Pedofile to… zwykli ludzie niczym niewyróżniający się z otoczenia. Ogólnie nawet wykształcone osoby o skłonnościach pedofilskich cechuje niski stopień inteligencji, chociaż i to nie może być regułą. Całą inteligencję i inicjatywę ci ludzie kierują tylko na zaspokojenie chorego popędu seksualnego. Osiemdziesiąt procent to mężczyźni w średnim wieku, często otyli i łysawi o dziwnym półzamarzniętym uśmiechu i unikającym kontaktu wzroku. Nic nie da się przykleić do gęby, żeby ułatwić zadanie, nie da się przebrać za pedofila, nie można chodzić jak pedofil, jeść jak pedofil, kląć jak pedofil. Nic. Pedofilia to jakby głęboka choroba duszy, którą jest bardzo trudno udawać na zewnątrz. Spośród tysiąca zdjęć różnych twarzy jestem w stanie bezbłędnie wybrać setkę pedofilów, jednocześnie nie potrafiąc określić, jak to zrobiłem. Ten tragiczny stan ludzkiej duszy jest widoczny w spojrzeniu, nawet nie w samych oczach, ale właśnie w tym uczuciu, które oczy emitują, nigdy nie patrząc wprost w źrenice rozmówcy. Usta okaleczone są zaprzeczeniem uśmiechu. Grając pedofila, musiałem stworzyć postać najzwyklejszego człowieka promieniującego głębokim smutkiem, kalekę o doszczętnie połamanej duszy nienadającej się do operowania. Jedynym fizycznym rekwizytem jest biżuteria o specyficznych kształtach, która pozwala zakażonym ludziom rozpoznać siebie nawzajem. Serduszko w serduszku, jakby podwójne serce, to symbol pedofila molestującego dziewczynki, a trójkąt w trójkącie noszą prześladowcy chłopców, czyli pedofile homoseksualni, jeżeli są nimi mężczyźni.
Symbole te są znane FBI i policji, tak że nikt nie obnosi się z nimi publicznie. Wystarczy dyskretny kolczyk, sygnet lub łańcuszek na szyi. Wykorzystałem namierzonego faceta, który podawał się za selekcjonera dziewczynek do drużyny piłki nożnej w miejscowości Oakville leżącej nad jeziorem Ontario, na zachód od metropolii Toronto. Nazywał się Daniel Robson i chłopcy z naszego oddziału długo i bezskutecznie próbowali go uziemić. Znowu musiałem wyjechać z domu i okłamać Annę, że jadę na szkolenie do Edmonton. Wszystko, co dało się ustalić, to to, że facet miał kilka tysięcy obrazków na trzech różnych twardych dyskach w swoim domku letnim. Zgarnięcie go wraz z komputerami nie dawało kompletnie nic. Łańcuszek informacji zostałby przerwany, obrazki skasowane, a Daniel wróciłby na ulicę z zakazem organizowania zajęć sportowych dla dzieci. Dyskretnie przesłuchano wszystkie dzieci z drużyny i nic. Sprawdzono szatnie i prysznice w poszukiwaniu kamer i dalej nic. Jak na faceta o niskim IQ Daniel Robson radził sobie całkiem nieźle, wodząc policję za nos. Nigdy nie wysyłał plików przez internet, miał inny sposób dystrybucji, co bardzo utrudniało tworzenie listy klientów. Poznałem go, przedstawiając się jako wujek dziewczynki, która według mnie miała wyjątkowy talent piłkarski. Tak jak się spodziewałem, Robson wyglądał tak zwyczajnie, że aż przykuwało to uwagę. Niewysoki, zakompleksiony, z łysiną czołową bezwzględnie dążącą do kołnierza koszuli. W trakcie pierwszych rozmów patrzył gdzieś na moje buty i unikał spojrzenia w twarz. Na drugie spotkanie na zapleczu areny sportowej przyniosłem zdjęcia i dyplomy z różnych imprez piłkarskich dziewczynek do lat dwunastu i pokazując je Danielowi, rozkładałem na stole, eksponując lewą dłoń ozdobioną srebrnym sygnetem z wypukłym podwójnym sercem.
"Ładna robota" – powiedział Daniel, dotykając delikatnie mojej biżuterii. "Ładna… to prawda. Jestem do niej bardzo przywiązany emocjonalnie."
Właśnie w tamtym momencie po raz pierwszy zostałem rozpoznany jako… jeden z nich.
"Może wypijemy kiedyś wspólnie piwo?" – spytał Robson.
"Z największą przyjemnością."
