji w końcu 8. klasy szkoły podstawowej, to wiedziałem, chociaż niesprzyjające warunki były, że mój kuzyn wystąpił z kapłaństwa, to byłem pewny. Nie umiałem tego wytłumaczyć. Nie wiem, czy byłem kiedyś zakochany w jakiejś dziewczynie, chyba nie, bo mi się zawsze wszystkie podobały. W szkole podstawowej byłem takim bawidamkiem, łącznie z nauczycielkami. To są historie niesamowite, na inną sesję. W końcu kiedy był czas podań do szkoły średniej, to wiedziałem – Markowice i koniec. Nie było wytłumaczenia, była pewność, że to jest droga, która mnie doprowadzi do kapłaństwa. A przecież było można wybrać liceum na miejscu.

        Poszedłem do ojca Karola Lipińskiego, który wtedy był wikarym, bo dokumenty już złożyłem, ale potrzebne było tzw. świadectwo moralności, że ksiądz mnie zna, jestem taki chłopak itd. I ksiądz Karol pyta – do Markowic? Tak. Mmmm, no dobrze. Poszedł do klasztoru, pochwalił się. Tutaj był kiedyś ojciec Hajduk proboszczem, a u nas był wtedy superiorem. Ojciec Hajduk znał mojego ojca, dobrze znaliśmy się wtedy. I to się rozeszło, oni dyskutowali, czy to świadectwo moralności dać. I ojciec Karol spotkał mnie następnego dnia – bo nie od razu mi to świadectwo napisał – i mówi: Wiesiu, nie żebym mówił, nie idź do Markowic, że nie nadajesz się na księdza, ale jak chcesz maturę zrobić, to po maturze dopiero, a może tutaj byś w Terespolu uczył się, rodzicom byś pomógł na roli, tutaj pomógł w kościele, dekoracje. Ja tak spojrzałem na niego, myśląc, że on będzie w zachwycie, że ja chcę być księdzem, a on mi odradza. Powiedziałem: Nie, jak nie pójdę do Markowic, to księdzem nie zostanę. Byłem tak pewny – wiem, że to Duch Święty wtedy przemawiał również i przez niego, i przeze mnie, i do dzisiaj jestem przekonany, że gdybym nie poszedł do Markowic, księdzem nie zostałbym. 

        Mój ojciec był bardzo przeciwny temu wszystkiemu. W Kodniu były różne wróżki, znawczynie życia mężczyzn w mojej rodzinie, i mówiły – za dwa tygodnie, za dwa miesiące, do Bożego Narodzenia wyrzucą go itd. Nie wyrzucili mnie na Boże Narodzenie, po roku jedna wróżka mówi: Wiesiu, ja was znam, ja ciebie znam, ty nie masz szans zostać księdzem, ja się znam na ludziach. 

        Nie żałuję ani jednego dnia, ani jednej godziny spędzonej w Markowicach, chociaż kiedy byłem powołaniowcem w moim pierwszym życiu tutaj, 30 lat temu, przez dwa lata, to nigdy nikomu nie poradziłem, żeby szedł do Markowic. Chociaż przekonany byłem, że dla mnie to była jedyna, najlepsza droga. Mój ojciec był bardzo przeciwny temu, nie tylko dlatego, że ten kuzyn wystąpił, ale mu się nie mieściło w głowie, że mogę być księdzem, no i kto rolnictwem się zajmie itd. Ta historia z moim ojcem skończyła się w ten sposób, że on przez cztery lata w Markowicach, rok na Świętym Krzyżu nowicjatu i sześciu lat w Obrze, ani razu mnie nie odwiedził. On mi nigdy słowa nie powiedział, że nie, bo był taki moment, że musiał podpisać się, że będzie płacił za moją szkołę, uczenie się. Zgoda rodziców była wymagana. I on dwa tygodnie z moją mamą rozmawiali i nie wiedzieli, co zrobić. W końcu był czas na podpisanie, to ojciec przy stole i powiedział: To jest twoje życie, ja za ciebie żyć nie będę. Mogę ci pomóc, ale żyć, to ty musisz sam i od ciebie zależy, kim będziesz, ale jak masz być złym księdzem, to nawet nie zaczynaj, nie idź, nie rób śmiechu, bo zrobisz, nie daj Boże, to co Witek – ten kuzyn. Ja się odważyłem powiedzieć – Nie zrobię.  – Co nie zrobisz!? – mój ojciec był raptus – a co ty wiesz o życiu? Ile masz lat? – Piętnaście. – A on ma trzydzieści, i zobacz, co zrobił! Co ty wiesz, co w życiu zrobisz, a co nie zrobisz! Jak masz zrobić to co Witek, to nie zawracaj głowy i wycofaj papiery. Tu szkoły cię przyjmą. Ja mówię, idę do Markowic. – To jest twój wybór, ale jak będziesz księdzem złym, to w domu mi się nie pokazuj. 

        Taki ojciec, i dobrze, że tak powiedział.

