farolwebad1

A+ A A-

Z Polski rodem: Pana hrabiego córka jedynaczka na wydaniu – Józef Maksymilian Ossoliński

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

PortretJozefaOssolinskiego        W 1770 roku zaczęło się ukazywać w Warszawie czasopismo pod przydługim tytułem „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne z Sławnych Wieku Tego Autorów Zebrane”, które w rok później zmieniło nazwę na „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne z Różnych Autorów Zebrane”. Długie tytuły czasopism były wtedy w modzie (to samo dotyczyło książek), więc „Zabawy” pod tym względem nie stanowiły specjalnego wyjątku.

        Bo mimo wszystko „Zabawy” były wyjątkowe. Od innych czasopism wyróżniały się przede wszystkim wielką troską o dobór publikowanych materiałów (dbał o to prowadzący redakcję Adam Naruszewicz) oraz oryginalną formą edytorską. Poza tym, kolejne numery ukazywały się wprawdzie raz w tygodniu, a więc był to tygodnik, ale można też było kolejne tygodniowe numery składać w ciągu pół roku, następnie oprawić – i w ten sposób powstawała spójna i bardzo cenna księga, mogąca być ozdobą najbardziej szacownej biblioteki – z królewską włącznie. Tygodnik drukował wszak – w oryginale lub w przekładzie na język polski – najgłośniejsze podówczas w Europie dzieła literackie, rozprawy obyczajowe, traktaty historyczne itp. Drukowano w pierwszym rzędzie te teksty, które były przedmiotem dysput w trakcie tzw. obiadów czwartkowych (patronował im osobiście król Stanisław August Poniatowski).

        Jednym ze stałych współpracowników „Zabaw” był od początku istnienia czasopisma Józef Maksymilian hrabia Ossoliński. Debiutował w wieku 22 lat „Rozmową Pyrra z Fabrycjuszem o dostatkach i ubóstwie obywatelskim”. Nawiązując do panujących wtedy w Polsce stosunków – głosił pochwałę uczciwości, a ganił szerzące się przekupstwo i zdradę. W taki to sposób do grona współpracowników „Zabaw” i uczestników królewskich obiadów czwartkowych wprowadził młodego Ossolińskiego jego nauczyciel historii w kolegium jezuickim – Adam Naruszewicz, wtedy już znany poeta, a poza tym bardzo serdeczny przyjaciel króla.

        Józef Maksymilian Ossoliński urodził się w 1748 roku w Woli Mieleckiej pod Sandomierzem, w jednym z najbogatszych i najsławniejszych w dziejach Polski rodów, z którego wywodziło się również wielu znakomitych polityków – że wystarczy wymienić Jerzego Ossolińskiego, najbliższego doradcę i kanclerza wielkiego koronnego dwu kolejnych polskich monarchów (Władysława IV i Jana Kazimierza). Właśnie do kariery politycznej namawiał Józefa Maksymiliana Ossolińskiego jego ojciec. Matka jednak widziała bardziej swego syna w biskupich fioletach.

        Po długich dysputach i targach zdecydowano w końcu na naradzie rodzinnej, że chłopiec uczyć się będzie w kolegium jezuickim w Warszawie, które dawało solidne przygotowanie zarówno do kariery politycznej, jak i duchownej.

        Józef Maksymilian wiedział jednak już wtedy, że nie zostanie ani duchownym, ani politykiem – tylko pisarzem. Właśnie od pierwszych dni swego pobytu w stolicy często odwiedzał pierwszą polską publiczną bibliotekę, ufundowaną przez braci Józefa i Andrzeja Załuskich, a potem bywał w bibliotece królewskiej.

        Od najmłodszych lat Ossoliński dużo też pisał, choć jego próby powieściowe nie były udane. Podziw budził natomiast zawsze jako autor rozpraw historycznych.

        Największą jednak pasją Ossolińskiego było już w młodości gromadzenie dobrych i pięknych książek – na co właściwie wydawał wszystkie pieniądze, jakie miał. Wydać na inne cele choćby kilka groszy było mu zawsze szkoda, toteż wśród przyjaciół i znajomych uchodził za sknerę. To chyba z tego powodu rozwiódł się już krótko po ślubie, choć przyjaciele Ossolińskiego wiedzieli, że „zawsze lubił on sexum feminum” – jak to odnotował Jędrzej Kitowicz w swoich „Pamiętnikach do panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego”, z czego zresztą sam Ossoliński nigdy nie robił tajemnicy.

        Po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku – majątki Ossolińskich znalazły się w zaborze austriackim, przy czym władze wiedeńskie nakazały – i to pod groźbą utraty majętności – aby wszyscy ziemianie polskiego pochodzenia wrócili do swoich włości albo zamieszkali na terenach będących pod panowaniem cesarza Leopolda II.

        W takiej sytuacji Józef Maksymilian Ossoliński opuścił w 1780 roku Warszawę i udał się do rodowych majątków w Galicji. W 10 lat później był już tam człowiekiem na tyle cenionym, że włączono go do galicyjskiej delegacji, która zabiegać miała w Wiedniu o większą autonomię dla ziem polskich będących pod austriackim panowaniem.

