farolwebad1

A+ A A-

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (47)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

kochanekwielkiejWięcej przeszkadzałem jej, niźli pomagałem, więc dostałem kułakiem w bok i, porzucając Nastkę, przygadałem się do Kasi, która piekła "oładje" z tartych kartofli i mąki. Przez pewien czas pracowaliśmy zgodnie. Ona smażyła oładje i zrzucała je z patelni do dużej miski, a ja jadłem je na gorąco. Wkrótce Kasia spostrzegła, że w misce nic nie przybywa, więc zgoda nasza prysła. Musiałem cofnąć się od miski, pod groźbą dużej, drewnianej łyżki, którą Kasia nalewała ciasto na patelnię.

Wówczas udałem się do Magdy, która, błyszcząc muskularnymi ramionami, stojąc w obłokach pary, prała bieliznę w balii. Korzystając z tych obłoków, jako z zasłony dymnej, zamierzałem spróbować czy ma twarde muskuły. Lecz próba ta skończyła się dla mnie fatalnie. Magda trzasnęła mnie po plecach mocno skręconą sztuką mokrej bielizny i musiałem wiać co prędzej, mając tak namacalny dowód siły jej muskułów. Wreszcie podwaliłem się do Oleny, która, na czystej połowie domu, szorowała piaskiem i gorącą wodą stół, ławy i podłogę. Parę razy urządziłem z nią sztuczne zderzenia, gdy ściągała ścierką wodę z podłogi. Trzecie takie zderzenie zmusiło mnie do pośpiesznej ucieczki. Olena zamierzyła się na mnie całym kubłem wody i gdybym się nie wywinął spod strugi wody, zmoczyłaby mnie całego. Musiałem powrócić do Szymona i Ignacego, którzy w tym czasie nacięli już całą górę drzewa. Więc wziąłem siekierę w garść i zabrałem się do pracy.

Teraz czuję się u Dowrylczuków tak, jakbym był członkiem rodziny. Zaprzyjaźniłem się z chłopcami i z dziewczynami, które nie krępują się teraz mnie wcale.

Razem pracujemy, razem jemy, razem spędzamy wolny czas. Stary Maciej lubi opowiadać mi różne epizody ze swego, dość burzliwego za młodych lat, życia. Opowiada ciekawie i obrazowo, więc chętnie go słucham. On kurzy fajkę, ja palę papierosy i często spędzamy razem wiele godzin.

Na trzeci dzień, po pierwszym powrocie zza granicy, wieczorem położyłem się do snu. Dla mnie kładą na noc duży siennik, na dwóch zestawionych razem ławkach. Pod głowę dają mi olbrzymią poduszkę, a nakrywam się watową kołdrą, wierzch której jest zrobiony z kolorowych skrawków różnych materiałów.

Dziewczyny śpią w dwóch łóżkach za przepierzeniem, a chłopcy na dużych "połaciach" za piecem. Łóżka gospodarza i gospodyni znajdują się na drugim końcu izby, przy drzwiach, za przepierzeniem, tworzącym coś w rodzaju małego pokoiku.

Tego wieczora długo nie spałem. brałem z parapetu papierosy i paliłem. Myślałem o różnych rzeczach. Zza pieca rozlegało się potężne chrapanie braci. Z początku to mnie raziło, potem przyzwyczaiłem się do tego... Tak minęły ze dwie godziny, a ja wciąż nie mogłem usnąć. Wstałem z pościeli i poszedłem do kąta pokoju gdzie, na niskim zydlu, stała duża dzieża z chlebnym kwasem. Napiłem się i wróciłem na miejsce. Nie chciało mi się wcale spać. Teraz najchętniej poszedłbym gdzieś na zabawę lub z towarem za granicę.

