Na helgolandzkim cmentarzu nie znaleziono jednak dotąd tablicy poświęconej Panteleonowi Ignacemu Prądzyńskiemu (zawsze używał wyłącznie drugiego imienia), generałowi polskich wojsk powstańczych, szefowi sztabu, a w końcu wodzowi naczelnemu Powstania Listopadowego, choć z różnych źródeł wynika, że Prądzyńskiego pochowano właśnie na Helgolandzie w 1850 roku.
To prawda, poszukiwanie grobu Prądzyńskiego zaczęto późno, bo dopiero w 1865 roku. Rodzina wydała wtedy na to wszystkie pieniądze, jakie uzyskała z opublikowanej właśnie po raz pierwszy obszernej rozprawy generała pt. „Czterej ostatni wodzowie polscy przed sądem historii”, z przedmową siostrzeńca Prądzyńskiego – Ignacego Moszczeńskiego. Przewertowano wtedy wszystkie stare księgi na Helgolandzie i przeprowadzono setki rozmów – ale nie ustalono nic ponad to, że Ignacy Prądzyński rzeczywiście na wyspie przebywał latem 1850 roku.
Wtedy to właśnie, w rodzinnych stronach generała – na ścianie kościoła parafialnego w Jarząbkowie koło Wrześni, obok tablic poświęconych Stanisławowi Prądzyńskiemu i Mariannie z Bronikowskich Prądzyńskiej – czyli rodzicom Ignacego Prądzyńskiego – umieszczono także epitafium poświęcone jednodniowemu wodzowi naczelnemu Powstania Listopadowego.
Urodził się 20 lipca 1792 roku w Sannikach pod śremem – jak podaje większość źródeł historycznych, albo 18 lipca tegoż roku w Poznaniu – jak podawał sam Prądzyński w swoich aktach tzw. stanu służby. Wychowywał się w bardzo patriotycznej atmosferze, bo wszak jego ojciec walczył w 1794 roku w oddziale partyzanckim dowodzonym przez Jana Henryka Dąbrowskiego. Nauki pobierał najpierw w rodzinnym domu, kiedy to uczył go przybysz z Francji – ksiądz Tylman, a potem w Poznaniu i wreszcie w Dreźnie, w którym to mieście poznał osobiście dawnego przyjaciela swego ojca – księdza Franciszka Salezego Jezierskiego, pisarza i publicystę Kuźnicy Kołłątajowskiej, zwanego przez współczesnych „wulkanem gromów”.
Ignacego Prądzyńskiego rodzina wysłała do Drezna po to przede wszystkim, by opanował biegle łacinę, język niemiecki i język francuski, ale kilkunastoletniego młodzieńca przez sześć lat nauki w tym mieście bardziej interesowała matematyka i takie dziedziny wiedzy wojskowej, jak artyleria czy inżynieria wojskowa.
Do ojczyzny wrócił Prądzyński w listopadzie 1807 roku. Zaczął wtedy dopiero szesnasty rok życia, ale zgłosił się na ochotnika do 11. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, który stacjonował w Poznaniu. Otrzymał tam stopień sierżanta. W rok później został awansowany do stopnia adiutanta podoficera, a w roku 1809 – na podstawie rozkazu ministra wojny Księstwa Warszawskiego, czyli księcia Józefa Poniatowskiego – skierowany został na naukę do warszawskiej Szkoły Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii. Potem zdał egzamin z trzecią lokatą (na 12 miejsc) i został awansowany do stopnia podporucznika.
W rok później – już po bitewnych doświadczeniach pod Raszynem i w Galicji – Ignacy Prądzyński otrzymał stopień porucznika 2. klasy w wojskach artyleryjskich i przydzielony na adiutanta do podpułkownika Malleta, Francuza, który pracował nad rozbudową umocnień w Modlinie. To właśnie za namową Malleta Prądzyński uczył się wtedy intensywnie geometrii i rachunku różniczkowego, dzięki czemu w kwietniu 1810 roku był już porucznikiem 1. klasy. Otrzymał również tytuł inżyniera wojskowego i skierowanie do Wojskowej Dyrekcji Inżynierów, gdzie zdobył sobie opinię jednego z najbardziej utalentowanych.
