Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Umieszczenie bliskiej osoby w profesjonalnej placówce opiekuńczej może być najlepszym rozwiązaniem dla Polonii z całego świata, borykającej się z problemem pozostawionych w Ojczyźnie sędziwych rodziców.
Społeczeństwa zachodnie starzeją się, a statystyki demograficzne pikują w dół. Już za 15 lat co czwarty Europejczyk będzie emerytem. Tym samym wzrośnie liczba osób wymagających opieki zewnętrznej, również hospicyjnej. I choć obecnie w domach opieki w Polsce przebywa ok. 100 tys. seniorów, nasze pokolenie ma szansę powiększyć tę liczbę do 4 mln. Pomimo tych prognoz, w Polsce od lat brakuje publicznego, spójnego systemu opieki senioralnej, przede wszystkim długoterminowej i opartej na specjalistycznych formach rehabilitacji geriatrycznej. Niewydolna opieka społeczna nie jest w stanie zagwarantować wszystkim potrzebującym stałej usługi opiekuńczej, zaś do państwowych domów spokojnej starości latami czeka długa kolejka chętnych. Na szczęście na tę sytuację zareagował rynek prywatny, oferując seniorom wysoki i różnorodny poziom opieki, a ich bliskim - poczucie spełnionego obowiązku wobec sędziwych dziadków czy rodziców.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2030#sigProId3b0757a032
Rynek senioralny obudził się do życia
Starzejące się społeczeństwo to również starzejąca się rodzina i konieczność podjęcia opieki nad seniorem w szerokim zakresie. Deficytowi rządowych rozwiązań systemowych w sukurs przyszedł rynek. To dzięki środkom prywatnych inwestorów, pożyczkom zaciągniętym przez przedsiębiorców oraz inicjatywie zapalonych, pełnych empatii i pomysłów ludzi powstała nowa jakość na rynku senioralnym – sieć wzorowo funkcjonujących prywatnych placówek opiekuńczych. W całej Polsce działa ich już kilkaset, w każdym praktycznie zakątku kraju. To ich właściciele i pracownicy zmieniają powoli, choć skutecznie, świadomość Polaków na temat opieki geriatrycznej i potrzeb emocjonalnych ludzi starszych. Udowadniają, że starość nie musi być samotna i ponura, i że specjalistyczna i troskliwa opieka nie tylko podnosi jakość życia, ale poprawia zdrowie fizyczne i psychiczne.
- Zdecydowaliśmy się otwierać nasze nowe domy opieki w największych polskich miastach lub w ich pobliżu. Już w czerwcu otworzymy nową placówkę w Warszawie, za chwilę kolejne w Poznaniu, Krakowie, Gdańsku – informuje Beata Leszczyńska, prezes sieci placówek senioralnych MEDI-system. - Chcemy, żeby nasi podopieczni pozostawali w centrum życia społecznego i kulturalnego, żeby ich kontakt ze światem nie ograniczał się do wyglądania przez okno. Zależy nam, żeby jak najdłużej cieszyli się życiem wśród bliskich, znajomych i przyjaciół.
Dzieci wyrodne czy troskliwe?
Kiedy dzisiejsza Polonia w latach 80. czy 90. opuszczała Ojczyznę, miała utrwalony w głowach posępny obraz rynku opieki senioralnej w Polsce – nieliczne, państwowe „przytułki” dla ludzi niedołężnych, zwane oschle „domami starców”. Niedofinansowane i po macoszemu traktowane przez kolejnych ustawodawców, ośrodki zdarzały się być wylęgarnią patologii i ludzkich dramatów. Umieszczenie seniora w takiej placówce nierzadko wiązało się z trudnym wyborem pomiędzy poczuciem obowiązku wobec starych rodziców, a potrzebą powrotu do normalnego życia zmęczonej rodziny. Powszechny stereotyp „wyrodnych dzieci” powodował, że osoby takie spotykały się z napiętnowaniem ze strony środowiska sąsiedzkiego. Dziś publiczne placówki podwyższyły znacznie standardy opieki, ale wciąż jest ich niewystarczająca liczba. Zaś w ograniczonych lokalnie społecznościach nadal panuje przekonanie, że zapewnienie sędziwym się rodzicom miejsca, nawet w komfortowym domu seniora jest przejawem niewdzięczności wobec nich. Powtarzane zaś przysłowie o tym, że „nie przesadza się starych drzew” daje społeczne przyzwolenie na samotną starość, rozwój niezdiagnozowanych schorzeń i wypadki podczas codziennych domowych czynności. Przy nich brak regularnych ciepłych posiłków czy świeżego pieczywa wydaje się błahostką. Czy jednak kiwający się przez kilka godzin dziennie w oknie samotny, stary człowiek faktycznie czuje się szczęśliwy wyłącznie dlatego, że to jego okno i jego dom?
Stymulowanie wszechstronnej aktywności jest dewizą kieleckiego domu seniora „Aktywni Zawsze”. Jego mieszkańcy, oprócz procedur medycznych, uczestniczą w wielu formach terapii zajęciowej. Część z nich jest słuchaczami Uniwersytetu Trzeciego Wieku. „Studenci” mają do wyboru takie kierunki jak informatyka użytkowa i historia sztuki z elementami malarstwa lub wzornictwa.- Samotna starość jest dramatem. Walczymy z nią. Wystarczy zajrzeć do galerii na naszej stronie internetowej – mówi Dariusz Ździebło, dyrektor domu seniora „Aktywni Zawsze”. – Zamieściliśmy w niej zdjęcia z zajęć dla naszych podopiecznych. Są uśmiechnięci, spokojni i szczęśliwi, przebywając wśród rówieśników i przyjaciół, realizując swoje pasje i rozwijając dawno uśpione talenty.
Dobrze jak w domu? Nie, lepiej!
Prezentowane na naszych łamach ośrodki zapewniają swoim mieszkańcom warunki bytowe o nierzadko wyższym standardzie niż mieli we własnym domu. Często, jak w podwarszawskiej „Józefinie”, każdy pokój jest dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych lub obłożnie chorych. „Józefina” to pierwszy Dom Opieki w Polsce, który przeprowadził certyfikację zgodnie z wytycznymi i standardami Swedish Care International oraz fundacji Stiftelsen Silviahemmet, założonej przez Jej Wysokość Królową Szwecji Sylwię.
Domowy klimat panuje w „Leśnym Domu Seniora” w Piastowie pod Bydgoszczą, który jest połączeniem domu opieki, ośrodka wypoczynkowego wysokiej klasy i luksusowego SPA. Oprócz profesjonalnej opieki medycznej i zaawansowanej rehabilitacji placówka zapewni swoim mieszkańcom cały szereg form aktywności ruchowej i rozrywkowej w opcji all inclusive, oraz prawdziwie domowe warunki pobytu. – Przyszli mieszkańcy mogą wziąć udział w projektowaniu własnego pokoju, np. dobrać kolory ścian czy wybrać wyposażenie, dlatego umożliwiamy przeprowadzkę z własnymi meblami i sprzętami – mówi Katarzyna Wiśniewska, dyrektor „Leśnego Domu Seniora”.
Jak podkreśla Beata Wiśniewska, kierownik „Willi Wiosennej”, i ta placówka dedykowana jest seniorom, którzy szukają towarzystwa, chcą odpocząć od samotności, a jednocześnie mieć poczucie bezpieczeństwa jakie zapewnia odpowiednia opieka na miejscu. - Jesteśmy też miejscem przyjaznym zwierzętom. Wiemy, jak silne więzi łączą seniorów z ich zwierzęcymi przyjaciółmi, dlatego nie stawiamy ich przed dylematem oddania psa czy kota do schroniska. U nas można zamieszkać razem ze swoim pupilem – dodaje Beata Wiśniewska.
Kanada pod Warszawą
Polski rynek opieki senioralnej wkrótce skorzysta z kanadyjskich doświadczeń w tym względzie. Pod Warszawą powstaje Centrum Origin Otwock, pierwszy obiekt w Polsce prowadzony w partnerstwie między kanadyjskim Origin Active Lifestyle Communities a Origin Polska. Uroczyste otwarcie zapowiedziano na 1 września 2018 roku. Nowy dom seniora mieścić się będzie w supernowoczesnym budynku, zaprojektowanym według zasad architektury terapeutycznej. - Specjalną uwagę poświecono projektowi wnętrz w części oferującej program Origin MemoryCare, przeznaczony dla osób dotkniętych różnymi formami demencji, ze szczególnym naciskiem na chorobę Alzheimera. Konfiguracja i wystrój wnętrz, oświetlenie i kolorystyka mają ułatwiać orientację oraz zmniejszać stany napięcia, agresji i depresji – zapowiada Krzysztof Jacuński, dyrektor Origin Polska.
