farolwebad1

A+ A A-

Zawierucha nad Sanem, cz.2 (7)

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

ZawieruchaNadSanemNie należy myśleć, że likwidację ofiar na sucho OUN praktykowała tylko w stosunku do Ukraińców. Jak okazało się na przykładzie W. Łobodzińskiego i jego rodziny, z polską ludnością Kresów postępowano tak samo, chociaż wydawało się, że powinno być inaczej. Dlaczego ounowcy mieliby się ograniczać, zabijając
swoich wrogów? Mokra robota z propagandowymi trupami znacznie lepiej oddziaływałaby na Polaków, żeby zachęcić ich do masowego opuszczania zachodniej Ukrainy. Niemniej jednak ciała Polaków ounowcy próbowali ukryć przed ludnością i odpowiednim do tego miejscem ponownie okazały się właśnie studnie.  I tak, 30 sierpnia 1943 roku w rejonie lubomelskim obwodu wołyńskiego został dokonany napad bojówkarzy ze związku grup UPA "Zawichost", kierowanego przez Jurija Stelmaszczuka ("Rudego"), dowódcę Okręgu Wojskowego UPA "Tur", na sympatyków Ukraińców i na polską ludność wsi Ostrówki i Wola Ostrowiecka.

    W ciągu kilku godzin zabili ponad 1000 bezbronnych wieśniaków; w Ostrówkach 469, a w Woli Ostrowieckiej 569. Mienie pozostałe po zamordowanych splądrowano, spalono budynki, zginął również tutejszy ksiądz i spalono kościół. W rezultacie Ostrówki i Wola Ostrowiecka zostały starte z powierzchni ziemi. Dzisiaj na ich miejscu znajdują się pola i pastwiska. W dniach 17–22 sierpnia 1992 roku staraniem Towarzystwa Przyjaciół Krzemieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej w Lublinie została przeprowadzona ekshumacja zwłok z dwóch masowych grobów na terenie dawnych wsi polskich. W procesie ekshumacji wykazano, że ludzi mordowano siekierami, dębowymi pałkami, młotami, a także przy pomocy broni palnej. Obok grobów znaleziono zasypaną kamieniami i ziemią studnię. Podczas dokonywania wykopu na głębokości 1,5 m natknięto się na zarysy starego tunelu, poniżej, na głębokości 1,8 m znaleziono belki konstrukcyjne obudowy. Tunel poszerzono i pogłębiono do odsłonięcia całego obwodu obudowy studni. Z niej zdjęto częściowo zwęglone fragmenty płyty okładziny z drewna, odpadłe deski obudowy i zwęglonej słomy, z której czuć było charakterystyczny zapach spalenizny. Kiedy głębokość wykopu osiągnęła 2,2 m, z mułu wydobyto pierwsze ludzkie kości i czaszkę. Podczas gdy kości ze wspólnej mogiły były bez osłony i miejscami uległy silnej erozji, kości podniesione ze studni były czarne, ciężkie, nie nosiły śladów erozji i tworzyły prawie kompletny szkielet.

    Dr Leon Popek z Lublina, który był obecny przy ekshumacji, opowiadał: "Ekshumację w Ostrówkach zakończyliśmy 22 sierpnia 1992 roku po południu. W skrzynkach, przygotowanych przez kołchoz, szczątki zawieziono na cmentarz w Ostrówkach i złożono do grobu, który pozostawiono otwarty aż do pogrzebu w dniu 30 sierpnia. Kołchoz przygotował również krzyż dębowy w celu ustawienia w nowym miejscu pochówku.

    Wyniki ekshumacji prowadzonej w Ostrówkach w dniach 20-22 sierpnia 1992 roku pozwalają na wyciągnięcie wniosków, że po upływie 49 lat od tragedii zeznania tylko jednego świadka okazały się wystarczające do wykrycia zbiorowej mogiły w miejscu, gdzie krajobraz i obiekty terenowe nie dawały żadnych punktów odniesienia jej lokalizacji. Ekshumacja w Ostrówkach potwierdziła informacje o tym, że w czasie mordowania ludności polskiej zamieszkującej wieś, ciała zamordowanych ludzi były wrzucane do studni. Na podstawie wyników badań szkieletu, wydobytego ze studni, z uwzględnieniem istniejących ustnych przekazów, można stwierdzić, że jest to szkielet Władysława Kuwałka, który miał ponad 90 lat i który zmarł w wyniku wystrzału z broni palnej w prawy płat ciemieniowy".

