Wigilijne migawki z Toronto
Plus 17 stopni i pełne słońce. Takiej Wigilli dawno nie mieliśmy. Przed torontońskim ratuszem zamknięto nawet sztuczne lodowisko. Maszyny nie nadążały...
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/fotografia#sigProIdf253ca1346
Sylwia Bobryk: Lubię prawdziwe zdjęcia
Sylwia Bobryk fotografuje przeważnie kobiety. Wystawiała prace w trakcie Dnia Polskiego w Mississaudze.
Z artystką rozmawia Andrzej Kumor.
– Zacznijmy od tego, jak zaczęłaś fotografować, co cię skłoniło do tego? Po co fotografować?
– Zaczęło się, jak byłam mała. Mój tata miał aparat fotograficzny. Fed, ruski aparat. Pamiętam, że otwierałam szufladę w salonie, wyciągałam aparat i się nim bawiłam. Bardzo mi się to podobało, ekscytowało wręcz, ten mechanizm, ten klik. Robiłam zdjęcia jako dziecko.
– Z filmem?
– Z filmem, czasami bez. Tata kiedyś mi mówił, że czasami miał zdjęcia nie wiadomo czego, pokoju. To była rzecz, którą uwielbiałam robić. I tak się zaczęło, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam. Do wieku 21 lat nie zdawałam sobie sprawy, że będę to robić. Wtedy zadecydowałam, że pójdę do college'u na fotografię. Miałam taki moment, że zastanawiałam się, że muszę w życiu coś robić. Lubiłam bardzo communication, ale zdałam sobie sprawę, że mając akcent, żeby iść na przykład na dziennikarstwo, to na pewno w Montrealu nie przebiję się.
O naświetlaniu ciąg dalszy
W poprzednim odcinku podałem nieco informacji teoretycznych dotyczących naświetlania. Teraz pora przejść od teorii do praktyki. Każdy nieco bardziej zaawansowany aparat (z wyjątkiem najprostszych) posiada kilka trybów ustawienia naświetlania, od całkowicie automatycznego poprzez półautomatyczne do całkowicie ręcznego. Z tego, co napisałem poprzednio, dla wielu z Państwa wynikałoby może, że sugeruję wyłącznie tryb ręczny, co nie jest prawdą. Żyjemy w końcu w świecie wysokich technologii i trzeba z nich korzystać. Warto jednak wiedzieć, co się za nimi kryje.
Tak jak było już powiedziane, każdy współczesny aparat ma wbudowany światłomierz. Jest to rodzaj światłomierza, który reaguje na światło odbite od fotografowanych przedmiotów, w przeciwieństwie do używanych przez zawodowców światłomierzy reagujących na światło padające, o wiele bardziej precyzyjnych. Nie będziemy się tu jednak nimi zajmowali, choćby dlatego, że koszt takiego światłomierza często przekracza cenę przeciętnego aparatu. Stosowane w aparatach światłomierze mierzące światło odbite mają swoje ograniczenia i często nieumiejętne posługiwanie się nimi prowadzi do rozczarowujących rezultatów.
Porozmawiajmy o fotografii
Po dłuższej przerwie, jednym czytelnikom "Gońca" postanowiłem się przypomnieć, a innym przestawić i zaproponować jeszcze raz wędrówkę po świecie fotografii. Zdecydowana większość aparatów w rękach amatorów to małe, wygodne do zabrania ze sobą kompakty. Również zdecydowana większość ich właścicieli wykorzystuje jedynie ich automatyczną funkcję, twierdząc, że pozostałe funkcje, a manualna zwłaszcza, to sprawa zbyt skomplikowana. Chciałbym w swoich artykulikach "odczarować" ten pogląd, pokazując, że nie taki diabeł straszny. Poza tym coraz większa liczba osób zaopatruje się w cyfrowe lustrzanki, a te aż się proszą o ich lepsze wykorzystanie niż tylko w trybie automatycznym.
Z uwagi na to, że "Goniec" nie jest jeszcze w pełni kolorowym magazynem, drukowanym na luksusowym, kredowym papierze (czego mu zresztą serdecznie życzę), moje uwagi z konieczności muszą mieć charakter głównie opisowy, poparte zdjęciami tam, gdzie to będzie możliwe. Jednym słowem, będą Państwo zmuszeni uruchomić nieco swoją wyobraźnię. Będę się starał nie wchodzić zbytnio w szczegóły teoretyczne, a skupić się bardziej na praktyce, choć minimum teorii jest czasem konieczne.
