Sobota, przyszła dalsza niemiecka rodzina
Cieszą się, że dziadek niemiecki weselszy. Ze mną też przyszli się do kuchni pocieszyć. Bo wiadomo, że ja mam najgorzej, jak on nie ma humoru. Ale ja tu zdecydowałam się do niego przyjechać, nie wiedząc o tym, że ma dodatkowy cudowny lek, który powoduje, że dziadek jest inny. Taki jak dawniej, gdy przed czterema miesiącami przyjechałam tutaj. Rozmawiają teraz sobie wesoło. Podali mi rękę kolejno, bo to małżeństwo. Podałam im lewą, bo prawa była nie za czysta, jak to w kuchni.
Czy oni już idą? Tak wcześnie?
O, już poszli. To dobrze, że ich nie prosiłam o opiekę nad dziadkiem. Byli krótko, bo jadą gdzieś na grzyby, na dzisiaj i na jutro. Pierwszy raz słyszę, Niemcy na grzyby. Fajnie mają, ja też lubię zbierać. Ja mam tutaj ograniczoną wolność.
Moja praca w rodzinie niemieckiej po śmierci pani starszej
W Berlinie czuję się wśród Niemek jak jedna z wielu. Często są ode mnie ubrane bardziej elegancko, często ładniej. Nie wiem, czy styl się w Niemczech zmienił, czy może dlatego, że jest to Berlin.
Na ulicach jest kolorowo i różnorodnie. Starsze małżeństwa idą pięknie ubrane. Młode osoby bez kompleksów, śmiało zakładają obcisłe legginsy… na swoje nie za szczupłe uda. I tu naraz kontrast. Wchodzę do CH&M, a tu manekiny z pupkami jak u dzieci i nogami długimi i chudymi niemożliwie. Ja bym z trzech manekinów zrobiła jeden, założyłabym takiej manekin-kobiecie krótkie spodnie. I dała na wystawę. Kobiety, które by szły chodnikiem, poczułyby się całkiem, całkiem szczupłe. Bo człowiek się porównuje.
Niemiecki dobrobyt widać po niektórych osobach. Młodzież jest wyraźnie grubsza.
Polonia monachijska
Rozmowa z dr. Marcinem Idzińskim, dziennikarzem polonijnym oraz pracownikiem Rozgłośni Polskiej Radia "Wolna Europa" do czasu jej zamknięcia.
– Jak, dlaczego i kiedy zostałeś emigrantem?
– Trochę w tym było przypadku i zaskoczenia. Jak wiesz, byłem w Polsce aktorem, reżyserem teatralnym i do maja 1980 roku dyrektorem Teatru na Rozdrożu w Warszawie. Wtedy to mój teatr zlikwidowano, w skrócie mówiąc, jako "antypaństwowy", a mnie pozwolono zatrudnić się jako reżyserowi jedynie w teatrze w Gnieźnie, jednak bez możliwości reżyserowania i grania na scenie. Po "strajku gdańskim" (w sierpniu 1980), gdzie pracowałem w grupie "wspomagających" w drukarni strajkowej w stoczni w Gdyni, wróciłem do Warszawy do pracy w organizującej się "Solidarności".
Pracując jako ktoś w rodzaju asystenta do spraw kontaktów ze środowiskiem artystycznym Zbigniewa Bujaka, przewodniczącego Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność", znalazłem się 8 grudnia 1981 w Niemczech, zbiegiem okoliczności z rodziną. 15 grudnia moja żona (Maria Wachowiak-Holoubek) miała rozpocząć w Amsterdamie reżyserię w teatrze, jeszcze w październiku oficjalnie zakontraktowaną przez PAGART (ówczesna państwowa agencja sprzedająca polskich artystów zagranicę). Wyjechaliśmy kilka dni wcześniej, by jeszcze kilka dni spędzić u przyjaciół z branży filmowej w Niemczech. Ponieważ nasz syn wtedy miał trzy lata, planowaliśmy, że Majka weźmie go na tę reżyserię do Holandii, pod opiekę tamtejszych przyjaciół, bo w Polsce, pamiętasz, jak było. Po pieluchy stało się czasem dwie doby w kolejce.