    Wracając do równieńskiego epizodu, powiedzmy, że 4 stycznia 1945 roku na placu Teatralnym, po wydaniu wyroku przez sąd, wszyscy uczestnicy bandyckiej bojówki zostali publicznie powieszeni. W latach 90. nacjonal-patrioci próbowali rehabilitować ich, ale równieńska prokuratura po ponownym rozpatrzeniu sprawy postanowiła, że wyrok i zasądzona kara były uzasadnione i skazani rehabilitacji nie podlegają. Wtedy nacjonal-patrioci zignorowali ustalenia prokuratury i "bojowników o honor i wolność Ukrainy" mimo wszystko upamiętnili.

    Do rangi symbolu urastają również wydarzenia związane ze studnią Kurowskiego. 24 sierpnia 1991, po upadku Związku Sowieckiego, została ogłoszona niepodległość Ukrainy, której dwudziestolecie obchodziliśmy jako święto państwowe. Ale właśnie tego dnia, ponad dwadzieścia lat temu, tysiące ludzi z Djadkowycz i okolic w rejonie rówieńskim zgromadziło się z całkiem innego powodu. Oddano ostatni hołd ofiarom zamęczonym prawie pół wieku temu. Szczątki zmarłych wyjęto z głębokiej studni w chutorze Dobrowolka, w dawnym gospodarstwie Jana Kurowskiego. Jak pisze historyk z Równego, P. Rusin, po wyzwoleniu rejonu równieńskiego podjęto dwie próby, w kwietniu i czerwcu 1944 roku, wydobycia szczątków, ale za każdym razem nie udało się tego zrobić ze względu na smród rozkładających się zwłok osób, od którego ludzie dusili się nawet w maskach gazowych. Ponadto ounowcy zabezpieczyli studnię granatami i minami, które mogły wybuchnąć w każdej chwili, zasypali studnię kamieniami, kłodami drewna i ziemią. Przy drugiej próbie udało się wydobyć szczątki pięciu ofiar, przestrzeloną pilotkę, furażerkę wojskową i części garderoby w strzępach. K. Muzyczuk z Nowosiółek rozpoznał w nich resztki kurtki syna (naoczni świadkowie – dzieci i dwie kobiety z Djadkowycz potwierdzili, że widzieli sześciu uzbrojonych mężczyzn prowadzących zakrwawionego chłopca, który błagał, aby go puścili). Inżynier kapitan Fomin, który kierował pracami, pozwolił ojcu, aby zatrzymał te fragmenty odzieży jako pamiątkę po synu. Dopiero w lecie 1991 roku żołnierze saperzy wydobyli ze studni szczątki 67 ciał. Nie było jednak możliwe rozpoznanie kogokolwiek.

    Wieczorem 24 sierpnia 1991 roku w Kijowie posłowie do Rady Najwyższej przyjęli uroczyście akt niepodległości Ukrainy. Rankiem tego samego dnia w Djadkowyczach w rejonie równieńskim wydobyte ze studni ofiary pochowano w zbiorowej, bratniej mogile, nad którą usypano kopiec.

    Działania sowieckich organów bezpieczeństwa wspierały "istriebitielnyje" bataliony, do których werbowano również Polaków. Dopiero po śmierci Stalina do Polski docierały fragmentaryczne wiadomości. Co odważniejsi wyjeżdżali na groby swoich bliskich, nawet na Wołyń. Niestety, żadne opracowania na ten temat nie były dostępne w Polsce. Czasem ktoś przywiózł gazetę z Ukrainy ze sprawozdaniem z procesu upowców.

 

    Pokaranie, czyli akcja "Wisła" w wykonaniu sowieckich Ukraińców

    Tarcza i miecz Stalina – NKWD – realizowało precyzyjny plan zagłady UPA. W wyniku realizacji tego planu i według oficjalnych danych, przeciwko OUN i UPA ukraińskie NKWD przeprowadziło w latach 1944–1945 aż 39 773 operacje czekistowsko-wojskowe. Zabiło 103 313 faszystów i nacjonalistów ukraińskich, zatrzymało 110 785 osób, ujawniło się 50 058 członków OUN i UPA. Aresztowano też 13 704 dezerterów i 83 284 uchylających się od służby w Armii Czerwonej. Razem dawało to liczbę 361 144 ludzi. W ten sposób sowiecka Ukraina wynagrodziła banderowców za współpracę w przeprowadzeniu, głównie na terenach Rzeczypospolitej, okrutnej czystki etnicznej. Bo przecież czystki Polaków na Ukrainie leżały w interesie Stalina, który po zakończeniu II wojny światowej dążył do ustalenia granicy z Polską na linii ustalonej przez Ribbentropa i Mołotowa w 1939 roku.     

