Powstanie trwało 8 dni. 24 sierpnia zostało przerwane. Jak było do przewidzenia, zakończyło się klęską powstańców. Tragiczne były losy członków rodzin uczestników zbrojnej walki. Kto nie uszedł na terytorium Polski, mógł oczekiwać wszystkiego, nie pomijając męczeńskiej śmierci. Za granicę przedostało się około 22 tysiące osób. Żadnemu powstańcowi wziętemu do niewoli nie darowano życia. Nikt katom nie wiązał rąk. Generał Henrys, szef francuskiej misji w Warszawie, w jednym ze swych raportów pisał do Paryża: „Bierność i nieinterwencja Ententy wywołuje ogromne zdziwienie i krytykę. W Warszawie odbyła się wielka manifestacja wymierzona przeciw Entencie”.
Wykładowca uniwersytetu berlińskiego, profesor Foerster, w opublikowanej w początkach 1920 roku broszurze pt. „Zur Beurteilung der deutschen Kriegrfuehrung und Niederwerfung des polnischen Aufstandes in Oberschlesien” („Ocena prowadzonej przez Niemcy wojny i stłumienia polskiego powstania na Górnym śląsku”) m.in. pisał: „...środki gwałtowne stosowane przez Reichswehre i Grenzschutz przy tłumieniu powstania śląskich Polaków można porównać z piekłem, które wyrzuciło ze swojej paszczy jakieś nieludzkie potwory. Jeśli żołnierz w walce zabija przeciwnika albo rani go, to można sobie to po ludzku wytłumaczyć. Ale to, co działo się na Górnym Śląsku w 1919 roku, nie nosiło już żadnych znamion ludzkich, a wystawiało żołdactwu niemieckiemu wieczny pomnik hańby”.
„Jaka władza – pytało »Echo de Paris« – dała tym katom ubranym w żołnierskie mundury Niemiec weimarskich prawo do takich gwałtów?”
10 stycznia 1920 roku traktat wersalski wszedł w życie. Oznaczało to, że na Górnym Śląsku władza przechodzi w ręce Międzysojusznicze, Komisji Rządzącej i Plebiscytowej. Na jej czele stanął życzliwy Polsce generał Henri Le Rond. Komisja była organem, który na okres przejściowy przejął niektóre prawa suwerenne Rzeszy Niemieckiej wobec Górnego Śląska.
Stałą siedzibą tej komisji było Opole. Interesy Niemiec wobec tego organu reprezentował książę Hatzfeld zu Trachtenberg, a Polski – konsul generalny Daniel Kęszycki. Przedstawicielem Watykanu przy Komisji był wysoki komisarz kościelny dla Górnego Śląska Achilles Ratti, a od 30 grudnia 1920 r. ksiądz Jan Baptysta Ogno-Serra.
Komisja Międzysojusznicza dysponowała na obszarze Górnego Śląska własnymi siłami zbrojnymi, w skład których wchodziły oddziały francuskie i włoskie, wzmocnione przejściowo formacjami angielskimi. Siłami tymi dowodził francuski generał Gratier. Jego kwatera znajdowała się w Gliwicach. Sprawami lokalnej administracji zajmowali się powiatowi kontrolerzy Komisji, w tym: 11 Francuzów, 5 Anglików i 5 Włochów. Funkcje pomocnicze w powiatach, również Polacy.
Prawdziwą ulgą dla Polaków było odwołanie Grenzschutzu z Górnego śląska. Również znienawidzony Hoersing musiał opuścić ten obszar. Strona polska była jednak w gorszym położeniu, ponieważ nadal pozostały formacje Policji Bezpieczeństwa. Utworzyli też Niemcy tajne organizacje bojowe. Polacy skupiali się natomiast w szeregach POW.
20 lutego 1920 r. rząd polski mianował posła Wojciecha Korfantego komisarzem plebiscytowym na Górnym Śląsku. Był on wówczas związany ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Ludowym. Funkcje zastępców Korfantego w Polskim Komisariacie pełnili: przywódca Narodowej Partii Robotniczej Józef Rymer, przewodniczący Polskiej Partii Socjalistycznej na Górnym Śląsku Józef Biniszkiewicz oraz działacz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Ludowego adwokat Konstanty Wolny.
