Gęsta mgła zaczęła jakby z wolna ustępować, z chwilą jak poranne słońce wzniosło się ponad horyzont i swoim narastającym ciepłem ogarnęło całą ziemię, wysuszyło wilgotne jeszcze powietrze, a co za tym idzie resztki zalegającej w dolinach mgły.
Monika była już dawno w drodze, jadąc swoim dżipem do domku letniskowego. Wiozła ze sobą najcenniejszy ładunek, jaki mogła sobie tylko wyobrazić, a mianowicie swojego synka i ukochanego wnuczka Zygmusia. Był środek lata i mały Zygmuś jechał na swoje drugie urodziny do dziadków nad jezioro. Siedząc sobie wygodnie w swoim foteliku z tyłu po prawej stronie od kierowcy, wyglądał przez okno ciekawy świata, gaworząc ze sobą bez przerwy. Część prezentów reprezentacyjnie jechała na przednim siedzeniu obok kierowcy na samo życzenie dziecka. Dla uprzyjemnienia sobie i jemu jazdy matka nastawiła dziecięce piosenki, nucąc je dla zabicia czasu. Gdyby wiedziała, że coś się wydarzyło zaraz przed nią na tej samej drodze, wybrałaby pierwszy zjazd z autostrady albo zwolniłaby bardziej. Słuchając piosenek, nie mogła usłyszeć, że przed chwilą podano w radiowym komunikacie, że doszło do strasznego karambolu we mgle, i ponaglano wszystkich o natychmiastowe zwolnienie tempa jazdy albo zjechanie zupełnie z drogi, żeby umożliwić dojazd pojazdom pierwszej pomocy. Nieświadoma nadchodzącego niebezpieczeństwa, przyśpieszyła nawet z lekka, widząc, że mgła zaczęła się już rozpływać w promieniach wschodzącego słońca.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!