farolwebad1

A+ A A-

Wspomnienia z mojego życia (19)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

1943Mimo niekorzystnej sytuacji polskość na Śląsku utrzymywała się. Świadectwo polskości ludu polskiego wystawił nawet uczony niemiecki Mikołaj Henel, który w swoim dziele pt. „Silesiographie” z r. 1613 stwierdził bez ogródek, że „ślązacy swoją polską mowę pielęgnują z zaciętością i że górnośląskie miasta i wsie są zupełnie polskie”. Nic więc dziwnego, że gdy Jan III Sobieski spieszył z odsieczą pod Wiedeń, ludzie ze łzami w oczach padali na kolana i wiwatowali w polskiej mowie na cześć polskiego króla, jak piszą naoczni świadkowie, pamiętnikarze francuscy d’Alerac i Dupont. „Żaden monarcha – pisał d’Alerac – nie spotkał się z tak jaskrawymi wyrazami hołdu ze strony ludności państwa obcego, jak król polski ze strony poddanych cesarza”. Dupont dodawał, iż „tak mieszkańcy miast, jak i wsi zbiegali się zewsząd, aby ujrzeć tego, od którego jedynie oczekiwali swych wolności, swego życia i mienia”.

        W roku 1740 zmarł cesarz Karol IV, ostatni męski potomek Habsburgów, a kraje podlegające koronie austriackiej, zgodnie z zasadami sankcji pragmatycznej z roku 1717, miały przypaść najstarszej córce cesarza, Marii Teresie. Dotyczyło to również Śląska. Zawarte w sankcji pragmatycznej ustalenia zostały zakwestionowane przez licznych pretendentów. Swoje wojska zgromadził na pograniczu również król pruski Fryderyk II i ofiarował Marii Teresie pewną pomoc, w zamian za co żądał Śląska. Nie czekając na odpowiedź, wtargnął na jego obszar.

        Doprowadziło to do dwóch wojen prusko-austriackich, zakończonych pokojem wrocławskim w 1742 i pokojem drezdeńskim w 1745 r. Śląsk przeszedł pod panowanie króla pruskiego, jedynie Śląsk Cieszyński pozostał przy Austrii. Ślązacy, widząc, że pruski orzeł ma tylko jedną głowę, pocieszali się, że ten przynajmniej zeżre mniej od austriackiego, który miał dwie głowy.

        Złudzenia Ślązaków szybko się rozwiały. Jeden z pierwszych edyktów Fryderyka II głosił: „Wszyscy duchowni, którzy nie znają języka niemieckiego, muszą przyłożyć się do nauczenia się tego języka koniecznie w ciągu jednego roku. W przeciwnym razie niech się przygotują na złożenie ze swego urzędu”. Jedno z zarządzeń wkraczało nawet w osobiste życie podwładnych, żadnej bowiem dziewczynie, która nie ukończyła 16 lat, a nie umiała po niemiecku, lub chłopcu, który ukończył 20 lat i nie znał tego języka – nie wolno było udzielić zezwolenia na małżeństwo. Właściciele ziemscy nie mogli przyjąć do służby w charakterze służącego lub do czeladzi folwarcznej pracownika, który nie znał języka niemieckiego.

        Ważnym czynnikiem germanizacji i wynaradawiania Polaków śląskich była również kolonizacja Górnego Śląska. W ciągu niespełna 20 lat założono na Śląsku 240 nowych kolonii i osad, w których osiedliło się ok. 60 tysięcy przybyszy z Niemiec. Ślązacy jednak twardo trzymali się mowy ojców. Że nie przestali Ślązacy być Polakami i patriotami, świadczy ich udział w Insurekcji Kościuszkowskiej. Do dziś na Śląsku spotkać się można na wsi z ludową piosenką:

        Maszeruje wojsko z rozkazu Kościuszki, Na tym ostateczku, to ten mój milutki Po czymś go poznała kiejś z nim nie godała? Łozwiął on chusteczkę, com jo mu ją dała.