    Stan niewypowiedzianej wojny z OUN/UPA trwał w tym rejonie do wczesnych lat pięćdziesiątych. Zlikwidowane zostały wszystkie miejscowe organizacje i instytucje ukraińskie, łącznie z Kościołem greckokatolickim, który siłą wcielono do rosyjskiej Cerkwi prawosławnej. Decyzję tę zatwierdził marionetkowy sobór zjednoczeniowy zwołany w 1946 roku, organ od początku do końca niekanoniczny. Członków legalnej hierarchii kościelnej wtrącono do więzień, a wyznaczonych przez NKWD delegatów soborowych władze krzepiły na duchu śniadaniami złożonymi z setki wódki i dwóch setek wina. Aż do początku lat dziewięćdziesiątych Ukraina Zachodnia była obiektem szczególnego zainteresowania NKWD, które tępiło wszelkie przejawy odradzania się ruchu nacjonalistycznego.

    W tym planie najistotniejszym elementem były wywózki. Uznano je za jedną z najskuteczniejszych metod zwalczania nacjonalistycznego podziemia. W lutym 1944 roku Chruszczow zaproponował, aby wysiedlać rodziny członków faszystowskiego podziemia. Oznaczony nr 7129 rozkaz, dotyczący deportacji mieszkańców Ukrainy Zachodniej, Ławrientij Beria wydał 31 marca 1944 roku. Sprawę traktowano jednak jako na tyle pilną, iż techniczne przygotowania do pierwszych deportacji biegły równolegle do działań legislacyjnych. W myśl pierwotnych zamierzeń pierwsze transporty miały wyruszyć najpóźniej 1 kwietnia 1944 roku, jednak ostatecznie deportacje zaczęły się 7 maja 1944 r.

    Początkowo przewidywano, że wysiedleniu podlegają rodziny ouenowców i aktywnych upowców, aresztowanych i zabitych w walce. Szybko jednak rozszerzono kategorię wysiedlanych, rozciągając ją również na tych upowców, którzy pozostawali w lesie. Deportacji podlegać miały zatem także rodziny ukrywającego się aktywu i kierownictwa OUN/UPA, według stanowisk: komendanci, ich zastępcy i pracownicy SB, rejonowi i nadrejonowi prowidnycy OUN, sotenni, staniczni, komendanci OUN, kurenni, gospodarczy, referenci łączności, aktywni uczestnicy band. Mienie podlegało konfiskacie. Można było zabrać na zesłanie do pięciuset kilogramów rzeczy na rodzinę.W instrukcjach zalecano, by wysiedleńcy zabierali ze sobą odzież, obuwie, żywność. Można też było zabrać zastawy stołowe i rzeczy kuchenne, drobny inwentarz i narzędzia (np. kosy, grabie), pieniądze oraz kosztowności.

    Chruszczow zaproponował, by powołać wojskowe sądy polowe przy WW NKWD, które w trybie doraźnym prowadziłyby pokazowe procesy na oczach miejscowej ludności. Chruszczow zgłosił też pomysł, aby skazanych na karę śmierci członków UPA nie rozstrzeliwać, a wieszać. 2 grudnia 1944 roku Beria odrzucił sugestię powołania sądów polowych, lecz skierował na Ukrainę Zachodnią w celu przyspieszenia procesów dwie sesje wyjazdowe Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRS. Jedna miała obsługiwać Wołyń i obwód tarnopolski, zaś druga resztę Galicji i obwód czerniowiecki.

    Niebawem zachodnie obwody USRS stały się widownią procesów i publicznych egzekucji. A oto kilka przykładów. W Doroszynie w 1944 roku w rejonie żółkiewskim powieszono miejscowego komendanta SB Z. Brucha. Przypatrywało się temu około pięćdziesięciu rolników. W tym samym roku w Busku na rynku powieszono trzy osoby. W końcu 1944 roku tylko w obwodzie stanisławowskim służby specjalne sowieckiej Ukrainy wykonały publiczne egzekucje na 28 osobach, trzy z nich powieszono w Stanisławowie. Podobne egzekucje miały miejsce i w innych obwodach. 9 stycznia 1945 roku w Drohobyczu powieszono dwóch upowców, a w Borysławiu jednego. W Olecku ciał upowców powieszonych przez dłuższy czas nie zdejmowano. Zdarzały się wypadki egzekucji kobiet.

