PiS rujnuje Polskę, a Stare Kiejkuty, Stronnictwo pruskie i rosyjskie też nie próżnują. Aż strach się bać!
To standardowe twierdzenie totalnej opozycji jest całkowicie słuszne. Tyle tylko, że jest niedokończone, bo PiS okrutnie wprawdzie, ale rujnuje tylko Polskę, tak zwaną pomagdalenkoową, która bezwstydnie (i wydawałoby się) bezterminowo zawłaszczona była przez popeerelowską nomenklaturę, ich pociotków, jednocześnie chciwych aferzystów łowiących ryby w mętnej wodzie przemian z pozoru jak najbardziej demokratycznych. Dawni PZPR-owcy czując skąd wiatry wieją, stali się przez noc piewcami soc-liberalizmu. Moda na ten kierunek opanowała bowiem nasz niedościgniony wzór, Europę tzw. zachodnią, co już samo w sobie brzmi dumnie. A żeby nigdy zbytnio nie przeciwstawiał się wytworzonym szybko układom, nasz pierwszy demokratyczny premier śmiało zakreślił grubą kreskę.
Mocnych solidarnościowców przesunięto niepostrzeżenie na boczne tory, a słabi zajęli ich pozycje. Umoczeni we wstydliwe kontakty z cofającymi się, (ale wciąż obecnym reżimem - Jaruzelski, Kiszczak). TW grubą kreskę jak najbardziej popierali. Wałęsa, kiedyś sztandarowa postać Solidarności, o niewątpliwych zasługach coraz bardziej kluczył i kręcił. Dawni jego towarzysze, którzy zbyt dużo wiedzieli – jak na przykład, Gwiazda, czy Walentynowicz, zostali przez niezbyt kryształowo czystych opozycjonistów, przy udziale post-komunistów odsunięci na boczne tory.
Dzisiaj „utyty” Wałęsa, który rozmienił na drobne swoje dawne zasługi, jest już tylko zabawnym folklorem politycznym. Premier Mazowiecki, nadzieja patriotów, podczas pierwszej oficjalnej wizyty w Londynie odmówił spotkania z emigracyjnym prezydentem Kaczorowskim, stwierdzając że jego prezydentem jest Jaruzelski! Co prawda, to prawda. Pan Tadeusz kiedyś zdecydowanie potępiał biskupa kieleckiego Kaczmarka o to, że był amerykańskim, imperialistycznym szpiegiem - według wypróbowanych wiele razy w Sojuzie wzorów.
Niby wszystko szło dobrze, ale obywatele swoje wiedzieli i utarli mu nosa ręką Stanisława Tymińskiego.
Woda polityczna stawała się jednak coraz bardziej mętna, a oczekiwany z dnia na dzień dobrobyt nie nadchodził. Do tego trzeba było zdecydowanego działania. A kto kierował nawą państwową? Bolek, Alek (Kwaśniewski), Beluch (Belka), Must (Olechowski), Karol (Buzek), Carex (Cimoszewicz), Raul (Rotfeld), Kosk (Skubiszewski).
Wspomina się też, choć trudno w to uwierzyć, że były prezydent Komorowski był zarejestrowany jako TW Litwin, a Donald Tusk jako Oskar „bez swojej wiedzy i zgody?” A w ogóle to nikomu nie zaszkodzili. Armia konfidentów sprawia, że termin „Rzeczpospolita kapusiów” jest najzupełniej zasadny.
***
Dzban długo wodę nosił, ale w 2015 r. ucho się ostatecznie urwało. Za drugim razem, bo mogło to nastąpić o 8 lat wcześniej. Niestety złotousty Tusk (obiecanki, cacanki a głupiemu radość) długo ze swoją patologiczną Platformą zwaną Obywatelską mamił rodaków. Za długo! Teraz się został jako przychupas Angeli. Jego pani w ramach zacieśnienia przyjaznych stosunków z Polską, o których lubi mówić, buduje ręka w rękę z Putinem drugą nitkę gazociągu uzależniającego zachodnią Europę od Rosji. Znowu oś Berlin-Moskwa? Pakt Ribbentrop – Mołotow, pruski Fryderyk i Katarzyna Wielka? Tutaj skandalicznie zachowała się Finlandia zezwalając na przeprowadzenie rurociągu przez jej podmorskie terytorium. A nie musiała. Ktoś dostał w łapę? Czy słusznie ten kraj cieszy się naszą sympatią? To powinno być Helsinkom zapamiętane. Ustawili się przeciw całej Europie tak zwanej wschodniej.
