Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Ten układ przypominał ten z "Trzech muszkieterów" Dumasa, tylko ten jeden (w odróżnieniu od D'Artagnana) w tym wypadku był najstarszy z nich, najbardziej doświadczony i najmniej wyrywny. On był ich cichym doradcą, nie ryzykował, czekał ciągle na swoją szansę. Gdy pozostali zamieszkiwali w jednym pokoju, to ten jeden w innym i kiedy doszło do wpadki, to on był poza podejrzeniem. Co ich głównie łączyło? Otóż wszyscy byli muzułmanami.
Pierwszy, niski, około 25-letni, pochodził z Pakistanu. On też był najbardziej z nich religijny. Bił głową o podłogę w przepisanych porach dnia, nie jadł w ogóle mięs. Była to jego pierwsza podróż zagraniczna. Nie mówił po angielsku. Liczył z początku na pomoc dalekich krewnych zamieszkałych od kilku lat w Kanadzie. Kiedy jednak na kolejnych dwóch rozprawach uzyskał decyzję odmowną ws. wyjścia na wolność, nawet za kaucją, to zdecydował się partycypować we wspólnym przedsięwzięciu. Zdecydowany był nie wracać do swojego miejsca zamieszkania. Wykształcenie uzyskał w szkole religijnej na pograniczu Pakistanu i Afganistanu. Świat zachodni przedstawiany był uczniom tego typu szkół jako siedlisko diabła. Mimo słabej postury był zdecydowany walczyć dla swoich zbożnych celów, ale z uwagi na słabość fizyczną uznał, że może to robić poprzez własny przykład religijności, a być może poprzez uzyskanie stanowiska mułły w którejś ze świątyń muzułmańskich. Wybrał Kanadę, bo uzyskał informację, że w kraju tym jest duże środowisko muzułmańskie i panuje duża tolerancja dla wyznawców tej religii.
Drugi pochodził z Indii, ale też był wyznawcą Allaha. Znał dość dobrze angielski, który stanowi oficjalny język używany w administracji publicznej, tak więc dzieci uczą się go w szkołach. Ukończył inżynierską szkołę pomaturalną i pragnął wyrwać się z biedy, w której wyrastał. To znaczy nie była to ta skrajna nędza "niedotykalnych" czy innych warstw społecznych w jego rodzinnym kraju, bo wszak rodziców było stać na opłacenie mu szkoły w kraju, w którym ciągle spory procent dzieci w ogóle nie uczęszcza do szkoły, ale właśnie uzyskane wykształcenie gnało go do ułożenie sobie lepszego życia. Zachęcany był też do tego przez rodziców i pozostałe rodzeństwo. Liczyli na to, że podobnie jak niektórzy ich znajomi i oni podążą za nim, kiedy już uzyska prawo stałego pobytu w Kanadzie.
O kanadyjskim systemie imigracyjnym oczywiście niewiele wiedziano w tym przeludnionym miasteczku. Tylko tyle, że wielu z wylatujących do Kanady już z powrotem nie wraca. Mimo że przyleciał oficjalnie z wizytą do Kanady, to na pytanie, co chciałby zwiedzać, nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Nie miał tu krewnych, a jedynie znajomych rodziców, u których miał się na początku zatrzymać. Wyrazili oni zgodę na to i telefonicznie oświadczyli oficerowi imigracyjnemu z lotniska, że są gotowi utrzymywać swojego krajana w okresie jego jednomiesięcznej wizyty w Kanadzie. On jednak prosił o prawo pobytu przez trzy miesiące. Tego strony jakoś wcześniej nie uzgodniły i wzbudziło to podejrzenie oficera imigracyjnego co do prawdziwych zamiarów przesłuchiwanego i na wszelki wypadek odesłał go do aresztu. Przebywał w tym areszcie już trzy tygodnie i uzyskiwał kolejne odmowy wypuszczenia go na wolność, mimo że znajomi rodziców gotowi byli zapłacić kaucję.
Trzeci z tej trójki był najmłodszy, bo 21-letni, i pochodził z Afganistanu. Był to osiłek, ciągle ćwiczący swoje ciało. Był świetnie zbudowany. Mówił trochę po angielsku, bo wcześniej przebywał przez kilka miesięcy w Anglii, gdzie mieszkał u swojego starszego brata, który uzyskał w tym kraju prawo stałego pobytu. Odwiedzał też inne kraje europejskie, gdzie wszędzie miał krewnych lub znajomych, którzy gościli go i załatwiali mu różne dorywcze prace. W Kanadzie nie miał bliskich znajomych. Przyleciał tu, bo ciągle w miejscach swojego kolejnego postoju dowiadywał się, że tam są duże problemy z uzyskaniem stałego pobytu, ale jest kraj, gdzie jest to zupełnie proste, to… Kanada. Mimo że pochodził z kraju muzułmańskiego, mimo że pochodził z rodziny o tym wyznaniu, to był najmniej religijny z tej grupy, a w zasadzie można go określić jako ateistę. Jego wykształcenie zostało zakończone na kilku klasach szkoły podstawowej. Później wałęsał się i w końcu trafił do jakiegoś ugrupowania partyzanckiego. Tam przeszedł krótkie przeszkolenie. Twierdził, że sam osobiście zabił sześciu Amerykanów. Prawdopodobnie taki "sukces" odniósł cały jego oddział, a przypisanie sobie tego miało wzbudzać w pozostałych muzułmanach podziw dla jego wyczynów. Bo ani wiedzą, ani religijnością nie mógł im zaimponować. A jednak to on stał się ich przywódcą, to on zainicjował próbę ucieczki.
Choć całą konstrukcję planu przedstawił im ten czwarty. Pochodził z Iranu. Twierdził, że przesiedział w irańskim więzieniu kilka lat. Kanadyjskie władze imigracyjne, mimo wielomiesięcznych starań, nie wyrażały zgody na wypuszczenie go na wolność. Nie do końca było wiadomo, za co siedział w więzieniu. Sam twierdził, że za działalność opozycyjną, ale wydawało się to mało prawdopodobne. Drugą ewentualnością było popełnienie zwykłych czynów kryminalnych, a to już nie stanowiło okoliczności ułatwiających uzyskanie statusu uciekiniera politycznego. Mimo "prześladowań" ze strony reżimu ajatollahów pozostał wyznawcą islamu, ale o średnim stopniu natężenia: nie bił głową o podłogę, ale modlił się czasami przy użyciu czegoś w rodzaju różańca.
Był on bardzo popularny w areszcie. Tryskał humorem i dowcipem. Często określał swoich współaresztantów "garbage", czyli "śmieciu", bo według utartego poglądu, aresztanci dla kanadyjskich służb imigracyjnych byli niepotrzebnym śmieciem. Czasami grając w piłkę nożną na boisku, krzyczał, kiedy coś mu nie wyszło, "k…a" po polsku, bo tego popularnego słowa nauczyli go, przebywający z nim w areszcie przez pewien czas Polacy.
Miał ponad 35 lat, tak więc z uwagi na wiek i doświadczenie aresztanckie stanowił dla wspomnianej trójki desperatów autorytet. Podzielił się z pozostałymi swoją wiedzą na temat wcześniejszej udanej ucieczki trzech aresztantów. Wprawdzie zostali oni po kilku tygodniach wyłapani przez policję, ale o tym już aresztanci nie wiedzieli.
Obserwacja terenu, systemu zabezpieczeń i sposobu kontroli ze strony strażników określały jeden możliwy kierunek ucieczki: przez okno. Areszt imigracyjny bowiem nie miał wówczas w oknach krat. Sprzeciwiano się ich założeniu, aby nie stwarzać wrażenia dla odwiedzających ten areszt przedstawicieli licznych organizacji, że jest to obiekt podobny do więzienia. Na lotnisku nawet oficerowie imigracyjni, odsyłający przybyszy do tego obiektu, określali go jako hotel. Faktycznie był to hotel wynajęty przez władze imigracyjne od prywatnego właściciela i przerobiony częściowo na potrzeby aresztu. Ale tylko w minimalnym stopniu. Okna zabezpieczono dodatkowo przykręcając śrubkami od wewnątrz dodatkowe, przeźroczyste płytki plastikowe. Zapobiegało to wybiciu szkieł okiennych i utrudniało ucieczkę tą drogą.
Problemem było więc wyjęcie jednej z płytek plastikowych. Należało tego dokonać tak, aby strażnicy, często kontrolujący okna, niczego nie zauważyli. Problemem było też uzyskanie czegoś, co pozwoliłoby na odkręcenie specjalnych śrubek. Podjął się tego i zaczął wykonywać tę trudną pracę Afgańczyk. Wykonywał to jednak niedokładnie maskując to co robi. Jednemu ze strażników wydało się, że jedna ze śrubek za nadto wystaje. Złapał za łepek i śrubka wyszła. Uderzył w plastik i jeszcze dwie śrubki wypadły. Strażnik natychmiast powiadomił o swoim odkryciu swoich zwierzchników, a ci nadzorującego oficera imigracyjnego, który dokonał przesłuchań wszystkich trzech mieszkańców tego pokoju o numerze 333 (ciągle powtarzający się system trójkowy w tym wydarzeniu). Żaden z nich nie przyznał się do odkręcania śrubek (trzech), żaden też nie wskazał na współmieszkańca jako sprawcę. Tak więc solidarnie wszyscy wysłani zostali do więzienia o maksymalnym zabezpieczeniu. Nawet cień szans na uzyskanie prawa stałego pobytu w Kanadzie prysnął; stamtąd po kilku tygodniach wszyscy zostali odesłani do ich rodzinnych krajów.
A co z czwartym? Ten pozostał na miejscu. Trochę jakby przycichł, bo inni muzułmanie przebywający na tym oddziale wiedzieli, że stale odbywał narady z tymi trzema, którzy zostali odesłani do więzienia. Trochę się obawiał, czy któryś, za cenę może zwiększenia swoich szans na pozostanie w Kanadzie, nie zdradzi go, nie doniesie, że był w bliskiej komitywie z konspiratorami. Ale nic takiego się nie stało. Solidarność wzięła górę i Irańczyk spokojnie oczekiwał na kolejne swoje rozprawy. Trwało to jeszcze kilka miesięcy. Był najstarszy stażem aresztanckim, kiedy w końcu odesłano go do Iranu. Nie potrafił wskazać wiarygodnych dowodów swojej działalności opozycyjnej. Nawet jeśli przebywał w więzieniu w tym kraju, to został z niego legalnie wypuszczony, a więc nie groziło mu za to ponowne aresztowanie.
Aleksander Łoś
Toronto
Pani z domu opieki skwitowała odpowiedź krótko: – No tak, wszystkie śmieci do nas...
Wreszcie coś znaleźli: radomski Dom Pomocy Społecznej Weterana Walki i Pracy. Nazwa tej instytucji wyrwała mnie z apatii, a bierność zastąpił potworny lęk. Tu, na rehabilitacji, spędziłem blisko rok, wszyscy mnie znali, czułem się bezpiecznie. Byłem przerażony koniecznością przeprowadzki w obce miejsce pełne nieznanych ludzi, od których mam być zależny. Już nawet nocny płacz nie przynosił ulgi, a ja wariowałem, bo czułem się jak w pułapce bez wyjścia: nie mogłem wrócić do domu, nie mogłem zostać w miejscu, które znałem.
Znów wróciły myśli o śmierci. Strach przed przeprowadzką stał się stałym towarzyszem. Czas na wyznanie – muszę opowiedzieć o rzeczy, o której nikomu jeszcze nie mówiłem. Nie wiem, czy powinienem o tym wspominać, bo jest to cholernie niełatwe, ale chcę to ostatecznie zrobić. Tak bardzo się bałem przeniesienia w nowe miejsce, że wziąłem z szuflady wszystkie leki, jakie miałem, podjechałem do łazienki i łyknąłem po kilka z każdego rodzaju tabletek. Teraz miałem pewność: wreszcie będę wolny. Potem ruszyłem do pielęgniarek i poprosiłem, żeby pomogły mi się położyć do łóżka. Marudziły coś, żebym jeszcze posiedział, ja mówiłem, że jestem zmęczony i śpiący, a tak naprawdę w mojej głowie było już kolorowo. Gdy tylko znalazłem się w łóżku, natychmiast zasnąłem i nic więcej nie pamiętam. Rano zbudziłem się normalnie (około szóstej), choć byłem bardzo oszołomiony. Nie pamiętałem nawet, że wziąłem te tabletki. W czasie śniadania pielęgniarka przyszła podać leki i sięgnęła do szufladki. Gdy zobaczyła, że jest pusta, zapytała, gdzie są lekarstwa. W jednej chwili przypomniało mi się, co wczoraj zrobiłem! Coś tam jej mętnie odpowiedziałem, ale nie zrobiła żadnej afery, choć na pewno nie byłem przekonywający. Większość lekarstw, które zażyłem, to były witaminy oraz amizepin o właściwościach usypiających. Samobójstwo się nie udało, a lęk wciąż mnie nie opuszczał. Przychodziło mi do głowy sporo innych rozwiązań. Wstydzę się, gdy teraz je sobie przypominam.