Niedziela w Centrum Jana Pawła II
Trudno przecenić znaczenie Centrum Kultury Jana Pawła II w Mississaudze; śmiało można je uznać za serce Polonii kanadyjskiej. W sprzęgnięciu z parafią św. Maksymiliana Kolbego, gdzie co niedziela we Mszy św. uczestniczą tysiące Polaków, jest to obiekt, gdzie można organizować imprezy z wielkim rozmachem.
Kilka tygodni temu pisaliśmy w "Gońcu" o targach książki, w minioną niedzielę w Centrum organizowane były targi zdrowia i urody. Wielu wystawców reklamowało i sprzedawało zdrową, polską żywność, delikatesową, a także zdrowotne dodatki żywieniowe i preparaty.Centrum Kultury im. Jana Pawła II ma wielki potencjał rozwojowy, zlokalizowane u zbiegu głównych arterii komunikacyjnych metropolii, z wygodnym parkingiem, może być fundamentem do wielkiej rozbudowy – stworzenia ośrodka podobnego choćby do tego, co na Bathurst ma społeczność żydowska GTA. Ważne więc jest, byśmy nie zmarnowali tej szansy.
Warto więc co niedziela po Mszy św. zajrzeć do Centrum, choćby po to by wziąć lub kupić polonijne gazety – aktualny numer "Gońca" zawsze jest w skrzynce. (ak)
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/tag/fotografia#sigProIdafa9812f5e
Kilka sposobów na poprawienie zdjęć bez potrzeby nowych inwestycji w sprzęt
Szperając po Internecie, natrafiłem na ciekawą stronę kanadyjskiego fotografa Davida du Chemin, który oprócz tego, że jest wspaniałym fotografem, jest także świetnym popularyzatorem sztuki fotograficznej, autorem wielu książek i artykułów.
Jeden z nich nosi w wolnym przekładzie taki właśnie, nieco może przydługi tytuł, jak powyżej. Wydał mi się na tyle ciekawy, że postanowiłem podzielić się z Państwem jego głównymi tezami.
I tak, jego pierwsza rada to: "podejdź bliżej". Rzeczywiście często się widzi fotografów jakby bojących się podejść bliżej do fotografowanej sceny. Przypomina mi to rady, których już lata temu udzielano nam w Warszawskim Towarzystwie Fotograficznym. Podejście bliżej, mówiono wtedy, niejako włącza nas w fotografowane wydarzenia i czyni je przez to ciekawszymi i bardziej wiarygodnymi. Wprawdzie w dobie zoomów i teleobiektywów rada ta dla wielu wydawać się może nieaktualna, ale nic bardziej mylnego. Długa ogniskowa nie zastąpi nam ruszenia nogami i zbliżenia się do fotografowanego obiektu, gdyż zwykle zmienia perspektywę i zdjęcie jest nie tak, jak to się mówi w fotograficznym żargonie, "mocne". Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy fotografujemy krótką ogniskową. Zbliżenie to daje widzowi wrażenie pewnej bliskości i emocjonalnej więzi między fotografem a fotografowanym motywem. Owa więź szczególnie winna być widoczna w fotografii portretowej. Poza tym ruszenie się z jednego miejsca daje szansę na często niebanalne ujęcia, o które trudno, stojąc w jednym miejscu i operując wyłącznie zoomem. Jeszcze jedna korzyść z podejścia bliżej to eliminacja z kadru niechcianych elementów. Stare powiedzenia, że "mniej znaczy więcej" oraz "jedno zdjęcie – jeden temat", nic nie straciły na aktualności, a prostota motywu zawsze była w cenie.
Odwiedzając niedawno jedną z kawiarni sieci Second Cup w Mississaudze, zauważyłem na ścianie niewielką, ale ciekawą wystawę fotografii, gdzie wszystkie zdjęcia wykonane zostały ogniskową 24 mm, a więc dosyć krótką. Autor, którego nazwiska niestety nie zapamiętałem (niech mi to będzie wybaczone), wyjaśniał, że taka ogniskowa kazała mu podejść bliżej do ludzi, do scen na ulicy i tym samym nawiązać z nimi właśnie ową emocjonalną więź, co widać było zresztą na zdjęciach.
W tym miejscu pora na następną radę Davida – "aby poćwiczyć spojrzenie, a tym samym poprawić swoje zdjęcia, należy narzucić sobie różne ograniczenia". Takim ograniczeniem może być, tak jak w przypadku autora wspomnianej wyżej wystawy, używanie przez pewien czas obiektywu o jednej, stałej ogniskowej, a kto dysponuje wyłącznie zoomem, używanie wyłącznie jednego nastawienia, np. najkrótszego. Takie ćwiczenie powinno wyrobić w nas nawyk ruszenia się z miejsca i znajdowania różnych punktów widzenia.