O stanie wojennym dowiedzieliśmy się z niemieckiej telewizji 13 grudnia rano. Szok! Liczyliśmy na tylko "wyjątkowy". Miałem czternastego wracać do Warszawy, a Majka jechać do Holandii. 13 wieczorem dowiedziałem się już, że drzwi do naszego mieszkania w Warszawie w nocy 13 wyłamano, by mnie internować. Zadzwonił do mnie profesor Wojskowej Akademii Medycznej w stopniu generała, nasz dobry znajomy. Postanowiliśmy kilka dni się zastanowić. Majka zadzwoniła do Amsterdamu i w teatrze powiedziano jej, że 10 grudnia PAGART jej kontrakt anulował.
Ponieważ byliśmy osobami dość znanymi w niektórych kręgach Polonii, niemal od razu dostaliśmy, między innymi, propozycję pracy w… Radiu Wolna Europa. Niemal równolegle Marysi zaproponowano główną rolę w fabularnym filmie niemieckim ("Heimat, die ist meine" – reż. Peter Bouvais). Widząc, jak rozwija się sytuacja w kraju przestaliśmy się wahać. Natychmiast po załatwieniu spraw azylowych stawiliśmy się w radiu w Monachium, Marysia rozpoczęła też film.
Poświęcenie kościoła w Berezynce
Korespondencja własna z Białorusi
1 września 2013 roku we wsi Berezynka (Bierezynskaje) w gminie Horodziłów. Metropolita mińsko-mohylewski arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz konsekrował kościół Bożego Ciała wybudowany przez wiernych kontynuujących tradycje wcześniejszej parafii powstałej w Horodziłowie w 1443 roku.
W uroczystości wzięli udział parafianie, liczni mieszkańcy sąsiadujących wsi, księża i przedstawiciele władz lokalnych i parlamentarnych. Oficjalne powitanie rozpoczął nowy starosta Mołodeczna W. Jachnowiec. Wśród gości zaproszonych byli: Wiktor Niewierowicz prezes Rady Starostwa Mołodeczno. Aleksander Lis, dyrektor szkoły średniej w Horodziłowie, Wiktor Staniszewski, wójt gminy Horodziłów i Stanisław Kulesz, poseł do parlamentu białoruskiego z okręgu Mołodeczno.
Polacy z duńskiego Naestved
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/polonia%20w%20swiecie?start=380#sigProId7dc7030c52
– Jak doszło do powstania Waszego Związku w Naestved?
– Jestem prezesem Związku w Naestved od 2000 roku. W kwietniu w 1893 roku przyjechała do Danii do Nakskov via Warnemünde – Gedser pierwsza grupa polskich dziewcząt, robotników sezonowych. Potrzeba na siłę roboczą na wyspie duńskiej Lollandia rosła. Powstawały tam duże pola uprawy buraków, na których pracowały dziewczęta z Polski. Dla nich też wybudowano specjalne koszary, w których zostały zakwaterowane. W okresie późniejszym na Lollandię zaczęto sprowadzać też i mężczyzn.
Kiedy w roku 1914 wybuchła I wojna światowa, wielu polskich robotników rolnych osiadło w Danii. Duńczycy obawiali się, że z powodu trudności wojennych stracą szansę na ponowne ich sprowadzenie. Zachęcali więc Polaków do pozostania, oferując im przedłużenie umowy o pracę, uważając ich za dobrych i utalentowanych robotników.
XXXXVII Międzynarodowe Igrzyska Szkolne przeszły do historii
Co tu dużo mówić, kiedy piłkarze Płocka przegrali mecz finałowy ze Szkotami, nie tylko w ich oczach kręciły się łzy... Srebrny medal to również duże osiągnięcie, ale wydawało się nam wszystkim, że złoto jest w zasięgu ręki, że polscy piłkarze staną na najwyższym podium, że...
Ale po kolei, bowiem International Children’s Game to święto dzieci w wieku 12-15 lat organizowane od roku 1968, kiedy to Metod Klemenc zorganizował pierwsze zawody sportowe, w których wzięła udział młodzież z 9 miast. Trzeba pamiętać, że Klemenc kierował się nie tylko duchem sportu, rywalizacji, ale przede wszystkim pragnieniem krzewienia pokoju. Biorące udział w zawodach dzieci mają znakomitą okazję do poznania rówieśników z innych krajów, kontynentów, mogą się przekonać, że inne dzieci tak samo chcą się śmiać, bawić.