Któregoś dnia na porannym obchodzie dowiedziałem się, że ktoś z tego domu pomocy ma przyjechać zobaczyć, jak wyglądam i w jakim jestem stanie. Od tamtego ranka strach był jeszcze większy. Tego samego dnia okazało się, że moim udziałem będzie jeszcze jeden lęk. Pielęgniarki namówiły mnie na kąpiel w wannie (pierwszy raz od wypadku). Myślałem, że wszystko będzie w porządku, bo – szczerze mówiąc – bardzo chciałem tej kąpieli, ale nie wiedziałem, że tak zareaguję na widok wody. Gdyby nie rurka w gardle, krzyk usłyszałby cały Radom. To było okropne: kiedy włożyli mnie do wanny, wpadłem w histerię. Wydawało mi się, że woda wciąga, wyrywa z rąk pielęgniarek i chce utopić. Błagałem więc, żeby mnie wyciągnęli i ratowali, choć tak naprawdę nic złego się nie działo.
Kiedy się uspokoiłem i dochodziłem do siebie, przyszedł czas na spotkanie z kimś z domu opieki. Wczesnym popołudniem przyjechały dwie panie (jedna miała się okazać moją nową oddziałową, a druga pielęgniarką). Chciałem dobrze wypaść i przywitać je uśmiechem, ale – jak zwykle – dostałem kopa. Zanim do mnie podeszły, zaczęły rozmawiać z lekarką. Słyszałem każde ich słowo.
– Dlaczego on ma trafić do nas? Nie można było umieścić go gdzieś indziej? Próbowaliście w innych ośrodkach?
– Rozmawialiśmy z kilkoma domami – odpowiedziała lekarka – i tylko wasz wyraził zgodę na przyjęcie Mariusza.
Pani z domu opieki skwitowała odpowiedź krótko:
– No tak, wszystkie śmieci do nas...
A potem weszła do mojej sali z uśmiechem na twarzy i zapewniła, żebym się nic martwił i że wszystko będzie dobrze.
Miałem ochotę zwymiotować.
Tak ma wyglądać mój dom? "Wszystkie śmieci do nas"? Więc jestem dla nich śmieciem, a nie człowiekiem. Wyrok był ostateczny: trafiam w miejsce, gdzie nikt nie będzie się ze mną liczył.
Panika. To uczucie zdominowało dzień przeprowadzki. Tata bezskutecznie próbował mnie uspokoić, a ja nie mogłem powstrzymać łez przy pożegnaniu z ludźmi, z którymi spędziłem ostatni rok. Wiedzieli o mnie wszystko i potrafili pomóc, a ja musiałem ich opuścić. Jechałem jak na ścięcie i modliłem się, żeby karetka nie dotarła na miejsce. W końcu jednak dojechaliśmy.
Patrzyłem przerażony na placówkę i jej personel. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że na powitanie wyszła bardzo sympatyczna grupa – pielęgniarki, salowe, kilka innych osób. Ci zupełnie obcy ludzie patrzyli na mnie i uśmiechali się. Ktoś wygłosił powitanie, ktoś inny zapewnił, że zrobią wszystko, abym był szczęśliwy i czuł się tutaj jak u siebie. Atmosfera była niezwykle przyjazna i widziałem, że wszyscy starają się, jak mogą, żebym przestał się bać i im zaufał. Od razu nazwali mnie swoim pupilkiem – no, w końcu zostałem najmłodszym mieszkańcem tego domu. Robili wszystko, żebym poczuł się dobrze, i nie było w tym grama udawania. Zacząłem rozumieć, że niekoniecznie musi być tutaj źle.
Kolejne pozytywne zaskoczenie to pokój – prawdziwa kawalerka, cała dla mnie! Potem szefowa domu zapytała, czy chciałbym mieć telewizor. Nie do wiary! W tej jednej chwili cały strach i wszystkie obawy odeszły w niepamięć. Pomyślałem jeszcze o tej pielęgniarce, która powiedziała, że "wszystkie śmieci do nas" – nie życzę jej tego, ale może kiedyś los jej przypomni, że nie można w ten sposób nazywać ludzi.
Pierwsza noc była nieprzespana. Nocną zmianę miała wtedy Asia, która okazała się najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek mogłem mieć. Polubiliśmy się od razu. Była taka opiekuńcza i miła – było bardzo gorąco, a ona przyniosła wiatrak. Rankiem poznałem kilka nowych osób, które były równie przyjazne. Bałem się tylko jednej – mojej oddziałowej. Wygląd kogoś mało przyjemnego był jednak mylący, bo okazała się bardzo sympatyczną i dobrą kobietą. Do dziś (podobnie jak na panią przełożoną) zawsze mogę na nią liczyć.
Każdy dzień przynosił coś nowego: ludzi, miejsca. Czułem wsparcie całego personelu, a przyjaźń z pielęgniarką Asią kwitła. Teraz już wiedziałem na pewno, że w tym domu nic złego mnie nie spotka. Rehabilitacja przebiegała pozytywnie, był tylko jeden kłopot: niewygojona odleżyna. Z małej ranki powstała ogromna gnijąca i straszliwie śmierdząca dziura sięgająca aż do kości. Kiedy zobaczyła to moja siostra Ania, tak bardzo się zezłościła, że natychmiast wynajęła karetkę z lekarzem i pojechaliśmy do Konstancina. Tam, mimo wysokiej gorączki i wręczonej łapówki, nie chcieli mnie przyjąć. Musieliśmy wrócić do Radomia.
Następnego dnia siostra pojechała z rodzicami do Otwocka. Udało się: Ania zapłaciła tyle, że zgodzili się mnie przyjąć. Mało tego, jakiś profesor obiecał nawet skierowanie do Warszawy na oddział otolaryngologiczny, gdzie usuną mi tę znienawidzoną rurkę, a potem być może uda się przeprowadzić operację kręgosłupa. Znów zaczęły się wielkie marzenia i wielkie nadzieje.
Złudzenia jednak szybko się rozwiały. W Otwocku przez trzy dni nikt się mną nie zajmował. Leżałem z gorączką i dreszczami, bez toalety, w jednej przepoconej koszulce. Pielęgniarki nie wiedziały, co ze mną zrobić, nikt nie zabierał się za badania. Nie dostałem nic ani do jedzenia, ani do picia – dobrze, że mama zostawiła mi butelkę wody i duże jabłko. Jadłem je po troszku, żeby starczyło na dłużej. Drugiego dnia było już obeschnięte, ale wydawało się przepyszne. Pielęgniarka twierdziła, że muszę być na czczo, bo będę miał badania. Co dzień powtarzali to samo, ale żadnych badań nie było. Gorączka i głód tak mnie osłabiły, że nie miałem siły mówić. Nie poznałem też własnej siostry, która widząc mnie w takim stanie, wpadła w szał.
Nadzieje kłębiące się w głowie w nieskończoność. Tata i siostra nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Po ich interwencji trafiłem na inny oddział, gdzie zrobiono mi odpowiednie badania i natychmiast skierowano na operację odleżyny. Zabieg się udał, gorączka nie wróciła, a ja byłem traktowany po królewsku. Codziennie przychodził profesor i wypytywał, czy wszystko jest w porządku. Wiadomo, skąd ta troska: na tamtym oddziale, gdzie omal nie umarłem, odwiedził mnie tylko raz, w dniu przyjęcia. Później nawet nie zajrzał, a teraz zgrywał wielkiego opiekuna. Szkoda słów! Na tym oddziale spotkałem się z troskliwą opieką pielęgniarek. Dowiedziałem się też, że zabieg wykonano niemal w ostatniej chwili – jeszcze trochę i gangrena wymusiłaby amputację nogi.
Po trzech tygodniach – zgodnie z obietnicą – profesor zabrał się do usuwania rurki. Zostałem przewieziony do szpitala w Warszawie na oddział otolaryngologiczny. Tutaj sprawy toczyły się szybko i sprawnie: mnóstwo badań, ustalenie daty zabiegu. Lekarze byli pewni sukcesu. Mieli usunąć standardową w laryngologii rurkę metalową i zastąpić ją rurką tymczasową z plastiku (zwaną rurką T). Miała ona umożliwić mi mówienie głosem sprzed wypadku.
Po dwóch dniach od zabiegu, na porannym obchodzie, lekarka poprosiła:
– Mariusz, spróbuj przyłożyć palec do rurki i powiedz słowo...
I to, co się stało... Wielu dni nie zapomnę nigdy, tego też nie. Po przyłożeniu palca do rurki usłyszałem głos i... No, autentycznie, zareagowałem tak, jakby mnie poraził prąd! Szybko zabrałem palec z rurki i przerażony patrzyłem na stojących wokół lekarzy. Poproszono, żebym ponownie przyłożył palec, ale ogarnął mnie jakiś paraliż. Chciałem to zrobić, a jednak bardzo się bałem. W końcu lekarka podeszła, chwyciła mnie lekko za rękę i powiedziała:
– Wesołku, zaufaj mi i nie obawiaj się niczego.
Posłuchałem jej, a kiedy to zrobiłem i powiedziałem jakieś słowa, ponownie zdurniałem! Nie do końca wiedziałem, co naprawdę się stało, patrzyłem na rozchachane twarze lekarzy. O co im, kurde, chodzi? Dopiero po chwili zrozumiałem, czemu się cieszą. I ja również zacząłem się cieszyć: wreszcie mogłem usłyszeć swój głos! Co za radość! Dla tej chwili warto było przeżyć wszystkie te męczarnie.
Od tego momentu zacząłem gadać, wszystkich zaczepiałem i pytałem o cokolwiek: o godzinę i o pogodę. Robiłem wszystko, żeby tylko móc pogadać, obojętnie z kim i o czym. Gdy sąsiad z łóżka obok gdzieś szedł, rozmawiałem nawet z krzesłem. Tak bardzo cieszyłem się swoim głosem, że każdej nocy śpiewałem wszystkie piosenki, których słowa znałem. Do licha, śpiewałem nawet piosenki, których słów nie znałem! Którejś nocy mój sąsiad uznał, że ma dość tej dyskoteki.
– Odkąd zacząłeś nawijać, ja nie mogę spać! Mam dość tych twoich występów! No i pomyśleć, że miałem tu wrócić do zdrowia! Przy tobie?
Postanowiłem dać mu trochę wytchnienia. W nocy czekałem, aż zacznie chrapać (a chrapacz był z niego profesjonalny: numer jeden w moim prywatnym rankingu), i dopiero wtedy zaczynałem koncercik. Tak objawiała się radość z odzyskanego głosu: śpiew, śpiew i jeszcze raz śpiew. W tym szpitalu było świetnie i chyba nie byłem aż tak bardzo nieznośny, bo zdobyłem sympatię lekarzy i pielęgniarek. Podchodziły z uśmiechem, a podczas porannej wizyty lekarze zagadywali zawsze jednakowo:
– No to powiedz, wesołku, co nam dziś zaśpiewasz?
Cały szpital wiedział o śpiewaku z otolaryngologii!
Niestety, odnowiła się odleżyna na kości ogonowej – znów musiałem jechać do Otwocka. Plan był taki, że po trzech miesiącach wrócę do Warszawy na otolaryngologię, gdzie lekarze dokończą zabieg usuwania rurki, żebym mógł oddychać bez niej. Wreszcie zaczęło się układać, a ja – zamiast się zamartwiać – byłem pełen nadziei, a nawet pewności, że wszystko będzie dobrze. Nie mogłem się doczekać, kiedy pojadę do domu pomocy w Radomiu, żeby wszystko opowiedzieć i pochwalić się swoim głosem.
