farolwebad1

A+ A A-

Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 34)

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

ludzie ktorzy nie patrza oklW tamtych czasach nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Rozmawialiśmy na przerwach kilka razy i to wszystko. Nie widziałem Anny przez wiele lat, aż kiedyś właśnie po jednym z urlopów spędzonych w Polsce spotkałem ją w samolocie Warszawa – Toronto. Zamieniłem się miejscami i cały ośmiogodzinny lot przegadaliśmy na różne tematy, wymieniając na koniec numery telefonów. Zadzwoniłem już następnego dnia wieczorem i powiedziałem: "Halo, tu mówi Derek… ten z samolotu" – mniej więcej tak to zabrzmiało w języku polskim. "Cześć. Właśnie podniosłam słuchawkę, żeby do ciebie zadzwonić. Uprzedziłeś mnie" – odpowiedziała. Tak właśnie się okazało, że było to zainteresowanie obustronne. Anna mieszkała i pracowała w Ottawie, a ja właśnie szykowałem się do przeprowadzki do Halifaxu na czas bliżej nieokreślony. Spotkaliśmy się dwa czy trzy razy i podczas tych spotkań próbowałem usilnie wytłumaczyć, że muszę wyjechać do pracy, że nie będzie mnie przez jakiś czas. Nie mogłem i nie chciałem jej zdradzić charakteru mojej pracy. Poznaliśmy się tak niedawno. Anna bez zawahania oznajmiła, że będzie czekała, aż wrócę. Jak miałem jej powiedzieć, że po powrocie zaraz znowu gdzieś wyjadę, może na trzy miesiące, a może na pół roku? Zakochałem się i coraz bardziej zależało mi na każdym dniu w jej obecności, a z drugiej strony, nie chciałem dziewczyny skrzywdzić, widząc, że i ona coraz bardziej się angażuje w nasze spotkania. Niełatwo jest być gliną tajniakiem, a żoną gliny tajniaka chyba jeszcze trudniej. Tak więc stanąłem na dywanie u mojego szefa. Ten człowiek szanował mnie za moje poświęcenie, coraz rzadziej spotykane w naszej firmie. Wysłuchał, potakując, i powiedział, że sprawdzi, co da się zrobić, ale dopiero po zakończeniu Halifaxu. Tak więc mając rozbabrane plany na przyszłość, pożegnałem się z Anną, nie wiedząc nawet, czy się jeszcze kiedyś spotkamy. W związku z akcją w Nowej Szkocji Anna miała szansę zostać wdową jeszcze przed ślubem. Obiecałem, że będę dzwonił z Halifaxu, tak jak i teraz dzwoniłem prawie codziennie z tej wyspy, dopóki mnie mój gospodarz nie związał.

– Gospodarz, gość, związany, oszukany. Do podsumowania przejdziemy później.

Derek, półsiedząc, nieudolnymi ruchami podniósł poduszkę wyżej, opierając się o zagłówek łóżka. Podsunął się wyżej tak wysoko, jak pozwalały mu na to więzy.

