W tej dezinformującej kampanii jak na dłoni widać było i jest stosowanie klasycznych Reguł Dźwigni, Trójkąta i Drutu. I równie czytelne było i jest stosowanie jednolitych dla całego systemu medialnego technik i metod demontażu opinii publicznej. Niewiele się zmieniło przez ćwierćwiecze. I robił to i robi wyraźnie ten sam ukryty podmiot społeczny – postkomunistyczna oligarchia. Oligarchia, która powstała z przekształceń ośrodka prowadzącego szokową transformację. I to w tych samych aliansach ze środowiskiem politycznym "Gazety Wyborczej" i środowiskiem politycznym postkomunistów. A nawet z niektórymi tymi samymi twarzami, głosami i piórami Michnika, Paradowskiej, Olejnik, Miecugowa czy Maziarskiego.
Utrzymanie wyłonionego w trakcie procesu szokowej transformacji panującego układu sił społecznych i politycznych III RP, wymaga stałej manipulacji opinią publiczną w oparciu o przesłankę Ascha. Nieprawda w masowych przekazach medialnych jest tego warunkiem, a prawda układowi panującemu zagraża. Dlatego nieprawda musi odgrywać kluczową rolę w medialnej komunikacji społecznej III RP. Bez nieustannego wskazywania w nich polskiemu społeczeństwu na nieprawdziwe rozwiązania jego dylematów i uniemożliwianiu docierania do prawdy co do swego losu, panujący układ sił społecznych i politycznych uległby szybko erozji. Ale warunkiem sukcesu są wybory do Sejmu w ramach proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Tylko wtedy przesłanka Ascha działa skutecznie i można wpływać na wyniki wyborcze.
"Ja potem nawet nie miałem szans wystąpić publicznie jako niezależny człowiek. Jako wolny strzelec, który od czasu do czasu może napisać artykuł. Nie miałem zupełnie dostępu do tak zwanej wolnej prasy. Tak jakby tym wszystkim kierowała jedna niewidzialna ręka, która to wszystko trzyma w dyscyplinie. Że wszyscy idziemy tylko w tym jednym słusznym kierunku. Jak za komuny. I nie pozwolili nawet na przecieki prasowe. Jak to zobaczyłem, to stwierdziłem oczywiście, że tu w Polsce nie ma mowy o żadnej demokracji. Tutaj nawet prawda się nie przebije na wierzch. Nie pozwolą. Tylko musisz być posłusznym linii partyjnej.
A kto wydaje rozkazy? Pytanie było, kto wydaje rozkazy dla tej całej grupy. Gdzie jest punkt dowodzenia? To było największe pytanie. Kim są ci niewidzialni ludzie? Przecież całe to widzialne otoczenie zachowywało się, jakby szło na rozkaz. Przecież widziałem, że żaden z tych polskich polityków nie był zdolny do samodzielnej strategii. Tylko do wykonywania rozkazów. Do posłusznego wykonywania rozkazów. Teraz się okazało, że rozkazy oni brali od kilku źródeł. Gdyż te kilka źródeł kooperowało ze sobą. I to był nacisk i ze strony ambasadora Stanów Zjednoczonych, i ze strony dyrektora Banku Światowego w Polsce, który tu miał swoją rezydencję, i ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Polsce, i ze strony tzw. wolnej prasy dyrygowanej przez »Gazetę Wyborczą«. To co »Gazeta Wyborcza« w Polsce powiedziała, to była jedyna słuszna racja.
A cały Zachód czekał, żeby rozgrabić Polskę. Zniszczyć i rozgrabić. I tak poszły stocznie, huty, kopalnie, cementownie, cukrownie. Wszystko, co było Polsce potrzebne i co było szansą globalną na dobrobyt. Dobrobytu na podstawie globalnego handlu. Wszystko to poszło w drzazgi. I dlaczego »Ursus« poszedł w drzazgi?
I ja na to wszystko patrzyłem. I w końcu powiedziałem sobie: – Polska nie jest matką w tej sytuacji. Te rządy w Polsce nie są matką dla Polaków. Tylko okrutną macochą, która po prostu się pastwi nad tymi swoimi pasierbami. Jakby ich nienawidziła. I jak zobaczyłem, kto tym kręci od góry, przynajmniej w Polsce, to powiedziałem – no tak. Zobaczyłem te wyrazy twarzy. Takie pogardliwe dla Polaków. Taką nienawiść. I nie potrafili tego ukryć. Zawodowcy to by przynajmniej utrzymali pozory. To było spojrzenie z pogardą i wstrętem. I wiedziałem, że stąd nie będzie żadnej pomocy. Stąd nie będzie żadnego ostrzeżenia. Zniweczyć, zniszczyć, zamordować głodem. Jak ja to zobaczyłem, to powiedziałem zgroza, zgroza, zgroza.
