W następną sobotę nabrałem odwagi i poszedłem do drugiego obozu do tego baraku gdzie mieszkały kobiety. Wstęp dla mężczyzn był zabroniony. Ze strachu, żeby nas nikt nie zobaczył, Jadzia wzięła szybko płaszcz i poszliśmy do kina. Tak się zaczęła nasza znajomość. Od tego czasu zaczęliśmy chodzić na spacery albo do kina.
W tym hostelu mieszkało około 60 Polaków i miała chłopców do wyboru. Przyznała się później, kiedy pracowałem na nocną zmianę, chodziła z innymi na spacery. Ale zawsze coś ciągnęło ją do mnie. Kiedy zacząłem mówić o małżeństwie, nie podejmowała tego tematu, sądząc, że jest jeszcze zbyt młoda. Dopiero po roku znajomości zgodziła się na zawarcie małżeństwa. Według szkockiego prawa, ze względu na wiek, jej ojciec musiał wyrazić zgodę na zawarcie małżeństwa. W lipcu 1949-go roku rozpoczęliśmy nowe, małżeńskie życie.
Ja mieszkałem dotychczas w pracowniczych hostelach, podobnie jak jej ojciec. Bardzo trudno było z wynajęciem mieszkania, ale po pewnym czasie znalazłem jeden pokój, w którym zamieszkaliśmy, tymczasowo, a w międzyczasie staraliśmy się o jakieś lepsze mieszkanie. Domy, w których mieszkali Szkoci, były własnością właścicieli kopalń, ale po wojnie rząd objął kopalnie i wszystko było rządowe.
Po jakimś czasie udało nam się dostać trzech pokojowe mieszkanie pod warunkiem, że cała nasza rodzina musi tam zamieszkać. Później dostaliśmy 4-ro pokojowe mieszkanie. W Szkocji mężatki zazwyczaj nie pracowały, więc Jadzia pozostała w domu, ucząc się przy boku mamy, jak prowadzić dom. Hela dostała pracę w Edynburgu w pralni. Frankowi udało się dostać do szkoły w Anglii, wziął kurs technika. Najmłodsza Marysia poszła do miejscowej szkoły.
Jak zapisały mi się w pamięci nasze początki małżeństwa w jednopokojowym mieszkaniu? Nie było pieca, więc gotowała, co umiała na prymusie. Pewnego razu zaprosiłem trzech kolegów na obiad. Jadzia przygotowała poczęstunek, ale rozmowa wtedy jakoś nie szła. Koledzy używali wiele słów delikatnie mówiąc niecenzuralnych, ale to był dla nich „codzienny język”. Taki męski żargon był obcy dla dziewcząt, dlatego Jadzia była bardzo skrępowana i nie wiedziała jak reagować. Dlatego atmosfera tego spotkania była bardzo „sztywna”.
Zawsze marzyłem o kupnie motocykla. Za pieniądze pożyczone od ojca Jadzi kupiłem używany motocykl i dzięki temu mogliśmy zwiedzać Szkocję. Po wojnie w Szkocji większość żywności była racjonowana. Jedno jajko i około pół funta mięsa musiało wystarczyć na tydzień. Poznałem miejscowego hodowcę świń i kur, więc od czasu do czasu udało mi się kupić tuzin jajek czy kurę. Podobnie było z benzyną. Znajomy taksówkarz odsprzedawał mi po kilka litrów paliwa. Ja kończyłem pracę o 3-ciej po południu, wtedy po pracy wsiadaliśmy na motocykl i jeździliśmy po okolicy. Okolice ubogie, pola pełne kamieni jedynie pasały się krowy czy owce. Tam też gnieździły się dzikie króliki. Jadzia stawała z jednej strony na jamie, a z drugiej strony gołymi rękami kopałem i zawsze przywieźliśmy królika do domu.
Będąc jeszcze w wojsku zacząłem starania na wyjazd do Stanów, bo tam mieszkała moja ciotka mojej mamy, ale otrzymanie stałego pobytu nie było łatwe. Myślałem także o wyjeździe do Kanady, ale kiedy poznałem Jadzię, zaprzestałem starań. Moje wakacje wypadały w lipcu, pojechaliśmy zwiedzać Szkocję na motocyklu. Szkocja to piękny kraj, górzysty, Jadzia była bardzo szczęśliwa na tej wycieczce. Góry i jeziora wysoko w górach.
Powiedziała: ”Tych wakacji nigdy nie zapomnę.” Po jakimś czasie Amerykanie rozluźnili swoje prawa i zaczęli zezwalać na przyjazd do Ameryki byłym żołnierzom. Ponowiłem moje starania i niedługo dostaliśmy wizę. W międzyczasie Jadzia zaszła w ciążę. Znowu płacz i narzekanie, bo ledwo po dwóch latach życia razem, groziła nam rozłąka. Mieliśmy nawet zamiar zaniechać wyjazdu, ale Jej mama powiedziała: ”Jedźcie to może nas później sprowadzicie.” Jadzia bardzo chciała żeby jej ojciec nie musiał pracować w kopalni.
Jedna z moich ciotek mieszkała w Denver. Mieliśmy tam jechać, ale także w Chicago miałem znajomych z Polski, którzy jeszcze przed wojną wyjechali do Ameryki. Po przyjeździe do Stanów zatrzymaliśmy się w Chicago i dalej już nie pojechaliśmy. W tych czasach nie było w Stanach tak, jak teraz w Kanadzie. Nikt nic nie dawał za darmo.
Warunkiem wyjazdu było to, że musiałem się wykazać, że mam trochę pieniędzy na początek w Ameryce. Nasza podróż statkiem była można powiedzieć okropna. Wpadliśmy w straszną burzę i statek-olbrzym, a huśtał się niesamowicie.
Dopływając do Nowego Jorku już ze statku widzieliśmy samochody pędzące po ulicach. Powiedziałem wtedy Jadzi: ”Pierwsza rzecz, co kupuję w Ameryce, to samochód.” W niedługim czasie moje marzenie się spełniło. Kupiłem starego grata od znajomego. Później mieliśmy lepsze samochody, w miarę możności. 10 dni po przyjeździe do Chicago urodziła się nam córeczka Krysia. Najbliższy szpital prowadziły siostry zakonne Polki. Zakonnica sekretarka powiedziała mi: ”Dzieci to chcecie mieć; a co wy sobie myślicie, że ktoś za was będzie szpital płacił?” Nie miałem zamiaru prosić o jałmużnę. Powiedziałem tej zakonnicy kilka „ciepłych” słów, a na zapłacenie szpitala pożyczyłem pieniądze od znajomych, bo inaczej mogli trzymać dziecko jako „zakładnika”.