Mój sukces w nowej roli okazał się łatwiejszy, niż myślałem. Nie dlatego, że jestem genialnym aktorem. Przyczyna pozyskania zaufania od pierwszego wejrzenia jest bardzo prozaiczna. Gliny nigdy wcześniej nie wysyłały tajniaków w środowisko pedofilskie. Nikt, po prostu żaden tajniak nie poszedłby na taką robotę. Po prostu nikt. Największym i jedynym sukcesem w tej branży jest rozmowa internetowa, kiedy przed webcam podłożony jest nagrany wcześniej film z dzieckiem piszącym na klawiaturze. Pedofil jest przekonany, że widzi swojego rozmówcę-korespondenta, a w rzeczywistości rozmawia i umawia się na spotkanie z funkcjonariuszem policji. Ostatnio już nawet ci z zerowym IQ nie dają się złapać na tę starą sztuczkę.
Tak więc spotkaliśmy się w domu Daniela Robsona. Stopniowo otwieraliśmy przed sobą nasze sekrety. Na trzecią wizytę przyniosłem film skopiowany z kartoteki Daniela.
"Mam już ten film" – z dumą oświadczył Daniel.
Zaczęliśmy się wymieniać dyskami, a już po tygodniu poznałem dwóch jego serdecznych kolegów z tym samym hobby. Sytuacja rozwijała się pomyślnie, ale jedna przeszkoda rosła szybko i nieubłaganie. Czas. W poprzednich rolach czas był dokuczliwy, ale niegroźny. Po prostu nie wiedziałem, jak długo dam radę oglądać coraz bardziej wymyślne, brutalne, nieludzkie sadopedofilskie obrazy. Załamanie może przybrać różne formy i wywołać różne skutki, ale o załamaniach później. Zacząłem się spieszyć, jednocześnie uważając, by nie popełnić błędów. Desperacko potrzebowałem pomysłu na sfinalizowanie zadania. Musiałem się spiąć i nie spałem, myśląc całymi nocami.
"Posłuchaj, drogi Danielu… zdjęcia to zdjęcia, a filmy to filmy" – rozpocząłem filozoficznie. – "Wiesz… są inne, piękniejsze formy wyrazu artystycznego. Formy żyjące, ozdobione atmosferą wnętrza, zapachem, dźwiękiem, światłem, wspólną… jednością widowni. Byłeś kiedyś w teatrze?"
"Byłem kilka razy w Toronto w jakimś teatrze na sztuce. Było nawet fajnie" – odparł. "Właśnie, Danielu, spróbuj teraz sobie wyobrazić, że jesteś w teatrze, że wszystko to, co oglądasz na filmach i zdjęciach, dzieje się na żywo. Jesteś otoczony widownią, która wznosi oklaski, która razem z tobą przeżywa to, co widzi na scenie. Wyobraź sobie to wspólne podniecenie! Pomieszczenie wypełnia piękna muzyka i nastrojowe światło."
"Gdzie jest taki teatr?" – spytał z zainteresowaniem. "Jeszcze go nie ma, ale ty i ja stworzymy taki teatr… drogi Danielu".
"Ty i ja?"
"Tak jest, ty i ja." Wiedziałem, że go mam. Na jego czole wystąpiły kropelki potu i zaczął szybko oddychać. Trafiłem w sam środek tarczy nieokiełznanego pożądania. Następnie zamilkłem na kilka dni, nie popychając pomysłu z teatrem. Zadzwonił, sapiąc przez telefon. Rozmawiał z kilkoma znajomymi i wszystkim spodobał się pomysł, ale nie wiedzieli, jak się do tego zabrać.
"Ty załatwiasz dwoje, troje, czworo dzieci, to już twoja sprawa ile. Dorosłych aktorów wytypujemy wspólnie, rozejrzyj się wśród znajomych. Ty zapraszasz swoich gości, a ja swoich, tylko wcześniej musisz mi powiedzieć, ile będzie chętnych osób. Ja załatwiam salę. Mam dwa takie miejsca za miastem, które mogą się nadawać, pomieszczą ze sto krzeseł. Bilety, drogi Danielu, będą po tysiąc dolarów gotówką od osoby."
"Tysiąc dolców? To bardzo drogo." "To będzie bardzo specjalny wieczór. Obiecuję ci, że w całej Ameryce nie ma i nie było takiego wieczoru. A poza tym w cenie biletu będą drinki, przekąski i jeszcze coś bardzo nadzwyczajnego."
"Co?"
"Oryginalny film nakręcony z całego naszego wieczoru. Jedyny w swoim rodzaju film nakręcony na scenie, z widownią wznoszącą oklaski, jak w prawdziwym teatrze. Ty wraz ze swoimi przyjaciółmi musicie napisać scenariusz. Ułóżcie historię, fabułę z podziałem na role. Spróbujcie też wytrenować dzieci. Dla mnie zrób kopie scenariusza, może ktoś z moich gości zechce zagrać rolę w naszym teatrze. Niech to będzie piękna i wzniosła sztuka, Danielu… coś niepowtarzalnego.