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/polonia%20w%20swiecie?start=380#sigProIdf256a49e31
Oczywiście dzisiejszy świat z internetem staje się przysłowiową globalną wioską, ale w latach zimnej wojny, muru berlińskiego i nieustannej propagandy w krajach komunistycznych o imperialistycznym zagrożeniu łatwo było tworzyć obraz zagrożenia. Z drugiej strony zagrożenie dla pokoju światowego istniało, wystarczy przypomnieć chociażby sowieckie rakiety na Kubie. Tymczasem Metod Klemenc wyszedł z propozycją sportowych igrzysk dla dzieci rozumiejąc, że tylko poprzez poznanie się można usuwać przeszkody, odrzucać sztuczne bariery, kreować lepszy, pokojowy świat.
Od pierwszych, skromnych zawodów minęło 45 lat i statystyki mówią, że w szkolnych igrzyskach wzięło udział przeszło 37 tys. młodych sportowców z 4 kontynentów (np. Afryka nie bierze udziału w tej imprezie), a sama impreza, wzięta pod skrzydła Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, posiada własną strukturę organizacyjną z naczelnymi władzami itd.
W Międzynarodowych Igrzyskach Szkolnych biorą udział reprezentacje miast. Nie są to reprezentacje poszczególnych krajów i chociaż dopingując młodych sportowców, skandujemy "Polska", to musimy zdawać sobie sprawę, że w rywalizacji biorą udział dzieci z Płocka, że jest to reprezentacja tego właśnie miasta. Podobnie ma się sprawa z innymi sportowcami, którzy przybyli do Windsor z Tuły (Rosja), Detroit, Jerozolimy, Pekinu, Rejkjawiku i 80 innych miast.
Przypominam to, ponieważ końcowa klasyfikacja zakończonych 47. Igrzysk Młodzieży Szkolnej musi być postrzegana w ten właśnie sposób. Polskę reprezentował Płock, jedno miasto i 18 sportowców (piłka nożna chłopców, koszykówka dziewcząt i pływanie – chłopcy), natomiast inne kraje wysłały znacznie liczniejsze reprezentacje, i tak Kanada wystawiła 10 zespołów, Stany Zjednoczone – 7, Słowenia – 8, Meksyk – 7, czy też Niemcy – 4.
I dopiero teraz lepiej zrozumiemy sukces płockich sportowców, którzy zdobyli w sumie 6 medali: 3 złote, 2 brązowe i 1 srebrny. Kanadę reprezentowało 180 sportowców, a Płock – 18, Kanada wywalczyła 22 medale, Płock – 6.
W klasyfikacji generalnej zatem nasi młodzi sportowcy wypadli bardzo dobrze, lepiej niż Rosjanie, a podobnie jak Amerykanie – po 3 złote medale, przy czym z USA wysłano na igrzyska ekipy z 7 miast. Podkreślam to kolejny raz, aby pokazać, że nasi sportowcy pokazali się z bardzo dobrej strony, że nam, żyjącym daleko od Ojczyzny, serca biły znacznie radośniej po każdym występie płockiej ekipy.
Lokalna prasa, ale w Kanadzie propaganda sukcesu ma też długoletnią tradycję, zachłystywała się osiągnięciem młodych Kanadyjczyków, przezornie nie wspominając o ich liczebnej przewadze. Niech im tam będzie, my mamy też powód do radości i przez kilka dni zawodów polskich kibiców można było nie tylko słyszeć, ale i widzieć na kilku obiektach sportowych – przede wszystkim na boiskach piłkarskich i na pływalni, gdzie Damian Chrzanowski wywalczył 3 złote medale: dwa indywidualnie i jeden w zwycięskiej sztafecie. Damian ponadto zdobył brązowy medal.
Co prawda dziewczęta nie zdobyły medalu, ale były bardzo sympatyczne i dzielnie walczyły ze znacznie silniejszymi zespołami. Podszedłem do nich po przegranym meczu z Koreankami: Cześć dziewczyny, jak poszło w pierwszym meczu? E tam, proszę pana, przegrałyśmy. To Azjatki tak dobrze grają w kosza? Żeby pan widział, jakie one są skoczne... Mam nadzieję, że następny mecz wygracie? Postaramy się. Będę was dopingować.
