farolwebad1

A+ A A-

Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 31)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

ludzie ktorzy nie patrza oklPróbowałem rozluźnić jego skupienie.

– Dlaczego mnie związałeś? Co tak nagle od wczoraj się stało?

Szybkim ruchem przycisnął kolanem rękę do żerdzi i nie zwracając uwagi na moje pytania, zaciągnął nowy pasek.

– Masz tu wodę – podsunął mi pod usta szklankę, którą sam przyniosłem w nocy. – Jeżeli zrobisz to, o co poproszę, to rozstaniemy się… powiedzmy w zgodzie. Jeżeli będziesz próbował walczyć, obezwładnić mnie czy coś w podobnym stylu, to mogę cię zapewnić, że dno wielu zatok jeziora Arrow jest tak błotniste, że nikt nigdy twojego trupa nie znajdzie – informacja o "moim trupie" została powiedziana tak, że aż przeszły mnie ciarki.

– Mówiłeś, że nie jesteś typem mordercy, to może najpierw powiedz, o co tu, kurwa, chodzi, zanim przejdziemy do… trupów. Co mam zrobić, żeby odzyskać wolność? – przez myśl, tylko przez ułamek sekundy, przemknęły mi obrazy związane z różnymi dewiacjami seksualnymi.

– Mów! Wszystko, co masz zrobić, to powiedzieć mi prawdę. Kim jesteś? Kto cię tu przysłał? Po co tu jesteś? To jest bardzo prosta wymiana handlowa. Ja opowiedziałem ci o sobie prawdę i nic we wczorajszej opowieści nie było kłamstwem. Teraz twoja kolej. Chcę wiedzieć, dlaczego tu jesteś.

– Nic z tego nie rozumiem – teraz nadeszła kolej na dramatyczne przedstawienie moich zdolności aktorskich. – Przyjąłeś mnie do pracy, chyba dobrze wykonuję swoją robotę? Sam z własnej potrzeby opowiedziałeś mi o swoim życiu, ja o to nie prosiłem ani do tego nie nakłaniałem, prawda? Pomyślałem, że po latach samotności miałeś potrzebę wyrzucenia z siebie wydarzeń, które miały miejsce przed laty, a z nikim nie miałeś okazji się tym podzielić. To, co przeżyłeś, to… ciężar, ciężar, który z czasem narasta i staje się jeszcze cięższy i trudniejszy do dźwigania. Wrażliwi ludzie cierpią, kiedy muszą latami nosić w sercu swoje ciemne tajemnice, i to jest naturalne, że chcą się podzielić swoimi przeżyciami z kimś, jeśli już nie z kimś bliskim, to chociaż z kimś życzliwym, kto jest w stanie tego wysłuchać… Może właśnie dlatego została wymyślona spowiedź dla tych, którzy nie mogli znaleźć tej drugiej osoby do słuchania. Nie wiem, co jeszcze, jaką prawdę chciałbyś ode mnie usłyszeć?

– Pierdolisz! – krótko ocenił moją wypowiedź Karol, po czym wstał i ze swoim karabinem pod pachą wyszedł.

Znowu zostałem sam ze swoimi myślami. Słońce za oknem rozpoczęło wędrówkę w dół ku zachodowi, czyli prawdopodobnie musiało już być po południu.

Meldunek codzienny był spóźniony o ładne kilka godzin. Tom Norman podczas jednej z pierwszych rozmów, kiedy to zmienił hierarchię raportów, ustalił czas alarmowej interwencji na czterdzieści osiem godzin. Jeśli ten okres od dziesiątej rano dzisiaj minie bez kontaktu ze mną, to Karolek się zdziwi, kiedy nad jego wyspę przylecą helikoptery z komandosami, żeby zabrać do domu jego sezonowego robotnika. Wtedy już byłoby za późno na przedstawienia, na grę aktorską i próby zasłonięcia kurtyny z zachowaniem godności osobistej. Krótko mówiąc – Karol mógłby zginąć w trakcie zajęcia wyspy.

Nie chciałem, żeby zginął. Mimo faktu, że stałem się jego więźniem, nie czułem do niego nienawiści. Miałem coraz silniejsze wrażenie, że tego faceta nie da się oszukać. Każda moja próba kreatywnego zmyślania zostanie skwitowana niewybrednym stwierdzeniem "pierdolisz" i zakończona trzaśnięciem drzwiami. Czasu nie było aż tak wiele, żeby wielokrotnie dawać szansę moim zdolnościom aktorskim. Ta sytuacja naruszyła moje poczucie pewności siebie w tej dziedzinie. Kiedy wygłaszałem moją ostatnią sekwencję przed wyjściem Karola, to nawet ja sam czułem niski poziom i wstydu godną mierność mojego wystąpienia. Ja, niegdyś pewny swojej gry, poczułem… wstyd. Szach mat? Myślałem, nie mogąc w to uwierzyć, że dałem się zapędzić w róg pomiędzy prawdą a grą. Co mi pozostawało?

