Czarnobyl, 30. rocznica. Mój syn niedługo ma 30. urodziny. Pamiętam, jak to wtedy było ciepło, jaka piękna pogoda. Mieszkaliśmy w Tarnowskich Górach, jest to północ Śląska. Gór tam żadnych nie ma. Zielone miasto, ale z naszego balkonu widać było kominy wysokie huty cynku i ołowiu. Bardzo niezdrowe kominy. Mieszkaliśmy tam 9 lat.
Właśnie w te dni po wybuchu było tak – ja nie wychodziłam z domu, ale raz poszłam męża umówić do lekarza. Na słońcu była obrączka, jakaś pielęgniarka przyszła i mówi, że coś takiego jest. Wszyscy wyszli zobaczyć, rzeczywiście, przy słońcu była jasna obrączka. W niedzielę po wybuchu mąż obracał dwa razy naszym nowym samochodem. Zawiózł mnie z dziećmi, a potem sąsiadów z dziećmi. Słońce, a my szczęśliwi byliśmy, bo koło bloku była jeszcze pustynia, bo bloki nowe. Więc ta zieleń w Reptach była cudowna, miło było, chociaż ja już na ostatnich nogach, w 9. miesiącu ciąży. Poszłyśmy nawet na łąkę – ja z sąsiadką, i narwałyśmy szczawiu na zupę, takie to byłyśmy gospodarne. Potem często myślałam o tej zupie szczawiowej. Była to głupota ją jeść. Mogła być napromieniowana.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!