A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...

        Zgodnie z wieloletnią tradycją, Kapituła Społecznej Fundacji Pamięci Narodu Polskiego odznaczyła kilkanaście osób szczególnie zasłużonych dla Narodu i Państwa Polskiego. Uroczystość odbyła się 3 maja 2017 r. w pałacu Rembielińskiego, obecnej siedzibie Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, w Warszawie, przy Alejach Ujazdowskich, sąsiadującej z ambasadą kanadyjską.

        Celem Fundacji, powstałej w 1991 r., jest utrwalanie pamięci bohaterskich czynów Narodu Polskiego w walce o wolność narodową i religijną, kultywowanie tradycji oraz dokonań oręża polskiego i osiągnięć na polu kultury i oświaty. Uczestników uroczystości – damy i kawalerów orderu oraz osoby im towarzyszące – powitał dyrektor generalny mgr inż. Adam Nowak. Historię Fundacji i jej dokonania w ciągu ostatnich lat przedstawiła pani prezes mgr Wanda Tymińska-Buczek, a następnie kanclerz kapituły prof. Włodzimierz Bojarski wyraził nadzieję, że wręczenie orderów „POLONIA MATER NOSTRA EST” będzie godnym podziękowaniem wyróżnionym osobom z różnych środowisk za ich wieloletnią służbę „najświętszej sprawie” i będzie zachętą dla innych do wstępowania w ich ślady. 

piątek, 07 lipiec 2017 15:14

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Oficer policji

Napisane przez

        Guram nosił typowo gruzińskie nazwisko kończące się na „…nidze”. Był to przystojny, wysoki, 46-letni mężczyzna, z gruzińska czarnowłosy, ale z dużą łysiną biegnącą przez środek głowy. Był on w swoim rodzinnym kraju oficerem policji (milicji) i dosłużył się stopnia kapitana. Jak twierdził, pensje policjantów w jego kraju były marne, a więc trzeba było prowadzić „działalność gospodarczą”. Jasno wyjaśnił, co przez to rozumie: łapówki. Bez tego, według niego, nie dałoby się wyżyć. Specjalnie nie narzekał na warunki pracy. Nie uważał, że przestępczość w jego kraju, kiedy tam mieszkał i pracował, była jakaś specjalnie niebezpieczna. 

        Całe zło, według niego, tworzyli Rosjanie, którzy nie chcieli wycofać swoich wojsk z terenu Gruzji, pod pretekstem zabezpieczania interesów rosyjskojęzycznej społeczności w tym kraju. Podsycali oni ludność dwóch enklaw do walki o oderwanie się od Gruzji. Byłego prezydenta swojego kraju, który najpierw był pierwszym sekretarzem komunistycznej partii w Gruzji, a później ministrem spraw zagranicznych Związku Sowieckiego, nazywał „farbowanym lisem”, z uwagi na to, że zmieniał poglądy polityczne i sojuszników w zależności, jak wyglądała koniunktura. W końcu zrezygnował pod naciskiem opozycji i zamieszkiwał w swoim pałacu w Tbilisi, nieniepokojony przez kolejnych  prezydentów. 

piątek, 07 lipiec 2017 15:08

Z kajakiem na dachu

Napisane przez

        Mamy lato, czas wybrać się nad wodę z kajakiem lub canoe. Jak bezpiecznie przewozić taki sprzęt autem osobowym? 

        Po pierwsze, zdrowy rozsądek; nie układamy trzech kajaków jeden na drugim, nie przyczepiamy canoe z boku na drzwiach...

        Po drugie, dobrze jest zainstalować stelaż nad dachem, a nie wozić ciężkie łódki bezpośrednio na dachu, bo się poociera, a poza tym dach lubi być wypukły, i po trzecie, nie ściskajmy tego sznurkiem do bielizny lub jakimś kablem, lecz silnymi, lekko elastycznymi pasami, które mają mniejszą tendencją do poluzowywania się w rezultacie wibracji i wstrząsów.

        Wiele firm oferuje specjalistyczne stelaże do bezpiecznego przewozu dwóch kajaków czy canoe, wówczas wystarczy się stosować do instrukcji obsługi i montażu, inni potrafią samodzielnie budować takie uchwyty z rurek PCV. Są jednak osoby, które uważają, że taki transport może być lekko prowizoryczny – jednym z najczęściej obserwowanych sposobów jest ułożenie na dachu pociętych „makaronów” do pływania dla dzieci, popularnych noodles, położenie na tym kajaka czy canoe i podwiązanie z tyłu i z przodu. Sposób jest dobry, ale sprawdza się jedynie w przypadku lekkich łódek.