Wreszcie wróciłem do Radomia. Wszyscy byli podekscytowani i ciekawi mojego głosu oraz tego, co mam im do powiedzenia. Byłem naprawdę szczęśliwy i bardzo mocny psychicznie. W niepamięć odeszły myśli o samobójstwie – uważałem, że najgorsze mam za sobą. Myślami byłem już u siebie w domu: bez rurki i na wózeczku, a do tego z ogromną nadzieją, że będę miał potem operację kręgosłupa.
cdn
Najstarszy znany dziś wizerunek Matki Bożej Białynickiej, z połowy XVII wieku, pochodzi ze wsi Snów znajdującej się koło Baranowicz. Oryginał łaskami słynącego obrazu został ukryty przez katolików w końcu XIX wieku i już na początku następnego stulecia nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. W kwietniu roku 1876 władze carskie zwieńczyły sukcesem swe prawie półwieczne starania o zamknięcie białynickiego kościoła katolickiego, od czego, zdaniem rosyjskiego cara, zależał sukces rusyfikacji całej Białorusi. Łaskami słynący obraz Matki Bożej Białynickiej jest drugim na Białorusi, po obrazie Matki Bożej Żyrowickiej, który koronowany był papieskimi koronami. Dopiero 234 lata po tym wydarzeniu odbyła się koronacja Matki Bożej Budsławskiej – patronki Białorusi.
W roku 1993 parafia w Białyniczach (przy granicy z Litwą) odrodziła się i zaczęli przyjeżdżać tam księża z Mohylewa, a następnie ze Szkłowa. Od roku 1998 jest tam własny proboszcz – pierwszy od 132 lat. Od 1994 r. przybywają tam również pielgrzymi, którzy marzą o pięknym nowym kościele.
Terytorium dzisiejszej parafii obejmuje obszar rejonu białynickiego obwodu mohylewskiego. Ponadto obsługiwane są: rejon kruhlański (parafia św. Józefa w Kruhłym) i drybiński (wakująca parafia św. Kazimierza w Riasnie). Obecny kościół p.w. Ofiarowania NMP zbudowano w II połowie XIX wieku. Dawniej znajdował się na wzgórzu obok cerkwi. Dziś na miejscu kościoła wznosi się niewielka cerkiewka, a dla kościoła póki co, miejsca nie ma.
Pierwsze wspomnienie o kościele katolickim na ziemi białynickiej, w samych Białyniczach lub w pobliskim Ciecierynie, pochodzi z roku 1579. W kolejnych latach prawdopodobnie przeszedł on w ręce kalwinów. Lew Sapieha, kanclerz wielki litewski, ufundował w miasteczku Białyniczach klasztor karmelitów w roku 1624. Łaskami słynący obraz Matki Bożej był tam czczony od roku 1634 i znajdował się w nowo zbudowanym drewnianym kościele.
W czasie wojny z Rosją w latach 1654–1667 obraz był przewieziony przez Sapiehę do jego twierdzy w Lachowiczach. Do Białynicz powrócił dopiero w roku 1761. Specjalnie też dla niego wzniesiono tam murowany kościół. Koronacji obrazu, szesnastej w Rzeczpospolitej, dokonał 20 września roku 1761 biskup smoleński Jerzy Hylzen.
W miejsce kościoła zamkniętego w roku 1876 katolicy wybudowali w oddalonych o 10 kilometrów Świaciłowicach, w roku 1903, nową świątynię p.w. św. Ludwika, która została im odebrana przez władze sowieckie w roku 1928, a w latach sześćdziesiątych została wysadzona w powietrze.
Obraz Matki Bożej Białynickiej jest w pewnym stopniu tajemniczy. Od drugiej połowy XIX stulecia rozpoczyna się niemal detektywistyczna, bardzo kontrowersyjna historia o jego istnieniu w białynickim kościele karmelitów. Ten kościół, po powstaniu 1863 roku, został zamknięty i przeinstalowany na cerkiew, a we wczesnych latach władzy sowieckiej został zniszczony przez ateistów. Według niektórych raportów, po zamknięciu kościoła obraz przechowywano w muzeum mohylewskim razem z krzyżem Eufrozyny Połockiej, skąd razem tajemniczo zniknęły.
Problemowi historii pochodzenia, cudów i zniknięcia koronowanego obrazu, historii Zakonu Karmelitów na Białorusi, konserwacji rzymskokatolickich zabytków historii i kultury, poświęcona była konferencja, zorganizowana przez Białoruskie Towarzystwo Dobrowolnej Ochrony Zabytków Historii i Kultury, krajową kampanię "Budźma Białorusinami", parafię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława w Mohylewie, Mohylewskie Obwodowe Muzeum Sztuki. Podczas tej konferencji wystąpili przedstawiciele Towarzystwa Ochrony Zabytków z Mińska i Mohylewa, naukowcy, parafianie. Sprawozdania wyróżniały się sugestiami dla przyszłych badań i współpracy. Pod koniec konferencji uczestnicy zwiedzili wystawę odrestaurowanych fresków z klasztoru białynickiego, przekazanych przez Zmitra Jackiewicza z jego znalezisk i badań archeologicznych w Mohylewie. Wystawa została zorganizowana w Mohylewskim Obwodowym Muzeum Sztuki. Białynicze nazywano kiedyś "białoruską Częstochową".
Do obrazu Matki Bożej, który znajdował się w tutejszym kościele karmelitów w XVIII-XIX stuleciu, przychodziły ogromne tłumy pielgrzymów wszystkich wyznań i narodowości. W roku 1660 zakonnicy postanowili wywieźć obraz do Krakowa, lecz mijając fortecę lachowicką "nieznaną siłą" byli zatrzymani. Wiadomość o takim cudzie dotarła do Stanisława Michała Judzickiego, generała fortecy. Razem z duchownymi przyjął obraz i przeniósł do fortecy, a podczas jej oblężenia duchowni i mieszkańcy w modlitwie błagali Matkę Bożą o pomoc. Modlitwy zostały wysłuchane. Matka Boża zjawiła się i dodała sił obrońcom Lachowicz. W roku 1760 obraz wrócił z Lachowicz do Białynicz i w tym samym roku był koronowany przez papieża. Uroczystość koronacji odbyła się 8 września 1761 w nowym murowanym kościele Wniebowzięcia Matki Bożej. Fundatorami uroczystości byli Ignacy, Tadeusz oraz Helena Ogińscy, również Radziwiłłowie. Obraz znajdował się w głównym ołtarzu w niszy, podobne jak w ostrobramskiej kaplicy. Możemy przypuszczać, że w latach trzydziestych XX wieku, kiedy została zamknięta cerkiew prawosławna, obraz trafił do Muzeum Obwodowego w Mohylewie, z którego zniknął podczas II wojny światowej.
Z opisów kościelnych wynika, że obraz był malowany na desce. Najbardziej prawdopodobnymi kopiami białynickiego obrazu są dwie jego kopie wykonane w drugiej połowie XVII wieku: obraz pochodzący z Nieświeża i namalowany na desce w kościele w Nowej Myszy oraz wykonany na płótnie w cerkwi prawosławnej w Tarejkach.
Leszek Wątróbski
Szczecin
Indianie chcą więcej bogactw
Ottawa Nowo wybrany "wódz wodzów", czyli przewodniczący stowarzyszenia Pierwszych Narodów Shawn Atleo (na zdjęciu), powiedział, że Ottawa nie konsultowała w wystarczającym stopniu z Indianami i Eskimosami zagadnień eksploatacji bogactw naturalnych.
Dlatego jego organizacja będzie obecnie bezpośrednio rozmawiać z inwestorami.
Podając jako przykład niedawne zmiany w przepisach oceny wpływu ekologicznego eksploatacji kopalin, w celu przyspieszenia procesu zatwierdzania, Atleo poskarżył się, że Indianie i Eskimosi nie są traktowani jak pełnoprawni partnerzy.
Atleo był krytykowany przez swych przeciwników za utrzymywanie zbyt bliskich stosunków z Ottawą, ale wydane w czwartek oświadczenie oceniono jako konfrontacyjne w tonie. Indianie podkreślają, że jeśli rząd nie uzna ich praw do bogactw, to może to wydatnie spowolnić proces inwestycyjny.
Atleo dodał, że biznes "coraz częściej rozumie" stanowisko Indian i inwestuje m.in. w "indiańską młodzież". Minister ds. Indian John Duncan podkreślił, że Ottawa "we współpracy ze społecznościami indiańskimi będzie dążyć do poprawy warunków rozwoju i dobrobytu".
Carney doradza producentom
Ottawa Prezes kanadyjskiego banku centralnego nie tylko ma zdanie na temat polityki finansowej, ale też służy radą przedsiębiorcom z sektora produkcyjnego, szczególnie dotkniętego przez recesję. Mark Carney tłumaczy, że kanadyjscy producenci powinni w większym stopniu wykorzystywać szanse, jakie pojawiają się w związku z eksploatacją złóż łupków bitumicznych w Albercie. Wypowiadając się w środę, Carney zauważył, że Kanada nie jest jedynym krajem, w którym sektor produkcyjny znacząco się zmniejszył. Ontario, niegdyś wielki ośrodek przemysłu samochodowego, powinno dzisiaj skorzystać z szans nadarzających się w Albercie. Carney dodał, że już dzisiaj 12 kooperantów kopalni łupków bitumicznych w Albercie, to firmy z Ontario. Eksport z Ontario do Alberty wzrósł w ciągu roku o 40 proc. Szef banku centralnego powtórzył, iż nadal jest bardzo zaniepokojony poziomem zadłużenia kanadyjskich gospodarstw domowych, ale stopa redyskontowa jeszcze przez jakiś czas pozostanie na poziomie 1 procentu.
Susza nas dotknie
Ottawa Jeśli uważamy, że żywność w Kanadzie jest tania – mamy rację; wkrótce bowiem będzie bardzo droga, a to dlatego, że tak w USA, jak i we wschodniej i centralnej Kanadzie susza poczyniła znaczne spustoszenia. Nie dość, że nie padają deszcze, to jeszcze temperatury są rekordowo wysokie. – Wygląda na to, że atmosfera zapomniała, co to są opady – żartuje Davide Phillips z Environment Canada. Stan Szatrowski, farmer z Simcoe w Ontario, mówi, że sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek, tegoroczne zbiory, dobrze, jeśli będą tylko o połowę niższe. Szatrowski nie kryje, że boleśnie odczują to nie tylko rolnicy, ale też konsumenci. – Ceny pójdą w górę i nic z tym nie możemy zrobić – tłumaczy. I to nie tylko chodzi o zboża – w porównaniu z rokiem ubiegłym zbiory jabłek w Quebecu będą o ok. 15 proc. niższe. Najbardziej zagrożona jest jednak kukurydza – używana powszechnie w przemyśle spożywczym i na paszę. Brak opadów pogarsza możliwości zapylenia. Spekulanci wyczuli już możliwość zarobku i na giełdach towarowych ceny kukurydzy w minionych kilku tygodniach wzrosły o 30 proc.
Ottawa Obroty kanadyjskiego sektora produkcyjnego zmniejszyły się w maju o 0,4 proc. – i to już czwarty miesiąc z rzędu, a to głównie za sprawą planowanych remontów rafinerii naftowych – podał urząd statystyczny. Eksperci oczekiwali, że obroty te wzrosną w maju w porównaniu z kwietniem o 0,6 proc. Sprzedaż w maju zmniejszyła się w 13 z 21 dziedzin przemysłu, reprezentujących ok. 1/3 sektora produkcyjnego. Co ciekawe, wzrosły obroty produkcji lotniczej i zamiennych części samochodowych.
Dagestan Obywatel kanadyjski był jedną z siedmiu ofiar zabitych przez rosyjskie wojsko podczas potyczki w Dagestanie – podały rosyjskie środki przekazu. 23-letni William Plotnikov zginął podczas wymiany ognia w pobliżu wioski Utamysh – doniósł "Moscow Times". Plotnikov urodził się w Rosji i z rodzicami emigrował do Kanady, gdzie mieszkał w Toronto – w 2008 roku został obywatelem kanadyjskim. Był zapalonym bokserem, trenował w klubie European Boxing Club w Toronto pod kierunkiem Borisa Gitmana. Trener uważa, że Plotnikov był sfrustrowany miałkością kanadyjskiego życia.
Ottawa Kanadyjski bank centralny pozostawił we wtorek bez zmian główną stopę redyskontową, ale uprzedził, że wciąż waży decyzję w sprawie ewentualnego zwiększenia oprocentowania pożyczek hipotecznych.
Detroit Prezes Detroit International Bridge Company podejrzewa, że poniedziałkowe fałszywe ostrzeżenie o podłożeniu bomby na moście Ambasadorze było związane z niezadowoleniem, jaki wywołały cięcia w Canada Border Services Agency, co wymusiło zmniejszenie liczby celników. 12 lipca na cztery godziny unieruchomiona została przeprawa graniczna w tunelu w Detroit – również z powodu ostrzeżenia przed bombą.
Ottawa Elections Canada - agencja odpowiedzialna za organizowanie wyborów w Kanadzie przyznała, że w 24 okręgach federalnych doszło do wycieku danych osobowych wyborców na listach głosowania. Dziennikarze CBCNews ustalili, że w biurze Elections Canada w Ontario zaginęły pendrive'y z informacjami o wyborcach. Sprawę bada policja OPP.
