farolwebad1

A+ A A-

Z Polski rodem: Ten, który pożyczył pieniądze od prezydenta USA – Julian Ursyn Niemcewicz

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

393px-Julian Ursyn Niemcewicz 11        Jeszcze za życia obdarzono go wieloma niezwykłymi tytułami. Mówiono więc o nim: człowiek-Polska. Albo: wyrocznia narodu, lutnista przeszłości. Na powszechny szacunek zasłużył sobie bowiem i jako pisarz, i jako działacz ruchów patriotycznych, i jako żołnierz.

        Julian Ursyn Niemcewicz urodził się 16 lutego 1758 roku (choć niektóre źródła podają, że urodził się w 1757 roku) w miejscowości Skoki koło Brześcia, w średnio zamożnej rodzinie szlacheckiej. Był pierwszym z 16 dzieci Jadwigi i Marcellego. Kiedy Julianek miał już ośmioro rodzeństwa i 12 lat – z woli ojca skierowano go do warszawskiego korpusu kadetów, jak na francuski wzór nazywano istniejącą od 1765 roku Szkołę Rycerską, której jednym z pierwszych wychowanków był Tadeusz Kościuszko.

        Późniejszego Naczelnika Niemcewicz poznał zresztą w szkole osobiście i zaprzyjaźnił się z nim (bo Kościuszko uważał go nie tylko za krajana, ale i za dalekiego krewnego), czym zyskał sobie wielkie uznanie kolegów, bo kadeci bardzo lubili „Szweda” – jak żartobliwie mówiono o Kościuszce z powodu jego uporu.

        Na młodego Niemcewicza zwrócił też uwagę książę Adam Kazimierz Czartoryski, organizator Szkoły Rycerskiej i pierwszy jej komendant. Książę był wprawdzie generałem ziem podolskich, a nauce i wychowaniu przyszłych oficerów poświęcał stosunkowo najwięcej czasu i energii, ale przecież miał także inne, bardzo wszechstronne zainteresowania. Czartoryski próbował – na przykład – swoich sił literackich, pisząc nawet kilka komedii, rozpraw z zakresu teorii literatury, a przede wszystkim – znany do dziś „Katechizm kadecki”.

        Książę był jednak świadom, że jego twórczość literacka nie jest najwyższego lotu, toteż szukał wytrwale w swym otoczeniu ludzi bardziej literacko uzdolnionych. W jego otoczeniu przebywali długo tacy twórcy, jak Franciszek Karpiński czy Franciszek Dionizy Kniaźnin. Czartoryski płacił im rocznie po 85 dukatów, co było sumą znaczną, choć stanowiła ona tylko trzecią część pieniędzy wypłacanych ulubionemu kucharzowi księcia – niejakiemu Goerlitzowi.

        Z czasem książę zwrócił również uwagę na Niemcewicza, którego wziął na swego adiutanta. Funkcję tę pełnił Niemcewicz zarówno wtedy, gdy Adam Kazimierz Czartoryski był marszałkiem trybunału grodzieńskiego (był to najwyższy sąd Rzeczpospolitej, od którego wyroków nie przysługiwała apelacja), jak i wtedy, gdy książę stał na czele zorganizowanej przez austriackiego cesarza Józefa II w Wiedniu, liczącej 60 tys. żołnierzy, tzw. polskiej gwardii galicyjskiej.

        To właśnie w okresie adiutantury u Czartoryskiego napisał Niemcewicz swoje pierwsze próby literackie – poemat „Wojna kobiet” i dramat sceniczny „Władysław pod Warną”.

        Książę Czartoryski zadbał wtedy, aby Niemcewicz wyjechał – za jego pieniądze – aż dwukrotnie (w latach 1784–1785 i 1787–1788) do Francji, Włoch i Anglii. To właśnie w czasie jednej z tych wypraw poznał w Paryżu ówczesnego ambasadora amerykańskiego w tym mieście – Thomasa Jeffersona.

        Z drugiej podróży europejskiej wrócił Julian Ursyn Niemcewicz na początku 1788 roku, od kiedy to grzecznościowo zaczęto go tytułować hrabią. Za namową Czartoryskiego został wtedy jednym z najmłodszych posłów (najmłodszy był liczący wtedy 20 lat Michał Czacki) Sejmu Czteroletniego, czołowym działaczem Stronnictwa Patriotycznego, współautorem Konstytucji 3 maja, żarliwym publicystą „Gazety Narodowej i Obcej” (pismo wychodziło dwa razy w tygodniu i na owe czasy biło rekordy w szybkości informowania o różnych wydarzeniach).