        Musimy też zdawać sobie sprawę, że siły, jakie będą działały nie tylko na dach naszego auta, różnią się zdecydowanie podczas autostradowej jazdy. Dlatego też na przykład warto w przypadku kajaków zamknąć dziurę kokpitu jakimś brezentem, by zwiększyć opływowość. Inna rzecz, to aby montować stelaże na dachu jak najdalej od siebie. Musimy też zdawać sobie sprawę, że wysoki ładunek na dachu znacznie zmienia areodynamikę naszego pojazdu. Co za tym idzie, jechać musimy wolniej i spokojniej. Wiatr to potężny żywioł i jeśli nie mamy stelażu, może nam nawet wgnieść dach. 

        Popatrzmy też na kształt wiezionego sprzętu, byśmy sobie czasem nie zafundowali skrzydła, na którym nasz samochód będzie chciał odlecieć. Rufę i dziób wiążemy z przodu i tyłu auta z prawej i lewej strony tak, by poprawić również stabilizację poprzeczną. Spinamy to wszystko elastycznymi pasami i sprawdzamy za każdym razem, gdy się zatrzymamy, czy nie ma jakiegoś poluzowania. 

        No i oczywiście nie zapominajmy, że mamy to coś na dachu – nie podjeżdżajmy z tym po kawę do drive-through Tima Hortonsa czy McDonalda. A przed załadunkiem sprawdźmy kajak, czy czasem w nim coś nie zostało, co mogłoby nam wypaść. Nie spieszmy się też przy załadunku i mocowaniu – pośpiech się nie opłaca. Ładunek musi być dobrze umocowany i sprawdzony, bo ryzyko jest w tym przypadku bardzo duże i nie sprowadza się wyłącznie do zniszczonego kajaka. 

        A jak nam wystaje coś za auto, warto przyczepić do tego czerwoną szmatę.

        Zatem zdrowy rozsądek, plus umiejętne wiązanie, plus ostrożna jazda. Dobrze mieć kogoś do pomocy przy ładowaniu, bo choć sami pewnie też to zrobimy, to jednak z drugą osobą będzie łatwiej i mniej nerwowo.

        A na koniec anegdotka; kiedyś byłem nad Huron i nie chciało mi się spuszczać powietrza z materaca, postanowiłem położyć go na dachu i przytrzymywać rękę.  Już przy 30 km/h materac uznał po prostu, że się wygłupiam, i odfrunął. Niech nam więc nie przychodzi do głowy lekkie wiązanie – wszystko, co na dachu, musi być mocno przymocowane. 

O czym zapewnia Wasz Sobiesław

piątek, 07 lipiec 2017 14:58

Wakacyjne ryby

old-post-pike

42-calowy szczupak z jeziora St. Joseph, nad którym znajduje się Old Post Lodge, jeden z najlepszych ośrodków dla wędkarzy w północno-zachodnim Ontario. Old Post Lodge to dawna faktoria należąca do Hudson Bay, która po odbudowie rozpoczęła działalność turystyczną w 1987 r. jako światowej klasy ośrodek dla wędkarzy. Tutaj również pracuje były przewodnik na Esnagami – Neil Leduc. W Internecie: www.oldpost.com.

 

rob-bass

Robert Sergiel z bassem małogębowym o długości 21 cali

 

rowan-walleye-esnagami

Rowan Lund z sandaczami na piknik na jeziorze Esnagami, 5 lipca 2017 r.  Na Esnagami nie ma  potrzeby zmyślać historii o swoich wędkarskich wyczynach...  Informacje o wyprawach na jezioro Esanagami w północno-zachodnim Ontario dostępne w Internecie na stronie www.esnagami.com, portalach społecznościowych Facebook i Twitter.

 

laponia-szczupak

Włoch Paolo Pacchiarini ze szczupakiem złowionym na muchę na wyprawie do Laponii. Paolo łowi na muchy z ogonkami, tzw. wiggle tails flies, które są niezwykle skuteczne na szczupaki.

 

sandacz-esnagami

Mike Goacher z sandaczem 29 cali z Esnagami

 

mike-pike

Mike Borger z Hamilton z olbrzymimi szczupakami złowionymi na Misekumaw Lake (Milton Lake Lodge) w Saskatchewan. Mike jest znanym przewodnikiem wędkarskim oraz wydawcą magazynu Canada Fishing Guide Magazine.

