farolwebad1

A+ A A-

Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (22)

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Zauważyłem, że Fela tak dobrała chłopców i dziewczęta, aby nie było grandy i aby można było "przyzwoicie" się bawić.

Prócz mnie i Lorda ze znajomych chłopaków byli: Pietrek Filozof, Julek Wariat, Aligant. Poza tym zobaczyłem braci Fabiańskich, Karola i Zygmunta. Byli to dalecy krewni Weblinów; przyjechali niedawno z Wilna i trzymali się, w stosunku do nas, z pewną rezerwą i wyniosłością. Z dziewcząt były: Fela, Belka, Andzia Sołdat, Mania Dziuńdzia. Prócz nich była Lutka Żubik, zastępująca w partii Belki Mańkę Pudel, która wpadła w Sowietach i teraz siedziała w więzieniu w Mińsku. Była to mięsista dziwa, trzęsąca przy każdy kroku obfitym ciałem, co wzbudzało u chłopaków erotyczne zachcianki. Była jeszcze kuzynka Feli, młoda, zaledwie szesnastoletnia dziewczyna, ładna, szczupła blondynka. Twarz jej zdobiły piękne oczy. Nazywała się Zosia.

Kiedy przyszliśmy, młodzież już się bawiła. Na komodzie stał duży gramofon i, lśniący niklem olbrzymiej tuby, grał walca. Pośrodku izby tańczyły dwie pary. Aligant tańczył z Zosią, a Karol Fabiński z Felą.

Przywitaliśmy kolejno wszystkich, zapoznając się z nieznajomymi. Zygmunt Fabiński podał mi niedbale, niby z łaski, miękką i małą, jak u kobiety, dłoń. Wydął wargi i powiedział śpiewnie:

– Faaabiński...

Był mi niesympatyczny. Nie lubię wychuchanych lalusiów. Uścisnąłem mu tak mocno rękę, że omal nie krzyknął i powiedziałem:

– Łaaabrowicz!

Usiadłem przy małym stoliku, obok którego siedziała Belka i Andzia Sołdat. Zacząłem rozmawiać z Belką, a jednocześnie, ukradkiem, obserwowałem Felę, która nadal tańczyła z Karolem Fabińskim. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie czarną sukienkę. Ciemne kolory najlepiej ją zdobią – jak w ramę ujmują smukłą sylwetkę, piękną głowę i szyję. W tańcu poruszała się tak swobodnie, że zdawało się – taniec jest jedynym żywiołem. Nie mogłem oczu od niej oderwać. Nieuważnie słuchałem co do mnie mówiła Belka i wciąż patrzyłem na Felę. Dziewczyna, zdaje mi się, spostrzegła to i rzekła:

– Pan Władzio jest niegrzeczny: nie słucha mnie!

Ocknąłem się i zacząłem ożywienie rozmawiać z Belką, wykazując szczególne zainteresowanie jej osobą. Zaproponowałem jej taniec.

– Czy dla pana nie dość tańców na granicy? – zapytała mnie Belka.

– Ma pani rację. Pochylam się do niej przez stolik i mówię na "ty" jak zwykle w swoim towarzystwie, gdy nie ma "krępacji":

– Belciu, kiedy?

– Co?

– No to... co obiecałaś zeszłym razem, gdy odprowadzałem cię do domu...

Śmieje się.

– Śpieszy ci się?

– Bardzo!

– No to pocierp, albo zimnej wody się napij!

Fela spostrzegła, że tak poufale rozmawiamy. Parę razy rzuca ku nam spojrzenia, potem przestaje tańczyć i zbliża się do nas ze swoim partnerem.

Wita się ze mną.

– Dobry wieczór, panie Władziu!

– Dobry wieczór!

– Zapoznajcie się panowie! – wskazuje mi ruchem głowy na Fabińskiego. Karol podaje mi takąż jak u brata, drobną, wypieszczoną dłoń i mówi przeciągle:

– Faaabiński!

A ja odpowiadam basem, przesadnie i wyzywająco, naśladując jego intonację:

– Łaaabrowicz!

Bela roześmiała się. Fela obrzuciła mnie zdumionym spojrzeniem. Karol się cofnął.

– Pan bardzo nerwowy! – rzucam Karolowi.

– Jak francuski piesek – dodaje Lord i udając, że to nie tyczyło się do Karola, mówi dalej do Andzi Sołdat: – był milutki i zgrabniutki, i płochliwy, i tchórzliwy...

Belka śmieje się. Fela ściąga brwi, potem idzie do gramofonu i zakłada nową płytę. Karol siada obok Zygmunta i po cichu rozmawiają, obrzucając krytycznymi spojrzeniami obecnych. Są zgorszeni.

