A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 04 październik 2013 21:40

Podpowiedzi

Napisane przez

Izabela EmbaloNie mam nic przeciwko serdecznym poradom i podpowiedziom znajomych w jakiejkolwiek dziedzinie, ale osoba, która stara się coś dobrego doradzić, powinna się zastanowić, czy naprawdę posiada odpowiednią wiedzę i czy podpowiedź nie będzie szkodliwa.

Moi klienci często pytają mnie o różne, niezwiązane z imigracją sprawy, chcą bym w różnych kwestiach doradziła, ale zawsze im powtarzam, że jestem specjalistą prawa imigracyjnego i tylko w tej dziedzinie mogę tak naprawdę doradzać i że warto skonsultować się ze specjalistą danej dziedziny, jeśli chcą uzyskać fachową, rzetelną podpowiedź... zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy czegoś ważnego w ich życiu. Osobiście także zawsze korzystam z porad specjalistów, mogę przedyskutować coś ze znajomymi, rodziną, ale zanim podejmę jakąś istotną decyzję, udaję się do osób kompetentnych.

Niestety nie należy do rzadkości sytuacja stworzenia imigracyjnej komplikacji. Zgłaszają się do mnie osoby, które otrzymały decyzję negatywną tylko dlatego, że znajomy, sąsiad, ktoś z rodziny czy inna osoba niekompetentna poradziła, by załatwiać sprawę tak lub inaczej.

Oczywiście osoby te nie mają złych intencji, często dzielą się swoim doświadczeniem lub powtarzają, co słyszeli od innych, jednak można w ten sposób wyrządzić wiele krzywdy, zupełnie nieintencjonalnie.

 

Przykład # 1

Młody mężczyzna z Polski, zdolny informatyk, przyjechał do Kanady turystycznie. Koledzy doradzili mu, by nie przedłużał wizy, bo tak podobno będzie najlepiej. Obecnie mężczyzna przebywa w Kanadzie nielegalnie. Otrzymał bardzo atrakcyjną propozycję pracy, pracodawca jest zainteresowany sponsorowaniem imigranta na pobyt stały w programie prowincji Ontario, jednak warunkiem otrzymania wizy pracy i pobytu jest LEGALNY STATUS kandydata. Szansa została w tej sytuacji zaprzepaszczona. Wiza wygasła cztery miesiące temu, nie można jej już, zgodnie z kanadyjskim prawem, restaurować i nie można starać się o wizę pracy na kanadyjskiej granicy np. w Niagara Falls. Gdyby emigrant udał się na konsultację do doświadczonego specjalisty, na pewno adwokat czy konsultant doradziłby, by szukać oferty pracy i jednocześnie przedłużyć wizę, utrzymując tym samym wymóg posiadania legalnego statusu imigracyjnego. Oczywiście wizy turystycznej nie można przedłużać w nieskończoność, ale w tym przypadku, pierwsze przedłużenia jeśli jest dobrze przygotowane podanie wizowe, można w dość łatwy sposób otrzymać.

 

Przykład # 2

Emigrant z Polski ożenił się z kanadyjską rezydentką. Pracował bez autoryzacji, miał nawet przyzwoite dochody, więc jego żona nie wykazywała zarobków, pracując za gotówkę. Pani tłumaczka, która dorabiała w nielegalny sposób prowadzeniem drobnych spraw imigracyjnych, doradziła im, że nie będzie problemu, bo to jest sprawa małżeńska i że urząd musi dać mężowi pobyt. Dochód sponsora nie jest tu wymagany. Nie mogą odmówić w takiej sytuacji. Duże było zdziwienie pary, kiedy urząd przysłał decyzję odmowną wraz z dokumentem-nakazem opuszczenia Kanady. Wystarczyło, by ktoś kompetentny doradził sponsorce, że bez dochodu w tej sytuacji nie otrzyma ona akceptacji sponsorstwa.

Przykłady mogłabym mnożyć, spotykam się z takimi sytuacjami na porządku dziennym i czasem myślę sobie, że zamiast teraz naprawiać czyjeś błędy, wynikające z braku wiedzy i doświadczenia niekompetentnych osób, mogłabym od razu poprawnie poprowadzić sprawę, czy chociażby doradzić coś pożytecznego. Podobnie moi koledzy, zajmujący się profesjonalnie praktyką prawa imigracyjnego.Tym bardziej że wiele osób przez błędne podpowiedzi zamyka sobie drogę do niektórych prawnych opcji uzyskania wizy pracy, studiów czy pobytu stałego.

Izabela Embalo
licencjonowany doradca imigracyjny
licencja # 506496

OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ DO KANADY PROSIMY O KONTAKT Z NASZYM BIUREM
416-5152022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Możliwości wizyty w Toronto i Etobicoke (blisko MississaugI i Brampton)

Część pierwsza jest tutaj

Rozmowa "Gońca" z księdzem Grzegorzem Bliźniakiem, przełożonym Stowarzyszenia Misjonarzy Jezusa Miłosiernego, mającego za cel głoszenie orędzia Bożego Miłosierdzia, przekazanego przez św. siostrę Faustynę.

ksblizniakW każdym razie na krótko przed śmiercią, a umiera 15 lutego 1975 roku w Białymstoku, zaczął szukać kogoś, komu mógłby przekazać tę misję. Czuł, że ta misja jest bardzo ważna, zresztą sam powiedział, że to jest bardzo ważne żądanie Pana Jezusa. Był przekonany, że to zgromadzenie zakonne, kiedy powstanie, ono niejako będzie robić to, co Pan Jezus zlecił św. Faustynie, więc rozszerzać to orędzie Bożego Miłosierdzia. W tej chwili wiele osób to robi, wielu kapłanów to robi, ale ks. Michał był przekonany, że ten zakon jest potrzebny, ponieważ Pan Jezus go żądał. I na łożu śmierci przekazał tę misję swojemu przyjacielowi, dziś już nieżyjącemu ks. prałatowi Zygmuntowi Chodosowskiemu, i ten kapłan przez następne trzydzieści lat usiłował założyć takie zgromadzenie zakonne. I to znowu jest materiał na jeden duży artykuł. Też mu się nie udało. Już byli kapłani, spotykali się, modlili się, nie mogli w żaden sposób znaleźć biskupa, który by chciał to zatwierdzić.

Muszę przypomnieć, że to są czasy, kiedy całe orędzie Bożego Miłosierdzia stało pod takim znakiem zapytania. Tzn. to było tak, że najpierw Kościół uznał, potem się wycofał, bo były niesłuszne zarzuty wobec ks. Michała Sopoćki wobec całej interpretacji orędzia. Diabeł się wściekał, mówiąc krótko. Pan Jezus powiedział do Faustyny, że będzie taki moment, że to całe dzieło będzie jakby w całkowitym zniszczeniu. Powiedział, że całe moje dzieło, czyli dzieło zbawienia świata, napotyka trudności, ale żadnemu orędziu tak się nie przeciwstawi diabeł, jak orędziu Bożego Miłosierdzia, mojego miłosierdzia. Bo przez to orędzie wielu ludzi będzie zbawionych, uratowanych.

piątek, 04 październik 2013 14:28

Bogdan Łabęcki jakim go pamiętam

Napisane przez

Labicki

W poniedziałek, 30 września, zmarł w szpitalu St. Michaels w Toronto Bogdan Łabęcki. 

Poznałem go bliżej kilkanaście lat temu na jakiejś imprezie polonijnej. To znaczy widywałem go już wcześniej na różnych imprezach, ale z nim nie rozmawiałem. Nieco później przyszło mi jakoś napisać tekst o jednej z polonijnych imprez kulturalnych.

Potrzebowałem więcej informacji, potrzebowałem opinii kogoś, kto dłużej ode mnie przebywał w Kanadzie. Przyszła mi do głowy osoba Bogdana Łabęckiego. Przecież on przyjechał do Kanady prawie 20 lat przede mną, przecież Bogdan jest ciągle obecny na różnych imprezach, powinien więc mieć jakieś wiadomości, jakąś opinię?

Zadzwoniłem do Bogdana. Bogdan na moje pytania powiedział: no to wpadnij, pogadamy. Wpadłem do Bogdana.

Okazał się być skarbnicą wiedzy na temat specyfiki wydarzeń kulturalnych w Polonii kanadyjskiej. Jego opinie były zawsze bardzo trafne. Później przyszło mi pracować przez parę lat w sąsiedztwie jego miejsca zamieszkania.

Wpadałem do niego do domu w czasie przerwy obiadowej. Rozmawialiśmy, a może raczej staraliśmy się rozmawiać, bo Bogdan wiecznie otrzymywał dziesiątki telefonów, o wydarzeniach w Polonii, również o polityce i oczywiście o Polsce. Bogdan był patriotą polskim aż do bólu. Jego mottem było: Nie dzielić się! Nie chodzić po sądach!

Nie zawsze zgadzałem się do końca z opiniami Bogdana, co nie znaczy, że były to opinie niesłuszne. Po prostu były inne.

Mnie się jego opinie przydawały, bo pomagały mi popatrzeć na pewne sprawy okiem drugiej osoby, pomagały mi w przyjęciu jakiegoś zrównoważonego osądu. Dobry osąd przy pisaniu różnych tekstów jest bardzo ważny.

Bogdan wyglądał i zachowywał się młodziej, niż faktycznie miał lat. Bogdan Łabęcki był osobą bardzo żywą i inteligentną. Obie te jego cechy, o czym wielu nie wie, były bardzo przydatne, czy więc zbawienne dla Polonii.

Otóż Bogdan bywał obecny, przychodził na wiele imprez politycznych szczebla federalnego, prowincyjnego i miejskiego.

Obserwowałem Bogdana, jak na takich spotkaniach zawsze umiał zagadnąć, przeprowadzić krótką kurtuazyjną rozmowę, umiał być dowcipny.

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był dobry w public relations. Często na takich spotkaniach było tylko parę osób z Polonii, a on był właśnie jedną z tych osób. Było to bardzo ważne że tam był, bo gdyby nie było tam Bogdana i jeszcze jednej dodatkowej towarzyszącej mu często osoby, którą ze sobą przyprowadzał, zabierał, podwoził, to na takich spotkaniach nie byłoby nikogo z Polonii. Z podwożeniem przez Bogdana pamiętam takie zdarzenie.

Spotkaliśmy się kiedyś przypadkowo na imprezie w budynku sejmu prowincji Ontario Queens Park. No i Bogdan mówi, podwiozę cię do domu i jeszcze pójdziemy po drodze na kawę. Pogadamy.

– Słuchaj Bogdan, pojadę metrem.

– No nie, nie będziesz jeździł metrem. Podwiozę cię, bo jeszcze i tak Krysię podwożę.

Jak tu odmówić naleganiom dobrego znajomego? Jedziemy.

Nagle Bogdan mówi do siebie: O cholera, mam spotkanie w Oakville za pół godziny. Wiesz co? Jesteś już blisko domu, to ja ciebie tu zostawię i ja jadę dalej.

Bogdan spełniał rolę reprezentanta Polski, Polaków i Polonii bardzo dobrze. Nie marnował czasu na emeryturze. Ostatni raz rozmawiałem z Bogdanem na początku września na imprezie "Gońca" w parku Paderewskiego.

– Wpadnij do mnie, powiedział Bogdan. – Pogadamy.

Mnie, ale nie tyko mnie, bo i całej Polonii, będzie Bogdana brakowało.

Janusz Niemczyk

Czwartek, 19 września

Ten dzień upłynął nam pod znakiem zmęczenia. Gdy tylko zatrzymywaliśmy się na chwilę, zaraz większość siadała, opierała głowę na rękach i starała się utrzymać oczy otwarte.

