Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Kraków 1000 lat temu - wirtualna rekonstrukcja / Część II. /
Napisane przez ak
Kraków 1000 lat temu - wirtualna rekonstrukcja / Część I. /
Napisane przez ak
Some thoughts about a more effective Polish-Canadian community
Napisane przez Mark WegierskiCanadian Polonia (the Polish-Canadian community) seems to have a perennial misapprehension of what constitutes “objective” cultural influence and power in today's Canada. Indeed, some representatives of Canadian Polonia have a rather curious definition of what "culture" and "cultural activities" actually consist of. Considering persons of Polish descent in Canada are said to number close to a million, it appears the community has a comparatively minor influence in Canadian society.
The Polish community in Canada seems to have a larger number of prominent artists (such as sculptors, painters, and so forth), than writers. Sculpture and painting often seem to offer far less scope for making a strong social impact, than writing. Some types of writing (such as opinion journalism) have almost immediate social and political effects. There are currently no opinion-columnists on staff in any of the major Toronto newspapers (Globe and Mail, National Post, Toronto Star, or Toronto Sun), who could be identified as belonging to the Polish-Canadian community, nor do any such opinion-columnists in any major newspaper in the country come to mind. There are also very few authors of books by recognized publishers.
It could be argued that “objective” cultural influence and power does not mainly emphasize such phenomena as art exhibits, dramatic shows, symphony concerts, and poetry recitals. Rather, it means – at its most expansive definition -- the extensive participation of community-minded activists in well-funded, well-supported structures across the various institutions of Canadian society, such as the mass-media, the state bureaucracies, the education system (especially at the university level), and so forth. It also means the extensive funneling of government and major corporate philanthropic support to various facets of the community's activities. What can one say when even the post of the President of the Canadian Polish Congress is a volunteer position.
One can see over the decades the perennial inability to create a serious Polish-Canadian political and cultural "lobby" -- although Polonia organizations and individuals have been talking about such a goal for many years. There is a chronic lack of funding, either from within the community, or from various levels of government – despite the fact that some reasonable expectations for the latter have been created as a result of the officially-proclaimed governmental multiculturalism policies. There is the inability to convince wealthier members of the community to substantially support community endeavours, especially in regard what could be called “objectively culturally-empowering” initiatives – such as, for example, the proposed Polish-Canadian Defence Fund. In such a heavily media-saturated society, the ongoing monitoring of various Canadian media and launching a coordinated response when necessary, cannot be entrusted solely to volunteer effort.
There are, currently, only a few M.P.s who could be identified as emphatically belonging to the Polish-Canadian community, in the Canadian Federal Parliament. The coming to power of a new government in Ottawa in 2006 has somewhat ironically resulted in substantial movement on some difficult issues (such as the lifting of visa requirements for Polish citizens visiting Canada, and a pension plans agreement between Canada and Poland) that had been log-jammed for years under previous administrations. Also, there has occurred the restoration of recognition of veteran status for Polish armed forces veterans who had served with the Allies during World War II – a status that had been withdrawn in 1995 by the Chretien government. The Polish armed forces veterans who came to Canada in the aftermath of World War II, had constituted one of the largest Polish immigrant waves to Canada.
The recent developments in Canadian politics could suggest that it would be helpful if people paid less attention to old, mostly unrequited political affections, but rather created the conditions for a situation where all the major parties are going to be seriously courting the community.
Polish immigrants and their offspring often do quite well materially in Canada – mostly through dint of sheer hard work and abstemious living. However, they usually have an emphasis on individual or family advancement, with a downplaying of community efforts. Because of the legacy of Communism, many Poles from the later immigrant waves associate community work with a distasteful "social activism" -- which the Communist regime in Poland had apparently always been trying to force people into. Despite often great, outstanding accomplishments by individuals of Polish descent in Canada, the community is usually not strengthened.
Could one hope that there could be at this late date a synergy of concerned persons of Polish descent in Canada that would be able to make some significant cultural and political impact?
Polskie ślady na Litwie, Kościół św. Anny w Wilnie
Napisane przez Leszek WątróbskiPodobno Napoleon Bonaparte tak zachwycił się wileńskim kościołem św. Anny, iż żałował, że nie może go zabrać do Paryża.
Nawet jeśli nie jest to prawda, to kościół św. Anny bezapelacyjnie zasłużył na taką legendę. Kościół usytuowany jest przy ulicy Maironio (św. Anny) 8, tuż przy brzegu rzeki Wilejki. Historia jego budowy jest prawie nieznana. Nieznane są również nazwiska mistrzów, którzy go wznosili. To, co dziś wiemy, to że powstał na przełomie XV i XVI i jest jedną z nielicznych gotyckich budowli na Litwie. W różnych źródłach gotyk ten zwie się płomienistym, niderlandzkim bądź wileńskim. O niezwykłości stosunkowo niewielkiego ceglanego kościoła, o wymiarach 22 na 10 metrów, decyduje oryginalna fasada zdobiona wieloma łukami oraz ażurowe wieżyczki. Wzmianki o pierwszym kościele, który stał na miejscu obecnego, pochodzi z roku 1501. Ówczesna świątynia była już murowana z, prawdopodobnie, drewnianymi stropami. Niektórzy badacze budowę tego kościoła przypisują Michałowi Enkingerowi, budowniczemu murów obronnych w Gdańsku oraz kościoła Brygidek w Elblągu.