I gdy chciałem o tym mówić, to jakoś Polacy nie chcieli o tym słuchać. Każdy tokował. Każdy mówił do siebie. Stali w grupie i mówili, ale każdy tylko głośno mówił do siebie. Korzystał z tego, że ludzie są wokół niego dookoła, i mówił. I nikt go nie słuchał, bo wszyscy tokowali. I on też mówił do siebie. Takich ludzi nie można nawet ostrzec. To jest ta druga strona medalu. No więc ręce opadały.
Z jednej strony, śmiertelne niebezpieczeństwo. Od góry. Z drugiej strony, ludzie jacyś nieostrożni, rozkojarzeni, w szoku. W terapii szokowej. Kompletna dezorientacja na dole. I w takim stanie człowiek nie może służyć ludziom. To był jeden skok w przepaść. Ale ku śmierci. Nie na drugą stronę. Do śmierci. Oni spadali. Oni lecieli w dół. I nawet nie wiedzieli, że lecą. I oni nie wiedzieli. I byłem tego naocznym świadkiem w Polsce w czasie przemiany ustrojowej. Ja, Polak, który wyjechał i poznał pazerność Zachodu i znał większość tych sztuczek, które poznał na własnej skórze. I codziennie miałem możliwość tego obserwacji. I studiowałem te firmy – czy kanadyjskie, czy amerykańskie, czy niemieckie, czy holenderskie. I to od wewnątrz, gdyż w niektórych pracowałem. Ja wiem, jakie one są pazerne, bezwzględne, jakie mają zaborcze strategie. I ja się patrzyłem na to wszystko i wiedziałem, że w tej sytuacji Polacy są całkowicie bezbronni. Całkowicie. Nawet nie wiedzą, że są pod atakiem. No, jednostki o tym wiedziały. Ale to tylko wybitne jednostki. Dostawałem od nich listy. Nieliczne listy, które mówiły: – »Gratulujemy panu odwagi, bo my wiemy, jakich wrogów miał pan przeciwko sobie w trakcie wyborów. I dobrze, że pan nie został prezydentem, boby pana zabili«. Chociaż nie musieli mówić tej ostatniej rzeczy. Jak się jest w takiej pozycji politycznej, w jakiej ja byłem, to się nie można bać. Strach jest niedopuszczalny. Wyższa konieczność wtedy tego wymaga, aby nie mieć w sobie strachu. Jak człowiek się boi, to nie powinien tego robić. Nie powinien być na arenie publicznej".
I w takiej nowej sytuacji społecznej i politycznej Partia X Tymińskiego rozpoczęła swoją działalność w 1991 roku. Partia X w zamyśle Tymińskiego miała być partią narodową, walczącą o narodowe interesy gospodarcze i strzegącą suwerenności gospodarczej w obliczu zachodniej agresji ekonomicznej. Jej najpilniejszym celem była obrona miejsc pracy i eksport bezrobocia z Polski, a więc jego zmniejszanie. Partia X miała dopilnować uczciwości administracji i eliminować korupcję oraz nieuczciwe praktyki wobec obywateli w administracji i bankowości. Nowym elementem programu Tymińskiego było uwłaszczenie pracowników przedsiębiorstw państwowych poprzez przejmowanie przez nich kontroli własnościowej w przedsiębiorstwach państwowych.
"Jeszcze w czasie wyborów – pisał Tymiński w 1993 roku – miałem wątpliwość co do możliwości sprawiedliwego podziału majątku narodowego w ramach prywatyzacji i reprywatyzacji. Dzisiaj nie mam już żadnych złudzeń – zakłady państwowe trzeba uznać za własność pracowników, którzy w latach komunizmu opłacili je niewolniczą pracą i często zdrowiem. (...) Mając pakiet kontrolny, pracownicy mogą przyznać sobie i dyrekcji pensje i rozdzielnik zysku, jaki się każdemu należy w zależności od stanowiska i wkładu do tegoż zysku. Powinna to być wewnętrzna sprawa każdego zakładu do uzgodnienia wyłącznie między dyrekcją, związkiem zawodowym i radą pracowniczą. (...)