 

kag-lodge-pike

Szczupak na jeziorze Kag. Jezioro to położone jest 75 mil na północny zachód od Nakiny. Ośrodek dla wędkarzy – Kag Lodge – prowadzony jest od pokoleń przez rodzinę Leuenberger. Jeden z doświadczonych przewodników z Esnagami – Steve, pracuje obecnie w Kag Lodge. W Internecie: www.leuenberger.ca.

piątek, 07 lipiec 2017 14:54

Portability

Napisane przez

maciekczaplinski        Zdarza się, że kupiliśmy nieruchomość i w chwili zamknięcia transakcji wybraliśmy pożyczkę zamkniętą na 5 lat. Po upływie 2 lub 3 lat nagle dochodzimy do wniosku, że chcemy zamienić dom na inny i musimy sprzedać ten, w którym mieszkamy. Ale wstrzymujemy się z tym ruchem w obawie przed karą za zerwanie umowy z bankiem. Powstaje pytanie, czy naprawdę mamy powód do obaw? 

        To oczywiście zależeć będzie  od tego, jaki mamy mortgage. Wielu kupujących nieruchomości wybiera mortgage zamknięty na 5 lat, obawiając się, że ich spłaty mogą pójść w górę. Często kosztem wybrania wyższego oprocentowania, wybieramy „spokój”, jak nam ma zapewnić  stały procent i stałe spłaty przez następne lata. Życie pisze różne scenariusze i może się okazać, że już po kilku latach nasze plany się zmieniają i jesteśmy zmuszeni sprzedać dom albo zamienić go na inny. Panuje przekonanie, że każda zmiana domu jest związana z karą pieniężną za „zerwanie umowy”. Jest to prawda w niektórych przypadkach, ale nie we wszystkich. 

piątek, 07 lipiec 2017 14:54

Historia powojenna (5)

Napisane przez

        W czasie przyrządzania naszych posiłków w kuchni Niemek pilnowali ks. kpt. Paraszewski i pchor. Banasiewicz, na zmiany, aby nie kradły naszych prowiantów, ale już na drugi dzień rano, kiedy przeszliśmy do jadalni, zaskoczył nas brak gotowego śniadania z jajecznicą i brak kucharek Niemek. Uciekły wszystkie w nocy i jak twierdził kierownik kurzej fermy, z obawy, że lada dzień będziemy je „rozliczać” po kolei z traktowania Polek, jeńców wojennych, kiedy były strażniczkami obozowymi. Przez parę następnych dni musieliśmy się gospodarzyć sami. Po tygodniu „kurzej diety” i odrestaurowaniu naszej kondycji fizycznej zabrałem się do zaplanowania dalszej drogi do obozu kobiet AK w Marburgu. 

        22 maja rano wyruszyliśmy do miasta Weimar, aby zatankować u Amerykanów benzynę, po czym wjechaliśmy na autostradę „Reichsautobahn”, chlubę Hitlera, służącą podczas wojny jako pasy startowe dla wojskowych samolotów, z pustymi hangarami pod nawierzchnią.

        A w ostatnią niedzielę, niejako na 150. rocznicę urodzin Kanady, na piknik w parku im. Ignacego Paderewskiego w Vaughan został zaproszony muzyk i piosenkarz Andrzej Rybiński. Andrzej Rybiński jest absolutnym rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę wejść na swoją piosenkę. Piosenka „Nie liczę godzin i lat” w wykonaniu Andrzej Rybińskiego ma prawie dwadzieścia trzy i pół miliona wejść. No to jest rekord zupełny jak na polskiego artystę! 

        Andrzej Rybiński ma piękny, gładki, ujmujący głos. Ten głos może podobać się kobietom. Słowa piosenek wykonywanych przez Andrzeja Rybińskiego są bardzo romantyczne. 

        To wszystko spowodowało, że do parku Paderewskiego przyjechało na piknik połączony z koncertem bardzo dużo osób. Przyjechali starsi, młodsi, przyjechali z dziećmi. No, w każdym razie impreza bardzo się udała. Ale takie imprezy, spotkania, pikniki, uroczystości rocznicowe trwają w parku Paderewskiego od wczesnej wiosny.