Dodam, że zainspirowała mnie wspomniana wystawa i wygrzebałem nieużywany od dawna stały obiektyw 50 mm i spróbuję również wykonać z jego pomocą jakiś projekt.
Stała ogniskowa 50 mm była od czasu, kiedy różne obiektywy, a zoomy zwłaszcza, stały się bardziej dostępne, traktowana nieco po macoszemu. Przyznam się, że sam uległem temu trendowi i od dłuższego czasu posługuję się wyłącznie zoomami. Jak więc widać, pisanie artykułów może być inspirujące również dla ich autora.
Do pozostałych porad Davida wrócimy w następnym odcinku.
Wojciech Porowski
Ocena fotografii
Fot. Sylwia Bobryk http://www.sylwiabobryk.com/
Dla każdego właściciela jakiegokolwiek biznesu jest rzeczą oczywistą, że aby jako tako prosperować, musi trafić w potrzeby swoich klientów. W wielu wypadkach nie jest to jednak takie proste. Istnieją całe szkoły uczące, jak rozpoznać potencjalnych odbiorców swoich produktów czy serwisu. Mało tego, wśród odbiorców tych samych produktów czy serwisu trzeba jeszcze wyróżnić podgrupy klientów dysponujących mniejszym lub większym budżetem, przyzwyczajeniami oraz różniących się jeszcze wieloma innymi czynnikami.
Ponieważ jest to tekst poświęcony fotografii, posłużę się przykładem z tej dziedziny, a konkretnie z dziedziny fotografii ślubnej i portretowej. Wiadomo, że ktoś zajmujący się fotografią ślubną musi szukać klientów wśród potencjalnych nowożeńców. Ale gdy chce osiągnąć sukces, łatwiej mu będzie obracać się w środowisku kulturowym zbliżonym do tego, które zna. Co nie znaczy, że nie można przekraczać barier kulturowych, jednak trafienie w estetykę innej kultury jest zawsze dużo trudniejsze.
Dalszym, równie trudnym zadaniem będzie określenie możliwości finansowych przyszłych klientów, a tym samym ustawienie siebie w pewnym obszarze cenowym. Wielu fotografów zaczyna od niskich cen, co z góry określa ich klientelę, licząc na to, że w miarę upływu czasu uda im się bezboleśnie przeskoczyć na wyższy poziom. Niestety, jak pokazuje doświadczenie, jest to niezwykle trudne i praktycznie rzecz biorąc, zmiana klienteli równa się otwarciu nowego biznesu.
Piszę o tym wszystkim dlatego, aby uświadomić wszystkim uprawiającym jakąkolwiek działalność artystyczną, w tym przypadku amatorską (zawodowcy dobrze o tym wiedzą), że jedną z najtrudniejszych decyzji jest określenie, do kogo nasze dzieła adresujemy. Może to być wyłącznie rodzina, może to być krąg bliższych i dalszych znajomych. Mogą to być osoby zupełnie obce, znające się mniej lub bardziej na fotografii, a na których opinii jakoś nam zależy. Mogą to być potencjalni klienci na tzw. "art show", którym chcemy nasze dzieła sprzedać, i wreszcie właściciele galerii, o których reprezentację się staramy.
Wszyscy ci adresaci będą oceniali zdjęcia wg różnych kryteriów i na pewno to co zachwyci mamę słodkiego bobaska z sąsiedztwa, może nie zyskać uznania w oczach właściciela galerii (chociaż nic nie wiadomo). Jest to oczywiście przykład skrajny, ale dość dobrze ilustrujący przesłanie tego artykułu, który ma za zadanie rozwianie paru mitów.
Pierwszy to taki, że wszystkim podoba się to samo. Nawet wśród adresatów tak popularnego tematu jak krajobraz jest całe mnóstwo rozmaitych gustów. Przeciętnego odbiorcę zachwyci ostre kolorowe zdjęcie łatwo rozpoznawalnego motywu, natomiast ten sam krajobraz po przetworzeniu w stronę abstrakcji znajdzie już mniej zwolenników.
Pół biedy, jeśli fotograf tworzy dla siebie, gorzej, jeśli chce swoje dzieło sprzedać np. na art show. Musi wtedy wstrzelić się w gust potencjalnego klienta, często wbrew sobie.
Znany amerykański fotograf i autor Alan Broit pisze w jednej ze swych książek "Marketing Fine Art Photography", że motywy zdjęć, które chcemy sprzedać, muszą być estetycznie atrakcyjne, ale nie zbyt, jak się wyraził, "artsi".
