farolwebad1

A+ A A-

Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 42)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

ludzie ktorzy nie patrza oklProwadziliśmy długie rozmowy przy drinku na różne tematy. Wielokrotnie wysłuchałem wykładu na temat planowania rodziny i społeczeństwa oraz tego, jak jego kliniki pomagają zmienić świat w miejsce bardziej zbliżone do raju.

»Usługi aborcyjne, drogi Karl, skutecznie oczyszczają społeczeństwo ze śmiecia ludzkiego, z niechcianych bękartów matek uprawiających seks jak sport z wieloma mężczyznami. Nieusunięte płody samotnych matek najczęściej kończą na ulicy, w gangach i w celach więziennych. Policja, służby więzienne i cały system egzekwowania prawa to olbrzymi koszt społeczny. Usługi moich klinik oszczędzają miliony dolarów społeczeństwu, likwidując problem, zanim się narodzi«.

Słuchając, grałem zainteresowanie, ukrywając moje najgłębsze emocje. Słuchałem i ukrywałem sam przed sobą wielką chęć powrotu do mojego pierwotnego planu z użyciem broni. Skąd ten człowiek wiedział, że dane dziecko będzie w przyszłości dobre czy złe? Nawet raz, nie dając się ponieść podnieceniu, prawie obojętnie zadałem to pytanie. W odpowiedzi usłyszałem: »Statystyka, mój drogi… statystyka, to jest odpowiedź na twoje pytanie. Jeżeli wiesz, że pitbul to groźny, krwiożerczy pies, to wiesz to dzięki statystyce. Te psy częściej niż inne atakują ludzi, tak samo jak niewyskrobany bękart częściej napada na uczciwych obywateli niż dziecko z dobrej rodziny. Na naszej małej, pięknej planecie nie ma miejsca dla miliardów ludzkich śmieci i to właśnie ludzie tacy jak ja przyczyniają się do stworzenia nowej, wspaniałej, globalnej społeczności. Dzięki statystyce przyszłe pokolenia będą żyły w wysokiej jakości społeczeństwie globalnym, oczyszczonym z nadmiernej, nieproduktywnej masy ludzkiej, którą obecnie z humanitarno-religijnych względów utrzymujemy«.

Henry bez końca mógł wygłaszać swoje mowy gloryfikujące cudowność usuwania ciąży. Własne słowa podniecały go coraz bardziej w miarę zgłębiania tematu. Jak wielu tyranów i dyktatorów w historii Henry we własnych oczach widział siebie jako ideologa ratującego nieporadną ludzkość od samej siebie.

»Już dzisiaj jest tu zbyt wiele istot ludzkich. Planeta cierpi z powodu nadużycia zasobów naturalnych. Pustoszeją lasy i oceany, a ludzkiego, biednego ścierwa włóczy się wkoło coraz więcej. Główną winę ponoszą tutaj różnego rodzaju instytucje religijne nawołujące swoich rozmodlonych wiernych do litości, współczucia i opieki nad milionami kalek, starców, idiotów i innych nieproduktywnych odpadów ludzkich. Wiesz, ile taka głupota nas kosztuje? Kosztuje więcej niż wszystkie wojny, które tak między nami mówiąc, są wspaniałym środkiem na przeczyszczenie. Dzięki nauce już teraz można ocenić, czy dany embrion jest zdrowy, czy też nosi w sobie chorobę genetyczną. Dzięki genetyce już niedługo będziemy mogli z wielką dokładnością stwierdzić, czy płód będzie zdrowy, pracowity i posłuszny, czy też chory, leniwy i zbuntowany. Usuwanie ludzi nieudanych stworzy społeczeństwo złożone z jednostek zbliżonych do ideału…«

Była to bardzo trudna rola… rola zafascynowanego słuchacza, który wcześniej nie miał pojęcia o geniuszu mówcy. Zbudowałem teatralny most wzajemnego zrozumienia i Henry uznał, że jestem człowiekiem po jego stronie, człowiekiem godnym życia w globalnej wiosce. Obydwaj byliśmy członkami tej samej elity poczuwającej się do odpowiedzialności za przyszłość ludzkości, jej liczebność, kształt i wartości intelektualne, tworzące przyszłe imperium globalne Ziemi. Dzięki Dorothy i Vincentowi rozliczenie podatków firmy CFPC za rok 1998 przyniosło wspaniały zwrot przekraczający milion dolarów. Byłem na tyle dobrym graczem, że Henry Rosswood zwolnił swojego starego księgowego i zaproponował mi pełny etat z wynagrodzeniem wynoszącym sto dwadzieścia tysięcy dolarów rocznie plus premia. Tym razem CFPC przekazało w darze dzieciom indiańskim mieszkającym na terenach amerykańskich rezerwatów sto tysięcy zestawów edukacyjnych.