        Również Powstanie Listopadowe spotkało się z życzliwością u Ślązaków, i to nie tylko Polaków, ale nawet Niemców. Mieszkańcy Wrocławia jawnie się wypowiadali za sprawą polską. Fermenty ówczesne objęły również młodzież uniwersytecką. Na Uniwersytecie Wrocławskim powstała polska korporacja „Polonia”. Ale największymi budzicielami polskości byli nauczyciele wiejscy, z Józefem Lompą z Olesna na czele, zwanym „lampą ludu”. Głośnym echem odbił się jego artykuł w „Dzienniku Górnośląskim”, w którym ten skromny nauczyciel pisał: „My włościanie Ślązacy z Górnego Śląska, zamieszkujący od wieków te ziemie, sądzimy się sami być prawnymi jej dziedzicami, a zatem żądamy, aby po szkołach niższych uczono tylko po polsku... Niech też w szkołach naszych uczą, jak to przed laty działo się na naszej ziemi, to jest dziejów Polski. Niech ksiądz, nauczyciel, urzędnik mówią po polsku i piszą do nas po polsku, bo my po niemiecku nie rozumiemy”.

        Był to postulat śmiały. Nikt od całych wieków do Ślązaków jeszcze tak nie przemawiał. Lompa był w pierwszej fazie odrodzenia narodowego niezastąpiony, gdy Polacy śląscy jeszcze nie identyfikowali całkowicie swojej walki w obronie języka polskiego i o równość społeczną z ogólnonarodową walką o niepodległość Polski. Początkowo nawet nieufnie przyjmowali hasła niepodległościowe, głoszone przez ośrodki polityczne w Królestwie Polskim. Dlatego Lompa i jego współpracownicy głosili, iż Polacy ze Śląska lepszą dla siebie przyszłość wywalczyć mogą tylko w łączności z całym narodem polskim. Coraz bardziej przekonywała Ślązaków dewiza programowa „Dziennika Górnośląskiego” zawarta w następujących słowach: „Musimy świadomi być tego, żeśmy Słowianie, żeśmy między Słowianami – Polacy, a między Polakami – Ślązacy”.

        Drugim takim pionierem polskości był nauczyciel bytomski, Emanuel Smółka, który wspólnie z Lompą był założycielem Towarzystwa Nauczycieli Polaków i Klubu Narodowego w Bytomiu. Dalej ksiądz Gałeczka, proboszcz z Olesna, który w roku 1816 własnym sumptem założył tu pierwszą polską drukarnię.

        Lata czterdzieste XIX w. wyniosły na forum publiczne sprawę polską na Śląsku. Tym razem wypłynęła ona na tle powracającej fali dyskryminowania polskości górnośląskiej przez szowinistów niemieckich. O zelżenie losu i w obronie ich ojczystego języka występowali zarówno demokraci niemieccy, m.in. Wilhelm Wolff, prof. Rudolf Virchow, dr Maximilian Ring, czy płomienni poeci Heinrich Heine i Georg Herwegh – jak również polscy pisarze, poeci, uczeni z Krakowa, Warszawy i Poznania.

        „Niemcy demokraci – deklarował w czasie Wiosny Ludów wspomniany już Georg Herwegh – nie złożą broni, dopóki imię narodu polskiego nie będzie rozbrzmiewać pełniej niż kiedy indziej w koncercie narodów europejskich. Nie ma wolnych Niemiec bez wolnej Polski”. Umierając, prosił syna, aby w dniu upadku Prus na nagrobku jego wyrył słowa: „Ciesz się, ojcze, nie ma już Prus”.

        Głęboko poruszył w tym czasie opinię publiczną apel, z jakim wystąpił sędziwy bojownik o ocalenie języka polskiego Mazurów i Warmiaków, pastor przy kościele św. Anny w Gdańsku, Krzysztof Mrongowiusz. W liście do króla pruskiego pisał: „Najjaśnieszy Panie, niechaj mi wolno będzie przy tej sposobności świętą sprawę uciśnionego języka polskiego ojczystego polecić ojcowskiemu sercu Jego Królewskiej Mości. Odkąd nowi radcy szkolni przy regencji zaczęli popierać germanizację z tak niepomierną gorliwością, aby dzieci ubogich wieśniaków polskich koniecznie już nie po polsku, ale jedynie po niemiecku uczyły się czytać, zwykle nie rozumieją wcale, co czytają, a nawet polski »Ojcze Nasz« podano dziatkom w pogardę. Lud to odczuwa i łzy gorzkie wylewa nad tą przepaścią, która przez narzucenie języka niemieckiego zawisła... Niżej podpisany, wraz z biednym ludem, nie mogą wyrzec się mowy ojczystej nawet pod przymusem. Przeto nie mógłbym ze spokojnym sumieniem odejść z tego świata, gdybym nie wynurzył swego bólu przed wzniosłym tronem JKM. Niechaj JKM raczy Swą łaską wysłuchać słaby głos jego sługi”.

