farolwebad1

A+ A A-

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (61)

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

kochanekwielkiejMnóstwo nieprzespanych nocy, stałe przeszywanie mroków oczami, ciągłe chodzenie pod kulami, ustawiczna czujność, zrobiły ze mnie innego człowieka.

Zmieniłem się nawet fizycznie. Od dawna nie widziałem siebie w dużym lustrze. Gdy teraz, ubrany od stóp do głowy we wszystko nowe, spojrzałem na siebie w dużym lustrze, byłem zdumiony. Zobaczyłem obcego mi człowieka. Szczególnie dziwna była twarz i oczy... zimne, błędne, a w nich czają się zagadkowe głębie, których nie było dawniej... Od tego czasu nie lubię wpatrywać się w oczy ludziom i staram się, aby spojrzenie moje było spokojne, łagodne... Długo patrzyłem sobie w oczy, starając się zrozumieć: co to jest? Lecz nie mogłem tego pojąć!... Tam było coś z mroków nocy, z błysków stali, z łyskania ogni strzałów karabinowych, z ciągłego zaciskania zębów, ze stałego oczekiwania uderzenia i chęci uprzedzenia ciosu... Odbijała się w nich utrwalona noc i granica...

Dziwią mnie ludzie. Są niepotrzebnie nerwowi. Robią tyle zbędnych ruchów. Są bardzo roztargnieni i nieuważni. Z byle powodu zaczynają się denerwować, złościć, krzyczeć. Wszyscy są bardzo chciwi i bardzo tchórzliwi. Ciągle, wszędzie starają się mnie oszukać... na grosze. Daję się oszukiwać i śmieję się z tego w duchu.

Bawię się dniem i nocą. Ledwie starczy mi czasu przespać się. Bawię się, to znaczy: jem i piję po rozmaitych restauracjach, chodzę po kinach i teatrach, kupuję sprzedażne kobiety. Tani to towar i pośredników wszędzie pełno! Proponują mi spotkania z różnymi kokotami, z dziewczynami, dziewczynkami, omal nie z dziećmi. Kobiety tu się szacuje jak klacze: za kurs, za godzinę... Robiono mi kilka razy takie propozycje, od których odwracałem się z niesmakiem. Kręcą się koło mnie różni faktorzy. Zwąchali pieniądze.

Teraz poznaję miasto z zupełnie innej, nieznanej mi poprzednio strony. I widzę, że ludzie w nim żyją strasznie... gorzej niźli na pograniczu!... Że tu stale, na każdym kroku, wre nieustannie nielitościwa walka, w której biada słabemu lub niezdarnemu. Wczoraj w nocy, około godziny pierwszej, wracałem do hotelu...

Wraz ze Szczurem i Grabarzem bawiłem się w jednym z drogich, tajnych lupanarów. Zbrzydło mi wszystko: i pijane, rozwydrzone, bezwstydne kobiety i duszne pokoje i woń alkoholu. Wyszedłem na chwilę na dziedziniec. Noc była urocza. Gwiazdy lśniły tak pięknie, jak i tam... na pograniczu. Wielka Niedźwiedzica przeciągała się na czarnym tle nieba. Wszystko tak samo piękne, jak tam... Brak tylko szumu lasu a dookoła mnie są nie pola, nie drzewa, lecz mroczne, ponure, zimne kamienice, w których żyją również mroczni, ponurzy, zimni ludzie...

Wróciłem do mieszkania. Żegnam kolegów i kobiety.

– Gdzie tak wcześnie?

– Tylko zabaw rozpoczęli i już!...

– Zostań kotku!

– Tak na sucho kończysz?

Widzę pijane, mętne oczy kolegów i ich bezmyślne uśmiechy. Widzę zapocone, tłuste twarze kobiet. Puder ścieka im po twarzach.

– Głowa mnie boli! – mówię i wychodzę z mieszkania. Brnę powoli miastem. Ulice są próżne. Przechodniów mało. Na skrzyżowaniach ulic majaczą ciemne sylwetki policjantów. "Granica – myślę – i zielonki... I tu są dukty graniczne, druty kolczaste, posterunki, zasadzki. Tylko tu uprawia się przemyt legalnie. Tu się przemyca, pod różnymi pozorami i postaciami, kłamstwo, wyzysk, obłudę, choroby, sadyzm, pychę, oszustwo... Tu wszyscy przemytnicy!... Pow–stań–cy!"...