Ciąg dalszy za tydzień

O. Wiesław Nazaruk na podst. YouTube

piątek, 11 maj 2018 07:41

W najpiękniejszym konsulacie w Toronto…

Napisane przez

W czwartek, 3 maja, w Konsulacie Generalnym Rzeczpospolitej Polskiej w Toronto odbyło się spotkanie z okazji 227. rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, pomyślane jako część obchodów, w tym rocznicowym roku, 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

W tym roku na obchody konsulat zaprosił, jak słyszeliśmy, około 400 osób, przeważnie pochodzących z Polonii, ale również przedstawicieli innych konsulatów i polityków kanadyjskich. Niestety, pogoda nie dopisała. Deszcz przeganiał tam i z powrotem gości z ogrodu do budynku konsulatu, ale i tak przyszło dużo osób. Oczywiście ozdobą tego czwartkowego wydarzenia był przyjazd minister Anny Marii Anders. Pani Anders jest córką generała Władysława Andersa, jest senatorem, i jako minister jest odpowiedzialna za dialog międzynarodowy. Pani minister Anders wygłosiła krótkie przemówienie, w którym podkreśliła, jak ważna jest dla niej Polonia, weterani i młodzież: „Nie możemy zapominać o naszych bohaterach”. Powiedziała również, że jej marzeniem jest wzniesienie pomnika upamiętniającego jej ojca.

        Po odśpiewaniu hymnu, po krótkich przemówieniach, które zostały wygłoszone przez konsula generalnego Krzysztofa Grzelczyka, pana Wrześniewskiego, panią Kusendovą, kandydatkę do sejmu prowincji Ontario, chór Novi Singers wykonał pieśń „Gaude Mater Polonia” oraz inne pieśni patriotyczne. Szkoda jednak, że osoby obecne w głównej sali konsulatu nie znalazły się i nie zaśpiewały dla pani minister Anders pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”. To na pewno sprawiłoby jej wielką przyjemność. No ale zawsze jest przecież następny raz. 

        Pani minister Anders wspomniała o pomniku dla upamiętnienia postaci swojego ojca. Myślę, że zrobiła to z namysłem. Jej ojciec uratował od pewnej śmierci głodowej czy w innej formie z rąk Sowietów ponad 200.000 Polaków, Ukraińców i Żydów, obywateli II Rzeczpospolitej. Generał Anders prowadził politykę trochę niezależną od oficjalnego stanowiska rządu polskiego. Po umowie, jaką zawarł premier rządu na obczyźnie generał Władysław Sikorski z przedstawicielem rządu ZSRS ambasadorem Majskim, która pozwalała na zwolnienie Polaków z rosyjskich obozów koncentracyjnych i na tworzenie polskiej armii, i po mianowaniu go głównodowodzącym polskiej armii na terenie ZSRS, w trakcie swoich służbowych wyjazdów do Egiptu dogadał się z generałami angielskimi w sprawie opuszczenia przez polską armię terytorium ZSRS. Chodziło o to, że na terenie ówczesnego Iraku i Iranu nie było jednostek wojskowych do ochrony pól naftowych. Lukę tę mogły wypełnić jednostki Wojska Polskiego. Dzięki tej umowie z generałami brytyjskimi, Stalin, któremu z kolei zależało na pomocy materialnej ze strony USA i Wielkiej Brytanii, wypuścił ponad 200.000 Polaków, Ukraińców i Żydów, posiadających ówczesne polskie obywatelstwo. 

        No więc ojcu minister Anders ci ludzie zawdzięczają uratowanie im życia. Duża część tych, którzy wyszli z ZSRS, znalazła się później właśnie w Kanadzie. Z około 3000 Żydów, którzy byli żołnierzami w armii  generała Andersa i którzy złożyli przysięgę na wierność państwu polskiemu, ponad 2000 zdezerterowało w Palestynie. Niejednokrotnie opuszczali oni swoje oddziały z bronią i sprzętem. Zdezerterował też między innymi Menahem Begin (Mieczysław Biegun), późniejszy szef oddziałów terrorystycznych podkładających bomby sprawującym kontrolę nad ówczesną Palestyną Brytyjczykom i późniejszy premier Izraela. Generał Anders nie ukarał żadnego z Żydów, którzy z polskiej armii wówczas zdezerterowali. Ci dezerterzy stanowili później podstawę partyzantki żydowskiej walczącej z Brytyjczykami na terenie Palestyny. 

        Ale nie tylko im gen. Anders uratował życie. W związku z tym, że zarządzający światową iluzją Hollywood może jutro zmienić sposób postrzegania historii niemalże każdej osoby na świecie, zdecydowałem się podejść do pani minister Anders i zadać jej pytanie o uratowanie życia przez generała Andersa kilkudziesięciu tysiącom innych Ukraińców już po zakończeniu II w.św. 

        – Pani minister, chcę zadać Pani pytanie w imieniu pisma „Goniec”. Pani tato po zakończeniu II w.św. uratował życie kilkudziesięciu tysiącom Ukraińców, a przede wszystkim żołnierzom ukraińskiej dywizji Hałyczyna, walczącej u boku Niemców. Czy Pani mogłaby coś na temat tego wydarzenia powiedzieć? 

        Minister Anders: Ja wówczas byłam bardzo młoda i mój tato na temat tego wydarzenia ze mną nie rozmawiał, więc nie mogę się na ten temat wypowiedzieć. 

        – Pani minister, w czasie swojego przemówienia powiedziała Pani, że pragnie wznieść pomnik upamiętniający osobę Pani ojca. Pani oczywiście ma na myśli wzniesienie tego pomnika na terenie Polski?  