Domy niespokojnej starości
W dobrych domach seniora nie ma miejsca na nudę. Część dnia wypełniają zlecone przez lekarzy procedury medyczne oraz zajęcia terapeutyczne. Ale oprócz nich w placówkach dzieje się dużo więcej. Koncerty, występy teatralne czy imprezy wewnętrzne integrują i zaspokajają potrzeby psychiczne seniorów. – Naszym podopiecznym zapewniamy atrakcyjne formy spędzania czasu dzięki zaplanowanym aktywizacjom dostosowanym do możliwości, potrzeb i preferencji każdego z nich. Wspólnie uprawiamy ogródek, wymieniamy się doświadczeniami kulinarnymi, rozwijamy talenty na zajęciach plastycznych i muzycznych, wyjeżdżamy na wycieczki, zwiedzamy okolicę. Dużo się u nas dzieje, a seniorzy to kochają – opowiada Katarzyna Mrozek, dyrektor Domu Seniora Tiliam w Zawadzkiem na Opolszczyźnie. - Tworzymy wspólnie miejsce, gdzie chce się przebywać, w pełni dostosowane do potrzeb osób starszych i niesamodzielnych, zapewniające spokojną, bezpieczną, godną i szczęśliwą każdą chwilę.
– Dla naszych seniorów organizujemy przedstawienia i koncerty i wycieczki krajoznawcze – wyjaśnia Grzegorz Wróblewski, dyrektor podwarszawskiej „Spokojnej Przystani”, dysponującej dwoma obiektami opieki senioralnej. – Postawiliśmy na aktywizację kulturalną i społeczną, i przynosi ona niesamowite efekty. Nasi podopieczni regularnie uczestniczą w zajęciach rehabilitacyjnych oraz plastycznych i muzycznych. Pasjami rozgrywają partyjki w szachy i warcaby, co nas cieszy, ponieważ widzimy jak doskonale podnosi to ich sprawność umysłową, stymuluje procesy poznawcze i relacje społeczne. Daje im to radość, ponieważ wiedzą, że są w bezpiecznym i przyjaznym miejscu.
Dać jak najwięcej
Opieka senioralna to nowa jakość na polskim rynku, więc placówki stale poznają potrzeby swoich mieszkańców i to nich dostosowują swoją ofertę, która ciągle się rozrasta. A to wszystko – by zagwarantować seniorom maksimum wygody i bezpieczeństwa, oraz zapewnić procedury medyczne spowalniające procesy starzenia się.
Znanym Polonii za ocenem, a wciąż nowatorskim rozwiązaniem są w Polsce osiedla senioralne. Taką oferta szczyci się firma Senior Apartments z podwarszawskiej Wiązowny, a motto jej twórców brzmi „Samodzielnie, lecz nie samotnie”. Osiedle assisted living to długo oczekiwana w Polsce współczesna alternatywa dla opieki domowej i domów opieki. Zapewnia kompleksowe wsparcie osób starszych, umożliwia kontynuowanie normalnego, samodzielnego życia na emeryturze i daje członkostwo w społeczności, w której można żyć samodzielnie, nie będąc samotnym. - Oferujemy komfortowe apartamenty senioralne, całodobową dostępność opiekunek, dyżur pielęgniarski, obsługę prywatnego concierge, wyżywienie i dostarczanie zakupów oraz bogaty program aktywności. Jakość życia, jaką zapewnia Senior Apartments jest nieporównywalna z żadną obecnie dostępną formą opieki dla seniorów, a nasze ceny są konkurencyjne – podkreśla Rafał Kunicki, Prezes Zarządu firmy.
Daleko, lecz wciąż w kontakcie
Personel dba o regularne utrzymanie kontaktu pomiędzy pensjonariuszami a ich rodzinami, nawet mieszkającymi za granicą. Dzięki Internetowi oraz kontaktom telefonicznym dzieci czy wnuki seniorów są na bieżąco informowani o stanie zdrowia i kondycji swoich krewnych, zamieszkujących w placówce opiekuńczej. Kuriozalnie – to dzięki trosce kadry i opiekunów rodzina seniora może poznać jego faktyczne potrzeby, które często były tłumione przez długi czas życia w samotności.
- Gdy rodzina seniora mieszka na innym kontynencie, nie może opiekować się bliskim na miejscu, organizacja opieki może wydawać się mocno skomplikowana. Nasza firma ma wypracowane rozwiązania. Możemy pomóc w procesie sprzedaży, wynajmu bądź zamiany mieszkania na dożywocie. Do każdego z naszych seniorów podchodzimy bardzo indywidualnie – podkreśla Marek Kubicki, dyrektor zarządzający Medicover Senior.
Ceny i legendy
Znalezienie dobrego domu seniora to najlepsze rozwiązanie dla Polonii z całego świata, która z różnych przyczyn, najczęściej restrykcyjnych przepisów imigracyjnych nie może sprowadzić do siebie wymagających opieki rodziców. Jednak, obok obawy o społeczny ostracyzm pojawia się druga – o pieniądze.
O kosztach pobytu w dobrych placówkach krążą legendy, czasami mające niewiele wspólnego z rzeczywistością. Istnieją oczywiście placówki, gdzie koszt pobytu wynosi powyżej przeciętnej. Jednak zazwyczaj średni koszt zamieszkania w profesjonalnym ośrodku waha się w granicach od 3 tys. do 4,5 tys. zł i obejmuje wszelkie świadczenia, usługi i liczne procedury medyczne, niekiedy ze środkami higieny i pieluchami włącznie. Oczywiście koszt pobytu w placówce jest uzależniony od stanu pacjenta, intensywności koniecznej opieki i standardu budynku oraz pokoju, w jakim zamieszkuje.
– Tata wymagał już wsparcia i zasłużył na godną starość, więc ta decyzja była oczywista – mówi zaprzyjaźniona z naszą redakcją pani Anna z Mississaugi, która w Polsce, dzieki publikacji w Gońcu znalazła dla ojca dobrą placówkę senioralną. – Na pokrycie kosztów pobytu przeznaczam dość niską emeryturę taty – 1500 zł, oraz 1000 zł z odnajęcia jego mieszkania. Ja dopłacam zaledwie mój trzydniowy zarobek. To niewiele, zważywszy na fakt, że tata jest tam szczęśliwy, odżył, a ja nie muszę się każdego dnia martwić, czy radzi sobie z codziennymi sprawami.
Zapewnienie seniorowi profesjonalnej opieki w dobrej placówce podnosi również komfort życia, zwłaszcza psychicznego, młodszych członków rodziny. Znika strach i nie dające spokoju pytania gdy mama lub tata nie odbierają telefonu kolejny dzień z rzędu. Gdy zaniepokojona sąsiadka informuje, że starsza osoba nie reaguje na pukanie od dłuższego czasu. Kończą się obawy o to, czy nasz żyjący samotnie dziadek nie zostanie okradziony, oszukany przez zorganizowaną szajkę złodziei lub czy nie podpisze niekorzystnej dla siebie umowy cywilno – prawnej. Placówka opiekuńcza nigdy nie dopuści, by podopiecznym stała się jakakolwiek krzywda i chętnie udzieli porady oraz interwencji w sytuacji, gdy może być zagrożone bezpieczeństwo prawne seniora. Dlatego warto rozważyć, czy starym, spracowanym i stojącym na skraju życia bliskim nie zapewnić godnej starości w miejscu, gdzie z pewnością będą czuć się bezpieczni, potrzebni i szczęśliwi.
Goniec o seniorach
Publikacja ta jest kontynuacją naszego cyklu o opiece senioralnej w Polsce. Polonia kanadyjska coraz częściej szuka możliwości zapewnienia jak najlepszej opieki dla swoich mieszkających w Ojczyźnie rodziców, a ci często wymagają już profesjonalnego wsparcia w życiu codziennym. Przybliżamy więc Państwu to ważne zagadnienie, zachęcając również do odwiedzenia stron internetowych zaprezentowanych w tym dodatku domów seniora. Wszystkie prezentowane przez nas placówki opieki senioralnej są godne polecenia, a ich właściciele to ludzie serdeczni i otwarci na potrzeby innych. Warto zatem zachować ten dodatek, tak jak i kolejne, które pojawią się w przyszłości na naszych łamach, gdyż być może pomogą one w podjęciu decyzji dotyczącej osób bliskich Państwa sercom.
