farolwebad1

A+ A A-

Z Polski rodem: Kobieta do panowania – Kornelia Ludwika Śniadecka

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

ludwika        Od jesieni 1822 roku coraz częstszym gościem wileńskich salonów był liczący wtedy niespełna 14 lat Juliusz Słowacki, syn zmarłego osiem lat wcześniej historyka i teoretyka literatury, a poza tym tłumacza z literatury klasycznej i francuskiej, profesora uniwersytetu w Wilnie – Euzebiusza Słowackiego. Julek – jak go zwali znajomi – był wtedy pasierbem innego profesora uniwersytetu – Augusta Ludwika Becu. Postaci znienawidzonej przez kręgi patriotycznej młodzieży w Wilnie, ale zarazem lekarza, który jako pierwszy na ziemiach polskich wprowadził szczepienia ochronne przeciw ospie – i to zaledwie w kilka lat po tym, jak Edward Jenner, angielski lekarz, zdecydował się przeszczepić małemu chłopcu ropę pobraną z palca chorej na ospę krowią kobiety.

        Młody Słowacki był częstym gościem szczególnie w domu przyjaciela swego zmarłego ojca – Jędrzeja śniadeckiego, znakomitego chemika, lekarza i pedagoga, a przy tym człowieka walczącego w swoich „Próżniacko-filozoficznych podróżach po bruku” (taki tytuł nosił jego cykl felietonów w wileńskich „Wiadomościach Brukowych”) z zacofaniem umysłowym. Tak to kilkunastoletni Julek poznał starszą od siebie o siedem lat córkę Jędrzeja śniadeckiego – Kornelię Ludwikę śniadecką, zwaną po prostu Ludką.

        Słowacki zakochał się „po uszy” – ale młoda kobieta długo udawała, że tego nie dostrzega. Kiedy jednak Słowacki zaczął jej słać miłosne listy oraz swoje wiersze – odparła mu chłodno, że „to wszystko zwykła dziecinna imaginacja”, a jego próby poetyckie to „szklane wiersze” (krytycznego zdania o poezji Słowackiego i całej polskiej poezji romantycznej nie zmieniła do końca życia). Ludka doradzała przy tym Słowackiemu wyjazd z Wilna – do czego zresztą ten się dostosował, udając się do rodzinnego Krzemieńca, z którego wrócił do Wilna dopiero wtedy, gdy został studentem Wydziału Nauk Moralnych i Politycznych  miejscowego uniwersytetu. Do swej pierwszej wielkiej miłości Słowacki wracał jednak wielokrotnie w swojej twórczości, o czym choćby świadczą takie jego utwory, jak „Godzina myśli” czy fragmenty „Kordiana” i „Beniowskiego”. Trudno się zresztą temu dziwić, bo córka Jędrzeja śniadeckiego była ponoć dziewczyną bardzo urodziwą, a przy tym odznaczała się niepospolitym umysłem i wielką wiedzą – co Słowackiemu imponowało szczególnie.

        Młody poeta nie mógł jednak oczekiwać wzajemności w uczuciach nie tylko z powodu dużej różnicy wieku, ale i dlatego, że Ludka śniadecka zakochała się wtedy z wzajemnością we Włodzimierzu Rimskim-Korsakowie, rosyjskim oficerze, który zresztą był synem wileńskiego carskiego generał-gubernatora.

        Tego samego, który w 1824 roku mianował kuratorem okręgu naukowego wileńskiego osławionego Mikołaja Nowosilcowa – bezwzględnego wroga polskich ruchów niepodległościowych, nagrodzonego zresztą potem za to przez cara Mikołaja I rosyjskim tytułem hrabiowskim.

        Młody Rimski-Korsakow, choć pochodzący z absolutnie wiernej carowi rodziny, sympatyzował raczej z ruchami demokratycznymi, w tym ze Związkiem Prawdziwych i Wiernych Synów Ojczyzny, a później ze Związkiem Dobra Publicznego – jak nazywały się konspiracyjne organizacje antycarskie.