Nagle z tuby gramofonu wyrywa się namiętny śpiew jakiegoś tenora: Gdzie jesteś, o moje kochanie?

Gdzie mieszkasz, aniele mój?

– W latarni – poważnie odpowiada Lord. 

Dziewczyny w śmiech. Chłopaki też się śmieją. Fabińscy marszczą się. Chce mi się bardzo wypić. Mówię o tym Lordowi.

– Mądrze! – odpowiada mi kolega. Podchodzi do Feli. Śmiejąc się, coś mówi do niej. Potem wychodzą razem do drugiego pokoju. Patrzę w jej ślad: ma smukłą sylwetkę, zgrabne nogi, lekko oscylujące w ruchu biodra i czuję, że pociąga mnie coraz bardziej, a jednocześnie boję się jej i... nienawidzę...

Diabli wiedzą, co to jest!

Za kilka minut Fela wraca sama i idzie przez pokój ku mnie. Patrzę jej w oczy. Dziewczyna lekko, jak mi się zdaje, ironicznie, uśmiecha się i mówi:

– Pan Bolesław prosi pana na chwilkę.

Wychodzę do następnego pokoju, tego, w którym była poprzednim razem awantura z Alińczukami o cynkowane styrki. Stół stał teraz przy oknie, a obok niego zobaczyłem Lorda.

– Chodź bracie! – woła mnie. – Trzeba trochę golnąć sobie!

Na stole widzę dużą karafkę wódki, zaprawionej wiśniowym sokiem. Na talerzach leżą: chleb, ogórki i duże kawałki szynki.

Lord robi szeroki gest rękami:

– Czym chata bogata!

Zaczynamy pić wódkę szklankami. Kieliszki stoją na boku, smutnie nam się przyglądając.

– Fela mówiła mi, żeby ciebie nie upił! – mówi Lord, z rozepchaną gębą. – Tak?

– Uhm!... Masz powodzenie... Uderz za nią... Król–baba!... Alfred za nią dwa lata łaził... Dostanie po nosie!... Pośpiesznie jemy i pijemy. Wódka się kończy. Jest mi coraz weselej. Lord je, patrzy na mnie i mówi:

– Korzystaj z okazji!... Felkę znam na wylot... Dla ciebie ten wieczorek urządziła... Specjalnie trzyma się od ciebie z dala, żeby cię bardziej ku sobie pociągnąć. Rozumiesz?... Pamiętaj jedenaste przykazanie!... Z babami trzeba umieć!...

Zaczyna mentorskim tonem, doświadczonego donżuana, pouczać mnie. Sprawia mi to przykrość, lecz nie mówię mu nic, bo wiem, że robi to ze szczerej dla mnie sympatii.

Wracamy na salę. Gramofon gra poleczkę. Fela tańczy z Zygmuntem Fabińskim. Często spoziera na mnie. Dziwna kobieta: ciało jej wabi nieodparcie, oczy odpychają. Chłopcy za nią szaleją, a ona śmieje się z nas wszystkich. Wódka wesoło mnie usposabia. Żywo rozmawiam z Belką i uśmiecham się do Feli. Widzę na jej twarzy pewien niepokój: myśli, czy nie jestem zbyt pijany! Po pewnym czasie przestaje tańczyć i siada obok Lorda. Ze sztucznym uśmiechem na ustach rozmawia z nim. Patrzę na jej oczy i nagle wyczuwam, że chce, abym poprosił ją do tańca... Po izbie krążą pary. Zosia tańczy z Julkiem. Lutka Żubik, krępa, mięsista, komicznie podrygując grubymi łydkami i wywołując uśmiechy na twarzach obecnych, tańczy z Aligantem, który "elegancko" pochyliwszy głowę na bok, z wielką dystynkcją prowadzi w tańcu swą damę. 

Fela wciąż patrzy na mnie. Wyczuwam jej prośbę, czy... rozkaz i idę ku niej:

– Panno Felu, poproszę do tańca! Chwilę patrzy mi w twarz. Oczy jej zmieniają wyraz. I nagle, prawie szyderczo, mówi:

– Bardzo panu dziękuję!... Chcę wypocząć!...

Czuję się głupio. Prawie zawstydzony wracam do Belki. Łapię jej lekki uśmiech.