        Jak jednak wiadomo – mimo rozpaczliwych wysiłków obozu patriotycznego, państwo polskie zaczęło upadać, a jego terytoria zagarniali stopniowo trzej wielcy sąsiedzi: Rosja, Prusy i Austria. Pierwszą próbą zbrojnego oporu Polaków była konfederacja barska, a potem insurekcja kościuszkowska. To właśnie w czasie insurekcji – w 1794 – Julian Ursyn Niemcewicz wrócił z Włoch do Krakowa, zamieniając pióro na szablę. Wprawdzie ukończył on wcześniej Szkołę Rycerską i uzyskał stopień wojskowy: gefreyter, potem nawet awansował na majora Pieszej Gwardii Litewskiej, ale – jak sam przyznał w swoich pamiętnikach – do 1794 roku mundur wojskowy włożył najwyżej 10 razy, a to głównie po to, aby zaimponować kolejnej damie, w której się akurat podkochiwał.

        Dopiero u boku Kościuszki stał się Niemcewicz dzielnym żołnierzem. Naczelnika nie odstępował na krok, toteż pod Maciejowicami został wraz z Kościuszką ciężko ranny, dostał się do rosyjskiej niewoli i osadzony został wraz z Naczelnikiem w twierdzy w Petersburgu.

        Kościuszkę i Niemcewicza zwolniono z więzienia na początku grudnia 1796 roku, krótko po śmierci carycy Katarzyny II. Jeszcze w tym samym miesiącu obaj udali się – przez Finlandię, Szwecję i Anglię – do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.

        Z tej wyprawy Naczelnik wrócił do Europy stosunkowo szybko, natomiast Niemcewicz postanowił zatrzymać się w Ameryce nieco dłużej. Zawarł zresztą wtedy wiele ciekawych przyjaźni, w tym choćby z prezydentem Jerzym Waszyngtonem, którego druga kadencja dobiegała właśnie końca.

        Niestety, po wyjeździe Tadeusza Kościuszki Niemcewicz został faktycznie bez środków do życia. Z kłopotów finansowych wybrnął w sposób dość zaskakujący i prosty równocześnie.

        „W tej sytuacji – napisał w swoich pamiętnikach, które przez wiele lat prowadził na bieżąco – poszedłem do wiceprezydenta Jeffersona, któregom jeszcze w 1787 roku w czasie poselstwa jego poznał w Paryżu, a ten mi pożyczył 100 piastrów.” W takich to okolicznościach zaczęła się wieloletnia serdeczna przyjaźń Niemcewicza z autorem „Deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych” i drugim w historii USA prezydentem tego kraju (urząd objął Jefferson w marcu 1797 roku).

        Przybysz z Polski nie ograniczył się zresztą do salonów Filadelfii, która była wówczas amerykańską stolicą. Pierwsza jego podróż po kraju wiodła do stanu Connecticut, przy czym pierwszym etapem tej podróży była wizyta w prywatnym domu ówczesnego gubernatora stanowego. Jakież było zdumienie Polaka, gdy na miejscu okazało się – pisze o tym w „Pamiętnikach” – że gubernator może spędzić z Niemcewiczem tylko krótką chwilę, gdyż „...na obiad podjechał w małej kariolce, z kosą sterczącą w tyle, prosto ze swej łąki, na której kosił trawę”. Tuż po obiedzie gubernator pożegnał się z gościem i wrócił spiesznie do pracy.

        „Wizyta ta – konkluduje Niemcewicz w »Pamiętnikach« – dała mi poznać, co to jest prostota obyczajów, co to jest rozsądna równość w tym wolnym kraju. Gubernator, najwyższy urzędnik prowincji, sam kosi swoją łąkę! Wzięliżby się do tego demokraci nasi...”

        W ogóle zresztą był Niemcewicz Ameryką zafascynowany. Poza tym bywał często w kręgu takich ludzi, jak Benjamin Franklin – samouk, który z czasem stał się badaczem elektryczności, wynalazca piorunochronu, a poza tym ekonomista i filozof. To właśnie za sprawą Franklina, założyciela Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego, został Niemcewicz w 1798 roku członkiem tej szacownej organizacji.

