Ta solidarność narodowa wszystkich klas społecznych umożliwiała stawianie czoła wrogowi potężnemu, jakim byli niewątpliwie Niemcy. Dziwna może się wydawać reprezentacja społeczeństwa poznańskiego w sejmie pruskim i Reichstagu (parlamencie Rzeszy), składająca się do roku 1908 prawie wyłącznie z przedstawicieli sfer ziemiańsko-klerykalnych, zorganizowana w Kole Polskim. W warunkach ucisku narodowego i walki gospodarczej rozgrywającej się między elementem polskim a niemieckim, właśnie przedstawiciele tego obozu odgrywać mogli kierowniczą rolę i, ze względu na swoje stanowisko w społeczeństwie własnym, stanowić partnerstwo w rozmowach z przedstawicielami wrogiego obozu na forum obu izb.
Chociaż po roku 1908 nastąpiła ewolucja w obozie klas posiadających od tradycyjnego kierunku konserwatywnego na rzecz nacjonalizmu, to jednak ludzie z tej klasy pozostawali na czele Klubu. Spadek po konserwatyzmie – podobnie jak w Królestwie – zaczęła przejmować Liga Narodowa, dająca początek kierunkowi narodowo-demokratycznemu. Operowała ona hasłami walki z niemczyzną (konserwatyści byli ugodowcami), a posługując się szeroko werbalnym radykalizmem, mogła skupić szersze warstwy społeczeństwa, oddziałując sugestywniej, zwłaszcza na młodzież. Wkrótce Endecja – tak zaczęto nazywać ruch narodowo-demokratyczny – stała się czołową partią w zaborze pruskim, uzyskując po roku 1906 większość w parlamentarnym Kole Polskim.
Im większe były szykany i naciski, tym silniejszy był odpór gnębionych Polaków. W roku 1892 oddano w głosowaniu do parlamentu berlińskiego 203.000 głosów na polskich kandydatów, a już w roku 1907 dwukrotnie tyle, 415.000. Oto wymowne liczby, które świadczą o wzroście poczucia narodowego – właśnie na skutek polityki antypolskiej.
Ostatnie wybory do parlamentu w styczniu 1912 roku dały zaskakujący rząd pruski wynik. Wszystkie partie straciły w stosunku do poprzedniego stanu ponad 50 mandatów, które zdobyli socjaliści, stając się najliczniejszą partią niemieckiego parlamentu, ze 100 posłami na ogólną liczbę 397. Polacy zdobyli 18 miejsc, partia rządowa tylko 14. Socjalistom przypadło też stanowisko wicekanclerza. Skorzystali z tego Polacy, występując o zniesienie dodatku kresowego dla Niemców obejmujących w Wielkim Księstwie Poznańskim stanowiska. Uchwalono jednak jedynie zniesienie tego dodatku dla pocztowców, akurat najmniej groźnych dla polskości.
30 stycznia 1913 roku, po raz pierwszy odkąd istnieje parlament niemiecki, na wniosek Polaków wyrażono wotum nieufności dla kanclerza Rzeszy, Bethmanna Hollwega. Wotum nieufności uchwalono, ale rząd nie podał się do dymisji.
Jak oceniało ówczesną sytuację "Frankfurter Zeitung", "Walka ekonomiczna jest obecnie właściwą formą walki narodowościowej. Tylko na Górnym Śląsku jest jeszcze inaczej. Tam toczy się jeszcze walka o dusze mas, które dopiero budzą się ze snu".
"Frankfurter Zeitung" miało racje. Górny Śląsk zaczął się opierać germanizacji. W końcu XIX w. wykształciła się tutaj warstwa inteligencji miejscowego pochodzenia, która zaczęła odgrywać istotną rolę w walce przeciwko ekspansji kultury niemieckiej. Mimo całego szeregu atutów będących w posiadaniu strony niemieckiej, a to w postaci wszechstronnie rozwiniętej struktury klasowej Niemców, siły ekonomicznej i politycznej, rozbudowanego systemu instytucji kulturalno-oświatowych, wreszcie zdecydowanej ingerencji państwa w stosunki narodowościowe, na Górnym Śląsku odbywał się proces unarodowienia podstawowego odłamu ludności etnicznie polskiej, posiadającej poprzednio jedynie świadomość więzi regionalnej.