W ocenie zdjęć wielką rolę odgrywają też zmiany kanonów estetycznych w czasie. To, co zachwycało i zaskakiwało wczoraj, już dzisiaj takie atrakcyjne nie jest. Stąd też należy unieważnić następny mit, który zachęca do bezrefleksyjnego kopiowania dawnych mistrzów. Jest to oczywiście cenne ze względów czysto szkoleniowych, natomiast może się okazać, że to, co było kiedyś świeżym spojrzeniem, dzisiaj jest już banałem.
A skoro o banale mowa, to trzeba wspomnieć o zasadzie, że im dany temat jest bardziej znany, tym trudniej jest przedstawić go w sposób oryginalny. Dlatego też warto jest poświęcić czas na przemyślenie, jak pokazać coś, co każdy widział już dziesiątki razy, lub znaleźć temat mniej wyeksploatowany.
Wspomniałem wyżej o pewnym estetycznym kanonie zmieniającym się w czasie. Jeśli chcemy, aby nasze zdjęcia zostały życzliwie przyjęte przez jak najszersze grono odbiorców, warto poznać współczesny estetyczny kanon. Dlatego zachęcam do odwiedzania jak największej liczby galerii internetowych, ale również jak ktoś ma możliwości, tych realnych. Nie tylko fotograficznych, ale prezentujących ogólnie sztuki wizualne.
Kiedy mówię o "odbiorcy", nie mam na myśli wyłącznie odbiorcy komercyjnego. Odbiorcą może być np. własna rodzina. Ponieważ każdemu jest miło, gdy jego praca spotyka się z życzliwym przyjęciem, dlatego warto tego odbiorcę poznać. Co nie znaczy, że zawsze trzeba robić coś pod jego gust. Można grać, jak to się mówi, na kilku fortepianach. Z wakacji możemy przywieźć zarówno zdjęcia tzw. pamiątkowe, jak i bardziej ambitne. Aby były poprawnie skomponowane. Czasem poprawnie skomponowane rodzinne zdjęcie jest więcej warte niż takie, które nieudolnie sili się na artystyczne.
Trzeba być też przygotowanym na krytykę naszych dokonań. Jeśli jest to krytyka życzliwa, która pozwoli na poprawę naszych zdjęć, warto się jej przysłuchać. Przy czym osoba krytykująca wcale nie musi być ekspertem fotograficznym. Wystarczy, że zwróci uwagę na niektóre aspekty estetyczne, często wyczuwając je intuicyjnie. Jestem często świadkiem oceny zdjęć na konkursach klubowych, przez było nie było ekspertów fotografii. Owszem, potrafią wykazać błędy techniczne czy czysto formalne, ale zdarza się czasem, że mają niewiele do powiedzenia gdy idzie o przekaz danego zdjęcia. Zwyczajnie brakuje im pewnej ogólnej erudycji.
W związku z tym ważna jest też nasza reakcja na krytykę. Na pewno nie może ona być w rodzaju ; "a co ty tam wiesz, nie zrobiłeś w życiu żadnego zdjęcia...". Może i nie zrobił, ale może świetnie wyczuć jego klimat i opowiedzieć o swoich odczuciach.
Podsumowując – nie każdemu muszą się nasze zdjęcia podobać i nie należy z tego powodu rozdzierać szat. Jeśli są wykonane poprawnie oraz zgodnie z naszymi odczuciami, nie powinniśmy się ich wstydzić, choćby to były nawet rodzinne zdjęcia z wakacji.
Wojciech Porowski
ABC fotografii: Ostrość cz. 1
Wakacje, wakacje i po wakacjach. Nie wątpię, że oprócz wielu wrażeń przywieźli też Państwo mnóstwo zdjęć. Teraz, kiedy wieczory jesienne stają się coraz dłuższe, przyjdzie czas na ocenę naszych fotograficznych dokonań. Jak zwykle jedne zdjęcia będą lepsze, inne gorsze. Pierwszym kryterium, wg którego będziemy je oceniać, na pewno będzie ostrość i o niej właśnie chciałbym dzisiaj porozmawiać. Można by powiedzieć, że rady na ten temat kiedy już zdjęcia są wykonane to przysłowiowa "musztarda po obiedzie", jednak niezupełnie, gdyż ponoć na własnych błędach najlepiej się człowiek uczy.