        Wydawało się już, że Polak zadomowił się w Ameryce tak bardzo, że pozostanie w niej na zawsze. W 1800 roku – a więc w wieku 43 lat – ożenił się wreszcie, zresztą z wdową po bliskim przyjacielu Tadeusza Kościuszki. Wcześniej Niemcewicz podkochiwał się wiele razy, ale jakoś zawsze romanse kończyły się szybko...

        W 1807 roku wzywa Niemcewicza do powrotu do kraju marszałek Małachowski. Organizowało się wszak Księstwo Warszawskie, które potrzebowało światłych i doświadczonych już animatorów życia.

        Po powrocie do Warszawy – objął Niemcewicz funkcję sekretarza stanu Księstwa. Został poza tym członkiem Izby Edukacyjnej, przewodniczącym (po Stanisławie Staszicu) Towarzystwa Przyjaciół Nauk, a wreszcie wizytatorem szkół. Zwłaszcza do tej ostatniej funkcji Niemcewicz podchodził z ogromną pasją i poświęceniem – wędrując odtąd po kraju, docierając do najbardziej odległych zakątków, reformując system nauczania i poprawiając wyposażenie szkół. Wędrówki te zaowocowały dodatkowo „Podróżami historycznymi po ziemiach polskich” – dziełem ciągle bardzo cenionym w polskim piśmiennictwie historycznym.

        W czasie pobytu w Warszawie Niemcewicz chętnie bywał z gościną u swoich znajomych – uchodząc wszędzie za duszę towarzystwa, choć był czasem autorem dość niezwykłych żartów.

        Np. 26 lipca 1823 roku, kiedy Niemcewicz miał 63 lata i uchodził już za czcigodnego starca, zjawił się na imieninach młodszej od siebie o 20 lat hrabiny Anny z Tyszkiewiczów Potockiej, od roku wdowy po Aleksandrze Potockim – ministrze policji Księstwa Warszawskiego. W darze Niemcewicz przyniósł solenizantce... porcelanowy nocnik z wymalowanymi herbami Potockich. Nocnik był w kartonie, na którym Niemcewicz napisał własnoręcznie: „Tę czarę daję Ci w darze. Napełnij ją, o Pani”.

        Niezwykły podarunek wzbudził aplauz hrabiny i powszechną wesołość gości.

        W czasie Powstania Listopadowego, które całym sercem popierał, był Niemcewicz członkiem Rządu Narodowego, który powierzył mu misję zabiegania w Anglii o poparcie i broń dla walczących Polaków. Niestety, misja zakończyła się niepowodzeniem, toteż po upadku Powstania Listopadowego – Niemcewicz pozostał na emigracji.

        Początkowo mieszkał w Lipsku, w którym to mieście powstały jego „Treny wygnańca”. Potem jednak Niemcewicz przeniósł się do Paryża i w tym mieście przebywał przez 10 lat. Był wtedy blisko związany z obozem politycznym skupionym wokół księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, syna księcia Adama Kazimierza, który tak doniośle zapisał się w życiu Niemcewicza.

        Przez całe życie dużo pisał, uprawiając różne gatunki literackie. Był wszak autorem „Bajek i powieści”, ale i tragedii „Kazimierz Wielki”, poematu „Puławy”, a wreszcie komedii „Powrót posła”.

        Po raz pierwszy komedię tę wystawił w Warszawie sam twórca naszej narodowej sceny – Wojciech Bogusławski. Największy „oszołom” – jak się to dziś mówi – Sejmu Czteroletniego, niejaki poseł Suchorzewski, domagał się wprawdzie zakazania wystawiania tej komedii, ale go wyśmiano.

        Z temperamentu był Niemcewicz politykiem, bardzo zaangażowanym w aktualne spory i dyskusje, toteż wszystkie jego dzieła literackie nawiązują do nich mniej lub bardziej bezpośrednio.

        Ukształtowany w czasach Oświecenia, której to epoki był jedną z największych postaci – Julian Ursyn Niemcewicz należał do tych nielicznych, którzy potrafili iść z duchem czasu, rozumieli nowe idee oraz dążenia. Dlatego Niemcewicza cenili twórcy tak różni, jak Adam Mickiewicz i Cyprian Kamil Norwid. To zresztą przedstawiciele romantyzmu nadali mu miano „lutnisty przeszłości”.

        Julian Ursyn Niemcewicz zmarł w Paryżu 21 maja 1841 roku.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.