Ottawa Badania sondażowe pokazują, że federalna NDP, główna partia opozycyjna w parlamencie ottawskim, traci na popularności. Z ankiety Nanos Research wynika, że wśród zdecydowanych wyborców popularność Partii Konserwatywnej utrzymuje się na stałym poziomie 33,6 proc. (w porównaniu do 33,5 proc. w maju), a NDP spadła do 30,3 proc. z 33,6 proc. Popularność Partii Liberalnej wynosi 26,5 proc. W Quebecu poparcie dla NDP zmalało z 41,5 proc. do 38,8 proc.
Vancouver Władze Kolumbii Brytyjskiej pozwoliły na podawanie w restauracjach wina przyniesionego przez klientów. Restauracje będą jedynie pobierać "korkowe" od otwieranej butelki. Tego rodzaju prawo obowiązuje w 6 prowincjach, w tym Ontario, Quebecu, Manitobie i Albercie.
Wylądował na autostradzie
Sarnia Chwile napięcia towarzyszyły awaryjnemu lądowaniu małego samolotu z pięcioma osobami na pokładzie w piątkową noc na autostradzie na wschód od Sarni w Ontario.
Pilot Joseph Arseneau z Sudbury (62 l.), który leciał w towarzystwie czterech członków rodziny, kierował samolot na lotnisko w Sarni, kiedy stracił kontakt z kontrolą lotów w Toronto. Leciał w ciemności z niedziałającym osprzętem, po tym jak wyczerpał się akumulator zasilający radio i przyrządy nawigacyjne.
Używając telefonu komórkowego, pilot zadzwonił na policję około godziny 9.50 wieczorem. Policjanci ustalili jego położenie na podstawie obserwowanych obiektów na ziemi i rozpoczęli nakierowywanie go na lotnisko w Sarni. W pewnym momencie jednak Arseneau powiedział, że nie da rady tam dolecieć, ponieważ kończy mu się paliwo.
Samolot przyziemił na zachodnim pasie autostrady nr 402, zaczepiając przy tym skrzydłem o przejeżdżającego vana.
Na miejsce zdarzenia przyjechały policja i karetka pogotowia. Nikt z pasażerów samolotu nie odniósł obrażeń. Nie było rannych także wśród pięciu osób jadących samochodem.
Autostradę zamknięto na kilka godzin do czasu usunięcia samolotu. Sprawę bada Transport Canada.
Auta do podmiany
Toronto Ford i Honda ogłosiły wycofanie na naprawy dziesiątek tysięcy samochodów w USA i w Kanadzie.
Ford wycofuje escape, model rocznika 2013, wyposażony w czterocylindrowy silnik o pojemności 1,6 l, w których przewody paliwowe mogą pękać, co następnie prowadzi do rozlewania benzyny i pożarów silnika. Dotychczas nie ma doniesień o ofiarach, jednak Ford potwierdza doniesienia o trzech pożarach. Dwa z nich miały miejsce w fabryce, a jeden został zgłoszony przez kierowcę. Samochody z usterką powinny być odstawione do dealerów i poddane bezpłatnej naprawie.
Sprawa dotyczy 11.500 fordów escape w Stanach i Kanadzie. Dotychczas zostało sprzedanych 4800 sztuk. Reszta pozostaje w magazynach lub u dealerów. W ich przypadku usterka ma być usunięta przed sprzedażą. Escape z innymi silnikami, jak również inne modele forda z tym właśnie silnikiem nie mają opisanej usterki.
W zeszłym miesiącu Ford ogłosił także osobną wymianę w ponad 10.000 escape wykładziny, która może zakłócić hamowanie.
Problem usterek dotyczy także Hondy. Wycofano 20.920 sztuk hondy CR-V z 2012 roku i około 800 sztuk hondy acura ILX z 2013 roku. Tutaj usterka dotyczy zamka w przednich drzwiach. Do tej pory nie odnotowano wypadków wywołanych tą usterką.
Właściciele samochodów będą informowani pocztą w sierpniu. Mogą też sami zgłosić się do dealera.
Niech powiedzą, co wiedzą
Toronto Sędzia ontaryjskiego sądu apelacyjnego Mary Sanderson wydała w środę postanowienie, które zobowiązuje głównego lekarza Ontario dr Arlene King do złożenia zeznań w sprawie znanych jej szkodliwych skutków zdrowotnych turbin wiatrowych.
Orzeczenie stanowi zwycięstwo w batalii, jaką toczą przeciwnicy elektrowni wiatrowych - zwłaszcza zaś mieszkańcy terenów położonych blisko wiatraków. Pozew złożyli Shawn i Trisha Drennanowie z Aschfield Township w południowo-zachodnim Ontario.
Małżeństwo stara się nie dopuścić do realizacji projektu budowy dużej farmy wiatrakowej Kingsbridge II. Capital Power Corp. chce tam zainstalować 150 turbin wiatrakowych; najbliższą 650 metrów od ich domu.
W oparciu o skargi osób mieszkających blisko innych farm wiatrakowych Drennanowie wystąpili do sądu o wstrzymanie inwestycji ze względu na szkodliwość dla zdrowia mieszkańców.
Rząd prowincji Ontario utrzymuje, że nie ma żadnego związku między pracą elektrowni wiatrowych a zdrowiem ludności.
Szczury maja eldorado
Elliot Lake Gnijące resztki żywności w zawalonej galerii handlowej w Elliot Lake stwarzają nowy problem –rosnące z dnia na dzień skupisko szczurów i myszy.
Gryzonie rozmnożyły się do tego stopnia, że konieczne stało się wejście do działania ekip eksterminacyjnych. Wokół rozłożono przynęty z trucizną.
Władze sanitarne obawiają się, że gryzonie rozniosą choroby.
Dobrze wychowana
Winnipeg Mieszkająca w Winnipegu Vicki Nettleton zdziwiła się, gdy w środę znalazła przed wejściem do biura worek z 3 tys. dolarów w gotówce, ale właściciele pieniędzy byli jeszcze bardziej zaskoczeni, gdy kobieta oddała im gotówkę co do grosza. Kobieta zajrzała do środka i znalazła dokumenty, które pozwoliły jej zidentyfikować prawowitych właścicieli. Nettleton przyznała, że początkowo zastanawiała się czy zatrzymać pieniądze, ale dobre wychowanie wzięło górę...
Złe skutki zabawy na wodzie
Montreal Stan mężczyzny, który został postrzelony wczesnym rankiem w sobotę przez policjantów, po tym jak wjechał na teren rekreacyjny, jest ciężki, ale stabilny – powiedział oficer śledczy zajmujący się sprawą.
28-latek wysiadł z łodzi w Old Port w Montrealu około 3 w nocy, wsiadł do swojego forda pick-upa i odjechał. Zaraz po tym zatrzymała go policja. Zamiast zatrzymać się, mężczyzna przyspieszył, zaczepiając bokiem samochodu o policjanta.
W tym momencie funkcjonariusz oddał strzał w jego kierunku, raniąc kierowcę w górną część ciała – twierdzi policja.
W samochodzie znajdowało się jeszcze dwoje pasażerów, ale żaden z nich nie jest ranny. Potrącony policjant także nie odniósł obrażeń, ale jest w szoku.
Firma, która wynajęła łódź na zabawę, w której uczestniczył 28-latek, zgodziła się na podjęcie współpracy z policją.
Cudzoziemcy lubią nasze pepiery
Ottawa Zainteresowanie inwestorów zagranicznych inwestycjami w kanadyjskie papiery wartościowe przyczynia się do wzrostu wartości dolara, którego kurs względem euro osiągnął w poniedziałek rekordową wartość. Wynosił 1,2362 dol. za euro i 80,93 eurocenta za dolara, co jest najwyższym wynikiem od czasu stworzenia europejskiej waluty w styczniu 1999 roku.
Silny dolar oznacza utrzymanie inflacji i kosztów pożyczek na niskim poziomie, ale także wysoki koszt eksportu, z którym muszą zmagać się producenci.
Urząd statystyczny podaje, że w maju inwestorzy zagraniczni wykupili kanadyjskie obligacje za 16,67 mld dolarów, co jest największą kwotą od maja 2009. 9,47 mld dolarów z tej kwoty dotyczy rynku wtórnego.
Mimo że rynek finansowy kanadyjski nie cieszy się tak pewną opinią jak Stanów Zjednoczonych, to umiejętność zróżnicowania ryzyka gospodarczego z uwzględnieniem rynków wschodzących oraz dobra sytuacja fiskalna kraju powodują duże zainteresowanie inwestorów zagranicznych – mówi David Tulk, analityk strategiczny TD Securities.
– Przewidujemy, że duże zainteresowanie kanadyjskimi papierami wartościowymi pomoże ograniczyć ich oprocentowanie i wzmocni walutę.
Sabat bikerów
Saskatoon Setki bikerów, członków jednego z cieszących się złą reputacją klubów motocyklowych, Hells Angels, ściągnęły w tym tygodniu do Saskatoon na doroczny ogólnokrajowy zjazd tej organizacji, kojarzonej powszechnie z handlem narkotykami i prostytucją.
Angelsi spotykają się każdego roku w innym mieście Kanady i w tym roku przyszła pora na Saskatoon. Od czwartku do niedzieli ok. 250 delegatów będzie obradowało i zabawiało się w tym 222-tysięcznym mieście.
Imprezie towarzyszy wzmożona obecność policji, tak mundurowej, jak po cywilnemu. To pokaz siły mający uspokoić miejscowych mieszkańców, by mogli czuć się bezpiecznie, ale również jest to pokaz siły dla samych bikerów – tłumaczy dziennikarz "Toronto Star" Peter Edwards, który specjalizuje się w tematyce bikersów.
Dziennikarze CBC usiłowali uzyskać wywiad od przedstawiciela Hells Angels, ale nikt nie chciał rozmawiać z pracownikami mediów.
Policja przekonuje mieszkańców, że nie powinni obawiać się bikerów, z drugiej strony, nie powinni też traktować ich jako członków niewinnego klubu motocyklowego. Hells Angels to organizacja kryminalna – ostrzegała rzeczniczka policji Saskatoon, Alyson Edwards. – Są z tego znani i niejednokrotnie zostało to dowiedzione przed sądami, że angażują się w handel narkotykami, wymuszenia i morderstwa.
Prawnik wynajęty przez Hells Angels na kilka zjazdowych dni tłumaczy jednak, że członkowie klubu nie szukają zaczepki i prawdopodobnie Saskatoon w czasie obrad zjazdu będzie najbezpieczniejszym miastem w Kanadzie.
Powszechnie uważa się, że klub motocyklowy Hells Angels ma wiele wpływów w świecie polityki. Mimo że wielokrotnie jego członkom udowadniano zaangażowanie w przestępstwa kryminalne, to jednak organizacja nie została zdelegalizowana.
Chłodniej w nieruchomościach
Toronto W czerwcu obserwowaliśmy spadek zarówno cen, jak i liczby sprzedanych domów w Kanadzie – informuje Canadian Real Estate Association (CREA), dodając, że może zwiastować to koniec hossy na rynku nieruchomości, którą obserwujemy w ostatnich latach.
Sprzedaż domów spadła o 1,3 proc. w czerwcu w porównaniu z majem i aż o 4,4 proc., gdy weźmiemy pod uwagę dane z tego samego miesiąca sprzed roku. Jest to pierwszy roczny spadek od kwietnia 2011. Ponad połowa rynków lokalnych, które bada CREA, odnotowała takie zjawisko. Są wśród nich Vancouver i Toronto, które dotychczas były uważane za najprężniej rozwijające się.
Średnia (krajowa) cena domu sprzedanego w czerwcu wyniosła 369.339 dol., co stanowi spadek o 0,8 proc. w odniesieniu do czerwca 2011, a w Vancouverze nawet 13,3 proc. CREA podkreśla jednak, że na niektórych rynkach, np. w Calgary, ceny wciąż rosną. Sytuacja w Toronto mimo wszystko też jest silnie ustabilizowana. Rejestr cen domów MLS, który obrazuje tendencje na pięciu najważniejszych rynkach, wzrósł od maja do czerwca o 5,1 proc., przy czym zasadniczy wzrost pochodzi właśnie od rynków w Toronto i Calgary.
Liczba domów wprowadzonych na rynek w czerwcu wzrosła o 1,4 proc. w porównaniu z wcześniejszym miesiącem.
Raport dostarcza kolejnych dowodów na nasycanie się rynku nieruchomości – powiedział Francis Fong, ekonomista TD Economics.
– Rynek nieruchomości przez ostatnich kilka lat nie był zrównoważony, co było wywołane rekordowo niskim poziomem stóp procentowych.