Ostatnią fazę wojen napoleońskich odbył Prądzyński pod rozkazami generała Jana Henryka Dąbrowskiego – najpierw jako szef sztabu batalionu, a potem jeden z adiutantów Dąbrowskiego, kiedy to nosił już szlify majora.
20 kwietnia 1815 roku, kiedy przy dźwiękach poloneza Ogińskiego „Pożegnanie Ojczyzny” balowano w Warszawie na cześć powstałego właśnie Królestwa Polskiego (nazwanego potocznie Królestwem Kongresowym), Prądzyński otrzymał awans do stopnia podpułkownika i przydział w służbach kwatermistrzowskich.
Wtedy to właśnie próbuje on po raz pierwszy swoich sił literackich, pisząc wiersze, szkice dramatów, a nawet powieść pt. „Wigry” – ale ta twórczość ani nie znalazła czytelników, ani nie wytrzymała potem próby czasu.
Około roku 1820 Ignacy Prądzyński związał się z polską konspiracją niepodległościową – najpierw w Związku Prawdziwych Polaków, potem w Związku Kosynierów, a wreszcie z Towarzystwem Patriotycznym Polskim. W 1826 roku, kiedy posypały się aresztowania oficerów należących do konspiracji – uwięziony został również Prądzyński. Przeżył to wyjątkowo boleśnie, bo zaledwie kilka miesięcy wcześniej ożenił się z dorodną córką ziemianina z Miedzechowa pod Augustowem – Emilką Rutkowską.
W więzieniu Prądzyński znów wrócił do prób literackich, tłumacząc m.in. „Wojnę trzydziestoletnią” Fryderyka Schillera (wydano ją w 1837 roku pod tytułem „Historia wojny trzydziestoletniej”).
W 1829 roku był już na wolności i kierował pracami przy budowie kanału Augustowskiego, którego projekt sporządził Prądzyński jeszcze przed swoim uwięzieniem, a którego budowę miał skończyć – już bez niego – w 1839 roku.
Tuż po wybuchu Powstania Listopadowego Prądzyński zgłosił się w Warszawie w sztabie generała Józefa Grzegorza Chłopickiego, wówczas dowódcy wojsk powstańczych w stolicy, gdzie otrzymał nominację na naczelnika tzw. gabinetu topograficznego. Prądzyński przedstawił wtedy projekty budowy umocnień wojskowych w rejonie Warszawy, a także reprezentował swoje wizje przebiegu przyszłych bitew powstańczych – czym dowiódł po raz pierwszy, że jest również utalentowanym strategiem.
Generał Chłopicki, wtedy już dyktator powstania, wszystkie projekty Prądzyńskiego odrzucił, toteż ten – rozgoryczony – poprosił o przeniesienie go do służby w terenie.
Został faktycznie przeniesiony do twierdzy w Zamościu (był tam zastępcą komendanta), ale było to właściwie już wtedy, gdy Chłopickim został pozbawiony tytułu dyktatora i zastąpiony (już tylko z tytułem wodza naczelnego) przez generała Michała Gedeona Radziwiłła. Ten poznał Prądzyńskiego już wcześniej i bardzo cenił jego umiejętności – toteż wezwał go natychmiast do Warszawy i powierzył mu funkcję głównego kwatermistrza wojsk powstańczych w okolicach Warszawy – i to zarówno wtedy, gdy wodzem był Radziwiłł, jak i wówczas, gdy zastąpił go gen. Jan Skrzynecki.
Ten ostatni okazał się zresztą miernym strategiem, toteż Prądzyński błysnął szczególnie jako oficer sztabowy i jako dowódca na polu walki (m.in. pod Iganiami – w kwietniu 1831 roku).
