Pamiętam pierwszy dzień kuchni starszej pani, niedaleko Monachium. Kuchnia była dość mała, pani tam nie miała zwyczaju wchodzić. W każdej szafce stały alkohole, zaczęte, trochę ponadpijane. Słodkich dużo – takich, jakie lubię. Bałam się, że zacznę je pić, bo to przecież smaczne, takie słodziutkie.
Poprosiłam panią, aby je stamtąd wzięła, postawili gdzie indziej. Nie widziała problemu. Jednak potem, jak jej wystawiłam te baterie trunków, to była zdziwiona. Nie wiedziała, że taka ich ilość jest. Miałam tam swój pokoik, ale najwyższe piętro było też moje, bo pani tam już nie wchodziła. Było tam zimno, wielkie kanapy, a na nich śpiwory, duży telewizor.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!