        Geneza... Z falą emigracji „solidarnościowej” do Kanady przybyło wielu żeglarzy z Polski. Również wielu ludzi sportu i innych zainteresowań. Powszechnie na świecie wiadomo, że Polacy to naród pracowity, zaradny, o ustabilizowanych wartościach moralnych i prawicowych przekonaniach wyniesionych z podstaw religii katolickiej. Nie jest to naród rozbójniczy, pozbawiony elementarnej wiedzy jak współcześni „uchodźcy”, których umysłowi dewianci zaprosili gremialnie do Europy! Jest to naród, który nawet ze szkół podstawowych wyniósł wielką wiedzę w  porównaniu z emigracją z Azji.

        Lądując w Kanadzie, rzuciliśmy się do pracy, żeby zapewnić byt rodzinie, nawet gdy jeszcze egzystowała w kraju. Ale już od zarania naszego pobytu marzyliśmy o kupnie jakiegoś jachtu, nawet wraka. Wszyscy mieliśmy doskonałe przygotowanie z Polski. Była to oczywiście Polska PRL-u, ale nauczyciele byli niezależni od systemu. I system na szczęście nie wkraczał w ich kompetencje. Wielu z nas, łącznie ze mną, odebrało praktyki w szkutnictwie i do dzisiaj ta wiedza pomaga mi odremontować każdy wrak skazany na złom. Wielu z nas nostryfikowało dyplomy z Polski, wielu musiało uzupełniać wiedzę na tutejszych uczelniach. Wielu to się nie udało. Pozostała więc budowlanka, stolarka, kamieniarstwo czy hydraulika lub elektryka. 

        Nasza żeglarska „subkultura”, podobna do alpinistów czy sportowców wszelkich dziedzin, szybko się w Kanadzie zjednoczyła. Powstawały kluby żeglarskie, jak w Vancouverze, w Hamilton „Zawisza Czarny” czy u nas „Białe Żagle” lub „Joseph Conrad” w Chicago. Mało nam tego było, więc nastąpiło połączenie klubów w USA i w Kanadzie. Powstał  związek nazwany PAYNA, czyli Polish Association Yacht of North America, w którym jesteśmy posiadaczami największego jachtu „Fazisis”, biorącego udział w rejsach międzynarodowych. Klub ma niesamowite osiągnięcia. 

niedziela, 09 lipiec 2017 07:50

POLIN, CZYLI GHOST GROUND

Napisane przez

Falat-z-polesia

Pisane na kilka godzin przed wystąpieniem Trumpa na placu Krasińskich 

        Kiedy nadeszło wezwanie, Polska nie zwlekała; nie ociągała się i zaryzykowała tym wszystkim, co osiągnęła, nie chcąc narażać na szwank swojego honoru, więc jej córy oraz synowie odpowiedzieli spontanicznie, ukazując siłę ducha jedności narodowej i samopoświęcenia, dzięki którym Polska  –  poprzez wiele wysiłków i zgryzot – jest członkiem grupy wielkich narodów Europy. (...) Koniec tego wszystkiego, koniec znoju, zawodu i cierpień zostanie nagrodzony tym, którzy wiernie służyli na rzecz wolności Europy  i świata; bowiem  wstanie świt, szybciej niż nam się obecnie zdaje. Wstanie świt wtedy, gdy obłąkańcza próba ufundowania pruskiej dominacji opartej na nienawiści rasowej,  opartej na czołgach, tajnej policji,  wszechobecnym nadzorze i wielu podłych współpracownikach-Quislingach zniknie jak koszmarny sen. I z chwilą, kiedy ujrzymy  jutrzenkę wolności i nadziei, nie tylko silne, wreszcie świetnie uzbrojone demokracje, ale również wszystko to, co szlachetne i nieustraszone, w Nowym Świecie, jak i  Starym, odda  hołd Polsce wstającej z kolan, odda hołd Polakom będącym ponownie wielkim narodem – sir Winston Churchill – bandyta, zbrodniarz wojenny i łotr  –  w przemówieniu radiowym wygłoszonym w maju 1941 r. do durnych i naiwnych, lubiących takie łatwe, toksyczne brednie Polaczków z okazji ich masońskiego święta Konstytucji 3 Maja.

