Pastwienie się nad ofiarami wynikało przede wszystkim z wielkiej nienawiści, jaką OUN wywołała poprzez odpowiednią propagandę. Okrucieństwo w stosunku do przeciwników występowało w wielu społeczeństwach Europy do połowy XIX w., ale w wyniku rozwoju społecznego zjawisko to zanikało, natomiast na wschodzie trwało, bo rozwój społeczny był powolniejszy. To przerażająco barbarzyńskie masowe mordowanie upoważnia do zastosowania w odniesieniu do ludobójstwa ukraińskiego łacińskiego terminu genocidium atrox (straszne, dzikie).
Odgrodzenie ścisłym kordonem Polski od ZSRS spowodowało, że prawie nic nie wiedzieliśmy, co działo się na tamtych ziemiach polskich. Sowieci przeformowali pograniczne pułki do ochrony tyłów (utworzone po napaści Niemiec) z powrotem w oddziały pograniczne, których celem była ochrona granicy. Polacy z Lubaczowa i okolic doskonale wiedzieli, co to jest granica z ZSRS, mając w pamięci koszmar okupacji i walki pograniczne 1942 roku.
http://www.goniec24.com/lektura/item/6042-zawierucha-nad-sanem-cz2-6#sigProId12e34ecf58
Granica od strony sowieckiej ogrodzona była drutem kolczastym, co kilometr stały budki obserwacyjne. Był ponadto zaorany pas szerokości 50 metrów, aby lepiej widać było ślady. W czasach stalinowskich sowieccy pogranicznicy często powtarzali – granica eto nie bazar.
Umowa o zmianie granic z 15 lutego 1951, największa w historii powojennej Polski i jedna z największych w historii powojennej Europy korekta graniczna, dotyczyła wymiany terenów o powierzchni 480 km kw. (obszar powierzchniowo zbliżony do Warszawy). Możliwe, że powodem wymiany były złoża węgla na Sokalszczyźnie i połączenie kolejowe Rawa Ruska – Sokal, za co Polsce przekazano tereny o ubogich glebach i z wyeksploatowanymi złożami ropy. Podobno z Sokala pochodziła żona Chruszczowa.
Granica ZSRS była wyjątkowo strzeżona. Gdy już po okresie stalinowskim w okolicach Werchraty został zorganizowany obóz harcerek, spotkała je niezwykła przygoda. Otóż 10-osobowy patrol harcerek udał się na typową wycieczkę pod hasłem "Poznajemy środowisko". Ale w lesie pomyliły kierunek i zamiast na zachód, pomaszerowały w kierunku ZSRS. Mieszkańcy pogranicza wiedzieli o pułapkach ruskich pograniczników polegających na tym, że budowano dekoracje polskiej granicy na terenie ZSRS dla nieświadomych tego Ukraińców, agentów NATO. Oczywiście, natknęły się na sowieckiego pogranicznika. W ich wojskach ochrony pogranicza istniała zasada, że pogranicznik, który złapie szpiona otrzymuje dwa tygodnie urlopu. Pogranicznik, gdy zobaczył grupę dziewczynek, przyjaznym gestem z uśmiechem przywołał je do siebie, czyli na terytorium ZSRS. Poprowadził je do strażnicy, gdzie dowódca powitał je słowami:
– Dla tylu gości nie mam na obiad ziemniaków, musicie sobie naobierać.
Jak potem opowiadały, obierały te ziemniaki i śpiewały piosenki harcerskie, z czego załoga strażnicy była bardzo zadowolona.
O naruszeniu granicy powiadomiono dowództwo w Rawie Ruskiej oraz władze we Lwowie i Kijowie. Harcerki zawieziono do Rawy Ruskiej. Tymczasem w obozie, w domach rodzinnych trwała rozpacz, bowiem przez 3 dni nie wiedziano, co się z nimi dzieje. Komenda Chorągwi w Rzeszowie zwróciła się o pomoc do polskiego konsulatu. Dziewczynki ostatecznie przekazano na granicy w Medyce. Strona sowiecka poprosiła, by przy ich odbiorze obecny był lekarz i rodzice.