Otoczony sławą walecznego oficera, Prądzyński został wtedy odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari i awansowany do stopnia generała brygady. W trzy miesiące później Prądzyński był już generałem dywizji, a w sierpniu 1831 roku – po dymisji generała Skrzyneckiego – wyznaczony na nowego wodza naczelnego wojsk powstańczych. Decyzję w tej sprawie powstańczy Rząd Narodowy podjął po raz pierwszy 14 sierpnia, ale funkcję tę objął Prądzyński dopiero w dwa dni później, zresztą na wyraźny rozkaz politycznego kierownictwa powstańców. Generał wszak wiedział dobrze, że o tytuł wodza naczelnego ubiegało się wielu innych generałów – co nie rokowało mu najlepszej przyszłości.
Prądzyński nie pomylił się: funkcję naczelnego wodza objął 16 sierpnia rano, a już wieczorem tego samego dnia złożył dymisję. Skorzystał zresztą z tego natychmiast gen. Jan Krukowiecki, który objął stanowiska szefa powstańczego rządu, z dyktatorską niemal władzą. Prądzyński pozostał jednak nadal kwatermistrzem generalnym i spełniał ponadto obowiązki szefa sztabu.
Po klęsce Powstania Listopadowego Prądzyński został skazany na osiedlenie się w Wiatce, ale wraz z żoną – która towarzyszyła mu na zesłaniu dobrowolnie – dotarł tylko do Jarosławia, gdzie musiał się zatrzymać, bo żona rozchorowała się ciężko. Słał petycje o zgodę na powrót do Polski, ale otrzymał tylko przeniesienie w okolice Ptersburga. Dopiero w kwietniu 1833 roku przyszło ułaskawienie – zresztą z propozycją wstąpienia do wojska, którą Prądzyński zdecydowanie odrzucił.
Wrócił z żoną i rodziną do Przepiórowa pod Opatowem, gdzie kupił zadłużony majątek ziemski. W nowym miejscu nie wiodło mu się najlepiej, bo najpierw zmarła tu córka Emilka, potem on popadł w długi, a wreszcie ciężko się rozchorował. Na leczenie jeździł wtedy do Buska, potem do Niemiec, a wreszcie zamieszkał w Krakowie, gdzie leczyła go słynąca z „jasnowidzenia” niejaka pani Karczewska, która pod Wawelem uchodziła za uzdrowicielkę.
W lipcu 1850 roku, kiedy stan zdrowia Ignacego Prądzyńskiego był już bardzo ciężki (chorował prawdopodobnie na nowotwór złośliwy), poradzono mu wyjazd na wyspę Helgoland. Zamieszkał tam najpierw w przytulnym pensjonacie, ale w tydzień później kazano mu się wyprowadzić, gdyż stan jego zdrowia i jego nocne jęki z bólu wadziły kuracjuszom.
Zamieszkał wtedy ponoć Prądzyński w rybackiej chacie, w której opiekowała się nim troskliwie niejaka pani Niemirycz z domu Lewińska – Polska z pochodzenia. śmierć nastąpiła 4 sierpnia 1850 roku albo w tej chacie, albo w wyniku utonięcia w morzu.
Ignacy Prądzyński miał pięcioro dzieci, ale wiek dojrzały osiągnęły tylko dwie córki. Najstarsze z dzieci, urodzona w Warszawie w 1826 roku córka Helena, próbowała swych sił w malarstwie, ale z całej jej twórczości znany jest do dziś tylko portret jej ojca z 1849 roku, głównie zresztą dlatego, że jest to ostatni portret Ignacego Prądzyńskiego.
Młodsza córka – Sylwia – opublikowała powieść „Dwaj emisariusze” i kilka artykułów w prasie warszawskiej, a ponadto pod pseudonimem Stefana Grzymały wydała powieść pt. „O bogactwie ubogiego i nędzy bogacza”.
Trwałą pozycję w polskim piśmiennictwie zdobył jednak tylko Ignacy Prądzyński. Szczególnie ceniony do dziś jest wydany dopiero w 1894 jego „Pamiętnik historyczny i wojskowy o wojnie polsko-rosyjskiej w 1831 roku”, 5 tomów jego „Pamiętników” oraz wspomniany już na początku traktat pt. „Czterej ostatni wodzowie polscy przed sądem historii”.