Już jesień. Liście z drzew pospadały, tu i tam służba miejska zamiata je, tak by nigdzie ich nie było na ulicach czy na trawnikach widać. Na zmianę pogoda słoneczna, choć chłodniej, i plucha. Nadchodzi tradycyjny dzień tutejszych Zaduszek, ale manifestacja będzie nie 30, a w niedzielę, 28, bo ludzie mogą na nią przyjść. Tego roku pod hasłem uwolnienia więźniów politycznych. Jest ich w sumie 14, mają z zasady wyroki od dwóch do pięciu lat pozbawienia swobody. Dwie panie zrobiły film o nich, rozmawiając z ich matkami, żonami i dziewczynami. Problem jednak w tym, że w filmie nie pokazano, jak doprowadzić do ich uwolnienia, więc po zakończeniu prezentacji w lokalu Białoruskiego Frontu Narodowego wstałem i zaproponowałem, byśmy zaczęli co wtorek, czwartek i sobotę wyłączać na pięć minut światło w mieszkaniach o 20.00. Teoretycznie wszyscy się zgadzali, ale czy wieść o mej propozycji naprawdę się rozniesie.
Po wyborach
W Wołkowysku dostałem spóźnione wyniki wyborów. Okazało się, wedle komisji wyborczej, że na 57 tysięcy uprawnionych głosowało 47 tys., 40 tys. głosowało na pana Segodnika, kuratora oświaty województwa grodzieńskiego, ponad 6500 ludzi głosowało przeciw niemu i 500 coś wrzuciło zepsute karty.
Ale ja i inni twierdzą, na bazie obserwacji, że głosowało nie tyle, a najwyżej 25 proc. uprawnionych, bo ludzie wiedzieli, że ten wyznaczony przez władze ma wygrać i koniec, więc po cholerę się wysilać i iść do wyborów.
Wracałem jak zwykle autostopem do Mińska. Najpierw podwiózł mnie młodzian jadący do Sonimia, a potem drugi, komputerowiec, który odwiedzał w Wołkowysku babcię. On też nie głosował i był kilka miesięcy temu w Paryżu, widział demonstracje i mówi – tam jest wolność, nie jak u nas. Nie od wczoraj coraz więcej ludzi jest niezadowolonych, ale kiedy tłum pójdzie na plac pod Pałacem Republiki?
• • •
Wreszcie dowiaduję się, że po latach wydano mało antysowieckie dwie książki Sergiusza Piaseckiego, który pochodził z Mińska, a jest zupełnie tu nieznany. Jego dwie główne książki, "Bogom nocy równi" i "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy" są szalenie antysowieckie.
• • •
Prawie dwadzieścia lat temu po rozmowach z wujem, byłym dyplomatą II RP, zacząłem pisać książkę, jak by wyglądała zwycięska wojna Polski, Niemiec i Japonii z Sowietami. Z książki wyszedł tylko dłuższy artykuł, który proponowałem "Wojskowemu Kwartalnikowi", "Rzeczpospolitej", dziennikowi w Łodzi. Potem proponowałem odczyt na ten temat Niemieckiemu Instytutowi Historycznemu z Warszawy i wszyscy odmawiali.
Teraz pan Zychowicz wydał na ten temat książkę, która jest wszędzie cytowana i recenzowana. Nie czytałem jej, ale z jego tezą, że Niemcy by uderzyli najpierw na Francję, zupełnie się nie zgodzę, bo wtedy by na nas ruszył Stalin. Wedle mnie, trzeba było ruszyć najpierw na Sowiety, w czym pomogłaby nam Japonia, a Francuzi by stali za linią Maginota.
Niedziwna reakcja
Na ekrany polskich kin wszedł film o Odsieczy Wiedeńskiej zrealizowany przez Włochów i Polaków. Tam pokazana jest szarża husarii, która przebiła szyki wroga. Takiej elitarnej jednostki nie miały inne narody, a właśnie ona dała Polakom, a raczej Polakom i Litwinom, zwycięstwo pod Kircholmem i Kłuszynem. Były pułki husarii króla, ale były też wielkich magnatów. Husarze wyróżniali się skrzydłami, które miały dwa zadania: robić szum, który płoszył konie przeciwników, i chronić jeźdźców od arkanów tatarskich. Te lassa zaczepiały się o skrzydła i zrywały je, a nie zrywały husarzy z koni.
Film miał nie bardzo przychylną recenzję, bo cokolwiek sławi Polskę i Polaków, nie podoba się małopolskim mediom.
Aleksander graf Pruszyński
Warszawa/Mińsk
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!