Rano wyruszamy do bazyliki św. Piotra. Wchodzimy około 8.00, jeszcze jest tak pusto. Niemal przy każdym ołtarzu odprawiana jest Msza św. Czasem tylko dla kilku osób. Właśnie w takiej chwili, bez tłumu, można poczuć wielkość miejsca. Uczestniczymy we Mszy św. odprawianej przez o. Marcina, po czym zwiedzamy wnętrze bazyliki. Zaczynamy od Świętych Drzwi, które są otwierane co 25 lat w latach jubileuszowych. Ostatni raz otwierał je Jan Paweł II. Po tym zostają zamurowane. Gdy wchodzimy do środka, rzeczywiście w tym miejscu jest ściana. Zaraz obok za szybą znajduje się Pieta Michała Anioła. Artysta stworzył rzeźbę w bardzo młodym wieku, tak że nikt nie dawał wiary, że to jego dzieło. Dlatego umieścił swoje imię na szarfie Maryi.

szczury40

Szczury kochają Toronto

Toronto

Problemem w Toronto stają się gryzonie. Upodobały sobie zwłaszcza tereny, gdzie przeważa budownictwo jednorodzinne.

Mieszkańcy coraz częściej natykają się na szczury w swoich ogródkach. Firmy zajmujące się deratyzacją potwierdzają, że populacja szczurów w Toronto systematycznie rośnie – o 10-15 proc. rocznie przez ostatnie pięć lat. I to na obszarach, które do tej pory były praktycznie wolne od gryzoni.
Za większą liczbę szkodników odpowiada m.in. miasto ze swoją proekologiczną polityką. Powstaje coraz więcej terenów zielonych, do których ciągną szczury. 

Poza tym budownictwo płoszy szczury z ich dotychczasowych kryjówek. 

Zimy są też lżejsze, przez co większej liczbie gryzoni udaje się je przetrwać.

 


Zaciskanie wokółburmistrzowych szczęk

Toronto

Przyjaciel Roba Forda, który czasem pełnił obowiązki kierowcy burmistrza, Alessandro (Sandro) Lisi, 35 l., został aresztowany w Etobicoke. Policjanci ubrani po cywilnemu, nieoznakowanym samochodem przyjechali pod budynek, w którym mieści się pralnia Richview Cleaners, przy Eglinton Avenue i Wincott Drive.

W środę rano budynek był zabezpieczony taśmą policyjną. Przeszukanie przeprowadzono w środę we wczesnych godzinach rannych. Niedługo po tym, około 4.00 rano, policja przyjechała do domu Lisiego. Dokonano przeszukania z użyciem psa tropiącego. Sześć radiowozów odjechało spod domu tuż po 5.00. Nie wiadomo, czy w tym czasie ktoś z mieszkańców był obecny.

Wcześniej "The Star" donosił, jakoby Lisi poszukiwał nagrań przedstawiających burmistrza palącego crack.

Ostatecznie Lisi został oskarż-ony o posiadanie i handel marihuaną.

Pytany o sprawę burmistrz Ford powiedział, że jest zaskoczony, oraz że Lisi to "dobry chłopak" i przyjaciel. Zaś – dodał – przyjaciół nie wrzuca się pod autobus.

 

 

Ruszył bank krwi pępowinowej

Ottawa

Pierwszy kanadyjski bank krwi pępowinowej otwiera się na dawców – będzie więc można podarować cenną krew, która stanowi źródło komórek macierzystych. Canadian Blood Services podaje, że około 1000 osób czeka obecnie na przeszczepy, do wykonania których potrzebne są komórki macierzyste. W ten sposób można leczyć białaczkę, chłoniaka i niedokrwistość aplastyczną.

Do tej pory Kanada była jedynym państwem z grupy G-8, który nie posiadał publicznego banku krwi pępowinowej. Krew pępowinową będą mogły przekazać zdrowe ciężarne kobiety w wieku powyżej 18 lat. Krew może być pobierana w wyznaczonych szpitalach w Ottawie, Brampton, Edmonton i Vancouverze. Wcześniej istniały już tego rodzaju prywatne banki krwi, ten jest jednak pierwszym publicznym, w ramach którego będzie można przekazać krew biorcom niespokrewnionym.

 

 

Niedźwiedzie bywają niedobre

Peterborough

W niedzielę około 4 po południu doszło do ataku niedźwiedzia na 53-letnią Lynn O'Connor, mieszkankę Peterborough. OPP wydało ostrzeżenie w związku z wypadkiem.

Kobieta była na spacerze ze swoimi dwoma owczarkami niemieckimi w pobliżu Havelock (Belmont-Methuen Township, na południe od Hwy 7). Jeden z psów ma 12 lat i jest prawie ślepy, ale drugi biegał i korzystał z wolności. W pewnym momencie O'Connor zobaczyła trzy czarne niedźwiedzie – matkę i młode. Wpatrywały się w psa. Po paru sekundach ruszyły do ataku, za cel obrały jednak kobietę – pogryzły ją i poturbowały. Psy próbowały bronić swojej właścicielki, ale też zostały ranione. Udało się im jednak wystraszyć dzikie zwierzęta. Mąż O'Connor w tym czasie był w ich domku letniskowym i oglądał mecz, jednak usłyszał krzyki.

Znalazł żonę i czterokołowcem przewiózł do domu, a następnie do szpitala. Zwierzęta próbowały jeszcze atakować. O'Connor pozostała w szpitalu Campbellford Memorial do poniedziałku. Miała obrażenia brzucha, rąk i nóg.

Strażnikom nie udało się zlokalizować niedźwiedzi.

Ministerstwo zasobów naturalnych i policja doradzają następujące zachowanie w przypadku spotkania z niedźwiedziem:

Niedźwiedzie zazwyczaj unikają ludzi, jednak osiedla są dla nich miejscem, gdzie mogą łatwo zdobyć pokarm. Jeśli raz im się to uda, będą wracać. Wszelkie resztki jedzenia, pokarm dla zwierząt czy tłuszcz na grillu mogą wabić niedźwiedzie.

Jeśli zwierzę wejdzie na nasz teren, należy zadzwonić pod numer alarmowy. Jeśli niedźwiedź wszedł na drzewo, najlepiej spokojnie się oddalić i zabrać zwierzęta domowe – prawdopodobnie, gdy drapieżnik poczuje, że jest sam i bezpieczny, wróci do lasu.

W przypadku natknięcia się na niedźwiedzia, gdy zwierzę jeszcze nie jest świadome obecności człowieka, należy po cichu wycofywać się. Jeśli niedźwiedź nas widzi, zaleca się podnieść ręce, mówić spokojnym głosem i także się wycofać. Gdy widać, że zwierzę jest zdenerwowane, otwiera pysk i przestępuje z łapy na łapę, daje znak, że człowiek zbliżył się zanadto. W przypadku, gdy zaczyna się zbliżać, zaleca się pozostawić wszelkie jedzenie, jakie mamy ze sobą, i wycofać się. Gdy to wszystko nie pomaga, czas na próbę odstraszenia niedźwiedzia – należy wtedy krzyczeć, stać prosto, by wydać się jak najwyższym, machać rękami, rzucać dostępnymi przedmiotami, gwizdać czy rozpylić gaz pieprzowy. W żadnym wypadku nie uciekać ani nie wchodzić na drzewa.

Zgodnie z przepisami właściciel posesji może zabić niedźwiedzia, który niszczy jego własność lub "zamierza zniszczyć". Jednak wtedy należy przestrzegać zasad użycia broni.

 

 

Kisielewski w piątek przesłuchiwany

Mississauga

Na piątek przełożono przesłuchanie z wyznaczeniem kaucji w sprawie policjanta oskarżonego o wytwarzanie pornografii dziecięcej – Dariusza Kisielewskiego (44 l.). Kisielewski przebywa w areszcie od 5 września, kiedy to został zatrzymany w swoim domu w Mississaudze. Od tego czasu policja w Toronto zawiesiła mu wypłatę wynagrodzeń. Kisielewski odpowie na zarzuty wytwarzania i posiadania pornografii dziecięcej oraz trzy zarzuty podglądactwa. Śledztwo w jego sprawie trwa.

 

 

Sztuczna marihuana w Halton

Halton

Policja regionu Halton usiłuje wytropić osoby odpowiedzialne za quasi-legalną dystrybucję syntetycznej marihuany – mieszanki herbacianej nasączanej środkami chemicznymi, których działanie może być niejednokrotnie mocniejsze niż działanie tradycyjnych konopi indyjskich. Policja odnotowuje coraz więcej przypadków zatruć tymi narkotykami.

 

 

Brampton

Policja regionu Peel organizuje w sobotę, 5 października, aukcję rzeczy przechwyconych, znalezionych i porzuconych. Wystawione przedmioty będzie można oglądać od godziny 9 rano, sprzedaż rozpocznie się o 11. Adres: 403 Auction, 3620B Laird Rd., Unit 6, Mississauga. Wśród rzeczy wystawionych na sprzedaż znalazły się: komputery stacjonarne (25 szt.), 19-calowe monitory (45 szt.), laptopy (25 szt.), zegary, niszczarka do dokumentów, telewizory, generatory prądu, wagi, kamery, kompas morski i radar, biżuteria (pierścionki, naszyjniki i bransolety), buty, perfumy, okulary, rowery, urządzenia do zdalnego uruchamiania samochodu czy echosondy dla wędkarzy. Więcej informacji na stronie domu aukcyjnego: www.403auction.com.

 

 

Toronto

Urzędnicy miejscy kupili 30 stylowych foteli do ratusza, których łączny koszt wyniósł 75 000 dolarów. Burmistrz nie jest zadowolony z takiego rachunku. Fotele mają zastąpić te, które obecnie stoją w holu, gdzie radni często mają prywatne spotkania. Burmistrz Rob Ford podczas konferencji prasowej oświadczył, że osoba odpowiedzialna za zakup już w ratuszu nie pracuje. Rob Rossini, zastępca menedżera miasta, dodał, że nazwisko owej osoby nie będzie ujawnione. Wiadomo, że miasto wydało wewnętrzną notatkę, zawierającą uzasadnienie zakupu i zestawienie cen. Burmistrz chce, by stare fotele zostały trafiły na aukcję. Ma nadzieję, że w ten sposób uda się częściowo pokryć koszt niefortunnego zakupu.

 

 

Toronto

W związku ze Scotiabank Nuit Blanche tramwaje i autobusy TTC oraz metro będą jeździć przez całą noc z soboty na niedzielę. Planowane jest też uruchomienie dodatkowych linii. Wydarzenie poświęcone sztuce nowoczesnej jest organizowane w różnych częściach Toronto już po raz ósmy. Metro będzie jeździć do 7.30 rano w niedzielę na linii Bloor-Danforth między stacjami Keele i Woodbine oraz na linii Yonge-University-Spadina od Eglinton do Union i dalej do St. Clair West. Bezpłatnie będzie też można korzystać z parkingów TTC. TTC przygotowało specjalne bilety dobowe dla amatorów sztuki nowoczesnej. Bilety są już w sprzedaży, kosztują 10,75 dol. Będą ważne od soboty rano do 9.00 rano w niedzielę.

 

 

Toronto

Torontońska rada ds. ochrony zdrowia (Board of Health) bezdyskusyjnie zatwierdziła zakaz palenia w większości miejsc publicznych. W praktyce, jeśli przepis przejdzie przez głosowanie w radzie miasta, palić będzie można tylko na chodnikach. Ograniczenie zostało zaproponowane przez Toronto Public Health. Dr David McKeown, zajmujący się w ratuszu sprawami ochrony zdrowia, rekomenduje rozszerzenie zakazu palenia na następujące obszary: wejścia do budynków użyteczności publicznej, parki i boiska sportowe, plaże, place publiczne, ogródki i tarasy w barach i restauracjach oraz tereny należące do szpitali. Podobne przepisy, przy aprobacie społeczeństwa, wprowadziło już wiele miast w prowincji. Komitet ds. parków i środowiska będzie rozpatrywał wprowadzenie proponowanych zmian podczas posiedzenia 23 października. McKeown zaleca także radzie ds. ochrony zdrowia wywieranie nacisków na szczeblu prowincyjnym. Obecnie funkcjonującym prawem ograniczającym palenie jest Smoke-Free Ontario Act z 2006 roku, który zakazuje palenia przy szpitalach i na obszarach przy barach i restauracjach. Dr McKeown ma też nakłaniać władze miasta, by podjęły temat nowelizacji podczas rozmów z ontaryjską minister zdrowia Deb Matthews.