    By osiągnąć odpowiedni efekt, funkcjonariusze służb specjalnych sowieckiej Ukrainy zmuszali miejscową ludność do przyglądania się egzekucjom. Nie wyłączano z tego także młodzieży szkolnej. Tak opisywał egzekucję w Brzeżanach piętnastoletni uczeń ukraińskiej diesiatilietki: "Cała szkoła musiała iść oglądać egzekucję. Staliśmy tam, na rynku. Ja byłem jakieś 50 metrów od tego miejsca. Ten człowiek miał na piersiach deskę z nazwiskiem Iwan Lew. Mówiono, że gdy go złapano, miał przy sobie trofea, 53 pary ludzkich uszu odciętych zabitym, prawdopodobnie Rosjanom i Polakom. Wisiał tam jeszcze dwa dni".

    Adam Rotfeld, który przynosił paczki do więzienia w Przemyślanach, tak opisywał swoje wrażenia: "Więzienie mieściło się w gmachu NKWD. Przed jego wejściem wisiało dwóch młodych mężczyzn bez spodni, z genitaliami na wierzchu. Nigdy tego nie zapomnę. Zabili ich i powiesili. Zdjęli im spodnie, żeby ich po śmierci jeszcze bardziej poniżyć".         Fragment z książki Szymona Redlicha, dotyczący wspominanej egzekucji w Brzeżanach: "Karol Codogni (...) zapamiętał, że banderowiec został powieszony naprzeciwko (...) przedwojennego sklepu bławatnego. Wisiał tam jeszcze parę dni.

    Kiedy go wieszali, musiał oddać mocz, bo z jego spodni wisiał potem sopel lodu.         

    Karol zapamiętał też ciała banderowców wystawiane na widok publiczny na ulicy Słowackiego. Przywozili ich rano i opierali o ścianę. Potem przychodziły kobiety z okolicznych wiosek i rozpoznawały swoich bliskich. Było mnóstwo krzyku.             Sowietom chodziło o dwie rzeczy: chcieli zastraszyć Ukraińców, a jednocześnie dowiedzieć się, z których rodzin pochodzili zabici. Wielu krewnych zesłano następnie na Syberię".         

    Z meldunków zamieszczanych obecnie w publikacjach ukraińskich możemy się dowiedzieć m.in.: "15 marca [1949 r.] we wsi Malczycy rej. iwano-frankowski został zabity miejscowy obywatel Pawłow. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 3 rodziny w liczbie 14 osób. 30 marca we wsi Tiertakow rejon Sokal został zabity traktorzysta MTS Bugaj P. oraz uszkodzony jeden traktor. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 7 rodzin w liczbie 23 osób". "W nocy z 1/2 maja pomiędzy wsiami Szkło i Nowy Jazów rejon Jaworów wysadzono słup wysokiego napięcia. W odpowiedzi na pojawienie się bandy wysiedlono 6 rodzin." Po likwidacji przez OUN w Nowym Jarze deputowanej Marii Maćko ukraińskie NKWD, niezależnie od aresztowania kilkunastu osób, wysiedliło z wioski 16 wybranych rodzin (łącznie 81 osób).

    Akcje służb specjalnych sowieckiej Ukrainy niebezpiecznie przypominały metody stosowania odpowiedzialności zbiorowej przez hitlerowców. Z tą różnicą, iż Niemcy rozstrzeliwali zakładników i pacyfikowali wsie, natomiast Ukraińcy wysyłali podejrzanych o sprzyjanie bandytom w głąb ZSRS. Wysiedlano osoby będące najbliższą rodziną działaczy OUN/UPA, ale także dalszych krewnych – ciotki, wujków, szwagrów, ludzi w starszym wieku. W sumie w 1949 roku deportowano 25 527 osób. W następnych latach deportacje kontynuowano.

    Po reorganizacji w 1946 roku podziemia służby specjalne sowieckiej Ukrainy coraz większą wagę zaczęły przykładać do własnych działań. Sukces w walce z partyzantką był uzależniony od rozpoznania agenturalnego przeciwnika.W dalszym ciągu działały udające UPA sowieckie specgrupy, na co dzień posługujące się prowokacją. Jednak niejednokrotnie w dzisiejszej ukraińskiej historiografii ich działalność przedstawia się w sposób uproszczony, tak jakby ich najczęstszym sposobem działania była likwidacja – pod marką partyzantów – osób sympatyzujących z podziemiem. Jednak metody, jakimi się posługiwano, były bardziej subtelne.

