W 1900 Rewolucyjna Partia Ukraińska (RUP) wydała broszurę pt. "Samostijna Ukraina", w której stwierdzono, że Ukraina posiada historyczne prawo do samodzielności. Partia RUP działała na Rusi Naddnieprzańskiej, a w 1902 roku jej część przekształciła się w Ukraińską Partię Narodową, która głosiła hasła niepodległościowe i socjalistyczne, m.in.: "Ukraina dla Ukraińców", "Ukraina od Karpat po Kaukaz", "Kto nie jest z nami, ten przeciw nam". Znaczne pogorszenie się relacji między nacjonalistami ukraińskimi a ludnością polską nastąpiło pod rządami Niemców, przy niezdecydowanej postawie polskiego podziemia.
http://www.goniec24.com/lektura/item/6446-zawierucha-nad-sanem-cz2-16#sigProId5e9a9b2fed
Istotną przyczyną stosunku polskiego podziemia do problemów polsko-ukraińskich był program przyjęty przez Radę Polityczną Ziem Południowo-Wschodnich, która wypracowała wiele dokumentów. Jak podaje prof. Włodzimierz Bonusiak, w dokumentach tych pojawia się myśl wymiany ludności pomiędzy Polską a ZSRS, z czym na forum rady nie zgodzili się ludowcy.
W okresie wojny wszystkie ugrupowania nacjonalistów ukraińskich, na czele z Szeptyckim, za Wołyń obwiniały Polaków. Oceny polskie były jeszcze bardziej jednoznaczne. W raporcie AK z 27 lipca 1943 r. wymieniono następujące przyczyny eksterminacji Polaków przez Ukraińców: "W instynktach mas ukraińskich tkwi stare hasło Lach, Żyd i sobaka to wiara odnaka".
Istniejące na Wołyniu dwa kulty: jeden dla Rosji, drugi dla Niemców, zlały się w jeden kult – nienawiści do Polaków. Nacjonalizm ukraiński wbijał w łby chłopów ukraińskich, że gdy przyjdzie stosowna chwila, należy rżnąć, rżnąć i jeszcze raz rżnąć Polaków. A Roosevelt uzna Ukrainę dopiero wtedy, gdy w niej nie będzie obcego, a zwłaszcza Lachów.
Często bywam na granicy polsko-ukraińskiej – z pagórków Roztocza widać piękne widoki Bieszczadów. Do 1939 roku jeździłem od Niemirowa do Zaleszczyk i zawsze jechałem przez Polskę, a teraz to już jest zagranica. Kiedyś mieliśmy rodzinę w Równem, tam uczyła moja ciotka. Bliska, dalsza rodzina mieszkała w Tarnopolu, Lwowie, w Worochcie.
Dlaczego Polakom na Kresach nie przyszło z pomocą Polskie Państwo Podziemne? Dlaczego nie przesłano broni oraz nie wysłano polskich oddziałów partyzanckich, co umożliwiłoby Polakom samoobronę? Toteż w rozmowach z ludnością polską tych obszarów usłyszeć można niejednokrotnie gorzkie słowa prawdy, że Polacy na tych terenach pozostawieni zostali swojemu losowi, że nikt z czynników polskich nie interesował się nimi i nie przychodził z pomocą, chociażby przez stworzenie oddziałów do walki, wyposażenie ich w broń czy przysłanie dowódców i broni. Szeregi tych oddziałów wypełniliby masowo zgłaszający się ochotnicy z tych terenów i wskutek tego mogliby zapobiec przecież tym rzeziom na bezbronnej ludności. Wzmocniłoby się tym samym wiarę w Polskę i twarde obstawanie przy polskości nie tylko ludności czysto polskiej, lecz nawet już częściowo zruszczonej, czy też i czysto ruskiej.
Nie udaje mi się uniknąć ciągłego rozmyślania, dlaczego tak się stało? Dlaczego doszło do tego ludobójstwa? Dochodzę do następujących wniosków.