 

 

Toronto

W 1,4-miliardowym budżecie Pan Am Games 2015 brakuje 709 milionów na przygotowanie wioski olimpijskiej. NDP i konserwatyści byli w szoku, gdy minister sportu Michael Chan powiedział, że do 1,4 miliarda należy doliczyć 10 milionów na funkcjonowanie prowincyjnego sekretariatu Pan Am i 709 milionów na wioskę. Andrea Horwath stwierdziła, że rząd wykazał się brakiem kompetencji i takie konstruowanie budżetu jest nieprawdopodobne. Przedstawiciele PC powiedzieli, że w ten sposób liberałowie ukrywają przed podatnikami faktyczny koszt organizacji igrzysk. Tymczasem budowa wioski olimpijskiej to największe przedsięwzięcie związane z przygotowaniem infrastruktury na Pan Am Games. Pytanie, jakie jeszcze wydatki nie zostały ujawnione. Zgodnie z dokumentacją dyrektor wykonawczy komitetu organizacyjnego igrzysk TO2015 Ian Troop otrzymał wynagrodzenie w wysokości 477 000 dolarów. Rząd tłumaczy, że koszt wioski olimpijskiej został ujęty w osobnym budżecie, ponieważ jej budowa będzie się wiązała z innymi inwestycjami infrastrukturalnymi planowanymi w downtown. Zakontraktowano już 65 milionów – podpisano umowy m.in. z George Brown College, YMCA i innymi grupami, które planują użytkować mieszkania po zakończeniu imprezy jako lokale socjalne czy pod wynajem. Minister finansów Charles Sousa twierdzi, że z czasem duża część inwestycji się zwróci. Te argumenty jednak nie trafiają do opozycji. Nowi demokraci dodają, że jak widać rząd niczego się nie nauczył po skandalach związanych z eHealth Ontario i pogotowiem lotniczym Ornge. TO2015 będzie powtórką z tamtych wpadek. Torysi utrzymują, że wydatki są planowane w złej wierze i przywołują rozgrywki w Guadalajara, Meksyk, gdzie przepłacono za zakwaterowanie sportowców. Minister Chan przyznał, że on i premier Kathleen Wynne zauważyli, iż część kosztów rzeczywiście jest przeszacowana. Zapowiedział, że kosztorys będzie poprawiony i zmienią się zasady refundacji kosztów. Dodał, że będzie dążył do zwrotu nieuzasadnionych wydatków, chociaż TO2015 opublikowało oświadczenie, że do tej pory wszystko było rozliczane zgodnie z przyjętymi zasadami.

 

 

Mississauga miasto kontrastów

Mississauga

Przepaść między biednymi a bogatymi mieszkańcami miasta stale się pogłębia. Problem ubóstwa w Mississaudze został poruszony w raporcie 2013 Vital Signs opracowanym przez Community Foundation of Mississauga. Wcześniej opublikowano raport sporządzony przez miejski bank żywności, z którego wynikało, że 17 proc. mieszkańców żyje w biedzie. Jest to dwa razy więcej niż średnio w Ontario (8,8 proc.). Dla porównania w skali kraju ubóstwo dotyka 9 proc. obywateli.

Aż 51 proc. osób korzystających z banku żywności to dzieci. Rośnie też liczba osób starszych, którym brakuje środków na jedzenie, coraz częściej są to imigranci, a także lepiej wykształceni.

Raport Vital Signs bazuje na danych statystycznych z 2010 roku. Jeden na czterech mieszkańców Mississaugi z trudem zaspokaja swoje podstawowe potrzeby związane z wyżywieniem i zamieszkaniem. 8,7 proc. osób nie ma pracy. W 2012 roku aż 18,1 proc. młodych zasilało szeregi bezrobotnych.
Inne badania wykonywane przez University of Toronto, opublikowane w tym roku, wykazały, że Peel przeszło transformację i z miejsca, gdzie dominowała klasa średnia, stało się przykładem regionu, w którym dominują ekstrema zarobkowe. Klasa średnia kurczy się, jednocześnie drożeje żywność i koszty utrzymania. Rośnie imigracja – w 2010 roku dla 46 proc. uczniów angielski nie był pierwszym językiem, szacuje się, że połowa mieszkańców regionu urodziła się poza Kanadą. W 2012 roku prawie 15 proc. z nich było bezrobotnych.

Średnia cena domu jednorodzinnego w Misssissaudze to 734 715 dolarów. Wielu mieszkańców nie stać więc na taki zakup. Problem ten dotyczy zwłaszcza młodych, którzy przede wszystkim borykają się z trudnościami w znalezieniu pracy. Właśnie w Mississaudze trzeba najdłużej czekać na lokal socjalny. Maleje liczba łóżek w schroniskach dla bezdomnych.

 

 

Bierni i ignoranci

Mississauga

Okazało się, że mieszkańcy nie są zainteresowani budżetem miasta. Tylko garstka przyszła na spotkanie dotyczące finansów miasta w przyszłym roku, które zostało zorganizowane w ratuszu w środę.

Tymczasem poruszano problem podwyżki podatku od własności. Najpierw radni szczegółowo omówili projekt budżetu, a następnie był czas na zadawanie pytań. Te jednak nie dotyczyły najistotniejszych spraw.

Najwięcej pytali przedstawiciele MIRANET (Mississauga Residents' Associations Network) – przede wszystkim starali się dojść, dlaczego miasto zgodziło się płacić UofT Mississauga milion dolarów rocznie przez 10 lat na utworzenie instytutu zarządzania i innowacji. Przedstawiciele miasta odpowiadali, że na razie nie podjęto żadnej wiążącej decyzji w tej sprawie. Wcześniej jednak uniwersytet otrzymał wsparcie od miasta w wysokości 3,5 miliona dolarów.

Przewodniczący Rockwood Homeowners' Association chciał natomiast wiedzieć, o ile wzrosną pensje strażaków w Mississaudze. W tej kwestii miasto czeka na decyzję arbitra.

Najważniejsza dla mieszkańców powinna być jednak sprawa podwyżki podatku od własności. Każdy mieszkaniec zapłaci więcej o 2,1 proc. – podwyżka wyniesie 96 dolarów w przypadku domu wycenionego na 479 000 dol. Pieniądze są potrzebne na utrzymanie poziomu świadczenia usług publicznych, utrzymanie infrastruktury, spłatę długów, walkę ze szkodnikami drzew, finansowanie projektu Bus Rapid Transit i inne nowe inicjatywy związane z poprawą funkcjonowania transportu publicznego. W przyszłym roku koszty mają być o 26,3 miliona wyższe i trzeba je z czego pokryć. Miasto wygospodarowało 7,4 miliona oszczędności – połowa pochodzi z cięć kosztów pracy, reszta m.in. z oszczędzania energii elektrycznej po wymianie oświetlenia miejskiego na LED-owe.

Problemem jest także starzejąca się infrastruktura, która co roku wymaga prac modernizacyjnych.

 

 

Globalne zakusy na prywatne posiadanie broni

Ottawa

Powraca temat traktatu o handlu bronią proponowanego przez ONZ, którego Kanada nie podpisała, mimo że uczyniły to Stany Zjednoczone. Canada's National Firearms Association popiera rząd premiera Harpera i przestrzega, że podpisanie Arms Trade Treaty nie pozostałoby bez wpływu na wewnętrzne przepisy Kanady dotyczące posiadania broni. Stowarzyszenie przewiduje, że ceny broni krótkiej poszłyby w górę. Broń, amunicja i części z importu stałyby się trudniej dostępne.

Prawdopodobnie trzeba by było wrócić też do prowadzenia rejestru broni. Canada's National Firearms Association zwraca uwagę, że traktat zawiera zapisy mówiące o wydawaniu pozwoleń, metodach rejestracji broni oraz wprowadzaniu zakazów i konfiskaty pistoletów i broni półautomatycznej.

 

 

Strajk więźniów przeciwko niskim stawkom

Ottawa

Więźniowie odbywający kary w kilku więzieniach federalnych protestują przeciwko cięciom zarobków. Rząd obniżył pensje osadzonych o 30 proc. w ramach Deficit Reduction Action Plan. Pomysł był przedstawiany przez ministra bezpieczeństwa publicznego Vica Toewsa w maju 2012 roku.
Do tej pory więzień, wykonując pracę, mógł zarobić maksymalnie 6,9 dolara dziennie. Takie wynagrodzenie otrzymywał jednak niewielki odsetek osadzonych, średni zarobek wynosił 3 dolary.

Stawka została określona przez komisję parlamentarną w 1981 roku. Od średniego zarobku odjęto koszt zakwaterowania i utrzymania więźnia w tamtym czasie. Pensje osadzonych nie były rewaloryzowane przez 32 lata. Kanadyjskie służby penitencjarne podają, że w tym czasie koszt utrzymania więźniów wzrósł o ponad 700 proc. Poza tym obecnie więzienie nie zapewnia niektórych rzeczy – osadzeni z własnych zarobków musza kupować np. mydło, szampon, dezodorant, leki wydawane bez recepty, materiały biurowe czy znaczki. Wielu więźniów zarobione pieniądze wysyła do domu, by choć w ten sposób wspomóc rodzinę.

Więźniowie narzekają na politykę premiera Harpera. Mówią, że przepisy w stosunku do przestępców są ciągle zaostrzane, ale nikt nie przykłada się do resocjalizacji. Przypominają, że zakłady karne są przepełnione, a infrastruktura więzienna – coraz starsza. Teraz po obcięciu pensji będą jeszcze musieli liczyć każdy grosz i solidnie oszczędzać na telefony do domu.

Służby penitencjarne przewidują, że dzięki obniżeniu zarobków więźniów uda się zaoszczędzić 4 miliony rocznie. Całkowity budżet więziennictwa to 2,6 miliarda dolarów.

Rzecznik praw osadzonych Howard Sapers uważa, że decyzja o cięciu stawek świadczy o braku wrażliwości i krótkowzroczności decydentów. Dodaje, że w ten sposób osoby wychodzące z więzienia nie będą miały żadnych oszczędności, by zacząć nowy rozdział życia na wolności. Sapers wcześniej zwracał się do rządu z wnioskami o podwyżki pensji wypłacanych osadzonym.

 

 

Czysta woda bakterii doda...

Toronto

Główny lekarz Ontario dr Arlene King wydała ostrzeżenie dotyczące wody produkowanej przez Blue Glass Water Co. Ltd. Podczas badań próbek wody wykryto w niej zanieczyszczenie bakteryjne. Możliwe, że zanieczyszczone są też produkty firmowane przez Caledon Clear Water Corporation.
Ministerstwo zdrowia wezwało Blue Glass Water Co. Ltd. do zaprzestania butelkowania i dystrybucji wody 25 lipca. Mimo to odkryto, że woda dalej jest sprzedawana w punktach gastronomicznych w Hamilton, Niagarze i Toronto.

Należy zwracać uwagę na etykietę i wystrzegać się wody opisanej jako "Bottled at source by Blue Glass Water Co. Ltd." lub "Bottled at source by Caledon Clear Water Corp.". Butelki są niebieskie, zielone lub przezroczyste, o pojemności 750 i 375 ml. Przedsiębiorstwo wykonuje też etykiety na zamówienie, dlatego trzeba dokładnie czytać informacje o producencie.

 

 

Nowa atrakcja w Kingston

Kingston

Długa kolejka ustawiła się w środę przed więzieniem w Kingston, które zostało otwarte dla zwiedzających. Był to pierwszy raz od dziesięcioleci, kiedy "praworządni obywatele" mogli zwiedzić ten zakład karny.