Bunkier mordercy
Barrie Zdaniem sąsiada, bunkier, znaleziony na działce w północnym krańcu miasta, miał pomóc właścicielowi i jego rodzinie przeżyć katastrofę. – Nic nie wiem o zaminowaniu i karabinach, ale wiem, że gromadził żywność, przygotowując się na koniec cywilizacji – powiedział dziennikarzom mężczyzna mieszkający nieopodal domu Williama i Renaty Feldhoffów. Bunkier o rozmiarach 10 x 18 x 6,5 stopy miał służyć jako schronienie dla obojga właścicieli domu. W środę policja poinformowała, że policyjni saperzy znaleźli w bunkrze 28 sztuk uzbrojenia, usuwając uprzednio 80 bomb i min domowej roboty. Znaleziono strzelby, broń samopowtarzalną i automatyczną. Początkowo policja weszła na teren posesji w związku z nierozwiązaną sprawą morderstwa 26-letniego Michaela Traynora z 1978 roku. Syn Williama, 54-letni Donald Feldhoff, jest oskarżony o morderstwo z premedytacją, zaś jego 75-letni ojciec o pomocnictwo. Ciało Traynora znaleziono skrępowane z dwiema ranami postrzałowymi. Donald przyznał się do morderstwa.
Kot mógł być domowy
Toronto Kuguar zastrzelony niedawno przez ontaryjską policję w środkowej części prowincji mógł być udomowiony, jednak jeśli tak było (przedstawiciele Ministerstwa Zasobów Naturalnych ustalili, że kotowaty został częściowo pozbawiony pazurów) – to nie pochodził z farmy lwów i tygrysów prowadzonej przez Nada Guha – zapewnia właściciel. Mógł należeć do kogokolwiek – tłumaczy, kuguary są w stanie pokonać setki kilometrów. Ciało ustrzelonego zwierzęcia poddawane jest analizie przez specjalistów na Uniwersytecie Guelph. Na ustalenie czy kot był dziki, czy nie, trzeba poczekać kilka tygodni. Nada Guha ma na farmie dwa kuguary, sześć lwów i czarną panterę, ale wszystkie zwierzęta są na miejscu. W 2008 roku z przybytku uciekła jednak 150-kilogramowa pantera.
Ford chce działać
Toronto Burmistrz Toronto Rob Ford zaapelował do premiera prowincji Daltona McGuinty'ego o dodatkowe środki dla policji i wezwał gangsterów do opuszczenia metropolii. Dzień po tym, jak w reakcji na poniedziałkową strzelaninę w Scarborough, w której zginęły dwie osoby, a ponad 20 zostało rannych, burmistrz wezwał gangsterów, aby wynosili się z miasta – powiedział agencji prasowej QMI, że wystąpi do premiera o więcej środków dla TAVIS (Toronto Anti-Violence Intervention Strategy). Jeśli premier będzie mógł nam pomóc, będzie to wielki atut tego miasta – dodał. Program TAVIS został uruchomiony przez szefa policji Billa Blaira w 2006 roku i polega na zwiększeniu patroli pieszych w szczególnie zagrożonych dzielnicach. Burmistrz przeprowadził we wtorek wizję lokalną miejsca, gdzie doszło do tragedii. Powiedział później, że przyszedł moment, aby powiedzieć "basta!". – Jestem wstrząśnięty, to co zobaczyłem we wtorek, wyglądało jak scena działań wojennych – wszędzie ślady krwi.
Zapłacą ci, co zwykle
Toronto To ontaryjscy podatnicy, a nie odbiorcy energii elektrycznej; klienci Ontario Power Authority, zapłacą co najmniej 190 mln dol. za przeniesienie lokalizacji elektrowni gazowej z Mississaugi pod Sarnię. Żaden urzędnik za umiejscowienie trujących zakładów w sercu aglomeracji torontońskiej nie odpowie – potwierdził w poniedziałek minister finansów Ontario Dwight Duncan. Minister powiedział również, że w geście dobrej woli prowincja zapłaciła inwestorowi Greenfield South 10 mln dol. za wstrzymanie prac budowlanych. Decyzja o wstrzymaniu budowy elektrowni została podjęta tuż przed wyborami przez premiera Daltona McGuinty'ego co miało zwiększyć jego szansę na reelekcję. Obecnie za tę "zwiększoną szansę" zapłacą wszyscy wyborcy z własnej kieszeni. Zdaniem opozycyjnej Partii Postępowo-Konserwatywnej, podane koszty, 190 mln dol., to jedynie wierzchołek góry lodowej. Ja się sądzi, decyzja o wstrzymaniu budowy pomogła w uzyskaniu mandatu 5 posłom Partii Liberalnej kandydującym w pobliskich okręgach.
Whitby Gwałtowna burza, jaka w niedzielę przeszła nad Whitby w Ontario tuż przed 2 po południu, spowodowała obrażenia co najmniej u 17 osób biorących udział w lokalnym festynie. Osoby te uczestniczyły w imprezie promującej żywność i siedziały pod wielkim namiotem, kiedy w jeden z metalowych słupków uderzył piorun. Porażonych karetki zabrały do szpitala, ale nikt nie doznał obrażeń zagrażających życiu. Ofiary skarżyły się na przejmujący ból towarzyszący uderzeniu pioruna.
Imam przywołuje niewiasty do porządku
Toronto Imam z Toronto Al-Haashim Kamena Antangena uważa, że kanadyjskie przepisy powinny zostać zmienione, tak by kobietom nakazać skromny ubiór. Zdaniem duchownego muzułmańskiego, dzięki temu moglibyśmy uniknąć wielu napadów na tle seksualnym. Przeciwko tego rodzaju sugestiom ostro zaprotestowały kanadyjskie organizacje reprezentujące prawa kobiet. Antangena publicznie wyraził swój pogląd w niedzielnej audycji radiowej. Z uznaniem wypowiedział się o słowach konstabla Michaela Sanguinettiego, który w ubiegłym roku, komentując gwałty na terenie Uniwersytetu York, powiedział tamtejszym studentkom, że kobiety – jeśli chcą uniknąć losu ofiary napaści na tle seksualnym, nie powinny ubierać się "jak dziwki". Wypowiedź ta wywołała powszechne oburzenie.
Hałas w debacie
Etobicoke Jednym z tematów kampanii wyborczej w wyborach uzupełniających w Etobicoke Centre (o ile Sąd Najwyższy utrzyma w mocy decyzję Ontario Superior Court i unieważni wynik wyborów z 2 maja 2011 roku) będzie z pewnością kwestia hałasu na terenach wokół lotniska.
Mieszkańcy okręgu skarżą się, że ostatnio wzrosła częstotliwość nocnych lotów. – Takie loty bezpośrednio pogarszają zdrowie ludzi, ponieważ zakłócają im sen; wpływają na jakość życia – tłumaczył Donald Beggs, były przewodniczący miejscowego stowarzyszenia właścicieli nieruchomości
W grudniu ubiegłego roku zarządzające lotniskiem Pearsona Greater Toronto Airport Authority wystąpiło o zgodę na zwiększenie liczby nocnych lotów. Jeśli wniosek zostanie rozpatrzony pozytywnie, liczba nocnych startów i lądowań wzrośnie z obecnych 38 do 47 w roku 2013.
Toronto Kanadyjski instytut meteorologiczny potwierdził w środę, że podczas wtorkowych burz, w okolicy Athens, w pobliżu Brockville oraz w Summerstown, na wschód od Cornwall, przyziemiły tornada.
Nie były silne – w skali pięciostopniowej oceniano je na 2 od dołu. Mimo to poczyniły wiele szkód w drzewostanie. W związku z frontem burzowym, w wielu miejscowościach obowiązywało ostrzeżenie przed tornadem.
Ulewy spowodowały również podtopienia.
Koniecznie trzeba coś zrobić
Toronto Ontaryjscy politycy apelują do władz federalnych o podjęcie zdecydowanych działań w następstwie tragicznej strzelaniny, jaka miała miejsce w Scarborough. Ich zdaniem, konieczne jest wprowadzenie zakazu posiadania pistoletów.
Ontaryjski minister spraw wewnętrznych John Gerretsen powiedział w programie CBC Power and Politics, że najnowsze wydarzenia w Scarborough pokazują, dlaczego wprowadzenie takiego zakazu w Kanadzie staje się konieczne. Gerretsen przypomniał, że władze Ontario naciskały już na Ottawę w tej kwestii. Dodał, że temat będzie poruszany podczas zbliżającego się spotkania ministrów prowincji z burmistrzem Toronto Robem Fordem.
Ten ostatni uważa, że powinno się zaostrzyć sankcje karne za posiadanie broni krótkiej. – Trzy lata za posiadanie pistoletu – to śmiesznie, za to powinno się orzekać poważne kary – dodał.
Toronto Dwudziestokilkuletni człowiek został w czwartek nad ranem znaleziony martwy w piaskownicy na placu zabaw szkoły Flemington Public w pobliżu Lawrence Ave. i Allen Rd. Jest to czwarta ofiara zastrzelona w Toronto w ciągu niespełna tygodnia.
Wcześniej w Scarborough17-letni chłopak został zaatakowany maczetą, po tym jak odmówił oddania bandycie swojego telefonu komórkowego. Ofiara uciekła zatrzymując autobus komunikacji miejskiej, ale nawet wówczas napastnik nie przestawał zadawać ciosów. Kierowca wezwał pomoc i policjanci aresztowali sprawcę ukrywającego się pod zaparkowanym samochodem.
Ofiarę przewieziono do szpitala w stanie krytycznym. 19-letni Gajan Ponniah z Markham oskarżony jest o usiłowanie morderstwa i napad rabunkowy.
Mississauga Szpital Trillium w Mississaudze ma problem z epidemią C.difficile – od czerwca zarejestrowano 17 przypadków.
Rzeczniczka Trillium Patti Cochrane powiedziała, że liczba zachorowań nabytych w szpitalu wynosi w tym miesiącu 5. Jak na razie nikt nie zmarł z powodu tej choroby. Cochrane powiedziała, że nie ma dowodów, jakoby do zakażeń dochodziło z powodu złej higieny czy niewłaściwej sterylizacji. W czasie epidemii z 2010 roku przypadki zachorowań koncentrowały się w jednej części szpitala, obecnie nie.
Mississauga Negocjatorzy reprezentujący 280 strajkujących pracowników komunalnych regionu Peel doszli do porozumienia w z władzami, co oznacza, że strajk trwający od 4 czerwca może wkrótce zostać zakończony.
Potrzebna jest jeszcze ratyfikacja kontraktu przez pracowników.
W minionym tygodniu do pracy wróciło 600 pracowników transportu TransHelp, po tym jak ich związek zawarł porozumienie płacowe.
Warunki porozumienia pracowników komunalnych nie będą ujawnione do czasu ratyfikacji.
Ludzie się strzelają
Toronto Od początku tygodnia w Toronto zostały zastrzelone cztery osoby. Władze lokalne mówią, że już najwyższy czas połączyć siły w walce z coraz częściej występującą przemocą.
W czwartek rano policja w Toronto została wezwana na teren szkoły, gdzie znaleziono ciało mężczyzny. Po poniedziałkowej strzelaninie w Scarborough politycy podjęli starania, by zakazać posiadania broni i wzmocnić wsparcie policji.
W przyszłym tygodniu mer Toronto Rob Ford i premier Ontario Dalton McGuinty spotkają się z szefem policji Billem Blairem, aby dyskutować o środkach, które mogą być podjęte, by przeciwdziałać podobnym zajściom.
Liderzy społeczności murzyńskiej Toronto także nalegają na udział w spotkaniu, aby omówić sposoby budowania silniejszych więzi społecznych i przeciwdziałać demoralizacji młodzieży.
Margaret Parsons z African Canadian Legal Clinic twierdzi, że zbyt wielu młodych Murzynów traci życie w wyniku strzelanin, a receptą na zapobieganie temu jest właśnie rozwijanie więzi społecznych i wzmożenie działań policyjnych.
Jej zdaniem to, że przedstawiciele środowisk murzyńskich nie zostali zaproszeni do rozmów, jest nie do przyjęcia.
– Nie chcemy, aby decyzje o rozwiązywaniu problemów nas dotyczących toczyły się bez nas – mówi Parsons. – Powinniśmy tam być, chcemy rozmawiać i oczekujemy tego.
Niektórzy mieszkańcy okolicy, w której miała miejsce ostatnia strzelanina wyrażają frustrację, że musiało dojść do tragedii, by zwrócono uwagę na ich problemy.