Idę powoli ulicami. Jestem elegancko ubrany, więc policjanci nie zwracają na mnie uwagi. W pobliżu hotelu, w którym mieszkam, z bocznej ulicy, wychodzi mi naprzeciw dziewczyna. Jest licho ubrana. Przez chwilę obserwuje mnie, a potem uśmiecha się zalotnie, mówi:

– Może pójdziemy?...

Widzę młodą twarz i jakby przylepiony do niej, zawodowy uśmiech.

– Dlaczego tak późno na ulicy? – pytam ją.

– Nie zarobiłam... Lichy czas... przed pierwszym!...

– To chodź! Wprowadziłem ją do swego pokoju w hotelu.

– Chcesz jeść? – pytam jej.

– Tak.

Każę zaspanemu kelnerowi przynieść karafkę wódki, piwo i zimne przekąski. Dziewczyna chciwie je i to mi się podoba: naprawdę była głodna! Wypijam szklankę wódki. Gdy dziewczyna przestała jeść, kazałem jej położyć się na łóżku od ściany. Zamknąłem drzwi kluczem i schowałem go tak, aby nie dostrzegła tego. Portfel, z częścią moich pieniędzy, włożyłem do szuflady nocnego stolika. Grubsze pieniądze miałem schowane w sekretnej kieszeni marynarki. Kładę się do łóżka. Palę papierosa. Potem zasypiam.

W nocy budzą mnie ostrożne ruchy dziewczyny. Budzę się prędko, nie tak jak ludzie miastowi, potrzebujący pewnego wysiłku i czasu na zupełne przebudzenie się.

Jestem w jednej chwili czujny i przytomny, lecz udaję, że śpię nadal.

Od razu wyczuwam instynktownie jakiś postęp. Myślę: "Mnie, siostro, nie zaskoczysz niespodzianie". Wiem, że chce wyleźć z łóżka, więc, udając nadal śpiącego, obracam się na lewy bok – tak, abym mógł widzieć cały pokój – i, zakrywając ramieniem twarz, czekam: co będzie robiła dalej?...

Wyszła z łóżka. Zbliżyła się do stołu. Po cichu nalała z karafki do szklanki wody i pije obserwując mnie. Potem wraca do łóżka i pochyla się nade mną. Oddycham regularnie i głośno. Długo nasłuchuje, a potem wysuwa po cichu szufladę nocnego stolika i wyjmuje z niej portfel. Z grubego pliku banknotów bierze kilka dziesięciozłotówek. Wkłada z powrotem do szuflady złożony portfel i wsuwa ją na miejsce. Następnie podnosi z podłogi swój pantofel. Składa kilkakrotnie banknoty i wciska je mocno w czubek pantofla. Potem postawiła pantofel na podłodze i ostrożnie prześlizgnęła się na swoje miejsce. Wsunęła się po cichu pod kołdrę i nasłuchuje: czy śpię? Lecz ja śpię!... Śpię i śmieję się w duchu.

Rano się umyłem i starannie ubrałem się.

Lola (powiedziała, że tak się nazywa), również się ubrała. Obstalowałem obfite śniadanie i poprosiłem ją do stołu. Traktowałem ją bardzo grzecznie. Usługiwałem jej. Co chwila pytałem:

– A może Lola ma jeszcze na coś życzenie?

Dziewczyna jadła pośpiesznie i łapczywie. Potem powiedziała:

– No, ja mam już dość.

– Dość?

– Tak.

– No, to żegnam panią!

Podaję jej rękę. Wówczas ona mówi jakoś wrogo i piskliwie:

– A za noc?

To mnie drażni.

– Za noc? – pytam.

– Tak... za noc!... Cóż ty sobie myślisz?...

Patrzę uważnie jej w oczy. Długo milczę. Zaczyna cofać się do drzwi. Zbliżam się ku niej. Pochylam się i zrywam jej z nogi pantofel. Wyjmuję z wysiłkiem, wtłoczone w jego nosek banknoty. Rozwijam je. Jest tam 70 złotych. Daję jej dziesięciozłotowy banknot, a resztę chowam do kieszeni.

– Masz za noc!

Chciała coś powiedzieć, lecz wskazałem jej dłonią na drzwi. Pośpiesznie wyszła na korytarz.