        Minister Anders: Tak, oczywiście, chcę, aby ten pomnik został wzniesiony na terenie Polski.

        Miałem jeszcze trzecie pytanie do pani minister, które już miałem jej zadać, związane z jej pracą jako sekretarza stanu do spraw dialogu międzynarodowego, a mianowicie chciałem zapytać się o to, czy nie jest czas na to, żeby powstało niezależne państwo Kurdów, którzy liczą przecież około 40 milionów ludzi i nie mają swojego państwa. Państwo takie mogłoby wpływać stabilizująco i pokojowo na waśnie i konflikty na terenie Bliskiego Wschodu.  Polska powinna wspierać tę inicjatywę. Niestety, w tej chwili podszedł do nas  pan przydzielony do ochrony minister Anders i wskazał na kolejkę ludzi, którzy ustawili się, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z panią minister. Musiałem przerwać, ale będzie przecież zawsze ta następna okazja. 

        No to teraz coś trzeba przekąsić? Poszliśmy na taras, a tam firma Teresa Catering przygotowała różne torontońskie, i nie tylko, potrawy. Były więc chicken souvlaki, i potato dumplings, i wursty. No ale czego brakuje Polakowi? Bigosu z grzybami brakuje! W razie czego może być on i bez grzybów, bo wiosna przecież. Z tym bigosem to jest tak, że tu Amerykanie to swoje GMO doprawiają saletrą, tak żeby przy zmartwychwstaniu jedzenie jeszcze świeże było, później, żeby zabić goryczkę, sypią po tym cukier bez umiaru. No więc każdemu wschodniemu Europejczykowi chodzi po głowie bigos organiczny, bigos podlany winem białym. I tak było. Ach, była też i inna dobra polska potrawa, czyli zimne nóżki. Tylko musi być jakiś „unterofficer” pomylił sznaps z octem, bo tego ostatniego ani na stole, ani pod stołem znaleźć nie mogłem. No cóż, wielokulturowość kosztuje.

        Dużo było na tym spotkaniu pozytywnej energii i wibracji. Młodsi, oprócz przyjścia do konsulatu z obowiązku patriotycznego, przyszli zdaje się także w celach matrymonialnych. Architekci i salesmani przebrani za górali śpiewali na tarasie pieśni zbójeckie. A wszystko to w estetycznych wnętrzach i specjalnej atmosferze konsulatu. Ambience, tak się teraz o tym mówi. Nikt nie ma takiego ładnego konsulatu w Toronto, jaki ma Polska. Włosi też mają ładny konsulat, ale jednak brakuje im tam widoku na „morze ontaryjskie”. Słyszę, jak młoda kobieta mówi: I can see that is good to be Polish now. Dużo pozytywnej energii i wibracji. Ponieważ zabrakło mleka do kawy, to na drugą szychtę poszliśmy do irlandzkiego pubu.

Janusz Niemczyk

Premier Trudeau nie ukrywa rozczarowania w związku z wycofaniem się Stanów Zjednoczonych z umowy nuklearnej z Iranem. Trudeau przyznaje, że umowa, formalnie nazywana Joint Comprehensive Plan of Action, nie była idealna, ale gwarantowała, że Iran nie będzie rozwijał broni jądrowej. Porozumienie z 2015 roku było negocjowane przez USA, Wielką Brytanię, Francję, Chiny, Rosję i Niemcy. W dalszym ciągu popierają je największe państwa europejskie, Chiny i Rosja.

Trudeau powiedział, że szanuje decyzje innych krajów dotyczące ich polityki zagranicznej. Zaznaczył, że Kanada będzie podejmować swoje decyzje w Ottawie, a nie w Waszyngtonie czy gdzieś indziej. W zeszłym tygodniu do Ottawy przyjechał izraelski dyrektor generalny ministerstwa wywiadu Chagai Tzuriel. Starał się przekonać Kanadę do zerwania lub wzmocnienia postanowień umowy, którą jego kraj uważa za nieskuteczną. Dzień wcześniej telewizja nadała prezentację premiera Benjamina Netanjahu, który mówił o dokumentach zdobytych przez agentów Mossadu. Miało z nich wynikać, że Iran kłamał na temat konstruowania broni jądrowej jeszcze przed podpisaniem umowy w 2015 roku. Jednak nic nie wskazywało bezpośrednio na łamanie postanowień umowy po jej podpisaniu.

W przyszłym miesiącu Kanada będzie gościć liderów krajów grupy G7. Premier Trudeau spodziewa się, że temat umowy z Iranem powróci podczas dyskusji.

***

Andrew Bennett, były kanadyjski ambasador wolności religijnej, mówi, że rząd Trudeau przejawia tendencje totalitarne, które najlepiej ujawniają się w programie pracy wakacyjnej dla uczniów i studentów. Bennett stał na czele biura federalnego, które poprzedni konserwatywny rząd utworzył w Globa Affairs Canada po wyborach w 2011 roku. W 2015 biuro Bennetta zostało zlikwidowane. Okazało się zbyt kontrowersyjne, a niektórzy zarzucali mu, że stawiało w centrum chrześcijan. Teraz Bennett zakłada nowy instytut analiz, który będzie działał przy instytucie Cardus i ma zająć się zagadnieniami związanymi właśnie z wolnością religijną i chce wywołać publiczną dyskusję na temat roli wiary w życiu publicznym. Będzie przygotowywał kwartalne raporty. Planuje też sympozjum dotyczące prawa religijnego i cywilnego.