"Na głównym polu walki – pisze dalej »Frankfurter Zeitung« – w Poznańskiem i w Prusach Zachodnich walka ta jest poniekąd już zakończona, gdyż tu są już tylko Polacy i Niemcy. A w walce ekonomicznej, którą obie strony prowadzą jak dwa wrogie wojska, posiadają Polacy obok ideowego wzmocnienia narodowego i religijnego jeszcze fanatyzm, obok podniecającej świadomości, że są w mniejszości, jeszcze trzecie: warstwę niższą proletariatu z olbrzymią liczbą urodzin. Ten trzeci czynnik daje Polakom dwa dodatnie elementy: zmusza masy do walki o dobrobyt materialny, a warstwom wyższym zapewnia rolę przodującą w społeczeństwie. Młody stan średni, przemysłowy, a przede wszystkim inteligencja, tj. lekarze, adwokaci, aptekarze, weterynarze, dostarczają najzagorzalszych agitatorów. (Hetzer). Ten młody stan tworzy sobie w tej walce równocześnie liczną klientelę. Dla niego bojkot narodowy oznacza wykluczenie konkurencji niemieckiej. Polacy znajdują się obecnie w stadium rozkwitu ekonomicznego, jakiego jeszcze przed 25 laty nikt by się nie spodziewał. Wszystko przynosi im korzyść. Nawet wykluczenie z kariery urzędniczej pomaga im, ponieważ zmusza tych ewentualnych kandydatów do stanowisk urzędniczych do wykorzystania ich zdolności na polu ekonomicznym oraz na polu organicznej pracy, a więc na polu najważniejszym: pracy publicznej. W tych ludziach społeczeństwo polskie zyskuje swych pionierów i oficerów.
Dzisiaj naród polski jest inny niż przed ćwierćwieczem, kiedy rozpoczynano politykę kolonizacyjną. Pojęcie »Polnische Wirtschaft« zniknęło zupełnie. Dawniej mieszkał wielki ziemianin w swoich dobrach jak wielki pan, dopóki go nie wygnała zła gospodarka. Dziś jest on rolnikiem, który liczy, liczy i jeszcze raz liczy, i którego gospodarstwo, według zdania fachowców, co najmniej dorównuje najlepszym niemieckim".
Jest to ocena obiektywna i trafna. Polacy w Poznańskiem wcześnie doszli do przekonania, iż będą mogli zachować swą narodowość tylko wtedy, kiedy zdołają wytrzymać konkurencję z Niemcami na polu ekonomicznym – wszystko inne łatwo będzie można utrzymać, gdy Polak nie będzie biedny, gdy nie będzie się czuł niższy od Prusaka, gdy będzie miał pieniądze na utrzymanie rodziny i kształcenie dzieci.
Główny ideolog nowoczesnego nacjonalizmu niemieckiego, historyk i pisarz polityczny, Heinrich von Treitschke, swymi licznymi pismami politycznymi, 5-tomową poczytną historią Niemiec, a przede wszystkim wykładami polityki przed zawsze przepełnionym audytorium Uniwersytetu Berlińskiego, wywarł na społeczeństwo niemieckie głęboki i trwały, a jednocześnie zgubny wpływ. Jego nauki i przykazania to gloryfikacja wojny i przemocy, odrzucenie wszelkich dążeń do politycznego i społecznego równouprawnienia, antysemityzm i nienawiść do katolicyzmu. Najwłaściwszą rzeczą – uczył Treitschke – jest cywilizowanie barbarzyńskiego narodu. Trzeba mu dać do wyboru: albo będzie wchłonięty przez naród rządzący, albo będzie wytępiony. Tak postąpili Niemcy z Prusami: Prusowie albo zostali wyniszczeni mieczem, albo też stali się na wskroś Niemcami. Chociaż taki proces rozwojowy jest okrutny, pozostaje on wszakże błogosławieństwem dla ludzkości. Nastąpiło rozwiązanie słuszne, pierwiastek szlachetny pokonał i wchłonął mniej wartościowy.