    Najczęstszą metodą działania sowieckich oddziałów pozorowanych było odbijanie czy porywanie członków OUN-B i UPA przez SB OUN i następnie przesłuchiwanie pod zarzutem zdrady. Uprowadzeni, aby się uwiarygodnić, niejednokrotnie wyjawiali tajemnice organizacji, których wcześniej nie chcieli zdradzić sowieckim śledczym podczas przesłuchania.

    Na przykład, 11 listopada 1946 roku ujawnili się dwaj partyzanci, Semen Panczyniak i Stepan Hołowatyj, pochodzący ze wsi Szołomyja. Przynieśli ze sobą dwa niesprawne karabiny, automat i granat, a ich zeznania były bezwartościowe. Enkawudystom wydało się to podejrzane, dlatego zainscenizowali uprowadzenie przez SB OUN. Czytamy: "Panczyniak i Hołowatyj zeznali, że ujawnili się z polecenia organizacji, broń oddali niesprawną i będą kontynuować walkę przeciwko władzy sowieckiej (...) wskazali miejsca, gdzie schowali sprawne pistolety i ręczne granaty, a także bunkier znajdujący się w domu należącym do Panczyniaka, w którym zatrzymano bandytę Kuzik (...) pseudonim Zawierucha".

    Nierzadko służby specjalne sowieckiej Ukrainy przy pomocy swojej agentury podrzucały partyzantom materiały, z których wynikało, że wybrani członkowie podziemia współpracują z władzami. W ten sposób prowokowano banderowców do likwidacji oddanych członków podziemia, a jednocześnie odwracano uwagę od rzeczywistych agentów. W grudniu 1945 roku współpracownikowi podziemia podrzucono fikcyjny meldunek dla NKWD o miejscu stacjonowania grupy SB, jakoby zgubiony przez stanicznego Iwana Kuchtę. Niebawem Kuchta został przez upowców powieszony, a jego łącznik rozstrzelany. W podobny sposób doprowadzono w rejonie Korca w obwodzie równieńskim do rozstrzelania pod zarzutem zdrady dowódcy bojówki SB OUN "Gołębia". W rejonie Tuczno w wyniku sowieckiej prowokacji został zlikwidowany przez własnych ludzi nadrejonowy prowidnyk "Mazepa". W czerwcu 1948 roku RO MGB udało się sprowokować partyzantów do zlikwidowania w wiosce Diewiatniki łączniczki Krajowego Prowidu OUN, Mariji Pogliar, która od 1946 roku ukrywała się przed służbami specjalnymi sowieckiej Ukrainy.W tym samym miesiącu partyzanci na podstawie sfingowanych przez MGB materiałów wykonali wyrok śmierci we wsi Radochoncy rejon Krukienice na Nikołaju Micie.

    W marcu i kwietniu 1949 roku MGB rejonu Medenice przeprowadził grę operacyjną, mającą na celu skompromitowanie dwóch partyzantów, Wasyla Gałki "Czernoty", dowódcy bojówki OUN we wsi Bilcze, oraz Nikołaja Wasylciewa "Zalizniaka", dowódcę bojówki OUN we wsi Kawsko.

     Drogą agenturalną ustalono, że referent SB medenickiego rejonowego prowidu OUN "Szwejk" podejrzewa "Czernotę" i "Zalizniaka" o powiązania z organami MGB na podstawie tego, że 21 czerwca 1948 roku, podczas prowadzenia operacji czekistowsko-wojskowej w chutorze Balon, zostali zabici bandyci "Sizyj" i "Oksana", a przebywający razem z nimi "Czernota" uciekł. We wsi Kawsko rejonu medynickiego zabito trzech bandytów, przy czym "Zalizniakowi" znów udało się bezpiecznie ujść.

    Wskazane wyżej wydarzenia zostały wykorzystane przez RO MGB do przeprowadzenia kombinacji w celu skompromitowania "Czernoty" i "Zalizniaka".

    W ostatnim czasie poprzez agenturę i świadków ustalono, że "Czernota" i "Zalizniak" zostali przez bandytów oskarżeni o współpracę z organami MGB, złożyli na siebie wymyślone zeznania, po czym w końcu maja br. w lesie za wsią Kawsko (...) rozstrzelało ich SB jako agentów organów NKWD.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.