farolwebad1

A+ A A-

Wspomnienia z mojego życia (15)

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

1943Po przysiędze z tysięcy piersi zagrzmiał okrzyk: ‘Niech żyje Polska! Niech żyje Francja!’. Do wojska przemawia Roman Dmowski. Następnie prosi Prezydenta Francji, by zechciał wręczyć sztandary armii polskiej.”

W pierwszych dniach listopada 1. dywizja polska bierze udział w ramach 8. armii francuskiej w wielkiej operacji, mającej zadać Niemcom ostateczny cios w natarciu na Metz. Bierze w niej udział 30 dywizji francuskich i amerykańskich.

11 listopada Niemcy proszą o rozejm, który kończy te największe zmagania, jakie znały dotąd historie wojen.

Armia polska nie zaważyła na przebiegu operacji, ale jej wkład do wojny mierzy się nie wartościami w dziedzinie operacyjnej, ale w płaszczyźnie politycznej. To dzięki niej odradzała się na Zachodzie chwała oręża polskiego i tradycja polsko-francuskiego braterstwa broni, a ostatecznie jej miejsce we wspólnym froncie walki przeciw państwom centralnym zapewniło Polsce udział w konferencji pokojowej w gronie państw zwycięskich. 18 stycznia 1919 r., gdy Prezydent Francji powitał uczestników kongresu pokojowego w Wersalu i gdy wymienił tytuły państw do udziału w tej konferencji, mówił o Polsce jako kraju, który w tych trudnych dniach pospieszył ze swoimi oddziałami zbrojnymi na pomoc Francji.

Zakończenie wojny nie przerywało prac organizacyjnych nad rozbudową armii polskiej we Francji. W listopadzie i grudniu nadal płynęły transporty z ochotnikami ze Stanów Zjednoczonych. Rekrutacja została zamknięta dopiero 7 lutego 1919 r. Ogółem w ciągu 16 miesięcy rekrutacji Polonia amerykańska dała armii polskiej we Francji około 26 tysięcy ochotników.

Pod koniec marca tegoż roku stworzono na ziemi francuskiej 5 dywizji strzelców, które tworzyły I oraz III korpus i liczyły ponad 50 tysięcy ludzi.

Po aresztowaniu Piłsudskiego i jego szefa sztabu Sosnkowskiego, Tymczasowa Rada Stanu ustąpiła 26 lipca 1917 r., wysunąwszy uprzednio kandydatury członków do Rady Regencyjnej, która została utworzona we wrześniu. Była ona namiastką najwyższej władzy w Królestwie Polskim. Miała pełnić tę funkcję do czasu powołania króla lub regenta. W jej skład wchodzili: arcybiskup Kakowski, książę Zygmunt Lubomirski, hr. Jan Ostrowski. Rada powołała nowy rząd w osobach: Józef Swieżawski – prezydent ministrów, Stanisław Głąbiński – minister spraw zewnętrznych, Zygmunt Chrzanowski – min. spraw wewnętrznych, Władysław Grabski – min. rolnictwa, Andrzej Wierzbicki – min. przemysłu i handlu, Wacław Paszkowski – min. komunikacji.

Chociaż Rada Regencyjna od dłuższego czasu odsuwała się od Berlina i Wiednia, dni jej były policzone. Krytykowano ją, jako twór władz okupacyjnych, przeciw niej burzyła się ulica – wpływy bolszewickie zaczęły przenikać na tereny polskie. Zaczęły się szerzyć grabieże i napady na dwory, strajki w zakładach pracy i w majątkach. Kraj stał w przededniu rewolucji społecznej.

W tej sytuacji, ciężkiej dla Rady Regencyjnej, wszyscy upatrywali ratunek w Piłsudskim, który żył w glorii mas. Zostawiono nawet nieobsadzone stanowisko min. spraw wojskowych w oczekiwaniu na jego powrót z więzienia. Już wcześniej prezydent ministrów Swieżawski wysłał do kanclerza Niemiec telegram, w którym domagał się niezwłocznego zwolnienia Piłsudskiego, wskazując, że „Według naszego rozeznania, powołanie na ministra obrony narodowej brygadiera Piłsudskiego służy za najlepszą gwarancję, że tylko w razie jego uwolnienia możemy wziąć odpowiedzialność za spokój w kraju i poprawne likwidowanie okupacji, niezbędne ze względu na obustronny interes”.