- Kosciol sw. Anny Kosciol sw. Anny
- Zabytek z XVI wieku Zabytek z XVI wieku
- Tablica informacyjna Tablica informacyjna
- Pomnik Mickiewicza Pomnik Mickiewicza
http://www.goniec24.com/prawo-kanada/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8512#sigProId13b403cbc8
Kościół św. Anny, położony w tzw. bernardyńskim zakątku, to niezwykłej urody przykład gotyku płomienistego. Maleńki, jednonawowy kościół, z wyodrębnionym prezbiterium, stojący w jednym z zakoli Wilejki, uważany jest słusznie za perłę późnego gotyku w Europie Środkowej. Szczególnie fasada, wykonana w cegle, zachwyca bogactwem formy częstym w ostatniej fazie gotyku. Efekt osiągnięto m.in. poprzez użycie 30 rodzajów specjalnie wykonanych ceglanych kształtek. Kościół powstał w końcu XV wieku za rządów wielkiego księcia Aleksandra Jagiellończyka, być może jako kaplica dworska. W roku 1554 został czasowo przejęty przez wyznawców luteranizmu. Następnie, w roku 1564, świątynię zniszczył pożar. Już jednak kilkanaście lat później kościół został odbudowany staraniem abp. lwowskiego Jana Dymitra Solikowskiego z funduszy wojewody wileńskiego Mikołaja Radziwiłła i kardynała Jerzego Radziwiłła. W okresie rozbiorów, w roku 1812, na kilka lat, kościół zamieniono na magazyn wojskowy.
Przebudowywany kilkakrotnie. Najpierw, w roku 1871, pod kierunkiem architektów rosyjskich: Mikołaja Czagina i Iwana Lewickiego. Następnie, w latach 1902-1909, pod kierunkiem polskich architektów: Józefa Piusa Dziekanowskiego i Sławomira Odrzywolskiego.
Wnętrze kościoła św. Anny niczym szczególnym się nie wyróżnia. Świątynia składa się z jednej nawy wysokości ponad 12 metrów, którą od prezbiterium oddziela wysoki, ostry łuk gotycki. Nawa ma zaledwie 19 metrów długości oraz prawie 9 metrów szerokości. W północnej części świątyni znajduje się zakrystia z roku 1613 oraz galeria łącząca kościół św. Anny z pobliskim kościołem Bernardynów. W kościele znajdują się trzy barokowe ołtarze i tablica ścienna poświęcona pamięci Jakuba i Anny Naporkowskich z roku 1625.
Kościół jest obecnie czynny i nabożeństwa odbywają się w nim codziennie w języku litewskim. Obok kościoła stoi neogotycka dzwonnica z roku 1874 zaprojektowana przez architekta Nikołaja Czagina, nawiązująca stylem do późnego gotyku. Tuż obok kościoła znajduje się pomnik Adama Mickiewicza.
Tekst i zdjęcia
Leszek Wątróbski
Szczecin
Jakiś czas temu dostałam list od młodego mężczyzny. Oto jego fragment: "Nie zwierzałem się nigdy nikomu. Nie mam też w zwyczaju opowiadać innym o swoich problemach, ale przez sytuację, w której się znalazłem, zostałem zmuszony poprosić o radę. Mam 27 lat, od roku jestem żonaty, mieszkam z żoną i teściową. Mam pracę, jestem ogólnie szanowanym człowiekiem. Pochodzę z religijnej rodziny, z takiej, w której przysięga to przysięga i nie ma od niej odwrotu. A ja zaczynam się bać o swoje małżeństwo. Kocham żonę, ale ona mnie chyba już nie. Razem z teściową wyśmiewa się ze mnie i coraz częściej wyzywa mnie od niemądrych, głupich itp. Uwagi typu: »no gdzie ty wieszasz tę ścierkę, no jakim idiotą trzeba być, żeby przez rok nawet się tego nie nauczyć!« są na porządku dziennym. Jestem coraz częściej poniżany, krytykowany, wyzywany, a mi zawsze rodzice powtarzali: jeśli cię gdzieś nie szanują, to stamtąd uciekaj. (...) Jestem w kropce. Nie wiem, co dalej robić. Proszę o pomoc. Zbyszek".
Gdy dwoje ludzi postanawia związać się ze sobą na dobre i złe, na wspólną przyszłość patrzą zawsze z wielką nadzieją i mają co do niej wielkie oczekiwania. Dzisiaj spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego mężczyzna będący w związku oczekuje od kobiety. A więc drogie panie, wasi mężowie pragną od was:
1. bezwarunkowego szacunku (!) – tak jak żona potrzebuje miłości, tak samo mąż potrzebuje szacunku. Zasada jest prosta: na brak szacunku prędzej czy później mąż odpowie żonie brakiem miłości, a żona z kolei, na jego brak miłości na pewno odpowie jeszcze większym brakiem szacunku. W taki właśnie sposób zaczyna się w małżeństwach tzw. błędny krąg. Aby nie doszło do tragedii, któreś ze współmałżonków musi ten krąg przerwać, nawet gdy sądzi, że druga strona na to nie zasługuje. Pamiętajmy, żaden mąż nie będzie w stanie czuć miłości i czułości w stosunku do swojej żony, jeśli ona pogardza nim jako człowiekiem.
2. zaufania – mężczyzna potrzebuje czuć, że żona pokłada w nim ufność, że ufa jego decyzjom, że weźmie odpowiedzialność za rodzinę, za finanse, za kierunek związku czy za wychowanie dzieci, a jeśli w czymś zbłądzi, że ona przyzna mu prawo do błędu, pozwoli wziąć odpowiedzialność za skutki pomyłki, a nie będzie zrzędzić i powtarzać: "a nie mówiłam...". Jeśli on będzie słyszał jej ciągłe narzekanie i krytykę zamiast słów wyrozumiałości, zostawi jej podejmowanie decyzji, żeby – w razie niepowodzenia – mieć święty spokój i czyste sumienie.