Główną przyczyną była reorientacja Kościoła greckokatolickiego, który z ruskiego stał się zapleczem ukraińskiego nacjonalizmu. To popi na polecenie patriarchy Szeptyckiego organizowali powitanie wkraczających do Polski oddziałów Wehrmachtu (Szeptycki jest autorem wiernopoddańczego listu do Hitlera). Popi byli stałą oprawą uroczystości organizowanych przez UPA i SS "Galizien". Antagonizm do Polaków ze strony Kościoła greckokatolickiego wynikał z polityki Watykanu, zmierzającej do wyeliminowania Kościoła prawosławnego z tych terenów. Dobitnie obrazuje to odezwa kapłana greckokatolickiego do narodu ukraińskiego, zamieszczona w "Zołocziwśkim Słowie" po przybyciu do Polski armii Hallera: "Kto w Boga wierzy, kto ma choćby tyle sił, aby unieść rusznicę albo nóż, idź przeciw Lachom pijawkom, a Bóg odpuści ci bracie twoje grzechy, jakbyś odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej (...) Zabijajcie ich we śnie i na kwaterach i nie znajcie litości wobec nich (...) Uczcie nawet małe dzieci, że wojna przeciw Lachom to święta wojna". Do tej niechlubnej historii unickich duchownych wpisał się również pop z Polany – Wołodymyr Wesełyj, który w trakcie nabożeństw miał wielokrotnie nawoływać do nienawiści wobec Polaków. Potwierdza to również Wyczawski: "Tak zwana ukrainizacja w Małopolsce Wschodniej była dziełem przede wszystkim rozpolitykowanego kleru greckokatolickiego. Duchowieństwo unickie w zasadzie nie zajmowało się ani sprawą organizacji własnych diecezji, ani kwestią unormowania stosunków Kościoła z państwem polskim, lecz ich jedynym celem było tworzenie własnego państwa ukraińskiego z ośrodkiem we Lwowie".
Ilustracją tego mogą być teksty przysięgi organizowane dla kolaborantów SS "Galicja" przez greckokatolickich popów z następujący słowami: "Tą świętą przysięgą przyrzekam Bogu, że w walce przeciw bolszewizmowi bez zastrzeżeń służyć będę Naczelnemu Dowódcy Niemieckich Sił Zbrojnych Adolfowi Hitlerowi i jako dobry żołnierz każdego czasu gotowy będę za tę przysięgę oddać swe życie".
W UPA występowała w zasadzie solidarność zbrodnicza wśród jej członków. Każdy kandydat na członka UPA musiał najpierw dokonać zbrodni zabójstwa Lacha, np. w mieszanym małżeństwie polsko-ukraińskim zabić matkę Polkę lub ojca Polaka, względnie kogoś wskazanego, np. dziecko, aby móc być dopuszczonym do złożenia przysięgi i zostać członkiem UPA (przysięgę UPA przedstawiono w filmie "Ogniomistrz Kaleń").
Niepełne było realizowanie ustaleń traktatu w Rydze, a szczególnie artykułu III stwierdzającego: "Rosja i Ukraina zrzekają się wszelkich praw i pretensji do ziem, położonych na zachód od granicy, oznaczonej w artykule II Traktatu niniejszego. Ze swej strony Polska zrzeka się, na rzecz Ukrainy i Białorusi wszelkich praw i pretensji do ziem, położonych na wschód od tej granicy".