Więźniów przemieszczono do innych zakładów w zeszłym tygodniu. Więzienie w Kingston otwarto w 1835 roku i było jednym z najdłużej funkcjonujących nieprzerwanie na świecie.

Zwiedzanie w grupie dwudziestokilkuosobowej z przewodnikiem trwa około 90 minut.

 

 

Szpiedzy czy naiwni?

Kair

Podejrzenia wysuwane przez Egipt co do dronów-zabawek znalezionych w bagażu dr. Tareka Loubaniego są zupełnie niedorzeczne, mówią ontaryjscy lekarze. Drony były przewożone w celach medycznych – miały transportować niewielkie ilości ważnych leków między szpitalami w strefie Gazy. Podobne akcje były już prowadzone na początku roku.

Na pytania o ochłodzenie stosunków kanadyjsko-egipskich władze Egiptu odpowiadają, że zbierają dowody w sprawie dwóch obywateli Kanady. Oskarżenia przeciwko nim dotyczą m.in. posiadania niedozwolonego sprzętu do prowadzenia obserwacji.

John Greyson, filmowiec z Toronto, i Tarek Loubani, lekarz z London, zostali aresztowani 16 sierpnia. Przebywają w więzieniu i prowadzą strajk głodowy. W ostatnią niedzielę zdecydowano, że będą przetrzymywani jeszcze przez 45 dni.

We wtorek minister spraw zagranicznych John Baird powiedział, że wydał ostrzeżenie dla Egiptu. Przypomniał w nim, że przetrzymywanie osób aresztowanych bez postawienia zarzutów jest nieakceptowalne i żadne względy nie tłumaczą takiego postępowania. Dodał, że użyje dostępnych środków, by uwolnić Kanadyjczyków.

Egipskie ministerstwo spraw zagranicznych natychmiast odpowiedziało, że w pokoju hotelowym zajmowanym przez zatrzymanych znaleziono zdjęcia i nagrania wideo ze starć między siłami bezpieczeństwa a siłami prezydenta Mohammeda Mursiego oraz dwa drony. Póki co szpiegostwo nie pojawia się wśród oskarżeń wysuwanych przeciwko Kanadyjczykom. Ministerstwo zaprzeczyło też pogłoskom o złym traktowaniu więźniów.

Greyson i Loubani skarżyli się na to w zeszłą sobotę.

 

 

Jak kryzys budżetowy w USA wpływa na nas

Waszyngton/Ottawa

Zadłużenie Stanów Zjednoczonych było głównym tematem na pierwszych stronach gazet po obu stronach granicy. Ekonomiści są jednak zdania, że problemy finansowe południowych sąsiadów nie będą mieć szczególnego wpływu na gospodarkę Kanady. 1 października rozpoczął się nowy rok budżetowy, a republikanie i demokraci nie osiągnęli porozumienia co do finansów państwa. Nie udało się więc zatwierdzić kolejnego limitu długu.

Ekspert rynków finansowych CIBC Avery Shenfeld spodziewa się, że administrację publiczną czeka dwutygodniowy paraliż, ale należy pamiętać, że umowy na największe projekty między Kanada a USA zostały podpisane sporo wcześniej, więc prace nie są zagrożone. Jeśli nastąpią cięcia wydatków, to dotyczyć będą kosztów funkcjonowania rządu. Są jeszcze firmy kanadyjskie świadczące usługi dla ministerstw amerykańskich lub zależne od tamtejszych służb cywilnych, ale i one nie powinny dotkliwie odczuć impasu budżetowego.

Mówi, że jeśli chodzi o kanadyjski produkt krajowy brutto w czwartym kwartale, to zmiana, jeśli się uwidoczni, będzie na pierwszym miejscu po przecinku – czyli np. zamiast prognozowanego PKB na poziomie 2,2 proc. będziemy mieć 2,1 proc. RBC jest bardziej optymistyczny i ocenia, że jeśli paraliż rządu potrwa miesiąc, to PKB w Kanadzie zmniejszy się o 0,25 proc. Zaobserwujemy spadek eksportu. O pracę obawiają się kierowcy ciężarówek.

Na giełdach było widać spokój inwestorów, niewielu decydowało się na kupno złota czy ropy, uznawanych za bezpieczniejsze sposoby lokowania kapitału. Akcje poszły w górę. We wtorek po południu dolar kanadyjski we wtorek kosztował 0,9681 dol. amerykańskiego, stracił na wartości 0,18 proc. Dolar amerykański wzmocnił się po informacji, że we wrześniu produkcja osiągnęła najwyższy poziom od kwietnia 2011 roku. Zdaniem analityków BMO, sytuacja ta pokazuje, że waluta jest bardziej zależna od stanu gospodarki niż od sytuacji w rządzie.

Wszystko może się zmienić, gdy problemy budżetowe będą się przeciągać i inwestorzy zaczną obawiać się, że Ameryka będzie dalej korzystać z rezerw federalnych, by stymulować rozwój gospodarczy.

Shenfeld twierdzi, że aby zmieścić się w limicie zadłużenia, Stany Zjednoczone musiałyby zmniejszyć roczne wydatki o 600 miliardów dolarów. Stanowi to 4 proc. PKB i wystarczy, by mówić o kryzysie. Kongres ma jednak czas do 17 października, by podnieść limit zadłużenia. W listopadzie USA czeka kilka dużych wydatków i jeśli nowy limit nie zostanie zatwierdzony, nie wiadomo będzie, z czego w pierwszej kolejności zrezygnować.

Walka o limit długu stała się już amerykańską tradycją. Większość ekonomistów jest jednak zgodna co do tego, że nowy limit przejdzie.

 

 

Każda okazja dobra, by się pokazać

Quebec City

We wtorek trzy kobiety wtargnęły topless do budynku legislatury w Quebec City, domagając się zdjęcia krzyża ze ściany w sali obrad. Akurat trafiły na czas zadawanie pytań. Śpiewały i wznosiły okrzyki, zanim zostały usunięte z sali przez pracowników ochrony.

Były to działaczki organizacji Femen Quebec, odłamu ukraińskiej organizacji, która znana jest z protestów topless. Rzeczniczka prasowa organizacji Morgane Mary Pouliot powiedziała, że krzyż powinien być usunięty z sali, w której obraduje zgromadzenie narodowe. Femen już wcześniej palił krzyże w Europie. Organizacja jest silnie antyreligijna.

Krzyż został powieszony nad mównicą w 1936 roku za czasów premiera Maurice'a Duplessisa. W tamtym czasie Kościół katolicki miał duży wpływ na społeczeństwo Quebecu. W kolejnych dziesięcioleciach coraz więcej osób odwracało się jednak od Kościoła.

Wtorkowy protest jest głosem Femenu w sprawie projektu Parti Quebecois, by wprowadzić sekularyzm w prowincji i zakazać noszenia symboli religijnych przez pracowników publicznych. Jednak PQ zaznacza, że zakaz nie będzie się odnosił do krzyża w sali obrad, który został uznany za część "dziedzictwa kulturowego". W odpowiedzi na ten pomysł jedna z aktywistek miała wypisane na sobie hasło "dziedzictwo – muzeum".

Organizacje religijne działające w Quebecu uważają, że Karta wartości łamie ich prawa. Organizują protesty przeciwko proponowanej ustawie.

 

 

Ukradniesz, nie skorzystasz

Ottawa

W poniedziałek wystartowała kanadyjska lista skradzionych urządzeń bezprzewodowych. Zgłoszone na nią tablety, telefony komórkowe czy inne tego typu urządzenia będą blokowane.

Teraz wszyscy operatorzy i dostawcy usług bezprzewodowych będą sprawdzać legalność pochodzenia urządzeń przed podłączeniem ich do sieci, podała Canadian Wireless Telecommunications Association. Przedsiębiorstwa członkowskie będą też dodawać urządzenia zgłoszone przez klientów jako zaginione lub skradzione.

W bazie danych będą znajdować się informacje o urządzeniach korzystających z technologii GSM, HSPA, HSPA+ i LTE. Każde takie urządzenie posiada numer IMEI (International Mobile Equipment Identity). Urządzenia bazujące na innych technologiach, np. CDMA, nie są wyposażone w IMEI, przez co nie będą mogły trafić do bazy.

Zdaniem stowarzyszenia, uruchomienie listy sprawi, że kradzież smartfonów stanie się mniej opłacalna. Odzyskanie skradzionej rzeczy będzie też łatwiejsze.

Powstała też strona internetowa ProtectYourData.ca – można na niej sprawdzić, czy urządzenie o danym numerze IMEI znajduje się na "czarnej liście". Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że znajdą się na niej tylko telefony skradzione lub zaginione po 30 września tego roku. Jeśli komuś skradziono telefon wcześniej, i tak powinien zgłosić to u swojego operatora – informacja o takim urządzeniu też może, lecz nie musi, być wprowadzona do bazy.

Plany stworzenia bazy danych pojawiły się w listopadzie 2012 roku. Pracę wyceniono wtedy na 20 milionów dolarów. Z bazy korzystają wszyscy członkowie CWTA, jednak operatorzy, którzy nie są zrzeszeni, też mają taką możliwość. Chęć korzystania zgłosił już Wind Mobile, który wraz z Mobilicity i Public Mobile wystąpił z CWTA w kwietniu.

 

 

Rośnie zadowolenie ekonomiczne

Ottawa

Conference Board of Canada podaje, że indeks zaufania konsumentów, wskazujący, jak osoby indywidualne oceniają swoją sytuację ekonomiczną, możliwości oszczędzania i wydatki, nieco wzrósł w ostatnim miesiącu. Nadal jednak daleko mu do poziomu, który oznaczałby, że Kanadyjczycy są zadowoleni ze swojej sytuacji finansowej i pracy. Niemniej jednak wzrósł o 6,2 proc. do poziomu 91,0 punktu – najwyższego od 2010 roku. Współczynnik jest odnoszony do poziomu z 2002 roku, w którym to przyjęto jego wysokość jako 100 pkt.

Badanie opinii publicznej przeprowadzono telefonicznie. Większość ankietowanych stwierdziła, że swoją sytuację finansową ocenia lepiej we wrześniu niż w sierpniu. 29 proc. oczekuje poprawy finansowej w ciągu nadchodzących sześciu miesięcy. Dla porównania w sierpniu takie oczekiwania miało 25 proc. badanych. Wzrosła też liczba osób, które widzą poprawę na rynku pracy w swoim otoczeniu – obecnie jest ich 15,9 proc., w sierpniu było 14,1.

Conference Board zwraca uwagę na poprawę nastrojów w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie w zeszłym miesiącu indeks spadł o 14 punktów. Teraz zwyżkował o 25,5. Lepiej jest też w prowincjach atlantyckich – tam odnotowano wzrost o 11 punktów do 76,5. Ciągle jednak obserwuje się tam wiele niepewności związanych z rynkiem pracy.

 

 

Oficjalnie doradzają, jak oszukiwać

Toronto

Dzięki śledztwu CBC News z użyciem ukrytej kamery związanemu z inwestycjami w rajach podatkowych udało się zidentyfikować bankierów, prawników i księgowych, którzy doradzali, w jaki sposób najlepiej ukryć dochody przed kanadyjskim fiskusem. Ponad połowa usługodawców operujących w rajach podatkowych nie wykazywała zbytniej troski o rodzime podatki.

W jednym z przypadków bankier prowadzący interesy szwajcarsko-kanadyjskie proponował skorzystanie z metody ukrywania niezadeklarowanej gotówki w Szwajcarii w specjalnie skonstruowanych funduszach rezerwowych, tak że była ona praktycznie nie do wykrycia. Było to zwykłe pranie pieniędzy.

Francuskojęzyczny oddział CBC wynajął do tej części śledztwa prywatnego detektywa, który jest również właścicielem restauracji i baru w Toronto. Detektyw odwiedził 15 firm oferujących usługi w rajach podatkowych. Opowiadał zmyśloną historię o milionie dolarów, które ma w gotówce i wolałby nie płacić od nich podatku. Miał być otwarty na propozycje tworzenia fikcyjnych spółek czy inne tego typu machinacje.