Wrażenie ostrości lub nieostrości jest oczywiście związane z wielkością powiększenia danego zdjęcia. Fotografie w formacie pocztówkowym, które wydają się ostre, po powiększeniu do większych rozmiarów ostrość tę tracą. Dla wielu zamieszczone tu porady mogą się wydać przesadne, jednak warto się nad nimi zastanowić, jeśli chcemy mieć zawsze ostre zdjęcia, nawet te najbardziej banalne. Dokonajmy więc przeglądu powodów, dla których zdjęcia bywają nieostre.
Pierwszym i zasadniczym jest poruszenie aparatem. Jest to szczególnie łatwe w przypadku małych, lekkich kompaktów, tak obecnie popularnych. Jak już kiedyś pisałem, małą łódkę rozkołysze byle fala, natomiast duży statek w takich samych warunkach ani drgnie. Na tej samej zasadzie łatwiej poruszyć lekkim kompaktem niż ciężką lustrzanką. Nie znaczy to oczywiście, że nagle wszyscy posiadacze kompaktów winni się "przesiąść" na lustrzanki, warto jednak mieć świadomość, z jakimi problemami możemy mieć do czynienia i jak im zapobiegać.
Przede wszystkim, na co zwracałem już niejednokrotnie uwagę, choćby nie wiem jak lekki i jaki mały był aparat, zawsze trzymamy go oburącz przyciskając łokcie do tułowia. Chodzi w tym wypadku o to, aby mięśnie ramion nie były w najmniejszym stopniu napięte, jak to się dzieje, gdy trzymamy jakiś przedmiot, w tym przypadku aparat, z dala od tułowia – wiadomo, że napięte mięśnie drgają. Technika trzymania aparatu kompaktowego i lustrzanki jest nieco inna. Kompakt opieramy dolnymi rogami o wewnętrzną stronę obydwu dłoni, natomiast lustrzankę trzymamy prawą ręka za uchwyt, natomiast lewą od dołu podtrzymujemy obiektyw. Ważna jest też postawa. Większość zdjęć wykonujemy w postawie stojącej, czasem musimy przyklęknąć (nigdy kucać, jako że jest to pozycja wielce niestabilna), jednak zawsze starajmy się, aby punkt ciężkości aparatu nie był wysunięty zbytnio do przodu. Zwrócić też musimy uwagę na sposób przyciskania spustu migawki. Robimy to miękkim ruchem palca wskazującego bez poruszenia całego aparatu. Z tym ostatnim wiąże się też sprawa prawidłowego oddechu. Spust migawki przyciskamy po wydechu.
Innym powodem nieostrości związanej z wykonywaniem zdjęć z tzw. ręki jest źle dobrany czas naświetlania, czyli migawki. Aby zobrazować, na czym polega ten problem, przypomnijmy sobie nasze doświadczenia z obserwacją przez lornetkę. Każdy, kto kiedykolwiek korzystał z lornetki, zauważył, że trudno jest utrzymać w niej obraz bez drgań, a im większe powiększenie, tym drgania większe. Powiększenie jest ściśle powiązane z długością ogniskowej, stąd też im dłuższa ogniskowa naszego obiektywu, tym bardziej możemy spodziewać się nieostrych zdjęć wykonywanych z ręki.
Możemy sobie tu pomóc pewną zależnością między czasem naświetlania a długością ogniskowej. Otóż dla pełnej klatki małoobrazkowej możemy w przybliżeniu przyjąć, że "bezpieczny" , najdłuższy czas naświetlania z ręki to odwrotność ogniskowej danego obiektywu. I tak dla ogniskowej 50 mm czas ten wynosi 1/50 sek dla 100 mm 1/100 sek. itd. Przy czym dla mniejszych rozmiarów matryc, jak to ma miejsce w popularnych lustrzankach, których współczynnik długości ogniskowej wynosi 1,5 lub 2, o tyle też należy skrócić czas migawki. Czyli np. dla ogniskowej 100 mm będzie to odpowiednio 1/150 sek i 1/200 sek. Współzależność ta jest jedynie orientacyjna i może się zmieniać w zależności od predyspozycji danej osoby. Jeden potrafi utrzymać aparat bez drgań nawet przy 1/10 sek, dla innego nawet czas 1/1000 sek jest za długi.
Przy czasach dłuższych oczywiście korzystamy ze statywu lub w przypadku jego braku z innego solidnego oparcia. W dawnych, niekoniecznie dobrych czasach, wśród fotografów znane było powiedzenie, że statyw powinien być ciężki albo żaden. Obecnie, w dobie włókien węglowych powiedzenie to straciło częściowo rację bytu, choć dalej obowiązuje zasada, że statyw, choć niekoniecznie bardzo ciężki, winien być stabilny. Wiąże się to niestety z ceną, gdyż dobre statywy potrafią kosztować kilkaset dolarów, i to bez głowicy.