Tymczasem w Polsce, która przecież nie uznawała austriackich pomysłów budowania Ukrainy w Galicji, rząd zatwierdzał statuty z nazwą ukraiński, zamiast ruski, i tak działały w Polsce UNDO (Ukraińskie Narodowo-Demokratyczne Zjednoczenie). Działacze USRP (Ukraińska Socjalistyczno-Radykalna Partia), ukraińskie spółdzielnie i towarzystwa były zrzeszone w Rewizyjnym Sojuzie Ukrajinśkych Kooperatyw (RSUK), który pełnił funkcję ideową i techniczno-instruktorską. Funkcjonowało Ukraińskie Towarzystwo Pedagogiczne "Ridna Szkoła". A przecież w Polsce była narodowość ruska. Ukraina jest to nazwa rosyjska, oznacza ona u-kraja. Jeśli ktoś chciał mieszkać na Ukrainie zgodnie z art. III traktatu w Rydze, mógł mieszkać na Ukrainie sowieckiej.
Nie wykorzystano możliwości utworzenia w Polsce autonomicznego województwa ruskiego, dawałoby ono możliwość zagospodarowania petlurowców oraz młodych Rusinów, którzy ukończyli szkoły średnie. Oczywiście pracy nie było również dla Polaków.
Największą niegodziwością polskich ultrakatolickich nacjonalistów było natomiast spalenie na Chełmszczyźnie około 100 cerkwi prawosławnych za wiedzą i przyzwoleniem nuncjusza papieskiego w Polsce, o czym pisze Cat-Mackiewicz. Były to cerkwie bez parafian, ale jednak…
Prognozę na temat rozwoju sytuacji na Ukrainie ostatnio przedstawiła Susanne Nies, starszy analityk w Institut Francais des Relations Internationales. W analizie pt. "Ukraine – A Transit Country in Deadlock. Four Scenarios" zastanawia się nad możliwościami rozwoju sytuacji na Ukrainie. Według niej, najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada polityczną i ekonomiczną stagnację kraju i dalszy wzrost uzależnienia od Rosji. S. Nies wyróżnia cztery scenariusze ekonomicznego i politycznego rozwoju Ukrainy.
• Impas – kontynuacja obecnego kryzysu władzy w kraju, populizm elit politycznych i problemy z wypełnianiem zobowiązań wobec międzynarodowych instytucji finansowych.W tym scenariuszu korzystniejsze dla Zachodu i Rosji wydają się alternatywne wobec Ukrainy trasy tranzytu gazu. Pogłębiać to będzie negatywny obraz Ukrainy w krajach UE, co doprowadzi Brukselę do zwiększenia współpracy z Moskwą. Konsekwencją będzie spadek pozycji Ukrainy jako kraju tranzytowego i "wypadnięcie z europejskiej gry", co spowoduje jeszcze większą niż obecnie polityczną niestabilność kraju i zwiększenie zależności od Rosji. Konieczne stanie się wówczas odejście od obecnego modelu ekonomicznego na Ukrainie, a wpływy z sektorów metalowego i rolniczego oraz od rzeszy imigrantów staną się decydującymi czynnikami utrzymania kraju.
• Trójstronne konsorcjum – Ukraina nie będzie w stanie sama sobie poradzić z problemami, zatem Naftohaz, Gazprom oraz spółki z UE utworzą trójstronne konsorcjum, oparte na partnerstwie publiczno-prywatnym. Jego celem będzie zarządzanie ukraińskimi sieciami przesyłowymi i zapobieżenie ich upadkowi oraz zabezpieczenie przepływu gazu. Ukraina przystąpiłaby wtedy do Wspólnoty Energetycznej. Taki scenariusz zależy od stosunków UE-Rosja, nie wymaga jednak od Kijowa wyboru między Zachodem a Rosją.
• Scenariusz wschodni – pogodzenie się Ukrainy z Rosją. Gazprom przejąłby wtedy kontrolę nad częścią ukraińskiej infrastruktury. Może to nastąpić na trzy sposoby: a) prywatyzacja sieci ukraińskich, a następnie ich przejęcie przez Gazprom; b) utworzenie konsorcjum dzierżawiącego na ograniczony czas sieć gazową (50 proc. Naftohaz, 50 proc. Gazprom). Mogłoby to jednak wywołać sprzeciw z powodu naruszenia prawa o narodowej własności systemu przesyłowego na Ukrainie; c) utworzenie konsorcjum wraz z partnerem mniejszościowym, np. niemiecką firmą. Teoretycznie zmniejszałoby to zagrożenie przejęciem kontroli przez Rosję, ale nadal stanowiłoby naruszenie prawa.