„Pan Piłsudski może się stać człowiekiem opatrznościowym” zawyrokował arcybiskup Kakowski, a książę Lubomirski dodał: „Rzeczywiście. Nie ma innej drogi”.

Była niedziela, 10 listopada 1918 r., godz. 7 rano. Na peron warszawskiego Dworca Wiedeńskiego wtoczył się specjalny pociąg w składzie parowozu z jednym wagonem osobowym. W drzwiach salonki ukazał się Piłsudski. Tłumy szaleją – Warszawa była uprzedzona o jego przyjeździe – z Ostrowa, Łodzi meldowano o jego przejeździe przez te miasta. W godzinach wieczornych przyjął swych byłych współpracowników: Barlickiego, Perla, Wasilewskiego, Moraczewskiego, Sieroszewskiego, Śliwińskiego. Dążył do utworzenia zjednoczonego rządu polskiego.

Zaczął od tego, że mamy już 4 rządy: w Warszawie Radę Regencyjną, w Krakowie Komisję Likwidacyjną, w Poznaniu Radę Robotniczo-Żołnierską i Lubelski Rząd Ludowy – piątym jest on sam. Zarzucił swoim towarzyszom, że zrobili głupstwo, że w Polsce nie stać nas na eksperymentowanie, tym bardziej na eksperymenty typu rosyjskiego. Rząd musi się składać z fachowców, a nie z robotników, ludzi, którym najgorętsze serca nie zastąpią tego, co jest potrzebne w pracy państwowej, ludzi, którym racje partyjne przesłonią racje państwowe.

Nikt z obecnych nie zgadzał się ze stanowiskiem Piłsudskiego, nikt nie chciał słyszeć o wciągnięciu do rządu prawicy (pamiętajmy, że mówimy tylko o Królestwie, że do sytuacji w W. Ks. Poznańskim powrócimy za chwilę).

Piłsudski zdawał sobie sprawę, że bez wprowadzenia prawicy do rządu każdy inny rząd, i ten ludowy w Lublinie, nie będzie miał uznania Ententy, a ona może za rząd uznać Komitet Narodowy Polski Romana Dmowskiego w Paryżu – jak zresztą faktycznie było. Nim zjawił się z więzienia Piłsudski, 7 listopada lubelski „Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej” ogłosił manifest, w którym podał, że „ujmujemy w swoje ręce pełnię władzy do czasu zwołania Sejmu Ustawodawczego. Komendantem wszystkich wojsk polskich mianujemy zastępcę Piłsudskiego, pułkownika Edwarda Rydza-Śmigłego”. Podpisali: Roman Arciszewski, Ignacy Daszyński, Medard Downarowicz, Gabriel Dubiel, Marian Malinowski, Jędrzej Morawski, Tomasz Nicznicki, Julian Poniatowski, Wacław Sieroszewski, Błażej Stolarski, Stanisław Thugutt, Wincenty Witos, Bronisław Ziemięcki.

Piłsudski przyjął członków tego rządu i krótko im oświadczył: „...rząd lubelski musi się sam rozwiązać – muszę mieć swobodę działania”. Kiedy Daszyński zaczął oponować, Piłsudski zwrócił się do Rydza-Śmigłego: „Pułkowniku Śmigły, czy byłeś zawsze ze mną?” „Tak jest, zawsze byłem i pozostanę do dyspozycji.” Wtedy wszyscy zrozumieli, że bez wojska rządzić nie mogą, i przestali oponować.