– Halifax to piękne miejsce pod warunkiem, że nie przybywa się do niego w celu wojny. Moja misja tym razem miała na celu zaprzyjaźnienie się z fajnymi chłopakami z Hells Angels. Słyszałeś o nich? Złote, fajne chłopaki, do rany przyłóż, a rana ropiejąca nigdy się nie zagoi. Na terenie Ontario współżyło kilkanaście gangów motocyklowych. Satan's Choice, Lobos, Para Dice Riders, Last Chance i inni powoli zostali wchłonięci do Hells Angles, którzy dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych wyprowadzili się do innych prowincji. Wszyscy zgodnie żyli z szantażu, wymuszenia, prostytucji, ale głównym źródłem dochodu zawsze był handel. W Quebecu wojna o rynek kokainy pomiędzy Hells Angels i Bandidos z Teksasu pochłonęła w sumie sto pięćdziesiąt istnień… ludzkich. Podczas zamachów bombowych zginęło wielu niewinnych przechodniów. Historia gangów motocyklowych to naprawdę gruba książka. W roku 2006 nasz wywiad doniósł, że nowy chapter… po polsku chyba to będzie rozdział lub oddział, Hells Angels ma zamiar otworzyć swoją działalność w spokojnym do tamtej pory Halifaksie, w stolicy prowincji Nowa Szkocja. Walkę z nimi trzeba było oprzeć na zupełnie nowej, nigdy wcześniej nieużytej strategii. Postanowiłem zagrać policjanta, co też policjantowi powinno wyjść nie najgorzej. Na dodatek, wykorzystując znajomość polskiego, dałem sobie polskie nazwisko. Kiedyś czytałem polski thriller pod tytułem "Skutki uboczne", w którym bohaterem był Jan Barski, i tak właśnie nazywałem się w akcji Halifax… John Barski. Tak więc John Barski był skorumpowanym gliniarzem, który już na początku swojej kariery w Boston Drug Squad zrozumiał wyższość dolarów nad służbą społeczeństwu. Na dodatek był dezerterem poszukiwanym policyjnym wewnętrznym listem gończym, który był do wglądu w internecie. Amerykanie podchwycili plan, a ja poćwiczyłem bostoński akcent. Policja w USA i my wiedzieliśmy, że szykuje się duży przerzut kilkuset kilogramów mieszanki z Boliwii do któregoś z portów wschodniego wybrzeża Stanów. W grę wchodziło bardzo wiele miast portowych: Savannah w Georgii, Virginia Beach, Portland w Maine, Jacksonville w Karolinie Północnej…

Lista była długa i bardzo trudna do skutecznego obstawienia przez tajniaków. Moja rola polegała na dotarciu do "aniołków" podejmujących decyzję i przekonaniu ich, że odbiór w którymkolwiek z portów jest bardzo ryzykowny, ponieważ gliny w USA szykują się do przechwycenia. Jednym słowem porty są namierzone.

Halifax natomiast, jako nowa i nieznana siedziba, jest całkowicie poza zasięgiem radaru. Wystąpiłem w roli cwanego handlarza i negocjatora. Tym razem moja oferta handlowa była prosta i klarowna: informacja za udział procentowy w uratowanym, po pomyślnym odbiorze, ładunku z Boliwii. Kilku brodatych, wytatuowanych grubasów w skórzanych kurtkach podrapało się po łysych głowach zawiniętych w bandany, po czym zdecydowało, że zamkną mnie na kilka dni dla sprawdzenia mojej osoby. Zgodziłem się, jakbym miał inny wybór, i spędziłem tydzień w niewielkim mieszkaniu w Dartmouth. Był to prawdziwy sprawdzian mojego aktorstwa, przygotowania akcji na wszystkich szczeblach i we wszystkich detalach. Jeden przeciek, jeden błąd, jedno niedociągnięcie i zamiast burzliwych oklasków i kwiatów lecących na scenę czekał mnie marny koniec na dnie zatoki z nogami wmurowanymi w betonowy klocek. Wbrew obietnicy nie dzwoniłem do Anny. Każdy mój ruch był śledzony i analizowany, zanim nie potwierdzono wiadomości z Bostonu o młodym glinie dezerterze. Napięcie pękło i zacząłem oddychać po wielu dniach podświadomego wstrzymywania oddechu. Zdobywałem zaufanie góry, podrzucając im różne warianty dostawy. Dopiero po miesiącu udało mi się dorwać do telefonu na monety, wiszącego koło ubikacji w portowym barze. Zadzwoniłem na minutę do Ani i zapewniłem nerwowo, że ją kocham i dam znać, jak tylko będę mógł. Po miesiącu przyszło potwierdzenie, że trawler rybacki opuścił port w Wenezueli i jest w drodze. Nadchodził czas, kiedy musieli podjąć decyzję.