Dyski, kalkulatory, foldery, książki do nauki różnych przedmiotów zostały zakupione w Korei Południowej za dziesięć procent wartości wycenionej w USA. Był to dosyć brutalny ruch gwarantujący jednak nietykalność dzięki zaangażowaniu w sprawy Indian i nieśmiertelną poprawność polityczną. Żaden z urzędników IRS nie miał ochoty na ryzyko, kwestionując potrzeby edukacyjne dzieci indiańskich, czy też podając w wątpliwość uczciwość popieranych przez rząd klinik aborcyjnych. Wielu widziało w tym przewał finansowy, ale nikt nie miał ochoty pozostawiać swojej kariery w przeciągu. Od tamtego momentu bywałem gościem na kolacjach i bankietach wydawanych przez Henry'ego, nawet w jego prywatnej rezydencji w Novato. Podczas jednego ze spotkań z kieliszkiem w ręku usiadłem na fotelu z widokiem na wody zatoki.

»Ładny widok« – powiedziałem. »To moje ulubione miejsce« – odparł Henry.

To właśnie w tym fotelu cztery lata wcześniej pokojówka miała odkryć ciało Henry'ego z dziurą w czaszce. Poczułem się, jakbym uratował człowiekowi życie.

Nieważne. Jako zaufany człowiek Henry'ego, miałem dostęp do list zapraszanych gości. Kiedy tylko pojawiało się nazwisko Trixton, zawsze znajdowałem wymówkę i nie pojawiałem się na bankiecie. Mimo zmienionego wyglądu i innego brzmienia mojego nazwiska (w dokumentach firmy wróciłem do polskiej pisowni – Lewicki przez »w«) nie chciałem ryzykować spotkania po latach. Upłynęło sześć lat od śmierci Agnieszki, ale moja osoba mogła niepotrzebnie przyciągnąć uwagę Helen.

Czas mijał i nadchodził nieunikniony moment wielkiego, końcowego posunięcia, które to miało doprowadzić California Family Planning Clinics i ich właściciela do ruiny. Zimą roku 2000, zaraz po hucznym milenijnym balu sylwestrowym, zaprosiłem Dorothy na dwutygodniowe wczasy na Hawajach. Moja przyjaciółka niestety nie była w najlepszej formie po poważnej operacji stawu biodrowego, ale zgodziła się na wyjazd w ramach rehabilitacji pooperacyjnej. Poleciałem najpierw do Bostonu, a potem razem dotarliśmy na słoneczne wyspy. To ja opłacałem całą wyprawę: lot pierwszą klasą, luksusowy hotel na plaży łącznie z masażystą i fizjoterapeutą. Dorothy poruszała się powoli o kulach lub na wózku, a ja opiekowałem się nią jak matką. Owocem dwutygodniowych dyskusji był zalążek diabelskiego planu, który można by nazwać zabójstwem finansowym. Dzieła sztuki już były, edukacja Indian również, pomoc międzynarodowa także przyniosła spory zwrot podatkowy w roku 1999. Nadszedł czas na nieruchomości. Wspólną cechą nowego przedsięwzięcia i tego pierwszego sprzed pięciu lat było połączenie dwóch celów: Rosswooda i Trixton. Tak jak kiedyś zastanawiałem się ponownie, jak by tu jedną kulą przestrzelić dwie tarcze. Nowy plan, a przede wszystkim wizja grubszej sumy, bardzo przypadły mojemu szefowi do gustu. Na obrzeżach miasta Oakland po stronie podgórza zakupiłem w imieniu firmy kilkuakrową posesję ze starym rozsypującym się motelem, restauracją i magazynem. Ceną żądaną był okrągły milion, ceną podpisaną natomiast siedemset tysięcy. Następnie w ciągu dwóch lat zatrudniona przeze mnie firma miała zbudować tam niewielki kompleks bankietowo-spotkaniowy z miejscami hotelowymi, restauracją, barem i basenem. Koszt budowy nie miał przekroczyć półtora miliona. Fachowiec od nieruchomości, którego adres oczywiście otrzymałem od Dorothy, miał wycenić posiadłość na dziesięć milionów dolarów. CFPC miało odstąpić cały ośrodek w formie darowizny charytatywnej Związkowi Obrony Praw Kobiet w Kalifornii, którego szefową była Helen Trixton. Zwrot podatkowy dla Henry'ego Rosswooda mógł przy dobrym wietrze sięgnąć czterech milionów. Rok po otrzymaniu darowizny Związek Feministek mógł sprzedać cały kompleks za realną wartość rynkową, dzieląc się zyskiem z Henrym. Tak jak w poprzednich scenariuszach wszyscy mieli być zadowoleni… oprócz fiskusa, czyli IRS, który to jednak nie śmiałby wszczynać dochodzenia finansowego przeciwko organizacjom, oficjalnie mówiąc… poświęcającym się dla dobra kobiet i broniącym praw człowieka. Polityczna poprawność miała być po naszej stronie. Tyle wiedział Henry, tyle dowiedzieli się Helen i kilka innych osób wtajemniczonych w całą malwersację. Oni wszyscy nie mieli pojęcia, że kierując całym przedsięwzięciem, prowadziłem teczkę zawierającą kopie wszystkich dokumentów, potwierdzonych nagraniami rozmów. W momencie podpisania darowizny miałem zniknąć wraz z moją teczką. Dołączając informacje z poprzednich transakcji, cały ich zestaw miał trafić do mediów i do IRS, rozpalając pożar skandali finansowych, którego nawet poparcie polityczne władz stanowych nie mogłoby ugasić. W przypadku gdy taka informacja trafi do publicznej wiadomości, nawet najbardziej powściągliwy urzędnik IRS musi rozpocząć oficjalne dochodzenie. Bez względu na konsekwencje byłem gotowy zgłosić się w tej sprawie na świadka do prokuratury. Jeszcze w ostatnich miesiącach roku 2000 prace nad wyburzaniem starych zabudowań dobiegły końca i rozpoczęła się budowa. Wszystko przebiegało, jak założyłem w planach, kiedy pod koniec roku Helen Trixton została wybrana jako jedna z pięćdziesięciu trzech przedstawicieli stanu Kalifornia do Izby Reprezentantów. Helen wygrała wybory w rejonie Berkeley- Oakland jako przedstawicielka partii demokratycznej i na początku roku 2001 objęła urząd. Powstało realne zagrożenie, że nowa kongreswoman wycofa się z naszych interesów finansowych, nie ryzykując swojej kariery politycznej."