Wtedy, kiedy toczyły się te rozmowy, w kraju (Królestwie) zaczęło się rozbrajanie zrewoltowanych Niemców, z początku bez rozlewu krwi i bez oporu. Ustalono, że Niemcy odchodzą do granicy niemieckiej (czytaj: do granicy z zaborem pruskim) i tam składają broń. Punktami były Skalmierzyce dla wycofujących się na zachód, i Mława dla kierujących się na północ, do Prus Wschodnich. 18 listopada 1919 r. Warszawa była wolna od wojsk niemieckich. W Brześciu nad Bugiem znajdowała się jeszcze cała komenda niemieckiej armii wschodniej w sile 200 tysięcy żołnierza, która nie zdążyła przejechać na front zachodni. I to skończyło się bezkrwawo.

Gdy się skończyła okupacja w Królestwie Polskim, była tam jedynie brygada „Polnische Wehrmacht”. Natychmiast wydano rozkaz mobilizacji POW. W sześć tygodni później było już 110 tys. wojska uzbrojonego w sprzęt odebrany okupantowi. Było tego 100 batalionów piechoty, 80 baterii artylerii, 70 szwadronów kawalerii i trochę lotnictwa.

Całe szczęście, bo Polska stanęła niezwłocznie w płonącym kręgu pięciu wojen: z Niemcami, Litwą, Ukrainą, Czechosłowacją i Rosją. Wojny te na wschodzie trwały w formie partyzantki do 1924 r.

Austriacy, opuszczając Galicję Wschodnią, wydali ją w ręce ukraińskie wraz z całym sprzętem i zapasami uzbrojenia, co pozwoliło Ukraińcom opanować Lwów. Wywołało to wojnę z Ukrainą, która trwała do lipca 1919 r. Terenem walk było głównie miasto Lwów i okolice. Wielkopolska brała w niej udział czynny, wysyłając oddziały, sprzęt i zaopatrzenie. Chwałą okryły się tam młodzieżowe oddziały – Orlęta Lwowskie, pod dowództwem kapitana Czesława Mączyńskiego.

15 listopada 1918 r., z inicjatywy PPS – Polskiej Partii Socjalistycznej, odbyła się na placu Saskim w Warszawie wielka demonstracja robotnicza przeciwko Radzie Regencyjnej, a zarazem wskazująca na siłę i dobrą organizację socjalistów w obliczu przygotowań do powołania nowego rządu. Wygłoszono wiele przemówień. Bardzo mocne słowa zawierało wystąpienie Daszyńskiego: „Nas chcą pchnąć do walki z bolszewikami, ale my się nie damy. Bolszewicy zrobili swoje w Moskwie, my zrobimy swoje w Polsce”.

Dzień przedtem organ centralny PPS „Robotnik” zamieścił artykuł wstępny pt. „Nasze stanowisko”, w którym czytamy: „Dziś nie czas tworzyć idyllę narodową, gdzie by obok obszarnika zasiadł chłop, obok fabrykanta robotnik, obok socjalisty endek. Absurdem jest, aby powstał rząd, w którym zasiadaliby razem ci, którzy będą dokonywać operacji, jak i ci, nad którymi ona będzie dokonywana. Bo rząd ludowy będzie dokonywał operacji nad obszarnikami, fabrykantami, kapitalistami polskimi, odbierając od nich to, co zrabowali u ludu pracującego”.

Z placu Saskiego tłum ruszył na Zamek. Delegacja z czerwonym sztandarem udała się do Piłsudskiego i po kilkunastu minutach na wieży zamkowej powiewał czerwony sztandar.

Rada Regencyjna, nie widząc dla siebie żadnych szans, przekazała 14 listopada całą władzę w ręce Piłsudskiego. W odpowiedzi na ten akt Piłsudski ogłosił dekret, w którym informował o swych zamierzeniach w sprawie organizacji najwyższych organów władzy państwowej. Na wstępie swych posunięć mianował Ignacego Daszyńskiego prezydentem gabinetu ministrów. Wszelkie głębsze reformy odłożył do czasu zwołania sejmu ustawodawczego.