• Scenariusz zachodni – Ukraina wybiera drogę zachodnią, przystępuje do Wspólnoty Energetycznej i wprowadza europejskie standardy. Międzynarodowe instytucje finansowe i prywatne firmy modernizują ukraińskie sieci przesyłowe. Kijów staje się realnym podmiotem w stosunkach między UE a Rosją. Komisja Europejska służyłaby wtedy radą i wsparciem technicznym. Scenariusz taki nie wyklucza również udziału Rosji.
Polacy i Ukraińcy są skazani na wzajemne sąsiedztwo, dlatego nadrzędnym celem każdego polskiego rządu jest prowadzenie polityki porozumienia. Aby to porozumienie mogło nastąpić, muszą zostać spełnione następujące warunki graniczne: chodzi o wymiar moralny, widziany zwłaszcza z perspektywy polskiej, nie można wybaczyć tego ludobójstwa nie tylko tym, którzy masowo torturowali, a potem mordowali, ale także owym "naukowcom", a nawet duchownym ukraińskim, którzy przez następne dziesięciolecia (do dziś włącznie!) na ten temat bezwstydnie kłamali lub nadal kłamią i ogłaszają różne półprawdy, świadomie plączą lub "relatywizują", albo demonstracyjnie milczą.
Ale prawda w końcu musi się przebić, również po stronie ukraińskiej: ducunt volentem fata, nolentem trahunt (powolnego prowadzą losy, opornego siłą ciągną).
Na Podkarpaciu społeczeństwo godnie uczciło 70. rocznicę rzezi wołyńskiej. Między innymi w Radymnie zorganizowano widowisko plenerowe obrazujące napad ukraińskich nacjonalistów na polską wieś. Wzięło w nim udział kilkaset osób z grup rekonstrukcyjnych i teatralnych z Polski, Słowacji i Czech. O trafności takiego sposobu uczczenia rocznicy świadczy zainteresowanie widzów. W Radymnie było ich ponad 10 tys. Policja do późnych godzin nocnych pracowała na trasach wyjazdowych z miasta.
Wśród gości byli m.in. kompozytor Krzesimir Dębski, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, przedstawiciele środowisk kresowych. Burmistrz Radymna Wiesław Pirożek, witając gości, przypomniał, że ta rekonstrukcja ma uczcić setki tysięcy ofiar zamordowanych na Wołyniu 70 lat temu. Głos zabrał także prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak, który od początku popierał pomysł zrealizowania tej rekonstrukcji. – Przypomni ona także o Ukraińcach zamordowanych przez swoich braci, bo mieli odwagę chronić i bronić swoich sąsiadów – Polaków. Oni na Ukrainie nie doczekają się memoriału. Ci Ukraińcy obronili godność i honor swoich rodaków. Dlatego zdecydowaliśmy, że w Stalowej Woli postawimy im pomnik, żeby jedna nienawiść nie rodziła drugiej nienawiści – mówił prezydent Szlęzak.
Podczas trwania widowiska widać było płaczące kobiety i wzruszonych mężczyzn. Inscenizacja trwała około 40 minut. Wywołała spore kontrowersje w Polsce i poza granicami naszego kraju. Głównym organizatorem wydarzenia był Mirosław Majkowski z Przemyskiego Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej.