Niespodziewanie odsłuchanie nagrania przerwał Tom, sięgając po brzęczący telefon. Spojrzał na błękitny ekranik i zaklął po cichu:

– Kurwa… już piąta trzydzieści… Dzień dobry, mówi Toooom Norman – wycedził powitanie, udając głos ziewająco-przebudzony.

– Tom! Tu Kevin Brown. Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie, ale z niewiadomej przyczyny nie mogę się z tobą od wczoraj skontaktować. Nie dajesz znaku życia, nie otrzymuję raportów.

– To jest raczej późno niż wcześnie. Jestem w Revelstoke i od wczoraj jeszcze nie spałem.

– Gdzie? Co ty tam robisz?

– Właśnie słucham relacji Derka Vescota w sprawie śmierci Karola Levickiego.

– Co? Levicki nie żyje? Tom, dlaczego ja nic o tym nie wiem? – Tom odsunął od ucha telefon, z którego rozległ się krzyk Kevina.

– Czekałem, aż dotrzesz rano do biura, wtedy miałem cię o wszystkim zawiadomić – ponownie odsunął krzyczącą słuchawkę.

– Miałeś czas, żeby dolecieć do Revelstoke z Ottawy, ale nie miałeś czasu do mnie zadzwonić?

– Przestań się gorączkować i daj mi najpierw zrobić to, co do mnie należy. W tej chwili mogę ci tylko powiedzieć, że Levicki odebrał sobie życie. Jak tylko wzejdzie słońce, popłyniemy na wyspę i spiszemy protokół zdarzenia.

– Zaraz tam będę… to znaczy biorę helikopter i lecę do was. Chcę być przy oględzinach miejsca.

– Spokojnie, Kevin. Na twoim miejscu zadzwoniłbym do tej twojej senator i zapytałbym, czy śmierć Levickiego bardzo ją zasmuciła.

– Co ty przez to rozumiesz, Tom? O czym ty mówisz? Aha… co jest ważne… gdzie jest zapalniczka? Czy są jakieś nowe nagrania?

– Nic nowego nie ma. Wstępnie wygląda na to, że Levicki bał się problemów i domyślił się, kim jest nasz człowiek. Podobno nie był w dobrej formie psychicznej.

Właśnie próbujemy wyjaśnić wszystkie okoliczności.

– Gdzie się spotkamy?

– Będziemy czekać koło ósmej na nabrzeżu. Zaraz dzwonię po łódź policyjną, to chyba najpewniejszy środek lokomocji.

– Będzie nas trzech.

– Powoli, Kevin, nie przywoź ze sobą całej armii. Mówię ci, już jest po wszystkim – Tom zakończył rozmowę i popatrzył na Larry'ego i Derka.

– Mamy niewiele czasu, słuchajmy do końca… aha, w sprawie nagrania tylko ja będę rozmawiał z Brownem. Jasne?

– Tak jest – odpowiedzieli chórem. Derek popatrzył niepewnym wzrokiem na Larry'ego i na Toma. Larry poklepał go po ramieniu i nacisnął klawisz klawiatury laptopa.