Jeśli chodzi o oświadczenie wymagane od beneficjentów programu Canada Summer Jobs, Bennett zauważa, że zmusza ono osoby, które nie musza mieć szczególnie silnych przekonań religijnych, do zajmowania stanowiska w sprawach polaryzujących społeczeństwo. Inaczej nie mają co liczyć na fundusze federalne. Nie ważne, czy ktoś jest osobą wierzącą, czy po prostu nie ma lub nie chce mieć zdania na jakiś temat, rząd wymusza oświadczenie. Nie myli się ten, kto wyczuwa tu totalitaryzm, twierdzi Bennett. Jeśli rząd chce, by kanadyjskie społeczeństwo było pluralistyczne, a różnorodność na prawdę była szanowana, musi dbać o podstawowe wolności obywateli. Nawet jeśli obywatele korzystają z tych podstawowych wolności w sposób sprzeczny z przekonaniami rządu.

***

Torontońska agencja zdrowia publiczego wydała ostrzeżenie po tym, jak 30 kwietnia na lotnisku Pearsona wylądowało dziecko chore na odrę. Dziecko przyleciało samolotem linii Saudia Airlines, numer lotu SV0061, z Jeddah w Arabii Saudyjskiej. Ostrzeżenie zostało wydane 7 maja, po potwierdzeniu choroby u dziecka. Kontakt z bakterią mogły mieć osoby, które przebywały  4 maja między godziną 9 rano a 2:30 po południu na oddziale pediatrycznym szpitala Humber River. Odra jest bardzo zaraźliwa i szczególnie niebezpieczna dla osób, które nie przyjęły dwóch dawek szczepionki, dzieci poniżej jednego roku życia, kobiet w ciąży i osób z obniżoną odpornością. Objawy odry są zbliżone do grypy. Ponadto, występują: wysoka gorączka, łzawienie oczy, nadwrażliwość na światło oraz czerwona wysypka utrzymująca się od czterch do siedmiu dni.

***

Część ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem twierdzi, że najgroźniejsza grupą ekstremistyczną funkcjonującą w Kanadzie jest skrajnie prawicowe ugrupowanie zwane Three Percenters. Jej założyciele mówią, że każdego powitają z otwartymi ramionami, choć pojawiają się głosy, że grupa jest po prostu antymuzułmańską milicją. Przed Three Percenters ostrzega też były neonazista Maxime Fiset, który obecnie współpracuje z montrealskim centrum zapobiegania radykalizacji i przemocy. Mówi, że on samego początku ma grupę na oku. Podkresla, że jej założyciele i członkowie utwierdzają ludzi w poczuciu strachu i mobilizują ich do akcji.

Nazwa Three Percenters odwołuje się do tezy, że tylko 3 proc. Amerykanów chwyciło za broń i służyło w armii kolonialnej George'a Waszyngtona walcząc przeciwko Brytyjczykom w czasie rewolucji. Celem grupy jest obrona praw do posiadania broni, obrony przeciwko nadmiernej ingerencji rządu i tyranii. Na stronie internetowej Three Percenters można znaleźć zapewnienia, że nie jest to grupa milicyjna ani antyrządowa. Powstała w 2008 roku po wyborach prezydenckich w USA, które wygrał Barack Obama. W zeszłym roku powstał pierwszy kanadyjski oddział Three Percenters w Albercie. Rok później CBC podało, że grupa rośnie w siłę, ma już oddział w Ontario, a jej członkowie są praktycznie w każdej prowincji. Ze strony Three Percenters na fejsbuku wynika, że w Albercie może liczyć nawet 3000 członków, w Ontario - ponad 600. Nie do końca wiadomo, ilu z nich jest aktywnych. Podobnie jak amerykańskie, także kanadyjskie oddziały deklarują, że są uzbrojone i gotowe do obrony przed rządem, który będzie próbował ich uciskać. Nazywają się patriotami. Z niektórych wpisów na fejsbuku wynika, że czynnymi członkami mogą zostać tylko osoby legalnie posiadające broń. Pojawia się tej temat nienawiści do muzułmańskich uchodźców i otwierania granic, a także sugestie, że Justin Trudeau skrycie przeszedł na islam. Za pośrednictwem fejsbuka grupa organizuje ćwiczenia taktyczne, monitoruje meczety i ochrania demonstracje.

***

Earthquakes Canada podało, że we wtorek tuż przed 5:30 po południu zatrzęsła się ziemia w GTA. Wstrząsy o sile 3 stopni w skali Richtera wystąpiły około 15 kilometrów na południe od Ajax. Były odczuwalne w Ajax, a także w Whitby i Oshawie. Nie ma doniesień o zniszczeniach lub rannych.