Nie brałem poważnie pod uwagę zagrożenia ze strony Karola. Walczyć związany nie miałem jak. Kłamać albo milczeć mogłem bez problemu przez następne dwie doby, które miały się zakończyć nalotem komandosów i możliwą śmiercią Karola. Byłem więźniem, ale nie miałem statusu zakładnika, którego można zlikwidować w razie zagrożenia dla porywacza. Zakładając, że nie byłem w stanie zagrać jakiejkolwiek roli tak, żeby moja widownia, czyli Karol, uwierzyła w zmyślone realia, pozostawało jeszcze jedno wyjście, jeszcze jedna możliwość uratowania życia Karola Levickiego i być może mojego. Prawda.

***

– Co ty na to? – po dłuższej chwili milczenia odezwał się Tom Norman.

– Nie mogę w to uwierzyć. To wszystko dzieje się od lat przed naszymi oczami i… w nieznany sposób wymyka się spod kontroli – odpowiadając, Larry Knott pukał dłonią w papiery leżące obok kubka z kawą.

– W kraju, w którym wolność słowa zagwarantowana jest konstytucją, senator, i w dodatku przewodniczący komisji sądowej, zostaje tak po prostu, bez podania powodu poproszony o złożenie rezygnacji za karę za wygłoszenie swojego poglądu.

– Mówisz o senatorze Burelu, Conrad Burel, tak się chyba nazywa?

– Tak. Conrad Burel, senator stanu Utah. Na posiedzeniu rady komisji senator wygłosił mowę o tym, że muzułmanie nie stanowią żadnego niebezpieczeństwa dla Ameryki i krajów Zachodu. Przeciętna rodzina muzułmańska pracuje, rodzi i wychowuje dzieci, wyznaje swoją religię i nie stanowi żadnego zagrożenia dla nikogo.

Dopiero islam zmieszany z radykalizmem zaczyna być mieszanką wybuchową. Radykalne frakcje muzułmańskie w ramach islamskiego dżihadu chcą zniszczyć wszystko, co nie jest muzułmańskie, i to właśnie przeciwko radykalizmowi powinny być formułowane działania. Islam został przez niego porównany do gleby, na której wyrastają chwasty radykalnych poglądów i działań.

– I co? Z tym się ktoś nie zgodził?

– Nie. Po tej części wypowiedzi senator otrzymał oklaski. Posłuchaj dalej. Wykład o różnicy pomiędzy muzułmanami i radykalizmem islamskim posłużył senatorowi do przedstawienia ogólnej rozbieżności między ruchem X a jego radykalnym odłamem XR-radical, którą to, osądzając, powinniśmy zawsze dostrzegać.

Dalej stwierdził, że to może odnosić się nie tylko do religii, ale nawet do ogólnie znanych ruchów obrony praw człowieka czy ruchów ekologicznych.

– Zanim dojdziesz do sedna, co powiesz na jeszcze jedną szkocką? Nie mów tylko, że będziesz jeszcze dzisiaj kierował. Zostaniesz na kolacji. Victoria szykuje coś dobrego.

– OK. Przed kolejną częścią rzeczywiście należy się napić – Tom zakołysał delikatnie szklanką, grzechocąc kostkami lodu. – Dalej Burel porównał znaną powszechnie organizację obrony praw gejów, która broni homoseksualistów przed prześladowaniami i początkowo miała za zadanie ochronę i zapewnienie normalnego życia tej grupie, z radykalnym jej odłamem lub też z radykalną organizacją, w którą się przeistoczyła. To ugrupowanie, według senatora, przebyło długą drogę od obrony praw do żądań zawierania związków małżeńskich, adopcji dzieci czy nauczania pozycji stosunków homoseksualnych w czwartej klasie szkoły podstawowej.

– I za to został ukarany? Za ujawnienie agresywnego radykalizmu homoseksualistów? – Co ciekawe, tym razem wielu senatorów wstawiło się za Conradem Burelem. Jego wypowiedź nie była antygejowska, a jedynie przeciw radykalizmowi programowemu organizacji, który podobnie jak radykalizm dżihadu chciałby zniszczyć wszystko to, czym sam nie jest.

– Polowanie na czarownice w dwudziestym pierwszym wieku?