Detektyw spotkał się z bankierem dokonującym transakcji w bankach szwajcarskich – Franco Rossim, z firmy Previs AG, która doradza bogatym obywatelom, pomaga w świadomym inwestowaniu i proponuje rozmaite plany finansowe.

Na początku Rossi twierdził, że gotówki nie da się ukryć, ale w ciągu pół godziny język mu się rozwiązał. Opowiedział, jak w latach 90. deponował gotówkę w Szwajcarii. Przyznał, że pranie pieniędzy było dużo prostsze przed 1997 rokiem. Teraz jednak też nie jest to niemożliwe.

W końcu zaproponował plan zwany "old man scheme". Jest on o tyle dobry, że żadna gotówka nie jest wywożona za granicę. Zaoferował nawiązanie kontaktu z osobą, która ma pieniądze w Szwajcarii, a chce wrócić do Kanady i może się po prostu wymienić. Trzeba by było tylko założyć konto w banku szwajcarskim, na które ta osoba przelałaby daną ilość pieniędzy. Detektyw z kolei przekazałby swój milion w gotówce, gdy tamten biznesmen przyjedzie do Kanady.

Pośrednik wyznaczony przez bankiera inkasuje 5 proc. od transakcji. Rossi jednak nie miesza się w samą operację, ale może nawiązać kontakt z kimś, kto ją przeprowadzi. Na nagraniu z ukrytej kamery przyznaje, że dla niego to za duże ryzyko.

 

 

W Kanadzie nie nabrał ogłady

Mogadiszu

Mieszkańcy małej wioski w Somalii są w szoku po wiadomości o ścięciu czterech młodych chłopców przez ich ojca, pochodzenia kanadyjsko-somalijskiego. Policja aresztowała Omara Hassana (60 l.). Czterej chłopcy w wieku 11, 9, 7 i 6 lat zostali zabici w poniedziałek. Morderstwa miały miejsce w mieście Beledweyne, 330 kilometrów na północ od Mogadiszu. Żona Hassana, Qadro Addawe (29 l.), powiedziała, że jej mąż wrócił do Somalii przed kilkoma miesiącami. Wcześniej pracował jako taksówkarz w Calgary. Dzieci nie były nigdy w Kanadzie, urodziły się w Kenii, ale miały obywatelstwo kanadyjskie ze względu na ojca. Hassan wyemigrował do Kanady 30 lat temu. Ona też próbowała wyjechać, ale bezskutecznie. Kobieta mówi, że nie zna motywu morderstwa, twierdzi, że jej mąż był stabilny emocjonalnie. Miał problemy zdrowotne, ale nie psychiczne.

 

 

Chyba że będą nam płacić jak w Chinach

Oshawa

Według prognoz do 2020 roku produkcja samochodów w Kanadzie może spaść nawet o 25 proc. Koncernom samochodowym bardziej opłaca się inwestować w Meksyku, Stanach Zjednoczonych (Michigan i stany południowe) czy na rynkach wschodzących.

W ubiegłym roku z fabryk w Kanadzie wyjechały 2454 pojazdy. AutomotiveCompass LLC przewiduje, że co roku będzie ich o 600 000 mniej. Do naszego kraju w latach 2010–2012 trafiło tylko 5 proc. z 42 miliardów dolarów amerykańskich zainwestowanych w Ameryce Północnej przez producentów samochodów. Jest to o tyle niepokojące, że praca w przemyśle samochodowym jest dobrze płatna. Ten sektor gospodarki generuje 2,5 proc. kanadyjskiego PKB i jest ważnym składnikiem eksportu.

 

 

Irmina Somers odkrywa Polskę

Warszawa

Startuje program "OK! Poland" prezentujący atrakcje turystyczne Polski. Spotkanie inauguracyjne, które odbędzie się w konsulacie 10 października, ma zgromadzić przedstawicieli polskich mediów, polityków i przedsiębiorców.

Patronat nad programem sprawuje polski konsulat. Planowane jest wyemitowanie sześciu odcinków. Program ma pokazywać miejsca w Polsce, które warto odwiedzić. Znajdą się też propozycje, gdzie jeść i jakie regiony kraju wybrać pod kątem najróżniejszych aktywności.

Twórcy "OK! Poland" mówią, że ich misją jest przybliżenie Polski widzom telewizji City & OMNI i pokazanie jej jako kraju odgrywającego znaczącą rolę w Europie. Chcą pokazać Polskę z jak najlepszej strony, zaprezentować osiągnięcia naszego kraju, przypomnieć polskie marki rozpoznawalne na całym świecie.

Reżyserem serii jest Scott W. Burgess, a producentem – Irmina Somers.

 

 

Urząd kontroluje roaming

Montreal

CRTC (Canadian Radio-television and Telecommunications Commission) ma się przyjrzeć stawkom płaconym w roamingu przez klientów sieci komórkowych podróżujących po Kanadzie i do Stanów Zjednoczonych. Komisja otrzymała szereg skarg od konsumentów w tej sprawie.

Na razie 35 operatorów musiało złożyć zestawienia za lata 2007–12 zawierające stawki za połączenia głosowe, wiadomości tekstowe i przesyłanie danych oraz warunki umów o świadczenie usług w ramach roamingu. Każdy z operatorów musiał też wykazać, jakie zmiany opłat wprowadzał i z usług jakich operatorów amerykańskich najczęściej korzystają jego klienci. Po zapoznaniu się z tymi informacjami komisja zdecyduje, czy potrzebne są przepisy regulujące wysokość stawek.

Część analityków zajmujących się telekomunikacją liczy na interwencję CRTC. Niektórzy podkreślają, że rynek połączeń komórkowych wymaga uregulowania. Bell, Telus i Rogers nie działają na korzyść klientów, a teraz jeszcze podejmują kampanię przeciwko amerykańskiemu gigantowi Verizonowi. Amerykański gigant postanowił jednak wstrzymać się z ekspansją na północ.

Klienci mają już dosyć płacenia coraz to nowych dodatkowych opłat, które nie do końca są jasne. Kanadyjscy operatorzy płacą stosunkowo niewielkie opłaty z tytułu umów roamingowych, które podpisali m.in. z Verizonem, AT&T i Vodafone. Nie przekłada się to jednak na stawki oferowane klientom.

Z danych przedstawionych przez Rogersa wynika, że dzienna stawka za połączenia do USA wynosi 7,99 dolara. Funkcjonuje ona już od kilku miesięcy. W piątek dzięki porozumieniu z AT&T Rogers zaczął też oferować szybką bezprzewodową transmisję danych.

Telus twierdzi, że niedawno zakończył negocjacje z setkami operatorów z całego świata, co pozwoliło mu przez ostatnie lata na obniżenie stawek za połączenia z zagranicy o 60 proc. i więcej. Podaje, że i tak oferuje niższe opłaty w porównaniu z innymi operatorami.

Z kolei Bell dopiero co obniżył miesięczny abonament na połączenia z USA do 25 dolarów. Przedstawiciele sieci mówią, że stawki mają być dalej zmniejszane.

Zgodnie z regulacjami przygotowanymi przez CRTC, które mają wejść w życie 2 grudnia, w stosunku do nowych klientów operatorzy mają stosować blokadę połączeń międzynarodowych, jeśli ich koszt przekroczy 100 dolarów. Ma to chronić klientów przed nieświadomym nabijaniem rachunku.

Blokadę będzie można w każdej chwili usunąć na prośbę abonenta, jeśli zgodzi się on płacić więcej.

 

 

Wzrosną podatki na komunikację publiczną

Toronto

Mimo sprzeciwów ze strony partii opozycyjnych – konserwatystów i nowych demokratów – rząd prowincyjny z premier Kathleen Wynne na czele zamierza w dalszym ciągu rozwijać różne formy opłat i podatków celem pokrycia kosztów rozwoju i utrzymania transportu publicznego.

Podczas konwentu Partii Liberalnej w Hamilton premier Wynne powiedziała, że inwestycja w transport publiczny będzie doceniona jeśli nie teraz, to na pewno przez przyszłe pokolenia. Jest to sprawa, której nie wolno zaniedbać.

Rząd powołał 13-osobową grupę doradczą, która ma zebrać opinie na temat narzędzi podatkowych zaproponowanych pewien czas temu przez Metrolinx. Wśród propozycji Metrolinksu znalazły się m.in. wzrost podatku HST o 1 proc., podatek paliwowy w wysokości 5 centów od litra czy roczne opłaty parkingowe pobierane od przedsiębiorców. Raport grupy doradczej ma być gotowy w połowie grudnia.

Tymczasem partie opozycyjne zarzekają się, że nie poprą propozycji wprowadzenia nowych opłat i podatków w rejonie Toronto i Hamilton. Analitycy twierdzą, że impas może być przyczyną przyspieszenia wyborów, które mogłyby się odbyć wiosną przyszłego roku.

NDP uważa, że pieniądze na transport publiczny powinny pochodzić z podatków płaconych przez przedsiębiorstwa i należy podążać w kierunku likwidacji ulg i wyłączeń podatkowych. Opozycja zarzuca rządowi brak pomysłów na tworzenie nowych miejsc pracy i poprawę gospodarki. Powołanie grupy, która ma się zająć opinią mieszkańców prowincji na temat transportu publicznego, jest tylko przykrywką. Ludzie mają odnieść wrażenie, że coś się dzieje i coś od nich zależy.

Podczas weekendowego zjazdu liberałów premier Wynne mówiła też o przyszłej kampanii wyborczej. Stwierdziła, że należy wytyczyć jasne cele dla każdego sektora gospodarki i postawić na wzrost zatrudnienia i rozwój przedsiębiorczości. Trzeba inwestować w rozwój zasobów ludzkich i infrastruktury i w ten sposób tworzyć środowisko, które przyciągnie inwestorów.

Premier zaapelowała też do partii opozycyjnych o konstruktywne działania i powstrzymanie się od negatywnej kampanii. Dodała, że politykę można prowadzić inaczej niż obrzucając się wyzwiskami i wytykając palcami.

 

 

Ottawa

Rząd federalny wyda 1,3 miliarda dolarów na produkcję marihuany. Z konopi wysokiej jakości będzie korzystać 450 000 uprawnionych użytkowników. Obecnie do zakupu marihuany uprawnionych jest 37 400 osób, według prognoz rządowych ich liczba w ciągu nadchodzących 10 lat ma wzrosnąć ponad 10-krotnie. W ten sposób Health Canada powoli rezygnuje ze starego systemu, który dopuszczał hodowle domowe. Jakość pozyskiwanej marihuany była trudna do zbadania, zawsze istniało też ryzyko, że narkotyk deklarowany jako przeznaczony do celów leczniczych trafi na czarny rynek. Teraz marihuana będzie produkowana na dużych farmach certyfikowanych przez inspektorów medycznych i RCMP. Konopie będą poddawane określonym kontrolom, a gotowe porcje marihuany będą ważone, standardowo pakowane i sprzedawane po cenach rynkowych. Pierwszych sprzedaży należy się spodziewać w ciągu najbliższych tygodni. Marihuana będzie dostarczana specjalnym kurierem. Cena grama narkotyku prawdopodobnie w przyszłym roku ustali się na poziomie 7,6 dolara. O nadzorowaną produkcję marihuany na dużą skalę walczył lider liberałów Justin Trudeau. Liberałowie opowiadają się za legalizacją marihuany. Czyżby więc nadchodził koniec tabu? Health Canada nie wydaje żadnych ograniczeń co do ilości zakładów produkujących marihuanę. Muszą być one tylko odpowiednio zabezpieczone i wyposażone w systemy alarmowe. Tym samym domowa produkcja staje się nielegalna. Można będzie jednak importować marihuanę np. z Holandii. Póki co 156 firm złożyło wnioski o dopuszczenie produkcji. W zeszłym tygodniu wydano dwa pierwsze pozwolenia. Stary system faworyzował "produkcję chałupniczą", 4200 osób posiadało licencje na hodowlę konopi na potrzeby własne lub maksimum dla dwóch pacjentów. Najbliższe pół roku ma być okresem przejściowym.