Gołąbek Pamięci dla zmarłej Prezes, Haliny Drożdżal
Napisane przez Mariola Prokopowicz„Nie pytamy Cię Panie, dlaczego nam Ją zabrałeś, lecz dziękujemy Ci, że nam Ją dałeś.”
W pierwszą rocznicę śmierci Pani Prezes Haliny Drożdżal, założycielki Koła Pań „Nadzieja”, delegacja członkiń na czele z nową prezeską Anielą Gańczak oraz Wandą Bogusz, Asią Drożdżal, Bożeną Poczyniak i Mariolą Prokopowicz (między innymi) udała się do „The Dorothy Ley Hospice” przy 220 Sherway Drive w Toronto z prywatną dotacją zebraną wśród naszych pań.
Tutaj Halina Drożdżal spędziła ostatnie chwile swego życia przed przejściem do wieczności – od 5 do 16 czerwca 2016 roku. To hospicjum to niewielka instytucja obejmująca opieką osoby umierające, będące w ostatniej fazie życia i cierpiące z powodu chorób przewlekłych i nowotworowych, u których zakończono leczenie przyczynowe. Celem jest zapewnienie choremu dobrej jakości życia u jego schyłku. Nie „wieje” tu chłód szpitalny ani zapach chorób czy śmierci. Tu jest spokój, kolorowe ściany i czuje się godność ostatnich chwil…
Hospicjum zajmuje się nie umieraniem, lecz godnym życiem do końca...
Większość chorych chciałaby odejść bez bólu, we własnym domu, w otoczeniu bliskich. Umieranie jest częścią życia. Ten etap, choć najdramatyczniejszy ze wszystkich i niepożądany, powinien być przyjmowany przez nas przynajmniej z taką troską i szacunkiem jak narodziny. „Jesteś ważny, bo TY, to TY. Jesteś ważny do ostatniej chwili swojego życia i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, nie tylko aby Ci pomóc spokojnie odejść, ale także byś żył w pełni, aż do końca” – to jest motto hospicjum… (dr C. Saunders, angielska pielęgniarka, która stworzyła pierwsze hospicjum św. Krzysztofa w Londynie, po wojnie).
Nowy zarząd Koła Pań „Nadzieja” wraz z członkiniami nie tylko chciał uczcić pamięć zmarłej Prezes Haliny Drożdżal, ale też jednocześnie chciał zasilić fundusz na rzecz hospicjum, ostatniego ziemskiego jej domu. I tych ziemskich Aniołów Hospicjum. Znajduje się tam „Ściana Pamięci” z imionami tych, co odeszli. Nasze prywatne datki dały nam symbolicznego srebrnego gołąbka z nazwiskiem zmarłej i z nazwą naszej organizacji, na tej ważnej ścianie, w hołdzie dla założycielki, długoletniej prezeski i wielkiego ambasadora Koła Pań „Nadzieja”. A dlaczego gołąbek pamięci? Gołąb należy do stworzeń otaczanych najgłębszą czcią. W Mezopotamii czczono go już 4500 lat p.n.e., w Egipcie 2500 lat p.n.e. Jest symbolem duszy ludzkiej, duszy zmarłego, sprowadzania duszy na ziemię, przejścia od życia do śmierci.
To jest wzruszające i niezwykle doniosłe wydarzenie dla naszego zarządu i dla nas wszystkich. Jest to upamiętnienie niezwykłego człowieka, naszej szefowej, pedagoga, społecznika, wolontariusza i szlachetnego człowieka, przyjaciela, patrioty, człowieka głębokiej wiary i inspektora wielkiej dobroci.
Ksiądz Jan Twardowski napisał kiedyś: „Można odejść na zawsze, by stale być blisko”. Głęboko poruszająca jest prawda kryjąca się w tych słowach. Halina Drożdżal, wielki prezes, odeszła i z tym musieliśmy się pogodzić. A smutek jest nieodłącznym elementem naszego życia, przenika i wynika z najgłębszych zakamarków ludzkiej duszy. Ale zmarła wciąż może być blisko – nie tylko w prywatnych wspomnieniach o niej jako o człowieku, lecz także w spuściźnie pracy na rzecz dobra dla ułomnych, chorych, biednych, dzieci i wszystkich pokrzywdzonych przez los, którą nam zostawiła.
Wspomnienia są największym skarbem, który pozostawiają nam bliscy, odchodzący na wieczny odpoczynek. Za pośrednictwem wspomnień możemy wracać do pamiętnych chwil spędzonych razem. Dzięki nim możemy również w szczególny sposób upamiętniać zmarłych.
„Bo umrzeć to zbyt mały powód, by przestać kochać”.
Podjęliśmy wyzwanie kontynuowania jej misji, a towarzyszyć nam będzie jej pasja, jej niezłomność, jej odwaga i miłość do dzielenia się dobrem. Czas pasyjnej zadumy wybrałam na napisanie tego artykułu i paru słów o organizacji i o zmarłej Halinie Drożdżal. Czas refleksji, nawrócenia i duchowej przemiany. Czas Wielkiego Tygodnia… Może dla tych, co nie znają, być może nie słyszeli o Kole Pań „Nadzieja” i o jej zmarłej Pani Prezes Halinie Drożdżal? Koło Pań „Nadzieja” – to prężna polonijna charytatywna organizacja, której celem jest niesienie pomocy biednym i potrzebującym w Polsce i w Kanadzie. W tym roku będzie obchodzić 13 lat istnienia. (...) Podobnie jak na palecie artysty, w naszym życiu jest taki kolor, który nadaje mu sens, budzi uśmiech na twarzy drugiego człowieka. Jest to kolor zielony – kolor nadziei, kolor dobra. I to właśnie taką spuściznę pozostawiła po sobie Pani Prezes Halina Drożdżal. Nie na darmo naszym znakiem rozpoznawczym są zielone chusty, które nosimy przy każdym oficjalnym spotkaniu.
Świat nie był obojętny na jej głos i jej działanie – największym życiowym honorem, zaszczytem i podsumowaniem jej charytatywnej działalności był Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP, który wręczył jej konsul Grzegorz Morawski.
Przez 13 lat istnienia organizacji, wielu potrzebujących doznało naszej łaski i dobroci – szczególnie w Polsce. Są to indywidualne jednostki (sparaliżowana dziewczynka, ciężko chora poetka), organizacje, zakony, szkoły, całe rodziny, które pod naszym patronatem i pomocą przetrwały lata ciężkiej niedoli. A jedna nasza akcja pomocy, dla Julki Piskorskiej, na operację jej nóżek, była wsparta także przez papieża Franciszka!!! Czyli nasze dobre czyny są godne na miarę Watykanu i naszego papieża… Piękne…
Udało się jej uruchomić lawiny dobra, mimo wszystko. Mawiała: „każde dobro wróci do Ciebie”. „No bo jak samemu, powiadała, siąść w Święta, przy suto zastawionym stole, jeżeli się nie zadbało, by ktoś inny też coś na nim miał i nie był sam.” I tak zrodził się pomysł „Wigilii dla samotnych”, organizowanej corocznie przy SPK nr 20, której była wielką patronką. Fundusze na rzecz biednych i potrzebujących pochodzą przede wszystkim z organizowania wspaniałych wycieczek, od prywatnych darczyńców, przez zabawy i loterie. Nasze wycieczki są wspaniałe, z niezapomnianym klimatem, śpiewem, kabaretami, przede wszystkim z nich czerpiemy fundusze na pomoc biednym. Jak to pięknie jest zwiedzać świat i jednocześnie dokładać cegiełkę pomocy tym potrzebującym??
Z Kołem Pań „Nadzieja” zwiedziłyśmy już wiele ciekawych miejsc: Alaska, Hawaje, Włochy, podróże morskie po Karaibach i Morzu Śródziemnym itp. Pani Prezes Halina Drożdżal uwielbiała podróżować, silnie agitowała wszystkie panie do wspólnej zabawy podróżowania i miała taką siłę przebicia, że nie można było jej odmówić. I dzięki niej odbyło się tyle dochodowych wycieczek. Była niezmordowana w pomocy dla potrzebujących. Wszędzie było jej pełno; czy to w Kongresie Polonii, czy w konsulacie, czy na wszystkich imprezach polonijnych. Wszędzie rozgłaszała naszą organizację, nasze wycieczki, nasze sukcesy. A jej uśmiech i pogoda ducha znane były wszędzie.