Jeszcze teraz wśród Polaków jest wielki strach przed naruszeniem granicy w rejonie lubaczowskim. Pracownica sanatorium w Horyńcu opowiadała mi, jak wybrała się na grzyby i też pomyliła kierunki. Była w lesie wieczorem sama, więc przeżyła koszmarny strach.
Teraz w Horyńcu jest piękna strażnica straży granicznej, więc jest nieco bezpiecznej.
Obszerną naukową dokumentację wymordowania Polaków w województwach II Rzeczypospolitej: lwowskim, wołyńskim, tarnopolskim i stanisławowskim, opracowała pani dr Siemaszko. Po zapoznaniu się z materiałem mimowolnie ciśnie się na usta pytanie, czy zbrodniarze ponieśli karę? Jednym z nielicznych naukowców jest prof. Andrzej Zapałowski, który pokazuje niektóre wysiłki władzy sowieckiej. Jest oczywiste, że po wkroczeniu na teren Wołynia i Lwowa Armii Czerwonej sprawa rozliczenia UPA została podjęta. Rozpoczęły się przesłuchania. Główne zainteresowanie władz sowieckich dotyczyło tak zwanej Służby Bezpeki. Aresztowany Wasyl Kuk "Lemiesz", kierownik Centralnego Prowidu OUN, po śmierci Romana Szuchewycza złożył szczegółowe zeznania na ten temat: "Mówiąc szczerze, chciałbym powiedzieć, że podczas przesłuchania w Służba Bezpeki często używano siły fizycznej wobec osób, które zostały zatrzymane i przesłuchiwane". Następnie powiedział, że Służba Bezpeki otrzymywała od więźniów niezbędne zeznania w dużej mierze nieprawdziwe poprzez znęcanie się, dlatego więc podejmowała nieprawidłowe decyzje o morderstwach i egzekucjach. "Niektórzy członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów pracujący w SB – wyjaśniał Kuk – brali przykład w torturowaniu, pobiciach i morderstwach z niemieckich najeźdźców. Esbiści z UPA często działali w tych sprawach według własnego uznania."
Rzeczywiście, referent SB OUN na PZUZ (Południowo-Zachodnie Ukraińskie Ziemie), N. Kozak ("Smok"), służący w czasie okupacji w niemieckiej policji w Winnicy jako inspektor, wynalazł specjalny stanok – urządzenie analogiczne do tego, które było aktywnie używane przez Niemców w obozie koncentracyjnym Auschwitz do torturowania więźniów. Istota "metody" była następująca: esbiści związywali ręce ofiary, przekładali je poniżej kolan, związywali nogi, a następnie pomiędzy związane ręce i nogi wkładali mocną pałkę i zawieszali ją razem ze swoją ofiarą na dwie żerdzie. Przesłuchiwanego bili w stopy i pośladki, żądając przyznania się do współpracy z organami bezpieczeństwa państwowego. Innym jeszcze sposobem wymuszania zeznań w arsenale SB OUN było tzw. curkuwanie.
Przesłuchiwanemu obwiązywano głowę cienkim rzemieniem lub mocną linką, a następnie stopniowo przykręcano ją kijem tak długo, aż pękały kości czaszki. Były w SB i inne metody służące zmuszaniu ludzi do przyznania się do "seksotstwa" (tajnej współpracy) z MGB.