 

 

Toronto

Młodzi ludzie w Ontario stanowią spory odsetek bezrobotnych. Według najnowszych badań Canadian Centre for Policy Alternatives, bezrobocie w prowincji jest wyższe od średniej krajowej. Poza prowincjami atlantyckimi w Ontario żyje najwięcej bezrobotnych w wieku poniżej 24 lat. Autorzy raportu "The Young and the Jobless" analizowali zmiany bezrobocia w ciągu ostatnich 5 lat, czyli w przedziale czasu po kryzysie ekonomicznym. W tym roku bezrobocie wśród młodych między 15 a 24 rokiem życia waha się w granicach 16-17,1 proc. Dla porównania średnia krajowa to 13,5-14,5 proc. Przykładowo bezrobocie w Windsor wynosi 24,7 proc., w London – 20,3 proc., w Toronto – 18,1 proc., w Kitchener-Cambridge-Waterloo – 13,8 proc. i w Hamilton – 13,2 proc. Najgorzej jest w Windsor, Oshawie, Brantford i London. W tych miastach 20 proc i więcej młodych ludzi nie ma pracy. Podobnie jest w Unii Europejskiej. W przypadku Toronto wykazano również dużą różnicę między poziomem zatrudnienia osób młodych i tych w średnim wieku (21,8 proc.). Z problemem bezrobocia wśród młodych borykają się też stany Michigan, Indiana i Ohio. Autorzy projektu twierdzą, że kryzys ekonomiczny nie jest jedyną przyczyną bezrobocia. Niestety nie ma jednoznacznych przesłanek ku temu, by sytuacja miała się poprawić w najbliższej przyszłości.

 

 

Toronto

Ontaryjski Sąd Najwyższy orzekł, że nawet trzymanie telefonu komórkowego w ręku w trakcie prowadzenia samochodu jest nielegalne – nawet jeśli kierowca akurat nie prowadzi rozmowy lub wziął telefon tylko na krótką chwilę. Sąd apelacyjny wydał wyroki skazujące dwóch kierowców na mocy Highway Traffic Act. W pierwszej sprawie Khojasteh Kazemi utrzymywała, że tylko podniosła telefon, który spadł z siedzenia, gdy zahamowała na czerwonym świetle. Wtedy właśnie została zatrzymana przez policję. Sąd niższej instancji uchylił oskarżenie, tłumacząc, że Kazemi musiałaby trzymać telefon przez jakiś czas. Sąd apelacyjny zmienił postanowienie. W drugim przypadku oskarżony Hugo Pizzurro został zatrzymany, gdy trzymał aparat telefoniczny, ale próbował udowodnić, że w tym czasie nie mógł ani wysyłać ani odbierać danych. Sąd apelacyjny stwierdził jednak, że zapis o wysyłaniu i odbieraniu danych dotyczy wszystkich urządzeń z wyłączeniem telefonów komórkowych, jako że jest to ich podstawowa wbudowana funkcja. Sąd przede wszystkim chciał pokazać, że kierowca powinien skupić się na jednej czynności – na prowadzeniu samochodu. A warunkiem bezpieczeństwa jest trzymanie rąk na kierownicy. Nie ma w tym względzie żadnych wyjątków i tłumaczenia. Przepisy są jasne i mają zagwarantować, że kierowca nie będzie rozproszony podczas jazdy.

 

 

Ottawa

Statistics Canada podaje, że kanadyjski produkt krajowy brutto wzrósł w lipcu o 0,6 proc. po półprocentowym spadku odnotowanym w czerwcu. Odnotowano wzrost produkcji dóbr o 1,2 proc, lepiej było też w budownictwie i wydobyciu. Usługi zwyżkowały, gorzej z rolnictwem i leśnictwem. Najlepiej się miały takie sektory gospodarki, jak sprzedaż hurtowa i detaliczna, finanse i ubezpieczenia oraz rozrywka i sztuka. Powoli zaczyna coś się dziać w budownictwie. Ta gałąź przemysłu ucierpiała najbardziej podczas strajków w Quebecu (spadek o 2,1 proc. w czerwcu). Ogólnie teraz mamy wzrost o 1,9 proc., a jeśli chodzi o budownictwo inne niż mieszkaniowe – nawet o 9,2 proc. Po spadku w czerwcu produkcja wzrosła o 1,1 proc. Silne wzrosty zaobserwowano w przemyśle wydobywczym – aż o 3,5 proc., a w sektorach wspomagających wydobycie ropy naftowej i gazu ziemnego – o 4,7 proc. Samo wydobycie ropy i gazu lekko spadło. Wzrost PKB odnotowany w lipcu był jednym z największych od czasu recesji i przerósł oczekiwania analityków. Niestety nie wygląda na to, by taka tendencja miała się utrzymać. Prawdopodobnie też nie uda się osiągnąć wzrostu gospodarczego na poziomie 3,8 proc. – a takie prognozy na trzeci kwartał przedstawił bank centralny.

Spis treści numeru 40 (4 - 10 października 2013)

dozynki 01

22 września odbyły się Dożynki Harcerskie w parku Paderewskiego w Vaughan, już po raz drugi zorganizowane przez harcerzy ZHR w Kanadzie wspólnie z weteranami SWAP – Placówka 114 w Toronto.

O 13.30 ks. Jan Szkodziński, kapelan weteranów i miłośnik harcerzy, odprawił Mszę Świętą polową. Asystowali mu w tym harcerze oraz Kapela Góralska pana Andrzeja Lojasa, która w tym roku po raz pierwszy dołączyła się do Dożynek Harcerskich.

Po Mszy św. w obrzędzie dożynkowym kolorowy korowód poprowadziła komendantka dhna Elżbieta Łyszkiewicz. Wieniec dożynkowy nieśli harcerze przebrani w piękne ludowe stroje. W tegorocznym korowodzie, w asyście ubranych na ludowo zuchów oraz werblistów nadających tempo marszu, zaprezentowały się m.in. poczty sztandarowe harcerzy, delegacja lotników ze Skrzydła "Warszawa" – panowie Jan Kazimierz Gasztold oraz Eugeniusz Kus.

niedziela, 29 wrzesień 2013 18:05

Darmowa jazda

Napisane przez

IMG 4023

Wielu z nas narzeka na wysokie ceny paliw. W ubiegłym tygodniu przedstawiliśmy jeden pomysł, w jaki sposób można taniej jeździć, prezentując firmę PHD Group (tel. 905-855-9600), która oferuje systemy propanowe dokładane do zwykłego napędu benzynowego. Pozwalają one jeździć znacznie taniej, bo po ok. 50 centów za litr, dzisiaj przedstawiamy jeszcze jeden pomysł, tym razem z napędem diesla.

Pan Mariusz Staniszewski, na co dzień zajmujący się instalacją systemów grzewczych, od kilku lat eksploatuje volkswagena transportera z napędem diesla, w którym ma zamontowany drugi system paliwowy – na zwykły olej roślinny lub zużyty olej silnikowy. Takie paliwo możemy uzyskać całkiem za darmo, a czasem nawet za dopłatą.

GONIEC – Co Pana skłoniło do tego, żeby się zainteresować problemem? Ma Pan transporter, z którego roku?

Mariusz Staniszewski – 97 rok.

– Specjalnie go Pan do biznesu kupił?

– Tak jest.

– I wybierał Pan diesla oczywiście ze względu na paliwo?

– Tak. Transporter jest bardzo oszczędny, pali około siedmiu – ośmiu na sto, osiem w mieście, siedem na trasie. Można zapakować do niego dużo.

– W porównaniu nawet z vanami osobowymi to dobry wynik.

– O tak. Jest pięciocylindrowy, 2,5 litra.

– Mało pali, więc dlaczego Pan postanowił coś tam robić w środku?

– To było w 2008 roku, paliwo podskoczyło wtedy – było 1,45 dol. – i wtedy zacząłem kombinować.

– Gdzie Pan szukał informacji, w Internecie?

– Trochę w Internecie. Paliwo i olej to jest to samo właściwie, mają te same właściwości, tylko go trzeba podgrzać.

– Mówi Pan olej, czy to jest taki sam olej roślinny, rzepakowy, jaki kupujemy w sklepie?

– Tak.

– Ten jest trochę drogi, czy można używać przepalanego oleju, takiego po frytkach?

– Są dwa rozwiązania. Można robić biodiesel lub bezpośrednio.

– I Pan ma ten bezpośredni sposób?

– Tak, z biodieslem jest za dużo zawracania głowy i niebezpieczny trochę, tam się dodaje alkohol, żeby to osiadło, żeby się separacja zrobiła z gliceryny, i to było za dużo. A właściwie jak się ma dwa zbiorniki, to można wlewać normalny olej i podgrzewać.

– Czyli Pan poszedł na ten system podwójny, czyli tankuje Pan na petrodieslu ze stacji, na tym zapala i na tym Pan gasi?

– Tak, tylko przełączam, jak silnik jest rozgrzany, jak olej jest podgrzany.

– Czy tam jest specjalny podgrzewacz oleju?

– Tak, są dwa podgrzewacze. Jeden z tego zbiornika wychodzi, przed filtrem, jak paliwo płynie, jest podgrzewane. Mam jeszcze dodatkowy filtr.

– Uściślijmy, Pan ma dwa systemy, jeden system jest zwykły, do tego normalnego diesla dołożony jest system na olej różnego rodzaju. I jest tylko jeden problem, że ten olej musi mieć odpowiednią temperaturę, musi być podgrzany, bo inaczej zestala się.

– Jeśli chodzi o rzadkość, to olej roślinny ma taką rzadkość jak diesel przy O st. C, czyli jest za gęsty. Żeby wtryski mogły dobrze działać, musi być podgrzany do około 80 – 90 st. Celsjusza.

– Ma Pan ten system zrobiony, zamontowany, zamontowane podgrzewacze do oleju i filtry. Jeździ Pan na oleju, który odbiera Pan z restauracji?

– Mam dostawcę.

– Czy to jest przefiltrowany już olej, czy Pan sam filtruje?

– Są dwa rodzaje filtracji. Jedna to jest system centryfugi, odśrodkowy, to jest jeden z najlepszych. Filtruje do 0,5 mikrona.

– Żeby tam frytki nie było.

– Tak (śmiech). Ten system filtruje najlepiej. Jest też druga metoda, która jest bardzo dobra – metoda grawitacyjna, tylko te cząsteczki, które są lżejsze, nie opadają, więc najlepiej jednak odwirować olej.

– Jak Pan to robi?

– Mam centryfugę w domu, w garażu sobie to odwirowuję, zostawiam i chodzi trzy godziny.

– Ile litrów Pan za jednym razem robi?

– Pięćset – tysiąc litrów.

– Jeszcze jest filtr paliwowy.

– To jest zupełnie oddzielny system, który ma zbiornik na olej roślinny, filtr, i wtedy idzie to do selenoidów elektrycznych, który wybiera. Mam dwa przełączniki.

– Jeździ Pan na oleju z restauracji, a próbował Pan na silnikowych?

– Można jeździć na silnikowych olejach, można jeździć na oleju hydraulicznym, na oleju do skrzyni biegów, wszystkie te rodzaje oleju można przetwarzać, tylko chodzi o to, żeby wszystkie miały odpowiednią rzadkość.

– A jak to jest z mocą, silnik tak samo chodzi?

– Co jest ciekawe, że na oleju silnikowym, w danej temperaturze w lecie, to mam więcej mocy na oleju silnikowym, odczuwalnie. A jak już zimniej się robi, olej robi się gęstszy i nie jest dobrze podgrzany, to mam już taką samą moc. Ale definitywnie, w lecie jak jeżdżę i przełączę na olej silnikowy, to mam odczuwalnie więcej mocy.