– Panno Belciu! Pozwoli pani?... Dziewczyna wstaje z miejsca. Zaczynamy obracać się po pokoju. Staram się myśleć o Feli, więc myślę o Belce. "Ma tak sympatyczną twarz, piękne oczy i jest pysznie zbudowana!... Chłopaki zachwycają się nią. Drażni ich jej wysoka pierś... Może być ładniejsza od Loni!" Przyciągam ją coraz silniej ku sobie, nie zwracając na nic uwagi. Bela mówi cicho:

– Wariacie!... Przestań no, bo rzucę!... Ludzie patrzą!...

Widzę, że tańczymy sami. Wszyscy patrzą na nas. Spostrzegam uśmiechy na twarzach chłopców i dziewcząt. Karol i Zygmunt Fabińscy pogardliwie wydymają wargi. Mówię cicho do dziewczyny:

– Pluń na nich, kochana! Niech patrzą!

– Tobie dobrze to mówić, a mnie zaczną na językach nosić!

Przerywamy taniec i siadamy przy oknie. Staram się okazać całkowite nią zajęcie.

Fela i Zosia wychodzą z pokoju. Zaczynają przygotowywać herbatę. Bracia Fabińscy trzymają się osobno od reszty towarzystwa. Lord rozwalił się na krześle między Andzią Sołdat i Manią Dziuńdzią. Opowiada im coś. Dziewczyny chichoczą. Fela i Zosia wracają. Z naszą pomocą ustawiają duży stół pośrodku izby. Zastawiają go do herbaty. Są konfitury, biszkopty, ciastka, cukierki, orzechy. Fela zaprasza nas do stołu. Zaczynamy pić herbatę.

Wszyscy, z wyjątkiem mnie i Lorda, zachowują się bardzo poważnie. Karol i Zygmunt Fabińscy. trzymając w ręce szklanki, odstawiają daleko małe paluszki. Dziewczęta starają się pić tak, aby nie chlipać wargami. Powoli, niby niechętnie, jedzą biszkopty i ciastka. Rozmowa ciągle się urywa.

Wyczuwa się ogólne skrępowanie. Kwaśne miny braci Fabińskich i ich ironiczne spojrzenia, psują nastrój. Fela idzie do gramofonu i zakłada nową płytę. Rozległy się huczne, wesołe dzwięki "Polki w lesie". Tańczyłem z Belką, Zosią i Lutką. Tańcząc z Belką zapytałem ją:

– Można odprowadzić cię do domu?

Ona uśmiechnęła się:

– Wiem, o co ci chodzi!

– Cóż w tym złego?... Podobasz mi się bardzo!

– A język za zębami umiesz trzymać?

– Daję ci słowo! Ani pisnę nikomu! Żeby mnie pierwsza kula na granicy trafiła!

– No, no!... nie zaklinaj się!... Wierzę tobie!... Ja zaraz pożegnam wszystkich, a ty zaczekaj z dziesięć minut, zatańcz z Lutką, a potem idź do domu.

Zaczekam na ciebie w pierwszym zaułku a lewo. Tam nie ma nikogo...

Przestaliśmy tańczyć. Dołączyłem się do grupy, w której siedział Lord i przemytniczki. Fela rozmawiała z Zosią i braćmi Fabińskimi. Zacząłem zalecać się do Dziuńdzi. Wkrótce Belka pożegnała obecnych i wyszła z mieszkania. Powiedziała, że głowa ją boli. Zaczęto znów tańczyć. Spostrzegłem, że Aligant również zbiera się do domu. Wtedy i ja pożegnałem towarzystwo i wyszedłem wraz z nim. Na ulicy powiedziałem do Aliganta:

– Zapomniałem powiedzieć coś Lordowi!... Ty idź, a ja wrócę za parę minut.

Wszedłem z powrotem na dziedziniec i ukryty za bramą, zaczekałem aż Aligant oddalił się, a wówczas prędko poszedłem w kierunku zaułka. Nie spodziewałem się zastać tam dziewczyny, bo był silny mróz.

Idę prędko zaułkiem i nie widzę nikogo. Nagle słyszę lekkie gwizdnięcie i widzę Belkę, która wychodzi z ciemności, gdzie ukryła się między ścianą jakiejś szopy i płotem.

– Zmarzłaś? – pytałem jej.

– Et... Ja gorąca. Mnie mróz nie poradzi.

Przyciągam dziewczynę do siebie i całuję jej zimne, twarde, gładkie jak kość wargi. Potem biorą ją pod ramię i idziemy prędko zaułkami, omijając większe ulice. Śnieg skrzypi pod nogami. Mróz szczypie nam policzki. Na niebie połyskują gwiazdy; filuternie mrugaj do nas. Wielka Niedźwiedzica lśni cudnie... Patrzę na nią i myślę: "Szkoda, że nie nazwałem jednej gwiazdy Bela".

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.