farolwebad1

A+ A A-

Z Polski rodem: Adiutant królowej Wiktorii - Kazimierz Stanisław Gzowski

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

gzowski    Rzeka Niagara łączy jeziora Erie i Ontario, a ma zaledwie 58 km długości. Płynie wzdłuż granicy USA i Kanady i znana jest głównie z potężnego wodospadu o tej samej nazwie. Na wysokości miasta Bufflo w USA, ponad Niagarą, biegnie most, po którego kanadyjskiej stronie, w parku Niagara, wznosi się pomnik Kazimierza Stanisława Gzowskiego – szlachcica polskiego i brytyjskiego, uznanego za jedną z najwybitniejszych postaci w dziejach Kanady, która zalicza go ciągle do grona swoich honorowych obywateli.

    Urodził się 5 maja 1813 roku najprawdopodobniej w Petersburgu, gdzie jego ojciec, Stanisław Benedykt Gzowski herbu Junosza, szlachcic spod Pułtuska, był oficerem gwardii cara Aleksandra I, który po roku 1815 nosił również tytuł króla Polski.

    Jak stwierdzało na piśmie Białoruskie Zgromadzenie Szlachty Guberni Mohylowskiej, "...dnia 28 stycznia 1828 roku zbadano genealogię rodu Gzowskich i potwierdzono jego szlachectwo". Na dowód tego cytuje się następnie list króla Zygmunta Augusta z 1568 roku do Dymitra Sapiehy w sprawie zamiany "wsi Wiedzmy na Zerebkowicze ze Stanisławem Gzowskim, dziedzicem Gzów i Kempicz, dworzaninem Jego Królewskiej Mości".

    Stanisław Benedykt Gzowski służył wiernie carowi Aleksandrowi nawet wtedy, gdy władca Rosji zabiegał skutecznie o ograniczenie terytorialne Księstwa Warszawskiego, mającego wszak być – według Francuzów – zaczątkiem odrodzonej Polski. Gzowski nie opuścił rosyjskiego cara nawet wtedy, gdy ten krwawo stłumił Powstanie Listopadowe.

    Inaczej zachował się jego syn – Kazimierz Stanisław Gzowski, który latem 1830 roku – mając 17 lat – ukończył w Petersburgu szkołę oficerską saperów, otrzymał patent oficerski i został skierowany do służby w twierdzy modlińskiej. Choć wychowany w cieniu carskiego dworu, przebywający od dzieciństwa w stolicy Rosji – czuje się bez reszty Polakiem, toteż bez wahania opowiada się po stronie powstańców.

    W Powstaniu Listopadowym Gzowski walczył pod rozkazami generała Józefa Dwernickiego, wyróżniając się zwłaszcza w lutym 1831 roku w bitwie pod Grodnem, a potem w bitwie pod Boromlem na Wołyniu. Ta ostatnia zakończyła się wprawdzie zwycięstwem powstańców, ale powstanie upadło. W rezultacie, oddziały generała Dwernickiego zostały wyparte przez rosyjski korpus generała Kreuza na terytorium ówczesnej Austrii i zmuszone do złożenia broni (27 kwietnia 1831 roku, w Klebanówce). Aktowi temu towarzyszyły wprawdzie przyjazne gesty Austriaków, ale zaraz po złożeniu broni polscy powstańcy zostali siłą internowani, a po pewnym czasie odesłani pod strażą do portu w Trieście, i tam w listopadzie 1833 roku wsadzeni na pokłady fregat "Hebe" i "Guerriera", a następnie odtransportowani aż do wybrzeży Ameryki.

    Po 5 miesiącach dramatycznej tułaczki po morzach i portach, w marcu 1834 roku 234 byłych polskich powstańców wysadzono na plażę w Nowym Jorku. Tu witał ich jednak austriacki konsul, który każdemu z nieszczęśników wręczył po 50 dolarów amerykańskich, co było na owe czasy sumą sporą, pozwalającą przeżyć nawet kilka miesięcy.

