Jak już człek dożyje wieku dojrzałego, to mu coś tam doskwiera. Strzyknie i tu, i tam, i przegibnie na jakąś stronę. Nic tylko popaść w depresję. A propos depresji. Jeden pan mi powiedział (poufnie na uszko), że taki to a taki ma depresję. Jeszcze zapytał, czy może wiem, na jakim tle? Czy z tego że pił, czy też z tego, że mu kiedyś zmarła kochanka? Próbowałam mu wytłumaczyć, że depresja to jest choroba, taka jak inne, jak alkoholizm, ale widziałam, że trafiam kulą w płot. Jego zdaniem depresja jest spowodowana jednym wydarzeniem depresyjnym. Czyli zgodnie z jego rozumieniem na depresję nie cierpią ci, którzy depresyjnych wydarzeń życiowych nie mają. Zrezygnowałam z próby wyjaśnienia, bo jak on wie swoje, to i łopatą nie włoży. To tak jak nasza sąsiadka w Polsce, która sądziła, że nerwicy się dostaje jak nas ktoś ‘nerwuje’. I mówiła, że takie biedne dziecko dostało nerwicy serca, bo ta matka je tak denerwowała. Zresztą sama też dostawała często nerwicy, jak stała w kolejce do sklepu, i jej przed nosem zabrakło. Nieważne czego, bo mówimy o czasach, gdy brak było wszystkiego. Moja mama za nic nie mogła jej wytłumaczyć, że nerwica nie od ‘nerwowania’ pochodzi. Ten problem się rozwiązał sam, bo było tyle tych nerwic, że wykreślono je z jednostek chorobowych i od tego czasu nikt na nerwicę nie choruje. Ciekawe - jest choroba, i nagle jej nie ma, bo ją znieśli. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Powinni to częściej stosować.
W końcu i mnie coś tam poważnego dopadło. Powiedziałam koleżance (tej dobrej), ale zastrzegłam, żeby nie robiła z tego sensacji i nie rozgadywała. Żachnęła się, że ona przecież nie plotkuje. Nie? Zaczęło się. Telefon za telefonem, z niby to od niechcenia pytaniem jak się mam. Ludzie zaczęli mi się uważnie przypatrywać i pytać com taka blada. Potem zaczęły się rady. Jedna pani wyleczyła inną panią kiszoną kapustą, a inna takim ziołem na wszystko z trzeciej póki od dołu w sklepie chińskim. Te opowieści były po to, żeby wlać w mnie otuchę, że jeszcze nie wszystko stracone. Ogłuchłam. Nigdy nie wierzyłam w moc cudownych środków na wszystko takich jak olejek malaluka, amol, czy krople szwedzkie. Widać wiara w magię jest u mnie niedorozwinięta. Przypadkowo spotkałam znajomą znajomej. A ona się mnie pyta, czy jem to co mi zaleciła przez tę wspólną znajomą. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że nie wiem o co chodzi. Na to ona, że powiedziała tej naszej znajomej, żeby mi powiedziała, że ona przeczytała artykuł, i tam było napisane, że mam jeść po 12 cytryn dziennie. Uśmiechnęłam się czarująco, i nic nie tłumacząc, że umiem też czytać, i jak chcę to mogę sobie poczytać o chorobach i cudownych lekach na wszystko, powiedziałam jej, że cytryny wtranżalam po 12 sztuk cztery razy dziennie, i że to jest dobre również i dla niej. I odwróciłam się na pięcie, i poszłam. Słyszałam, że się żali, że jestem niegrzeczna, ale to pewnie wszystko przez tę chorobę. Tak na pewno – mam i nerwicę i depresję z powodu wtrącanie się w moje życie bez zaproszenia, leczenia mnie przez hokus-pokus i stwarzania sensacji tam gdzie jej nie ma.
Michalinka
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!