W życiu czerpiemy inspirację z różnych źródeł. Ale jest źródło szczególne – źródło wiary. Kto z niego czerpie, potrafi pięknie żyć. I tego mnie nauczyła Pani Prezes Halina Drożdżal. I że służba Bogu przechodzi przez służbę człowiekowi.
„Ręce, które pomagają, są świętsze niż usta, które się modlą” – to było motto naszej kochanej Halinki.
A więc popierajmy i wspierajmy tę szlachetną organizację. Jedźmy na nasze wspólne wycieczki, siejmy dobro i róbmy dobro.
Ja, osobiście, jak myślę o Pani Prezes Halinie Drożdżal, to już słyszę szelest jej skrzydeł i widzę przepiękny uśmiech jej szlachetnej duszy. I jak ona czuwa nade mną. A wszystkie członkinie to były „Halinki dziewczynki”. I tak je wszystkie mocno kochała i nimi się opiekowała. A dla niej chyba największym skarbem jest nieustanna modlitwa w jej intencji i ten gołąbek pamięci na tej wielkiej ścianie w hospicjum… Bóg mówi do nas każdego dnia. Przeważnie wykorzystuje do tego innych ludzi i ich historie. A to jest krótka moja historia Koła Pań „Nadzieja” i jego założycielki, śp. Haliny Drożdżal… (...)
A zmarła Pani Prezes Halina Drożdżal nie tylko uszczęśliwiła mnie, ale masę innych ludzi, a w Kole Pań „Nadzieja” poznałam fantastycznych osób, zawiązały się tam wspaniałe dla mnie przyjaźnie i tam też poznałam wspaniałego człowieka i mojego duchowego przewodnika (Danusia Szwach), Anioła na ziemi… Ja jestem Tobie, Halinko, dozgonnie wdzięczna, że Cię poznałam i że mogłam doznać Twego dobra, że mogłam poznać tylu wspaniałych ludzi i że moje życie jest piękne dzięki Tobie! Odpoczywaj w spokoju!! A światłość wiekuista niechaj Ci świeci, na wieki wieków, AMEN…
Mariola Prokopowicz
Rzecznik Prasowy Koła Pań „Nadzieja”
przy SPK nr 20, Toronto, ON, 30.03.2018
Listy z nr. 14/2018
Walentynki i pożegnanie członków Chóru „Stokrotki”
Napisane przez Anna LewandowskaW lutym tego roku w sali bankietowej Domu Polskiego RCL Polskich Weteranów, Placówki 315 w Hamilton, odbyła się zabawa z okazji tradycyjnych walentynek i uroczystości pożegnania członków Chóru Dziecięcego „Stokrotki”, którzy zgodnie z zasadami obowiązującymi w tym zespole muszą opuścić szeregi chóru po osiągnięciu regulaminowego wieku.
Pięknie udekorowana sala zapraszała do środka i została, pomimo śnieżnej aury, wypełniona niemalże po brzegi. Na uroczystość przybyli przedstawiciele różnych organizacji polonijnych z Hamilton i okolicy, rodzice „Stokrotek”, sympatycy chóru, młodzież szkolna, studenci i byłe „Stokrotki”, dzisiaj już dorosłe i będące w związkach małżeńskich.
Uroczystość zaszczycił swą obecnością gość z Polski, ksiądz prałat Jerzy Karbownik, kustosz Sanktuarium Matki Boskiej Ostrobramskiej w Skarżysku-Kamiennej. Wśród gości znalazła się także pani Esther Pauls, która reprezentuje ontaryjską Partię Konserwatywną i ubiega się o mandat MPP z okręgu Górnego Hamilton. Przemawiając do naszych rodaków, poprosiła o poparcie w najbliższych wyborach i przedstawiła krótko, w sposób bardzo interesujący, część swojego programu wyborczego, podkreślając znaczenie naszej wiary, kultury i wartości chrześcijańskich.
Po smacznym obiedzie przygotowanym przez panie z Domu Polskiego odbyła się część artystyczna, na którą złożyły się: koncert „Stokrotek” i ceremonia pożegnalna. Repertuar chóru tego wieczoru składał się z pieśni i wierszy poświęconych kończącym się już obchodom 150-lecia Kanady i rozpoczynających się uroczystości 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę. Część artystyczną prowadził, jak zwykle po mistrzowsku, Kazimierz Chrapka, założyciel i dyrygent Chóru Dziecięcego „Stokrotki”. Przypomniał on w skrócie ponad trzydziestoletnią historię i działalność chóru. „Stokrotki” to nie tylko chór, ale także instytucja polonijna dbająca o zachowanie polskości w wielokulturowej mozaice Kanady.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2030#sigProId002fdda2bb
Przynależność do chóru wymaga wiele pracy i poświęcenia, poczucia obowiązku i zdyscyplinowania, to ciężka praca rodziców, dzieci i przede wszystkim założyciela, dyrygenta i „serca chóru”, pana Kazimierza Chrapki.
W Epilogu książki pt. „Stokrotki” wydanej w 2000 roku napisano: „Dzięki zdecydowanemu poparciu okazywanemu »Stokrotkom« przez organizacje polonijne, chór mógł przetrwać ponad 25 lat. Jest organizacją osadzoną na twardym fundamencie i rokuje nadzieje na dalsze lata efektywnej działalności dla dobra Polonii, Polski i Kanady. »Stokrotki« wychowały ogromną liczbę przyszłych przywódców polonijnych i kanadyjskich. To ludzie, którzy są wartościowymi obywatelami Kanady pamiętającymi o swoich polskich korzeniach“.
Niestety, dzisiaj patrząc na liczbę śpiewających „Stokrotek”, można powiedzieć, że Polonia hamiltońska nie odczuwa potrzeby poparcia dla chóru dziecięcego. Najstarsi członkowie chóru muszą odejść i nie mają komu przekazać pelerynek – oficjalnego stroju chórzystów. Czyż nie dziwi to, że Polonia najpierw stworzyła warunki dla działalności chóru, a teraz tak łatwo chce zarzucić tę długotrwałą i jakże prestiżową działalność? Jak wytłumaczyć to tym rozczarowanym małym dzieciom, które od lat czekały na możliwość uczestnictwa w chórze, a teraz osiągnąwszy regulaminowy wiek, nie będą mogły śpiewać w „Stokrotkach”? Szczególnie dotyczy to pierwszych dzieci byłych „Stokrotek” i młodszego rodzeństwa dzieci opuszczających chór.
Ocknijmy się i okażmy swe poparcie dzieciom poprzez zapisanie swych pociech do Chóru Dziecięcego „Stokrotki”.
Podczas zabawy walentynkowej „Stokrotki” pożegnały z żalem swych odchodzących kolegów: Filipa Barana, Michała Grzegdalę i Monikę Małek. W chórze istnieje zwyczaj współzawodnictwa członków. Punktowane są: obecność na próbach i koncertach, liczba opanowanych piosenek, punktualność i zachowanie oraz aktywność i koleżeństwo. Tym razem nagrody otrzymali: Jessica Małek i Alex Medrecki. Nagrodę Dyrygenta Chóru za pomoc podczas prób, koncertów i występów otrzymał Alex Medrecki. Tradycją jest to, że dzieci, które były członkami chóru przez 5 lat, otrzymują Medal Chóru. W tym roku otrzymali go: Monica i Jessica Małek, Natalia Skrodzki, Michał i Szymek Grzegdala oraz Alex Medrecki a o wręczenie tego prestiżowego odznaczenia pan Chrapka poprosił księdza prałata Jerzego Karbownika oraz rodziców pierwszych „Stokrotek”, którzy do tej pory aktywnie związani są z chórem: Annę i Jana Lewandowskich, Danutę i Grzegorza Stułów i Marię Trojan.
Pamiątkowe odznaki Chóru „Stokrotki” otrzymali również obecni na sali Honorowi Członkowie Chóru: ks. prał. Jerzy Karbownik, Barbara Gołąb, Maksymilian Grzegorczyk, Anna Lewandowska i Aleksander Siwiak.
