Guram był żonaty i miał dwoje dzieci. Córka jego, która ukończyła anglistykę na uniwersytecie, równolegle zaczęła uczestniczyć w konkursach na najładniejsze fryzury. Mówił, że jest ona „stylistką”. Wszystko to opowiadał w języku rosyjskim. Córka, po wygraniu jakiegoś konkursu międzynarodowego, dostała zaproszenie do studiowania w Stanach Zjednoczonych. Wyjechała do tego kraju, gdzie przez dwa lata na college’u kontynuowała swoje studia w zakresie fryzjerstwa, a jednocześnie pracowała na pół etatu, dorabiając sobie do uzyskanego stypendium.
Zaprosiła ojca do odwiedzenia jej. Ten wziął urlop z pracy i odleciał do Ameryki. Zamieszkiwał z córką, a jednocześnie zaczął starania o uzyskanie stałego pobytu w tym kraju. Zakończyło się to niepowodzeniem po dwóch latach. W tym czasie też pracował na budowach. W końcu groziło mu wydalenie. Pojechał więc do Niagara Falls i zgłosił się do kanadyjskiego urzędu imigracyjnego, prosząc o uzyskanie statusu uciekiniera politycznego. Po wypełnieniu niezbędnych dokumentów i pobraniu odcisków palców został wpuszczony na teren Kanady.
Córka pobyła jeszcze jakiś czas w Stanach, a następnie odleciała do Gruzji. Tam uzyskała dobrą pracę w renomowanym zakładzie fryzjerskim. W dalszym ciągu uczestniczyła w konkursach w tym zawodzie. Wygrywała wiele z nich. Na jednym z konkursów międzynarodowych została zauważona przez przedstawiciela najlepszych zakładów z Anglii i dostała zaproszenie na rozmowy, które zakończyły się pięcioletnim kontraktem. Córka właśnie szykowała się do odlotu z Gruzji do Anglii. Guram miał jeszcze dziewiętnastoletniego syna, który kończył jakąś szkołę. Wspomagał on go i swoją żonę finansowo.
Guram po przybyciu do Toronto spotkał się z kolegą z dawnych lat, z którym kontaktował się telefonicznie, mieszkając w Stanach. Kolega ten, mający stały pobyt w Kanadzie, odwiedził też Gurama w Stanach. To on też wpłynął na jego decyzję, aby przyjechał do Kanady, uważając, że tu może uzyskać status uciekiniera. Guram najpierw zamieszkał u tego kolegi, który pomógł mu dostać pracę. Najpierw były to prace dorywcze przy rozbiórkach, a w końcu Guram zatrudniony został w dużej firmie (około 300 pracowników) tej branży w Toronto. Był zadowolony z tej pracy. Wynagrodzenie było niezłe. Szefem był polski imigrant, którego Guram bardzo chwalił, jako dobrego człowieka.
Problemem dla Gurama była samotność. Mieszkał i pracował głównie z Rosjanami i Ukraińcami. Językiem porozumiewania się w tym gronie był rosyjski. Tak więc Guram, po dwóch latach pobytu w Stanach i trzech latach pobytu w Kanadzie w ogóle nie znał języka angielskiego. Nadto, to grono ludzi, na towarzystwo których był skazany, miało jedną, główną, negatywną przywarę: pijaństwo. Guram miał już dość tego trybu życia: ciężka praca w ciągu tygodnia i dwudniowe pijaństwo. Starał się być wstrzemięźliwy w piciu. Nie wyglądał na alkoholika. Ale innego towarzystwa nie znał. Poza jednym wyjątkiem. Poznał na jednym z przyjęć, na którym pojawiło się kilka kobiet, pewną Rosjankę, która była w podobnej sytuacji prawnej jak on, czyli szukała możliwości uzyskania stałego pobytu w Kanadzie. Spotkania przerodziły się w luźny romans, ale oboje wiedzieli, że nie mogą wiązać z tym związkiem jakichś nadziei. Kontakty z tą panią pozwalały Guramowi na znośniejsze przetrwanie okresu oczekiwania na rozstrzygnięcie o swoim losie.
Utrzymywał kontakt z urzędem imigracyjnym. Stawiał się na każde wezwanie. Odbyło się kilka posiedzeń sądu imigracyjnego w jego sprawie. Wszystkie decyzje były dla niego negatywne. Trwało to dwa lata. W końcu został poproszony o opuszczenie Kanady w określonym czasie. Wtedy przeszedł w podziemie. Zmienił adres zamieszkania i nie odbierał listów, które były słane przez urząd imigracyjny pod jego stary adres.
