***
"Świat demokratyczny, w którym przyszło żyć, i zmiany wartości społeczno-obyczajowych ostatnich lat na pierwszy rzut oka cechuje pokój, rozsądek i wolność osobista jednostki. Obraz ten ulega drastycznej zmianie, kiedy zainteresowany człowiek rozpocznie studiowanie różnych źródeł informacji, pomijając mainstreamowe przedstawienia medialne" – Tom w zamyśleniu przerzucał tygodniowy biuletyn związku rodzin amerykańskich. Dlaczego najprostsze, wydawałoby się, ustalenia społeczne, które działały sprawnie przez tysiące lat albo po prostu od zarania naszej cywilizacji, nagle wymagają interwencji i poprawek? Autorzy biuletynu pytają, jak głęboko instytucje prawnopolityczne mają zamiar ingerować w życie rodziny, w wychowanie dzieci, w ustalenia, kto ma robić co w gospodarstwie domowym współczesnej Ameryki. Dlaczego nagle zastąpiono konstytucyjną wolność religii i wyznania obowiązkowym ateizmem, który według współczesnych samopromujących się mędrców socjalnych jest lekarstwem na wszystko? Kto sponsoruje międzynarodową akcję polityki gender? Następnie biuletyn przytaczał listę niezależnych publikacji i programów internetowych, które należałoby przestudiować, aby zrozumieć wypaczenia i choroby otaczających nas realiów.
Tom Norman wstał z fotela i z kubkiem chłodnej już kawy w dłoni podszedł do okna. Spojrzał na światła otaczającego go miasta. Całe życie zawodowe poświęcił służbie społeczeństwu kanadyjskiemu, nosząc mundur Królewskiej Policji Konnej. Pilnował, żeby obywatele przestrzegali ustalonego prawa. Nadszedł czas na odpoczynek. Nadszedł czas, żeby zdjąć mundur. Może nadszedł też czas, żeby zapytać samego siebie, kto i dlaczego ustala prawo, którego on, Larry, i inni strzegą z narażeniem życia? Czy ludzie stojący za obowiązującym systemem prawnym nadal są uczciwie i demokratycznie wybierani? Czy może zajmują swoje stanowiska dzięki zorganizowanej promocji medialnej? Czarne i białe życie, dobre i złe uczynki, kara i nagroda nagle zostają rozpuszczone w szarej brei politycznej, w bełkocie prawników i socjologów, którego już nikt nawet nie stara się zrozumieć. Gesty, nazwy własne, otaczające symbole zmieniają znaczenie. Nagle, po latach wiernej służby, Tom stanął nie tylko przed decyzją odejścia na emeryturę, ale też przed murem pytań, których wcześniej nie dopuszczał do swojej świadomości.
***
– Histeria i szok zacierają pamięć – powiedział głośno Karol, wchodząc do wnętrza ciepłego domu i otrzepując śnieg z grubego, wełnianego swetra. – Za dwadzieścia cztery dni minie siedemnasta rocznica śmierci Agnieszki i mojego dziecka, które nie ma grobu. Nie pamiętam, jak skończyła się tamta rozmowa.
Wiadomość, którą przyniosła Meksykanka, mało mnie nie zabiła. Od szesnastego czerwca do wizyty Anity zmagałem się z pustką, z głębokim smutkiem, ale cały czas wspominałem i kochałem moją rudą, zwariowaną kobietę. Cierpiałem, bo tak potwornie brakowało mi mojej miłości. Co miało nastąpić dalej? Czy powinienem zacząć nienawidzić moją żonę za to, że miała przede mną tajemnice? Czy miałem ukarać ją w mojej pamięci za to, że chodziła potajemnie na wykłady jakiejś paranoiczno-feministycznej sekty? Czy naprawdę Agnieszka tonęła w głębokiej depresji? Zanim odebrała sobie życie, moja w pełni świadoma żona zabiła nasze dziecko. Wybaczyć? Nienawidzić? Kochać dalej? – Karol chodził po całym pomieszczeniu, gestykulując i machając rękami. Nagle zatrzymał się, podszedł do fotela i usiadł na nim. – Nie umarłem jednak od tych wszystkich pytań i zgodnie z przepowiednią Anity przestałem pić. Od tamtej pory przez wiele następnych lat alkohol przestał grać jakąkolwiek rolę w moim życiu. Obsesyjne upijanie się ustąpiło miejsca obsesyjnemu skupieniu. Myślałem. Cały czas trzeźwo myślałem i planowałem każdy następny krok w życiu. Do momentu kupna mojej wyspy nic w moim życiu nie zdarzyło się spontanicznie i bez dokładnej analizy.