Następną częścią programu było pożegnanie pana Chrapki przez odchodzących chórzystów. Filip Baran wygłosił piękną polszczyzną pożegnalne przemówienie. Powiedział on m.in.: „Mając tylko 7 lat, dołączyłem do wspaniałej grupy »Stokrotek« i mogę dziś powiedzieć, że czas spędzony w chórze to jak na razie najlepszy czas w moim życiu. Będąc w chórze, zobaczyłem inne kraje, miasta i spotkałem różnych ludzi... Zawsze będę pamiętał o mojej pierwszej wycieczce do Włoch, gdzie podziwiałem piękną architekturę, śpiewałem na Monte Cassino, u św. ojca Pio w San Giovanni Rotondo i w Watykanie, widziałem Papieża. Ale to była tylko część tego, co doświadczyłem i przeżyłem, będąc członkiem chóru... Bardzo dziękuję wszystkim koleżankom i kolegom z chóru, ale najbardziej chciałbym podziękować Panu Chrapce. To jest niesamowite ile pracy, wysiłku i czasu poświęcił Pan dla nas, dla Chóru »Stokrotki«, Polonii i polskości... Jestem pewny, że Pana oddanie i poświęcenie nigdy nie będzie przez nas zapomniane. Moje przeżycia i doświadczenia w »Stokrotkach« zostaną w mym sercu na zawsze”.
Następnie Jessica Małek, niezwykle utalentowana solistka „Stokrotek” ,grająca w sztukach teatralnych w teatrze „Aquarius”, będąca ozdobą wielu uroczystości polonijnych, sprawiła panu Chrapce niezwykłą niespodziankę. Zaśpiewała pożegnalną piosenkę, do której słowa napisała jej starsza siostra Monica z pomocą babci Krystyny Małek, która też pomagała wnuczkom w przygotowaniu tej piosenki. Szczególne wzruszenie i łzy na twarzach słuchaczy wywołała druga zwrotka i refren piosenki:
Kochany nasz Panie Dyrygencie,
żyj nam w zdrowiu jeszcze ze sto lat,
My będziemy mile Cię wspominać,
do najstarszych naszych długich lat. Dzisiaj pożegnamy już „Stokrotki”,
wszystkich zaproszonych gości też.
Panu Chrapce bardzo dziękujemy,
za spędzonych z nami wiele lat.
Dziś ze „Stokrotkami” pożegnamy się
niech Pan Dyrygent nie myśli o nas źle,
za piękne chwile, za te wszystkie dni,
za długie lata, DZIĘKUJEMY Ci.
Na zakończenie części oficjalnej pan Kazimierz Chrapka podziękował wszystkim obecnym za przybycie na uroczystość. Szczególne podziękowanie skierował do organizatorów, czyli Komitetu Rodzicielskiego „Stokrotek” na czele z przewodniczącą, panią Krystyną Boruch. Następnie zaprosił wszystkich do tańca przy akompaniamencie DJ Darek. Całkowity dochód z zabawy i loterii fantowej został przeznaczony na kolejne stypendia dla studiujących „Stokrotek”!
Anna Lewandowska
Honorowy Członek Chóru
Tradycyjnie ten okres roku (początek wiosny) jest czasem, kiedy następuje największy wysyp nieruchomości na sprzedaż. Jest to też okres, kiedy najwięcej ludzi myśli o zakupie nieruchomości. Czy oznacza to, że każdy wiosna w real estate jest taka sama? Aktywność w tym okresie jest rzeczywiście zdecydowanie wyższa niż w innych porach roku, ale na przykład ta wiosna różni się dość znacznie od poprzedniej.
Jak pamiętamy, ceny w końcówce 2016 i początku 2017 roku wzrastały gwałtownie. Ten gwałtowny wzrost cen oraz fakt, że zostały zaostrzone przepisy dla kupujących z down payment mniejszym niż 20 proc. na kwalifikacyjne pożyczki hipoteczne, oraz fakt, że wprowadzono w Ontario podatek dla obcokrajowców (15 proc. land transfer tax) – spowodowały to, co określane jest w języku angielskim jako perfect storm. Obawa kupujących, że już za kilka miesięcy ceny będą poza ich zasięgiem oraz przepisy się zmienią, napędzały spiralę cenową. Zapanowała wręcz psychoza kupna. Byle co i za każdą cenę!
W tym roku jest inaczej. Przepisy zostały już wprowadzone w życie, procenty poszły trochę w górę, ceny już są zasadniczo wysokie i często poza zasięgiem wielu myślących o zakupie. Taka sytuacja powoduje, że jest trochę mniej aktywny rynek niż normalnie. Oczywiście nadal jest wielu chcących dokonać zakupu, ale albo każdy szuka superokazji, albo wiele osób, zniechęconych zakupem w rejonie Toronto czy Mississaugi, zaczyna poszukiwać nieruchomości znacznie poza aglomeracją GTA. Dotyczy to oczywiście głównie domów i połówek, bo condominia, pomimo również gwałtownego wzrostu cen, są ciągle jeszcze w miarę dostępne i osiągalne.
Zwykle ludzie przenoszą się do odległych miast, przechodząc na emeryturę. Obecnie nawet ludzie, którzy aktywnie pracują, podejmują często taką decyzję, jeśli chcą posiadać dom dla rodziny. Obecnie normalne jest, że wiele osób dojeżdża do Toronto czy Mississaugi z Barrie, Stoney Creek czy Guelph. Dojazd do godziny z haczykiem nikogo już nie dziwi.
Oczywiście wynika to ze znacznej różnicy cen pomiędzy Toronto a odległym miastem, która, według moich obserwacji, coraz szybciej się zaciera. Lata temu była spora różnica w cenach pomiędzy Mississaugą a Milton. Ta różnica zasadniczo już nie istnieje. Dlatego, moim zdaniem, takie miasta, jak Guelph, Waterloo czy Cambridge (jako przykładowe), szybko będą szły w górę, jeśli chodzi o ceny nieruchomości i dlatego warto tam inwestować. Zresztą są to bardzo atrakcyjne miasta biznesowo – bo wiele dużych firm, szczególnie „high tech”, tam się przenosi. Nie tylko jest taniej tam budować, ale łatwiej jest ściągnąć młodych i zdolnych do pracy, bo rynek nieruchomości zachęca ich do przeprowadzki.
Podobnie jest w odległym, wydawałoby się, London. Spędziłem tam ostatnio trochę czasu – i gołym okiem widać boom budowlany i boom w real estate. Wszędzie powstają tam nowe osiedla domów wolno stojących (zresztą niektóre bardzo ciekawe), a cena za nowy dom z planów z podwójnym garażem zaczyna się już tuż poniżej 400.000 dol. To jest oczywiście niezwykle atrakcyjne i nic dziwnego, że wiele osób, które mogą pracować przez Internet czy mają takie zawody, że łatwo mogą się przeprowadzić, wybiera taką alternatywę. Byłem zaskoczony jaka duża jest różnica w tym mieście w ciągu roku. Jak dużo tam się dzieje! Ci z czytelników, których ten temat zainteresował, proszę o kontakt, bo mam bezpośredni dostęp to tamtejszego systemu MLS i mogę pomóc w znalezieniu domu w tamtym rejonie.
Pisałem o innych ośrodkach, by uświadomić czytelnikom, że w chwili obecnej kupujący mogą rozważać inne alternatywy. Dlatego przygotowując nieruchomość do sprzedaży, warto mieć w pamięci, że potencjalni kupujący – wystraszeni ceną, albo się wycofają z zakupu, albo poszukają domu znacznie poza miastem.
Przypomnę kilka zasad o których warto pamiętać, przygotowując się do sprzedaży nieruchomości.
• Cena wywoławcza powinna być ustalona na podstawie realnej wartości rynkowej. Możemy wystawić dom na sprzedaż nawet za najbardziej nierealną cenę. Natomiast cena, za jaką dom się sprzeda, jest dyktowana przez realia rynku i sytuację rynkową. Nadmiernie zawyżona cena zniechęca kupujących nawet do próbowania oferty, co prowadzi do frustracji sprzedających. Często oglądając podobne domy w podobnej okolicy, widzimy różnicę w cenie nawet o 100.000.
• Wprowadzanie domu na rynek, zanim jest gotowy do sprzedaży. Nie ma nic gorszego jak sprzedawać dom nieprzygotowany – chyba że cena jest specjalnie zaniżona. Dom, w którym gołym okiem widać, że dach, piec czy kuchnia muszą być wymienione, powoduje, że kupujący natychmiast chce uzyskać obniżkę ceny, by zrekompensować wymagane remonty. Oczywiście ta zasada nie dotyczy takich lokalizacji, w których domy są kupowane z myślą o renowacji czy zburzeniu i budowy nowego. Tu działa tylko i wyłącznie zasada spekulacji.
• Dom przeinwestowany w stosunku do okolicy. Czasami remontując lub rozbudowując dom, nie myślimy o sprzedaży oraz zapominamy o wartości rynkowej sąsiednich domów. Złote klamki w okolicy Finch i Jane na pewno są złą inwestycją. Chyba że ktoś jest bardzo bogaty i mu nie zależy na pieniądzach.