Skoro mowa o fotografowaniu ze statywu, warto zwrócić uwagę na wyłączenie stabilizacji obrazu, jeśli nasz aparat taką posiada. Obrazowo mówiąc, układ stabilizacji, gdy aparat jest umieszczony na statywie, "nudzi " się i próbuje kompensować drgania, których nie ma. W rezultacie mamy kompletnie nieostre zdjęcia.
Następna uwaga dotyczy posiadaczy lustrzanek. Mało osób zwraca na to uwagę, ale jednym z powodów nieostrych zdjęć wykonanych ze statywu jest klapnięcie lustra w lustrzance. Ruch lustra, choć bardzo szybki, potrafi wprawić korpus aparatu w drgania. Dlatego też wytrawni fotografowie krajobrazu korzystają z funkcji, w którą wyposażona jest każda lustrzanka, mianowicie możliwość podniesienia lustra już po skomponowaniu obrazu, a przed naciśnięciem spustu migawki. Napisałem naciśnięciem, a czynność ta też może być źródłem drgań. Przy dłuższych czasach naświetlania, gdy korzystamy ze statywu, lepiej jest wyzwalać migawkę wężykiem spustowym lub za pomocą samowyzwalacza. Na dzisiaj tyle podstawowych uwag dotyczących metod zapobiegających nieostrości zdjęć. Do tematu tego będziemy wracać w kolejnych odcinkach.
Przegląd fotograficznych nowości roku 2012
Wprawdzie do końca roku jeszcze daleko, ale niektóre pisma fotograficzne, jak choćby "Shutterbug", zaczęły podsumowywać dokonania producentów w roku 2012. Są to produkty wyróżnione przyznawaną co roku nagrodą TIPA, czyli Technical Image Press Association.
Z przeglądu zamieszczonego w sierpniowym numerze "Shutterbug" wybrałem te pozycje, które mogą Państwa zainteresować. Autorzy przeglądu podzielili sprzęt na trzy kategorie: dla początkujących, czyli tzw. entry level, dla zaawansowanych i wreszcie sprzęt wybitnie profesjonalny. Postanowiłem nie uwzględniać tego ostatniego, gdyż profesjonaliści mają swoje, o wiele lepsze źródła informacji.
Zacznijmy od aparatów. Firma Nikon przedstawiła model dla osób pragnących "przesiąść" się z aparatu kompaktowego na pierwszą lustrzankę. Oznaczony symbolem D5100 aparat dysponuje matrycą o rozdzielczości 16,2 megapikseli, wysoką jakością zdjęć przy wysokich czułościach ISO oraz świetnym ekranem LCD, który można ustawić pod dowolnym kątem. W aparacie można wybrać też jeden z wielu efektów specjalnych, a także kręcić filmy wideo w pełnej rozdzielczości 1080 HD. Mimo że aparat w zamyśle przeznaczony jest dla początkujących, wcale nie znaczy, że nie będą mieli z niego pożytku amatorzy bardziej zaawansowani. Ma on bowiem wszystkie potrzebne im funkcje za przyzwoitą cenę.
Nieco bardziej zaawansowana lustrzanka to produkt Sony – Alpha STL-65. Konstrukcja ta jest o tyle ciekawa, że choć wyposażona w lustro, jest jednak ono nieruchome, za to częściowo przezroczyste, dzielące "sprawiedliwie" światło między wizjer a światłomierz. Dzięki temu aparat jest bardzo szybki, gdy idzie o zdjęcia seryjne. Może ich wykonać aż 10 w ciągu sekundy. Matryca dysponuje rozdzielczością 24,3 megapiksela. TIPA jury zaimponowała szczególnie możliwość podglądu jakości zdjęcia jeszcze przed jego wykonaniem. Również w moim odczuciu jest to funkcja, której brakowało fotografom przez lata. Oczywiście tak jak za pomocą wielu współczesnych lustrzanek, również i tą można kręcić filmy wideo w pełnej rozdzielczości HD.
Dla osób lubiących schować aparat do kieszeni (no może takiej większej), firma Olympus ma model Pen E-PL3. Jest to kolejna wersja popularnej serii PEN w formacie micro 4/3. Aparat wyposażony jest w matrycę 12,3 MP, stabilizację obrazu, bardzo szybkie ustawienie ostrości na 35 punktach. Serie zdjęć można wykonać z szybkością 5 klatek na sekundę. Posiada wiele ciekawych funkcji dodatkowych z tzw. artystycznymi efektami włącznie. 3-calowy uchylny ekran LCD o dużej rozdzielczości dopełnia reszty.
