Zatoka falowała zmarszczkami warkoczy szkwałów na wodzie. Prognozy mówiły o deszczu i wietrze do 30 km/godz. w godzinach popołudniowych. Kaczki jak zwykle baraszkowały wokół łajby, a maleństwa z mamusią schroniły się w komorze silnika pod rufą. Od Hamiltonu piętrzyły się potężne cumulusy zwiastujące zmianę pogody, prawdopodobnie na ekstremalną. Na jeziorze pokazały się białe grzywki wskazujące na wiatr około 5 w skali Beauforta. Nakarmiłem kaczuszki i postawiłem kotwicę w pionie. Przy nadbrzeżu czekał już Jerry i Marcin. Dobiłem do wysokiego pomostu okalającego bulwar.
– Gdzie płyniemy? – zapytał Marcin.
– Musimy popłynąć do Ulego do portu zabrać bączka, który zapewne wysechł z farby – odpowiedziałem.
– No to do roboty – zawołał Jerry. Załoga na pokład – zaśmiał się. –Stawiamy „Genię”? – zapytał.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!