Ten sam Treitschke tak pisze o "stawaniu się Niemiec":
"Rozwój historyczny można dokładnie śledzić na przykładzie naszej ojczyzny. Nazwa Niemiec ulegała ciągłym zmianom. Kraj pomiędzy Renem i Łabą to jedyna ziemia, która od wieków należała do Niemiec. Natomiast części położone na wschód i na zachód od tych rzek przechodziły różne koleje. Co najmniej trzecia część Rzeszy dzisiejszej, tj. w granicach z lat 1871–1918, jest krajem kolonialnym".
Teoretyczne podstawy planów ekspansji imperialistycznej dał Niemcom Friedrich Ratzel, twórca antropogeografii i geografii politycznej. Państwo badał jako formę rozszerzania życia na powierzchni ziemi, zaś walkę o byt uważał za walkę o przestrzeń, przestrzeń bowiem jest pierwszym warunkiem życia. Było to więc teoretyczne uzasadnienie dążeń wielkiego kapitału do ekspansji imperialistycznej na coraz większą miarę. Z ratzlowskiego prawa przestrzeni wynikała nieodparta konieczność stałego rozszerzania granic państwa.
Nawet muzyka, sztuka, tak bardzo wydawałoby się odległe od polityki, wprzęgnięte zostały w Niemczech w służbę wojującego nacjonalizmu. Ryszard Wagner budził zamarły w sagach i legendach świat starogermańskich bożków i bohaterów. Wpływ jego sztuki – das Wagnerianertum – wagnerianizm – był ogromny, i działał na rzecz militaryzmu, podnoszenia pychy narodowej, a nawet wyłączności i wyższości rasowej. Otoczenie Wagnera przyjęło teorię Gobineau o nierówności ras ludzkich, szerzyło pogląd, że Germanie, a zwłaszcza Niemcy, są rasą najwyższą, najdoskonalszą, przeznaczoną do panowania nad światem.
Nie możemy się dziś dziwić, że ci Niemcy, wychowani na takich poglądach i przez taką ideologię, zdolni byli do popełniania każdej zbrodni, jakiej od nich wymagali Bismarck, Wilhelm II, wreszcie Hitler, a obecnie rosną nowi faszyści, którzy gotowi są powtórzyć dzieło przodków, by zagarnąć świat pod swoje berło. Generał von Caprivi, następca Bismarcka na fotelu kanclerza Rzeszy, w swych wspomnieniach potępia krzywdę, jaką żelazny kanclerz wyrządził niemieckiemu stanowi urzędniczemu, gdy każdy sprzeciw uważał za osobistą zniewagę i ludzi samodzielnie myślących bądź usuwał, bądź też łamał ich charakter.
Jeden z największych uczonych niemieckich swego czasu, badacz dziejów starożytnego Rzymu, Teodor Mommsen, żalił się: "Przykro patrzeć, jak na wszystkich polach brak ludzi użytecznych, jak ulubiony germański serwilizm wciąż tłumi wszystkie wolne wzloty ducha". Swoje apogeum pangermanizm osiągnął w hitleryzmie.
Jak żeśmy zauważyli, od pierwszych lat wchłonięcia przez Prusy części polskich ziem (1772) w wyniku układów rozbiorczych do niemal końca XIX stulecia, walka zaborcy z żywiołem polskim była dość humanitarna, przestrzegane były prawa, Polacy mieli możność obrony przed sądami, mieli swoje przedstawicielstwo w sejmie pruskim i parlamencie Rzeszy, przez z górą 100 lat nie było większych prześladowań, nie groziło nikomu więzienie za niepopełnione winy, w szkołach był język polski, istniała tolerancja religijna. Dopiero przy końcu XIX w., kiedy do głosu doszedł militaryzm, kiedy Niemcy zaczęli się przygotowywać do zdobycia hegemonii w Europie, a następnie nad całym światem, dochodziło do łamania prawa, stosowania przemocy, do walki, mającej na celu wynarodowienie społeczeństwa polskiego, narodowości polskiej. Mimo tego ucisku, czasem i drakońskich metod, mieli Polacy możliwość, jak widzieliśmy, wybronić się przed zagładą, nawet wzmóc i zwiększyć swój stan posiadania nie tylko w dziedzinie ekonomicznej, gospodarczej, ale również, i to znacznie, na polu kultury i świadomości narodowej, co dla przetrwania narodu miało istotne znaczenie.
