Jak stwierdzało na piśmie Białoruskie Zgromadzenie Szlachty Guberni Mohylowskiej, "...dnia 28 stycznia 1828 roku zbadano genealogię rodu Gzowskich i potwierdzono jego szlachectwo". Na dowód tego cytuje się następnie list króla Zygmunta Augusta z 1568 roku do Dymitra Sapiehy w sprawie zamiany "wsi Wiedzmy na Zerebkowicze ze Stanisławem Gzowskim, dziedzicem Gzów i Kempicz, dworzaninem Jego Królewskiej Mości".
Stanisław Benedykt Gzowski służył wiernie carowi Aleksandrowi nawet wtedy, gdy władca Rosji zabiegał skutecznie o ograniczenie terytorialne Księstwa Warszawskiego, mającego wszak być – według Francuzów – zaczątkiem odrodzonej Polski. Gzowski nie opuścił rosyjskiego cara nawet wtedy, gdy ten krwawo stłumił Powstanie Listopadowe.
Inaczej zachował się jego syn – Kazimierz Stanisław Gzowski, który latem 1830 roku – mając 17 lat – ukończył w Petersburgu szkołę oficerską saperów, otrzymał patent oficerski i został skierowany do służby w twierdzy modlińskiej. Choć wychowany w cieniu carskiego dworu, przebywający od dzieciństwa w stolicy Rosji – czuje się bez reszty Polakiem, toteż bez wahania opowiada się po stronie powstańców.
W Powstaniu Listopadowym Gzowski walczył pod rozkazami generała Józefa Dwernickiego, wyróżniając się zwłaszcza w lutym 1831 roku w bitwie pod Grodnem, a potem w bitwie pod Boromlem na Wołyniu. Ta ostatnia zakończyła się wprawdzie zwycięstwem powstańców, ale powstanie upadło. W rezultacie, oddziały generała Dwernickiego zostały wyparte przez rosyjski korpus generała Kreuza na terytorium ówczesnej Austrii i zmuszone do złożenia broni (27 kwietnia 1831 roku, w Klebanówce). Aktowi temu towarzyszyły wprawdzie przyjazne gesty Austriaków, ale zaraz po złożeniu broni polscy powstańcy zostali siłą internowani, a po pewnym czasie odesłani pod strażą do portu w Trieście, i tam w listopadzie 1833 roku wsadzeni na pokłady fregat "Hebe" i "Guerriera", a następnie odtransportowani aż do wybrzeży Ameryki.
Po 5 miesiącach dramatycznej tułaczki po morzach i portach, w marcu 1834 roku 234 byłych polskich powstańców wysadzono na plażę w Nowym Jorku. Tu witał ich jednak austriacki konsul, który każdemu z nieszczęśników wręczył po 50 dolarów amerykańskich, co było na owe czasy sumą sporą, pozwalającą przeżyć nawet kilka miesięcy.
Kazimierz Gzowski – bo od tej pory używał tylko pierwszego imienia – wynajął w Nowym Jorku mieszkanie, uczył się pospiesznie języka angielskiego, dawał lekcje szermierki, ale najbardziej udzielał się w szkole tańca prowadzonej przez innego polskiego emigranta – Antoniego Węgierskiego. Nauczyciel tańca – czyli Gzowski – był mężczyzną przystojnym, szerokim w barach i bardzo wysokim (ponad 190 cm wzrostu), toteż cieszył się wśród uczennic ogromnym powodzeniem i zarabiał sporo.
Wszystko to go jednak nie satysfakcjonowało, więc w 1835 roku przeniósł się do Pittsfield w stanie Massachusetts, gdzie najpierw podjął aplikację adwokacką w kancelarii niejakiego Parkera Halla, a dwa lata później otworzył już własne biuro pomocy prawnej i został członkiem adwokatury stanu Pensylwania. Kancelaria zatrudniała 5 osób i miała wielu klientów, ale Gzowski znowu postanowił zmienić profesję.
W 1838 roku, jako były saper, zatrudnił się przy budowie kanałów, dróg, mostów i kolei najpierw w mieście Beaver, a potem Erie – blisko granicy z Kanadą.
Właśnie w Erie poznał młodszą od siebie Charlottę Neiler Beebe, córkę lekarza z małego amerykańskiego miasteczka – Geneva, z którą ożenił się na początku 1839 roku. Żona okazała się potem znakomitą towarzyszką jego życia, bo nie upadała na duchu nawet wtedy, gdy – jak to się mówi – świat walił im się na głowę.
A trudnych chwil przeżył Gzowski wiele – poczynając od tego okresu, kiedy brakowało mu na chleb dla siebie i rodziny, a kończąc na śmierci dwu kolejnych synów – Kazimierza Stanisława i Alberta Sobieskiego. Imię Kazimierz nadał zresztą potem najmłodszemu swojemu synowi, który przeżył ojca, bo zmarł w wieku 74 lat. Kazimierz I Gzowski – jak się podpisywał najmłodszy syn Kazimierza Stanisława Gzowskiego – był z kolei ojcem Kazimierza Gzowskiego III, sławnego w Kanadzie inżyniera, budowniczego tuneli spiralnych w Górach Skalistych.