Przeciwieństwo chaosu nie zostało chyba jeszcze trafnie nazwane. Porządek, organizacja… określenia te nie oddają dokładnie stanu przeciwnego chaosowi.
Posprzątałem dom i oddałem do sklepu setki butelek. Poszedłem do fryzjera, ogoliłem się. Wróciłem do pracy. Wszyscy znajomi oddalili się, a ja nie próbowałem się do nich zbliżyć. Pozostałem tak zwanym samotnikiem. Nasza ubezpieczalnia odmówiła wypłaty jakiegokolwiek odszkodowania w ramach ubezpieczenia na życie. Klauzula samobójstwa zwalnia instytucję ubezpieczeniową z obowiązków dotrzymania umowy. Jedynie pracownicze ubezpieczenie zdrowotne firmy Moviepix przysłało mi czek na pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Plany na przyszłość wymagały sporych sum pieniędzy, pracowałem często po siedem dni w tygodniu, żyjąc bardzo skromnie. Odkładałem każdy grosz, przygotowując się na czas, kiedy miałem nie pracować. Do końca 1993 roku stopniowo zmieniałem wygląd. Coraz krócej ścinałem włosy, coraz dłuższą zapuszczałem brodę. Kupiłem okulary. W roku 1994 byłem łysym, znacznie szczuplejszym brodaczem w okularach. Nigdy już nie spotkałem się z Anitą, chociaż widywałem ją czasem w pracy. W 1994 roku pożyczka hipoteczna na nasz dom została spłacona. Na początku lat dziewięćdziesiątych ceny nieruchomości w stanie Kalifornia osiągnęły szczyt nierealności, po czym rozpoczęły powolny spadek. Zdecydowałem się na sprzedaż naszego raju wraz z meblami i dekoracjami wnętrz stworzonymi w dobrych czasach przez moją artystkę. Wartość posiadłości na rynku wyceniono na trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Bez skaczącej, uśmiechniętej, ukochanej rudej dziewczyny ten dom nie miał dla mnie emocjonalnej wartości. Wychodząc, nawet nie obejrzałem się za siebie. Błękitny ford mustang convertible poszedł pod młotek na aukcji samochodów klasycznych. Jesienią 1994 roku pożegnałem się z firmą Moviepix. Wszystko, co posiadałem tamtego dnia, zmieściło się bez problemu na tylnym siedzeniu pomarańczowego jeepa wranglera z 1992 roku. Stan mojego konta w banku i gotówki w kieszeni osiągnął pół miliona dolarów, co miało zabezpieczyć moje potrzeby na okres trwania mojej nowej misji. Opuściłem okolice Los Angeles, udając się na północ naszą niegdyś ulubioną drogą numer jeden w kierunku San Francisco. Odjeżdżałem od czasów piękna i miłości, a przede mną roztaczała się czarna otchłań nienawiści i zemsty.
Jechałem zabić Helen Trixton. Po tamtej, jedynej zresztą rozmowie z Anitą Ramirez zacząłem studiować wnikliwie historię i program propagandowy radykalnego odłamu ruchu feministycznego. Anita nie myliła się ani nie przesadzała, przedstawiając fakty, do których udało jej się dotrzeć. Przeczytała, co się dało, a ja poszedłem znacznie dalej i zostałem stałym "sympatykiem" regularnie uczęszczającym na zebrania i wiece. Moje zaangażowanie w działalność ruchu rozpoczęło się jeszcze w czasie pracy w Moviepix, w Los Angeles. Wysłuchałem setek przemówień. Poza kilkoma podpisami w biuletynach programowych nie natrafiłem w Los Angeles na ślad Helen Trixton. Anita wyraźnie podkreślała pozycję, jaką zajmowała Helen w oddziale południowym. Kamień w wodę.