***

Rodzina z Calgary domaga się unieważnienia mandatu za złe parkowanie, który dostała, gdy przywiozła noworodka na ostry dyżur. Ojciec chłopca Chris Martin opowiada, że jego trzydniowy syn przestał jeść i zaczął zapadać w letarg. Razem z żoną postanowili pojechać do Alberta Children's Hospital, jak im poradziła pielęgniarka, do której zadzwonili wcześniej. Zaparkowali przy szpitalu i poszli na izbę przyjęć. Martin uiścił w budynku szpitala opłatę za parkowanie przez całą dobę. Gdy wrócił do samochodu jakieś pół godziny po zaparkowaniu go, znalazł za wycieraczką mandat na 40 dolarów. Mandat został wystawiony 10 minut po przyjeździe państwa Martin do szpitala.

Chris Martin mówi, że takie egzekwowanie przepisów jest bezduszne i frustrujące. Tłumaczy, że przed wyjazdem do szpitala musiał zorganizować opiekę dla drugiego dziecka, on i żona martwili się o noworodka, a w sytuacji gdy chodzi o zdrowie trzydniowego dziecka, ostatnią rzeczą o której myśli rodzic jest płacenie za parking. Próbował od razu znaleźć osobę, która dała mu mandat. Na druku nie było żadnego numeru telefonu ani adresu e-mail, tylko adres strony internetowej, na której nic nie dało się znaleźć. Ostatecznie Martin poskarżył się w mediach społecznościowych na Alberta Health Services. Agencja zgodziła się na skasowanie mandatu i dała Martinowi karnet na parking. Napisała w oświadczeniu, że w tych okolicznościach mandat nie powinien być wystawiony. Martin uważa, ze szpital powinien zmienić regulamin parkowania i dopuścić płacenie po odprowadzeniu chorych do szpitala lub płacenie przy wyjeździe.

***

Tego lata prawdziwe lody waniliowe mogą być towarem deficytowym. Powodem są astronomiczne ceny wanilii związane z wahaniami pogody na Madagaskarze. 80 proc. wanilii pochodzi właśnie z Madagaskaru. Gdy wiosna na wyspie jest chłodna lub występują cyklony i ulewne deszcze, odczuwa to cały świat. Wanilia musi rosnąć przez dwa lata, zanim będzie można zebrać plon.

Właściciel trzech lodziarni Village Ice Cream w Calgary, Billy Firley, mówi, że już przestał używać lodów waniliowych jako bazy do komponowania innych smaków. Może być, że najpopularniejszy smak w ogóle zniknie z menu. Kto będzie chciał płacić 12 dolarów za gałkę lodów, pyta retorycznie Firley. Nie chce używać sztucznej wanilii. Gdy otwierał lodziarnię w 2012 roku, płacić około 50 dolarów amerykańskich za galon (3,79 litra) ekstraktu waniliowego. Teraz cena za tę samą ilość to co najmniej 550 dol. Ze względu na słaby kurs naszej waluty odpowiada to 750-800 dolarom kanadyjskim.

Sprzedawca ekstraktu David van der Walde z Aust & Hachman Canada przyznaje, ze ceny rzeczywiście są z kosmosu. Na pocieszenie dodaje, że w kolejnych latach mogą trochę spaść. Niestety rynek musi się dostosować.

W zeszłym roku dwie trzecie wanilii używanej w Kanadzie pochodziło z Madagaskaru. Kosztowała 42,9 miliona dolarów, prawie cztery razy więcej niż w roku 2013.

***

Jeśli wierzyć analitykom z Canadian Imperial Bank of Commerce, Kanadyjczycy już niedługo będą wydawać więcej na marihuanę niż na alkohol. Z prognozy banku wynika, że w ciągu najbliższych dwóch lat Kanadyjczycy skonsumują 800 000 kilogramów marihuany, większość w celach rekreacyjnych. Analitycy oceniają, że do 2020 roku zysk ze sprzedaży detalicznej osiągnie 6,5 miliarda dolarów. Kanadyjczycy mniej wydają na mocne alkohole, a na wino tylko nieco więcej.

Obecnie w Kanadzie sprzedaje się około 60 000 kilogramów marihuany rocznie, do celów medycznych. To jednak kropla w morzu w porównaniu z nielegalną konsumpcją, mówią eksperci z CIBC.

Pewien obraz sytuacji starała się nakreślić agencja statystyczna. Jakiś czas temu opublikowała raport, z którego wynika, że w 2017 roku 5 milionów Kanadyjczyków konsumowało marihuanę i wydało na narkotyk ponad 5,7 miliarda dolarów. W tym samym roku wpływy ze sprzedaży tytoniu wyniosły 16 miliardów, piwa - 9,2 mld, wina - 7 mld, a mocnych alkoholi - 5,1 mld. O tym, że rynek jest przyszłościowy, świadczą inne dane Statistics Canada, według których konsumpcja marihuany od lat 60. rośnie rocznie o około 5 proc.

Analitycy CIBC zwracają uwagę, jak wygląda sytuacja w USA, gdzie wiele stanów zdecydowało się na legalizację marihuany. W Waszyngtonie i Kolorado po początkowych problemach z dostawami sprzedaż co roku rosła o 30 proc. Obecnie roczny zysk ze sprzedaży wynosi 3 miliardy dolarów amerykańskich, a wpływy podatkowe rządów różnych szczebli sięgają 650 milionów. Warto przy tym zauważyć, że łączna liczba ludności obu stanów jest mniejsza niż Ontario.