        Wizyta Trumpa w Polin oraz jego wystąpienie na placu Krasińskich zapewne w niczym nas nie zaskoczy. Po pierwsze, wszystkie oczekiwania imperatora są już wypełniane przez władzę warszawską (oni myślą, że to doskonały sposób na uwiarygodnienie swojej pozycji i zdobycie legitymizacji w oczach suzerena amerykańskiego): większe zakupy jankeskiej broni (m.in. patrioty), zwiększanie polskich nakładów na zabezpieczanie interesów polityczno-wojskowych w regionie, przygotowania do głębszego zaangażowania Polski w konflikt na Bliskim Wschodzie (bo przecież nasze wojska są już tam obecne, a niedawna wizyta Dudy w jednostce Grom jest chyba zapowiedzią pełnego wejścia tej jednostki do działań a to w Syrii, a to np. w Mosulu, a to na odcinku katarskim, jeśli zajdzie taka potrzeba, tzn. kiedy Waszyngton wyrazi takie życzenie). 

        Tak, tutejsi władcy nie pojmują, że nasz kraj będzie używany taktycznie przez Waszyngton na odcinku antyniemieckim, mamieni nasi władcy będą złudną obietnicą, że Polin stać się może mniej więcej tak samo ważnym partnerem jak Niemcy, dzięki instrumentalnemu wykorzystaniu naszego państwa i narodu do chwilowej, nie wiemy, jak długotrwałej, amerykańskiej zagrywki przeciwko Berlinowi, mającej na celu osłabienie pozycji Berlina w Europie i na  świecie.

 To bardzo niedobra dla nas wiadomość, ponieważ Trump popycha nas jeszcze głębiej w politykę bezalternatywności. Na odcinku wschodnim jesteśmy już od pewnego czasu dokładnie zamknięci. Immunizowani na niepodległe zagrania.  Amerykanie rozpoczęli tę rzecz bardzo sprawnie w kwietniu 2010 r., pogłębili zasadniczo w 2014 r., więc teraz  –  z powodów bardzo ważnej układanki o charakterze strategicznym – po raz kolejny używają swojego polskiego wasala do zamknięcia nam odcinka zachodniego, czyniąc nasz kraj jeszcze bardziej bezwolnym, zdanym tylko na wolę amerykańską, bez możliwości geopolitycznego balansowania.

        Osobiście mnie to nie dziwi, warto może tylko o tym wspomnieć, choćby dla kronikarskiej ścisłości. Oczywiście całe przemówienie Trumpa będzie nas bardzo pompować w naszej biednej dumie i wspierać w naszej potrzebie dowartościowania, ale  można zakładać, że nie będzie to tylko mowa-pic. Mowa-siano. Nie. Posunięcia amerykańskie będą miały poważne konsekwencje dla losów naszego narodu i państwa. Bardzo niedobre konsekwencje. Oczywiście poza rzuceniem Polski na amerykański odcinek antyniemiecki cała jakaś zabawna idea Międzymorza pod protektoratem jankeskim nie przyjmie ani form trwałych, ani istotnych z punktu widzenia naszych interesów. To tylko jedno z narzędzi negocjacyjnych Waszyngtonu w przepychankach z Berlinem i Moskwą – oraz ze względu na Nowy Jedwabny Szlak – naturalnie z Chinami. Waszyngton właśnie do Pekinu mówi tym gestem, że obejmuje patrymonium nad końcówką Jednego Szlaku i  Jednej Drogi… Na żadnym z  poziomów nikt nie pyta i nie będzie pytał Warszawy o zdanie, ma ona tylko odpowiednio szybko akomodować względem oczekiwań Waszyngtonu, to wszystko… 

        Warto mocno podkreślić, że Warszawa może zakładać, że te wszystkie jej posunięcia i gesty wobec USA, odsuną od niej poważne zagrożenie wiszące nad naszymi głowami, a mianowicie roszczeniami żydowskimi. Jednak, jak już wiadomo, dotychczasowe działania Polski nie tylko nie oddaliły tego zagrożenia, ale w głęboko niepokojący sposób potwierdziły ich realność i powagę oraz to, że tu żadnej litości nie będzie i  Kaczyński zapewne to pojmuje, że nadejdzie D-day, dzień, kiedy Żydzi za pomoc naszych drogich sojuszników – Waszyngtonu i Londynu – z ujmującym uśmiechem, może przypominającym ten Macierewicza Antoniego, spokojnie do nas rzekną pewnego dnia: „Sprawdzam”. 