Radny Adam Vaughan powiedział w czwartek, że z punktu widzenia mieszkańców zatrzymanie przez policję osób, które brały udział w strzelaninie, niczego nie zmieni. Pozostanie strach, który niekiedy jest bardziej niszczący.
Vaughan podkreśla, że ofiarami przemocy są także zastraszeni ludzie czy dzieci, które boją się wyjść z domu ze względu na bezpieczeństwo. To są długofalowe skutki, które dotykają całą okolicę miejsca strzelaniny.
John Schade dwa lata temu podczas spaceru w parku widział postrzelonego mężczyznę. Podbiegł do niego, by mu pomóc. Do dzisiaj wydarzenie to wywołuje nocne koszmary. Prawie nie śpi od tamtego dnia; on też jest ofiarą przemocy...
Tymczasem w czwartek policja poinformowała o aresztowaniu 19-letniego mężczyzny, któremu zarzuca się udział w poniedziałkowej strzelaninie, kiedy to podczas wielkiej imprezy ulicznej dwie rywalizujące ze sobą grupy gangsterów otworzyły ogień, zabijając dwie osoby i raniąc 23.
19-letni Nahom Tsegazab został oskarżony o "nieostrożne strzały z broni palnej" – mężczyzna został w poniedziałek ranny i przebywa w szpitalu. Nie postawiono mu zarzutów związanych z morderstwem.
W poniedziałek zastrzeleni zostali 14-letnia Shyanne Charles z Toronto i 23-letni Joshua Yasay z Ajax.
Policja wciąż apeluje do świadków zdarzenia o kontakt, poszukuje się również zdjęć fotograficznych i materiałów wideo nakręconych podczas zajścia. Wielu świadków boi się jednak mówić.
Szef policji nie kryje, że strzelanina najprawdopodobniej związana była z porachunkami przestępczych organizacji. Według świadków, dwóch młodych mężczyzn zaczęło najpierw strzelać do siebie, a potem w tłum.
W poniedziałek odbędzie się pogrzeb 23-letniego Yasaya.
Toronto Torontońska policja ostrzegła w czwartek po południu, że w części Etobicoke nie działa numer alarmowy 911. Awaria spowodowana została przerwaniem naziemnego kabla.
Pomocy nie mogli wezwać mieszkańcy kwartału ograniczonego ulicami Rathburn, Hwy 427, Bloor i Mill. Kłopoty wystąpiły też w innych odizolowanych "kieszeniach".
Telefony były tam głuche; nadal można było wzywać pomocy przez komórki.
Nieładnie
Mississauga 61-letni nauczyciel w szkole Applewood Heights Secondary został oskarżony o wykorzystywanie seksualne 17-letniej dziewczyny. Zdarzenie miało miejsce w Township of King.
Policja rozpoczęła dochodzenie we wtorek po otrzymaniu informacji związanej z młodą dziewczyną w miejscu publicznym. W rezultacie przeprowadzonych działań policjanci aresztowali Dennisa McDermotta z Bolton.
Kuratorium regionu Peel potwierdziło w czwartek, że aresztowany jest nauczycielem. W 2009 roku znalazł się na liście osób opłacanych z pieniędzy podatników, a zarabiających powyżej 100 tys. dol. – jako nauczyciel historii zarobił 109.312 dol.
Przegrał z prądem
Scarborough 24-letni mężczyzna został wyciągnięty z wód jeziora Ontario w pobliżu Bluffers Park w Toronto, bez oznak życia. Po raz ostatni widziano go żywego w czwartek ok. 4 po południu.
Sierżant Al Locken powiedział CityNews, że 24-latek nie był dobrym pływakiem, a poszedł się kąpać do wzburzonej wody.
Wciągnęły go fale i prąd.
Rodzice nie upilnowali
Wasaga Beach 9-letni chłopak wyciągnięty w środę z wody w Wasaga Beach zmarł po przetransportowaniu do szpitala – potwierdziła policja OPP, nie podano szczegółów zajścia.
W akcji poszukiwawczej użyto śmigłowca policyjnego.
Brat brata
Toronto Policja poinformowała, że zgłosił się morderca 42-letniego mieszkańca Mississaugi Claytona Wrighta. Ofiara została zastrzelona we wtorek po meczu piłki nożnej w Eglinton Flats Park.
Do morderstwa przyznał się 38-letni brat ofiary Winston Wright. Sprawca oddał się w ręce policji na terenie 12. komisariatu.
Wybory do sądu
Ottawa Sąd federalny postanowił zezwolić na proces sądowego podważenia wyników wyborów federalnych w 2011 roku w siedmiu okręgach na terenie całego kraju.
Grupa wyborców wspierana przez Council of Canadians chce, aby sąd anulował wynik z powodu automatycznych rozmów telefonicznych, za sprawą których w dniu wyborów kierowano wyborców do niewłaściwych lokali wyborczych.
Siedem posłów Partii Konserwatywnej, którzy zdobyli mandaty w tych okręgach prosiło sąd o oddalenie wniosku zanim nastąpią pełne przesłuchania, jednak sędzina Martha Milczynski uznała, że sprawa ta każe postawić poważne pytania o uczciwość procesu demokratycznego.
Ania - W Toronto strzelanina, ofiary, czy Pani uważa, że to jest nadal bezpieczne miasto? - Wie pan co, ja tutaj nie mieszkam, jestem tylko kilka tygodni na wakacjach, tak że trudno mi się wypowiadać. - A czy Pani czuje się tutaj bezpiecznie? - Tak. w tej dzielnicy gdzie mieszkam, czy w mieście, tak. czuję się bezpiecznie. - Nie boi się Pani wyjść nocą z domu? - Ja mieszkam w zupełnie innej miejscowości - w Bolton. - Bywa Pani w Toronto? - Tak, - Uważa Pani, że jest bezpiecznie? - Nigdy się nie czułam zagrożona. Nie czułam jakiejś presji, tak że wydaje mi się, że jest to dobre miasto, bezpieczne.
Irena - Ostatnio mieliśmy strzelaniny w Toronto, czy Pani uważa, że coś się psuje, czy też jest to nadal bezpieczne miasto? - Nie wiem, chyba nie bardzo bezpieczne. - A Pani czuje się zagrożona, gdy Pani gdzieś idzie nocą? - Nie, raczej nie. Mississauga jest raczej spokojna. - A w Toronto? - A w Toronto nie wiem. - A co, Pani zdaniem, powinno się robić, aby poprawić bezpieczeństwo? - Nie wiem, nie zastanawiałam się. To wszystko się dzieje z tamtej strony Toronto. Tam jest dużo czarnych, to co można się spodziewać?
Zofia - Ostatnio kilka dni temu mieliśmy w Toronto strzelaniny, czy Pani zdaniem, coś się psuje, pogarsza się bezpieczeństwo? - O, pan doskonale wie, że się psuje. Co oni mogą zrobić. - No właśnie, co robić? - Kto to wie. - Myśli Pani, żeby kary zaostrzyć? - Wie pan, w wychowaniu karą się nic nie zrobi, to najlepiej jakieś pogadanki urządzać dla tych młodych ludzi, może jakieś - ja wiem - kluby specjalne, trudno powiedzieć. Bo wtedy gdy my potrzebujemy rządu, to go nie ma. I policja, tak samo, jak pan jedzie i przekroczy o 5 km, oni są, ale jak jest bójka czy coś, to nim dojadą... Jak przyjechałam 33 lata temu do Kanady, pojechaliśmy do parku Paderewskiego, wszystkie auta były pootwierane, pieniądze leżały, aparaty. - No jeszcze w latach 70. nikt tutaj samochodu nie zamykał przed domem, kluczyki w stacyjce były. - W 79 nigdy nikt nie zamykał, a niech pan spróbuje teraz. Nie jest źle, bo ja lubię Kanadę, bardzo ją kocham, ale pod tym względem psuje się. Bardzo dużo się zepsuła. - Nie wiadomo, jak to zmienić? - Ach. - Wychowanie? - W szkole, proszę pana, nie uczą, że jeżeli jest starszy człowiek albo matka z dzieckiem, żeby dziecko w tramwaju czy w autobusie miejsca ustąpiło, natomiast uczą, gdzie można skrobankę zrobić; uczą, jak zadzwonić na rodziców. Moja matka nas miała tyle, a jak któreś zasłużyło, to kładła nas i pytała, ile chcesz pasów. Myśmy się bali. A teraz dziecko zadzwoni na policję, policja przyjedzie, nie patrzy już, co dziecko zrobiło... No to co?!
Zdzisława - Strzelają się ludzie w Toronto, ostatnio dwie osoby zginęły, co Pani zdaniem się dzieje, czy Pani nadal czuje się bezpiecznie w tym mieście? - Ja czuję się bezpiecznie. - Tutaj, w Mississaudze? - W Mississaudze tak. - A w Toronto? - W Toronto rzadko przebywam. - Pani zdaniem, co trzeba robić, żeby zaradzić takim rzeczom? - Przede wszystkim całe zło wychodzi z domu, więc wydaje mi się, że najważniejsza jest rodzina. Nie ma wychowania, nie ma wzorców. - A szkoła nie wychowuje? - Szkoła, powiedziałabym, że bardzo pobłażliwie podchodzi do wychowania, po prostu przymykają oczy na pewne sprawy, na które nie powinni przymykać, dlaczego tak jest, nie wiem. Ale wzorce powinny wyjść z domu, od ojca od matki. - Może rodzina jest po prostu słaba? - Może. Rodzina jest zabiegana i nie myśli albo nie przywiązuje wagi do wychowania, nie przewiduje, jakie konsekwencje może to mieć w wychowaniu.
Danuta - Czy Pani czuje się bezpiecznie w Toronto? Mieliśmy ostatnio strzelaniny. - No nie bardzo. - Co się dzieje? - Za mało kar. - Zbyt pobłażliwy system? - Bardzo. - Powinny być ostrzejsze kary? Boi się Pani w jakichś dzielnicach w Toronto? - Raczej nie, ale zawsze jest to "ale"...
Agnieszka - Przemoc w Toronto, czy, Pani zdaniem, coś się, psuje w tym mieście? Czy Pani czuje się bezpieczna? - Rzadko pojawiam się na takich imprezach jak rib fest czy tam gdzie jest więcej ludzi... - A tak na ulicy? - Szczerze mówiąc nie zauważyłam jakiejś większej różnicy - Tu w Mississaudze czy w Toronto też? - Naprawdę, bardzo rzadko jeżdżę do Toronto, a tu raczej pojawiam się na imprezach, gdzie mogę przyjść z dziećmi, gdzie czuję się bezpieczna. - A czego, Pani zdaniem, to jest rezultat, że ludzie w biały dzień strzelają się w Eaton's Centre? - Nie wiem, ale wydaje mi się, że te osoby nie są właściwie karane. - Zbyt niskie kary? - Tak, oni się czują bezkarni, bo nawet jeśli pójdą do więzienia, to czują się tam jak w hotelu.
Wielu emigrantów nie zdaje sobie sprawy z tego, że decyzja deportacyjna może zostać wydana bez poinformowania osoby otrzymującej nakaz. Zazwyczaj tak się dzieje w przypadku osób, które zgłosiły status azylanta w Kanadzie. Imigranci decyzjami deportacyjnymi są zaskoczeni. Niekiedy dowiadują się o nich po powrocie do kraju rodzimego, w ich kartotece pojawił się nie tylko nakaz deportacyjny DEPORTATION ORDER (mimo że dobrowolnie opuścili Kanadę), posiadają także dożywotni zakaz powrotu do Kanady.
Dlaczego tak się dzieje? Otóż każda osoba zgłaszająca status uchodźcy (refugee), musi, rozpoczynając sprawę, podpisać zgodę na własną deportację. W stercie różnych dokumentów podanych imigrantowi do podpisania, rozpoczynając sprawę, jest biała karteczka, którą wielu podpisuje, nie mając świadomości, co na niej widnieje i jakie są prawne konsekwencje. Zazwyczaj imigrant nie zna na tyle angielskiego, a nawet jeśli zna, trudno coś z dokumentu zrozumieć, gdyż widnieją tam paragrafy kanadyjskiego kodeksu prawa imigracyjnego i żeby tak naprawdę zrozumieć zawartość " białej karteczki", trzeba raczej być znawcą prawa. Nie wszyscy też adwokaci czy konsultanci dokładnie wyjaśniają swoim klientom, jakie są procedury i dlaczego ich klienci muszą podpisać w początkowej fazie różne dokumenty. Z dokumentem "zawieszonej deportacji" imigrant otrzymuje także inne dokumenty, takie jak kartę ubezpieczenia medycznego czy dokument tożsamości azylanta.