        I stała się rzecz bez precedensu: król pruski Fryderyk Wilhelm przychylił się do prośby Mrongowiusza. Wydano odpowiednie decyzje. Język polski został uznany jako wykładowy w szkołach ludowych, seminariach i gimnazjach W. Ks. Poznańskiego i Prus Zachodnich, czyli Pomorza Gdańskiego. Próbowano skorzystać z tego rozporządzenia również na Górnym Śląsku, ale spotkało się to z protestem środowiska nauczycielskiego.

        Natomiast wielką rolę odegrały reformy szkolnictwa przeprowadzone w owym czasie na Górnym Śląsku przez wizytatora szkolnego, późniejszego biskupa wrocławskiego, ks. Bernarda Bogedaina. Jako inspektor i wizytator w latach 1848–1858 wprowadził ks. Bogedain wielu w zdumienie, gdy zachęcał i zalecał nauczycielom, aby uczyli nie tzw. gwary dwujęzycznej, ale poprawnego polskiego języka literackiego, twierdząc, że szkoła nie jest do tresowania, lecz do kształcenia ludzi, i że polska mowa ojczysta Ślązaków jest „tchnieniem wszystko ożywiającym”.

        Wielki wpływ na postawę śląskich Polaków wywarły dramatyczne wypadki galicyjskiej rabacji z 1846 r. i wydarzenia Wiosny Ludów. Pod ich wpływem król pruski Fryderyk Wilhelm IV ogłosił amnestię i 20 marca 1848 r. z więzienia berlińskiego Moabitu wypuszczono więźniów polskich. 2 kwietnia tegoż roku zebrał się w Berlinie sejm pruski Landtag, który zatwierdził wolność prasy, zebrań, stowarzyszeń i wyznania. W Prusach ogarniętych wrzeniem rewolucyjnym obawiano się wówczas interwencji wojsk cara Mikołaja I i zaczęto faworyzować Polaków, jako cennych sprzymierzeńców. Na wiecach mówiono nawet o możliwości przywrócenia niepodległości Polski. Rychło się okazało, że car nie będzie interweniował i atmosfera przyjazna Polakom rozwiała się.

        Gdy to się działo, gdy w całych Niemczech wiwatowano, na Górnym Śląsku wybuchła klęska tyfusu głodowego, spowodowana nieurodzajem. Nastały ciężkie czasy. Z głodu ponad 20% ludności górnośląskiej poniosło śmierć, a w powiatach pszczyńskim i rybnickim liczba zmarłych dochodziła do 50%. Gazeta niemiecka „Rheinische Zeitung” obciążyła odpowiedzialnością za głód i tyfus rząd, który nie interesował się losem ludności polskiej Śląska, i nikczemną gospodarkę wyzyskiwaczy. Do historii przeszła wypowiedź wysłannika królewskiego na tereny klęski, hr. von Stolbena-Werngerodego, który umieścił w swym sprawozdaniu przedłożonym i królowi takie zdanie: „Ludności górnośląskiej niewiele można pomóc”.

        Mimo tragicznego losu tworzyły się i umacniały środowiska polskie, w których działacze podobni do Lompy i Smółki przystąpili do wydawania polskich gazet. W Pszczynie ukazywał się „Tygodnik Górnośląski”, w Bytomiu – „Dziennik Górnośląski”, w Oleśnicy - „Telegraf”, w Opolu – „Nowiny dla Ludu Wiejskiego”, w Piekarach śląskich – „Listy Mariańskie”. Powstawały czytelnie.