– Ile Pan zrobił kilometrów na tych olejach?

– 150 tysięcy.

– A jakieś problemy z wtryskiwaczami?

– Na początku były problemy z filtrem, z podgrzewaniem, ale teraz mam system dopracowany i wszystko działa.

– Jak to się zaczęło, gdzie Pan ten system kupił?

– Sam to robiłem, selenoidy kupiłem, podgrzewacze, blowplug podgrzewacze, wszystko to można kupić. Są firmy, które sprzedają całe zestawy, ale to jest 1500 dol. za całość, przesyłka, potem instalacja.

– Ale Pana to kosztowało, jeśli można zapytać?

– Około sześciuset dolarów.

– Oszczędność jest duża?

– To zależy, jak duży jest zbiornik. Jeśli ktoś jest wybredny, może sobie kupić zbiornik z aluminiowym zaworem, żeby ładnie pasował. Zbiornik jest najdroższą rzeczą w tym systemie.

– Jeździ Pan praktycznie za darmo?

– Tak. Jeżdżę dużo na północ. Zagrzewam tylko silnik, trwa to pięć minut. Natomiast przed wyłączeniem trzeba pamiętać, żeby na petrodieslu jeszcze trochę pochodził, jeszcze jak jadę, to pięć minut wcześniej przełączam na petrodiesel, wtedy diesel wypełnia wszystko, pompy, wtryskiwacze i wszystko jest gotowe później do startu. Można to zrobić, żeby to następowało automatycznie, myślałem o tym, że nawet jak się wyłączy kluczyk, to pochodzi chwilkę, ale nie zrealizowałem tego.

– Zna Pan jakiś zakład, który się specjalizuje w tych rzeczach, w przerabianiu?

– Tu, w Ontario, nie wiem. Znaczy jest w Kanadzie jedna firma, Greacecar się nazywa, w Stanach jest, ale jak cena diesla spada, to cicho się robi. Podnosi się cena diesla, tak jak w 2008 roku, to rośnie zainteresowanie.

– Czy są jakieś kłopoty w czasie przeglądu samochodu, mają diesle badanie spalin?

– Tylko wizualne mają, nie są podłączane pod żadną maszynę.

– Nie ma problemów z ubezpieczeniem?

– Nie ma żadnych, na oleju można jeździć, nie można jeździć na czerwonym dieslu, kolorowanym, bo on jest specjalnie opodatkowany.

– Czyli nie można jeździć na tym, który jest tani, ale można jeździć na tym, który jest darmowy.

– Tak. Tutaj wspomnę o tym, jak zacząłem z tym. Kolega mi opowiadał, że jak był w Polsce, to widział, jak z supermarketu wychodzi babcia z olejem roślinnym i wlewa do zbiornika do diesla. On się pyta, co pani robi, a ta odpowiada: ja na tym jeżdżę. Taka stara babuszka (śmiech). On mi to opowiedział w 2008 roku i to mi dało do myślenia, dlaczego by nie. Jak cena poszła w górę do 1,46 dol. bodajże – to był najdroższy diesel, jaki kupowałem – to wtedy zatankowałem tylko pół zbiornika.

– Czy wie Pan, jak to jest z tymi najnowszymi dieslami, które są na clean diesel, takie jak nowe golfy, w których diesel wszedł bodajże w 2006 czy 2007 roku, kiedy była ta zmiana?

– Nowsze diesle mają tzw. common rain injector, czyli wysokociśnieniowe, tam wtryskiwacze nie są już mechaniczne, ale elektronicznie sterowane i jest zwiększone ciśnienie do 15 tys. psi, żeby rozpylanie było lepsze i żeby można było wtryskiwacz kontrolować elektronicznie. I to już nie jest problem. Wiem na pewno, że mają sensory koloru, na ultrafiolet w paliwie, ale już do nowszych sprinterów też sprzedają zestawy i przerabiają w ten sposób.

– Czyli te nowsze też nadają się do przerobienia?

– Trzeba śledzić, jakie zmiany następują.

– Czyli jeśli ktoś dużo jeździ, na północ, na cottage, to zachęca Pan, bo człowiek tego nie czuje w kieszeni, a jak się przejedzie tysiąc kilometrów, to stówkę trzeba wydać?

– Zachęcam, to jest piękna rzecz.

– Pan lubi być niezależny, a czy robi Pan energię własną na dachach?

– Buduję dom, cottage w Waubaushene, i tam mam takie wszystkie rozwiązania, duże zbiorniki magazynujące ciepło, własna studnia, własny prąd elektryczny, panele na fotowolty, na ogrzewanie wody, może założę generator wiatrowy, bo tam wreszcie mam miejsce.

– Czy to wolno robić, bo coraz częściej człowiek się musi w tym wolnym kraju pytać o wszystko, czy może na przykład postawić maszt?

– Jeśli chodzi o te rzeczy, w Mississaudze sześć lat temu dzwoniłem do City Hall i pytałem, czy mogę na dachu postawić generator wiatrowy. Okazało się, że na dachu nie można, ale można w ogródku, ale maszt musi mieć taką wysokość, że jakby się przewrócił, to nie spadnie na cudzą nieruchomość, czyli trzeba mieć dużą działkę.

– Mało kto ma takie działki, żeby było 20 – 30 metrów w każdą stronę.

– Na cottage'u mam miejsce. Sześć lat temu sam zrobiłem, zupełnie odręcznie, generator i tak leży, teraz mam miejsce, żeby go zamontować.

– Jakieś magazynowanie energii, akumulatory, Pan tam robi?

– Tam będę miał akumulator, będą miał baterie, ale też będę to sprzedawał do sieci.

– I za to będzie Pan dostawał pieniądze?

– Tak, są w tej chwili dwa programy, NicroFit i Net Metering, inaczej płacą za słoneczną energię i inaczej za wiatrową. Jeśli chodzi o energię słoneczną, płacą lepiej, 45-50 centów, a za wiatrową może 30 centów.

– Czy często się ten system psuje?

– Filtr trzeba wymienić co 10 – 15 tysięcy.

– Dziękuję za rozmowę i szerokiej drogi.

Rozmawiał Sobiesław Kwaśnicki

niedziela, 29 wrzesień 2013 18:01

Palia i tęczak

"Lake trout" jest największym przedstawicielem rodziny łososiowatych (Salmonidae). Łacińska nazwa lake trout to Salvelinus namaycush. W języku Indian namaycush znaczy dwellers of the deep, czyli mieszkańcy głębin. Na "lake trouty" z Jeziora Górnego używa się również nazwy siscowet. Angielska nazwa lake trout, choć tłumaczona na polski jako troć-pstrąg jeziorowy, nie oznacza wcale ryby tego samego gatunku.

niedziela, 29 wrzesień 2013 17:53

Wojna i sezon [45]

Napisane przez

Witulek, właściciel historycznego Pawłowa, również wielki myśliwy i znakomity strzelec, niestety rozpił się. Tadeusz był u niego dwa czy trzy razy na polowaniu, ale przestał przyjmować zaproszenia przekonawszy się, że Witulek ma wskutek alkoholizmu halucynacje, w których czasie zdradza niebezpieczne tendencje chwytania za rewolwer i strzelania do urojonych widm. Opowiadano, że żona go opuściła, nie mogła bowiem wytrzymać: zdarzało się, że w nocy Witulek widział stado olbrzymich szczurów przebiegających spod jego łóżka pod łóżko żony i otwierał ogień z rewolweru do tych wyimaginowanych szczurów. Otóż raz odbyło się zimą w Pawłowie polowanie zbiorowe, na które przybył z Wilna pan Ronczewski, właściciel sklepu z bronią i amunicją, przedstawiciel znanej firmy Warszawska Spółka Myśliwska. W czasie jednego z miotów posłyszano ze stanowiska pana Ronczewskiego dwa strzały – błyskawicznie jeden po drugim. Gdy się miot skończył, ujrzano pana Ronczewskiego leżącego na śniegu w kałuży krwi z raną w plecy poniżej prawego płuca. Gdy go podnoszono, był przez chwilę przytomny i zdołał wyszeptać: "To nieszczęśliwy wypadek".

Mimo tego oświadczenia obecni, a również policja i lekarze dziwowali się, w jaki sposób pan Ronczewski mógł się sam postrzelić w plecy? Dopiero po przyjściu do zdrowia dowiedziano się szczegółów. Był mroźny dzień i pan Ronczewski stał z rękami w kieszeniach kurtki, trzymając odbezpieczoną dubeltówkę pod prawym ramieniem. Od zimna poruszał się. Cyngiel dubeltówki zaczepił o jakieś rzemienie u pasa. Nastąpił strzał. Siła odrzutu wyrwała dubeltówkę, która poleciała w tył i uderzyła kolbą o zmarzniętą ziemię. Nastąpił drugi strzał i cały nabój śrutu nr.1 ugodził pana Ronczewskiego w plecy. Niezwykły wypadek zakończył się szczęśliwie. Ale można sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby pan Ronczewski umarł nie odzyskawszy przytomności, zwłaszcza że Pawłów i jego właściciel mieli pod względem "alkoholowych" strzałów opinię wyrobioną.

Druga anegdota. W roku 1924 Tadeusz jechał pociągiem w stronę Baranowicz. Miał ze sobą strzelbę w futerale. W korytarzu spotkał Aleksandra Wiertinskiego. Ten jechał do Baranowicz na koncert. Zamienili kilka słów serdecznego powitania, po czym Wiertinski spojrzał na strzelbę Tadeusza i westchnął:

– A więc jedzie pan na polowanie – powiedział smutnym głosem.

Tadeusza zdziwił ton Wiertinskiego.

– Czyżby pan lubił polowanie? – zapytał.

– Uwielbiam (obożaju)! – odpowiedział Wiertinski i raz jeszcze westchnął głęboko.

Tadeusz bardzo się zdziwił, gdyż nie mógł sobie wyobrazić "smętnego Pierrota" łażącego z wyżłem po mszarach.

 

Rozdział XXV

HRABIA PALATYNU

Rewolucja pożera nie tylko własne dzieci, ale przede wszystkim cudze. Pożarła też, zostawiwszy tylko małą resztę, zdobycze wojenne Bohdana Zalutyńskiego. Przepadły miliony, które dostał w roku 1915 tytułem odszkodowania za zniszczenia wojenne. Przepadły razem z krachem giełdy petersburskiej. Po traktacie ryskim dodatkowy cios spotkał Bodzia.

W czasie wojny ożenił się w Mińsku z jedną z najbogatszych panienek na Litwie, córką Stanisława Swidy, właściciela pięknych dóbr Hlewin pod Borysowem. Hlewin znalazł się po złej stronie granicy wyznaczonej przez traktat ryski. Bodziowi została żona, zresztą przystojna i miła osoba, ale przepadł posag.

Na szczęście własny majątek Bodzia Duchowlany powiatu grodzieńskiego był po dobrej stronie granicy ryskiej. Ponieważ dwór w Duchowlanach był przez wojnę zniszczony, więc Bodzio osiadł w sąsiednim majątku – Złobowszczyźnie, który wydzierżawił od siostry, Bodzio przestał być milionerem, ale był jednym z zamożniejszych ziemian w powiecie. Mógł więc sobie żyć dla własnej przyjemności.

W tym miejscu pozwolę sobie na maleńką dygresję natury filozoficznej. Wszyscy żyją dla własnej przyjemności, a różnica między ludźmi polega tylko na tym, że nie wszystkim to samo sprawia przyjemność. Jednym sprawia przyjemność zbawianie ludzkości – doczesne lub pozagrobowe – przy czym ci, co pragną zapewnić ludzkości szczęśliwość doczesną, mało się różnią od gwarantujących zbawienie po śmierci, bowiem osiągnięcie szczęśliwości doczesnej rozkładają na szereg pokoleń.

Drugich pociąga, łudzi i upaja urok "władzy".