I drugi mecz płockie koszykarki wygrały z reprezentacją miasta Kelowna. Niestety, kolejne dwie porażki zdecydowały o tym, że nie wyszły z grupy eliminacyjnej, ale przecież nie każdy może wygrywać, prawda? Cieszy udział w igrzyskach płockich koszykarek, ich pobyt w naszym mieście.
Więcej uwagi poświęciłem występom młodych piłkarzy, którzy szli przez turniej jak burza! Od zwycięstwa do zwycięstwa, przy czym wyniki były bardzo wysokie, np. w pierwszym meczu pokonali chłopców z Izraela 8:1, w drugim Kostaryka dostała „lanie” 11:1. W kolejnych meczach padały równie wysokie wyniki, chociaż ze Słoweńcami było „tylko” 3:1. Ale w ćwierćfinale Windsor zaliczył 10 goli, następnie w półfinale zwycięstwo 4:0 i, jak już wspomniałem, wydawało się, że naszych piłkarzy nikt nie zatrzyma. Tymczasem Szkoci pokazali się z bardzo dobrej strony i trzeba uczciwie przyznać, że w tym meczu byli znacznie lepsi: mieli więcej siły, grali agresywniej i zasłużenie wygrali 4:2 (1:0).
Nie tylko nam, kibicom, było żal, że złote medale nie zawisną na piersiach naszych piłkarzy, chłopcy też nie kryli łez i chociaż je ukradkiem ocierali, widać było, że nie mogą się pogodzić z porażką. Tym bardziej, że za rok nie mają szans na wyjazd do Australii – w tym roku kończą 15 lat, a więc przekroczą granicę wieku, będą „za starzy”. No i nie wiem, czy w Australii będzie piłka nożna, gospodarz bowiem proponuje też swoje dyscypliny, np. piłkę wodną. Kiedy przeglądałem materiały dotyczące dyscyplin sportowych, które wybierano w poprzednich latach, znalazłem np. piłkę ręczną plażową, judo, badminton, tenis stołowy.
Ale optymistyczne jest to, że wielokrotny złoty medalista ostatnich igrzysk młodzieży, Damian Chrzanowski, urodził się w roku 1999, a więc do Australii może się wybrać i powalczyć o kolejne złote medale. Na marginesie dodam, że złote medale Damiana to nie przypadek, jest on bowiem mistrzem Polski juniorów. Podobnie jak znakomity występ piłkarzy, którzy na co dzień grają i trenują razem, co widać było na boisku.
Cieszymy się z osiągnięcia naszych pływaków, ale np. pływacy z Pekinu zdobyli... 22 medale! Co ciekawe wyniki sportowe Międzynarodowych Igrzysk Szkolnych nie pokrywają się z osiągnięciami dorosłych sportowców, gdzie bowiem znajdziemy Rosję i USA, a gdzie naszych, czy Tajlandię, Tajwan? I to jest piękne.
Polskie akcenty
Mówiąc o zakończonych 47. Igrzyskach Młodzieży Szkolnej nie możemy zapominać o udziale Płocka w tej imprezie. Okazuje się bowiem, że z polskich miast jedynie Płock, od roku 1993, regularnie uczestniczy w zawodach (Krosno i Sopot brały udział w igrzyskach w roku 2004 r., a Leszno w 2009 i 2011 r.) i jak dotąd tak udanego występu, jak w Windsor, jeszcze nie było. Młodzi sportowcy z Płocka w poprzednich występach wywalczyli igrzyskach 38 medali: 13 złotych, 12 srebrnych i 13 brązowych medali.
Ostatnie igrzyska, które odbyły się rok temu w Korei, nie były tak udane, a jedyny brązowy medal siatkarek został przyznany po skomplikowanych obliczeniach wygranych setów, a nawet punktów w poszczególnych setach!
Reprezentacja Płocka po raz pierwszy wzięła udział w igrzyskach w roku 1993, kiedy to na zaproszenie niemieckiego Darmstadt (miasto bliźniacze) wysłano ekipę i wywalczono 2 złote medale!