Rozmowy Daszyńskiego były bardzo trudne z uwagi na nieprzejednane stanowisko delegacji z Poznania, reprezentującej Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne. Sprawy rozbijały się o fotele w gabinecie ministrów. Wielkopolsce chodziło o tekę ministra spraw zagranicznych i skarbu. Poza tym Poznańczycy nie uznawali Daszyńskiego na stanowisku premiera. Z tego powodu Daszyński podał się do dymisji. Piłsudski chętnie przyjął dymisję, ponieważ nie żywił do Daszyńskiego sympatii, i powierzył misję tworzenia nowego rządu Jędrzejowi Moraczewskiemu, poznańczykowi, do którego weszli w większości członkowie Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie.

W cztery dni później ukazał się „Dekret o najwyższej władzy reprezentacyjnej Republiki Polskiej”, w którym Piłsudski w art. 1 ogłasza, co następuje: „Obejmuję jako Tymczasowy Naczelnik Państwa, Najwyższą Władzę Republiki Polskiej i będę ją sprawował do czasu powołania Sejmu Ustawodawczego”. Tak ukonstytuowany system najwyższych władz państwowych przystępował do reprezentowania interesów państwa polskiego wobec zagranicy.

Jeszcze przed powstaniem nowego rządu, 16 listopada 1918 r. depeszą iskrową Piłsudski notyfikował rządom krajów europejskich i zamorskich powstanie niepodległego państwa polskiego. „Państwo Polskie powstaje z woli całego narodu i opiera się na podstawach demokratycznych. Rząd polski zastąpi panowanie przemocy, która przez 140 lat ciążyła nad losami Polski –przez ustrój zbudowany na porządku i sprawiedliwości. Opierając się na armii polskiej pod moją komendą, mam nadzieję, że odtąd żadna armia obca nie wkroczy do Polski, nim nie wyrazimy w tej sprawie naszej woli. Jestem przekonany, że potężne demokracje Zachodu udzielą swej pomocy i braterskiego poparcia Polskiej Rzeczypospolitej, Odrodzonej i Niepodległej”.

Wracamy do Ostrowa. 9 listopada 1918 r. był w Ostrowie dniem wielkiego święta – wracał z więzienia magdeburskiego Komendant Piłsudski z Sosnkowskim w towarzystwie niemieckiego generała Kesslera, odpowiedzialnego za bezpieczne dowiezienie Piłsudskiego do Warszawy.

Na peronie tłumy mieszkańców, drużyny harcerskie męskie i żeńskie, nasza Drużyna Wojskowa w składzie pełnych trzech plutonów. Nasz dowódca, Jan Wiertelak (z Łąkocin) składa Komendantowi raport, po czym Piłsudski z Sosnkowskim przeszli przed frontem drużyn wśród wiwatujących na cześć Komendanta tłumów młodzieży i starszego społeczeństwa miasta i okolicy.

Następnego dnia wybuchła w Ostrowie rewolucja. Na ulicach miasta pojawili się żołnierze niemieccy bez kokard na czapkach i naramienników pułkowych, oficerowie chodzą bez epoletów, nikt nikomu nie salutuje, nie oddaje honorów. Prezes nasz natychmiast zarządza zbiórkę całej organizacji TTZ w sali Domu Katolickiego – już bez zachowania jakichkolwiek środków bezpieczeństwa. Tu otrzymaliśmy rozkaz udania się na miasto i namawiania żołnierzy do oddawania broni i amunicji. Większość żołnierzy robiła to bez sprzeciwu, nawet z przyjemnością i humorem – chętnie pozbywała się tego znienawidzonego sprzętu. Ruch uliczny był, jak w każdą niedzielę, bardzo duży. Wszyscy wylegli, żeby oglądać zupełnie zmieniony obraz miasta, cieszyć się wreszcie wolnością, nadzieją – jedni, że wróci ojciec czy brat z wojny, drudzy, że wrócą do rodzin.

W ciągu kilku godzin powstały w mieszkaniach najstarszych tetezetowców magazyny broni i amunicji. Ze względu na ks. Klichego nie znosiliśmy broni ani amunicji do Konwiktu. Po południu otrzymaliśmy rozkaz powiadomienia mieszkańców, że wieczorem odbędzie się w Domu Katolickim wiec ludności. O godz. 18.30 wszystkie dzwony kościelne zaczęły wzywać na zebranie.

