Do wiosny jeszcze kilka kroków w przeplatanej aurze, a ja w myślach już wybiegam przywitać tę piękną i jakże bliską memu sercu małą psotnicę. Myślę sobie, w jakiej kreacji nas przywita? Czy w kalendarzowym czasie, budząc się o świcie, ujrzymy ją w blasku słońca czy kroplach deszczu? Moje gdybanie jest chyba bez znaczenia, bo nim nadejdzie, z pewnością dobrze się rozejrzy i dobierze strój właściwy, doskonały, bo czyż nie ona jest kreatorem piękna o tej porze? Któż wyrwie mistrzyni z rąk paletę? Któż inny przyozdobi świat do takich uroków… ona jednym oddechem wzbudzi pragnienie artystów, by na płótnach jej imię zapisać.
Miłość do tej Panny bije również z fleszy, bo robią jej foty co dzień, nawet w nocy. Każda pora roku ma swoje uroki, lecz tylko wiosną mój „oddech”... tak słodki, głęboki. I Bogu dziękuje, że stworzył świat taki, że każdy odnajduje w nim dla siebie smaki.
W myślach poszukuję i dla siebie stroju, aby choć na chwilę zatrzymać ją w „progu”. Niechby potargała odrobinę włosy, bym poczuł na sobie jej maleńki dotyk. Już widzę, jak tańczy z kłosami bujnej trawy, rozśpiewane skowronki dołączają do zabawy, a ja choć wstać nie mogę, klaszczę w dłonie i dyryguję, jak tylko umiem. A kiedy zamykam na chwilę swe oczy, tańczymy tak wszyscy, aż do samej nocy. Potem sobie wracam z uśmiechem do domu, a com w tańcu przeżył? Nie powiem nikomu.
A tak serio, to wiosna daje mi takiego kopa do życia… dlatego zawsze na nią czekam z ogromną tęsknotą. Kiedy wypatruję jej pierwszych kroków, nie mogę się nadziwić, w jaki sposób każda roślinka budzi się do życia o właściwej dla siebie godzinie. Architekt z Góry dał nam wszystko, co dla serca, dla oczu, uszu i ducha, bo samym patrzeniem na określone pory jestem nasycony przeobficie.
Moje „DNA” identyfikuje się z wiosną, choć urodziłem się w lecie z miłością do przyrody. Mógłbym mieszkać w małej chatce w środku lasu, tam gdzie biją źródła przepięknych zapachów i gdzie żaden zegar nie odmierza czasu.
Po wypadku świat „poszycia” stał mi się jeszcze bliższy i piękniejszy. Mógłbym godzinami wpatrywać się w kępki traw, pąki kwiatów, gałązki drzew… Mam nawet lekki niepokój, kiedy leżę w domu, a za oknem tyle się dzieje.
Każdy spacer traktuję w kategorii zaszczytu, nagrody. Kiedy tylko czuję, jak delikatny wiaterek ociera się o mnie, wzruszam się ogromnie, przyjmuję to jak powitanie. Rozglądam się dookoła i słyszę zewsząd wrzawę, z której przebijają się dwa słowa „witaj Mariusz!”. Z rumieńcami odpowiadam: witajcie kłosy traw, stokrotki, mlecze, witajcie duże i małe drzewa, witajcie wszystkie ptaszki, motyle, owady… Wy naprawdę czekaliście na mnie? Tak, tęskniliśmy tak jak ty za nami: odpowiada z gracją dojrzały Jesion. To wszystko dialog wyobraźni, mimo to jest nieodzowną częścią każdego spaceru, jest jego dopełnieniem. Czerpię z tego ogromną radość, siłę, motywację i natchnienie do pisania. W zaciszu przyrody odnajduję równowagę, jej optymalny balans.
Wiosna budzi ze snu wielką orkiestrę, z całym jej zapleczem. Ta radosna i roztańczona baletnica bawi się na czele pochodu. W sukni na kształt fali pokrywa czarno-biały krajobraz i zamienia go w ogród. I w tym ogrodzie uczę się doceniać każdą chwilę życia, uczę się rozważać i rozumieć drugiego człowieka, uczę się miłości, abym potrafił kochać, a także umiał przyjąć i docenić miłość innych, którzy towarzyszą mi w drodze życia.
Ahoj! Wiosenko!
Pozdrawiam Mariusz
Mogą mi Państwo pomóc, wpłacając cegiełkę na konto Fundacji:
Konto Credit Union The Foundation of the Canadian Polish Congress #24583
Pomoc dla Mariusza Rokickiego.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!