W roku 2002, 34 Międzynarodowe Igrzyska Szkolne zorganizowano w Płocku, wzięło w nich udział około 800 sportowców z około 50 miast z 30 krajów. Igrzyska w Płocku zbiegły się z Dniami Historii Płocka, co było dodatkową atrakcją dla młodych sportowców.
Zresztą zakończenie igrzysk w Windsor i przemarsz ekip sportowych ulicą Oullette to również połączenie święta sportu z festiwalem balonowym, który gromadzi w śródmieściu tysiące ludzi. Dzięki temu sportowców oklaskiwały tysiące ludzi, których później już nie było na ceremonii zakończenia igrzysk.
Mówimy o Międzynarodowych Igrzyskach Szkolnych, ale oprawa zawodów przypomina to, co obserwujemy w czasie igrzysk dla dorosłych, a zatem uroczyste otwarcie zawodów, wciągnięcie flagi olimpijskiej na maszt, zapalenie znicza. Podobnie na zakończenie zawodów, kiedy to przekazano flagę igrzysk szkolnych burmistrz australijskiego miasta Lake Macquarie, Jodie Harrison. Przewodniczący International Children’s Game, Torsten Rasch, wspólnie z burmistrzem Windsor i burmistrz Lake Macquarie, zdmuchnął olimpijski znicz i... zawody przeszły do historii.
Płock reprezentowali: pływanie – Damian Chrzanowski, Piotr Sternak, Michał Porwat, Łukasz Solak; koszykówka – Klaudia Kuczmarska, Aleksandra Palusińska, Eliza Miaśkiewicz, Aleksandra Krajewska, Anita Krzywkowska, Sylwia Bielska, Magdalena Goleniewska; piłka nożna – Bartłomiej Machnicki, Sebastian Graczyk, Klaudiusz Kurek, Sebastian Krajewski, Patryk Szczepański, Radosław Gałązka, Adam Radwański.
Trenerzy – Dorota Stępniak (koszykówka), Stanisław Zotow (pływanie), Marcin Lig (piłka nożna). Szefem płockiej delegacji były pani Dorota Bartuś, a władze miasta reprezentował wiceprezydent Roman Siemiątkowski.
Do zakończonych w Windsor Międzynarodowych Igrzysk Szkolnych powrócę w kolejnych wydaniach „Gońca”, na uznanie bowiem zasługuje postawa nie tylko płockich sportowców, ale także polonijnych działaczy i kibiców, którzy stworzyli –jak powiedziała mi D. Bartuś – prawdziwie rodzinną atmosferę.
Foto i tekst
Leszek Wyrzykowski
To ja też o Matce Boskiej
Jestem tu czwarty dzień. Dzisiaj 15 sierpnia, święto w Polsce.
Tak, święto. Związane jest z Matką Boską. Z jej pomocą, gdy w roku 1920 objawiła się i wystraszyła wojska bolszewickie.
Myślę, że jej objawienia powodują, że ta wiara istnieje, że się poszerzyła. Jest dużo objawień, o których nikt nie wie. Znam osobę, której Matka Boska się objawiła. Osoba ta zwątpiła w nią całkowicie i odrzuciła religię chrześcijańską, wiarę katolicką, gdy bibliotekarka podsunęła jej książkę "Trzy filary Zen".
47. igrzyska dzieci z udziałem polskich sportowców
W roku 1968, a więc w okresie zimnej wojny, Metod Klemenc zorganizował pierwsze zawody sportowe dla dzieci. Jak wspominał, doświadczenia drugiej wojny światowej, powojenny wyścig zbrojeń, kolejne napięcia grożące wybuchem ogólnoświatowego konfliktu wpłynęły na jego decyzję. Spotkanie dzieci z różnych krajów to nie tylko sportowa rywalizacja, to okazja do poznania się, do przekonania, że młodzi ludzie z innych stron świata także kochają pokój, lubią się spotykać z innymi, bawić.
W pierwszych zawodach wystartowała niezbyt liczna grupa uczestników, ale nie zapominajmy, że była to nowa idea i że Celje leżało w Jugosławii (dzisiaj się pisze, iż M. Klemenc zorganizował pierwsze igrzyska w Słowenii; niepodległa Słowenia to nieco późniejsza bajka związana z rozpadem Jugosławii i krwawymi wojnami).