W przepełnionej sali rozentuzjazmowany tłum wybrał polskie władze miasta. Nasz prezes Adamek wszedł w jej skład jako przedstawiciel młodzieży. Jemu powierzono zorganizowanie młodzieżowej służby pomocniczej, którą nazwano „Pogotowiem”. Ponieważ wszyscy tetezetowcy byli na wiecu, prezes szybko zorganizował dwie drużyny: jedną z najmłodszych, dla utrzymywania łączności, zwaną drużyną gońców, i drugą ze starszych, nazwaną „Strażą”.

W tym samym czasie w restauracji budynku „Strzelnica” przy piwie obradował utworzony przez żołnierzy miejscowych jednostek Soldaten-Rat – Rada Żołnierska. Prezes Adamek w towarzystwie komendanta „Straży”, Piotra Jeża, udał się po wiecu do „Strzelnicy” i zakomunikował Radzie Żołnierskiej, że Ostrów ma już polskie władze miejskie i Rada Żołnierska nie musi się ani o miasto, ani o mieszkańców, jak również o porządek i spokój martwić. Zebrani Niemcy przyjęli to do wiadomości i już nigdy nie wtrącali się do działalności Rady Ludowej, jak nazwano władzę miasta. Mimo że nie wyglądało na to, by Niemcy zamierzali przystąpić do jakiejś kontrakcji, na drugi dzień zaczęto jednak formować pułk ostrowski na bazie naszej Drużyny Wojskowej tetezetowców i miejscowego Sokoła, dalej żołnierzy będących na urlopie. Najliczniejszy zastęp stanowili powołani przed kilkoma tygodniami nowi rekruci Polacy. W ten sposób w ciągu kilku dni sformowano 1 pułk piechoty ostrowski, liczący ponad tysiąc żołnierzy. Już 12 listopada polskie posterunki wojskowe pełniły warty przy wszystkich urzędach i bankach.

Ostrów był pierwszym i jedynym miastem w zaborze pruskim, które zrzuciło jarzmo zaborcy i stało się wolne. Reszta zaboru dopiero organizowała oddziały „Służby Straży” i „Służby Bezpieczeństwa”, i to w ramach współpracy z niemieckimi Radami Robotniczymi i Żołnierskimi.

12 listopada 1918 r. ukonstytuowała się w Poznaniu Tymczasowa Naczelna Rada Ludowa. Powołano wtedy trzyosobowe kierownictwo, które nazwano Komisariatem NRL. Do Komisariatu wybrano: księdza Stanisława Adamskiego, Wojciecha Korfantego – wielkiego działacza narodowego, katolickiego i spółdzielczego, którego Niemcy nazywali niekoronowanym królem polskim w Prusach, działacza na Śląsku i polityka, oraz Adama Poszwińskiego, reprezentanta Kujaw, redaktora i publicystę z Inowrocławia.

Odezwa kół poselskich z 14 listopada 1918 r. głosiła: „Wybiła dla nas, Polaków, godzina wolności. Twórzmy państwo polskie. O wewnętrznym urządzeniu jego stanowić będzie wolny Sejm, obrany na podstawie demokratycznego prawa wyborczego. Zgodna w tej sprawie ludność polska naszej dzielnicy powierzyła Kołom Poselskim kierownictwo spraw narodowych i politycznych. Wołamy do Was: pomińmy na chwilę wszelkie poglądy rozbieżne, zdobądźmy się na wielki czyn, stwórzmy silny rząd, za którym stanie cały naród. Przyszła Polska ludową będzie i tylko ludem stać może. Dlatego powstają za zgodą naszą Rady Ludowe, zogniskowane w Naczelnej Radzie Ludowej. Ich rozkazów każdy Polak bezwzględnie słuchać powinien”.