Jeszcze jedno, pamiętaj – wszyscy zaproszeni goście muszą być ubrani w stroje wieczorowe. Ma być kulturalnie i uroczyście. Zapowiedz tym, których zapraszasz – żadnego chamstwa, wulgarnych okrzyków, gestów. Rozumiesz, Danielu, kultura. Na koniec, jeśli przyjdzie, powiedzmy, pięćdziesiąt osób, czterdzieści tysięcy dolarów będzie do podziału pomiędzy dwóch inteligentnych ludzi, Danielu… ciebie i mnie. Dziesięć tysięcy przeznaczymy na opłaty i koszty, a reszta dla nas, organizatorów".
Był całym sobą zaangażowany w ambitne przedsięwzięcie teatralne. Wizja zbiorowego gwałtu na dzieciach, który to miał się dokonać na scenie przed jego oczyma, pochłonęła go bez reszty.
Teraz przyszła kolej na mnie. Zarządziłem nadzwyczajne zebranie wydziału w Ottawie wraz z zaproszonymi dziesięcioma komandosami z jednostki specjalnej.
"Panowie i panie, gratuluję. Jesteście grupą pedofilów zaproszonych do teatru" – oświadczyłem.
Niestety nie potrafię opisać wyrazu twarzy słuchających detali mojego planu. Powoli ze stanu grozy i zwątpienia spowodowanego szokującą, nawet dla pracowników policji, ofertą ludzie zaczynali angażować się w poszczególne etapy akcji i wspólnie powstał plan działania. Każdy bez wahania zgodził się wziąć udział w akcji. Szef obiecał załatwić lokum w jednym z małych, okolicznych miasteczek. Wszystko zostało zapieczętowane jako "ściśle tajne". Wyznaczyliśmy datę.
Ja załatwiłem krzesła i drinki. Dodatkową atrakcją było budowanie sceny przez grupę kolegów Daniela, bo okazało się, że sala w Bellville niedaleko Kingston jej nie ma. Za własne pieniądze kupili deski i śruby – tak bardzo byli podekscytowani swoimi wizjami. Zakupili również kwiaty, przywieźli różne rekwizyty teatralne i udekorowali scenę. Nadszedł wyczekiwany wieczór. Daniel zaprosił trzydziestu jeden zaprzyjaźnionych pedofilów. Były wśród nich nawet dwie kobiety i wiceprokurator sądu rejonowego w Whitby. Grupa z Toronto przywiozła ze sobą dwie dziesięcioletnie dziewczynki i jednego sześcioletniego chłopca. Wszyscy goście byli ubrani w garnitury, a kilku nawet w wypożyczone smokingi. Z grupy Daniela trzy osoby zgłosiły się do występów na scenie, a ja wybrałem dwóch komandosów z jednostki specjalnej, którzy zajęli się sytuacją za kulisami. Moi goście pedofile to cała podgrupa wydziału śledczego z Ottawy i dziesięciu komandosów jednostki specjalnej, każdy z naładowaną bronią pod pachą eleganckiej marynarki. Kiedy wszyscy usiedli i przygasły światła, na scenę wybiegły przestraszone dzieci ubrane w białe, jedwabne stroje specjalnie uszyte na tamten wieczór. Podniecenie widowni narastało aż do momentu, kiedy na scenę wyszedł mój szef i przekrzykując wstępne oklaski, powiedział: "Drodzy widzowie! Szanowni państwo! Witamy wszystkich serdecznie i dziękujemy za przybycie. Prosimy wszystkich o pozostanie na miejscu w pozycji siedzącej i wyciągnięcie przed siebie złożonych rąk".
Wszyscy ochoczo wykonali polecenie, naśladując mówcę i myśląc, że to jest część przedstawienia. Szef uśmiechnął się i kontynuował przemówienie: "Jesteście wszyscy aresztowani pod zarzutem seksualnego wykorzystania osób nieletnich, zostaniecie zakuci w kajdanki i odtransportowani do aresztu w Kingston. Stamtąd będziecie mogli skontaktować się z waszymi prawnikami. Sala jest otoczona setką policjantów, którzy mają rozkaz strzelać w razie potrzeby. Prosimy o spokój i dziękujemy za współpracę."
Zapadła cisza i atmosfera niedowierzenia. Zaproszeni przeze mnie goście wstali i powoli, bez pośpiechu i nerwów zapięli w kajdanki gości Daniela Robsona. Jeden za drugim, trzydziestu jeden elegancko ubranych niedoszłych uczestników seansu, wymaszerowało do czekającego w pobliskim lesie autobusu policyjnego.