    Kazimierz Gzowski – bo od tej pory używał tylko pierwszego imienia – wynajął w Nowym Jorku mieszkanie, uczył się pospiesznie języka angielskiego, dawał lekcje szermierki, ale najbardziej udzielał się w szkole tańca prowadzonej przez innego polskiego emigranta – Antoniego Węgierskiego. Nauczyciel tańca – czyli Gzowski – był mężczyzną przystojnym, szerokim w barach i bardzo wysokim (ponad 190 cm wzrostu), toteż cieszył się wśród uczennic ogromnym powodzeniem i zarabiał sporo.

    Wszystko to go jednak nie satysfakcjonowało, więc w 1835 roku przeniósł się do Pittsfield w stanie Massachusetts, gdzie najpierw podjął aplikację adwokacką w kancelarii niejakiego Parkera Halla, a dwa lata później otworzył już własne biuro pomocy prawnej i został członkiem adwokatury stanu Pensylwania. Kancelaria zatrudniała 5 osób i miała wielu klientów, ale Gzowski znowu postanowił zmienić profesję.

    W 1838 roku, jako były saper, zatrudnił się przy budowie kanałów, dróg, mostów i kolei najpierw w mieście Beaver, a potem Erie – blisko granicy z Kanadą.

    Właśnie w Erie poznał młodszą od siebie Charlottę Neiler Beebe, córkę lekarza z małego amerykańskiego miasteczka – Geneva, z którą ożenił się na początku 1839 roku. Żona okazała się potem znakomitą towarzyszką jego życia, bo nie upadała na duchu nawet wtedy, gdy – jak to się mówi – świat walił im się na głowę.

    A trudnych chwil przeżył Gzowski wiele – poczynając od tego okresu, kiedy brakowało mu na chleb dla siebie i rodziny, a kończąc na śmierci dwu kolejnych synów – Kazimierza Stanisława i Alberta Sobieskiego. Imię Kazimierz nadał zresztą potem najmłodszemu swojemu synowi, który przeżył ojca, bo zmarł w wieku 74 lat. Kazimierz I Gzowski – jak się podpisywał najmłodszy syn Kazimierza Stanisława Gzowskiego – był z kolei ojcem Kazimierza Gzowskiego III, sławnego w Kanadzie inżyniera, budowniczego tuneli spiralnych w Górach Skalistych.

    Kazimierz Gzowski miał poza tym trzy córki, które skończyły szkoły w Anglii, a potem wyszły za brytyjskich oficerów stacjonujących w Kanadzie.

    W połowie 1842 roku Gzowski wyjechał z USA (gdzie miał już obywatelstwo tego kraju) i przeniósł się do sąsiedniej Kanady Górnej – jak wówczas nazywały się brytyjskie posiadłości  kolonialne wokół dzisiejszego Toronto. Nawiasem mówiąc, jeszcze 130 lat wcześniej ten zakątek Ameryki nazywał się Nową Francją i był kolonią francuską. Również Francuzom zawdzięcza swoją nazwę Toronto – niegdyś francuska faktoria handlarzy futer, a potem wojskowy Fort Toronto.

    W Górnej Kanadzie Gzowski – tytułowany już inżynierem – otrzymał stanowisko superintendenta w Zarządzie Budowy Dróg Lądowych i Wodnych okręgu London i sprawuje nadzór nad budową dróg, mostów i przystani wodnych w 41 miejscowościach, do których można było dotrzeć tylko konno. Nawet do stołecznego Kingston, do którego z London było prawie 500 km, wędrował wierzchowcem.

    W 1846 Gzowski awansuje na naczelnego inżyniera budowy pierwszej kanadyjskiej linii kolejowej, łączącej Montreal w Kanadzie ze Stanami Zjednoczonymi. Funkcję tę pełnił do 1853 roku, kiedy to oddano do użytku tę linię kolejową, wraz z zaprojektowanym przez Gzowskiego mostem nad Niagarą, w pobliżu którego – już po jego śmierci – wystawiono mu pomnik.