Nowy oddział Hells Angels w Halifaksie liczył zaledwie dwanaście osób i ja byłem trzynasty. W dniu, w którym statek mijał Florydę, nareszcie padł wyczekany rozkaz: "Dostawa ryb w porcie Halifax". Zaczęły się przygotowania. Naprędce otworzyliśmy firmę dystrybucji ryb i owoców morza, kupiliśmy dwie używane ciężarówki chłodnie i zamówiliśmy dwie tony lodu. Trawler głębinowy o dumnej nazwie "Król Oceanu" zarejestrowany był pod banderą Wenezueli. Była to stara zardzewiała łajba złożona w jednej z sowieckich stoczni w latach siedemdziesiątych. Na pokładzie było szesnastu członków załogi pochodzących z różnych krajów Ameryki Południowej. Kiedy trawler zacumował przy nabrzeżu w Halifax Harbour, Hells Angels wydelegowali mnie do sprawdzenia towaru. Ładownie chłodnie były pełne mrożonych, wypatroszonych ryb z głowami i ogonami. W sumie prawie dwadzieścia ton widniejącej w dokumentach mieszanki głębinowej niesortowanej.

Wraz z jednym z gangsterów, przebranym tego dnia za urzędnika, zostałem wydelegowany do kontroli i odbioru towaru. Tylko ładownia chłodnia numer trzy zawierała nasz towar. Zeszliśmy w dół po zardzewiałej drabince i przy świetle słabej żarówki wiszącej na drucie otworzyłem brzuch jednej z większych ryb. Mój towarzysz spróbował na miejscu, oznajmiając: "jest w porządku". Wartość przerzutu na ulicy dużego amerykańskiego miasta jak Nowy Jork, Boston czy Los Angeles mogła osiągnąć pięćdziesiąt milionów dolarów. Umówiliśmy się na trzy procent od czterdziestu milionów, czyli milion dwieście tysięcy. Kwotę tę miałem otrzymać tego wieczoru w czasie pożegnalnej hucznej imprezy. Mogłem też zamiast kasy dostać kulkę. Ryzyko zawodowe. Raczej nikt nie upomniałby się o glinę dezertera, teoretycznie działałem bez opieki i poparcia grubych ryb, i to właśnie powinno dać im do myślenia. Po skończeniu przeładunku i wymianie teczek wyjąłem telefon komórkowy i oprócz telefonu do szefa Hells Angels, tak jak było to umówione, wcisnąłem trzy siódemki. Kiedy wszystko było gotowe, ciężarówki załadowane i wszystkie gęby uśmiechnięte, pięćdziesiąt wozów policyjnych jednostki specjalnej otoczyło port. Wyglądało to tak, jakby zjechały się gliny z całej Nowej Szkocji. W przypadku kontaktów towarzyskich z Hells Angels zazwyczaj wzywa się na pomoc komandosów, a i artyleria nie byłaby przesadą. Ani strzałów, ani przepychanki, totalne zaskoczenie. Profesjonalni gangsterzy dali się złapać. Miałem dwadzieścia siedem lat i zagrałem rolę tak, że mi uwierzyli. Pomimo bardzo krótkich i rzadkich kontaktów spotykaliśmy się z Anią jak starzy przyjaciele i kochankowie. Cały urlop po akcji spędziłem w Ottawie, w jej małym mieszkaniu. W rozmowach z szefami użyłem trochę mojego talentu, grając odrobinę strachu. W ciągu trzech lat w narkotykach zostawiłem ślad i grupę wkurwionych gangsterów prawie w każdej prowincji Kanady. Czas było odejść. Zgodzili się i obiecali, że po powrocie z urlopu dostanę przeniesienie i podwyżkę. Z tego, co opowiadałeś poprzedniej nocy, to ty ze swoim talentem aktorskim grałeś raczej sam przed sobą bez większej widowni wielbicieli, którzy za jedną pomyłkę mogli ci poderżnąć gardło. Zdałem sobie sprawę, jak prawdziwym i bezwzględnym przeżyciem stała się moja gra. Teatr i film to gra, która się kończy każdego dnia jak każda praca. Schodzisz z planu czy ze sceny, podbijasz kartę zegarową i idziesz do domu, do rodziny. Mój akt przekroczył ten próg. Moje przedstawienia trwały tygodniami i zacierała się w nich granica pomiędzy moim życiem a grą. Rzeczywiście jesteś bardzo dobry. Świetnie zaprezentowałeś na przykład rozmowę z tą Meksykanką…

– Anitą Ramirez.