Siedziba Polskiego Komisariatu Plebiscytowego mieściła się w masywnym budynku hotelu „Lomnitz” w Bytomiu. Komisariat Polski kierował również sztabem POW. W tym hotelu zbiegły się wszystkie siły potężnej machiny agitacyjnej, stąd szły na wszystkie strony hasła i rozkazy. Duszą i mózgiem całej organizacji był komisarz Korfanty, człowiek, którego Niemcy nam zazdrościli i naśladowali, jak mogli, za którym lud górnośląski poszedłby w ogień.
Polem bitwy plebiscytowej stało się terytorium z blisko dwoma milionami mieszkańców. Terenem głosowania była cała rejencja opolska. „Lud górnośląski po sześciu wiekach rozłąki, cierpień i niewoli w triumfalnym pochodzie pospieszy uścisnąć Matkę-Ojczyznę i z nią się połączy na wieki” głosiły wytyczne polskiego programu działalności plebiscytowej, którego autorem był Korfanty. Był to człowiek w ówczesnych warunkach niezastąpiony. Trafność wyboru jego osoby na komisarza podkreśla autor biografii politycznej Korfantego, prof. Marian Orzechowski.
Stopniowo Niemcy odzyskiwali pewność siebie. 27 maja nastąpił zmasowany atak na siedzibę Polskiego Komitetu Plebiscytowego w Bytomiu. Hotelu „Lomnitz” broniła skutecznie garstka obecnych tam pracowników z Korfantym na czele. Przy końcu czerwca i w lipcu sytuacja stawała się coraz bardziej zapalna. Niemieckie bojówki przygotowywały zamach, by zdusić krwią i terrorem ideę plebiscytu, a następnie ogłosić światu, że plebiscyt na Górnym Śląsku jest zbyteczny. Funkcjonariusze polskiej i francuskiej służby bezpieczeństwa ujawnili nielegalne przerzuty broni dla bojówek niemieckich. Na bocznicy kolejowej w Bytomiu zarekwirowali wagon, w którym było 8 ckm, 360 bomb zapalających, 2500 granatów, 460 nowej produkcji karabinów oraz duże ilości amunicji. Władze francuskie przeprowadziły energiczne śledztwo i aresztowania wśród członków niemieckich ugrupowań paramilitarnych.
Sytuacja polityczna była niepokojąca. Polska znajdowała się wówczas w trudnym położeniu, jakie się wytworzyło na froncie wschodnim, do tego przyłączył się negatywny wynik plebiscytu na Mazurach, Warmii i Powiślu oraz dyktat brytyjski na konferencji w Spa. 20 lipca Niemcy ogłosiły neutralność w związku z rozwojem sytuacji na polsko-rosyjskim teatrze wojennym, występując jednocześnie z propozycją wystąpienia przeciw Rosji, licząc na odwołanie plebiscytu.
Gdy zwycięzcy nie skorzystali z tej oferty, Niemcy przystąpili do generalnego ataku przeciwko polskiej ludności na Górnym Śląsku. 1 sierpnia w godzinach popołudniowych mieszkańcy Katowic spieszyli na polski wiec, który miał się odbyć przed Teatrem Miejskim na rynku katowickim. W tym samym czasie zbliżał się niemiecki pochód ze śpiewem „Deutschland, Deutschland, ueber alles...” i wykrzykami: „Nieder mit Frankreich – Nieder mit Polen”. Pochód kierował się pod gmach powiatowej komendy wojsk francuskich i pod siedzibę miejscowej komisji alianckiej. Znad okratowanej bramy wejściowej zdarto flagę francuską i podeptano ją. Sytuacja stała się groźna. Z kilku stron padły strzały. Byli pierwsi ranni. Następnie bojówkarze niemieccy ruszyli pod budynek, gdzie mieszkał polski działacz, dr Andrzej Mielęcki, którego zbito w mieszkaniu, zmasakrowanego zwleczono za nogi z I piętra i zabrano z sobą. Następnego dnia powstańcy wyłowili zwłoki z rzeki Rawy.