        Na widowni życia publicznego i politycznego na Górnym śląsku – obok ks. Alojzego Sieka i ks. Floriana Jaroszewicza, którzy wydawali kalendarze polskie i polskie śpiewniki – pojawił się wtedy proboszcz bytomski, ks. Józef Szafranek. Był jednym z najzasłużeńszych Polaków, który bez poparcia z kraju przez blisko pół wieku pracował nad odrodzeniem zapomnianego ludu górnośląskiego, który wskrzesił do życia. Zapamiętano słowa tego kapłana, które wypowiedział publicznie po wybraniu go jako posła do pruskiego sejmu: „Tak w ornacie, jako i świeckim ubiorze, jako obywatel i jako poseł, zawsze się będę starać o to, aby zachować serce dla ludu mego”.

        W sejmie pruskim, zwołanym do Berlina w roku 1848, ku zaskoczeniu niemieckich obszarników i fabrykantów, znaleźli się chłopi polscy i drobni wyrobnicy z różnych części Górnego Śląska. Tylko jednego posła wybrano do parlamentu frankfurckiego. Był nim chłopski woźnica Krystian Minkus z kolonii Łoś w powiecie oleskim.

Liberalizm okresu Wiosny Ludów stopniowo wygasał. Zaczęto zamykać polskie gazety i zmuszać ich redaktorów do opuszczenia państwa pruskiego. Od roku 1853 nie ukazywał się już nawet „Poradnik Ludu Górnośląskiego”. W styczniu 1861 roku zmarł król Fryderyk Wilhelm IV. Tron po nim objął Wilhelm I. Na Górnym Śląsku znowu zaczął się twardy antypolski kurs. Ale kiedy wybuchło Powstanie Styczniowe w Królestwie Polskim, wielu Ślązaków wzięło w nim udział.

        Aktywność Ślązaków znalazła też swoje odbicie w organizowaniu różnorakiej pomocy powstańcom, przede wszystkim w przerzucie broni przez zorganizowane punkty przygraniczne. Na pograniczu śląsko-zagłębiowskim i w granicznym „trójkącie trzech cesarzy” w Mysłowicach było nawet niespokojnie do tego stopnia, że Niemcy zaczęli wywozić z pasa granicznego w popłochu kasy państwowe – tuż obok, w Sosnowcu (w zaborze rosyjskim), 7 lutego 1863 miała miejsce zwycięska bitwa powstańców z garnizonem rosyjskim. Budynek stacyjny w Sosnowcu stanął w płomieniach, ostrzeliwany huraganowym ogniem z zaimprowizowanego „pancernego” pociągu powstańczego.

        Ludność okazywała powstańcom jawną sympatię. Noszono biało-czerwone kokardy i śpiewano polskie piosenki powstańcze. Po upadku powstania wielu powstańców znalazło schronienie w gościnnych domach Górnoślązaków. Powstanie przyczyniło się do dalszego wzrostu świadomości narodowej wśród Ślązaków.

        Zwycięstwo nad Austrią w roku 1866 i nad Francją 1871 oraz zjednoczenie Niemiec pod hegemonią pruską, nie wróżyło nic dobrego dla Polaków na Śląsku. W całym państwie rozpętano zaciekłą walkę z Kościołem katolickim, znaną jako Kulturkampf. W zaborze pruskim walka z Kościołem była zarazem walką z polskością i przyczyniła się do ogromnej aktywizacji całej ludności zaboru pruskiego, a na Górnym Śląsku pod hasłem obrony wiary zmobilizowała masy Polaków o słabo jeszcze rozbudzonej świadomości narodowej.

        Wielki działacz i bojownik w obronie polskości na Górnym śląsku, Karol Miarka, na łamach „Katolika” podjął niezwykle śmiałą polemikę z samym kanclerzem Bismarckiem. „Czego Niemcy w kilku wiekach nie dokonali, zapewne i teraz nie dokonają. Chodzi tu o coś więcej niż o przebranie w niemiecki frak. Oświaty nie zawdzięcza lud górnośląski Niemcom lub niemieckim gazetom, lecz polskim czasopismom. Bismarck ma milion bagnetów i dosyć mu się sztuczek przydarzyło, jednak ostatnia groźba, że my musimy być Niemcami, na pewno się nie spełni. Górny Śląsk był zawsze polski, co do nas, to myli się jedna z gazet niemieckich, jeżeli przypuszcza, że lada fryckowi pozwolimy gwałcić przyrodzone prawa nasze. Myśmy na naszych śmieciach i wara od nas”.