    Gzowski był nie tylko fachowcem, ale i znakomitym organizatorem. To przecież on założył w 1850 roku pierwszą kanadyjską organizację zawodową inżynierów – Kanadyjskie Towarzystwo Inżynierów Budownictwa Lądowego i Wodnego (obecnie: Kanadyjski Instytut Inżynieryjny), którego przewodniczącym był potem przez 14 lat.

    W 1853 roku Gzowski został wielkim przedsiębiorcą. Z niejakim A.T. Galtem utworzył więc firmę GZOWSKI and Co., która zarobiła ogromne pieniądze na budowie linii kolejowych i mostów. Potem został jednym z głównych udziałowców Spółki Walcowniczej w Toronto, współwłaścicielem wytwórni oleju z wielorybów, współwłaścicielem dużego hotelu w Toronto, prezesem Kanadyjskiego Towarzystwa Pożyczkowego i Oszczędnościowego, wiceprezesem Zarządu Banku w Toronto, skarbnikiem Giełdy w Toronto, założycielem Kanadyjskiej Giełdy Górniczej.

    Mniej więcej od 1854 roku Gzowski należał już do kanadyjskiej arystokracji, mieszkał w pięknej rezydencji z czerwonej cegły w wiktoriańskim stylu, miał liczną służbę, powozy. Poza tym wydawał bale, kuligi i rauty.

    Dość obojętnie odnoszący się dotąd do spraw wiary – po roku 1855 Gzowski, który prawdopodobnie wywodził się z protestanckiej rodziny, stał się aktywistą Kościoła anglikańskiego, nosząc np. tytuł opiekuna katedry św. Jakuba w Toronto. W tym samym czasie jego żona pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej (YMCA).

    Od połowy XIX stulecia Gzowski działał także aktywnie na rzecz utworzenia Dominium Kanady, które faktycznie powstało w 1867 roku, co dało początek współczesnej Kanadzie.

    W roku 1890, kiedy w Londynie fetowano jeszcze półwiecze panowania królowej Wiktorii – Kazimierz Stanisław Gzowski – już brytyjski obywatel, otrzymał na zamku Windsor pod Londynem brytyjski tytuł szlachecki, Komandorię Orderu św. Michała i św. Jerzego oraz tytuł Honorowego Adiutanta Jej Królewskiej Mości Wiktorii, królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, cesarzowej Indii etc. – co było wydarzeniem wyjątkowym, gdyż takie tytuły Londyn nadawał tylko najbardziej zasłużonym rodowitym Brytyjczykom.

    Dziękując za zaszczyty – Gzowski zręcznie przypomniał, że uważa się również za szlachcica polskiego, choć władze carskie Rosji tytułu tego go pozbawiły.

    Było zresztą także wiele innych dowodów na to, że o swoim polskim rodowodzie Gzowski nigdy nie zapomniał. W 1866 roku, gdy odwoził do szkoły w Brighton jedną z córek, pojechał także do Niemiec, gdzie spotkał się z bratem, który mieszkał w Wilnie. W 1890 roku, kiedy znowu był w Wielkiej Brytanii, uzyskał nawet zgodę władz rosyjskich na odwiedzenie Wilna, ale w prywatnej rozmowie w rosyjskiej ambasadzie w Londynie poradzono mu, aby do Wilna nie jechał, gdyż może zostać uwięziony. Zresztą, w tym czasie Gzowski był już człowiekiem starym.

    Zmarł w Toronto w 7 lat później, w czasie poobiedniej drzemki, 24 sierpnia 1897 roku, czyli w 85. roku życia. Pochowano go na miejscowym cmentarzu, w pobliżu katedry św. Jakuba.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.