Tak więc w jednym z raportów czekiści na własne oczy oglądający rezultaty śledczej praktyki esbistów informowali, że w lipcu 1945 roku członkowie stanicznej bojówki rejonu żółkiewskiego w obwodzie lwowskim bestialsko zamęczyli dwoje aktywistów. Ich ciała, odnalezione kilka dni później, nosiły ślady sadystycznego znęcania się. Ręce i nogi wykręcone i połamane, oczy wydłubane, włosy na głowie wyrwane. Przy okazji sami czekiści również wykonujący swoją pracę bynajmniej nie w białych rękawiczkach, w swojej wewnętrznej korespondencji, nieprzeznaczonej dla cudzych oczu, emocjonalnie stwierdzali, że śledcza i karna praktyka SB UPA przewyższa w swej obrzydliwości średniowiecze. Dlatego też nie przypadkiem Kuk w swoich zeznaniach wspomniał o niemieckich najeźdźcach. Esbiści upowcy mieli naprawdę dobrych nauczycieli. Charakterystyczne, że kiedy sam "Lemiesz", wówczas kierownik Prowydu OUN na PZUZ i bezpośredni zwierzchnik N. Kozaka, zainteresował się sprawą śledztwa jednego z więźniów, napisał wymowną konstatację: "Gdybym to ja był przesłuchiwany w ten sposób, tobym przyznał się, że nie jestem kierownikiem OUN, ale abisyńskim Negusem (cesarzem Etiopii)". Mimo to "Smok" zachował swoje stanowisko, a "Lemiesz" także i później aktywnie promował osobę swojego wybrańca w jego karierze partyjnej. Niemniej jednak demonstracyjne pozostawianie trupów na oczach całej wsi było uznawane przez podziemie za niepożądane. W "Instrukcji dla członków SB" była specjalna gradacja, jak należy segregować wrogów Ukrainy i co robić z ich zwłokami – robota sucha albo mokra. Pod pojęciem roboty mokrej rozumiano pozostawiać zwłoki na miejscu, przy likwidacji propagandowe trupy pozostawiać... z kartką. Pod pojęciem roboty suchej – nie tylko niszczyć ludzi, ale także ukrywać ich ciała.
W rozkazie dowództwa SB rejonów wojskowych (1944 r.) konkretnie wyszczególniono: "Biorąc pod uwagę nową sytuację... zwrócić uwagę na następujące elementy:
a) Wszystkie prace i metody SB prowadzić tylko skrycie, konspiracyjnie.
Wszelkie pozostawianie zwłok, uszkadzanie zwłok (na miejscu) lub pozostawianie innych śladów jest zabronione;
b) Za jednego winnego członka rodziny niszczyć wszystkich jego krewnych".
W celu wypełnienia tego rozkazu i innych podobnych były wykorzystywane studnie, w których szczątki zabitych i torturowanych ludzi były znajdowane do lat 90. XX w. Dziękujemy panu W. Taranowi z Kijowa, który zwrócił na to uwagę. Jako nastolatek w czasie faszystowskiej okupacji mieszkał na Wołyniu we wsi Halinówka i mógł własnymi oczami oglądać tragiczne studnie, do których ounowcy wrzucali zwłoki na sucho likwidowanych mieszkańców wioski.
W stolicy obwodu Równe znajduje się plac Teatralny, a na nim tablica upamiętniająca, ustanowiona w 1997 r. i wprowadzona do wszystkich przewodników turystycznych oraz katalogów miasta. Napis na niej głosi: "Tu, w tem miejscu 4 stycznia 1945 roku organy NKWD straciły sławnych bojowników o honor i wolność Ukrainy, żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii: Oleksandra Gryciuka, Anatolija Zajczykowa, Oleksłeja Kyryljuka, Wołodymyra Łogwynowycza, Wasylija Podolcia, Wasylija Słobodjuka, Mykołę Słobodjuka, Stepana Trofymczuka".
Ogólnie rzecz biorąc, można byłoby na tablicę pamiątkową nie zwrócić uwagi, ale oto bohaterowie uwiecznieni na tej tablicy w Równem.
Czytelnicy zrozumieją ironię, jeśli zapoznają się z protokołami przesłuchań tych "sławnych bojowników", przechowywanych w Archiwum Państwowym Obwodu Równieńskiego. I tak, oskarżony A.W. Gryciuk (pseudonim Olko) na rozprawie sądowej w dniu 17 kwietnia 1944 roku zeznał, że osobiście zabił 25 osób, z których większość stanowili jeńcy sowieccy, którzy uciekli z niemieckich obozów i szukali schronienia wśród miejscowej ludności. Według jego słów: "My ich po prostu wyszukiwaliśmy i zabijaliśmy".