Zabór pruski był nadal częścią państwa niemieckiego. Niemcy nadal traktowali ludność polską tej dzielnicy jako „Prusaków polskiego pochodzenia”. Władza była w rękach niemieckich urzędów i niemieckich władz wojskowych. Polacy wykorzystali rewolucję niemiecką, tworzenie Rad Robotniczych i Żołnierskich, tworząc takie same rady. Komisariat NRL wyraźnie określił zakres czynności rad ludowych:

1/ czuwać nad utrzymaniem ładu, porządku oraz bezpieczeństwa publicznego,

2/ współdziałać z radami robotników i żołnierzy (niemieckich) tam, gdzie one istnieją;

3/ współdziałać z dotychczasowymi władzami (niemieckimi) w zakresie prac publicznych;

4/ opiekować się żołnierzami, osobami powracającymi z wojska, przechodzącymi przez powiat itp.

Prawno-państwowe stanowisko Komisariatu NRL wyrażało się w sformułowaniu: „Pękły okowy krępujące naszą wolność. Z całą ufnością odczekamy wyroku Kongresu Pokojowego, który ustali zachodnie granice Ojczyzny naszej Polski”.

Jak widzimy, Naczelna Rada Ludowa wcale nie miała w programie dochodzenia siłą wolności i niepodległości. Liczyła na Kongres Pokojowy, na obietnice Francji, która zapowiadała osłabienie Niemiec. Natomiast Niemcy liczyli na pomoc Anglii.

W liście do kanclerza Rzeszy Niemieckiej z dnia 18 listopada Komisariat NRL wyjaśnił swoje stanowisko w sposób następujący: „My, Komisarze NRL, wezwaliśmy pierwszą naszą odezwą z dnia 14 bm. ludność polską do wstrzymania się od środków przemocy. Oświadczyliśmy, iż nie rezygnując z naszych historycznych i narodowych praw, pełni ufności pozostawiamy wykreślenie granic zachodnich naszego państwa Kongresowi Pokojowemu. Nie zamierzamy osłabionych Niemiec ni siłą, ni też odcięciem dowozu żywności podstępnie napadać”. Było to stanowisko jednoznaczne i stanowcze.

Toteż decyzją Komisariatu NRL nasz samozwańczy pułk ostrowski został rozwiązany. Część żołnierzy poszła do domu, część przedostała się za kordon do Kalisza i tam organizowała oddział, który po przeniesieniu do Szczypiorna, który opuściły internowane tam oddziały Legionów, przyjął nazwę Batalionu Przygranicznego. Jego dowódcą został podporucznik Władysław Wawrzyniak, poprzedni prezes TTZetu gimnazjum ostrowskiego, syn kierownika tartaku z Antonina.

W przeddzień zdjęcia przez nas mundurów wojskowych i powrotu do szkoły zebraliśmy się w Domu Katolickim, by przedyskutować, czy mamy wrócić do pruskiej szkoły, czy też zażądać odrębnych klas dla Polaków z językiem wykładowym polskim. Uchwalono jednogłośnie, że nie wracamy do pruskiej szkoły, żądamy polskiej. Zarząd miał opracować postulaty i przedstawić je dyrektorowi.

Nazajutrz prezes Adamek, jeszcze w mundurze wojskowym, z biało- czerwoną kokardą przy piersi, zameldował się do groźnego Becka. „A to Pan był członek polskiej Rady Ludowej? Czego Pan sobie życzy?” Jak inaczej zachował się obecnie ten wstrętny hakata-polakożerca.

Adamek przedstawił nową sytuację polityczną i zażądał zgody na natychmiastowy podział klas na oddziały polskie i niemieckie, a w klasach polskich wprowadzenia języka polskiego jako wykładowego. W klasach polskich będzie się wykładać język polski, literaturę i historię polską oraz geografię Polski. Tych przedmiotów będą uczyli Polacy, którzy dotychczas te nauki prowadzili. „Gdzie?” zapytał Beck. „Prowadzimy od lat tajne nauczanie, odpowiedział Adamek, i mamy dobrze zorganizowaną naszą szkołę.” To był dla tego hakaty szok i ciężki cios. Tu, pod jego bokiem, i czujnym okiem? Niemożliwe. Nie mógł jednak odrzucić żądania – po prostu się bał. Miał jednak nadzieję, że i tak z tego nic nie wyjdzie.