        W 1819 roku w pułku, w którym służył ukochany młodej śniadeckiej, wybuchł antycarski bunt, co już rzuciło na niego podejrzenia władz. Pogłębiło się to jeszcze bardziej po roku 1825, kiedy to ustalono, że młody Rimski-Korsakow przyjaźnił się z wieloma dekabrystami – jak nazwano organizatorów antycarskiego buntu wojsk w Petersburgu, w grudniu tegoż roku. W rezultacie, syna generał-gubernatora zesłano do jednego z garnizonów na Kaukazie, gdzie praktycznie od stu lat trwała wojna Rosji z Turcją o panowanie nad tym regionem. Rimski-Korsakow słał z tej wojny gorące listy do Wilna, ale w 1828 roku korespondencja się urwała.

        Ludwika śniadecka popadła w rozpacz. Najpierw podjęła trwające trzy lata starania wyjaśnienia okoliczności zaginięcia jej ukochanego – ale bez rezultatu.

        W 1831 roku licząca wtedy już prawie trzydzieści lat śniadecka (urodziła się w Wilnie w 1802 roku) pojechała do Odessy, a potem wędrowała od jednego do drugiego rosyjskiego garnizonu na Kaukazie. Zajęło jej to w sumie jedenaście lat! W maju 1838 roku nie była nawet na pogrzebie swego ojca w Wilnie, bo wiadomość o jego śmierci dotarła do niej dopiero w listopadzie tegoż roku.

        Zresztą, co naprawdę działo się z Ludwiką śniadecką na Kaukazie – dokładnie nie wiadomo, bo wszelkie jej notatki z tego okresu przepadły w czasie pożaru jej domu w Stambule, w 1850 roku.

        Do Stambułu dotarła ona wiosną 1842 roku, statkiem z Odessy. Planowała tylko krótki postój nad Bosforem, gdyż celem jej podróży była Warna, w okolicach której miał ponoć zginąć – jak wcześniej ustaliła – Włodzimierz Rimski-Korsakow.

        W ówczesnej tureckiej stolicy śniadecka pierwsze swe kroki skierowała do Agencji Polskiej – jak nazywała się założona rok wcześniej za pieniądze i z inicjatywy księcia Adama Jerzego Czartoryskiego placówka, którą kierował Michał Czajkowski, egzotyczny Kozak rodem z Halczyńca na Wołyniu i szlachcic-partyzant (na portrecie) – jak go potem nazwał Tadeusz Boy-Żeleński.

        Liczący wtedy 38 lat Czajkowski miał za sobą udział w Powstaniu Listopadowym (służył w pułku jazdy wołyńskiej dowodzonej przez Karola Różyckiego), a potem kilka lat działalności w paryskich emigracyjnych organizacjach – Towarzystwie Demokratycznym i Konfederacji Narodu Polskiego. Był żonaty, ale rodzina została w Paryżu, toteż Czajkowski prowadził w Stambule kawalerski żywot.

        Starsza od niego o dwa lata Ludwika śniadecka kupiła natomiast w Stambule skromny dom na europejskim, wysokim brzegu Bosforu, potem urządziła go przytulnie, toteż samotny Czajkowski wysiadywał u niej godzinami – zawsze z palącą się fajką w ustach.

        Już wtedy – jak relacjonował Tomasz Teodor Jeż – Czajkowski „na dzień powszedni nosił w domu kacawejkę turecką, feza z głowa nie zrzucał, w pantoflach chodził i z nogami podgiętymi siadał”.

        śniadecka i Czajkowski prowadzili długie rozmowy, z których w końcu wynikło, że mają podobne zamiłowania literackie i zbieżne poglądy na aktualne problemy polityczne. Tak narodziło się między nimi uczucie.

        Choć nie stało się to szybko, bo śniadecka długo nie rezygnowała z zamiaru odnalezienia grobu Włodzimierza Rimskiego-Korsakowa. Jeszcze w pierwszej połowie 1843 roku, kiedy Czajkowski przebywał w Paryżu, ona udała się do znajdującej się w delcie Dunaju Tulczy (dziś rumuńska Tulcea).
        Grobu tam wprawdzie nie znalazła, ale w pobliskiej miejscowości Czylindere, w monastyrze pod wezwaniem Zaśnięcia Bogurodzicy, zorganizowała dla Polaków ośrodek antyrosyjskiej agitacji i tajny skład broni, zaś w Szumli (obecnie bułgarskie miasto Szumen) założyła fundację dobroczynną imienia swojego ukochanego.

        Tomasz Teodor Jeż zapisał wtedy w swoim pamiętniku:

        „O pannie śniadeckiej słyszałem (...), że kochała się w Moskalu, który zginął na wojnie tureckiej 1828–1829 pod Warną, odszukała ona jakoby zwłoki jego, zabrała je, do trumny złożyła i z trumną się nie rozstawała. Spoczywa ona przy łóżku jej sypialnym, od ściany”.