• Ukrywanie problemów. Jeśli wiemy, że dom ma poważne problemy strukturalne albo techniczne, które zostaną wykryte zaraz albo nawet kilka lat po jego przejęciu, nie należy takich spraw ukrywać. Wcześniej czy później to wyjdzie na światło dzienne, a wówczas koszty spraw sądowych urosną powyżej tego, co moglibyśmy załatwić poprzez odpowiednią formę ujawniającą problemy oraz być może małą obniżkę ceny.
• Niesprawdzanie, jakie dodatkowe koszty wiążą się ze sprzedażą. Często myśląc o sprzedaży nieruchomości, jedynym wydatkiem, na którym się koncentrują sprzedający, jest wynagrodzenie dla agentów. Natomiast czasami koszty za zerwanie umowy z bankiem mogą być tak wysokie, że naprawdę nie warto tego robić. Takie „ukryte” koszty powinny być sprawdzone i potwierdzone zawczasu.
• Wprowadzanie do sprzedaży domów „zagraconych” i brudnych. Czysty dom i uporządkowany sprzedaje się znacznie lepiej niż dom brudny i zagracony. Inwestycja w wynajęcie magazynku na nadmiar mebli oraz dobrą farbę bardzo się opłaca.
• Domy, które nie mają wyglądu czy charakteru. Pierwsze wrażenie jest bardzo istotne. Często przygotowując dom do sprzedaży, koncentrujemy się na wnętrzu, zapominając, że jeśli dom z zewnątrz wygląda źle, to być może nawet klient nie będzie zainteresowany oglądaniem wnętrz. Domy, które robią dobre wrażenie z zewnątrz, sprzedają się często powyżej ceny rynkowej.
• Finansowe zachęty. Jak wspomniałem, na dzisiejszym rynku prawie wszystko sprzedaje się szybko i często blisko ceny wywoławczej. Ale są nieruchomości, które nie znajdują chętnych. W takich przypadkach zachęty finansowe mogą być bardzo pomocne. Wyższy procent dla buyers broker, oferta pokrycia kosztów prawnika, inspekcji domu czy land transfer tax to są typowe przykłady.
• Pierwsza oferta często najlepsza. Gdy dom wchodzi na rynek po raz pierwszy, zwykle wzbudza najwięcej zainteresowania. Często w tym momencie dostajemy ofertę, która być może jest trochę niższa, niżbyśmy chcieli, ale często jest ona na tyle atrakcyjna, że warto by nad nią popracować. Czasami ignorujemy to, co jest prawie perfekt, by później tygodniami i czekać na coś równie dobrego.
Znajomy miał kiedyś toyotę corollę. Zaczął się bać, że wcześniej umrze, niż jego toyota się zepsuje...
Przez 12 lat po prostu lał benzynę i wymieniał olej. Auto było nie do zdarcia, mogło się jedynie znudzić.
Podczas tegorocznego międzynarodowego salonu samochodowego w Nowym Jorku Toyota pokazała właśnie nową corollę, ale hatchback, model 2019.
Tak więc od przyszłego roku będzie można w Kanadzie kupić małą zwinną sportową corollę, która w założeniu zastąpić ma toyotę iM. Nowa toyota jest niższa, szersza i dłuższa. Model iM był niedopasiony – za mało mocy, za mało synchronizacji i podłączeń medialnych.
Corolla hatchback 2019 ma mieć nowy dwulitrowy rzędowy silnik czterocylindrowy o mocy jeszcze nieogłoszonej, połączony z kołami albo przez sekwencjonowaną dziesięciostopniową przekładnię CVT (czyli bezbiegową z modelu iM), albo nową sześciobiegową ręczną IMT (czyli Intelligent Manual Transmission). Dlaczego „inteligentną”? Dzisiaj coraz częściej również te „ręczne” skrzynie biegów są częściowo zautomatyzowane i same sobie dobierają obroty przy redukcji biegów, czyli odpada ta część umiejętności ręcznej zmiany biegów, którą najtrudniej opanować bez szarpnięcia – synchronizacji obrotów silnika z nowym przełożeniem biegów.
W przypadku tej inteligentnej skrzyni odbywa się automatycznie.
Oczywiście dzisiaj w samochodach króluje elektronika, a więc corolla hatchback, której jak to się brzydko mówi, targetem sprzedaży są ludzie młodzi, w przedziale wieku 20-30 lat, oferuje integrację wielu różnych innych aplikacji smartfonowych, ma też 8-calowy wyświetlacz, port USB 2, a także rozpoznawanie głosu, podawane głosem informacje o ruchu i pogodzie...
Co ciekawe, wspomniana skrzynia biegów IMT została zbudowana specjalnie z myślą o nowej małej toyocie, chodzi o to, że tego rodzaju ręczną skrzynią biegów dość łatwo się nauczyć posługiwać, a daje ona wszystkie przyjemności wynikające z własnoręcznego przekładania biegów, dzięki temu nowi młodzi kierowcy nie będą się frustrować, zgrzytając zębatkami, co może poszerzyć grono zainteresowanych kupnem.
Wkrótce do hatchbacka dołączy też sedan – oba samochody na tej samej modularnej platformie Toyoty TNGA (na niej jest również camry i prius).
O czym z ciekawością informuje Wasz Sobiesław
Filmową relację można znaleźć na stronach YT GoniecTv Toronto.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2030#sigProId548d2335e6
Raczej skromny charakter miały tegoroczne obchody Dnia Jana Pawła II w Kanadzie. 2 kwietnia kościół świętego Stanisława w centrum Toronto nie był nawet cały wypełniony. Zgromadzili się oczywiście przedstawiciele organizacji polonijnych, ale też nie wszystkich, przybył również konsul generalny w Toronto, Krzysztof Grzelczyk. Mszę św. celebrowało liczne grono księży z prowincjałem oblatów Alfredem Grzempą.
Modliliśmy się o wstawiennictwo św. Jana Pawła II, o pomyślność dla Polaków rozrzuconych po całym świecie, ale również i za kraj, w którym my tutaj żyjemy, za Kanadę – jak to powiedział na wstępie proboszcz parafii świętego Stanisława, ojciec Jajeśniak. Płomienne kazanie wygłosił o. Adam Filas, znany z budowy kościoła w Brampton. Wskazał, że nauka Jana Pawła II, który był największym świętym XXI wieku, jest doskonałym antidotum na szaleństwa naszych czasów, zwłaszcza zaś na pogardę dla życia ludzkiego czy atak na katolickie małżeństwo.
Po Mszy Świętej zebrani indywidualnie przeszli ulicą Queen przed budynek torontońskiego ratusza, gdzie została wciągnięta na maszt flaga Watykanu. Były radny Chris Korwin-Kuczyński, a obecnie przewodniczący Toronto Warsaw Friendship Committee, podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do ustanowienia tego święta, i zapowiedział, że od przyszłego roku będziemy mieli paradę Jana Pawła II, która być może będzie większa od parady świętego Patryka, a to dlatego, że nasz polski Papież jest postacią, która jednoczy nie tylko ludzi jednego narodu czy jednej wiary. Tu również przemawiał ojciec Adam Filas, który między innymi przypomniał historię budowy pomnika Jana Pawła II przed kościołem w Brampton, ufundowanego przez byłego wiceprezydenta Tajwanu, który uczynił ten gest, mimo że nie jest katolikiem i nie jest Polakiem. Po przemówieniach zebrani spontanicznie odśpiewali najpiękniejszą pieśń, ulubioną przez papieża Polaka – „Barkę”.
Przegląd tygodnia, piątek 6 kwietnia 2018
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakPasażerowie przybywający na lotnisko Pearsona powinni być czujni podczas wsiadania do taksówek. Okazuje się bowiem, że przy terminalach na nieświadomych podróżnych czyhają kierowcy bez licencji.
Mieszkająca w Toronto Megan Schroeder prawie dała się zwieść. Wylądowała około północy, odebrała swój bagaż i poszła na postój taksówek. Wtedy podszedł do niej ubrany w garnitur mężczyzna i zaproponował zawiezienie pod wskazany adres za rozsądną cenę. Powiedział, że jest dyspozytorem, a nie kierowcą, i poprosił, by przeszła z nim do strefy przylotów. Tam podjechał samochód na pierwszy rzut oka wyglądający jak lotniskowa limuzyna. Brakowało mu jednak jednej rzeczy – tabliczki z licencją. Schroeder nabrała podejrzeń. Chwilę później podjechał radiowóz policji z Peel. Funkcjonariusz poinformował kobietę, że ta taksówka jest nielegalna i Schroeder ryzykuje utratą bagażu.