3. akceptacji – mężczyzna chce wiedzieć, że pod względem fizycznym, jak i psychicznym podoba się swojej wybrance, że nie przeszkadzają jej jego pewne niedoskonałości (bo każdy je ma) i nie będzie mu ich wypominała, szczególnie przy obcych. Mąż chce, żeby żona była z niego dumna, że jest właśnie taki, a nie inny. On chce się czuć dla niej ważny, jedyny i niezastąpiony.
4. uznania i pochwały – żona powinna często chwalić męża, i to za wszystko: za wyniesione śmieci, za strzelonego gola w meczu z kolegami, za ładnie pomalowane mieszkanie, za dobrą decyzję w sprawie kredytu, za prezent, za nawet mały sukces w pracy itd. Jest to bardzo ważne, bo tak właśnie dopinguje się mężczyznę do dalszego działania i wysiłku. W ten sposób motywuje się go do osiągania wielkich sukcesów w życiu.
5. wierności – mąż oczekuje od niej – podobnie jak ona od niego – wyłączności. On chce, żeby żona miała zasady, żeby się szanowała, żeby była tylko jego kobietą i matką tylko jego dzieci.
6. lojalności – mądra żona nie powinna mówić źle o swoim mężu do innych, powinna też zrezygnować z porównań na jego niekorzyść. Każdy mężczyzna pragnie dzielić swoje życie z kobietą, z którą może trwać razem w obliczu trudności i przeciwności losu.
7. kobiecości i atrakcyjności – mężczyzna nie żeni się po to, żeby żona go zastępowała. On chce, aby go dopełniała, pomagała mu, wnosiła w jego życie piękno, ciepło, delikatność. Pragnie, aby kobieta dbała o wygląd, sylwetkę, ubiór, żeby chciała się jemu podobać. Każdy mężczyzna oczekuje, że żona będzie umiała zająć się domem, ugotować obiad, zaopiekować się dziećmi. A także tego, że kobieta będzie zaradną, odrębną osobą, będzie miała swoje zainteresowania, swoje zdanie, będzie umiała też zająć się sobą. Mężczyźni nie lubią narzucających się kobiet, np. takich, które pokazują, że same nie potrafią żyć i jak nie widzą męża przez weekend, to rozpaczają i wydzwaniają do niego, żaląc się, jak bardzo są nieszczęśliwe i same się nudzą.
8. otwartości i prostych rozmów – mężczyzna nienawidzi obrażania się, tego, że żona nie mówi wprost, o co jej chodzi, że każe mu się domyślać. Drogie panie, mężczyźni się nie domyślą! Nie ma takich cudów. Oni są po prostu inaczej skonstruowani niż kobiety i stwierdzenia typu: "Domyśl się, a jeśli nie wiesz, o co mi chodzi, to nie mamy o czym rozmawiać" są naprawdę drogą donikąd!
Poza tym mężczyźni nie lubią, jak kobiety "paplą" bez przerwy, jak wymyślają niemądre problemy, jak czepiają się drobiazgów. Oni uwielbiają mieć chwile tzw. świętego spokoju, potrzebują czasem pobyć samemu i zastanowić się nad czymś. Nie należy ich wtedy zadręczać pytaniami: "a czy ty aby nie gniewasz się na mnie?", "a czy nie jesteś na mnie zły?", "a może jednak mogę ci jakoś pomóc?" itp.
I tak całkowicie na koniec, jeszcze jedna, ważna sprawa. Mężczyzna nie znosi, jak kobieta opowiada mu, jaka to jest brzydka i gruba, w nadziei, że on zaprzeczy. Mężczyźni naprawdę wielu felerów naszej urody nie widzą, ale jak będziemy im o nich opowiadać, to je zauważą i w nie uwierzą, a my osiągniemy skutek zupełnie inny od zamierzonego.
MASZ PROBLEM Z WJAZDEM DO STANÓW ZJEDNOCZNYCH – CO MOŻESZ ZROBIĆ?
Napisane przez Janusz PuźniakKanadę i Stany Zjednoczone dzieli najdłuższa na świecie niechroniona granica. Gospodarki obu krajów są ściśle ze sobą połączone i praca wielu Kanadyjczyków zależy od możliwości ciągłego przekraczania granicy ze Stanami Zjednoczonymi. Podobnie rzecz się ma z turystyką – większości Kanadyjczyków trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy nie mieliby możliwości podróży do Stanów Zjednoczonych w celach turystycznych, kiedykolwiek sobie tego zażyczą. Często jednak zdarza się, że konflikt z prawem w przeszłości (włącznie nawet z najdrobniejszymi wykroczeniami kryminalnymi) jest powodem kłopotów, które spotykają podróżującego na granicy kanadyjsko-amerykańskiej w dniu dzisiejszym. Co można w takich sytuacjach zrobić? Jak się do nich przygotować? Jak je rozwiązać?