Kazimierz Gzowski miał poza tym trzy córki, które skończyły szkoły w Anglii, a potem wyszły za brytyjskich oficerów stacjonujących w Kanadzie.
W połowie 1842 roku Gzowski wyjechał z USA (gdzie miał już obywatelstwo tego kraju) i przeniósł się do sąsiedniej Kanady Górnej – jak wówczas nazywały się brytyjskie posiadłości kolonialne wokół dzisiejszego Toronto. Nawiasem mówiąc, jeszcze 130 lat wcześniej ten zakątek Ameryki nazywał się Nową Francją i był kolonią francuską. Również Francuzom zawdzięcza swoją nazwę Toronto – niegdyś francuska faktoria handlarzy futer, a potem wojskowy Fort Toronto.
W Górnej Kanadzie Gzowski – tytułowany już inżynierem – otrzymał stanowisko superintendenta w Zarządzie Budowy Dróg Lądowych i Wodnych okręgu London i sprawuje nadzór nad budową dróg, mostów i przystani wodnych w 41 miejscowościach, do których można było dotrzeć tylko konno. Nawet do stołecznego Kingston, do którego z London było prawie 500 km, wędrował wierzchowcem.
W 1846 Gzowski awansuje na naczelnego inżyniera budowy pierwszej kanadyjskiej linii kolejowej, łączącej Montreal w Kanadzie ze Stanami Zjednoczonymi. Funkcję tę pełnił do 1853 roku, kiedy to oddano do użytku tę linię kolejową, wraz z zaprojektowanym przez Gzowskiego mostem nad Niagarą, w pobliżu którego – już po jego śmierci – wystawiono mu pomnik.
Gzowski był nie tylko fachowcem, ale i znakomitym organizatorem. To przecież on założył w 1850 roku pierwszą kanadyjską organizację zawodową inżynierów – Kanadyjskie Towarzystwo Inżynierów Budownictwa Lądowego i Wodnego (obecnie: Kanadyjski Instytut Inżynieryjny), którego przewodniczącym był potem przez 14 lat.
W 1853 roku Gzowski został wielkim przedsiębiorcą. Z niejakim A.T. Galtem utworzył więc firmę GZOWSKI and Co., która zarobiła ogromne pieniądze na budowie linii kolejowych i mostów. Potem został jednym z głównych udziałowców Spółki Walcowniczej w Toronto, współwłaścicielem wytwórni oleju z wielorybów, współwłaścicielem dużego hotelu w Toronto, prezesem Kanadyjskiego Towarzystwa Pożyczkowego i Oszczędnościowego, wiceprezesem Zarządu Banku w Toronto, skarbnikiem Giełdy w Toronto, założycielem Kanadyjskiej Giełdy Górniczej.
Mniej więcej od 1854 roku Gzowski należał już do kanadyjskiej arystokracji, mieszkał w pięknej rezydencji z czerwonej cegły w wiktoriańskim stylu, miał liczną służbę, powozy. Poza tym wydawał bale, kuligi i rauty.
Dość obojętnie odnoszący się dotąd do spraw wiary – po roku 1855 Gzowski, który prawdopodobnie wywodził się z protestanckiej rodziny, stał się aktywistą Kościoła anglikańskiego, nosząc np. tytuł opiekuna katedry św. Jakuba w Toronto. W tym samym czasie jego żona pełniła funkcję wiceprzewodniczącej Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej (YMCA).
Od połowy XIX stulecia Gzowski działał także aktywnie na rzecz utworzenia Dominium Kanady, które faktycznie powstało w 1867 roku, co dało początek współczesnej Kanadzie.
W roku 1890, kiedy w Londynie fetowano jeszcze półwiecze panowania królowej Wiktorii – Kazimierz Stanisław Gzowski – już brytyjski obywatel, otrzymał na zamku Windsor pod Londynem brytyjski tytuł szlachecki, Komandorię Orderu św. Michała i św. Jerzego oraz tytuł Honorowego Adiutanta Jej Królewskiej Mości Wiktorii, królowej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, cesarzowej Indii etc. – co było wydarzeniem wyjątkowym, gdyż takie tytuły Londyn nadawał tylko najbardziej zasłużonym rodowitym Brytyjczykom.
Dziękując za zaszczyty – Gzowski zręcznie przypomniał, że uważa się również za szlachcica polskiego, choć władze carskie Rosji tytułu tego go pozbawiły.
Było zresztą także wiele innych dowodów na to, że o swoim polskim rodowodzie Gzowski nigdy nie zapomniał. W 1866 roku, gdy odwoził do szkoły w Brighton jedną z córek, pojechał także do Niemiec, gdzie spotkał się z bratem, który mieszkał w Wilnie. W 1890 roku, kiedy znowu był w Wielkiej Brytanii, uzyskał nawet zgodę władz rosyjskich na odwiedzenie Wilna, ale w prywatnej rozmowie w rosyjskiej ambasadzie w Londynie poradzono mu, aby do Wilna nie jechał, gdyż może zostać uwięziony. Zresztą, w tym czasie Gzowski był już człowiekiem starym.
Zmarł w Toronto w 7 lat później, w czasie poobiedniej drzemki, 24 sierpnia 1897 roku, czyli w 85. roku życia. Pochowano go na miejscowym cmentarzu, w pobliżu katedry św. Jakuba.