        Bardzom w związku z tym ciekaw, z jakim przekazem przyleciał do nas  ze swoim teściem Jared Kushner. W Warszawie oczywiście nie będą miały miejsca żadne backroom deals. Litości. Takie dile zawierane są tylko między partnerami. Dziś Polaczkom zakomunikowane zaledwie będą pewne kierunki oraz wyartykułowane oczekiwania przykryte łatwymi pochwałami…

        Ghost Ground

        Termin Ghost Ground oznacza dzikie nieużytki, tereny niczyje, zaniedbane, czekające na rekultywację i odnowę. Przemianę. Transformację. Nowych właścicieli. Tak zapewne określane jest w nomenklaturze wielkich nie tyle terytorium Polin, Rzeczpospolitej Przyjaciół, ile cała Europa Środkowowschodnia, cały pas borderline region, choć osobiście preferuję perfekcyjnie trafne określenie na państwa naszego obszaru – LIMITROFY…

        Wydarzeniem o wiele ważniejszym, niż żenująca komedia warszawska czy jakiś teatr, tj.  szczyt G-20 w Hamburgu, była silna odpowiedź na nie ze Wschodu. Odpowiedź poważna i naprawdę znacząca. Była to mianowicie dwudniowa wizyta Xi w Moskwie 3-4 lipca. Jasne, poza ważnymi decyzjami dotyczącymi infrastruktury o charakterze strategicznym,  był to zrytualizowany poniekąd przekaz obu mocarstw skierowany do Waszyngtonu, że potrafią balansować sprawnie wobec posunięć USA i  że partnerstwo chińsko-rosyjskie trwa, choć po prawdzie każdy z tych partnerów łypie okiem na Stany Zjednoczone, oczekując z tęsknotą dobrej oferty skierowanej do niego…         

        Ceremonia odznaczania Xi ważnym orderem rosyjskim (http://www.kremlin.ru/events/president/news/54973) pokazała, kto tak naprawdę jest prawdziwym panem na Kremlu. Jest nim chiński cesarz. To bardzo sprytna zagrywka rosyjska, nic nieumniejszająca ani Rosji, ani Putinowi wbrew pozorom. Szokujące dla mnie słowa Putina zamykające tę uroczystość, słowa skierowane osobiście do Xi, podkreślające jego znaczenie, wkład w relacje rosyjsko-chińskie, mają w istocie charakter trybutarny, bezprecedensowy, Putin bowiem nie tyle wychwala osobę Xi, ile bardzo umacnia i wspiera – i tak już bardzo mocną – jego pozycję w systemie chińskiej władzy. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym. Otóż Putin nie kieruje tego przekazu do Chin ani do Xi. On skierował tę wiadomość do Trumpa. Uzmysławia to nam, jak bardzo Rosja nadal nie jest pewna, jaką ofertę strategiczną otrzyma z USA. Po prawdzie tego samego oczekuje Pekin. Obie strony czekają na poważne oferty. Putin, tak wstrząsająco mówiąc w kremlowskiej sali tronowej do Xi, uzmysłowić chce Ameryce, że to za długo trwa, że jej ociąganie się z rozwinięciem relacji jankesko-rosyjskich skutkuje dalszym balansem ruskim w stronę Środka.  Rosjanie pojmują, naturalnie, że nad Potomakiem trwa ferment, walka w elitach, co do obrania kierunków strategicznych, ale Rosjanie równie dobrze mogą to postrzegać jako celowe działanie dezinformujące, celową robotę USA, dzięki której – za pomocą niby chaotycznego, amatorskiego, nieskoordynowanego, niespójnego działania –  Amerykanie trzymają i Chiny, i Rosję w stanie gorączkowego zawieszenia, w stanie gorączkowej niepewności i protagoniści Stanów  Zjednoczonych zdają się postrzegać już tę sytuację w taki sposób, że ten stan, to nie stan przejściowy, o charakterze taktycznym, ale pełnowymiarowa strategia postępowania, która od adwersarzy USA wymaga zużywania szybciej swoich zasobów, sił, energii, zdecydowanie większego wkładu militarnego, wywiadowczego i analitycznego. TO TAKA STRATEGICZNA ASYMETRYCZNA GRA.  Zgrabne. I muszę przyznać, że po raz kolejny Amerykanie udowadniają, podobnie jak zrobili to w Krainie U w 2014, że to oni narzucają tempo i tworzą strategiczne środowisko geopolityczne, do którego warunków nadal muszą dostosowywać się inni gracze, z wysiłkiem próbujący dotrzymać kroku imperium zza stawu.