Problemy na przejściach granicznych Kanady i Stanów Zjednoczonych można zaliczyć do dwóch grup. Pierwsza, to sytuacje, gdy nastąpiło zawrócenie danej osoby z granicy, a zatem urzędnik imigracyjny podjął decyzję, że osoba ta popadła w taki konflikt z prawem w przeszłości, że nie można jej w ogóle wpuścić do Stanów Zjednocznych. Druga grupa to sytuacje, gdy osoba obawia się, że może być do Stanów Zjednocznych nie wpuszczona, lecz przekraczała granicę kanadyjsko-amerykańską wielokrotnie uprzednio i nigdy nie zetknęła się z zarzutem tzw. inadmissibility (to znaczy, z zarzutem, że należy do kategorii osób, których nie można wpuścić do kraju bez odpowiedniego zezwolenia), niemniej jednak kontynuuje przekraczanie granicy ze świadomością, iż taki zarzut może się w każdej chwili zdarzyć.
Zacznijmy od sytuacji z drugiej grupy. Jeżeli popadliśmy w konflikt z prawem w Kanadzie lub Stanach Zjednocznych w przeszłości, z pewnością figurujemy w bazie danych systemu sprawiedliwości i policji jednego lub obu krajów. Fakt, że przekraczaliśmy granicę kanadyjsko-amerykańską w przeszłości (to znaczy już po konflikcie z prawem) bez problemów, nie daje żadnej gwarancji, iż podczas kolejnego przekraczania nie będziemy wezwani na tzw. secondary inspection, aby wyjaśnić te fakty z naszej przeszłości, które mogą decydować o naszej inadmissibility do Stanów Zjednoczonych. Wymiana informacji pomiędzy systemami wymiaru sprawiedliwości obu krajów jest coraz dokładniejsza i tysiące osób, które wielokrotnie przekraczały granicę kanadyjsko-amerykańską w przeszłości, w pewnym momencie zostały z niej zawrócone. Również, jak wyjaśnimy poniżej, fakt, że na dzień dzisiejszy nie figurujemy w kanadyjskim systemie policyjnym jako karani, nie daje żadnej gwarancji, że fakty dotyczące naszego konfliktu z prawem w przeszłości są niedostępne dla urzędników imigracyjnych na przejściach granicznych.
Podobnie mylne jest przekonanie, że jeżeli konflikt z prawem nastąpił w Kanadzie i osoba, której to dotyczy, od tego czasu otrzymała tzw. pardon, to nastąpiło automatyczne wyeliminowanie informacji na ten temat ze wszystkich poziomów systemu informacyjnego wymiaru sprawiedliwości. W zdecydowanej większości przypadków, oficerowie imigracyjni (zwłaszcza oficerowie imigracyjni Stanów Zjednoczonych) mają do dostęp do tych danych. Fakt łatwego dostępu jest niekoniecznie niekorzystny dla przekraczającego granicę, gdyż jeżeli wykroczenie było niewielkie i zdarzyło się kilkanaście lat wstecz, osoba ta nie zostanie zaliczona do kategorii osób, które są inadmissible do Stanów Zjednocznych i zostanie wpuszczona bez konieczności dodatkowych wyjaśnień. W tym momencie należy przypomnieć, kiedy dana osoba zaczyna figurować w systemie wymiaru sprawiedliwości, tzn. kiedy zostaje do niego wprowadzona. Najczęściej staje się to w momencie pobierania jej odcisków palców przy aresztowaniu. Niestety, oznacza to, że nawet przy aresztowaniu w konsekwencji spraw cywilnych (np. aresztu za contempt of court) dana osoba trafia to rejestru.
Bardzo często zdarza się jednak, że oficerowie imigracyjni Stanów Zjednocznych mają niekompletne adnotacje w systemie elektronicznym. To znaczy wiedzą, że coś się zdarzyło w życiu przekraczającego granicę w przeszłości, czyli że z jakiegoś powodu trafił on do bazy danych, lecz nie mówi czego dane wykroczenie dotyczyło ani jaki był wyrok lub inna dyspozycja sądowa. W tych przypadkach od oficera imigracyjnego zależy, czy dana osoba będzie wpuszczona, czy nie. Jeżeli podróżny ma historię wielokrotnego przekraczania granicy i powrotu do Kanady, a wykroczenie miało miejsce dawno w przeszłości, najprawdopodobniej zostanie on wpuszczony (zwłaszcza jeżeli podróżuje w celach zawodowych, np. jako trucker). Nie ma jednak żadnej gwarancji, iż decyzja nie będzie odwrotna, to znaczy, że podróżny jest do Stanów Zjednoczonych inadmissible.
Co zrobić w sytuacjach, gdy oznajmiono nam, że nie możemy wjechać do Stanów Zjednocznych? Niestety, bezpośrednio na granicy można zrobić niewiele. Aczkolwiek istnieje możliwość złożenia prośby do dyrektora danego przejścia granicznego, prosząc o udzielenie tak zwanego advance parole, czyli prośby, aby udzielił on wyjątkowego zezwolenia na przekroczenie granicy, jednakże szansa powodzenia takiego podania tuż po odmowie wjazdu jest nikła. Należy zauważyć, że w takich sytuacjach osoby podróżujące prywatnie z przyczyn nagłych mają większe szanse powodzenia, niż osoby podróżujące zawodowo, zakładając, że są one w posiadaniu dokumentów poświadczających te nagłe przyczyny zmuszające do wjazdu do Stanów Zjednocznych (np. śmierć lub poważna choroba bliskiego członka rodziny w Stanach Zjednocznych, wezwanie na rozprawę sądową jako pozwany lub jako świadek, podróż na zabieg medyczny itp.).
