http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/2658-korea-poza-gangnam-style#sigProId8458ae8da2
Cudzoziemcy w Korei często nie widzą niczego poza Seulem, jest to miasto, które ma najwięcej atrakcji turystycznych i jest wielkie – jest co robić przez tydzień.
Natomiast jak się rozmawia z Koreańczykami, to każde miasto, miasteczko i wieś ma coś, z czego jest słynne i co trzeba zwiedzić.
Najpopularniejsze z tych to pewnie Busan, miasto położone przy morzu na południu Korei.
Jako drugie największe miasto Korei, Busan słynie z wielu atrakcji kulturalnych, ale najważniejsze to świątynie, port morski i targ rybny. Busan jest też jednym z najładniejszych miast, z widokiem na morze i z fajną plażą prawie że całkiem zintegrowaną z centrum miasta. Powiedziałabym, że to taka Santa Monica Korei.
Atmosfera zrelaksowana i wyluzowana w porównaniu do Seulu, ale jest to ciągle duże miasto i konkurencja pomiędzy ludźmi jeszcze jest. W Busanie znajdzie się też dużo łatwiej innych cudzoziemców. Jest ich niby więcej w Seulu, ale z powodu liczby ludzi tego się nie widzi tak często, w Busanie to są wszędzie.
Następne popularne miejsce, głównie na wyjazdy szkolne, to Gyeongju. Miałam szczęście odwiedzić Gyeongju jako uczestniczka w corocznym wyjeździe dla nauczycieli angielskiego.
Miasto ma mniej niż 300 000 ludzi, ale jest jednym z najsłynniejszych i najważniejszych miejsc w koreańskiej historii. Gyeongju kiedyś było centrum dynastii Silla, dynastii, która zjednoczyła większość Półwyspu Koreańskiego i rządziła przez ponad 1000 lat. W czasach tej dynastii buddyzm był bardzo ważny, więc można zwiedzić sławną świątynię Bulguksa i różne inne religijne miejsca. Całe miasto jest oznaczone jako "muzeum bez ścian", dlatego że stare budynki są zintegrowane z nowymi i używane w nowoczesny sposób.
Busan i Gyeongju to są dwa z najlepiej znanych miast w Korei, ale kiedy powiedziałam dzieciom, że wybieram się do Yeonggwangu, małego miasteczka w powiecie, które ma tylko 75 tysięcy ludzi, to się zdziwiłam, że nawet i to jest znane ze specjalnej ryby, która nazywa się Yeonggwang Gulbi.
Ryba rybą, ale jest to też interesujące miejsce. Yeonggwang jest najmniejszym miastem, które zwiedziłam w Korei. Oprócz elektrowni jądrowej – do której cudzoziemcom nie wolno wchodzić – i pierwszej koreańskiej świątyni buddyjskiej, nie ma dużo do zwiedzenia, ale jest to bardzo autentyczna Korea.
Gdy w Seulu się widzi kontrast nowocześniejszej kultury i tradycyjnego życia, w Yeonggwangu kultura, którą się widzi na co dzień, jest bliżej tej kultury, o której się mówi "koreańska". Tak jak w Kanadzie i w Stanach, dopiero jak się wyjeżdża z miasta, to widać, jak nierówno kraj się rozwija.
Yeonggwang niekoniecznie jest biednym miasteczkiem, ale jest wystarczająco małe i oddalone od "cywilizacji", by otwarcie Baskin Robbins w centrum zrobiło duże wrażenie na ludziach. Dwa tygodnie po otwarciu jeszcze o tym rozmawiano.
Nie mogę wymienić wszystkich sławnych miejsc w Korei, to by było każde miasto i miasteczko, ale jest chyba ważne, żeby pokazać, że Korea to więcej niż tylko Seul. Druga połowa kraju ma tak samo dużo, a może nawet i więcej do zaoferowania mieszkańcom i turystom.
Byłam niedawno w mieście Gwangju i odwiedziłam cmentarz i pomnik tych, którzy zginęli w 1980 r. w powstaniu przeciwko rządowi wojskowych.
Podszedł do mnie Koreańczyk i podziękował, że takie ważne miejsce odwiedziłam, jest to niezwykłe dla cudzoziemców, powiedział mi. Tak jest w Korei poza dużymi miastami. Wszędzie są mili, ale jak się poświęci czas, żeby odwiedzić mniej znany, ale ważny zabytek albo normalne małe miasteczko, to ludzie się bardzo cieszą.
Seul jest fajnym miastem i warto go odwiedzić, ale tak samo jak Korea jest często zapomniana i pomijana przez turystów, tak samo pomijana jest reszta kraju przez tych, którzy lądują w stolicy. Jeśli chce się znać Koreę, to trzeba wyjechać poza metropolię.
Seul Seulem, ale szybki Internet i Gangnam Style to nie jest kultura tego kraju.
Paula Agata Trelińska