        My tu w Bolanda, w Polin, w Rzeczpospolitej przyjaciół musimy pamiętać, że dzisiejsze panoptikum z Boratem w roli głównej na placu Krasińskich to część tej strategicznej asymetrycznej gry amerykańskiej stosowanej wobec wszystkich innych – Berlina, Moskwy, Pekinu…

        Tuż przed wizytą  amerykańskiego Borata, przybył do  Warszawy gość, który przyjechał z naprawdę ważnymi rzeczami. On nie opowiadał nam farmazonów, nie opowiadał głupot, nie bawił bon motami, nie czarował, nie sprzedawał żadnych kocobałów. On przyjechał z konkretami.  A mianowicie 3 lipca odwiedził Polin przewodniczący Knesetu Yuli Yoel Edelstein.

        Spotkał się Dudą (http://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,658,prezydent-andrzej-duda-przyjal-przewodniczacego-knesetu.html), jak również z marszałkami Sejmu i Senatu (pośrednicy do przekazania posłania Kaczyńskiemu, choć nie wiemy, czy potajemnie Edelstein nie spotkał się z samym Kaczyńskim, wg mnie – tak). 

        Postrzegam tę wizytę – o wiele ważniejszą  w wymiarze politycznym niż wizyta Trumpa –  jako: żydowską kontrolę perymetru, nad którym, w wyniku ewentualnej zgody Waszyngtonu i Moskwy –  Żydzi sprawowaliby patrymonialny nadzór polityczno-ekonomiczny,  to taka kontrola przed wizytą Borata. Taki rewizorski checking, czy wszystko gra, czy wszystko jest na najlepszej drodze, aby Warszawa poważniej zaczęła publicznie deklarować to, co zostało już prawdopodobnie ustalone i co MUSI  się wydarzyć, a mianowicie zwrot mienia żydowskiego w Polin. Nie podniecajmy się za bardzo ani nie załamujmy rąk, to stały wariant gry wobec Polski i ta kwestia nie była mimo wszystko wiodącym tematem rozmów  z polskimi politykami w mojej ocenie… Co nim zatem mogło być?

        Pan Edelstein to rosyjski Żyd, opresjonowany w więzieniach sowieckich, jeden z tych, co dali nogę z Sowietów przez Warszawę dzięki operacji „Most” w końcu lat 80. (historia jednak ma poczucie humoru: wg mnie, ponownie taki rewers „Mostu” opcjonalnie jest szykowany z Izraela i Europy Zachodniej w  naszym kierunku przez Waszyngton i Moskwę…). Reprezentuje państwo posiadające doskonałe stosunki z Rosją, uważające ją za partnera strategicznego, istotnego dla swoich interesów oraz bezpieczeństwa. Nasi żydowscy przyjaciele potrafią balansować i dbać świetnie o swój interes narodowy, szkoda zatem, że nie potrafią tego ich warszawscy podwykonawcy, którzy czujnie odmawiają sobie prawa prowadzenia suwerennej polityki na wielu kierunkach… Otóż pan Edelstein – to taki „Francuski Łącznik” –  on biega tu za posłańca. A od kogóż to przewodniczący Knesetu przywiózł posłanie do Kaczyńskiego Jarosława? A mianowicie sądzę, że przekazał nam message od prezydenta Putina, przekazał nam informacje od Rosji, która jest zapewne i zaniepokojona destabilizacją architektury bezpieczeństwa w regionie w wyniku posunięć amerykańskich, i jednocześnie może wyrażać wolę deeskalacji, w związku z tym jest to po części tylko message do nas (ostrzeżenie? innego rodzaju propozycje do rozważenia? inne opcje?), ale przede wszystkim jest to przekaz do Trumpa, który otrzyma za pośrednictwem polskim przed szczytem G-20. Posłaniec żydowski jest tu niezmiernie ważny. Wskazuje to na chęć dogadania się w regionie i na poziomie globalnym tak przez Moskwę, jak i przez Waszyngton, a używana jest tu (tradycyjnie) żydowska przyzwoitka, diler najlepszy, pośrednik żydowski, który jest żywotnie zainteresowany dobrą kooperacją jankesko-ruską. Przepyszne! I Polacy, jak zwykle, nie pojmują, że są tylko ponownie statystami w dużej grze.