W razie zawrócenia z granicy lub po powrocie ze Stanów Zjednocznych jeżeli nas wpuszczono warunkowo, niesłychanie istotne jest zrobienie dwóch rzeczy niezbędnych do właściwego rozwiązania problemu. Po pierwsze, należy się dokładnie upewnić, jakie zarzuty istnieją przeciwko osobie podróżującej. Po drugie, należy uzyskać dokumenty sądowe dotyczące wykroczenia, które było podstawą problemu granicznego oraz dotyczące wszelkich innych spraw sądowych, jeżeli nie wyszły one na jaw przy przekraczaniu granicy.
Zawróceniu z granicy najczęściej towarzyszy wydanie pisemnego wydruku cytującego podstawy prawne uzasadniające decyzję. W sytuacji, gdy taki dokument nie jest wydany, w interesie podróżnego leży, aby o niego poprosić, gdyż stanowi to podstawę prawnego rozwiązania problemu w przyszłości. W przypadku osób, które nie posiadają kanadyjskiego obywatelstwa, lecz przekraczają granicę na podstawie wizy w paszporcie innego kraju niż Kanada, adnotacja o zatrzymaniu i zawróceniu z granicy może być również dokonana poprzez odręczny wpis w paszporcie oraz stempel anulujący wizę.
Następnie należy skonsultować się z tekstem Immigration and Nationality Act, aby sprawdzić, jak prawnie te zarzuty o inadmissibility zostały zaklasyfikowane. Tylko w ten sposób będzie można zdecydować, czy w dana osoba na pewno jest inadmissible do Stanów Zjednocznych. Jeżeli tak, będzie potrzebowała wystąpić i otrzymać tzw. waiver of inadmissibility. Jeżeli nie, powinna móc przekroczyć granicę ponownie.
Jeżeli nie otrzymaliśmy żadnego dokumentu lub adnotacji w paszporcie na przejściu granicznym, jedynym sposobem upewnienia się o rodzajach zarzutów jest wystąpienie do rządu amerykańskiego z podaniem o ujawnienie zarzutów na podstawie aktu prawnego Freedom of Information Act. Przy składaniu podania oprócz danych osobistych należy między innymi podać, gdzie i kiedy miało miejsce zawrócenie z granicy oraz informacje dotyczące wykroczeń. Trzeba również sprecyzować, z których urzędów są potrzebne informacje. Niestety, otrzymanie rezultatów tego podania wymaga kilku miesięcy oczekiwania. A zatem za wszelką cenę należy starać się uzyskać zarzuty w formie pisemnej na granicy.
Jeżeli chodzi o uzyskanie dokumentów dotyczących wykroczenia, które było podstawą problemu granicznego, to najlepiej uzyskać oficjalne (certified) kopie sądowe. Dokumenty te są potrzebne w obu sytuacjach, to znaczy gdy potrzebne będzie złożenie podania o waiver of inadmissibility, jak również gdy będzie to niepotrzebne. W tym drugim przypadku należy posiadać oryginały dokumentów sądowych przy kolejnym przekraczaniu granicy, aby być przygotowanym do odpowiedzi na pytania dotyczące tych spraw sądowych. Niestety, z powodu nasilenia się zawróceń z kanadyjsko-amerykańskich punktów granicznych, od kilku lat sądy Ontario nie są w stanie szybko spełniać podań o wypisy z akt sądowych (zwłaszcza archiwowanych) i okres oczekiwania może trwać kilka lub kilkanaście tygodni.
Zanim przejdziemy do omówienia podań o waivers of inadmissibility, należy krótko poruszyć temat właściwego postępowania w sytuacjach, gdy doszło do zawrócenia z granicy i kiedy analiza prawna wykazuje, że dana osoba nie należy do kategorii osób inadmissible do Stanów Zjednocznych. Problem polega na tym, że ponowne pojawienie się na granicy bez uprzedniego wyjaśnienia sytuacji może spowodować nałożenie większych sankcji na podróżnego, który nie powinien był wrócić na granicę po poprzednim z niej zawróceniu bez wyjaśnienia sprawy z imigracyjnymi władzami amerykańskimi. Wiele osób po zawróceniu z jednego przejścia granicznego podróżuje do następnego, próbując przekroczyć granicę. Aczkolwiek wielu się to udaje, stwarza to, jak wspomnieliśmy, niebezpieczeństwo zwiększenia sankcji oraz wysunięcia przeciwko danej osobie zarzutu tzw. misrepresentation, jeżeli zaprzeczy, że niedawno była zawrócona z przejścia granicznego.
W przypadku, gdy analiza prawna wykaże, że waiver of inadmissibility jest konieczny, należy pieczołowicie przygotować podanie o jego uzyskanie. Po pierwsze, należy upewnić się, że znane są wszystkie zarzuty, jakie władze imigracyjne Stanów Zjednocznych mają przeciwko danej osobie. Jest to bardzo ważne, ponieważ waivers of inadmissibility są przyznawane na dokładnie sprecyzowane kategorie wykroczeń. A zatem, jeżeli podanie i przyznany waiver pomija któryś z zarzutów, to osoba ta może być zawrócona po raz kolejny przy następnej próbie przekroczenia granicy, tym razem na podstawie faktu, który działa na jej niekorzyść i który nie został objęty jej podaniem. Posłużmy się tu następującym przykładem. Załóżmy, że osoba, która została uprzednio zawrócona z granicy pod zarzutem przeszłości kryminalnej, uzyskała waiver uchylający ten powód inadmissibility. Osoba ta również przebywała uprzednio w Stanach Zjednocznych dłużej niż powinna, lecz nie ujawniła tego w swoim podaniu. Osoba ta w dalszym ciągu podlega temu drugiemu zarzutowi i dopóki nie otrzyma kolejnego waivera, tym razem na ten zarzut, naraża się na niepewność w czasie przekraczania granicy, że tym razem nie zostanie wpuszczona właśnie z tego powodu. Poza tym, w tym konkretnym przypadku osoba taka naraża się na dodatkowy zarzut skłamania w czasie składania podania o waiver, gdyż jednym z elementów tego podania jest rozliczenie się z czasu spędzonego w Stanach Zjednocznych.