Policjanci z Peel mówią, ze nielegalni taksówkarze są lotniskową plagą. Grozi im mandat w wysokości 365 dolarów. Fałszywi taksówkarze często każą płacić z góry, a potem nie chcą oddać klientowi bagażu, chyba ze zapłaci ponownie. Kierowcy z licencją twierdzą, że oszustów to nie odstrasza. Greater Toronto Airport Authority wynajmuje prywatną firmę ochroniarską, która ma za zadanie walkę z oszustami. Ochroniarze mają całe listy pojazdów z podanymi numerami rejestracyjnymi fałszywych taksówek.
***
Międzynarodowa komisja ds. współpracy na rzecz środowiska nawołuje Kanadę do podjęcia działań mających na celu zmniejszenie ilości żywności trafiającej na wysypiska śmieci. Commission on Environmental Cooperation podkreśla, że Kanadyjczycy należą do światowej czołówki, jeśli chodzi o wyrzucanie jedzenia. Śledząc cykl „od farmy na stół” na każdego Kanadyjczyka przypada rocznie 400 kilogramów żywności lądującej w śmieciach. Największą część z tego stanowi jedzenie wyrzucane przez konsumentów. Takie odpady przyczyniają się do emisji 21 milionów ton gazów cieplarnianych.
***
Długoletni radny Montrealu Marvin Rotrand po raz kolejny wzywa miejscową policję, by pozwoliła funkcjonariuszom na noszenie turbanów i hidżabów. Rotrand podejmował pierwszą próbę w 2016 roku, ale wtedy nic nie zdziałał. Teraz powtarza, że każdy, kto ma odpowiednie kwalifikacje, powinien móc pracować w policji, niezależnie od tego, jakie symbole religijne nosi. Przypomina, że federalny minister obrony Harjit Sajjan też nosi turban, a był policjantem w Vancouverze.
***
Credit Valley Conservation ostrzega o podwyższonym poziomie wód w rzekach i strumieniach. 3 kwietnia w południowym Ontario zapowiadano od 15 do 30 milimetrów opadów. CVC uspokajało, że podtopienia nie powinny wystąpić, jednak w regionie Peel wody będzie dużo i przez to może być niebezpiecznie.
***
W miniony weekend ocean wyrzucił na plaże w Tofino, B.C. setki błękitnych meduz z żaglem Velella velella. Jakiś czas temu zjawisko byłoby uznane za rzadkie, w ostatniej dekadzie na wiosnę zdarza się coraz częściej. Burmistrz Tofino, biology morski, Josie Osborne mówi, że meduz jest więcej, ponieważ rośnie temperatura wody w oceanie, co sprzyja rozwojowi planktonu. Woda wyrzuca je w różnym stadium rozwoju, od całkiem małych do dorosłych, tak jak ostatnim razem.
Velelle są zwierzętami mięsożernymi spokrewnionymi z meduzami, które żyją unosząc się na powierzchni wody, normalnie kilkaset kilometrów od brzegu. Nie potrafią się poruszać, płyną tam, gdzie zaniesie je wiatr. Gdy zostaną wyrzucone na brzeg, szybko giną. Ich galaretowate ciała rozpuszczają się, a pozostają tylko wysuszone żagle, które wyglądają, jakby były zrobione z cienkiego plastiku.
Pani burmistrz mówi, że niekiedy turyści przychodzą do centrum informacji turystycznej i skarżą się, że ktoś rozrzucił śmieci na plaży. Meduzami interesują się też psy, a właściciele obawiają się, że mogą być toksyczne. Osborne potwierdza, że velelle wydzielają truciznę, ale nie tak silną jak żeglarz portugalski. Psa po połknięciu meduzy może co najwyżej boleć żołądek. Dla człowieka dotknięcie meduzy nie jest groźne.
***
Royal Bank of Canada ostrzega mieszkańców Alberty, że to właśnie oni najdotkliwiej odczuliby skutki podwyżki stóp procentowych, ponieważ są najbardziej zadłużeni. Analitycy banku obliczają, że w przypadku podniesienia stóp procentowych o 1 punkt procentowy koszt roczne obsługi długu przeciętnego mieszkańca Alberty mógłby wzrosnąć o 1200 dolarów. Bank centralny podnosił stopę dyskontową trzy razy od połowy ubiegłego roku łącznie o 75 punków bazowych do 1,25 proc.
Mocno zadłużeni – w porównaniu ze średnią krajową – są też mieszkańcy Kolumbii Brytyjskiej i Ontario. Nie przebijają jednak mieszkańców Alberty, którym dobrze się powodziło w latach 2011-14. Dobra sytuacja gospodarcza dawała im poczucie bezpieczeństwa, wobec czego kupowali nieruchomości. We wspomnianym okresie co roku sprzedaż domów rosła o 10 proc. Potem spadły ceny ropy i zarobki, a długi – pozostały. Mieszkańców Alberty ratuje tylko to, że zarabiali i dalej zarabiają kwoty przekraczające średnią krajową.
Przeciętne zadłużenie gospodarstwa domowego w Albercie wzrosło ze 164 000 dol. w 2010 do 192 000 w 2016 roku. Do obliczenia średniej całkowite zadłużenie zostało podzielone przez całkowita liczbę gospodarstw domowych, a wiadomo, że część nie ma długów. Oznacza to tylko, że rzeczywiste zadłużenie niektórych jest znacznie wyższe. Podstawowym składnikiem należności są kredyty hipoteczne (124 000 dol. w 2016 roku, o 30 proc. więcej niż sześć la wcześniej). Koszt rocznej obsługi długu to w Albercie 15 300 dol. Dla porównania w Kolumbii Brytyjskiej jest to 13 700, a w Ontario 12 600 dol. Średnia krajowa wynosi 11 600 dol.
***
Towarzystwo opieki nad dziećmi (Children’s Aid Society – CAS) regionu Peel bije na alarm – brakuje rodzin zastępczych. Prosi o pomoc szczególnie rodziny, które mogłyby tymczasowo przyjąć dzieci specjalnej troski lub rodzeństwa. Bobby Hussain z CAS podkreśla, że dla dzieci najlepiej jest pozostać we własnym domu, ale niekiedy muszą być odebrane rodzicom. Wtedy CAS w pierwszej kolejności sprawdza, czy opieką mógłby się zająć ktoś z rodziny dziecka lub ktoś, kto je zna. Jeśli nikt z rodziny i przyjaciół nie może pomóc, towarzystwo umieszcza dziecko w rodzinie zastępczej. Pozostaje ono w niej do czasu, gdy będzie wiadomo, gdzie trafi na stałe.
Osoby, które chcą zostać rodzicami zastępczymi, nie muszą żyć w związku małżeńskim, nie musza mieć swoich dzieci ani własnego domu. Liczą się umiejętności, chęci i czas, który mogą poświecić dziecku, podkreślają pracownicy CAS. Więcej informacji można znaleźć w internecie na stronie www.peelcas.org lub pod numerem telefonu 905-363-6131.
***
Premier Justin Trudeau przeprosił za powieszenie w 1864 roku pięciu wodzów indiańskich przez przedstawicieli rządu brytyjskiego. Indianie jadąc na spotkanie z Brytyjczykami myśleli, że będą negocjować zakończenie wojny w ówczesnej Kolumbii Brytyjskiej. Tymczasem uwięziono ich, byli przesłuchiwani i ostatecznie zostali straceni za zabicie 14 białych osadników. Szósty wódz został powieszony później w okolicy New Westminister, gdy podjął próbę negocjacji wypłat odszkodowań. Podczas Chilcotin War Indianie należący do plemienia Tsilhqot'in walczyli z osadnikami budującymi drogi na ich terenie. Incydent jest uznany za jedną z bardziej niechlubnych kart kanadyjskiej historii.
Premier Trudeau przyznał, że ludność rdzenna nie ponosi żadnej winy. Powiedział, że wodzowie byli traktowani jak kryminaliści w czasie rządów kolonialnych i nie chroniło ich żadne prawo. A przecież Indianie Tsilhqot'in byli na tej ziemi pierwsi, przed Brytyjczykami, mimo tego nikt się z nimi nie liczył.