Podejrzewałem, że to śmierć Agnieszki była przyczyną tego tymczasowego zniknięcia wielkiej działaczki praw kobiet. Pytając wokół siebie i szukając, zgłębiałem przy okazji moją wiedzę o samej organizacji i o metodach propagandowych stosowanych w przemówieniach. Na przykład mówiąc o prawie kobiety do aborcji w każdym, nawet bardzo późnym okresie ciąży, nigdy nie używano słowa "dziecko". Podobnie jak w propagandzie nazistowskiej doktor Paul Joseph Goebbels zabronił używania słowa "człowiek" w odniesieniu do Żydów, tak propaganda feministyczna kazała dzieci w łonie matki nazywać naukowo embrionami lub płodami. W obydwóch przypadkach nazewnictwo ułatwiało i znieczulało proces morderstwa. Słowo "embrion" nie nosi w sobie ładunku emocji, jest to jedynie naukowe określenie.
Czy kiedykolwiek w historii matka w ciąży położyła dłoń na swoim brzuchu i powiedziała: "Czuję, jak embrion kopie?". Matka nigdy nie nazwała swojego dziecka embrionem, tak jak żona nie nazwała swojego męża samcem, a mąż żony samicą. Feministyczna propaganda używa tych określeń, które ułatwiały emocjonalną akceptację. Doktor Goebbels otwarcie przyznawał w swoich przemówieniach, że propaganda nie ma na celu przedstawienia tłumowi prawdy ani głębokich wartości, a jedynie ma służyć osiągnięciu wyznaczonego celu. Twierdzenie, że "macierzyństwo to niewolnictwo", nie ma za zadanie przedstawienia stanu faktycznego, który podobno istnieje od zarania rasy ludzkiej, a jedynie ma doprowadzić do zachwiania wartości rodziny i usprawiedliwienia aborcji jako działania przeciwko strukturom niewolniczym. Logicznie – bez macierzyństwa rasa ludzka nie może istnieć. Dziecko to jedyna znana forma przyszłości ludzkości.
Dlaczego grupa kobiet nienawidzi pojęcia macierzyństwa, rodziny, rodzenia dzieci i znaczenia słowa "matka", tego również nigdy nie udało mi się wytłumaczyć.
Tak jak Goebbelsowska propaganda miała za zadanie jedynie służyć nazizmowi niemieckiemu, tak i propaganda radykalnych feministek ma służyć zwalczaniu tradycyjnej rodziny. Dlaczego powstała filozofia nazistowska, tego pewnie do końca nikt nie wie. Wiadomo natomiast, na jakim podłożu powstała i jakie były jej historyczne uwarunkowania i skutki. Dlaczego powstał radykalny odłam ruchu feministycznego, tego też nie wiadomo. Nikt nigdy nie podjął się zbadania tego zjawiska. Jakiekolwiek badania i analizy byłyby politycznie niepoprawne. Nie próbowałem wytłumaczyć sobie przyczyn działania Helen Trixton. Przez tę sukę moja żona i dziecko ponieśli śmierć i w mojej świadomości zapadł wyrok śmierci. Mimo głębokiej nienawiści i desperacji nie uważam siebie z tamtych czasów za szaleńca.
Byłem bardzo zorganizowanym i logicznie myślącym człowiekiem szukającym sprawiedliwości. Zdawałem sobie sprawę, że nie ma możliwości zaskarżenia ruchu feministek o spowodowanie śmierci. Żaden sąd w USA nie rozpatrzyłby moich zarzutów. Natomiast po dokonaniu morderstwa i zabiciu Helen Trixton ja – morderca – miałbym pełne prawo do prawnej obrony.
