Zacznijmy więc od zupełnych podstaw. Aby otrzymać obraz fotografowanego przedmiotu, odbite od niego światło, po przejściu przez obiektyw, pada na światłoczułą matrycę, gdzie zostaje zamienione na sygnał elektryczny. Sygnał ten podlega następnie obróbce przez układ elektroniczny aparatu i w postaci cyfrowej zostaje zapisany w karcie pamięci. Tak w największym, możliwym skrócie można opisać działanie fotograficznego aparatu cyfrowego.
O tym, czy zdjęcie będzie się nadawało do oglądania, decyduje kilka czynników. Pomińmy tu wszelkie względy estetyczne, a skupmy się jedynie na stronie czysto technicznej. Pierwszym elementem jest obiektyw. Musi on odwzorować czy narysować na płaszczyźnie matrycy obraz fotografowanej sceny. W zależności od jego jakości, może to zrobić lepiej lub gorzej. Dlatego też mówi się często o obiektywach, że są dobrze lub gorzej rysujące.
Następnym czynnikiem, który sprawi, że zdjęcie będzie technicznie poprawne, jest ilość użytego do jego wykonania światła lub, jak ktoś woli, prawidłowe naświetlenie.
Ilość wpadającego do aparatu światła regulują dwa urządzenia – przysłona (ang. aperture) oraz migawka (ang. shutter).
Przysłona jest częścią obiektywu regulującą wielkość otworu na drodze strumienia światła. Zwykle ma postać nachodzących na siebie metalowych listków. Stopień otwarcia przysłony określany jest za pomocą liczby przysłony i praktycznie zawiera się dla aparatów amatorskich w granicach od f/2,8 do f/16. Załączony rysunek pokazuje zależność otwarcia przysłony do jej liczby.
Ponieważ obiecałem, że nie będę się zbytnio wdawał w rozważania teoretyczne, pominę wyjaśnienie, skąd się takie, a nie inne cyfry wzięły. Trzeba jednak zapamiętać bardzo ważną zależność między nimi. Otóż każde następne przymknięcie przysłony powoduje dwukrotne zmniejszenie ilości światła wpadającego do aparatu. I tak, w porównaniu z przysłoną f/2,8 ilość światła dla przysłony f/4 jest 2x mniejsza, dla przysłony f/5,6 4x mniejsza itd. I odwrotnie, każde otwarcie przysłony o jedną działkę zwiększa ilość światła dwukrotnie. Kontrola ilości światła jest tylko jedną z funkcji przysłony, o innej porozmawiamy nieco później.
Drugim urządzeniem kontrolującym ilość światła jest migawka. Bardzo kolokwialnie mówiąc, jest to rodzaj klapki, która otwiera się i zamyka na określony czas, wpuszczając do aparatu potrzebną jego ilość. We współczesnych aparatach migawki kontrolowane są elektronicznie i cechują się dużą dokładnością.
Ilustracja przedstawia mechanizm migawki wraz z układem sterującym stosowany w lustrzankach Nikona.
Dla wykonania zdjęcia w świetle dziennym czasy otwarcia migawki są bardzo krótkie i stanowią setną lub dziesiętną część sekundy. Poszczególne czasy były niegdyś zaznaczane na odpowiednim pokrętle, a obecnie są wyświetlane na ekraniku LCD.
Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku podawana jest tylko wartość mianownika, a więc zamiast np. 100 = 1/100 s, 500 = 1/500 s itd. Całe sekundy zwykle są zapisane:
1" = s, 10" = 10 s itd. Również tutaj obowiązuje taka sama, dwukrotna zależność między poszczególnymi stopniami otwarcia migawki jak w przypadku przysłony. Tak więc w porównaniu z 1/1000 s czas 1/500 wpuści do aparatu 2 x więcej światła, czas 1/250 4x więcej itd. A oto przykładowa skala czasów migawki, z których najczęściej korzystamy za dnia.
1/25, 1/50, 1/100, 1/250, 1/500, 1/1000.
Domyślamy się już pewnie, że nastawianie czasu naświetlania i przysłony jest ściśle ze sobą związane. Jeśli np. przy danym świetle chcemy zrobić zdjęcie z kombinacją: przysłona f8, czas 1/50, to aby uzyskać to samo naświetlenie przy przysłonie f/11, trzeba dwukrotnie zwiększyć ilość światła, czyli przedłużyć czas naświetlania do 1/25 s. Działa to też w odwrotną stronę, czyli jeśli zamiast f/8 nastawimy przysłonę f/5,6 musimy również dwukrotnie skrócić czas do 1/100 s.
W tym miejscu zawsze pada pytanie – no dobrze, ale od czego zacząć –od nastawienia przysłony czy czasu? Zależy to głównie od motywu zdjęcia i będziemy o tym jeszcze mówili. Teraz tylko krótki przykład. Gdy fotografujemy otwarty krajobraz i zależy nam na dużej głębi ostrości (wyjaśnimy sobie później, co to za zwierzę), zaczynamy od dosyć mocno zamkniętej przysłony – f/11 lub f/16 i dobieramy odpowiedni czas. Kiedy natomiast zależy nam na zatrzymaniu ruchu, a więc zdjęcia sportowe, bawiące się dzieci itp. – zaczynamy od czasu naświetlania, możliwie krótkiego, np. 1/500 s, i dobieramy odpowiednią przysłonę.
Wreszcie trzecim elementem, o którym dotychczas nie wspominaliśmy, a który decyduje, jaką kombinację przysłona/czas wybierzemy, jest czułość matrycy podawana w stopniach ISO. Odpowiada ona czynnikowi, który kiedyś określał czułość filmu. Im większa czułość matrycy, tym mniej światła potrzeba do prawidłowego naświetlenia.
Zasadnicza różnica na korzyść fotografii cyfrowej jest taka, że jak dawniej ktoś załadował do aparatu film o danej czułości, to był z nim związany aż do końca rolki. W aparacie cyfrowym czułość matrycy można dobierać indywidualnie do każdej pojedynczej klatki. W "zamierzchłych" czasach epoki analogowej, czułość filmu była podawana w stopniach ASA lub DIN. Najbardziej popularną czułością było 100 ASA, co odpowiadało 21 DIN. 400 ASA uchodziło za bardzo czuły film, a 800 i więcej rzadko kto używał. Wiązało się to głównie z dużą ziarnistością filmu wraz ze wzrostem czułości. Obecnie w nowszych aparatach cyfrowych czułość dochodzi nawet do 25 000 ISO (ASA). Niestety, tak jak w przypadku filmu, tak i tutaj wraz ze wzrostem czułości pogarsza się jakość obrazu. Najwyższą jakość uzyskuje się, stosując jak najniższą czułość, na jaką pozwalają warunki oświetleniowe. Na koniec może ktoś zapytać – wszystko to piknie, jak mówią górale, ale jak określić owe warunki oświetleniowe. Ano, służą do tego światłomierze, zarówno ręczne, jaki i wbudowane w aparat – każdy współczesny aparat.
Jak z nich korzystać, opowiem w następnym odcinku.
Wojciech Porowski