– Właśnie. Jesteś dobry, aż szkoda, że nie dałeś światu spróbować i ocenić swojej sztuki.

– Dałem. Jeszcze nie opowiedziałem ci całego życia. Nie zaczynaj. Wróć do powrotu z urlopu… Co było dalej?

– Ciekawe, jak ty byś opowiadał swoje najgłębsze emocjonalne przeżycia, gdyby ktoś ciebie związał. Aktor, który nawet nie może zrobić pier… gestu ręką…

– Musisz się wysilić i skupić na poprawnym języku, bez przekleństw. Zastąpić gesty słowami. Poza tym po tym, jak się przyznałeś, że jesteś funkcjonariuszem sił specjalnych, wiem, że przecięcie więzów prawie natychmiast skończyłoby się utratą mojej przytomności i nigdy nie dowiedziałbym się dalszego ciągu.

Obydwaj zamilkli na dłuższą chwilę. Derek spokojniejszym głosem kontynuował opowieść:

– Dostałem dużą podwyżkę i awans. Zrobili ten ruch, żeby się upewnić, że nie ucieknę, kiedy mi przedstawią mój nowy wydział. Siedziba główna nowego oddziału mieści się w Ottawie i niebezpieczeństwo utraty życia w godzinach pracy znacznie się zmniejszyło. To chyba wszystkie zalety awansu i zmiany. Przeprowadziłem się do stolicy, dużo częściej mogłem spotykać się z Anią i na wstępie nie musiałem przyklejać sobie blizn i robić tatuaży. Moja praca nie polegała już na śledzeniu handlarzy heroiny i morderczych gangsterów. I wyobraź sobie, że nawet za nimi zatęskniłem, kiedy dowiedziałem się, jaka grupa przestępcza będzie od tej pory w polu mojego działania. Pedofilia – to zaburzenie psychiczne, którego przyczyn nikt tak dokładnie jeszcze nie zna, a badania ciągle trwają. Wydział Ścigania Przestępstw przeciwko Dzieciom i Młodzieży nie analizuje przyczyn tego zboczenia, a jedynie próbuje zminimalizować tragiczny wpływ, jaki pedofilia wywiera na życie dziecka, które wpadnie w jej sidła. My, gliniarze, nie wiemy, czy to zbyt mała procentowa objętość białej materii w mózgu, niski wzrost, brak pewności siebie czy też trudne dzieciństwo spycha ludzi na drogę seksualnego molestowania dzieci. Do nas należy zdobywanie informacji, śledzenie, zbieranie dowodów i zamykanie pedofilów w więzieniach, żeby udaremnić ich dalsze dręczenie.

Naukowcy, dociekliwie szukając przyczyn pedofilii, jakoby niechcący podważają przestępczo-kryminalny status tego zboczenia. Przestępcę się karze, a chorego psychicznie należy leczyć. Zagubiony w tej sytuacji system prawny sam nie bardzo wie, co ma robić. Zamykać? Wypuszczać? Leczyć? Kastrować? Wszyscy jednym głosem krzyczą, że pedofilia to przestępstwo. A więc karać? W ciągu ostatnich lat homoseksualizm, niegdyś traktowany jako dewiacja i surowo karany na równi z pedofilią, osiągnął międzynarodowy status wolnego wyboru. Nagle z teczki podpisanej "Zboczenia seksualne" zniknął homoseksualizm. Z pozycji prześladowanych kryminalistów w wielu krajach ludzie ci osiągnęli pełnoprawny status społeczny z prawem do świadczeń socjalnych, małżeństwa i adopcji dzieci włącznie. System prawodawstwa został zmieniony.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.