        Ossoliński odgrywał w tej delegacji ważną rolę, pisząc kolejne memoriały i petycje do wiedeńskiego monarchy. Wszystko bez rezultatu! Nawiasem mówiąc, niektóre z polskich postulatów spełnił dopiero w kilkanaście lat później syn i następca Leopolda II – cesarz Franciszek Józef I.

        Mimo niepowodzenia swojej pierwszej misji politycznej – Ossoliński zdecydował się pozostać w Wiedniu „na dłużej”, aby w stolicy austriackiego imperium zabiegać wokół polskich interesów. W tym celu kupił dom na przedmieściach Wiednia i zamieszkał w nim. Jak się miało potem okazać – zamieszkał w tym domu już do końca swego życia.

        Nadzieje Ossolińskiego na to, że w Wiedniu odegra rzeczywiście jakąś rolę polityczną – nie spełniły się, toteż z czasem postanowił skoncentrować się na sprawach polskiej kultury. Zaczął, swoim zwyczajem, od książek. Tak rychło powstała cenna jego prywatna biblioteka, o której mówiło się nawet na cesarskim dworze. Pewnie dlatego cesarz mianował w 1809 roku Ossolińskiego kustoszem Biblioteki Cesarskiej w Wiedniu. W ciągu 16 lat sprawowania tej funkcji zakupił on do cesarskich zbiorów także wiele poloników. Zasłynął ponadto wtedy jako opiekun Polaków przebywających w Wiedniu, spiesząc zawsze potrzebującym z pomocą materialną.

        W 1817 roku, gdy prywatne księgozbiory Ossolińskiego stanowiły już majątek, a on sam bywał czasem na cesarskim dworze, wystąpił do panującego z prośbą o zgodę na założenie z tych zbiorów – na terenach będących pod austriackim panowaniem – polskiej biblioteki publicznej. Zgodę taką otrzymał, kupując dla biblioteki budynek poklasztorny we Lwowie.

        Odbudową mocno zniszczonej budowli zajmował się początkowo najsławniejszy wtedy wiedeński architekt – Piotr Nobile, ale rzecz całą doprowadził do końca dopiero były kapitan wojsk inżynieryjnych, usunięty z austriackiej armii – Józef Zachariasz Bem, późniejszy generał wojsk polskich, węgierskich i tureckich.

        Oddanej do użytku w 1826 roku placówce Ossoliński przekazał nie tylko wszystkie swoje zbiory, ale i zdecydowaną większość majątku, gdyż uważał tę bibliotekę za swoją „córkę jedynaczkę na wydaniu”.

        Hojność Ossolińskiego szybko zdobyła rozgłos i naśladowców. Początek dał Jerzy Lubomirski, polityk galicyjski i bogaty ziemianin, który przekazał Ossolineum bibliotekę i zbrojownię z Przeworska. Tak powstał Zakład Narodowy im. Ossolińskich, który stałą działalność rozpoczął w 1827 roku.

        Pierwszym szefem tej placówki został ksiądz Franciszek Siarczyński, ale największy swój rozkwit placówka zawdzięczała dopiero Wojciechowi Kętrzyńskiemu, zwanemu – ze względu na swoją posturę, koleje losu i ślepotę pod koniec życia – Jurandem Olbrzymim. Kierował on Zakładem przez 42 lata, aż do swojej śmierci w 1918 roku.

        Fundator – Józef Maksymilian Ossoliński – do końca życia mieszkał w Wiedniu, choć sporo czasu spędzał również w Baden, słynnym uzdrowisku we wschodniej Austrii. Właśnie w Baden powstały liczne przekłady Ossolińskiego, a także dialogi dydaktyczne, wzorowane na dziełach francuskich myślicieli. Wtedy to również napisał on cykl powiastek anegdotycznych, wyrosłych z ówczesnych tendencji walki z zabobonami – „Wieczory badeńskie”. Za najważniejsze jednak dzieło pisarskie Ossolińskiego uważa się – pisany również częściowo w Baden – czterotomowy zbiór szkiców pt. „Wiadomości historyczno-krytyczne do dziejów literatury polskiej”.

        U kresu swych dni Ossoliński żył samotnie. Ponieważ był przy tym całkowicie niewidomy – po obszernym domu poruszał się dzięki rozwieszonym sznurom.

        Zmarł w Wiedniu 17 marca 1826 roku, w wieku 78 lat. Przed śmiercią wydał służącemu surowe polecenie, aby pochowano go w biednym ubiorze, skromnej trumnie i w zwyczajnej mogile. Tak się rzeczywiście stało, choć na jego pogrzeb przyszły takie tłumy ludzi, że wiedeńska policja – bojąc się patriotycznych manifestacji – zabroniła wygłaszania przemówień po polsku.

        Niestety, kiedy w 1854 roku przebudowywano tę część Wiednia, w której mieścił się stary cmentarz – grób Ossolińskiego zlikwidowano, przeprowadzając w tym miejscu ulicę. Prochy przeniesiono wprawdzie do mogiły zbiorowej, ale w pół wieku później i po niej nie zostało śladu...

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.