Tak rozpoczęła się bitwa o Katowice. Bojówkarze następnego dnia napadli na oddział kawalerii francuskiej i dopiero piechota francuska bagnetami rozpędziła nacierający tłum, który po jakimś czasie znowu się zebrał, ale wtedy dowódca francuski rozkazał otworzyć ogień. Strzelanina trwał całą noc. Dopiero nad ranem położono kres szaleństwu. Podpalono gmach polskiego powiatowego komisariatu plebiscytowego, z którego cudem udało się z rąk oprawców niemieckich ujść pracownikom komisariatu.
Nadchodziły alarmujące wieści z terenu. W Zabrzu pobito kilku ludzi, podczas walk w parku rybnickim, szarżująca niemiecka konnica zabiła kilka osób, w samym centrum Rybnika skatowano kierownika lokalnego polskiego komisariatu plebiscytowego, adwokata Mariana Różańskiego. Wreszcie 18 sierpnia władze koalicyjne ogłosiły w Katowicach stan oblężenia, a nazajutrz wkroczyły do miasta silne oddziały wojsk alianckich z generałem francuskim Gratierem na czele. Ważniejsze ulice 21. zostały obsadzone przez patrole wojskowe. Po mieście zaczęły krążyć samochody pancerne i czołgi. Niemcy spokornieli. Zbrojna impreza niemiecka okazała się przedsięwzięciem chybionym.
Niemieckie krwawe wyczyny w Katowicach i pogromy w innych miastach sprawiły, że decyzja nowego wystąpienia zbrojnego została przesądzona. Pierwsi ruszyli powstańcy z robotniczych przedmieść Katowic. 18 sierpnia w akcji od wczesnych godzin uczestniczyła kompania POW z Szopienic, która rozbiła posterunek niemieckiej policji bezpieczeństwa i zorganizowała samoobronę miejscowej ludności. Gdy powiat katowicki był już w ogniu walk, Komenda POW wydała rozkaz sankcjonujący wybuch powstania. Również Polski Komisariat Plebiscytowy proklamował zbrojne powstanie na Górnym Śląsku, a Wojciech Korfanty ogłosił odezwę wzywającą ludność polską do walki.
Jako zasadniczy cel powstania wysunięto likwidację niemieckiej Policji Bezpieczeństwa, Sipo. W opanowanych miastach powoływano polskie Straże Obywatelskie. Utworzenie, tych organów było równoznaczne z prawnym ustanowieniem władzy powstańczej na terytorium plebiscytowym. Rozmach powstania był duży, co zaskoczyło zarówno Niemców, jak też Komisję Międzysojuszniczą w Opolu. Nim powiatowe władze koalicyjne zdołały nawiązać kontakt z Komisją Sojuszniczą (przewody telefoniczne zostały zniszczone przez powstańców w chwili wybuchu powstania), nim się zorientowano w położeniu, powiaty katowicki, bytomski, pszczyński, zabrski, tarnogórski były całe w rękach polskich, a po nich zdobyto również powiaty lubliniecki, gliwicko-toszecki i rybnicki.
Opolszczyzna, zawsze wierna Polsce, w drugim powstaniu śląskim była również obecna. Jan Konopka, poeta „od pługa” był polskim wójtem w Taciszowie. O bojówkarzach z Sipo pisał: „Koźdy ich tu proł czym móg: widłami, cepami i kosami. Nasze kobiety łoblewały tych gizdów gnojówom i kozoły im ponść kaj pieprz rośnie, bo tukej sam jyny Polska była i jus... Niemceś nami nie wygrali, bo przysięgliśmy: wszyscy z Taciszowa będą głosować za Polską – Matką naszą”.
Boje powstańcze wygasły 24 sierpnia 1920 r. Międzysojusznicza Rządząca i Plebiscytowa Komisja ogłosiła zarządzenie o likwidacji niemieckiej Sicherheitzpolizei na całym górnośląskim terenie plebiscytowym.
25 sierpnia odbyły się rozmowy przedstawicieli Komisji Międzysojuszniczej z kierownictwem Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w sprawie zakończenia drugiego powstania. Podczas tych rozmów ustalono, iż odtąd jedynym kompetentnym organem pilnującym porządku publicznego będzie policja plebiscytowa (Abstimmungspolizei), złożona w połowie z Polaków i w połowie z Niemców. Policję tę nazwano w skrócie „Apo”.