Następnego dnia był zaskoczony, gdy zobaczył, że polska szkoła funkcjonuje, jakby zawsze tu istniała. Wprowadzono lekcje śpiewu, przeniesiono ćwiczenia wojskowe do hali gimnastycznej, rozciągnięto prace TTZetu na wszystkich uczniów Polaków i utworzono klasy dla nieczłonków. I znowu Ostrów był pierwszym i jedynym gimnazjum w zaborze pruskim, w którym przywrócono język polski jako wykładowy już w roku 1918. Oczywiście innych przedmiotów uczyli również Polacy, na razie tylko języków klasycznych i francuskiego, przerwano natomiast naukę języka niemieckiego, historii i geografii niemieckiej.

Był Nowy Rok 1919. Za 7 dni koniec ferii. 2 stycznia zwołano plenarne zebranie TTZetu, na którym uchwalono jednogłośnie zawiesić pracę TTZetu i gremialnie zgłosić się ochotniczo do służby wojskowej w Batalionie Przygranicznym, na co dowódca batalionu się zgodził.

9 stycznia po południu cała Drużyna Wojskowa zameldowała się w Szczypiornie. Przyjął nas ppr. Komorski, adiutant i zastępca Wawrzyniaka. Okres rekrucki, chociaż nie trwał długo, nie należał ani do łatwych, ani do przyjemnych, a przecież przebyliśmy już kilka tygodni w tetezetowskim okresie rekruckim, który sprawiał nam wielką przyjemność, tylko że tam ćwiczyli nas oficerowie, którzy chcieli z nas zrobić dobrze wyszkolonych dowódców w przyszłych jednostkach wojskowych, a tu dostaliśmy się w ręce podoficerów wychowanych w reżimie pruskim, w pruskim drylu, który stanowił podstawę wyszkolenia wojskowego. Oni stosowali wobec nas te same barbarzyńskie metody. Dostałem się do kompanii ckm – ciężkich karabinów maszynowych. Służba była bardzo ciężka. Każdy zaciskał jednak zęby i marzył o dniu, kiedy się to skończy.

Nadszedł upragniony dzień – wyekwipowana bojowo kompania ckm rusza 14 lutego na front. Żegna nas sam wódz Wawrzyniak. Mam stopień starszego strzelca, jestem dowódcą drużyny. Jedziemy uzupełnić powstałe w bojach luki 12. pułku Strzelców Wielkopolskich, który pod Kobylogórą poniósł ciężkie straty. Jestem jednym z najmłodszych w kompanii i najmłodszym starszym strzelcem. Za 3 miesiące i 19 dni będę miał 16 lat.

W dwa dni po naszym przybyciu na linię frontu, 16 lutego, podpisano w Trewirze rozejm narzucony Niemcom przez Misję Koalicyjną, która 12 lutego zjechała do Warszawy, rozpoczynając natychmiast swoją działalność dyplomatyczną. Jeden z punktów tego rozejmu brzmiał: „Niemcy powinni niezwłocznie zaprzestać wszelkich działań ofensywnych przeciwko Polakom w Poznańskiem i we wszystkich innych okręgach. W tym celu zabrania się wojskom niemieckim przekroczenia następujących linii... i tu wymienia się ściśle przebieg linii granicznej.

Niemcy jednak nie podporządkowali się przyjętym wobec Komisji Sojuszniczej zobowiązaniom i nie chcieli uznać dobrowolnie stanu, jaki się wytworzył w Wielkopolsce. Przed miesiącem, 16 stycznia, generał Józef Dowbor-Muśnicki objął dowództwo wojsk wielkopolskich, które stawały się armią regularną na zasadzie przymusowego poboru, a nie ochotniczą. Następnego dnia Komisariat NRL zarządził pobór pierwszych trzech roczników: 1897, 1898, 1899. 4 marca dalszych trzech, a 24 kwietnia – pięciu roczników.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.