Kończę ten wstęp i przechodzę do właściwego tematu – do opisania moich wspomnień czy pamiętnika.
Rososzyca
Rososzyca, miejsce mojego urodzenia, położona na południowej odnodze tzw. Wysoczyzny Kaliskiej, posiada wieś i dwór. Z trzech stron otaczają ją doliny rzek: od północy rz. Ołobok, od wschodu i południa rz. Leniwa Barycz, która w swym górnym biegu leniwie toczy swe wody przez szeroką dolinę bagien z zachodu na wschód i, skręcając pod kątem prostym, płynie dalej na północ, aby pod wsią Ołobok połączyć się z rz.Ołobok i wpaść do Prosny, która na długim swym odcinku stanowiła w tych czasach granicę między Rzeszą Niemiecką a Rosją, inaczej mówiąc, między Wielkim Księstwem Poznańskim a Królestwem Polskim, czyli Kongresówką, jak się potocznie mówiło.
Rososzyca, wieś stara, w XII w należała do Klasztoru Cystersek w Ołoboku, a już w roku 1377 Mikołaj, kaliski podkomorzy, rozgraniczył ją od dóbr klasztornych. Należała od swych początków do Ziemi Kaliskiej, której południową granicę z Ziemią Wieluńską i Ostrzeszowską stanowiła rz. Barycz. Tędy już w starożytności przebiegał "szlak bursztynowy": z dalekiego południa przez Kalisz – Konin – Kruszwicę do Torunia i dalej nad Bałtyk. Tędy też biegła droga handlowa wiążąca Wrocław z Toruniem i Gdańskiem – przez Oleśnicę – Syców – Ostrzeszów – Mikstat – Kotłów – Strzyżew – Rososzycę – Ołobok – Kalisz, skąd dalej szlakiem bursztynowym. Jak wiemy, Kalisz jest najstarszym miastem polskim – wymieniają go już źródła historyczne z początku II stulecia naszej ery.
Tu, w Rososzycy, w widłach rzeki Baryczy, geolodzy niemieccy, poszukując rud żelaza dla rozwijającego się gwałtownie przemysłu metalowego, odkryli przy końcu XIX w pokłady rudy darniowej.
W roku 1894 berliński "General Anzeiger" w numerze 16 z dnia 27 kwietnia podał do wiadomości, że berlińska Izba Handlowa zarejestrowała pod nr 1074 towarzystwo akcyjne Aktien-Geselschaft fuer Ausbeutung der Erderze zu Rossoschutz Kreis Ostrowo – towarzystwo dla eksploatacji rudy darniowej w Rososzycy.
Jednym z akcjonariuszy tej spółki był obywatel berliński, Stanisław Zaborowski, który w zarządzie spółki pełnił funkcję kierownika wydziału organizacyjno-handlowego, a w roku 1896 wszedł do zarządu.
W związku z tymi zadaniami Zaborowski z ramienia spółki zaczął bywać w Rososzycy. Uruchomienie eksploatacji rudy wymagało wielu wstępnych przygotowań, jak i załatwienia wielu formalności, nie tylko z właścicielem terenu, na którym odkryto rudę i od którego wydzierżawiła teren spółka, ale i z władzami miejscowymi. A kiedy załatwiono te sprawy i umowa z Piotrem hr. Skórzewskim, właścicielem Rososzycy, została definitywnie ustalona, trzeba było przystąpić do wstępnych robót i przygotowania warunków do eksploatacji, jak budowa toru pod kolejkę wąskotorową, placu składowego, roboty odkrywkowe itd. Wymagało to już stałej obecności Zaborowskiego w Rososzycy, a zatem i jakiegoś pomieszczenia na małe biuro i mieszkanie.
Stał w Rososzycy piękny, duży dom, dotąd przez nikogo niezajęty. Pobudował go Józef Wilgocki, inspektor rolny dóbr Psary, sąsiedniej z Rososzycą wsi, z przeznaczeniem na przyszłe mieszkanie dla siebie po przejściu na emeryturę. Firma skorzystała z tego i wynajęła część domu.