Komisja Międzysojusznicza wyraziła również zgodę na dopuszczenie Polaków do urzędów niemieckich w charakterze doradców i kontrolerów. Zobowiązała się też do wydalenia agitatorów i bojówkarzy, którzy przybyli z głębi Niemiec, poza teren Górnego Śląska. Do momentu utworzenia nowej policji rolę tę spełniać miały powołane przez powstańców gminne Straże Obywatelskie.
Drugie powstanie było zwycięskie. Jego zakończenie ukoronowała umowa zawarta 28 sierpnia przez obu komisarzy plebiscytowych, Korfantego i Urbanka.
Nadchodziły miesiące najintensywniejszej kampanii plebiscytowej. Strona niemiecka wyszła z drugiego powstania znacznie osłabiona, a więc tym bardziej żądna odwetu. Przeciwnik przystąpił do przegrupowania swoich sił, do rekonstrukcji tajnych organizacji.
12 października 1920 r. ustały działania na froncie wojennym polsko- rosyjskim, co przyczyniło się także do umocnienia pozycji Polaków na Śląsku. Korfanty w raporcie sytuacyjnym dla Prezydium Rady Ministrów pisał: „Gdybyśmy jeszcze krótko przed plebiscytem mieli być w stanie wojny z bolszewikami lub z kimkolwiek bądź, kosztowałoby to nas co najmniej 300 tys. głosów. Żadna żona i matka, których mężowie względnie synowie uczestniczyli już w wojnie światowej, nie odda głosu za Polską”.
Nie bez znaczenia był również fakt, że do południowo-zachodnich rejonów kraju skierowano kilka dywizji polskich. Dalsze wzmocnienie naszej pozycji międzynarodowej przyniósł sojusz zawarty 19 lutego 1921 r. z Francją. Rozbudowa na Górnym Śląsku zakonspirowanych sił zbrojnych była jednak nieodzowna, zwłaszcza po rozwiązaniu POW. Tą sprawą zajęła się Sekcja Plebiscytowa Komisariatu. Z jej inicjatywy została powołana polska organizacja bojowa, mająca działać pod szyldem tzw. Centrali Wychowania Fizycznego. Pierwszym komendantem został kapitan Paluch. Organizacja została zamieniona w Dowództwo Obrony Plebiscytu, a jej sztab miał siedzibę w Grodźcu, na terytorium Polski, i działał pod szyldem Warszawskiego Towarzystwa Przemysłowo-Budowlanego.
O losie, jaki miał spotkać polską ludność Górnego Śląska, gdyby Śląsk pozostał przy Niemczech, pisał katowicki „Nowy Czas” pt. „Co z nami będzie, jeśli przegramy plebiscyt?”. Dokument ten – pisał „Nowy Czas”, mając na uwadze rezolucję uchwaloną przez zrzeszenie niemieckich organizacji górnośląskich – rzuca jaskrawe światło na nikczemny sposób traktowania przez Niemcy Polaków. Banki i Polskie Kasy Oszczędnościowe będą zasekwestrowane, prasa polska zniesiona, a biblioteki zamknięte. Napisy polskie mają zupełnie zniknąć. Wszelkie zgromadzenia polskie będą poddane jak najsurowszej kontroli policyjnej, wszelkie polskie towarzystwa gimnastyczne lub inne będą zniesione. Wszyscy ci, którzy mają krewnych w Polsce, będą wydaleni. Policja przeprowadzi surową kontrolę nad przedmiotami wywożonymi przez wydalonych.
Ponownie rozlegały się z ambon zarządzenia arcybiskupa wrocławskiego, kardynała Bertrama, który zabraniał księżom i klerykom brania udziału w polskiej działalności plebiscytowej. Również Komunistyczna Partia Górnego Śląska ustosunkowała się bardzo różnie, przeważnie negatywnie, do przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Krążył taki wierszyk:
„Korfanty kupił krowa. Trzy marki za nią dół. Zaprzągnął ją do woza, A potem się z niej śmioł”.
Krową miały być obiecanki, zaś wozem lud śląski.
