„Wyznawca chrześcijaństwa często jest prostym człowiekiem. Biskupi powinni bronić wiary tych prostych ludzi przed potęgą intelektualistów.”
Józef Ratzinger, Papież
Czyżby skończyły się czasy, kiedy po pamiętnym Roku Pańskim 1989 rządziła lepiej lub gorzej demokratycznie wybrana władza, a opozycja – bo taka jest jej rola – szukała tzw. dziury w całym, żeby przekonać potencjalnych przyszłych wyborców, że oni będą kierować nawą państwową znacznie sprawniej, dla wspólnego dobra. Nobody’s perfect, są różne niezależne uwarunkowania i ograniczenia, że zacytuję niezapomnianego tow. „Wiesława” Gomułkę, który nieudolności socjalizmu tłumaczył starożytną mądrością, że „z próżnego i Salamon nie naleje”. Ujmując rzecz prościej, trzeba stwierdzić, iż łatwiej jest krytykować rządzących niż samemu rządzić. Ta zasada dotąd pracowała i po następnych wyborach zwykle władze się zmieniały, a ludzie dawali kredyt nowym ideom.
Warunek jest prosty, ale też niezbędny. Nowe idee muszą być wyborcom przedstawione. Tak zrobił w 2015 roku PiS. Jego program wyborczy był „ostry”. Przedstawił potrzebne zmiany w sposób jasny i otwarty. Były to projekty rozwiązań gospodarczych i politycznych. I ludzie w ten program uwierzyli. Słynna ze swej prawdomówności ówczesna premier Kopacz określiła program prawicy jako pustosłowie – „największe kłamstwo” (!). Że to są przecież plany nie do zrealizowania (w domyśle dla jej rządów?) i albo PiS je porzuci, jako zwykłą kiełbasę wyborczą, albo Polskę zgubi.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!