Ksiądz Isakowicz-Zaleski przypomniał słowa swojego ojca, który pochodził z Kresów:
– Kresowiacy umierali dwa razy: raz przez śmierć fizyczną i drugi raz przez przemilczenie. Śmierć przez przemilczenie jest gorsza niż śmierć fizyczna – powiedział i zaapelował: – My, dzieci i wnukowie tych, którzy stracili życie na Kresach, wołamy o tę pamięć! Wydawało się, że po 1989 roku, tak jak zaczęło się mówić o Katyniu i pakcie Ribbentrop-Mołotow, tak będzie można mówić o Wołyniu. Ale tak się nie stało. Rodziny wołyńskie traktowane są teraz jak rodziny katyńskie za komuny. Nie wolno mówić, nie wolno pamiętać, bo są sojusze militarne, jest rura gazowa, ciągniemy Ukrainę do Europy. Smutne, że na Ukrainie nie ma pomników pomordowanych, ale są pomniki Bandery i Szuchewycza – powiedział i przypomniał, że tytuł widowiska to napis na pomniku Kresowian w Krakowie. – Bo nie o zemstę chodzi, tylko o prawdę i pamięć.
Tego ludobójstwa już po prostu zakłamać się nie da. Dla Ukraińskiej Powstańczej Armii nie ma przebaczenia, a już szczególnie dla jej przywódców, bowiem Ukraińcy, jak dotąd, nie poszli drogą Niemców, ani nawet Rosjan, którzy oficjalnie uznali popełnione przez siebie ludobójstwo.
Nad Dnieprem nie ma z kim rozmawiać o antypolskiej czystce etnicznej dokonanej 70 lat temu przez ukraińskich nacjonalistów – podkreślają często członkowie organizacji kresowych i sympatyzujący z nimi politycy.
Na Ukrainie są ludzie gotowi do dialogu z Polską w sprawie Wołynia, a nawet prowadzący taki dialog od lat. Przekonują oni swoich nieprzekonanych rodaków, że warto to robić, nawet jeśli nie jest to dla Ukrainy przyjemne. Takim środowiskiem jest lwowskie pismo "Ji" prowadzone przez grekokatolików, Ukraiński Uniwersytet Katolicki i Uniwersytet im. Łesi Ukrainki w Łucku. Ten ostatni w sprawie Wołynia zrobił sporo, np. zaangażował młodzież do projektu zbierania relacji wśród odchodzących już świadków (z obu stron) zbrodni wołyńskiej.
Można by też wymienić mnóstwo konkretnych osób z ukraińskiej strony niebojących się otwarcie mówić o Wołyniu. By nie być gołosłownym, z szacunkiem należy wymienić cenionego na Ukrainie lwowskiego publicystę Antona Borkowskiego, który między innymi pisze i krytykuje także dotychczasowe odezwy ukraińskich duchownych z różnych obrządków za to, że nie mówią całej prawdy o zbrodni wołyńskiej, nie nazywają zabójców ani ofiar. "Można wymienić bezmiar uczesanych i gładkich formuł, ale jeśli nie odczujesz ciężaru zbrodni, to jak prosić o wybaczenie? Nie można wierzyć w Chrystusa połowicznie. Nie można prosić o wybaczenie z nożem w kieszeni. I pewnie dlatego wciąż do nas wraca gorzka nieodpokutowana prawda o Wołyniu. Trzeba się z nią wreszcie uporać" – kończy ukraiński publicysta.
Sytuacja gospodarcza Ukrainy jest bardzo trudna. Przeciętna płaca wynosi 1700 hrywien (1 hrywna – ok. 0,4 zł) Wielu Ukraińców pracuje w Polsce. Aby zrewitalizować ziemie należące do 1939 roku do Polski, potrzebne byłyby na ten cel ogromne nakłady finansowe. Operacja ta zarówno dla Polski, jak i dla Unii Europejskiej jest niemożliwa do podjęcia.
Nam, Polakom, pozostają tylko sentymenty i wspomnienia z Kresów.
Wilno i Grodno... i Lwów daleki
– tam nasi byli – przez całe wieki.
I choć żyjemy w ojczystym gronie,
w sercu nie gaśnie – Kresowy płomień...
K O N I E C