W pewnej chwili posłyszałem za przepierzeniem przytłumiony szept dziewczyn. Często słyszałem, jak rozmawiały lub szeptały ze sobą, lecz nie tak cicho i tak późno jak teraz. Potem wszystko ucichło. Po paru minutach odróżniłem lekkie kroki bosych nóg. Patrzyłem w kierunku przepierzenia, lecz absolutnie nic nie mogłem dostrzec, bo okiennice były przymknięte i izbę zalegał gęsty mrok. Kroki zbliżyły się do mego posłania. Zatrzymały się w pobliżu ławek. Słyszę szmer dłoni po półce, która wisi na ścianie nade mną. Czegoś tam szuka. Szuka długo i nie znajduje. Wówczas myślę: "a może to tylko pretekst!". Mówię bardzo cicho: "Kto to?". Żadnej odpowiedzi nie ma, lecz szmer dłoni po półce nie ustaje. Wtedy siadam na posłaniu i wyciągam ręce w tym kierunku, gdzie wyczuwam czyjąś obecność. Dotykam dłońmi ciała dziewczyny w grubej lnianej koszuli. Udaję, że chcę cofnąć się, lecz obejmuję ją mocno wpół i sadzam na posłaniu. Zaczynam ją całować. Chcę coś powiedzieć, lecz ona pospiesznie kładzie mi dłoń na ustach. Wówczas milcząc obalam ją na pościel.

Po godzinie dziewczyna chce mnie opuścić. Próbuję zatrzymać ją jeszcze, lecz stanowczo odrywa od siebie moje ręce i po cichu idzie za przepierzenie... Leżę cicho sam. Po paru minutach słyszę za przepierzeniem lekkie szeptanie i, jak mi się zdawało, śmiech.

Nazajutrz czułem się trochę nieswojo. Przy śniadaniu siedzieliśmy jak zwykle: gospodarz i gospodyni w "krasnym kącie", ja obok braci, a siostry naprzeciw nas. Jak zwykle, w czasie posiłku panuje milczenie. Wszyscy jedzą powoli. Ja co chwila zerkam ku dziewczynom. Od czasu do czasu łapię na sobie ich spojrzenia, takie jak zwykle. Nie dostrzegam żadnych zmian w ich zachowaniu się. Patrzę w czerstwe buzie, na ciemne głowy z wyraźnymi przedziałami pośrodku i warkoczami opadającymi na plecy, na ładne, piwne oczy i myślę: która?... We dnie w zachowaniu się w stosunku do mnie nie widzę żadnej zmiany.

Tak minął cały dzień. Wieczorem, po pracowicie spędzonym dniu, udajemy się na spoczynek. Lampa gaśnie. Izbę ogarnia ciemność. Chciwie łapię uchem każdy szmer, każdy dźwięk... Cisza... Rozlega się chrapanie braci. W głębi izby słyszę kaszel Macieja. Zapalam papierosa. Kręcę się po pościeli z boku na bok. Gdy już zupełnie straciłem nadzieję, że dziewczyna do mnie przyjdzie i chciałem usnąć, posłyszałem za przepierzeniem szeptanie, a po chwili odróżniłem lekkie kroki bosych nóg. Gdy później dziewczyna leżała w pościeli, zacząłem obmacywać dłońmi jej czoło, policzki, podbródek, nos, uszy, wargi. Nie przeszkadzała mi w tym, zapewne myśląc, że to są pieszczoty. A ja starałem się w ten sposób zapamiętać jej twarz. Lecz to do niczego nie doprowadziło: wszystkie siostry mają podobne twarze. Chciałem, żeby się odezwała, aby poznać ją po głowie, lecz milczała uparcie, nie zdradzając się ani słówkiem. A gdy zacząłem szeptać jej coś do ucha, pośpiesznie położyła mi dłoń na ustach.

Nazajutrz znów obserwowałem uważnie dziewczyny, lecz nic z tego nie wywnioskowałem. Tak było kilka nocy z rzędu. Pewnego razu, z wieczora, położyłem pod poduszkę latarkę. Gdy dziewczyna była ze mną miałem zamiar oświetlić ją. Wsadziłem rękę pod poduszkę. Lecz ona widocznie przeczuwała mój zamiar, bo pośpiesznie wyjęła mi z ręki latarkę i klęcząc na pościeli położyła ją na półce. Teraz, gdy przychodziła do mnie wieczorami, przede wszystkim sprawdzała, czy nie mam przy sobie latarki. Zresztą zaprzestałem tych prób, bo bałem się, aby nie przestała mnie odwiedzać... Po namyśle postanowiłem nie robić wcale starań, aby dowiedzieć się, która z sióstr do mnie przychodzi po nocach. Mógłbym przecież oświetlić ją latarką, gdy będzie się zbliżać do pościeli, lub zrobić jej znak na szyi chemicznym ołówkiem, który mógłbym potem dostrzec z rana, zanim go sama nie zauważy. Lecz jeśli jej tak bardzo zależy na tym, by nie być poznaną, to nie będę robił prób w tym kierunku.

