Wszystko wokół mnie jest niemieckie. Przesadziłam drzewko iglaste, jest to chyba świerk. Musiałam ciąć, obcinać jego korzenie, aby drzewko się zmieściło. Potem je ciągnęłam po trawie za uszy, już bez donicy. I strumień wody podlewający tuje skierowałam na moje drzewko. Podlewałam ziemię pod nim i wokół niego i krople wody poszły na gałęzie, które tak chciały żyć. Co przyjeżdżałam, to drzewko wypuszczało przeróżne końcówki, aby się ratować.
Wnuk dziadka wziął się za sprzątanie lodówki i wiele rzeczy wyrzucał do kosza, a ja z powrotem, jak moja babcia, która ze śmietnika przynosiła dziurawą patelnię i dziurawe garnki. Wszystko mogło się kiedyś przydać. Tak teraz robię. Wielką gruchę wyciągnęłam i umyłam, dwa banany uratowałam przed wyrzuceniem. Ja lubię takie stare banany, są słodkie, a nie takie piękne, jasnożółte. Co jeszcze? Trzy wielkie pomidory, bez skazy, wyciągnęłam je i przyglądałam się im. Nie im nie brakowało, dla dziadka w sam raz na jutro na śniadanie. Różnego rodzaju wyrzucane sery nie obchodziły mnie. Jednak wiem, że gwarancja nie była przekroczona.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!