Na potrzeby obecnej dyskusji należy przedstawić kilka następujących uwag. Po pierwsze, waivers są jedynie potrzebne w przypadku, gdy przewinienia kryminalne są zaklasyfikowane jako tzw. crimes of moral turpitude, lub gdy pomimo, że przewinienie nie jest tego rodzaju, dana osoba otrzymała karę w wysokości 5 lub więcej lat. Nie ma jednoznacznego rozgraniczenia tej kategorii i każde przewinienie musi być rozważone osobno. Generalnie, crimes of moral turpitude to wykroczenia "poważniejsze" lub te, które wskazują na nieuczciwość. Trzeba również pamiętać, że dana osoba niekoniecznie musi być inadmissibile, a zatem nie potrzebuje waivera, jeżeli jej przewinienie, pomimo że wpada w kategorię crimes of moral turpitude, należy według prawa kanadyjskiego do tzw. summary conviction offences. W takim przypadku należy odwołać się do odpowiednich sekcji kanadyjskiego Criminal Code. Należy również pamiętać, że wszystkie przestępstwa dotyczące narkotyków należą do crimes of moral turpitude.
Po drugie, nie należy zbyt pospiesznie składać podania o waiver bez uprzedniego upewnienia się, że jest on z pewnością potrzebny. Należy pamiętać, że każde złożenie takiego podania powoduje, że władze imigracyjne Stanów Zjednocznych sądzą, że dana osoba, prosząc o uchylenie konsekwencji danego przewinienia, przyznaje się do faktu, iż jest inadmissible. A zatem podanie o waiver to ostateczność, której należy użyć jedynie jeżeli nie ma innych rozwiązań prawnych czy proceduralnych. Niestety, wielu nieodpowiedzialnych "doradców" radzących w sprawach dotyczących waivers nie zastanawia się, lub celowo nie chce się zastanawiać, czy jest on danej osobie z pewnością potrzebny, namawiając do natychmiastowego złożenia podania.
Należy się również uzbroić w cierpliwość, gdyż podania takie są rozpatrywane bardzo długo i administracja amerykańska nie jest skrępowana żadnym ograniczeniem czasowym na ich rozstrzygnięcie. Najczęściej decyzje nadchodzą po około 9-12 miesiącach, lecz zdarza się, iż proces ten zajmuje dużo dłużej.
Po trzecie, podanie o waiver musi być dobrze poparte dokumentami pomocniczymi, aby miało szanse powodzenia. W przypadku decyzji odmownej nie ma możliwości odwołania. Jedynym rozwiązaniem jest złożenie kolejnej (tym razem lepiej przygotowanej) aplikacji.
Należy też pamiętać, że amerykański waiver of inadmissibility i kanadyjski pardon to dwie zupełnie różne rzeczy i fakt posiadania jednego nie ma wpływu na drugi. Podobnie, jest kilka rodzajów waivers of inadmissibility i fakt uzyskania tzw. I-192/I-212 waiver nie ma znaczenia w przypadku, gdy dana osoba planuje złożenie podania o pobyt staly w Stanach Zjednocznych, czyli tzw. Zieloną Kartę.
Janusz Puźniak
Barrister and Solicitor (Ontario)
Attorney at Law (Missouri and New York)
905-890-2112
416-999-3023
31-letni mieszkaniec podradomskiej wsi Mariusz Rokicki, przykuty do łóżka po nierozważnym skoku do wody, kciukiem napisał na laptopie książkę "Życie po skoku". Ma ona być przestrogą dla innych młodych ludzi.
Wypadek wydarzył się 14 lat temu. Mariusz Rokicki – w dzień po swoich 21. urodzinach – w upalny, sierpniowy dzień skoczył na główkę do wody i złamał kręgosłup w odcinku szyjnym. Jak wspomina – po wypadku nie pamiętał, co się stało, dopiero po pewnym czasie ogarnęło go przerażenie, że już nigdy nie będzie mógł chodzić. Po latach leczenia, rehabilitacji i zmagań z własnymi słabościami, zaczął pisać blog, a następnie wpadł na pomysł napisania książki ze swoimi wspomnieniami.
Rodzicom, którzy mimo, że zafundowałem im całe to piekło, walczyli o mnie jak lwy i nigdy nie przestali kochać. Rodzeństwu i Asi, która ułatwia mi życie od pierwszego dnia pobytu w Domu Pomocy Społecznej Weterana Walki i Pracy w Radomiu. Wszystkim pielęgniarkom i pokojowym, którzy są dla mnie rodziną, oraz całej byłej dyrekcji Domu. Książkę dedykuję również wszystkim przyjaciołom, którzy są ze mną na dobre i na złe, a także wspaniałym kibicom Wisły Kraków – ich wielkie serca wyciągnęły mnie z kłopotów i dały mnóstwo radości. Dziękuję wszystkim i dziękuję Bogu za to, że dał mi siłę, abym mógł napisać.
Lecz choć wiele bitew przegranych,
To wojna wciąż trwa i na pewno
Wygrać muszę ją tylko ja!