        Bismarck w swoim przemówieniu w parlamencie 1871 roku osobiście odczytał w tłumaczeniu niemieckim fragment artykułu Miarki, nazywając go niebezpiecznym organizatorem polskiego życia na Górnym Sląsku.

        Wśród ówczesnych szermierzy polskości i praw ludu górnośląskiego wdzięczną pamięć u potomnych pozostawiła trójka poetów górnośląskich: Juliusz Ligoń, Konstanty Damrot i Norbert Bończyk.

        Konstanty Damrot w odpowiedzi na powołanie w roku 1886 Komisji Kolonizacyjnej napisał utwór „Przemoc i prawo”, w którym m.in. pisze:

        „Sto milionów – to nie fraszka, Dość, by wykupić województwo całe, Lecz sprawa z duchem polskim nie igraszka. By go wykupić i Niemcy za małe”.

        Jakub Kania, poeta „od pługa”, wołał:

        „Póki jedna polska matka, póki jedno polskie dziecię Bronić będziem do ostatka, mowy polskiej nie wydrzecie”.

        W ostatnim ćwierćwieczu XIX w. do głosu doszła nowa siła społeczna – klasa robotnicza. Jej przedstawiciele domagali się poprawy bytu i polepszenia warunków pracy. Protesty robotnicze były brutalnie tłumione. Bismarck bał się tego ruchu i zapobiegał mu poprzez wydawanie ustaw antysocjalistycznych, które obowiązywały w latach 1878–1890.

        W tych samych latach odbywały się niegodziwe „chrzty ruskie”, polegające na odbieraniu ludności polskiej nazwisk i imion polskich i zastępowaniu ich niemieckimi. W podobny sposób przechrzczono szereg miejscowości, noszących dotąd polskie nazwy, np. Wodzisław na Loslau, Brzezie na Hohenbirken, Raszczyce na Raschuetz, Zebrzydowice na Seibersdorf. Wzmocniono niemczyznę w szkołach.

        Odejście Bismarcka w roku 1890 i objęcie stanowiska kanclerza przez Leo von Capriviego przyniosło odprężenie. Socjaldemokracja niemiecka rozpoczęła legalną działalność, a w roku 1893 powołana została Polska Partia Socjalistyczna zaboru pruskiego jako część składowa socjaldemokracji niemieckiej. Znowu zaczęły ukazywać się czasopisma.

        Na przełomie XIX i XX w zjawił się na Górnym Śląsku młody Wojciech Korfanty, który wielki rozgłos zyskał sobie głośną broszurą pt. „Precz z Centrum”. Przez jakiś czas był on współpracownikiem poznańskiej „Pracy”, a następnie współredaktorem pisma „Górnoślązak”, finansowanego przez majętnego wydawcę wielkopolskiego Marcina Biedermana. Z powodu swej działalności dziennikarskiej był prześladowany i karany więzieniem, co zwiększało jego popularność. W roku 1903 Korfanty wysunął swą kandydaturę w wyborach do parlamentu niemieckiego i osiągnął zwycięstwo nad kandydatem Centrum, niemiecką partią środka.

        Wraz z wybuchem wojny światowej na początku lata 1914 roku życie na Górnym Śląsku uległo zupełnemu przeobrażeniu. Jednocześnie zapanował terror policyjno-wojskowy. Zaostrzono cenzurę prasy, zakazano organizowania wszelkich manifestacji robotniczych, polskich przedstawień teatralnych, nawet meczów sportowych. W ślad za tymi restrykcjami nastąpiła fala prewencyjnych aresztowań działaczy ruchu oświatowego. “Grupowo wiązano nas powrozami –wspomina poeta Jakub Kania – i w ten sposób pędzono do pociągów wśród szyderstw gapiów i współpodróżnych, którzy krzyczeli: „Totschiessen die Hunde, polnische Schweine” – „zastrzelić te polskie psy i świnie”. Władze niemieckie pieczętowały lokale polskich towarzystw, biblioteki, więziły polskich księgarzy i bibliotekarzy. Już w roku 1914 zmobilizowano aż 25% polskich górników tego obszaru w obawie, by nie skorzystali oni z wojny dla wyzwolenia się spod obcej kurateli.