– Na to się zanosi. Pomijając podmiot rozważań, czyli zostawiając na boku gejów i muzułmanów, to muszę przyznać, że trudno jest nie zgodzić się z przedstawioną przez senatora Burela kolejnością losów wielu organizacji i ruchów działających w historii ludzkości. Nazizm, komunizm również wyrosły na dobrych założeniach, a nawet na pięknych wizjach przyszłości. Problemy zaczęły się dopiero, kiedy radykalne frakcje kradły ideę i jej dobre założenia, przerabiając je na zupełnie inną, agresywną agendę. Jeśli dana idea jest dobra i całe społeczeństwa ją popierają, to przestaje ona, ta idea, podlegać jakiejkolwiek krytyce, co prowadzi do wypaczeń i wynaturzeń, te natomiast w połączeniu z radykalizmem mogą stworzyć bardzo groźny społecznie układ.

– Tak jak uczciwy obywatel Niemiec, który spróbowałby krytykować zabijanie Żydów w roku 1942, nazwany byłby anty-Niemcem lub krytyk zsyłki na Syberię otrzymałby miano aspołecznego zdrajcy i antykomunisty w sowieckiej Rosji.

– Dokładnie, a współczesny senator twierdzący, że dziesięcioletnie dziecko nie powinno uczyć się homoseksualizmu jako przedmiotu w szkole, zostanie okrzyknięty…

– Homofobem, cokolwiek to znaczy.

– Kiedy tydzień temu spędziłem kilka dni w Victorii, czekając na rozwój sytuacji na wyspie Levickiego, postudiowałem sobie życiorys osoby, która zleciła nam sprawę Rosswooda. Senator Helen Trixton, tak się nazywa pani, dzięki której Veskot będzie siedział na tej skale wystającej z wody jeszcze długie tygodnie.

– Czy to ciąg dalszy historii kradzieży idei przez radykalne zboczenie z pierwotnych założeń?

– Tym razem jednak to inny ruch o wzniosłych założeniach, z którymi naprawdę trudno jest się nie zgodzić. Jak sobie człowiek uświadomi, że kobieta dziewiętnastego wieku nie miała prawa głosu, prawa do pracy, prawa nietykalności i w ogóle miała niewiele więcej praw od konia, to trudno jest zignorować założenia ruchu feministycznego. Jak w poprzednich przykładach, tak i ten ruch zachorował na radykalizm zakaźny. Pierwotny zestaw praw i szlachetnych idei, które bezpowrotnie zmieniły położenie współczesnej kobiety w świecie, uległ powolnemu, niezauważonemu, radykalnemu przekształceniu i znowu nikt, żaden polityk nie ma odwagi krzyknąć: "Stop, wystarczy tych bzdur".

Od razu media podniosłyby krzyk o łamaniu praw kobiet. Radykalne feministki pod osłoną historycznie szanowanego ruchu, których wybitną działaczką jest Helen Trixton, głoszą wrogość do mężczyzn, rodziny, rodzenia dzieci, krzyczą, żeby zabronić obchodzenia Dnia Matki, jako symbolu zniewolenia kobiety, i wzywają do wyzwolenia z niewoli macierzyństwa przez usuwanie ciąży.

– Te hasła brzmią tak paranoicznie, że nie słychać ich nawet w mediach.

– W mediach i na otwartych dyskusjach używa się starych haseł feministycznych o prawach kobiet. Uzyskują społeczne poparcie, podszywając się pod organizację z lat sześćdziesiątych. Dla celów walki politycznej pozostała na arenie jedna wielka sprawa przetargowa świadcząca o pozycji radykalnych feministek w danym kraju…

– Prawo do aborcji.

– Właśnie ty, ja i Veskot zostaliśmy wmieszani przez Kevina Browna w tę polityczną przepychankę. Zadaniem Veskota tam na wyspie jest nagranie czegokolwiek, co mogłoby posłużyć do wyniesienia na ołtarze polityczne męczennika Rosswooda i najlepiej by było, gdyby ten zginął w obronie praw kobiet. Demokraci w USA aż podskakiwali z radości za każdym razem, jak ktoś próbował podpalić klinikę aborcyjną albo pobić doktora aborcjonistę. Teraz, na niecałe już pół roku przed wyborami prezydenckimi, krzyk o aborcję podniesie się lada moment. Mając asa w rękawie, czyli lekarza aborcjonistę, który poświęcił życie dla ruchu feministycznego, można z podniesioną przyłbicą ruszyć do ataku w obliczu czuwających mediów. Jeśli Helen udałoby się dostarczyć taki materiał do kampanii wyborczej i demokrata wygrałby wybory, to jest prawie pewne, że usłyszelibyśmy wiele o pani "minister" Trixton w ciągu następnej kadencji prezydenckiej.

– To mówisz, że Derek z pozycji oskarżonego o spowodowanie śmierci pedofila, nic nie wiedząc, dostał się w tryby radykalnych feministek. Biedny chłopak.

– Helen oczekuje, że nagranie rzuci światło na tajemnicze samobójstwo Rosswooda.

– Myślisz, że jest choćby mała szansa, że Levicki opowie sezonowemu pracownikowi aż tak istotne szczegóły?