Nie należy mieć skrupułów z przejęciem państwowych zakładów pracy. W Ameryce każdy wolny człowiek pragnie mieć pakiet kontrolny akcji. Jest to jedyna droga do wolności. Parobek nigdy się nie dorobi, zarobić pieniądze można tylko na swoim. Jeśli pracownicy państwowych zakładów pracy nie wystąpią dzisiaj z inicjatywą przejęcia na własność tego, co im się słusznie należy, to taka szansa nie powtórzy się nigdy więcej".
Pierwsze wolne wybory do Sejmu w Polsce odbyły się dopiero z końcem października 1991 roku w oparciu o ordynację proporcjonalną, acz wówczas jeszcze bez 5-procentowego progu wyborczego. Partia X nie zdołała wystawić kandydatów we wszystkich okręgach wyborczych, gdyż PKW zanegowała jej podpisy poparcia w jednym z pięciu okręgów, jakich zarejestrowanie było konieczne, by wystartować we wszystkich okręgach wyborczych w skali kraju.
"A mieliśmy wtedy możliwość wprowadzenia, według pracy magisterskiej, której kopie zachowałem, około 20 proc. posłów do Sejmu. Gdyby było zarejestrowane te pięć okręgów, wtedy moglibyśmy wystawić posłów w całej Polsce, we wszystkich pozostałych okręgach. A tak były zarejestrowane tylko 4 okręgi, z których startowali nasi kandydaci. Dostaliśmy tylko 3 mandaty. Zostaliśmy znokautowani".
"Przed elekcją do Sejmu w 1991 r. – wspominał Tymiński – zostaliśmy oskarżeni o fałszowanie podpisów poparcia na listach wyborczych i brutalnie odtrąceni od wyborów. Była to typowa robota służb specjalnych. Wiedzieliśmy, że podrzucają nam podrobione podpisy, ale w pośpiechu nie mogliśmy sprawdzić, które są prawdziwe, a które nie. Złożyliśmy ponad 7500 podpisów, z czego tylko mała część była podrzucona. W PKW tylko na to czekano. Składaliśmy odwołania, ale nic to nie dało. Nie było formalnego oskarżenia o przestępstwo wyborcze, bo grubo ponad 5000 podpisów było dobrych, ale nie dano nam szansy, aby to udowodnić. Wszystkie siły w Polsce sprzysięgły się, aby Partię X wyrolować z wyborów. W rezultacie mogliśmy wystawić kandydatów tylko w czterech okręgach i zdobyliśmy zaledwie trzy mandaty poselskie. To był bardzo poważny cios dla demokracji w momencie, kiedy Partia X miała wielką szansę wprowadzenie dużej liczby ludzi do Sejmu."
"Ostatnie wybory do parlamentu – podsumowywał w 1993 roku Tymiński – zostały jawnie zmanipulowane przez Państwową Komisję Wyborczą z jej przewodniczącym Andrzejem Zollem na czele. Jest to ten sam człowiek PZPR, który prowadził wybory prezydenckie i utrudniał zapisy mężów zaufania do pilnowania urn wyborczych. Pod jego nadzorem Okręgowa Komisja Wyborcza w Warszawie przekazała Udekomunie listy podpisów poparcia Partii X.
Choć może należałoby powiedzieć z niewielką przesadą, że są stałą praktyką polskojęzycznych dziennikarzy, publicystów i polityków w polskojęzycznych mediach.
Ten dezinformujący i okłamujący opinię publiczną system medialny, ukształtowany na początku szokowej transformacji polskiego komunizmu, z korektą na powstanie nieformalnego koncernu medialnego polskich redemptorystów ks. o. Rydzyka i nielicznych niezależnych mediów nazywanych "prawicowymi", trwa niezmiennie od ćwierćwiecza. Na niebywałą skalę ten system eksplodował falą dezinformacji, manipulacji, insynuacji i kłamstw medialnych w 2010 roku. Eksplodował po tragicznej katastrofie smoleńskiej, w której zginął urzędujący prezydent Lech Kaczyński z małżonką, dowódcy wszystkich rodzajów broni Wojska Polskiego i najwyżsi urzędnicy państwa polskiego, z prezesem banku centralnego na czele. Ta fala miała i ma przykryć i zakłócić dochodzenie do prawdy o przyczynach tej katastrofy. Ma umożliwić i umożliwia, powtarzanie obrażających rozum i poczucie godności narodowej bredni o pancernej brzozie, która urwała skrzydło osiemdziesięciopięciotonowemu tupolewowi i wywróciła go beczką o 180 stopni.