Wracałam wczoraj z Niemiec. Miałam przesiadkę w Berlinie, na dworcu głównym. Do tego miejsca dojechałam autobusem. Kupić bilet można w automacie. Automat jest na peronie, więc próbowałam dotrzeć na mój peron, ale jakie tam było zamieszanie!
Ze mną jakieś starsze małżeństwo niemieckie też próbowało tam się dostać. Z góry widzieliśmy, to co nad nami, a najniżej było widać perony dworca. Wszędzie pełno schodów, na szczęście ruchomych, a my szukaliśmy windy, która by nas tam dowiozła. Bo to jest tak – ten dworzec zawiera wszystkie dworce – dworzec pociągowy dalekobieżny, dworzec kolejki podmiejskiej, dworzec kolejki szybkobieżnej, dworzec kolejki podziemnej. Jest nowoczesny i pełno w nim aluminium. Błyszczy się, a sufit oszklony. Nad nami widziałam kolejkę szybkobieżną, to piętro jakby +1, bo nadbudowane. Na piętrze 0 chyba są tylko sklepy, kasy, informacje, dotyczące wszystkich rodzajów ruchów, jakie tu są. Niżej, na minus 1, są perony kolejki miejscowej. Jeszcze niżej jest kolej podziemna oznaczona U, a najniżej są perony dla pociągów dalekobieżnych. Takim ja miałam jechać. Dotarłam na mój peron, nie widzę Polaków, tzn. ich nie słyszę. Dochodzę do automatu, chcę kupić bilet, przedtem kupiła mi go jakaś młoda polska dziewczyna ….
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!