Wiedziałem na pewno, że będę mógł popełnić zaplanowaną zbrodnię lub, żeby to ująć propagandowo… pozbawić życia, usunąć z powierzchni ziemi przedstawicielkę zła i kłamstwa. Zdawałem sobie jednak sprawę, że nie będzie to łatwe. Najpierw musiałem ją odnaleźć, następnie zamordować, a potem, co najtrudniejsze, nie dać się złapać. Dramatyczna śmierć sławnej działaczki ruchu wyzwolenia kobiet z całą pewnością uruchomiłaby śledztwo na olbrzymią skalę. Policja stanowa, FBI i kto wie, może CIA ruszyłyby zwartym szeregiem na poszukiwania mordercy.
Planując moją misję, nie wierzyłem do końca, że udałoby mi się zniknąć bez śladu w malutkiej norce i przechytrzyć psy gończe. Z jednej strony, nie miałem żadnego doświadczenia w mordowaniu, zacieraniu śladów i uciekaniu, ale z drugiej, przywiązanie do detali, spokój, inteligencja, a ponad wszystko możliwość charakteryzacji i zmiany wyglądu stanowiły bardzo silne karty w tym rozdaniu. Kończąc pracę w dziale charakteryzacji Moviepix, wyposażyłem się w najnowocześniejsze substancje, gumy, silikony, farby i włosy potrzebne do całkowitej zmiany twarzy. Nie chwaląc się, byłem i jestem w tej dziedzinie specjalistą.
W przypadku niepowodzenia aresztowanie złego mordercy przyciągnęłoby tłumy głodnych sensacji szakali dziennikarskich, moje zdjęcia nie schodziłyby z pierwszych stron gazet. Nie tylko bezwzględna Helen odpowiedzialna za tragedię wielu kobiet i rozbitych rodzin przestałaby dręczyć swoją obecnością naszą planetę, ale też świat usłyszałby o niej i o słowach nienawiści ukrytych za parawanem praw człowieka. Moim celem właściwie przestało być uniknięcie wymiaru sprawiedliwości, ale uzyskanie jak największego rozgłosu mojej mowy obrończej, którą całymi wieczorami szczegółowo przygotowywałem i której uczyłem się na pamięć.
Po zapoznaniu się z prawdziwym obliczem radykalnej sekty feministycznej moim celem było ogłoszenie światu moich odkryć. We współczesnym świecie nikt nie słucha zwykłych ludzi. Szary człowiek może krzyczeć świętą prawdę, stojąc na środku wielkiego miasta, i nikt nawet się nie zatrzyma. Dopiero sława, pozycja usankcjonowana przez media dają jednostce prawo głosu i dlatego zwykły, ale sławny przestępca sprzeda więcej pamiętników niż genialny i skromny, nikomu nieznany poeta. Dlatego znany idiota jest słuchany, chociaż nic nie ma do powiedzenia, a skromny mędrzec nie. Zdecydowanym minusem mojego planu była ciągle, po dziś dzień obowiązująca w stanie Kalifornia instytucja kary śmierci. Nieważne, jak dobra i doniosła byłaby moja mowa obrończa, to jedyny wyrok, jaki mógłbym dostać za morderstwo z premedytacją, to właśnie "stryczek". Podczas kiedy planowałem popełnienie zbrodni z premedytacją, rząd stanowy zamienił sposób pozbawiania przestępców życia z nieludzkiej komory gazowej powoli duszącej skazanego na śmiertelny zastrzyk z pancuronium bromide zwanego pavulonem. Nie było to zbyt wielkim pocieszeniem. Ustaliłem nawet, że kara śmierci zostanie wykonana w jedynym ośrodku tego typu, w więzieniu stanowym San Quentin położonym na malowniczym półwyspie na północnym wybrzeżu San Francisco Bay i że średni czas oczekiwania na śmierć wynosi dwanaście lat.