        Istotny wpływ na postawę ludności Górnego Śląska wywierał też rozwój wydarzeń związanych ze sprawą polską. Najpierw interesowano się losem Legionów Polskich, od listopada 1916 roku sporo uwagi poświęcano wydarzeniom w Królestwie Polskim. Chodziło o Akt 5 listopada – manifest dwóch cesarzy, Niemiec i Austrii, który zapowiedział powołanie państwa polskiego. Wiele szczerej radości wywoływały znajdujące się wtedy w masowym obiegu małe, metalowe orzełki polskie. Rozprowadzali je skauci i członkowie Polskiego Związku Młodzieży Kupieckiej.

        Wszystko zmieniało się. Powszechnym echem odbiło się przemówienie Wojciecha Korfantego, wygłoszone 25 października 1918 roku w Reichstagu berlińskim: „Wasza Cesarska Mość raczy przyjąć do wiadomości, że lud polski Górnego śląska od 600 lat cierpi za nie swoje winy. Najgorsze cierpienia przechodzi od chwili, gdy zawładnięty został przez wojska Fryderyka II 16 grudnia 1740 roku, i odtąd skuty w kajdany poddany został i jest nadal poddany okrutnemu wyzyskowi i uciskowi narodowemu. Przeszła przez te ziemie zaraza, nędza, głód, płynęła krew i łzy. Dość już tej męki ludu naszego. Niech świat się dowie, że cały Górny Śląsk jest polską ziemią, niegdyś od swej polskiej Macierzy oderwaną”.

        Niebawem runęła monarchia Habsburgów, a w parę dni później doszło do rewolucji w Niemczech i upadł tron Hohenzollernów. 11 listopada 1918 roku Niemcy musiały podpisać ciężkie warunki rozejmu. Po 123 latach niewoli naród polski odzyskał swój niezależny byt państwowy. Górny Śląsk cieszył się wraz z całym narodem polskim.

        Witaj Polsko wolna, wielka, Ty, coś nam się ciągle śniła. Dziś się tulimy do Ciebie. Witaj nam, Ojczyzno miła.

        Tak czuł i myślał lud polski Górnego Śląska. Podobnie jak w całych Niemczech, również na Górnym Śląsku życie publiczne kontrolowały powołane żywiołowo w dniach listopadowego przewrotu rady robotników i żołnierzy, które zostały na Śląsku utworzone, a nie wybrane. Taką metodę obejmowania władzy, stosowaną od początku i oznaczającą w istocie zdradę rewolucji, zainicjowała prawica Socjalistycznej Partii Niemiec. Pragnienie przyłączenia Górnego Śląska do Polski było coraz silniejsze, ale nie wiedziano jeszcze, w jaki sposób należy tego dokonać. Nad sprawą tą zastanawiał się Sejm Dzielnicowy, zwołany do Poznania w dniach 3-5 grudnia 1918 r. Uczestniczyło w nim 432 delegatów z Górnego Śląska. Uczestnicy obrad wystosowali do Rady Naczelnej państw Koalicji apel z żądaniem przyłączenia do odradzającego się państwa polskiego wszystkich ziem od wieków zamieszkanych przez ludność polską, w tym również i Śląska. Podczas obrad sejmu wybrano, jak wiemy, Naczelną Radę Ludową, reprezentującą wszystkie ziemie zaboru pruskiego. Na jej czele stanął Komisariat. Dla Górnego Śląska powołano Podkomisariat NRL z siedzibą w Bytomiu.