Niektóre agencje pomagające imigrantom bezpłatnie także nie potrafią odpowiednio zinterpretować i wyjaśnić swoim klientom konsekwencji prawnych niektórych procedur, nie dlatego że nie chcą pomóc zgłaszającym się tam osobom, zwyczajnie dlatego, że pracownicy tych agencji, podejrzewam, nie są dokładnie szkoleni w zakresie prawa imigracyjnego, opierając się jedynie na instrukcjach dołączonych do aplikacji. Spotkałam ostatnio kilka klientek, którym zalecono w takich właśnie agencjach, by złożyć podanie o azyl, co obecnie stawia te kobiety w bardzo trudnej prawnie sytuacji deportacyjnej.
W przypadku przegranej sprawy, a zazwyczaj takiego wyniku może się spodziewać osoba z polskim paszportem Unii Europejskiej, należy opuścić Kanadę w czasie 30 dni. Przedłużanie spraw, odraczanie deportacji, składanie następnych podań w rezultacie może być przyczyną wydania zaocznego nakazu deportacyjnego i dożywotniego zakazu powrotu do Kanady bez poinformowania imigranta. Dopiero po powrocie, składając podanie na przykład o wizę pracowniczą czy pobyt stały, nawet posiadając małżonka-sponsora w Kanadzie, osoba dowiaduje się o tym.
Na szczęście, prawo pozwala osobie z dożywotnim zakazem powrotu ubiegać się o specjalne zezwolenie na ponowny wjazd, należy jednak odpowiednio uargumentować wniosek, na przykład łączeniem rodzin. Zwykła wizyta turystyczna w celu zwiedzenia wodospadu Niagara zazwyczaj nie jest wystarczająca.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca
prawa imigracyjnego
OSOBY ZAINTERESOWANE
IMIGRACJĄ PROSIMY O KONTAKT
416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.emigracjakanada.net
Informujemy Szanownych Czytelników
Napisane przez Wiktor KsiężopolskiInformujemy Szanownych Czytelników, że są obecnie do nabycia w Calgary dwie książki napisane
przez pana Wiktora Księżopolskiego.
Wiktor Księżopolski, obecnie lat 71, 6 lat w Libii, 30 lat w Kanadzie,
wizytor w 21 krajach, jest autorem wielu ciekawych i dobrze ocenianych artykułów i opowieści
drukowanych w dostępnym obecnie na Internecie tygodniku "Goniec", którego jest oficjalnym
calgaryjskim współpracownikiem. Wszystkie dotychczasowe publikacje autora są dostępne na stronie
internetowej "PLOTY" (po polsku PŁOTY) redagowanej przez Panią Elle Rysz.
Jedną ze wspomnianych książek to "ZERWANY MOST". Zawiera ona obraz zmieniającej się przez
ostatnie 100 lat Polski pokazany poprzez opis ponad 100 letniej historii mojej bardzo patriotycznej
warszawskiej rodziny, jej udział w wydarzeniach WW1, Wojny Bolszewickiej, WW2 i jej tragiczny
finał w konspiracyjnej działalności, pogłębiony po wojnie komunistycznym bezprawiem. Pokazuje
również jak określone niekorzystne uwarunkowania potrafią zniszczyć więzy rodzinne i jej tradycje
powodując rozpadnięcie się rodzinnego "mostu". Całość oparta jest na oryginalnych dokumentach
i zdjęciach rodzinnych umieszczonych w tekście. W zakończeniu książka przedstawia, jakie były
przyczyny niekorzystnej ewolucji dawnej Polski i komu zawdzięczamy jej dzisiejszy obraz. Książka ta
jest jednocześnie źródłem wiedzy o tym jak powstało nazwisko Księżopolski i przypisany do niego
rodowy herb "Jastrzębiec" oraz stanowi autobiografię autora od urodzenia na warszawskiej Pradze w
1941 roku do 1978 roku i wyjazdu do Libii, zakończonego z resztą w 1983 roku emigracją do Kanady.
Książka "ZERWANY MOST" jest obecnie dostępna w Polsce w bibliotece INSTYTUTU PAMIĘCI
NARODOWEJ. Kolejna książka pt. "Kanadyjski Eliksir", będzie kontynuacją dalszych przeżyć autora, tym
razem przez 30 lat w "Kraju Klonowego Liścia". Zapewne ukaże ona jak może potoczyć się los polskiego
emigranta i jego rodziny w emigracyjnych warunkach.
Druga książka, pod tytułem: "POD NIEBEM ALLACHA" jest pozycją niezwiązaną z Warszawą, bo
przedstawia opowieść o życiu i pracy autora w charakterze najemnika na indywidualnym kontrakcie
w arabskiej firmie w Libii. Jest ona dokumentem jak można przeżyć w trudnym arabskim świecie, jeśli
zaakceptuje sie kulturowo inne środowisko i dokona właściwej do niego adaptacji. Zawarte są w niej
opisy i zdjęcia greckich i rzymskich miast odkopanych z pod 6-cio metrowej warstwy piachu, przykłady
jak wyglądał komunizm po arabsku, jak się mają arabskie i islamskie prawa i obyczaje do europejskich,
jak trudno być ekspertem będąc katolikiem, kto jest ważny i ważniejszy, jak się żyje w wiezieniu,
czym była polityka wewnętrzna Kaddafiego i jaki miała koniec. W sumie jest to atrakcyjny opis przygód
autora poparty kolorowymi zdjęciami, w czasie pięcioletniego pobytu w libijskich pustyniach przed
przyjazdem do Kanady. Dla uatrakcyjnienia opowieści, poza opisem życia w wiezieniu, które autor
zaliczył, czytelnik znajdzie w książce informacje, jak w kraju objętym ścisłą prohibicją można było
produkować doskonalą wódkę, wino i piwo, oraz może zapoznać się z przepisami jak to robić.
KSIĄŻKI BĘDĄ DOSTĘPNE PRZEZ DWIE NIEDZIELE W PRZEDSIONKU SALI PARAFIALMNEJ W PRZERWACH
MIĘDZY WSZYSTKIMI MSZAMI Z WPISEM NA ŻYCZENIE. LICZBA EGZEMPLARZY JEST OGRANICZONA.
Kontakt telefoniczny z autorem pod numerem 403 286-6775 lub za pośrednictwem Internetu pod
adresem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
W niedzielę, 15 lipca, o godzinie 12:00, w kościele Chrystusa Króla w Toronto, w 69 rocznicę Krwawej Niedzieli odbyła się uroczysta msza święta w intencji Ofiar Wołynia. Na Eucharystię przybyło wielu Polaków z Toronto i okolic. We mszy świętej uczestniczyli Rycerze Kolumba.
Sprawa ludobójstwa na Wołyniu nadal nie jest popularnym tematem i wiele osób nie wie, że w 1944 roku na Wołyniu zostało zamordowanych od 60 do nawet 300 tysięcy Polaków (różne źródła podają różne liczby). Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) oraz jej zbrojne ramię, Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) w bestialski sposób mordowała wszystkich Polaków na swojej drodze, w tym dzieci, kobiety w stanie błogosławionym i ludzi starszych. Zabójstwa odbywały się wszędzie, w kościołach, domach, na ulicach. Bandyci używali do swoich zbrodni siekiery, widły, noże i inne sprzęty. Palono ludzi żywcem i torturowano. Wszystko tylko dlatego, że byli Polakami. Warto mówić więcej na ten temat, warto uczyć o tych strasznych wydarzeniach młodzież i czcić pamięć Ofiar, aby ta pamięć nigdy nie zginęła.
BARBARA RODE
„WSZYSTKIE AKCENTY POŁÓŻCIE NA WALKĘ I TROSKĘ O RODZINĘ.”- Ojciec Święty Jan Paweł II POLONIA W KANADZIE GOŚCIŁA KSIĘDZA DR. BOGUSŁAWA JAWOROWSKIEGO- MISJONARZA ŚWIĘTEJ RODZINY.
W niedzielę, 8 lipca br., w Kanadzie gościł ksiądz dr Bogusław Jaworowski, misjonarz Świętej Rodziny. Spotkanie z Polonią rozpoczęło się Mszą Świętą w kościele Sacred Heart w Guelph, podczas której Gość wygłosił przejmujące kazanie na temat błogosławieństwa i przekleństwa rodzin. Pomimo iż lipiec jest miesiącem wakacyjnym, kościół był wypełniony po brzegi. Spotkanie zorganizował redaktor naczelny dwumiesięcznika "Michael", Jacek Morawa.
Po Eucharystii, w sali pod kościołem odbyło się spotkanie z Księdzem Misjonarzem, podczas którego opowiedział on o dzisiejszej sytuacji powolnego rozpadu Kościoła i rodziny, o nowoczesnych metodach wychowywania dzieci, które nie uczą młodych odróżniać dobra od zła, i o wielkiej wartości błogosławieństwa dzieci przez rodziców. Zgromadzeni wierni z zapartym tchem słuchali wzruszających świadectw, które przedstawiał Ksiądz.
Po spotkaniu wierni mogli zakupić książki i dewocjonalia. Ksiądz Jaworowski udzielał też indywidualnego błogosławieństwa poszczególnym osobom i rodzinom.
Ksiądz Bogusław jako misjonarz od 20 lat podejmuje tematy troski i walki o rodzinę. Jest to sprawa najwyższej wagi. "W 1982 roku, błogosławiony Jan Paweł II, wówczas urzędujący Papież, skierował do nas takie pismo, abyśmy jako główny podmiot ewangelizacji, my, misjonarze Świętej Rodziny, uczynili rodzinę i walkę o rodzinę, albowiem, mówi, zachowując cały talizmat, wszystkie akcenty połóżcie na walkę i troskę o rodzinę" – zacytował słowa Papieża Misjonarz. Jan Paweł II wiedział wówczas, że co jest i będzie teraz atakowane, to właśnie rodzina. Od tego czasu Misjonarze Świętej Rodziny zajęli się szczególnie rodziną, poprzez organizację rekolekcji, misji parafialnych, tworzenie ośrodków, gdzie przyjmują małżonków, organizują wieczory dla zakochanych i inne akcje wspierające małżeństwa i rodziny. Ksiądz Jaworowski zwrócił uwagę na to, iż nastąpiło ogromne zamieszanie w świecie katolickim, chrześcijańskim z pojęciem, czym jest chrześcijaństwo i wiara w Boga. Ludzie pogubili się w zrozumieniu, czym jest święty, apostolski Kościół i czym jest chrześcijańska, katolicka wiara.
Misjonarz podkreślał, iż sama wiara w Boga nie jest chrześcijaństwem. "Ludzie uważają, że przekonanie wewnętrzne o tym, że Bóg istnieje, to już jest chrześcijaństwo. Czyli wiara w istnienie Boga, myślą, że sprawia, że są już chrześcijanami" – zauważył Ksiądz Misjonarz. Wiara w Boga nigdy nie sprawiała ludziom problemów w całej historii istnienia świata. Wszystkie kultury i cywilizacje wierzyły w istnienie Boga. Różnie sobie wyobrażały Boga, ale wierzyły w Jego istnienie. Ci ludzie jednak nie byli chrześcijanami. Gdyby taka wiara wystarczyła, to Chrystus nie przychodziłby na świat, nie umierałby na krzyżu.
Chrześcijanie to nie ludzie, którzy tylko wierzą w istnienie Boga. Chrześcijanie to ci, którzy przyjęli Objawienie Boże. To wiara w Objawienie Boga, wiara w Słowo Boże, wiara w mękę i Zmartwychwstanie Chrystusa stanowi o chrześcijaństwie. Ksiądz Jaworowski dalej głosił: "Uznanie, że Bóg objawił nam swoją wolę, że odpowiedział na wszystkie fundamentalne pytania, jakie ludzkość sobie od wieków zadawała, a więc kim jesteśmy jako rodzaj ludzki, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy, jaka jest nasza ostateczna godność jako ludzi, dlaczego na ziemi jest tyle niesprawiedliwości, cierpienia i bólu, dlaczego jest tyle krzywdy, czy trumna to koniec, ciemność, pustka i nicość, czy coś innego, czy rzeczywistość, która przekracza wymiar przyrodzony, dlaczego w moim sercu odczuwam dwa światy, z jednej strony żyje we mnie zwierzę i domaga się zaspokojenia wszystkich zwierzęcych pragnień (...), a z drugiej mam rozum i wolną wolę, sama świadomość istnienia, serce, które potrafi kochać. To mnie wynosi ponad świat stworzony. Jakże trudno mi należeć do tego drugiego świata. Na to pytanie mamy odpowiedź: że właśnie w dziele Stworzenia zostały w naszym sercu te dwa światy przecięte. Proch ziemi, z którego otrzymaliśmy ciało, i owo nieśmiertelne tchnienie posłane w nozdrza stworzonego świata, ciała człowieka, dzięki któremu staliśmy się istotami żywymi i rozumnymi, podobnymi do Boga i to my decydujemy, do którego świata należymy".