Inni – zbierają znaczki pocztowe, albo hodują psy, albo piszą wiersze, albo miewają i ogłaszają wizje polityczne. Jeszcze innym sprawia przyjemność pisanie reportaży, albo prac naukowych, albo przyczynków, albo memuarów. Wyjątek stanowi autor niniejszej kroniki, pisanie jej bowiem nie sprawia mu najmniejszej przyjemności. Kreśli dzieje rewolucyjnej epoki, której był świadkiem, wyłącznie z dobrze zrozumianego obowiązku wobec potomności.
Bodzio nie gardził powszechnie uznanymi rozrywkami, a więc pieśnią, winem i dziewczynkami, ale największą przyjemność sprawiało mu robienie tzw. głupstw. Ludzie przeciętni zwykle wstydzą się swych głupstw. Bodzio –inaczej. Z zajęcia robienia głupstw stworzył sobie główne źródło przyjemności i zajęcie to usystematyzował. I prawdopodobnie przypadł mu najszczęśliwszy udział w życiu.

Zaczęło się od rzeczy drobnych jeszcze przed pierwszą wojną, gdy zaczął w Warszawie prześladować telefonicznie jakiegoś biednego pana Feldsztejna. Inna rzecz, że prześladowanie to wznowił po wojnie i zajęciem tym "zaraził" szereg przyjaciół, znajomych, a nawet nieznajomych, z których jeden – ku uciesze jednego z czerwoniaków warszawskich – wpadł w ręce policji złapany na gorącym uczynku telefonowania do pana Feldsztejna.

W czasie wojny wsławił się w Mińsku tym, że wraz z przyjaciółmi braćmi Eynarowiczami rozrzucał pieniądze na ulicę z balkonu restauracji Europejskiej.

Oczywiście prasa polska bardzo ostro skarciła za to rozrzutników. Potem poszło parę kawałów nieco makabrycznych. Popularny wówczas w Rosji tygodnik "Sinij żurnal" umieszczał w każdym numerze po kilkadziesiąt miniaturowych fotografii bohaterów "wojny ojczyźnianej" zarówno poległych na polu walki, jak i żywych, ale odznaczonych krzyżami lub medalami.

Otóż Bodzio posłał "Siniemu żurnalowi" fotografię Stasia Eynarowicza, dekującego się w Czerwonym Krzyżu, z napisem: "Nagrodzony medalem św. Jerzego, poległ". Jedna z sąsiadek Stasia natychmiast po zobaczeniu tej fotografii dała na Mszę Świętą za jego duszę oraz posłała depeszę kondolencyjną matce. Staś ani myślał umierać i przetrwał w dobrym zdrowiu jeszcze ćwierć wieku, aż w latach 1939–1940 wykończyła go deportacja bolszewicka.

Staś miał brata Wincentego, młodzieńca przystojnego a postawnego, który jednak zbytnią odwagą nie grzeszył. W szczególności bał się piekielnie
nie tylko śmierci, ale wszystkiego, co śmierć przypominało, a więc trumien, pogrzebów itp. Jemu więc posłał Bodzio trumnę, którą numerowi za odpowiedni napiwek należycie ustawili w numerze hotelu Paryskiego, gdzie mieszkał Wicio. Wróciwszy po kolacji do numeru i ujrzawszy trumnę, Wicio podobno zemdlał.

W czasie wojny Bodzio urządził szereg innych kawałów, a więc np. brał udział w igraszkach swawolnych na pensji pani Witwińskiej w Mińsku (rozdz. X).
Zamieszkawszy po wojnie w Złobowszczyźnie, Bodzio przede wszystkim polował. Był świetnym strzelcem. Do zajęcy i lisów strzelał kulą. Gdy raz
lis wyszedł na jego stanowisko i zatrzymał się, Bodzio uznał strzał do celu nieruchomego za niegodny honoru myśliwskiego i krzyknął: "Zdrastwujtie, fuks!". Lis prysnął jak strzała i Bodzio go wtedy ubił kulą.

Był raczej oszczędny, nie lubił wydatków ekstra, z zasady nikomu nie pożyczał, ale na głupstwa nie żałował pieniędzy.

A więc zapłacił 25 złotych parobkowi za naukę plucia przez zęby cienkim i długim strumieniem – sztuka, w której tylko chłopi celują.

Również za grube pieniądze wynalazł gdzieś – przy pomocy faktora pana Wolikowa, o którym będzie jeszcze mowa – pasiastą biało-czarną budkę.
Za czasów rosyjskich w takiej budce siadywali wartownicy. Nie żałował też pieniędzy na wynalezienie i kupno budzika z portrecikami Mikołaja II i carowej na cyferblacie. Budziki takie były za czasów carskich pospolite, kosztowały grosze i były w posiadaniu każdego zamożniejszego chłopa, drobnego urzędnika, rzemieślnika, ale po rewolucji znikły. Bodzio postanowił więc zdobyć taki antyk i w końcu go zdobył.

Raz u fotografa w Grodnie oglądając stosy zakurzonych zdjęć przedwojennych, natrafił na fotografię cara Mikołaja II w Białowieży na tle pałacyku myśliwskiego. Jeden go szczegół zastanowił na tym zdjęciu. Cesarz siedział na koniu z głową z lekka pochyloną, a przed nim na trawniku pozostawała dość duża pusta przestrzeń. Bodziowi od razu zaświtał pomysł, aby tę pustkę zapełnić. Wygrzebał u fotografa zdjęcie – swoje i Wicia Eynarowicza – i kazał sporządzić fotomontaż. Fotomontaż kosztował go słono, ale się udał: cesarz z lekka pochylony na siodle zdawał się rozmawiać ze stojącymi przed nim na trawniku Bodziem i Wiciem. Bodzio kazał wyryć na negatywie napis po rosyjsku: "Jego cesarska mość cesarz pan najmiłościwiej rozmawia z wybitnymi ziemianami guberni grodzieńskiej Wincentym Eynarowiczem i Bohdanem Zalutyńskim". Fotografia – oszklona i w ładnych ramkach – wisiała do ostatka w gabinecie Bodzia w Złobowszczyźnie.

Oficjalnym zawodem wspomnianego Wolikowa był handel końmi, naprawdę jednak był tzw. faktorem. W okresie międzywojnia zawód ten już wygasał, ale faktorów spotykano jeszcze – tu i ówdzie na ziemiach Polski i Litwy. Przez Wolikowa Bodzio zdobył wspomnianą pasiastą budkę wartowniczą, która weszła do legendy o ostatnim facecjoniście litewskim z następującego powodu. Bodzio urządził zimą polowanie zbiorowe, na które zaprosił m.in. starostę grodzieńskiego pana Rogalewicza, b. adwokata mińskiego, komisarza ziemskiego i komendanta powiatowego policji państwowej. Gdy zaproszeni podjeżdżali saniami przed ganek, oczom ich prezentował się widok niezwykły. U stóp ganku stała budka w białe i czarne pasy, a przed nią Wolikow w mundurze szlacheckim dziada Bodzia – we fraku z czerwonym kołnierzem i złotymi guzikami i w kapeluszu trójgraniastym. W ręku trzymał półmuzealną jednorurkę pistonówkę, którą prezentował wchodzącym na ganek gościom. Gdy zbliżył się starosta, Wolikow wykrzyknął:

– Zdrawija żełaju, wasze wysokorodje!

Na powitanie komisarza ziemskiego:

– Zdrawija żełaju, wasze wysokobłagorodje!

Na powitanie komendanta policji:

– Zdrawija żełaju, wasze błagorodje!

A gdy sam Bodzio zbliżył się do budki:

– Zdrawija żełaju, wasze impieratorskoje wysoczestwo!

(Proszę zwrócić uwagę na gradację tytulatury: tytuł "wysokorodja" odpowiadał stopniowi majora i pułkownika; tytuł "wysokobłagorodja" – stopniowi kapitana; tytuł "błagorodja" – oficerom najniższych stopni; no a tytuł "impieratorskiego wysoczestwa" przysługiwał wielkim książętom krwi cesarskiej.)
Stosunek Bodzia do Wolikowa był patriarchalny. Gdy chodził z Wolikowem po ulicach Grodna, kazał mu trzymać się o ćwierć kroku z tyłu i od czasu do czasu – nie odwracając głowy – podsuwał mu pod nos kciuk ze słowami:

– Possij dziedzicowi paluszek (pososi barinu palczik).

Wolikow nie gniewał się i ssał posłusznie. Zresztą Bodzio miał zwyczaj podawać chłopom-petentom do pocałowania nie rękę, a tylko koniec "paluszka". (W tym miejscu autor chce podkreślić, że zwyczaj całowania ręki męskiej przez chłopów był zupełnie zarzucony w okolicach Baćkowa już w końcu XIX wieku, Tadeusz Irteński spotykał się z tym zwyczajem po pierwszej wojnie na Polesiu i w powiatach miechowskim i włoszczowskim województwa kieleckiego).

Razu pewnego Bodzio kazał Wolikowowi podpisać papier, w którego treści biedny faktor się nie zorientował. Papier brzmiał: "Do Pana Wojewody w Białymstoku. Nazywam się Wolikow. Nazwisko moje końcówką swoją przypomina nienawistne czasy zaborcze. Poza tym nie odpowiada mojemu zawodowi, handluję bowiem nie wołami, ale końmi. Wobec tego mam zaszczyt prosić Pana Wojewodę o łaskawe zezwolenie na zmianę mego rodowego nazwiska Wolikow na nazwisko Ogier".

Podanie trafiło w tryby maszyny administracyjnej i otrzymało bieg urzędowy. Nikogo treść jego nie dziwiła, był to bowiem okres epidemii zmiany nazwisk, gdy w Monitorze Polskim można było przeczytać, że Mucha chce zmienić nazwisko na Potocki, Muttermilch na Matecki, Hirschklau na Jedlewski, Jeba na Jebasiński, Goldwasser na Wodziński. Gdy jednak przyszło wezwanie urzędowe o zapłacenie dość znacznej sumki na koszta ogłoszenia w Monitorze (Monitor zdzierał za drobne ogłoszenia 20 razy więcej niż normalna gazeta), Wolikow zaprotestował: nigdy podania o zmianę nazwiska nie składał! Wszczęto dochodzenie i Bodziowi groziłyby może tzw. grube nieprzyjemności, gdyby nie zacny starosta Rogalewicz, który sprawę zatuszował, wyjaśniając, że zaszło nieporozumienie.

Jak Bodzio stał się hrabią Palatynu? Paru pisarzy, którzy słyszeli coś piąte przez dziesiąte, pociągnęła barwna sylwetka Bodzia i paru z nich opowiadało o jego kawałach, a w szczególności o jego papieskim hrabiostwie. Niestety, w opowieściach tych pisarzy dużo było może dobrych chęci, ale i dużo informacji z drugiej i dalszej ręki i bardzo dużo nieścisłości.

A najwięcej historii przekręconych, brodatych anegdot przypisywanych od 150 lat bądź oficerom rosyjskim, bądź kupcom moskiewskim. Na autora więc kroniki niniejszej spada zaszczyt skreślenia pierwszej i jedynie autentycznej wersji legendy o Bohdanie Zalutyńskim.

Pierwsze ziarnko idei zostania hrabią papieskim zapadło w głowie Bodzia w pierwszych latach niepodległości po sutym obiedzie w Bristolu w Warszawie. Kazał sobie podać blankiet telegraficzny i napisał telegram tej treści: "Vatican – Saint Pere – priere benediction – Zalutynski Hotel Bristol Varsovie". Nie wiadomo, czy Bodzio liczył nawet na odpowiedź na tę depeszę. Ale nazajutrz odpowiedź przyszła. Była podpisana przez kardynała Gaspariego i zaczynała się słowami "Sancta padre implorata benedictione"... Odpowiedź poszła natychmiast pod szkło i w złote ramki i zawisła w Złobowszczyźnie na ścianie obok fotografii cara Mikołaja II najmiłościwiej rozmawiającego z Bodziem Zalutyńskim i Wiciem Eynarowiczem.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.