We wtorek opublikowany został także raport agencji ratingowej Moody's. Według niego zysk z podatków prowincyjnych wyniesie 150 milionów dolarów. Najwięcej zarobi Kolumbia Brytyjska (50 milionów), a tylko nieco mniej Ontario i Alberta. Autorzy raportu dodają, że prowincje poniosą koszty związane np. z egzekwowaniem przepisów, ale na legalizacji narkotyku i tak dobrze wyjdą. Legalizacja zmniejszy obciążenie systemu sądowniczego, przyczyni się do tworzenia nowych miejsc pracy i zapewni nowe możliwości finansowe ludności rdzennej.

***

Partia konserwatywna potwierdziła, że podczas poniedziałkowej debaty część zwolenników Douga Forda stanowili wynajęci aktorzy. Rzecznik prasowy partii Melissa Lantsman powiedziała, że jeden z lokalnych kandydatów wynajął agencję castingową. Było to błędne i niepotrzebne. Taka sytuacja więcej się nie powtórzy, zapewniła. Dodała, że Doug Ford i tak cieszy się dużą popularnością.

Osoby zwerbowane przez agencję Castme miały stać przed studiem, w którym odbywała się debata, żeby wydawało się, że Ford ma mnóstwo zwolenników. W ogłoszeniu o pracę wspomniana jest kandydatka PC w okręgu Toronto Centre Meredith Cartwright.

Doug Ford powiedział, że nie wiedział o statystach udających jego zwolenników. Nie słyszął o tym wcześniej i nie wydaje mu się, by jego partia musiała komuś płacić za poparcie. Podczas spotkań z wyborcami sale są pełne. Zaznaczył, że będzie rozmawiał z Cartwright i wyjaśni sprawę.

***

We wtorek Kathleen Wynne przemawiała w parlamencie po raz ostatni przed rozwiązaniem go przed wyborami i - kto wie - być może ostatni raz jako premier. W środę parlament został ostatecznie rozwiązany. Mówiła o swoich osiągnięciach, odniosła się też do poniedziałkowej debaty. Zapytana o to, jak się czuje ze świadomością, że może to być jej ostatnie wystąpienie jako premiera, powiedziała, że stara się o tym nie myśleć. Ma nadzieję, że tak nie będzie. Teraz jeszcze przed nią dużo pracy.

***

Kanadyjscy urzędnicy imigracyjni współpracują z urządnikami amerykańskimi w Nigerii starając się zmniejszyć liczbę imigrantów nielegalnie przekraczających granicę między USA a Kanadą. Wielu z nich to właśnie Nigeryjczycy, którzy na początku dostali wizę turystyczną do Stanów. Według statystyk w pierwszym kwartale 2018 roku ponad połowa z 5052 wniosków o azyl została złożona przez obywateli Nigerii. Większość z nich posiadała ważne amerykańskie wizy turystyczne. W zeszłym roku Nigeryjczycy stanowili drugą co do wielkości grupę narodową ubiegającą się o azyl. 8286 wniosków złożyli obywatele Haiti, a 5575 - Nigerii.

Kanada wysłała do Lagos trzech urzędników. Mają pomagać Amerykanom zwalczać nadużycia. Podobno efekty ich pracy już są widoczne i rośnie liczba odmownych decyzji wydawanych w przypadkach, gdy z dużym prawdopodobieństwem dana osoba próbowałaby się przedostać do Kanady.

Nigeria walczy z islamistyczną grupą Boko Haram. Od 2009 roku działania bojówkarzy zmusiły do migracji 2 miliony ludzi. Do tego osoby LGBT są narażone w Nigerii na prześladowania ze względu na swoją orientację seksualną.

Na razie Kanada przygotowuje się do zwiększonego napływu nielegalnych imigrantów, który zacznie się lada dzień, gdy tylko się ociepli. Rząd federalny rozbudowuje obóz dla uchodźców na granicy między Quebekiem a Stanami Zjednoczonymi. Znajdą się w nim miejsca dla 500 osób.

***

W zeszły piątek nad Ontario i Quebekiem przeszła wichura. Trzy osoby zginęły, tysiące nie miały prądu, a co najmniej jedna rodzina z Toronto straciła dom. Steven Boyko i Jaclyn Lefebvre wynajmowali dom w Scarborough. Wiatr zerwał z niego dach. Syn pary, 9-letni Nathan, który był w tamtej chwili w salonie, mówi, że usłyszał straszny huk. Chłopcu nic się nie stało. Boyko opowiada, że na sofę, na której siedział Nathan, posypał się tynk i izolacja. Spadło też kilka cegieł, które na szczęście cudem ominęły chłopca.

Miejscowy hotel Best Western zaoferował rodzinie zakwaterowanie na tydzień. Boyko i Lefebvre nie mieli wykupionego ubezpieczenia. Zapłacili już czynsz za maj.

Doug Ford obiecuje, że po dojściu do władzy konserwatyści obniżą prowincyjny podatek dochodowy płacony przez klasę średnią. Stawka w drugim progu podatkowym zostanie obniżona o 20%. Osoby zarabiające od 42 690 do 85 923 dolarów rocznie zaoszczędzą nawet 786 dol. Za upusty dla klasy średniej zapłacą najlepiej zarabiający.