(Wszystkie motta rozdziałów i podrozdziałów są fragmentami wierszy i tekstów piosenek Mariusza Rokickiego)
Skok
Ta jedna chwila wszystko zmieniła... Ten cios od losu to ciężki nokaut.
"Brawura i brak wyobraźni" – wszyscy znają ten dziennikarski frazes. Kwituje się nim głupie zabawy i pomysły, które mają tragiczne konsekwencje. Te słowa są tak często używane, że przestajemy rozumieć ich rzeczywiste znaczenie.
Moja opowieść próbuje je przywrócić. Tak, jestem jednym z tych, o których słyszycie w wiadomościach: młodym człowiekiem, który nie pomyślał o przyszłości, bo ważne było tylko tu i teraz. To o takich jak ja mówi się: "Zgubiła go młodzieńcza brawura i brak wyobraźni". Pochodzę z małej wioski, której mieszkańcy zajmują się przede wszystkim uprawą warzyw. Pomagałem rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa i robiłem to samo co nasi sąsiedzi: uprawiałem pomidory i paprykę, a potem je sprzedawałem. Jeśli mieliście kiedyś własne gospodarstwo lub choćby działkę, to wiecie, jaką radość sprawia widok dojrzewających owoców i warzyw, które sami wyhodowaliście. Człowiek czuje wtedy, że potrafi zrobić coś dobrze, i docenia samego siebie. Ta praca dawała mi szczęście i pozwalała cieszyć się życiem. Razem ze mną i rodzicami w domu mieszkało młodsze rodzeństwo – dwójka kochanych szkrabów: Jarek i Kasia. Starsze rodzeństwo – Robert i Ania – pracowało za granicą. Wszystko zmieniło się dzień po moich dwudziestych pierwszych urodzinach – 16 sierpnia 1998 roku. Lato było wtedy wyjątkowo gorące, a urodziny wyjątkowo nieudane i bardzo nietrzeźwe. Obchodziłem je wraz z kumplem Jarkiem i kilkoma znajomymi – niepotrzebnie i nieodpowiedzialnie – na giełdzie warzywnej w Łodzi. Prawdziwa impreza planowana była na niedzielny wieczór, ale jubilat miał już na nią nie dotrzeć. Po powrocie z giełdy, choć byłem niewyspany i zmęczony, nie zdecydowałem się na odpoczynek. Zamiast tego pojechałem szybko po moją dziewczynę, która mieszkała kilka kilometrów dalej. Po drodze zabrałem jeszcze kumpla. Było bardzo gorąco, więc postanowiliśmy całą paczką pojechać nad wodę. Nie minęła nawet godzina, gdy byliśmy na miejscu. Kiedy tylko wysiadłem z samochodu, poczułem coś dziwnego, jakby jakaś niewiarygodna siła przyciągała mnie do wody. Jeszcze nigdy nie spieszyłem się tak bardzo, żeby do niej skoczyć.
Nie umiem tego wyjaśnić: ani pośpiechu, ani swojego zachowania. Przecież wiedziałem, jak tam jest płytko! Jeśli mam jakoś próbować to tłumaczyć, mogę powiedzieć tylko jedno: przeznaczenie. Widocznie tak musiało być, innej odpowiedzi znaleźć nie potrafię. W pośpiechu rozebrałem się, wziąłem rozbieg... Wtedy już wiedziałem, że robię źle i że nie spotka mnie nic dobrego, ale nie mogłem się zatrzymać. Jeszcze przez chwilę widziałem i słyszałem kolegę, który coś krzyczał. Próbował mnie zatrzymać, ale mu się nie udało. Najpierw bardzo lekkie uderzenie i żadnego bólu.
Otwieram oczy i widzę bezwładnie zwisające ręce. Dlaczego nie potrafię nimi poruszać? Potworne przerażenie. Nie mogę krzyczeć na głos, więc krzyczę w myślach: ratunku, nie mogę się ruszyć! Każda sekunda jest coraz trudniejsza: brakuje powietrza, wzrok jest coraz słabszy, wreszcie wszystko gaśnie. Czy są jakieś myśli? Jest pytanie: Boże, czy to już koniec? W taki sposób mam odejść z tego świata? Po chwili czuję coś, czego nie potrafię opisać: jestem malutkim punkcikiem świecącym w ciemnościach, który – niczym pocisk – mknie z ogromną prędkością.
Nie wiem, jak to jest, ale widzę siebie – wiem, że to ja! – jako ten bardzo jasny punkt w mroku. Wokół mnie jest coś pięknego, wyczuwam czyjąś obecność: jestem otoczony potężną miłością, która nie pozwoli zrobić mi nic złego i daje poczucie bezpieczeństwa. Ufam jej bezgranicznie, otacza mnie jasność i miłość. Przede wszystkim dzięki tej miłości wytrzymałem wszystko, co przyszło potem. Tylko dzięki niej mogłem pogodzić się z tym, że z młodego i silnego chłopaka stałem się kimś bezradnym i zależnym od innych. Dzięki niej mogłem nadać temu wszystkiemu sens: Bóg chciał, żebym żył, i dał mi drugą szansę, ale jednocześnie ukazał życie z innej strony. Jest ono znacznie trudniejsze, lecz mam pewność, że nigdy nie będę samotny, bo ktoś tam na mnie czeka.