Pozostańmy jeszcze przy wyróżnionych kompaktach. Samsung MV800 to aparat rzeczywiście do kieszeni, do użycia przy każdej okazji. Ciekawy 3-calowy monitor z funkcjami wybieranymi dotykiem. Tak jak wiele firm elektronicznych nie mających tradycji fotograficznych, również Samsung zwarł kontrakt na produkcję obiektywów ze znaną optyczną firmą, w tym przypadku Schneider-Kreutznach, który to wyposażył omawiany aparat w przyzwoity obiektyw 26-130 mm.
No i wreszcie aparat z serii, którą zawsze polecałem znajomym, gdy mnie pytali, jaki aparat, poza lustrzankami, jest wart uwagi. Jest to seria Canona oznaczona literką "G". Śledzę ją od modelu 3 (poprzedni, najnowszy był oznaczony cyferką 12), a więc już kilka dobrych lat. Aparaty te zawsze odznaczały się doskonałą, jak na kompakty, jakością zdjęć. Obecnie Canon poszedł jeszcze o krok dalej i wyposażył najnowszą wersję tej serii w matrycę wielkości APS-C, czyli taką jak popularne cyfrowe lustrzanki, o rozdzielczości 14,3 MP, i w efekcie uzyskał jeszcze lepszą, "lustrzankową" jakość zdjęć. Aby odróżnić najnowszą wersję od poprzedników, Canon oznaczył ją jako G1X. Aparat może nie należy do najmniejszych i najlżejszych, ale coś za coś.
Sprzęt fotograficzny to nie tylko aparaty. Następną rzeczą, która interesuje posiadaczy aparatów z wymienną optyką, to oczywiście obiektywy. Sędziowie TIPA zwrócili w tym roku uwagę na kilka z nich. Wśród popularnych "szkieł" produkowanych przez tzw. niezależne firmy nagrodzony został obiektyw Sigma 18-200 mm f/3.5-6.3 OS HSM II przeznaczony do lustrzanek z matrycą wielkości APS-C. Jest to tzw. obiektyw do wszystkiego i w zasadzie jedyny, jaki potrzebujemy, aby fotografować popularne motywy.
Dla właścicieli aparatów Olympusa micro 4/3 także jest dobra wiadomość. Pojawił się bowiem na rynku stałoogniskowy obiektyw Zuiko ED 12 mm, który odpowiada ogniskowej dla zwykłego małego obrazka 24 mm, a więc niezwykle przydatny, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego światło f/2. Obiektyw jest bardzo starannie wykonany, w srebrnym kolorze jak za dawnych czasów. Zapewnia bardzo wysoką jakość zdjęć, które można wykonywać nawet z odległości 20 cm.
Jest też coś dla amatorów makrofotografii – obiektyw makro o ogniskowej 180 mm i odwzorowaniu 1:1 Sigma APO Macro 180 f/2.8 EX DG OS HSM. Obiektyw zaopatrzony jest w stabilizację obrazu, która zapewnia przedłużenie naświetlania z ręki nawet o 4 działki przesłony.
Oprócz sprzętu wyróżniony został także program do edycji – Photoshop Elements v.10. Kto jeszcze nie spróbował samodzielnej obróbki zdjęć, nie wie, jaka to frajda. Program ten znakomicie to ułatwia, a i cena nie jest zbyt wygórowana w porównaniu z "dużym" Photoshopem, bo ok. 100 dol.
Zachęcam!
Wojciech Porowski
Toronto
Slow Photography
Przepraszam za ten anglojęzyczny tytuł, ale wydaje mi się, że najlepiej oddaje to, o czym chciałbym dzisiaj napisać. Wprawdzie obiecałem Państwu temat dotyczący światła błyskowego, jednak póki co korzystajmy ze światła słonecznego, bo lato krótkie.
Wracając do dzisiejszego tytułu. Znają Państwo oczywiście pojęcie "fast food" – McDonald, Tim Hortons itd., wymieniać nie trzeba. Wszystkie te jadłodajnie (bo trudno nazwać je restauracjami w europejskim znaczeniu tego słowa) mają za zadanie nafaszerować nas szybko gotowymi potrawami spod sztancy, przy czym słowo "szybko" ma tu znaczenie decydujące. Do tego stopnia, że w wielu donut shopach, pełniących w północnoamerykańskiej kulturze rolę kawiarń, na poczesnym miejscu widnieje napis informujący klientów, że mogą w tym przybytku spędzić nie więcej niż 20 min. No cóż, co kraj to obyczaj.