Po 47 latach szefostwo International Children's Game powiada, że w kolejnych edycjach igrzysk wzięło udział przeszło 35 tys. dzieci z 74 krajów świata, przy czym podkreśla się, że były to dzieci z czterech kontynentów. Z mapki, która towarzyszy tegorocznym zawodom, wynika, że nie ma młodych sportowców z Afryki i Ameryki Południowej. Z Azji jest Izrael, Tajwan, Chiny, Japonia, a na przykład z Europy nie ma dzieci m.in. z Francji i Skandynawii. Jak zatem widzimy, nie w każdym kraju realizowany jest pomysł, aby poprzez sportowe współzawodnictwo budować przyszły pokój na świecie.
Są biedne kraje, w których ludzie mają poważniejsze problemy niż organizowanie młodocianych ekip i wyprawianie na koniec świata. Z drugiej strony musimy też pamiętać i o tym, że we współczesnym świecie nie ma miejsca na spontan, dlatego i zawody sportowe dzieci mają swoją strukturę z władzami (podległymi Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu), na czele których stoi Torsten Rasch. Komitety, komórki, działacze – co przekłada się na etaty itd.
Ponieważ zawody dzieci organizowane są co roku, dla działaczy jest to wspaniała okazja do wędrowania po świecie, aby zapoznać się z warunkami na miejscu i niejako przy okazji zapoznać się z gościnnością ewentualnych gospodarzy kolejnej edycji dziecięcej olimpiady.
W igrzyskach dzieci biorą udział także Polacy, przypomnę, że Płock był organizatorem zawodów w roku 2002, a obecnie do Windsor przybywa reprezentacja tego miasta. Sportowcy bowiem reprezentują poszczególne miasta, jako że jest to sieć miast, które biorą udział w dorocznych spotkaniach.
Najliczniejszą reprezentację (biorąc pod uwagę liczbę miast biorących udział w tegorocznych igrzyskach) wystawia Kanada – 10, Słowenia – 8,Meksyk reprezentują dzieci z 7 miast, podobnie Stany Zjednoczone (Chesterfield, Cleveland, Detroit, Florence, Marion, Oakland, Los Angeles).
W roku 1994 została zorganizowana pierwsza zimowa olimpiada dla dzieci, piątą z kolei zorganizowano w kanadyjskiej Kelownie, a ostatnia, szósta, miała miejsce w rosyjskiej Ufie. Na podkreślenie zasługuje fakt, że młodzi Rosjanie zdobyli 60 medali, w tym 22 złote. Kazachstan wywalczył 5 medali, Słowenia 4, Włochy 3 i Kanada 1 (srebro). Ponadto Stany Zjednoczone wywalczyły 1 medal brązowy, podobnie jak Ukraina.
Niestety, nie znalazłem informacji na temat klasyfikacji medalowej letnich igrzysk dla dzieci, czy i w tym przypadku przewaga Rosjan jest tak druzgocąca?
Ponieważ w igrzyskach dla dzieci biorą udział sportowcy w wieku 12-15 lat, należy sobie postawić pytanie: ilu spośród nich przebija się do reprezentacji poszczególnych krajów już jako dorośli ludzie? Oczywiście niewielki procent, np. w IO w Londynie wzięło udział 8 takich sportowców. Co w żaden sposób nie podważa idei M. Klemenca, współcześnie jedynie najwybitniejsi sportowcy mają szansę na występy na olimpijskich arenach, a rekordy są tak wyśrubowane, że przeciętni (to znaczy tacy, którzy się nie szprycują w taki czy inny sposób) zawodnicy mogą sobie tylko pomarzyć o olimpijskich laurach.
Powróćmy jednak do zbliżających się zawodów: wszystko odbywa się jak na "prawdziwej" olimpiadzie, są zatem popisy artystyczne, przemarsz reprezentacji, jest znicz olimpijski i oficjalne otwarcie. Na zakończenie dziecięcych igrzysk opuszcza się flagę, gasi znicz itd.
