Maj 2013
Przyjazd do tego domu niemieckiego był pechowy. Będę bez pracy. Nie poinformowano mnie, że ta pani jest tak chora. Od sześciu dni jest w klinice. Pomijając inne choroby, to pani ma wodę w płucach. Syn jej chciałby zmianę opiekunki, twierdząc, że pani tego chce. Jednak moja firma pisze mi, że mam być na swoim miejscu. Jestem przez nich delegowana.
Dzisiaj kupiłam za trzy euro tackę dużych malin i zawiozłam pani. Zjadła trzy. Każdą malinę podawałam jej do dwóch palców jej ręki i ona jakoś to sobie brała do ust. A ja w napięciu, aby malina nie spadła i nie pobrudziła białej pościeli.
Pani ma w klinice bardzo dobrze, bo to prywatna klinika dla bogatych. Jest sama w dużym pokoju, wielka łazienka i pyszne jedzenie. Tak pyszne, że przestałam jej nosić do szpitala przeze mnie upieczone ciasto czy jogurty.
Jedynie frykasy albo kwiaty mogą ją zadowolić.
Na pewno jest wciąż na morfinie. Jakoś trudno mi dlatego znaleźć w niej prawdziwą – ją. Uśmiecha się, ale jakoś pusto. Bez przerwy coś chce, czego otoczenie nie może zrozumieć.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!