Trochę później przyszedł do mnie Grabarz i poszliśmy razem do hotelu, w którym mieszkał Szczur. Skórki na łóżku. Skórki na stole. Mnóstwo skórek leży na krzesłach, na podłodze, na parapecie. Są tu lisy: żółte, białe i niebieskie. Są kuny, wydry, karakuły, popielice. Najwięcej jest kun i popielic. Zabłąkało się tu i 300 skórek kotów węgierskich, 15 paczek po 20 sztuk w paczce. Dlatego "zabłąkało się", że koty zwykle "idą" do nas do Sowietów, to jedyne skórki, które przemytnicy niosą do Rosji.

W pokoju, prócz nas trzech, jest trzech Żydów. Są to kupcy. Segregują towar według gatunków i uważnie przeglądają każdą skórkę. Dmuchają w sierść, próbują dłońmi obie strony, patrzą pod światło. Wreszcie cały towar jest posegregowany.

Rozpoczyna się targ między Szczurem a kupcami. Ze zdumieniem się dowiaduję, że skórki wyprawione są tańsze od niewyprawionych. Szczur powiedział mi później, że w Europie nie ceni się rosyjskich sposobów wyprawiania futer i stąd takie ceny.

Mardery sprzedaliśmy ogółem po 12,5 dolara za skórkę, a feje po 20 dolarów za paczkę (20 skórek). Tego towaru jest najwięcej. Potem ustalamy ceny na koty węgierskie – też po 20 dolarów za paczkę... Kupcy się targują. Zaklinają się: "Żeby ja tak swoje dzieci oglądał, jak ja na ten interes stracę!". Wreszcie płacą za wszystko okrągłe 7500 dolarów. Kupcy spakowali towar do worków i wyszli z pokoju Szczura. Rozdzieliliśmy pieniądze między sobą, po 2500 dolarów dla każdego.

Później udaliśmy się do miasta opić interes. Poszedłem na obiad do Pietrka. Zastałem go w domu.

W Pietrku zaszła niezwykła zmiana. Chłopiec po prostu promienieje szczęściem. Ciągle się śmieje, żartuje. O granicy nie wspomina wcale... W mieszkaniu jego matki czuję się dziwnie niezgrabnym. Boję się poruszyć, aby czegoś nie przewrócić, nie stłuc. Wszyscy są dla mnie bardzo grzeczni i uprzejmi, lecz czytam w ich oczach ciągłą ciekawość, której niczym nie mogą zamaskować... I to właśnie najbardziej mnie onieśmiela, irytuje i wprawia w zły humor. Znalazłem wolną chwilę i powiedziałem Pietrkowi:

– Mam do ciebie interes!

– Dobrze... Zaraz...

Gdy znaleźliśmy się sami w jego pokoju, dałem mu na przechowanie, z mojej ostatniej doli, 2000 dolarów. Mam teraz u niego razem z poprzednimi pieniędzmi 6000 dolarów. Wtem Pietrek powiedział:

– A co byłoby, gdyby te pieniądze zginęły?... Gdyby mi je skradziono?... Popatrzyłem mu w oczy i rzekłem poważnie:

– Nie szkodowałbym ich wcale. Gdybym potrzebował, zarobiłbym bardzo dużo!... A jeżeli tobie będzie trzeba, to powiedz mi.

– Nie myśl nic! – odparł Pietrek. – Ja żartuję. Nikt nie wie, że mam te pieniądze i nikt mi ich nie skradnie!

Przy obiedzie czuję się trochę nieswojo. Stół lśni bielą. W pokoju są kwiaty. Za stołem siedzą eleganckie panienki, koleżanki siostry Pietrka, Zosi i jacyś wychuchani panicze. Jestem tu zbyteczny. Nie umiem mówić próżnych frazesów, nie mogę się dostosować do ogólnego tonu tego towarzystwa. Wyczuwam to i wpadam w mroczny nastrój.

Odetchnąłem, gdy obiad się skończył i mogłem opuścić salę. Poszedłem wraz z Pietrkiem do sadu. Chodzimy po alejkach i rozmawiamy. Potem siadamy na ławeczce, w najdalszym zakątku małego sadu. Zapalamy papierosy. Długo milczymy... Później pytam Pietrka:

– Czy jesteś szczęśliwy?

Przez pewien czas milczy, zaskoczony tym pytaniem, potem odpowiada mi:

– Tak... Jestem szczęśliwy!

– Naprawdę?

– Tak.

– A nie tęskno ci do chłopców, do granicy?... Pomyśl: teraz złoty sezon! Noce są długie, głuche i czarne!... Złoto płynie przez granicę. Chłopcy się przekradają polami i lasami...

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.