– Nonsens. Prawdopodobnie chodzi o profesjonalną manipulację jakiegokolwiek nagrania wypowiedzi Levickiego. Propaganda polityczna to wielka instytucja.

– Zdaje się, że kolacja jest gotowa. – Aha, jeszcze jedno, Larry. Dzisiaj po raz pierwszy nie otrzymałem codziennego meldunku od Veskota. Mam nadzieję, że to nic poważnego, może zamoczył telefon. To pierwszy raz, nie ma jeszcze powodu do paniki – powiedział Tom, robiąc uspokajający gest dłonią.

– Nic? Zupełnie? Niby jest niedziela, poczekajmy spokojnie do jutra – powiedział Larry, próbując ukryć niepokój.

***

Karol wszedł do domu i postawił karabin, opierając go o ścianę. Teraz poczuł się zmęczony. Ostatniej nocy zdrzemnął się zaledwie na kilka minut, a emocjonalne wydarzenia niedzielnego poranka powoli dawały się we znaki. Co prawda wszystko przebiegało według planu, jednak pozostało pytanie, czy ten cały plan ma sens. Co miało się wydarzyć dalej, tego Karol nawet nie próbował sobie wyobrazić. Od dnia, kiedy w plecaku Darka znalazł broń i potwierdził, że Polak ma dostęp do łączności satelitarnej, prawie nie spał, rozważając różne warianty dalszego biegu wydarzeń. Racja, ujawnienie prawdy wobec przeciwnika na pierwszy rzut oka kojarzy się ze słabością, jednak odpowiednio podana w czasie może przybrać cechy broni dalekiego zasięgu. Karol opowiedział Darkowi prawdziwą, aczkolwiek nieskończoną historię swojego życia. Jeżeli to prawda, że ten młody facet został przysłany na wyspę w celu dotarcia do prawdy o śmierci Rosswooda, to Karol postanowił nie ujawniać jeszcze swoich sekretów. Na razie wyłożył na stół dwa asy, nie pokazując jeszcze pozostałych kart. "Co teraz zrobi Darek?" – myślał, leżąc na kanapie przed tlącym się wczorajszym żarem kominkiem. Każda próba zmyślania zostanie bezwzględnie udaremniona. Co prawda na wyspie nie było wykrywacza kłamstw, ale w zamian zostanie użyta inna, bardziej czasochłonna metoda potwierdzania prawdy – długa opowieść. Przeciętny człowiek może bez problemu zmyślać pierdoły przez kilka minut, zdolnemu może udać się przekroczyć pół godziny, ale wymyślanie na bieżąco kilkugodzinnej opowieści o swoim życiu to już bardzo rzadka umiejętność. Tej metody Karol postanowił się trzymać. "Tylko prawda może cię uratować…" – zabrzmiało jak słynne zdanie z jakiegoś znanego filmu. Prawda o tym, kto i dlaczego przysłał tu tego faceta, który na pewno nie nazywa się Sosnowski, urosła w myślach Karola do rozmiaru obsesji i postanowił nie spocząć, zanim się jej nie dowie. Czujność pierwszych miesięcy po przyjeździe do Kanady ostatnio osłabła, a osiem lat spokoju dawało poczucie bezpieczeństwa. Dlaczego dopiero teraz ktoś zainteresował się osobą Karola?

Plan był prosty: Darek opowie prawdę, kilkugodzinną historię swojego życia, która będzie trzymała się logiki, dostanie zaległą wypłatę, swoje rzeczy i odpłynie do Revelstoke. Nie powie prawdy – i co? Karol wyprowadzi faceta za dom i strzeli mu w tył głowy? Już raz miał ludzką głowę na muszce i pamięć zamglonych oczu umierającego barana górskiego odebrała mu mordercze zapędy.

– Tak to jest, że jak się nie jest urodzonym mordercą – powiedział do siebie głośno – to trzeba go grać.

Z głową opartą wygodnie na poduszce Karol zmrużył oczy piekące z powodu niewyspania. Zasnął.

***

Niedziela, dwudziesty czwarty maja roku 2009, godzina trzecia trzydzieści, pora na późny lunch lub na wczesny obiad. Z krótkiej drzemki obudził go głód. Karol przez chwilę zastanawiał się, czy należy karmić swojego więźnia, czy też zmotywować go dodatkowo głodem do mówienia prawdy. Oprócz uczucia złości na tego młodego faceta Karol nie darzył go specjalną nienawiścią. Przez te dwa tygodnie zżyli się już na tyle, że nie było go stać na to, aby perfidnie wyrządzić mu krzywdę. Znowu pojawiło się wspomnienie tamtej słabości sprzed lat. Postanowił sam zjeść posiłek, a więźniowi podać tylko wodę w ramach międzynarodowych praw humanitarnych.

Ostatnio zmieniany piątek, 21 sierpień 2015 15:50
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.