Tym, czym dla przemysłu żywieniowego było powstanie jadłodajni typu "fast food", tym dla fotografii stało się nastanie ery cyfrowej. Wykonujemy setki i tysiące zdjęć, wykorzystując aparaty kompaktowe, telefony komórkowe i coraz bardziej dostępne cyfrowe lustrzanki. Często nie przekładamy ich nawet do komputera, zadowalając się pobieżnym przeglądem na ekraniku aparatu. Aby więcej, aby szybciej, bo to nic nie kosztuje. Nie mam pojęcia, ile z tych zdjęć trafia do albumów w formie wydruków, ale podejrzewam, że nikły procent. Ktoś może zarzucić mi nienowoczesność i nienadążanie z czasem. Zapytam więc, czy ci wszyscy bywalcy restauracji, gdzie można zjeść, nie spiesząc się, przyzwoity obiad, też są nienowocześni?
Tak jak w odpowiedzi na "fast food" powstał ruch na rzecz "slow food", promujący spokojne delektowanie się spożywanym posiłkiem, tak w odpowiedzi na "fast photography" powstał ruch "slow photography" zachęcający do estetycznego przeżycia fotografowanej sceny, zanim wykona się jej zdjęcie. Jego pomysłodawcą jest kanadyjski fotograf Michael Wood. Nazwał on ten rodzaj fotografii kontemplacyjną, co już wiele wyjaśnia. Prowadzi na ten temat wykłady w całej Ameryce Północnej, a swoje tezy zawarł w książce "The Practice of Contemplative Photography: Seeing the World with Fresh Eyes".
Michael Wood wyjaśnia przede wszystkim, co tracimy, oglądając świat wyłącznie przez celownik aparatu. A tracimy rzecz bezcenną, zwłaszcza w czasie podróży, mianowicie przeżycie chwili, która już nie wróci. Tracimy często na rzecz zdjęć, które można zobaczyć na wielu pocztówkach. Wtrącę tu jako swego rodzaju świadectwo osobistą refleksję. Otóż byłem świadkiem jedynych w swoim rodzaju, unikalnych wydarzeń – pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce oraz pogrzebu prymasa Stefana Wyszyńskiego. Oba te wydarzenia oglądałem głównie przez celownik aparatu, troszcząc się raczej o warunki naświetlania niż o to, co się wokół mnie działo. Dzisiaj brakuje mi tych przeżyć, a filmy pozostawione w Polsce i tak przepadły. Nie chcę w tym miejscu zniechęcić nikogo do robienia zdjęć, zwłaszcza w podróży i w czasie unikalnych wydarzeń, jednak warto zachować równowagę między uwiecznianiem otoczenia a wchłanianiem atmosfery danego miejsca i czasu.
Dla zainteresowanych praktykowaniem "Slow Photography" kilka recept:
Etap pierwszy: Weź do ręki jakikolwiek aparat – od komórkowego telefonu do lustrzanki. Stary, filmowy aparat też może być. Nawiasem mówiąc, wraca moda na filmowe aparaty.
Etap drugi: Znajdź miejsce, które wzbudza twoje zainteresowanie – od własnego biurka poprzez kuchenny zlew, aż po wspaniałą architekturę czy krajobraz.
Etap trzeci: Teraz jest czas, aby spokojnie usiąść i wchłaniać otoczenie. W ciągu pięciu minut rozejrzyj się i pomyśl o następujących rzeczach:
Pierwsza minuta: Gdzie jestem? Opisz w myślach wszystkie elementy otoczenia, od najbliższych do najdalszych.
Druga minuta: Opisz w myślach swoje odczucie. Czy czujesz się zrelaksowany, napięty, podekscytowany czy zainspirowany.
Trzecia minuta: Jakie wizualne elementy cię otaczają? Czy widzisz cienie, światła, regularne wzory i fakturę powierzchni?
Czwarta i piąta minuta: Teraz, kiedy zwróciłeś uwagę na wszystkie elementy otoczenia, możesz zacząć myśleć o wykonaniu zdjęcia. Jaki element otoczenia chcesz sfotografować i jak? Zdecyduj o kącie, pod którym chcesz wykonać zdjęcie. Odtwórz to sobie w wyobraźni i sprawdź, czy aparat "widzi" to samo.
Etap czwarty: Wykonaj zdjęcie i podelektuj się tą chwilą.
Myślę, że jest to dobry sposób na letni relaks, czego wszystkim serdecznie życzę.
Wojciech Porowski
Toronto