Powinniśmy zadać sobie pytanie: do którego świata chcemy należeć, czy bardziej w nas żyje zwierzę, czy Anioł, czy utożsamiamy się bardziej ze światem materialnym i staramy się zapewnić sobie i swoim dzieciom wszelkie materialne pragnienia, czy ze światem duchowym, z pragnieniami serca?
http://www.goniec24.com/prawo-kanada/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8456#sigProId25a01b96d7
Chrześcijaństwo to odpowiedź człowieka na Objawienie Boże. Bóg stał się człowiekiem dla naszego Odkupienia. Bóg zapłacił cenę za nasze Zbawienie. Chrystus, cierpiąc, umarł na krzyżu dla nas. W dzisiejszych czasach można spotkać wielu ludzi uważających się za chrześcijan, którzy nie przyjmują Objawienia Bożego. Tak jak Aniołowie, którzy wierząc w Boga, odrzucili Słowo Boże, Objawienie Boże, plan Boży. Tak jak Adam i Ewa, którzy znali Boga, nie mieli problemu z wiarą w istnienie Boga, ale odrzucili Słowo Boże, Objawienie Boże. Kiedy aktem serca odrzuca się Słowo Boże i zawierza słowom demona, dokonuje się zdrada. Człowiek odrzuca Objawienie Boże i zawierza demonowi. Ludzie potrafią wierzyć w Boga i chcą wierzyć w Boga, ale często nie potrafią przyjąć Objawienia Bożego i Słowa Bożego. Można być świadkiem wielu cudów i to nie wystarczy. Najważniejsze jest, co jest w sercu. Człowiek sam musi wybrać. Jeżeli w sercu jest bałagan, to nie usłyszy się Boga.
Ludzie chcą wierzyć, ale po swojemu. Nie mają już czasu dla Boga, nie chcą przed własnym Bogiem klękać. Mają wiele "przeszkód", które uniemożliwiają im znalezienie czasu dla własnego Boga. Taki sposób myślenia zamyka nas na błogosławieństwo Boże. Jeżeli nie ma pragnienia spotkania z Bogiem, jeżeli jest szyderstwo i kpina z Bożego błogosławieństwa, to tego błogosławieństwa nie będzie. Wszystkie te prawdy zostały nam objawione. "Chrześcijanie otrzymali zrozumienie tajemnicy ludzkiego życia głębiej niż inni. To my zrozumieliśmy, że wszystko oparte jest o miłość Boga do człowieka. (...) dlatego chrześcijanie od początku zrozumieli, że stworzeni zostali na obraz i podobieństwo Boże jako mężczyzna i niewiasta, uposażeni w fenomenalny dar, święty dar przekazywania życia" – przypominał Misjonarz. Tylko człowiek ten dar otrzymał, który jest związany tylko z życiem tu na ziemi. Bóg zaprosił człowieka do dzieła stworzenia świata i stworzył ludzi jako Rodzinę. W języku polskim jest to wyraźnie uwypuklone, gdyż słowo "rodzina" pochodzi od słowa "rodzić".
Ksiądz Jaworowski przypomniał, że kobieta została stworzona z boku Adama, czyli z miejsca, gdzie znajduje się serce. Kobieta stworzona jest do miłości, do dawania życia. Imię "Ewa" oznacza: "matkę życia", "noszącą życie w sobie", "świątynię życia", "dającą życie". Jeżeli niewiasta godnie nosi życie i daje życie, to Aniołowie przed nią klękają, gdyż sami życia przekazać nie mogą. Jedno z najważniejszych przykazań, czwarte przykazanie z Dekalogu mówi o czci, jaką musimy darzyć naszych rodziców. Gdyż to oni przekazali życie, otworzyli się przed Bogiem na dar życia i wprowadzili człowieka na ten świat. Z rodzicami związane jest błogosławieństwo, to oni mają władzę. Błogosławieństwo rodziców jest niezwykle ważne, o czym dzisiejszy świat zapomniał. Często rodzice nie potrafią już pobłogosławić własnych dzieci. A to jest właśnie chrześcijaństwo. Misjonarz poruszył również temat oddawania czci Bogu. Wskazywał na to, iż w obecnych czasach coraz mniej ludzi jest prawdziwymi chrześcijanami. Coraz rzadziej można spotkać ludzi, którzy publicznie uklękną przed Bogiem. A jeżeli nie potrafimy klęknąć nawet przed własnym Bogiem, to będziemy klękać przed byle czym.
Ksiądz Jaworowski wspominał także o swoich doświadczeniach życiowych. Mimo iż chodził regularnie do kościoła i obserwował własnych rodziców, ojca, który klękał do modlitwy, nie był prawdziwym chrześcijaninem. Trudnił się handlem, zarabiał duże pieniądze, myślał o sprawach doczesnych. Kiedy Bóg darował mu życie, kiedy widział swoje życie przed śmiercią, nawrócił się. Zrozumiał co jest najważniejsze w życiu. Przyjął też dar kapłaństwa.
Pierwsze świadectwo to sytuacja, w której dziecko idące z babcią zbierać kasztany w czasie, gdy w kościele w tym czasie celebrowana była niedzielna Eucharystia, umiera tragiczną śmiercią w jednym z polskich miasteczek. Ludzie wstrząśnięci są ogromną tragedią. Całe miasto przychodzi na pogrzeb do kościoła. Przychodzą również ci, którzy nigdy tam nie bywają i pod wpływem kazania nawracają się. Kiedy pytamy się Boga "dlaczego?", nie rozumiemy, że dzieją się wielkie rzeczy, że może wielu w tym czasie nawraca się na wiarę i doczeka Zbawienia. To wszystko jest działaniem Ducha Świętego.
Wszystko co otrzymujemy, otrzymujemy od Boga, od rodziców. Oni stają się dobroczyńcami. To można zrozumieć tylko w świetle wiary, kiedy rozumiemy, że Bóg tak kocha, że w każdy sposób odpowie łaską życia. Nie powinniśmy mierzyć naszych cierpień i problemów czasem ziemskim, porównywać się do innych, którzy mają lepiej od nas, łatwiej. Ksiądz Misjonarz odpowiada na takie pytania: "Pan Bóg nigdy nie będzie człowieka wynagradzał za to, co człowiek osiągnął w życiu (...) tylko za trud, który w to włożyłeś, za Twoją pracę Cię wynagrodzi". Życie to największy dar Boga dla człowieka. Raz poczęty człowiek nigdy już nie umrze.
Rodzina to największa wartość. Dar życia to największy dar, największe upokorzenie dla diabła, który życia nie może przekazać. Dlatego diabeł rozpoczął tak wielką walkę z rodziną. W dzisiejszych czasach ludzie zaczęli głosować nad Prawem Bożym, nad prawem do życia, do małżeństwa, do rodzicielstwa, do rodziny. Odpowiedzialność spada na całe narody, które budują cywilizacje śmierci i ściągają na siebie przekleństwo. "Po stronie śmierci jest zawsze przekleństwo, po stronie życia jest zawsze błogosławieństwo" – powiedział Misjonarz. Ludzie w wielu miejscach świata w dzisiejszych czasach mają wszystko, opływają w dobrobyt, w wolności, w technologie, a cierpienia coraz więcej. Rzeczy materialne nigdy nie będą w stanie zaspokoić potrzeb ludzkich. Gubią się już wszyscy, nawet wybrani. Gubią się rodzice, dzieci, a nawet kapłani i biskupi, bo nie rozumieją, czym jest chrześcijaństwo. Tylko wybierając Prawo Boże możemy otworzyć się na błogosławieństwo. Tylko słuchanie Słowa Bożego, może przynieść błogosławieństwo.
Ksiądz Jaworowski podkreślał znaczenie Modlitwy Pańskiej, w której modląc się, wymawiamy słowa: "przebacz nam nasze winy jako i my przebaczamy naszym winowajcom". Jeżeli my nie przebaczymy innym, Bóg nie jest w stanie przebaczyć nam, zamykamy się na Pana Boga. Druga istotna sprawa to uznanie grzechu i winy. Tylko wtedy kiedy uznamy, że coś, co robimy, jest grzechem, Bóg może nam wybaczyć. Jeżeli nie uznamy naszej winy, nie możemy uzyskać przebaczenia, wykluczamy się z miłosierdzia Bożego. Musimy gorąco pragnąć błogosławieństwa Bożego i otworzyć się na nie.
Błogosławieństwo matki i ojca jest niezwykle istotne. Nie wolno go lekceważyć. Ksiądz Jaworowski przytoczył przykład syna pierworodnego, który oddał swoje błogosławieństwo rodzicielskie młodszemu bratu za talerz soczewicy. Natychmiast błogosławieństwo odsunęło się od pierworodnego. Jeżeli nie doceniasz, nie znasz wagi błogosławieństwa rodzicielskiego, lekceważysz je, nie będziesz go posiadać.
Ksiądz Bogusław rozważał także modlitwę i nasze prośby kierowane do Pana Boga. Podkreślał, że należy modlić się o szczęście wieczne dla nas i dla naszych dzieci, a nie o osiągnięcie przez nas czy przez nie konkretnych wymiernych celów, jakie sobie założyliśmy na tym świecie. Musimy zaufać Bogu i wiedzieć, że chce dla nas jak najlepiej. I prosić Go o prowadzenie nas najlepszą dla nas drogą. Tu Misjonarz przytoczył przykłady rodziców proszących o modlitwy w intencjach ich dzieci, które chcą coś osiągnąć, na przykład zaliczyć egzamin czy uzyskać aplikację adwokacką. Ale czy zastanawiamy się nad tym, że po osiągnięciu tego celu nasze dziecko może stać się złym człowiekiem, może obrać niewłaściwą drogę, czy gdybyśmy wiedzieli o tym, co się wydarzy, nadal chcielibyśmy, aby za wszelką cenę ten egzamin zdało? Módlmy się zatem do Boga o Jego Miłosierdzie, o prowadzenie nas, o wsparcie i zaufajmy Bogu, uwierzmy, że wybierze dla nas to, co jest dla nas właśnie najlepsze. Nie próbujmy narzucać Mu swojej woli i swoich planów. Wierzmy, że nas kocha. I sami kochajmy.
Niezwykle istotne jest być w zgodzie z rodzicami. Uzyskać ich przebaczenie i ich błogosławieństwo. Kiedy już nie ma przy nas nikogo, oni zawsze są. Misjonarz opowiedział zebranym świadectwo nawrócenia pewnego księdza. Jako młodzieniec był krnąbrny i niewdzięczny. Kłócił się z rodzicami. Wbrew woli ojca pojechał pracować na budowę, gdzie spadł z rusztowania i otarł się po raz pierwszy o śmierć. Nie nawrócił się. Potem poszedł do wojska, gdzie doświadczył "fali", co przypłacił pobytem w szpitalu, gdzie był już w stanie krytycznym. Rodzice klęczeli obok łóżka i modlili się. Kiedy Bóg po raz drugi podarował mu życie, dużo zrozumiał, ale nadal się nie nawrócił. Zrozumiał jednak, że musi przeprosić rodziców i pojechał do domu, ale nie przeprosił ani nie podziękował. Kiedy wreszcie postanowił, na polecenie spowiednika, pojednać się z rodzicami i pojechał do domu, ojciec jego już nie żył. Nie zdążył. Po tym nawrócił się na żywą wiarę. Spłynęło na niego błogosławieństwo. Jednak po raz kolejny walczył o życie. Po wypadku na boisku pękła śledziona, wdała się sepsa i szanse na przeżycie były bardzo nikłe. Kiedy na moment odzyskał przytomność, począł się gorliwie modlić. Przy łóżku modliła się matka. Wrócił do świata żywych. Wspólna modlitwa całej rodziny to klucz do przetrwania rodziny i do jej rozwoju i życia w miłości przez całe życie. "20 lat szukam takiego domu i takiego małżeństwa, które klękało razem do modlitwy z dziećmi i się rozpadło. 20 lat szukam" – wyznał ksiądz Jaworowski. I dodał: "Modlitwa jednych otwiera i przebacza grzechy drugich". Modlitwa jest podstawą wiary. Jest niezbędna do trwania w wierze.
"Wiary nie da się wytłumaczyć słowami. Wiara to doświadczenie obecności Boga. Człowiek niewierzący nie zrozumie człowieka wierzącego, dopóki sam nie zacznie kochać" – ks. dr B. Jaworowski.
KSIĘDZA MISJONARZA WYSŁUCHAŁA BARBARA RODE