Pod koniec roku 1994 na jednym z zebrań lokalnego oddziału feministek w Santa Barbara wpadł mi w ręce skrypt przemówienia wygłoszonego przez Helen Trixton w jednej z dzielnic San Francisco w październiku. Był to pierwszy trop od czasu, kiedy zacząłem szukać Helen. Jak już chyba wspomniałem, opuściłem Los Angeles, dotarłem w okolice San Francisco i wynająłem mieszkanie w San Mateo przy Harborview Avenue. Dwupokojowe mieszkanie z kuchnią, łazienką i niezależnym wejściem stanowiło całe piętro niedużego domu i nawet było jako tako urządzone. Z okna widziałem samoloty lecące w kierunku San Francisco International Airport, schodzące do lądowania nad wodami zatoki. Jeden z pokoi od razu przeznaczyłem na centrum dowodzenia mojej jednoosobowej armii.
Założyłem akta sprawy składające się ze wszystkich broszur i opracowań ruchu feministek. Na półkach w bibliotekarskim porządku stały w rzędach kasety magnetofonowe z nagraniami przemówień i dyskusji. Na ścianie nad stołem przypiąłem powiększone zdjęcie Helen. Jedyny jej wizerunek pochodził z fragmentu wyciętego ze zdjęcia uroczystości wręczenia nagród po turnieju kręgli, w którym Agnieszka zdobyła puchar. Założyłem też dziennik opisujący dzień po dniu moje przeżycia i przygotowania do wykonania zadania. Organizując ten pokój, próbowałem go zobaczyć oczami inspektora policji, który pierwszy otworzy drzwi.
Starałem się uniknąć jakichkolwiek elementów wskazujących na szalonego mordercę żądnego krwi, wbijającego lotki w zdjęcia swojej ofiary. Bez względu na karę, która miała mnie kiedyś spotkać, chciałem w oczach sądu być człowiekiem uczciwym, szukającym na własną rękę sprawiedliwości. Naiwnie myślałem, że kiedy przedstawiciele prawa poznają fakty, które doprowadziły mnie, spokojnego człowieka, do popełnienia zbrodni, to zatrzymają się i spróbują coś zrozumieć.
Nie miałem w planach karkołomnych ucieczek, jak w książkach Ludluma, ani stawiania zaciekłego oporu do ostatniej krwi. Tak naprawdę to nawet myślałem o oddaniu się w ręce policji kilka dni po zabiciu Helen Trixton. Taki gest jeszcze bardziej nagłośniłby całą sprawę. Wszystko było gotowe i rozsądnie zaplanowane.
Rozpocząłem intensywne, ale dyskretne poszukiwania. Żeby nie budzić podejrzeń, wychodziłem codziennie przed dziewiątą i wracałem "po pracy" koło piątej. Całe dnie spędzałem na przeglądaniu setek stron gazet i raportów miejskich na temat imprez lokalnego oddziału feministek. W roku 1995 Internet był jeszcze w powijakach i przerzucanie setek stron biuletynów informacyjnych zajmowało całe długie deszczowe dnie. Szukałem i znalazłem: "W piątek dnia 27 stycznia 1995 roku, w Brisbane Community Center odbędzie się prelekcja znanej w całej Kalifornii działaczki obrony praw kobiet Helen Trixton. Tematem opracowania i późniejszej dyskusji będzie: »Macierzyństwo, jego rola i skutki w życiu współczesnej kobiety«".
Styczeń nad Zatoką San Francisco to najchłodniejszy miesiąc roku. Najwyższe temperatury sięgają dziesięciu stopni, często wieje i pada deszcz. W taki właśnie deszczowy i mglisty piątek odnalazłem Helen Trixton i wziąłem udział w bardzo emocjonalnej prelekcji. Nowością tego wieczoru była bardzo intensywna promocja prostytucji jako pozamałżeńskiej formy zaspokojenia popędów męskich. Legalizacja burdeli według Trixton to następny krok w kierunku wyzwolenia kobiety z obowiązków małżeństwa. Ostatnie pół godziny wypełniła gloryfikacja aborcji.
To właśnie tamtego wieczoru po raz pierwszy usłyszałem nazwisko Rosswood.
Henry Rosswood był milionerem i właścicielem sieci klinik aborcyjnych w Kalifornii.