Termin głosowania plebiscytowego został ostatecznie ustalony na 20 marca 1921 roku (drugi dzień świąt wielkanocnych). Do głosowania dopuszczono: osoby urodzone i zamieszkałe na Górnym Śląsku, osoby urodzone, ale niezamieszkałe na Górnym Śląsku (emigranci), osoby nieurodzone na obszarze plebiscytowym, ale zamieszkałe tutaj w dniu 4 stycznia 1904 r. i zmuszone później bez własnej winy do wyjazdu.
Prawo do głosowania mieli wszyscy ci, którzy 1 stycznia 1921 r. kończyli 20. rok życia. Zarówno mieszkańcy, jak i emigranci mieli oddać swój głos w tym samym dniu i na obszarze plebiscytowym, tj. na Górnym Śląsku. Ogółem 1.168.234 mieszkańców, tj. 98 proc. uprawnionych do głosowania, oddało swoje głosy. Za pozostaniem w granicach Niemiec padło 706.000 głosów, tj. 59 proc., a za przyłączeniem do Polski 479.414, czyli 40,3 proc.
Korzystniej dla Polski przedstawiał się procent gmin, które głosowały za przyłączeniem do Polski. Na 1474 gminy objęte plebiscytem – 792 wypowiedziały się za Niemcami, natomiast 682, czyli 46,3 proc., za Polską.
Cyfry te zawierają zaledwie część prawdy, prawdy tragicznej, bo nie uwzględniającej warunków, dalekich od elementarnych zasad sprawiedliwości i wolności, w jakich przeprowadzona została kampania plebiscytowa. Niemcy uzyskali przewagę jedynie dzięki najazdowi ogromnej armii emigrantów z głębi Niemiec oraz nadużyciom i fałszerstwom. Jeśli mimo to za Polską opowiedziała się tak wielka liczba mieszkańców, a wręcz zdecydowana większość na prawobrzeżnym obszarze Górnego Śląska, było to w istocie wielkie zwycięstwo.
Sprawa podziału obszarów plebiscytowych wywołała znaczne różnice zdań wśród aliantów. Polska i Francja głosiły realistyczny pogląd, że należy ściśle trzymać się postanowień traktatu wersalskiego. Przewidywały one, że rezultaty głosowania plebiscytowego omawiane będą według gmin. Tymczasem projekt angielsko-niemiecki, tzw. większościowy, popierany przez Włochów, przewidywał zwrot Polsce jedynie powiatu pszczyńskiego i małych skrawków lublinieckiego oraz katowickiego, bez Katowic. Generał Le Rond zgłosił w sprawie dyskutowanych projektów zastrzeżenie. W tej sytuacji Korfanty nakreślił własną linię podziału Górnego Śląska. Po drobnych poprawkach akceptował ją przewodniczący Komisji Międzysojuszniczej gen. Henri Le Rond. Decyzja o materialnym rozwiązaniu sprawy leżała w rękach Anglii, Francji i Włoch.
Anglicy byli od samego początku debat nad kwestią polską nieprzychylni nam, popierali Niemców. Włochy miały urazę do Francji z czasów wojny i dlatego nie były skłonne popierać rozwiązania, które mogło być korzystne nie tylko dla Polski, ale i Francji.
Hiobowa wieść o niesprawiedliwych propozycjach podziałowych Górnego Śląska wywołała żywiołową falę protestów. Wzmogły się rewolucyjne nastroje mas robotniczych Śląska, nasilone jeszcze wskutek akcji przemysłowców niemieckich, którzy po zwycięstwie plebiscytowym przystąpili do masowych zwolnień robotników z kopalń i hut, jakoby zarażonych bolszewizmem (co nie było dalekie od prawdy). Górnośląska klasa robotnicza odpowiedziała na to falą strajków. Jeden, który wybuchł 20 kwietnia 1921 r. w kopalni “Gliwice”, w której zwolniono 8 robotników, pociągnął za sobą całą serię strajków solidarnościowych. Sytuacja stała się zapalna. 29 kwietnia Komisja Międzysojusznicza, która przez cały miesiąc debatowała nad projektem nowych granic, przesłała Radzie Najwyższej w Paryżu dwa elaboraty: projekt francuski, popierający stanowisko Polski, i projekt angielsko-włoski, który wyraźnie uwzględniał interesy Niemiec. Decyzja miała zapaść 5 maja. Zanosiło się na to, że będzie ona krzywdząca dla Polski. Jeżeli Polacy nie chcieliby się na to zgodzić, mieli jedno tylko wyjście: chwycić za broń jeszcze przed zapadnięciem decyzji. Przygotowania do walki zostały podjęte jeszcze przez Dowództwo Ochrony Plebiscytu, które miało do swej dyspozycji około 40 tys. zaprzysiężonych. Na ich czele stał ppłk Maciej Mielżyński.