        Nieufność wobec mających nastąpić rozstrzygnięć natury dyplomatycznej żywiło przede wszystkim społeczeństwo Wielkopolski. Nastroje takie doprowadziły do wielkopolskiego zrywu powstańczego. Górny Śląsk na drogę czynu orężnego wkroczyć wówczas jeszcze nie mógł. Przygotowania do walki miały się dopiero rozpocząć. Zdawano sobie sprawę, że opór Niemców, po doświadczeniach w Wielkopolsce, będzie na Górnym Śląsku znacznie skuteczniejszy. Nieprzyjaciel dysponował tu większymi i lepiej zorganizowanymi siłami. Poza tym nie można było liczyć na pomoc ze strony Polski, która stała w ogniu walk. Polacy śląscy mogli liczyć tylko na własne siły. Dlatego też musieli działać rozważnie i skrycie. Siły przeciwnika prezentowały się groźnie.

        Powstająca na ziemi górnośląskiej Polska Organizacja Wojskowa – POW – wyrastała w innej sytuacji niż jej imienniczka działająca podczas wojny, ale pozostawała w ścisłym z nią związku. Miała przecież rodzimy charakter, w jej szeregach dominowali chłopi i robotnicy.

        Rozwój wypadków nie wróżył niczego dobrego. Od 13 stycznia 1919 r. obowiązywał na Górnym Śląsku stan oblężenia. 29 stycznia zawieszono wydawanie „Gazety Ludowej”. W dniu poprzednim został aresztowany mecenas Czapla, przewodniczący Podkomisariatu NRL, który musiano przenieść do Sosnowca, a więc na terytorium państwa polskiego. Sytuacja na Górnym Śląsku stawała się z dnia na dzień coraz trudniejsza i niebezpieczniejsza dla ludności polskiej. Terror Niemców rósł, dochodziło do aresztowań, poniewierania niewinnymi ludźmi, a nawet mordów.

        W lutym 1919 r. Rada Najwyższa Konferencji Pokojowej powołała Komisję do spraw Polskich, której przewodniczył Francuz Jules Cambon. Sprawami śląskimi zajęła się podkomisja działająca pod kierunkiem życzliwego Polsce generała francuskiego Henriego Le Ronda.

        Wobec coraz natarczywszej akcji propagandowej Niemców i stosownego terroru, kierownictwo POW podjęło decyzję rozpoczęcia powstania w nocy z 21 na 22 kwietnia. Do walk jednak nie doszło. Nie zgodziła się na to poznańska Naczelna Rada Ludowa.

        Odroczenie powstania nie osłabiło aktywności Polaków. Zawieszenie stanu oblężenia, wprowadzone na 24 godziny z okazji święta 1 Maja, zostało skrupulatnie wykorzystane przez stronę polską w celu zamanifestowania uczuć narodowych. W roli organizatora wieców i manifestacji wystąpiła również POW. 1 maja na ulicach miast górnośląskich pojawiły się tysięczne tłumy uczestników polskich pochodów. Domagano się swobód demokratycznych i przyłączenie Górnego Śląska do Polski.

        7 maja nadeszła radosna wiadomość, że Górny Śląsk ma być przyłączony do Polski. Przedstawiciele Rady Najwyższej wielkich mocarstw w Paryżu wręczyli delegacji polskiej i niemiecki tekst projektu traktatu pokojowego. Dokument ten przewidywał przyznanie Polsce niemal całego Górnego Śląska. Była to jednak radość przedwczesna, Niemcy bowiem zgłosili protest i został on uwzględniony.

        Zasadnicze decyzje w sprawie dalszych losów Górnego Śląska zapadły w Paryżu 16 czerwca 1919 r. Poprawiony tekst traktatu pokojowego stwierdzał w artykule 88, że rozstrzygnięcie o przynależności Górnego Śląska zapadnie na podstawie wyników plebiscytu. Miała zadecydować wola mieszkańców.

        Podniecenie Polaków na Górnym Śląsku było wielkie. Potęgowały je dyspozycje Hoersinga, pełnomocnika władz niemieckich do spraw Śląska, który nakazał „zrobić porządek, aby nareszcie zniweczyć opór Polaków”. Dyspozycje te zaczęto natychmiast realizować. Oddziaływały także „argumenty z ambon” inspirowane specjalnym wezwaniem arcybiskupa wrocławskiego, kardynała Adolfa Bertrama, skierowanym do katolików śląskich. Kaznodzieje niemieccy pouczali, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne do królestwa Bożego, niż Polakom”.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.