"Helen nie wycofała się z działalności ruchu, nie zrezygnowała też ze wspólnego przedsięwzięcia z nami, czyli z Henrym i CFPC. Na potwierdzenie lojalności latem, a dokładnie trzy dni po dziewiątej rocznicy śmierci Agnieszki, Henry otrzymał oficjalny list z biura senatora stanu Kalifornia. Używając swoich nowych znajomości, Helen Trixton przedstawiła kandydaturę Henry'ego do odznaczenia Orderem Honorowym Stanu Kalifornia za osiągnięcia w dziedzinie obrony praw człowieka.

Henry był wzruszony, nie mógł znaleźć słów ze wzruszenia, kiedy odczytał mi głośno list. Miesiąc później to samo biuro poinformowało, że Henry Rosswood zostanie odznaczony tym właśnie orderem dnia dwudziestego drugiego listopada 2001. Dla mnie i mojego planu nie była to dobra wiadomość. Oskarżenie udekorowanego obywatela o malwersacje finansowe stawało się o jeden stopień trudniejsze i groziło większym prawdopodobieństwem zatuszowania afery w mediach. Nadszedł straszny dla historii Ameryki dzień – jedenasty września 2001 roku. Wieże w Nowym Jorku runęły, Ameryka zaniemówiła i cała uwaga opinii publicznej zwróciła się na analizowanie tragicznych skutków tego zdarzenia. Na początku października szok, łzy i żałoba ustąpiły nowej fali. »Zemsta«, »Amerykańskie lotnictwo bombarduje obozy terrorystów w Afganistanie«, »WOJNA« – rozkrzyczały się gazety i ekrany telewizorów. Czym wobec wydarzeń, w które wpatrywał się cały świat, miało być wręczenie lokalnemu, znanemu w skali jednego stanu doktorowi orderu za zasługi? W najlepszym przypadku czekała Henry'ego piąta strona na łamach »San Francisco Chronicle« albo »Los Angeles Times«.

»Jak myślisz, gdzie powinna się odbyć ceremonia? Podobno mogę sobie wybrać miejsce« – pewnego październikowego dnia zapytał mnie Henry.

»Jeśli pytasz o moje zdanie… na ganku twojego pięknego domu. Mównicę można ustawić pod dachem oplecionym kiśćmi wiszących winogron, a prasę i gości ustawić na podjeździe i na ulicy. Mogę załatwić zamknięcie ulicy dla ruchu na kilka godzin, nie ma problemu.«

»Chyba masz rację, byłoby naprawdę pięknie. Ja pewnie też będę się tam czuł mniej skrępowany niż gdzieś na scenie jakiegoś teatru« – kokietował stary Henry.

Pomysł został zatwierdzony. Następnej nocy nagle wyrwała mnie ze snu nowa myśl, nowa, zupełnie zwariowana myśl, która od tamtej pory nie pozwoliła mi zasnąć przez wiele nocy. Patrząc w lustro przy goleniu, zastanawiałem się, czy widzę szaleńca, samobójcę, geniusza czy kretyna. Wziąłem kilka dni urlopu, złapałem plik zdjęć i jak zwariowany popędziłem do Los Angeles, do Hollywood, do Moviepix. Odnalazłem tam starego przyjaciela Davida Fillmore'a. Tym razem jest to prawdziwe imię i nazwisko, David nie żyje od dwóch lat. Wówczas był już na emeryturze, ale ciągle pracował w studiu twarzy na pół etatu. Spędziliśmy razem pracowite kilka dni i nocy. Nie wtajemniczyłem go w szczegóły tego, o co go prosiłem, a on sam nie zadawał pytań. David Fillmore był jedynym człowiekiem, który mógł domyślić się, co zrobiłem. Jestem na wolności, więc wiem, że nie zdradził mojej tajemnicy, za co mu z całego serca dziękuję. Nowy plan wymagał trzech rzeczy: ćwiczeń, ćwiczeń i jeszcze raz ćwiczeń. Jak powinienem się ubrać na ten uroczysty wieczór? – zapytał mnie któregoś dnia w biurze Henry.

»Myślę, że powinniśmy pojechać do sklepu zakupić ci nowy garnitur« – zaproponowałem i zawiozłem Henry'ego do Tessori Uomo Collezione w centrum starego San Francisco.

Za trzy tysiące dolarów ubrałem mojego szefa w granatowy garnitur, błękitną koszulę, lazurowy krawat i nowe buty. Wyglądał bardzo reprezentacyjnie. Tego samego wieczoru, po zmianie obsługi w sklepie, wróciłem i zrobiłem zakupy dla siebie. Henry setki razy wcześniej występował publicznie na różnych wiecach feministycznych i proaborcyjnych zlotach, wygłaszał dłuższe i krótsze mowy do ludu i nigdy nie było widać po nim tremy.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.