W Windsor np. na zakończenie zawodów odbędzie się przemarsz sportowców spod ratusza nad rzekę – Festival Plaza – gdzie nie tylko odbędzie się uroczyste zakończenie igrzysk i wspólna zabawa, ale także przewidziano pokaz sztucznych ogni. Przypomnę, że początek o godz. 17.45 na City Hall Square, później przemarsz nad rzekę i o godz. 19.00 zakończenie 47 International Children's Game.
Polskę reprezentują dzieci z Płocka, co prawda nie posiadam dokładnej rozpiski na temat poszczególnych dyscyplin i polskich uczestników, niemniej jednak chcę zachęcić do kibicowania płockim piłkarzom. Chłopcy zostali rozstawieni w grupie "A", ich przeciwnikami są piłkarze z Hadery, San Marcos, Kasur i Pesnicy. Mecze eliminacyjne w piątek i sobotę, nasi chłopcy grają o 9 rano i 12.30, po dwa mecze każdego dnia. I jeszcze jedna ważna informacja: spotkania na boiskach przy 9655 Mc Hugh St. Nie zabraknie biało-czerwonych flag?
W sobotę natomiast, 17 sierpnia, o godz. 18.00 odbędzie się w Domu Polskim spotkanie z młodymi sportowcami i ich opiekunami.
Jednym słowem, zapowiadają się spore emocje, chociaż na kilka dni przed uroczystym otwarciem igrzysk niewiele elementów na terenie miasta podpowiada, co nas czeka w dniach 14-19 sierpnia. Wzdłuż Riverside Dr., ale tylko bliżej śródmieścia, rozwieszono kolorowe banery z flagami państw, które wysłały swoje reprezentacje, ale wokół hali sportowej, w której odbędzie się otwarcie igrzysk, nie dostrzegłem jeszcze żadnej oznaki, że za trzy dni będzie tam wielkie sportowe święto...
Na nieco inny temat.
Chociaż nie do końca, skoro bowiem raz się wsiądzie na sportową kobyłkę, trudno z niej zeskoczyć. Ojcowie naszego miasta lubują się w tym, co wielkie, duże, kosztowne; co – jak podkreślają z dumą – sprawia, że Windsor pojawia się na mapach świata. Nie byłoby dziecięcych igrzysk, gdyby np. zabrakło nam odpowiedniej pływalni, a zatem kosztem 80 milionów taki obiekt powstał. Olimpijskie standardy, klasa międzynarodowa – jest się czym pochwalić, a ja (i nie tylko ja) nieśmiało pytam: kto to będzie utrzymywać, skoro nasze miasto jest coraz biedniejsze? I ile w ostatnich latach zamknięto krytych lodowisk – ze względu na koszty utrzymania, ile basenów? I jaka będzie przyszłość tego ośrodka, bowiem to nie tylko pełnowymiarowa pływalnia, zaplecze treningowe, ale i miejsce, do którego będą mogły już wkrótce przychodzić całe rodziny, aby zamoczyć to i owo.
Przed oczami mam inne miejsce – Windsor Water World, w sąsiedztwie kasyna, które początkowo cieszyło się dużym wzięciem, ale w pewnym momencie zaczęły tam przychodzić panie, które nie zdejmują z siebie kiecek i (free country, prawda?), w takim ekstrawaganckim stroju pakują się do wody... Nie muszę dalej tłumaczyć, co się stało. Obecnie to miejsce zniknie, chociaż kosztowało chyba ze 30 milionów, a wspomniane panie, i ich pociechy, zapewne ruszą na podbój Windsor International Aquatics and Training Centre. Niechbym ja spróbował wleźć do basenu w spodniach albo koszuli... Powtarzana też jest plotka, na razie bowiem informacja ta nie została potwierdzona, że bilet wstępu do nowego centrum wodnego ma kosztować 18 dol. To dość dużo i zapewne wspomniane panie omijać będą to miejsce, ale także inne rodziny. Może to jest sposób? Likwidujemy mniejsze, skromniejsze baseny, a więc i pobierające raczej symboliczną opłatę, a podsuwamy pod nos coś ekstra, coś klasy światowej! A kiedy zacznie brakować pieniędzy, ojcowie miasta powiedzą, że winni są mieszkańcy i... podniosą podatek.