Temperatura nastrojów rosła z dnia na dzień. „Gazeta Robotnicza „z 5 maja cytuje rezolucję uchwaloną przez górników kopalni „Mysłowice” w której czytamy m.in.: „Zebrana załoga kopalni »Mysłowice« w liczbie 2800 robotników, podnosi płomienny protest przeciw machinacjom pracodawców na Górnym Śląsku celem sprzedania tubylczej ludności. Oświadczamy niniejszym, że dopóki jej święte prawo nie będzie uwzględnione, ani jeden kawałek węgla na wierzch nie wyjedzie i nie dopuścimy, żeby choć jeden brat był wydany na pastwę odwiecznym wrogom”.
Francja doradzała Polsce, aby podtrzymywała swe postulaty, broniła ich konsekwentnie przed Radą Najwyższą. Francuzi zostali przez polskie kierownictwo poinformowani o przygotowaniach do trzeciego powstania, jak i dacie wybuchu.
2 maja gen. Le Rond wyjechał do Paryża. Polskie kierownictwo celowo rozpowszechniło pogłoskę o przyjęciu przez sprzymierzonych angielsko-włoskiego projektu granic oraz o postanowieniach niemieckich przemysłowców na wypadek, gdyby Górny Śląsk przyznano Polsce.
Nikt naprawdę nie umiał powiedzieć, co mogą przynieść najbliższe godziny. Korfanty wprawdzie podpisał zakodowany rozkaz wzywający do walki, ale właśnie w tym czasie, gdy zapadły ostatnie decyzje w sprawie wybuchu powstania, polskie najwyższe władze w Warszawie robiły wszystko, aby wybuch udaremnić. Sam premier Witos robił nacisk na Korfantego: „Bezwzględnie wstrzymać ruch i za wszelką cenę nie dopuścić – przynajmniej na razie – do wybuchu” głosiła dyrektywa rządowa. Nic już jednak nie mogło go powstrzymać. Korfanty zdawał sobie z tego sprawę.
2 maja przesłał Witosowi depeszę o rezygnacji ze stanowiska komisarza plebiscytowego, zdecydował się bowiem wziąć na siebie całą odpowiedzialność. Hasło do wybuchu trzeciego powstania śląskiego (z 2 na 3 maja) brzmiało lapidarnie i zwięźle: „Dziś w nocy, o drugiej rano”.
Korfanty jako dyktator powstania ogłosił swój słynny manifest:
„Rodacy!
Rząd polski odwołał mnie ze stanowiska komisarza plebiscytowego, ponieważ nie zdolen byłem przeszkodzić wybuchowi ruchu zbrojnego. Nie jestem już komisarzem, ale jestem krwią z krwi, kością z kości waszej, synem biednego ludu górnośląskiego, który od 20 lat cieszy się waszym zaufaniem za prawa i wolność Górnego Śląska, jako wasz brat zawezwany przez walczących powstańców i strajkujących robotników. Musimy zrzucić z siebie wszelkie ślady jarzma prusko-niemieckiego. Zwycięstwo osiągniemy za wszelką cenę, i nie ma takiego mocarza na świecie, który by nas mógł okuć ponownie w kajdany germańskie...”.
W tym samym dniu Korfanty wystosował notę do rządów państw sprzymierzonych dostosowaną do ówczesnej sytuacji, stwierdzając w nim: „Ludność samorzutnie chwyciła za broń i w ciągu 12 godzin okupowała powiaty Pszczyna, Rybnik, Katowice, Zabrze, częściowo Racibórz i Koźle, a olbrzymi ten ruch żywiołowy jeszcze nie ustawa, lecz posuwa się coraz więcej na zachód.