        Oczywiście, pisarz stwierdza to żartem, bo zaraz dodaje już całkiem serio: „śniadecka układa dla Sadyka biuletyny wojenne, które »Wiadomości Polskie« publikują”.

        Było to już wtedy, gdy Czajkowski przeszedł na islam i nazywał się odtąd Mehmed Sadyk – czyli Wierny, a jako generał w służbie tureckiej, miał prawo używać dodatkowo tytułu paszy.

        Od 1844 roku śniadecka i Mehmed Sadyk Pasza byli już małżeństwem, co zresztą nie przysporzyło im w polskim środowisku przyjaciół, bo żona Czajkowskiego – z trójką dzieci – mieszkała nadal w Paryżu.

        śniadecka i Czajkowski kupili wtedy bogaty dom w dzielnicy Besziktasz – w europejskiej części Stambułu. W tym domu odwiedzali ich początkowo tylko wysocy tureccy dostojnicy z sułtańskiego dworu, ale z czasem zaczęli się także zjawiać liczni polscy emisariusze z Paryża. Było przecież wiadomo, że Sadyk Pasza ma w otoczeniu sułtana przyjaciół, a przy tym pani Ludwika prowadzi dom otwarty, każąc zawsze dawać dwa razy więcej nakryć, niż spodziewano się gości.

        Dla gości urządzono też w domu pokoje, a poza tym trzymano dla nich w pogotowiu powozy, konie i lektyki.

        Domowi poświęcała śniadecka bardzo dużo czasu, przy czym w połowie urządziła go według europejskiej tradycji, a w połowie – na sposób orientalny. Gromadziła przy tym z przyjemności wspaniałe wyroby ze srebra i miedzi – zwłaszcza bogato inkrustowane patery i misy, które potem wypełniała soczystymi owocami i kandyzowanymi słodyczami.

        Z czasem w domu Sadyków zaczęli bywać tacy goście, jak Adam Mickiewicz i jego syn Władysław, pisarze Tomasz Teodor Jeż i Ryszard Berwiński, malarz Stanisław Chlebowski. To właśnie Tomasz Teodor Jeż nazwał ją „kobietą do panowania”, a Berwiński „Safoną bardzo podobną do greckiej”.

        śniadecka lubiła towarzystwo, ale znana też była z tego, że odbywała długie, samotne spacery wokół bazyliki Hagia Sophia (Aya Sofya) lub zaszywała się w Skutari – jak nazywał się folwark kupiony przez Czajkowskiego na azjatyckim brzegu miasta.

        O Czajkowskim nigdy nie mówiła „mój mąż”, nie używała też jego imienia, lecz nazywała go „naszym Sadykiem”.

        Wszystko wskazuje na to, że małżeństwo śniadeckiej z Czajkowskim nie było zbyt zgodne. Jednak w dedykacji dla śniadeckiej swej książki zatytułowanej „Dziwne życie Polaków i Polek” – Czajkowski napisał: „Tobie poświęcam, moja Jedyna. Tyś mnie zrozumiała i sercem, i duszą – Tyś mi jedna była towarzyszką, radą i pociechą w tym moim dziwnym życiu”.

        Ich drogi rozeszły się ostatecznie po roku 1865, kiedy to Michał Czajkowski stał się nagle gorącym orędownikiem caratu i Rosji. śniadecka gości przyjmowała już wtedy rzadko, przy czym stosunkowo najczęściej bywał u niej Tomasz Teodor Jeż, który w liście do poety, działacza niepodległościowego i archeologa – Karola Brzozowskiego, pisał wtedy:

        „Pomimo śnieżnobiałych włosów – nie jest stara. Oczy patrzyły łagodne i dobre, z wyrazem takim, w którym taiły się obietnice grozy lub słodyczy, kar lub nagród”.

        W 1865 roku Ludwika śniadecka sporządziła testament, w którym swoją młodzieńczą twórczość poetycką i wszelkie papiery oddała w opiekę młodego Mickiewicza.

        Zmarła 22 lutego 1866 roku i została pochowana w ówczesnym Adampolu (dziś: Plonezkoy), w polskiej osadzie pod Stambułem, u stóp góry Alemdag.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.