Dobrze, że jak na razie ucichł pomysł budowy kanału wodnego przez śródmieście, szaleńcy snuli rozważania, jak to gondole pływać będą w centrum Windsor, a turyści wyżej postawią nasze miasto niż Wenecję. Tak, takie pomysły pojawiają się i kto wie, czy pewnego dnia nie dowiemy się, iż stajemy do walki z Wenecją. Z drugiej strony, a niech kopią – byle były to prywatne pieniądze, a nie te, które nam się wyciąga w postaci podatków.
Pojawił się pomysł, aby na brzegu Detroit River postawię "maszt do nieba", na którym zawiśnie ogromniasta flaga! Naprawdę ogromniasta, ponieważ nasz patriotyzm jest także ogromniasty, kosztować to ma około 250-300 tys. dolarów. Oczywiście zawsze się znajdzie stado baranów i będzie gardłować, jaki to wspaniały pomysł, tylko trudno z takimi rozmawiać i wytłumaczyć, że patriotyzmu nie mierzy się rozmiarami flagi, tylko codzienną pracą na rzecz ojczyzny. Kto wie, może pewnego dnia pojawi się ten dowód kanadyjskiego patriotyzmu, a podatnik zmuszony zostanie do głębszego sięgnięcia do kieszeni. Ostatecznie ani politycy, ani radni miejscy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Bywszy premier Ontario spuścił w kanał do miliarda dolarów w aferze z elektrowniami gazowymi i co? Możemy mu naskoczyć obunóż na plecy...
Kiedy jadę ulicami Windsor, staram się trzymać język za zębami, ale tylko dlatego, żeby go sobie nie odgryźć na dziurach w jezdni, ale mamy za to olimpijską pływalnię i o naszym mieście mówią w świecie! A już najgłośniej chyba ci wszyscy, którzy cokolwiek organizują, za czymkolwiek stoją i patrzą, gdzie jeszcze nie byli, a być mogą i ładnie się rozerwać: szkoda tylko, że nie ręcznym granatem...
Za rok małoletni sportowcy spotykają się w Australii.
I byłbym zapomniał, że w roku 2010 odbyły się w Singapurze pierwsze igrzyska młodzieżowe, dla sportowców w wieku 14-18 lat, na których Polacy wywalczyli bodaj 9 medali: 2 złote, 2 srebrne i 5 brązowych.
Sportowcom z Płocka należy życzyć udanego pobytu i samych złotych medali. Do zdobycia jest ich bowiem 150, tyleż srebrnych i 166 brązowach. Ogółem do Windsor przybywa około 1500 uczestników igrzysk i około 3500 trenerów, działaczy, rodziców.
Leszek Wyrzykowski
Korea poza Gangnam Style
Jedna z pierwszych rzeczy, o których musiałam pomyśleć, kiedy jechałam do Korei, to gdzie chciałabym mieszkać.
Na wsi można było trochę więcej zarobić i taniej mieszkać, ale w dużym mieście jest oczywiście więcej udogodnień. Kiedy się dowiedziałam, że moja koleżanka nie będzie się ze mną przeprowadzała, to od razu zdecydowałam się na miasteczko pod Seulem.
Nie żałuję mieszkania w Anyang, ale muszę powiedzieć po moim roku tu w Korei, że odkryłam, że jest naprawdę dużo fajnych miejsc poza Seulem.
Niestety, jestem już przyzwyczajona do życia w metropolii, więc powrót będzie znów do dużego miasta. To, że połowa ludności kraju mieszka w albo tuż poza Seulem, nie znaczy, że prowincja nie ma nic do oferowania.
A ja znów w Berlinie, przy staruszkach niemieckich
Wczoraj jechałam od wczesnego rana. Nie miałam pewności, czy dobrze robię, że wracam tutaj, w to samo miejsce, gdzie byłam w czerwcu i lipcu. Są to dwie bardzo chore osoby do opieki i trzeba liczyć się z tym, że z każdym dniem jest coraz gorzej. Nie skorzystałam z propozycji innych firm.
Jechałam więc z mieszanymi uczuciami, bo za krótko byłam w domu, przynajmniej o tydzień. Zostawiłam smutnego męża, który bez dzieci naszych, które wyjechały, czuje się samotny.