        Ażeby nie być gołosłownym i podeprzeć swoje hipotezy pewnymi faktami, to tylko przypomnę, że pan Edelstein wrócił właśnie z trzydniowej bardzo ważnej wizyty w Moskwie, gdzie przebywał  w dniach 27-29 czerwca br. i gdzie  bardzo ciepło i kordialnie został przyjęty przez Rosjan, a spotkał się (z partnerami rozmawiał po rosyjsku) z Ławrowem,  Matwijenko – przewodniczącą  izby wyższej, tj. Rady Federacji, oraz Wiaczesławem  Wołodinem – przewodniczącym Dumy, w której zresztą 28 czerwca wygłosił ważne przemówienie  transmitowane na żywo do Izraela! 

        Żydzi pragną dogadania się Ameryki i Rosji przede wszystkim ze względu na Persję, oni chcą ją utopić rękoma obu imperiów,  stąd pan Edelstein wszem wobec mówił, że dobre relacje pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem są kluczowe dla pokoju światowego i oczywiście dla państwa Izrael. Sama zaś Rosja, wg niego, gra istotną rolę w regionie i Izrael musi współpracować z Moskwą, aby rozwiązywać wspólne problem. To dlatego podczas przemówienia w Dumie, Edelstein w chytry sposób posuwał się nawet do cytowania Starego Testamentu: At the conclusion of his speech, Speaker Edelstein asked to convey a blessing in Hebrew from Jerusalem, „the eternal capital of the Jewish People, from which the message of justice and the war against evil has been coming out for nearly 3,000 years.” He then recited the following verse from Psalms: ”Peace be within thy walls, and prosperity within thy palaces. For my brethren and companions` sakes, I will now say: `Peace be within thee.` For the sake of the house of the LORD our God I will seek thy good”.

        Godne polecenia – relacje z wizyty Edelsteina w Moskwie:

        Speaker Edelstein greeted warmly in Moscow as he begins official visit; tells Russian Federation Council Chairwoman Matviyenko `we must continue to develop our relations and discuss our differences of opinion in a serious and honest manner” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13488

        Speaker Edelstein delivers historic address to Russian Federation Council; says „in the same language which I was imprisoned for teaching, I bless you with the ancient Jewish blessing: Shalom Aleichem!” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13489

        29.06 spotkanie z Ławrowem: Knesset Speaker Edelstein to Russian FM Lavrov: ”Good relations between Moscow and Washington crucial for world peace” https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13493

        29.06 spotkanie z Wiaczesławem  Wołodinem – przewodniczącym Dumy.

https://www.knesset.gov.il/spokesman/eng/PR_eng.asp?PRID=13494

Speaker Edelstein told his host that the purpose of his visit is to „strengthen the relations between our nations, and I am also glad for the opportunity to meet you. The relations between our countries are on the right track, and even when we don`t see eye to eye, the dialogue, particularly if it is conducted in Russian, will help us understand each other and advance processes”.

        Trump ze względu na stosunki wewnątrzamerykańskie oraz ze względu na legitymizację swojej władzy – która poniekąd trwa in statu nascendi – nie chce zbliżenia bezpośredniego z Moskwą, ale potrzebuje pasa transmisyjnego, kryszy żydowskiej, a Żydzi ochoczo mu ją dają.  Niech każdy, kto ma choć trochę oleju w głowie, sam sobie to wszystko ułoży, wszystkie puzzle, i odpowie sobie samemu na pytanie, dokąd to wszystko zmierza…

        A to, jak działa Waszyngton wobec graczy zbyt wolnych od jego wpływu, widać choćby po niedawnym ostrzelaniu tureckiego statku przez grecki okręt (jankeski podwykonawca, zwracam). Tam w grę wchodzi naturalnie rozgrywka wokół Kataru. Jego losy omawiane będą w Kairze dziś. Tam w regionie widać także płynność relacji i sojuszy, kiedy Katar jest wspierany i przez Turcję, i  przez Persję, a grozi mu wywrócenie w wyniku działania agentury jankeskiej – Izraela, Saudów, Egiptu (ci mocno zblatowani z Moskwą), ZEA i Kuwejtu – czyli akcja-pokłosie po wizycie Trumpa w maju w Rijadzie.  Rozwałka Kataru to taka część zamiast całości, bo prawdziwym celem jest Persja...

***

        A poza tym uważam, że Jeruzalem musi by wyzwolona.

Grodno, 6 lipca 2017 r.

Numer 27/2017 (7-13 lipca 2017)

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.