7 czerwca po raz pierwszy w historii głosujący w wyborach prowincyjnych w Ontario będą mogli korzystać z elektronicznych maszyn do głosowania. Papierowe karty do głosowania odejdą do lamusa w większości okręgów wyborczych i zostaną zastąpione przez elektroniczne odpowiedniki zwane e-Poll Books. Elections Ontario twierdzi, że przyspieszy to zarówno proces oddawania, jak i liczenia głosów. Po przyjściu do lokalu wyborczego, maszyna zeskanuje kartę uprawniającą do głosowania, w taki sposób jak skanuje się produkty w sklepie spożywczym. Następnie zostanie wydana karta do głosowania. Wyborca odda na niej głos i zwróci ją urzednikowi, który umieści ją w maszynie zliczającej. Maszyny do głosowania zostaną umieszczone w 50 proc. okręgów, w taki sposób, by miało do nich dostęp 90 proc. osób uprawnionych do głosowania.

Rzecznik prasowy Elections Canada powiedział, że technologia była testowana podczas wyborów uzupełniających w dwóch okręgach w 2016 roku. Korzystają z niej też miasta przeprowadzające wybory lokalne. 11 lutego 2016 roku w okręgu Whitby-Oshawa liczenie głosów zajęło tylko 30 minut. Tradycyjnie urzędnicy potrzebowali półtorej godziny.

Agencja wyborcza podkreśla, że wprowadzenie elektornicznych maszyn rejestrujących głosy pozwoli na rozwiązanie jeszcze jednego problemu - braków kadrowych. W 2014 roku w dniu wyborów przez 14-16 godzin pracowało 76 000 urzedników. Teraz, gdyby system pozostał ten sam, po dodaniu 17 nowych okręgów, do obsługi wyborów potrzeba by było 100 000 osób. Dzięki przejściu na system elektroniczny wystarczy 55 000.

Lydia Mason złożyła pozew przeciwko swojemu pracodawcy, który zwolnił ją gdy zdiagnozowano u niej nowotwór piersi. Mason pracowała od 14 lat w ministerstwie edukacji jako kierownik projektu. Kilka miesięcy po tym, gdy poinformowała swojego managera, że będzie szła na długoterminowe zwolnienie lekarskie z powodu choroby nowotworowej, przełożony przekazał jej telefonicznie informację o zwolnieniu. Kobieta przebywała wówczas w szpitalu na rekonwalescencji po operacji, od pięciu tygodni była na krótkoterminowym zwolnieniu lekarskim. Zwolnienie krótkoterminowe miało trwać sześć miesięcy, natomiast wniosek o długoterminowe zwolnienie został odrzucony. Mason otrzymała też list z ministerstwa z wyjaśnieniem, że departament będzie przeprowadzał redukcję zatrudnienia. Stanowiska pracy uznawane za zbędne zostaną zlikwidowane. Obecnie, od 4 lat, Mason przebywa na urlopie bezpłatnym, z własnej kieszeni pokrywając comiesięczne składki na pracownicze ubezpieczenie zdrowotne.

Kobieta uważa, że została zwolniona z powodu choroby. Mówi, że na walkę z nowotworem złośliwym wydaje rocznie tysiące dolarów. Domaga się odszkodowania w wysokości 1 miliona dolarów. Twierdzi, że chodzi jej nie tylko o pieniądze. Występuje w imieniu wszystkich chorych, którzy zostali potraktowani przez swoich pracodawców w sposób okrutny i bezduszny.

Rzecznik prasowy ministerstwa odmówił komentowania konkretnej sprawy. Podkreślił jednak, że ministerstwo ze szczególną troską podchodzi do problemów zdrowotnych swoich pracowników.

Tanya Granic Allen oświadczyła, że oskarżenia kierowane pod jej adresem przez partię liberalną i prasę oraz zarzucanie jej braku szacunku dla osób LGBT+ to kłamstwa. Jej słowa były wyjmowane z kontekstu i na tej podstawie formułowano oszczerstwa. Granic Allen mówi, że chciała wyjaśnić swoje stanowisko już kilka tygodni temu, ale ekipa Douga Forda ostro jej to odradzała i twierdziła, że sama się tym zajmie. Więc ona nie rozmawiała z mediami. Teraz mówi, że to był błąd. Ludzie Forda nie pomogli jej, tylko zaszkodzili.


Na początku swojego oświadczenia Granic Allen przypomniała, że jest córką imigrantów. Jej matka pochodzi z Malty, a ojciec - z Chorwacji, która przez lata była rządzona przez komunistów, a osoby wierzące były prześladowane. Jak we wszystkich reżimach marksistowskich władza atakowała tradycyjną rodzinę i starała się rozrywać więzy między rodzicami i dziećmi. Zmiany nastąpiły w latach 90., po wojnie domowej.


W 2014 roku Granic Allen, będąc w ósmym miesiącu ciąży i przyjmując leki na chorobę związaną z ciążą, przemawiał podczas konferencji chorwackiej młodzieży katolickiej. Powiedziała, że była w szoku, gdy dowiedziała się, iż rząd Chorwacji - kraju niedawno wyzwolonego - wprowadza przymusową edukację seksualną i promuje "małżeństwa" homoseksualne wśród dzieci. Użyła przy tym emocjonalnego sformułowania, że z niedowierzania zbiera jej się na wymioty. Nie chodziło jej jednak o "małżeństwa" homoseksualne, ale o to, że tak wiele osób straciło życie, by w Chorwacji zapanowała wolność religijna, a teraz, po 20 latach, przychodzą nowi prześladowcy.