Po roku takiego życia, bez nadziei na zmianę swojego losu, Guram postanowił wrócić do Gruzji. Skontaktował się z agentką imigracyjną rosyjskiego pochodzenia. Tatiana poradziła mu, aby zgłosił się do urzędu imigracyjnego i na pewno, z uwagi, że zgłosi się dobrowolnie, zostanie potraktowany przychylnie i jego prośba zostanie niezwłocznie spełniona. Problemem bowiem dla niego było to, że urząd imigracyjny posiadał jego paszportu. Poszedł za tą radą. Stawił się w urzędzie imigracyjnym. Oficer imigracyjny, który go przesłuchiwał za pośrednictwem tłumacza (telefonicznie), po wysłuchaniu całej historii i tego, z czym Guram przyszedł do niego, po prostu go aresztował i odwiózł do aresztu imigracyjnego. Guram natychmiast skontaktował się telefonicznie ze swoją agentką, która wpakowała go w taką kabałę. Ona z kolei skontaktowała się z prowadzącym sprawę oficerem imigracyjnym. Ten powiedział jej, że jeśli będzie miał bilet lotniczy kupiony przez Gurama na powrót do Gruzji, to go wypuści z aresztu. Guram natychmiast polecił swojej przyjaciółce wypłacić agentce pieniądze na zakup biletu. Bilet został kupiony i odwieziony do urzędu imigracyjnego. Guram czekał na chwilę, kiedy zostanie zwolniony z aresztu. Agentka jednak godzinami nie odpowiadała na jego telefony. W końcu odebrała telefon i powiedziała, że kolejnym warunkiem jego wypuszczenia jest uzyskanie informacji przez oficera imigracyjnego, że jego paszport znajduje się w urzędzie imigracyjnym w Niagara Falls. Kolejne godziny wyczekiwania. Kolejna seria telefonów do agentki, która ponownie nie odpowiadała. W końcu odebrała ona telefon i powiadomiła Gurama, że sprawa się komplikuje. Okazało się bowiem, że jego paszport stracił już przed rokiem ważność. W tej sytuacji oficer imigracyjny musi uzyskać potwierdzenie przez ambasadę Gruzji, że Guram zostanie wpuszczony do tego kraju. A najbliższa ambasada Gruzji znajduje się w Waszyngtonie. Wymaga to czasu. Tak więc bilet kupiony na samolot do Amsterdamu, a stamtąd do Gruzji, musiał być zmieniony i data przesunięta o trzy tygodnie.
Guram w tym czasie znalazł się w typowych trybach aresztanta. Jak sam powiedział, dla niego, oficera policji, kajdanki to nie nowina, ale na swoich rękach powodowały poważny stres. Nadto, po czterech dniach od aresztowania stanął przed sędzią imigracyjnym (adjudicator), który miał zdecydować, czy wypuścić Gurama z aresztu. On chciałby wyjść na wolność i odlecieć samodzielnie z Kanady do Gruzji, ale aby to mogło się stać, musiałby ktoś złożyć kilkutysięczną kaucję. Guram sam nie miał zbyt dużo pieniędzy, bo część zarobków wysyłał rodzinie do Gruzji, a za część musiał się utrzymywać w Kanadzie. Nie chciał też prosić kolegów o założenie za niego pieniędzy, choć nie powodowało to dla nich jakiegoś ryzyka, intencją jego było bowiem jak najszybsze wyjechanie z Kanady. Cóż mu więc pozostało? Czekanie na przedłużenie ważności paszportu.
Czas w areszcie mu się potwornie dłużył. Nie znając języka angielskiego, nie rozumiał programów telewizyjnych, nie mógł czytać gazet angielskojęzycznych, nie mógł porozumiewać się z innymi aresztantami. Jedynie na spacerach (jednogodzinnych) mógł trochę porozmawiać z pewnym Litwinem mówiącym po rosyjsku, który też czekał na odlot do swojego rodzinnego kraju.
Guram miał do czego wracać: do żony, dzieci, dobrze urządzonego mieszkania. Nie liczył na to, że wróci do pracy w policji. Myślał o jakimś biznesie, takim prawdziwym, nie łapówkowym, który dawałby mu możliwość godnego życia. Tęsknił za życiem towarzyskim w ciepłej Gruzji, gdzie spędza się długie wieczory z przyjaciółmi przy kieliszku wina. Uważał to za wartości ważniejsze, niż wątpliwe szanse, jakie być może miałby w Kanadzie, gdyby inaczej pokierował swoim losem.
Aleksander Łoś