O jej odwiedzinach u mnie musi wiedzieć któraś z sióstr, bo gdy wraca ode mnie, dość często po cichu rozmawiają. Pewnie myślą, że nie słyszę tego. Po dawnemu żartuję z dziewczynami, nadal obrywam, od wszystkich bez wyjątku sióstr, razy dłonią lub kułakiem za zaczepki i nadal trwają nocne odwiedziny mej tajemniczej, milczącej kochanki.

A w domu wre intensywna, przedświąteczna praca, która nie pozostawia nam wolnego czasu. Ja teraz robię na równi ze wszystkimi. To skraca mi dni i daje (jak mówi Szczur) lepszą melodię do żarcia. I co dzień oczekuję niecierpliwie nadejścia wieczora i... mej niezwykłej kochanki. Teraz jest mi weselej i rzadziej wspominam miasteczko i chłopaków. Tylko czasem nęci mnie bardzo praca przemytnicza i odwiedzają wspomnienia o Feli; lecz obraz jej zaciera się coraz bardziej w mej pamięci. Myślę o niej nie jak o realnej kobiecie, a jak o wyśnionej, wymarzonej lub wyczytanej gdzieś w książce postaci dziewczyny pięknej, lecz nie istniejącej naprawdę... Początkowo dużo myślałem o Saszce i o Żywicy, lecz teraz staram się, jak mogę odpędzić od siebie myśli o nich, bo czuję, że szkodzi mi to. Ciągnie mnie wtedy gdzieś do lasów, gdzie niebo skrzy się gwiazdami i gdzie króluje Wielka Niedźwiedzica.

3

Nadeszły święta Bożego Narodzenia. Wilię odprawiono uroczyście, według starej tradycji. Było siano pod obrusem i "kucja" w krasnym kącie i 12 postnych potraw. Wszystko było smaczne, wszystkiego musiałem zjeść po trochu i tak się napychałem, że po wieczerzy ledwie zza stołu wylazłem. W nocy dziewczyna nie przyszła do mnie, chociaż długo słyszałem szeptanie za przepierzeniem. Może była jakaś przeszkoda, albo nie chciała tego robić ze względu na uroczyste święto.

Nazajutrz wszyscy, prócz mnie i Szymona, który mocno się zaziębił w przedświątecznej łaźni i kurował się teraz na piecu, pojechali na nabożeństwo, nie do parafialnego kościoła w Wołmie, lecz do Rakowa. Wrócili o drugiej godzinie po południu. Opowiedziano mi sporo nowin i oddano pozdrowienia od Lorda i Szczura, którzy obiecali odwiedzić mnie nazajutrz.

Wieczorem zastawiono obfitą kolację. Wódki nie szkodowano i wszyscy dobrze podpili sobie... nawet dziewczyny. Siedzą rzędami na ławie, gryzą orzechy i wesoło rozmawiają ze mną i resztą rodziny. Wódka zarumieniła ich policzki, zapaliła w oczach nowe błyski, zmusza do wesołych wybuchów śmiechu. Biorę bałałajkę i zaczynam grać na niej. Jestem pijany od alkoholu i od ukradkiem rzucanych ku mnie spojrzeń dziewcząt, które teraz są inne niż zwykle. Potem, gdy gaśnie lampa, niecierpliwie oczekuję przyjścia mej kochanki. Szkoda, że ja nie mogę do niej pójść! Nie czekałbym tak długo! Wszyscy długo nie śpią. Bracia rozmawiają na połaciach. Niekiedy odzywa się do nich z pieca chory Szymon. Maciej kaszle w drugim kącie izby, za przepierzeniem. A dziewczyny długo po cichu rozmawiają.

Słyszę ich wesoły śmiech i okrzyki. Wreszcie wszystko się uspokoiło. Bracia chrapią. Kaszel Macieja ustaje. Dziewczyny przestają rozmawiać. A jeszcze po godzinie słyszę szeptanie. Potem odróżniam skradające się kroki bosych nóg... Mocno obejmuję i tulę do siebie gorące, jędrne, pysznie rozwinięte ciało dziewczyny. Całuję namiętnie jej usta, twarz, szyję.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.