Tuż po
Chcę wierzyć czasem, że to jest sen. Że otworzę oczy i koszmar zniknie. Pierwsze przebłyski: rozmazane obrazy, zniekształcone głosy, ledwo rozpoznawalna twarz kolegi. Znów ciemność i doprowadzające do szału – coraz głośniejsze – wycie karetki. Najpierw z oddali, a potem jakby syrena była w mojej głowie. Wydaje mi się, że już nie wytrzymam tego hałasu, gdy nagle wszystko cichnie.
Nie pamiętam nic z tego, co działo się przez kilka kolejnych tygodni. Ponad dwa miesiące na oddziale intensywnej terapii trwała walka o moje życie. Lekarze robili, co mogli, a rodzice przeżywali jeden z najgorszych koszmarów. Kiedy wreszcie otwarłem oczy, byłem sam. Nie umiałem pozbierać myśli, nie było nikogo, kto mógłby mi wytłumaczyć, co się stało. Tylko ja sam podłączony do mnóstwa rurek, przewodów, kabli i kroplówek. Chciałem uciec stamtąd jak najszybciej, ale nie mogłem nawet odrobinę poruszyć głową. Nie czułem ani rąk, ani nóg. Nie potrafiłem nawet krzyczeć. Boże, co się dzieje? Błagam pomóż mi wstać i uciec stąd, błagam! Nie rozumiałem nic, wszystko przerażało, a łzy – ze strachu i rozpaczy – płynęły ciurkiem. Boże, gdzie jestem? Jeszcze nigdy nie byłem tak wystraszony jak wtedy. Wydaje mi się, że każda komórka mojego ciała wrzeszczała z przerażenia. Nikt oprócz mnie nie mógł tego usłyszeć, a ja panicznie wołałem rodziców: "Gdzie jesteście? Cierpię, bardzo się boję, a was nie ma!". Błagałem, choć sam ledwo byłem w stanie usłyszeć swój szept: "Niech ktoś zabierze mnie do domu, do mamy". Leżałem bez ruchu, patrząc w sufit, i czekałem, żeby ktoś w końcu do mnie przyszedł.
Wreszcie się doczekałem – podeszła jakaś kobieta w zielonym fartuchu. Chciałem ją zapytać, co ja tutaj robię, ale nie mogłem wydusić słowa. Dopiero wtedy zorientowałem się, że to przez rurkę, która tkwi w ustach. Ubrana na zielono kobieta coś koło mnie zrobiła, otarła łzy, powiedziała słowa, których nie byłem w stanie zrozumieć, i odeszła. Nie uspokoiłem się. Przeciwnie, wpadłem w jeszcze większą panikę. W głowie gonitwa myśli (wszystkie złe!), co chwilę zasypiałem i budziłem się. Gdy za którymś razem ponownie otworzyłem oczy, obok stała cała rodzina. Miałem mnóstwo pytań, ale brakowało mi siły, aby się odezwać; byłem taki zmęczony. Czekałem, aż oni coś powiedzą, ale milczeli.
Cały czas miałem gorączkę – siostra ocierała mi pot i robiła okłady na czoło. W końcu zdobyłem się na to, by wyszeptać pytanie, czy rozbiłem samochód. Wywnioskowałem bowiem, że skoro jestem w szpitalu, to miałem wypadek, ale nie pamiętam, jak do niego doszło. Siostra wyjaśniła mi wtedy, że jestem tu z powodu skoku do wody. Początkowo nie mogłem sobie nic przypomnieć, wspomnienia jednak zaczęły stopniowo wracać. Im więcej ich było, tym trudniej przychodziło powstrzymywanie się od płaczu.
Zdarzyło wam się kiedyś spać i zostać obudzonym przez muchę, która chodzi po twarzy? Znacie to na pewno: nieprzyjemne uczucie. Wystarczy jednak przebudzić się i odgonić muchę ruchem ręki. Ale co zrobić, gdy każda z rąk waży tonę i nie można ich podnieść? Gdy jesteś podłączony do respiratora i nie możesz zawołać po pomoc? Pamiętam te chwile, gdy uparta mucha siadała mi na twarzy. Wchodziła wszędzie: do ucha, do nosa, nawet do ust. Potem chodziło ich coraz więcej i więcej. Wystarczy mały owad, aby doświadczyć, czym są prawdziwe tortury.
Największym koszmarem były jednak nie muchy, ale docierająca do mnie potworna świadomość tego, że jestem sparaliżowany. Zaczynałem rozumieć, że nie mogę wstać, nie mogę wyjść do toalety, nie mogę poruszyć się nawet odrobinę. Cały czas chciało mi się pić i marzyłem o zapaleniu papierosa. Byłem przekonany, że moje ubranie jest w szafce obok łóżka, a do tego miałem pewność, że w spodniach są fajki – bezskutecznie prosiłem, aby ktoś mi je podał. Przy życiu trzymała mnie tylko nadzieja na to, że uda mi się wreszcie zapalić wymarzonego papierosa. W końcu wymyśliłem plan: któraś z pielęgniarek pomoże mi wstać i zaprowadzi do kibelka, a tam – bez łaski! – sobie zapalę. Gdy poprosiłem jedną z sióstr, aby zaprowadziła mnie do ubikacji, bardzo się zdziwiła. – A po co? – zapytała. – Sikasz do worka, kupę zrobiłeś niedawno. Dopiero co cię myłyśmy. Skamieniałem. Co ona mówi?! Jaki worek? Jaka kupa? Co to za brednie? Wkurzyłem się: domyśliła się, że chcę zapalić, i nagadała głupot, żeby mnie spławić. Sam nie byłem chyba w stanie wierzyć w to, że rzeczywistość była inna.