Granic Allen podkreśliła, że jest praktykująca katoliczką i popiera nauczenie Kościoła Katolickiego, również to dotyczące tradycyjnej definicji małżeństwa. Wierzy też w godność człowieka. Jednocześnie jako Kanadyjka przestrzega kanadyjskiego prawa, nawet tego, z którym się nie zgadza. Przypomniała, że podczas kampanii przed wyborami na lidera partii ani razu nie komentowała sprawy "małżeństw" homoseksulanych. To jest sprawa federalna, a nie prowincyjna.


Granic Allen dobitnie oświadczyła, że zarzucanie jej braku poszanowania godności i praw człowieka osób należących do społeczności LGBT+ oraz nazywanie jej homofobem to kłamstwo. Co więcej, to obelga pod adresem katolicyzmu i osób wierzących wyznających różne religie, dla których przekonania religijne są naprawdę ważne i które są odpowiedzialnymi obywatelami wolnej, demokratycznej i tolerancyjnej Kanady. Granic Allen przypomniała, że w 2013 roku krytykowała Quebec, który wprowadzał Kartę Wartości mającą ograniczać świadczenie o religii w miejscach publicznych. Prowincyjne prawo miało zakazywać noszenia turbanów, krzyży, jarmułek, hidżabów, a także zasłon twarzy takich jak nikab i burka. Pisała o tym na blogu i starała się pokazać, na czym polega dyskryminowanie i ograniczanie wolności religijnej. Wspominała o nikabie i burce. Jednak jeśli kobieta w Kanadzie z własnej woli chce je nosić, to jej wybór i ma do tego prawo, podkreśliła Granic Allen. Tymczasem liberałowie i Toronto Star zrobiły z niej islamofoba.


Granic Allen odniosła się też do edukacji seksualnej. Stwierdziła, że nie jest jej przeciwna, ale nie popiera radykalnej, antyrodzinnej i antyreligijnej wersji narzucanej przez Kathleen Wynne. W 2016 roku stanęła na czele organizacji broniącej praw rodziców Parents As First Educators (PAFE), której celem było doprowadzenie do wycofania ze szkół nowego programu edukacji seksualnej. Była głosem rodziców z całej prowincji - również rodziców żydowskich, muzułmańskich, ateistów, chrześcijańskich, sikhijskich, hinduskich i LGBTQ+. Za to oskarżano ją o narzucanie ontaryjczykom swoich przekonań religijnych. To także zakłamanie. Granic Allen zaznacza, że jest za rozdzieleniem państwa i kościoła, ale to musi działać w obie strony. Państwo nie powinno ingerować w wolność religijną obywateli. Ontaryjscy rodzice doświadczyli takiej ingerencji ze strony premier Wynne, której dni są już policzone.


Na koniec Granic Allen stwierdziła, że nie zamierza się wycofywać. Gdy 7 czerwca konserwatyści wygrają wybory i stworzą rząd, PAFE dalej będzie walczyć o ontaryjskie rodziny.

W Toronto ruszył sezon budowlany. Miasto zamierza w tym roku między innymi wyremontować wschodnią część autostrady Gardiner między Jarvis a Cherry, wymienić tory tramwajowe na skrzyżowaniach Gerrard i Parliament oraz Dundas i Broadview, a także pracować nad torowiskiem na Harbour Street. Prace zaplanowane na 2018 rok będą kosztować 720 milionów dolarów. Z tego 360 milionów zostanie przeznaczonych na remonty dróg, autostrad i mostów, 300 milionów - na ścieki i wodociągi, a 61 milionów - na zabezpieczenie piwnic przed podtopieniami. Radny Jaye Robinson, przewodniczący miejskiej komisji prac publicznych i infrastruktury, mówi, że to będzie pracowity rok. Zapewnił, że miasto postara się tak rozplanować prace, by jak najmniej przeszkadzały pieszym, rowerzystom i kierowcom.

Premier Justin Trudeau będzie przepraszał za incydent MS St. Louis. W 1939 roku statkiem przypłynęło 907 niemieckich Żydów, którym Kanada odmówiła azylu. Potem 254 z nich zginęło w czasie holokaustu. Statek najpierw próbował przybić do wybrzeży Kuby, potem do Stanów Zjednoczonych, a następnie do Halifaksu. Gdy rząd Williama Lyona Mackenzie Kinga nie pozwolił pasażerom wyjść opuścić statku, jednostka zawróciła do Europy. Połowę pasażerów przyjęły Wielka Brytania, Holandia, Francja i Belgia. Około 500 wróciło do Niemiec.


Trudeau wygłosił oświadczenie, w którym zapowiedział oficjalne przeprosiny, ale nie sprecyzował, kiedy będą miały miejsce. Przyznał, że nie zmieni kanadyjskiej historii, ale trzeba się uczyć na błędach. Częścią naszej narodowej odpowiedzialności jest przyznawanie się do błędów i trudnej przeszłości, a także ciągła walka z codziennymi przejawami antysemityzmu, powiedział Trudeau.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.