Dorzucałem suche gałęzie do ogniska, które spokojnie się paliło, sypiąc czasami iskierkami. Lekki niebieski dym ścielił się nad jeziorem. Jedyne miejsce na cyplu w Thompson Park, na którym można rozniecać ogień.
Niebo na zachodzie mieniło się kolorami purpurowych blasków, swoistą grą światła wkomponowaną w turkusowe niebo. Wysoko pierzaste cirrusy, pod nimi cumulusy sczerniałe pod podstawą, rzucające cień na jezioro, a wszystko otoczone różowo-czerwoną poświatą zachodzącego słońca. Bryza od lądu marszczyła wodę, niosąc wieczorny orzeźwiający zapach liści, jeziora i rosnących na brzegu kwiatów – aromat przyrody. Coraz więcej gości podpływało do migocącego ogniska. Dwie kaczki z malutkimi, łabędź, majestatyczny, jak krążownik na patrolu, a w oddali nurkujące perkozy napychały wola rybkami...
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!