***
Prawica rujnuje, rozdeptuje opozycję, widać jednak ile głów ma ta zdradziecka hydra. Ulica, zagranica, prowokacje, próba puczu, kod-y, parasolki, róże z najlepiej rozwiniętą Różą grafinią Thun vonputz, obywatele RP. Wszystko klapło. Ale są jeszcze dzieci. Chore? Tym lepiej. Okupacja sejmowych korytarzy to temat chwytliwy. Opiekunowie dostają obecnie wyższą pomoc finansową od państwa niż kiedykolwiek przedtem. Ale poprzednio nie protestowali. Dlaczego? To proste – to kolejna polityczna hucpa, żeby przysrać PiS-owi. No i znowu się nie udała. Tu mały paradoks. Opozycja twierdzi, że skoro kraj tak dobrze prosperuje to przeróżne grupy mogą się domagać więcej. Więc prosperuje czy jest zrujnowany?
Kiedyś w bitwie pod Głogowem Niemcy też posłużyli się dziećmi. Przywiązywali polskie dzieci do maszyn oblężniczych, żeby obrońcy nie mogli do nich strzelać. W czasie Powstania Warszawskiego pędzono kobiety z dziećmi przed czołgami niemieckimi - w tym samym celu. No ale wredni Germańcy nie byli rodzicami tych dzieci. A główna szczekaczka protestu to jedna z matek Alicja Gilińska. Nawet hierarcha z Bożej Łaski (tym razem dosłownie) Pieronek zeznał przed „resortową Stokrotką”, że narażanie chorych dzieci na poważny stres nie jest po chrześcijańsku. Tygodniami na przejściowych korytarzach w publicznym budynku zamiast we własnych łóżkach i pokojach, które znają. A koszty wyżywienia pokrywała Kancelaria Sejmu. To nie przeszkadzało oszalałym rodzicom gryźć tej pomocnej ręki.
***
Jeszcze drobna uwaga co do przegrania przez Polskę II wojny światowej. (według oceny S. Michalkiewicza). Na to twierdzenie nie ma zgody właśnie rada miasta Łodzi anulowała swoją decyzję o nazwaniu jednej z ulic imieniem przedwojennego antysanacyjnego (więzionego za to) działacza endecji Kazimierza Kowalskiego. Bo jazgot jaki podniosła żydowska gazeta dla Polaków. Michnik uznał, że skoro endek to musiał być antysemita. Radni położyli potulnie uszy po sobie. Przed wojną, którąśmy (nie bez kłopotów) jednak ostatecznie wygrali, Żydzi mówili że „wasze są ulice, nasze kamienice”. Okazuje się, iż obecnie te ulice też nie są tak całkiem nasze. W Łodzi, mieście przemysłowym, 40% ludności stanowili Żydzi, Niemcy byli (prócz jednak Polaków) drugą najliczniejszą obcą grupą etniczną, żadna z fabryk nie należała do Polaka; tylko Olbrychski w powieści „Ziemia obiecana” został właścicielem fabryki i to dlatego, że ożenił się z bogatą Żydówką. Doskonały film pod tym tytułem nie mógł być nominowany do Oscara bo gremium (wiadomo jakie) uznało go za antysemicki. Był zbyt prawdziwy.
Tu wspomnę, że w poprzednim felietonie właśnie wspominałem o dwóch najbardziej znanych polskich politykach przedwojennych, to jest o Piłsudskim i Dmowskim. Dziwnym (?) trafem Marszałka uwzględniono, a Roman (jako endek?) z tekstu wypadł. Wspominałem też o barbarzyńskim bombardowaniu w celach ćwiczebnych przez rycerską (of course) Luftwaffe bezbronnego Wielunia, nazwanego Polską Guernicą (mural Picassa) obrócone w gruzy w pierwszych dniach wojny, przekształciło się w tekście w Wiedeń. Kiedyś już zamieniono mi w tekście symbol Francji Koguta Galijskiego: Galia - Francja, na „koguta galicyjskiego” to jakby zamienić polskiego orła z indyka. Niewyraźny zapis? Może, ale żeby Dmowski był też niewyraźny?!
***
Skromność jest jedną z cnót. My Polacy, staramy się usilnie wszystkim przypodobać. Ot, wg Bartoszewskiego jesteśmy „brzydką panną bez posagu”. Ale bez przesadyzmu, nie jesteśmy mocarstwem, ale też nie wypadliśmy sroce spod ogona.
Ostatnio udał się na Uniwersytecie Warszawskim dowcipny happening rozrzucono ulotki o treści, którą ze zgrozą zacytuję, czyż nie mówią prawdy?
(...)
Ostojan
Od redakcji: Szanowny Panie, przepraszaliśmy już za pominięcia; zarzucanie nam celowego pomijania Endecji to nieporozumienie. Pominięcia i przeinaczenia wynikają z przepisywania Pana rękopisu przez oprogramowanie oraz naszych niewielkich możliwości kadrowych. Nawiasem mówiąc, używa Pan mnóstwo zwrotów zapożyczonych ze Stanisława Michalkiewicza, jak np „resortowa Stokrotka”, i popełnia merytoryczne nieścisłości nie wiadomo czy zamierzone, jak choćby „Olbrychski w powieści”, czy „stare Kiejstudy” Jeszcze raz przepraszamy.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!