***
Prawnicy i profesorowie prawa chwalą rząd federalny za dążenie do zaostrzenia przepisów o przemocy domowej. Zmiany obejmują m.in. rozszerzenie definicji przemocy domowej, podwyższeni kwot kaucji oraz zwiększony wymiar kary dla recydywistów. Ustawa C-75 została przedstawiona w parlamencie w zeszłym tygodniu ma też usprawnić działanie sądów i przyczynić się do likwidacji opóźnień.
Prof. Elizabeth Sheehy z University of Ottawa uważa, że dzięki zmienionemu podejściu do przemocy domowej ofiary będą bezpieczniejsze i będą bardziej ufać systemowi sprawiedliwości. Podczas wyznaczania kaucji w przypadku osób wielokrotnie skazanych za stosowanie przemocy ich obrońcy będą musieli przekonać sąd, dlaczego należałoby taką osobę zwolnić. Obecnie to prokuratura przedstawia argumenty za zatrzymaniem oskarżonego w areszcie. Prof. Sheehy dodaje, że wielokrotnie wykazano, iż osoby oskarżone o przemoc domową często łamią warunki zwolnienia za kaucją.
Ustawa zmienia też określenia używane do tej pory w kodeksie karnym. „Spouse” i „common-law partner” mają być zastąpione sformułowaniem „intimate partner”. Do tego definicja przemocy domowej zostanie rozszerzona o byłych partnerów. Zdaniem Petera Jaffe z University of Western Ontario i dyrektora Centre for Research and Education on Violence against Women & Children to zmiany na lepsze. Jaffe podkreśla, że według danych Statistics Canada w latach 2005-2011 54 proc. przypadków przemocy domowej dotyczyło osób, które nie mieszkały ze sobą. Do tej pory przypadki te traktowano z mniejsza powagą.
Ustawa zawiera również zwiększenie maksymalnego wymiaru kary dla osób wcześniej skazywanych za przemoc domową. Eksperci są jednak zgodni, że zaostrzenie prawa to tylko doraźny środek, a nie prewencja. W przypadku przemocy domowej najwięcej zależy od środowisk lokalnych, rodzin, przyjaciół, współpracowników ofiar, pracowników socjalnych, policjantów i kuratorów, którzy nie będą przymykać oczu.
***
Calgary
Urzędnicy miejscy z Calgary zalecają radzie miasta wprowadzenie zakazu publicznej konsumpcji marihuany. Przygotowany przez nich raport będzie przedmiotem dyskusji w najbliższych dniach. Urzędnicy proponują, by zakaz dotyczył wszystkich rodzajów konsumpcji narkotyku i obowiązywał we wszystkich miejscach publicznych oraz tam, gdzie wszyscy mogą wchodzić bez ograniczeń. Przewidują wyjątki dla osób posiadających pozwolenie na używanie marihuany medycznej. Odurzać można by się było także podczas festiwali, ale tylko w wyznaczonych miejscach, podobnych do tzw. ogródków piwnych.
Autorzy raportu podkreślają, że każdy organizm inaczej reaguje na marihuanę. Wiele osób czuje po konsumpcji czuje odprężenie, ale u innych mogą wystąpić zaburzenia świadomości, niepokój czy ataki paniki. Urzędnicy przeprowadzili wcześniej konsultacje, z których wynika, że większość mieszkańców miasta opowiada się za zasadami podobnymi do zasad picia alkoholu w miejscach publicznych.
Prawnik Kirk Tousaw mówi, że zakaz będzie legalny, jeśli uwzględni wspomniany wyjątek dla osób używających marihuany w celach medycznych. Jego zdaniem zasady dotyczące marihuany nie musza być tak restrykcyjne jak w przypadku alkoholu, ponieważ po marihuanie człowiek zachowuje się inaczej. Zdaniem Tousawa raczej się nie zdarza, by po konsumpcji narkotyku ludzie wymiotowali, mdleli czy oddawali mocz na ulicy.
***
Regina
David Phillips, starszy meteorolog z Envirnoment Canada, jest zaskoczony tym, jak długo zima utrzymuje się na Preriach. Dodaje, że niskie temperatury mogą się utrzymać nawet do końca kwietnia. Wyjaśnia, że sprawcą zimna jest mroźne powietrze napływające z okolic podbiegunowych. Na początku tygodnia na Preriach odnotowywano kilkunastostopniowe mrozy. Miejscami temperatura odczuwalna spadała do -27 stopni Celsjusza. W Albercie z kolei miało spaść nawet 20 centymetrów śniegu.
***
Dwa najgorętsze rynki nieruchomości w Kanadzie – czyli Toronto i Vancouver – odnotowały w marcu dwucyfrowy spadek sprzedaży w porównaniu z tym samym miesiącem ubiegłego roku. Według danych Toronto Real Estate Board liczba sprzedanych nieruchomości w GTA była o 39,5 proc. mniejsza niż w marcu 2017 roku i o 17,6 proc. niższa od średniej z ostatnich 10 lat. Real Estate Board of Greater Vancouver podał z kolei, że sprzedaż spadła o 29,7 proc., była o 23 proc. niższa od średniej z minionej dekady, ale za to wcześniej w lutym wzrosła o 14 proc.
W obu miastach brakuje nowych ofert. W Toronto pojawiło się 14 866 nowych „listingów”, o 3 proc. mniej od 10-letniej średniej i aż o 12,4 proc. mnie w porównaniu z marcem 2017. W Vancouverze nowych ofert było 4450, 6,6 proc. mniej niż przed rokiem. Pod tym względem wynik za pierwszy kwartał był najsłabszy od 2013 roku.
W kwestii cen w GTA przeciętny dom był sprzedawany za 784 558 dol. Średnia cena spadła o 14,2 proc. względem zeszłego roku, gdy wynosiła 915 126 dol.
Ekonomista TD Michael Dolega prognozuje, że w najbliższym czasie każdy z rynków może pójść swoją drogą. RZąd Kolumbii Brytyjskiej w ostatnim budżecie zaproponował szereg rozwiązań służących dalszemu ochłodzeniu rynku. Tymczasem Ontario zadowoliło się statusem quo. Zdaniem Dolegi pod koniec roku torontoński rynek zacznie się odbudowywać po ubiegłorocznych zmianach. Najgorsze za nim.
***
W środę w południowym Ontario prawie 100 000 klientów nie miało prądu. Hydro One mówiło o 80 000 domów, a Toronto Hydro – o 21 400. Silny wiatr, który w porywach osiągał 90 km/h, zrywał linie. Miejskie przedsiębiorstwo energetyczne wysłało dodatkowe ekipy do usuwania awarii.
W Toronto przy Aldwych Avenue w okolicy Pape i Danforth na ciężarówkę przewróciło się drzewo. Jej kierowca akurat stał z innej strony i wyjmował z samochodu narzędzia. Mówi, ze cudem uniknął wypadku. Z kolei w rejonie Yonge i Grenville na samochód spadła płyta najeżona gwoździami. Z budynku w okolicy Yonge i Eglinton spadł metalowy kontener, a w Liberty Village na chodnik spadł szklany panel, który oderwał się od wieżowca. Wiatr uszkodził światła na skrzyżowaniu Markham i Ellesmere – trzymały się tylko na kablach.
***
TTC wprowadza zniżkowy Fair Fare Pass, który ma ułatwić gorzej sytuowanym i niepełnosprawnym mieszkańcom poruszanie się po mieście. Burmistrz John Tory ogłaszając nowy program stwierdził, że każdy mieszkaniec Toronto powinien mieć możliwość korzystania z komunikacji publicznej. Transport publiczny łączy ludzi z możliwościami, które się dla nich otwierają.
Z Fair Fare Pass będą mogły korzystać osoby, które otrzymują zasiłki z programów Ontario Works i Ontario Disability Support. Zniżki w wysokości 1 dolara na pojedynczym przejeździe i 30,75 dol. na bilecie miesięcznym będą zaprogramowane na kartach PRESTO. Aby z nich skorzystać, trzeba będzie najpierw załadować kartę.
Przewodniczący TTC Josh Colle mówi, że na programie skorzystają zarówno osoby, które w przeciwnym razie nie mogłyby dojechać do pracy lub skorzystać z jakiś usług, jak i komisja transportu publicznego, która odnotuje zwiększoną liczbę pasażerów. Według szacunków z programu skorzysta 36 000 osób.
***
Dwóch liberalnych posłów z GTA, ministrów z gabinetu Kathleen Wynne, ogłosiło, że w czerwcu nie będzie ubiegać się o reelekcję. Są to 66-letni Michael Chan, minister ds. handlu międzynarodowego, reprezentujący Markham oraz 54-letnia Tracy MacCharles, minister ds. zarządzania i spraw konsumenckich, z okręgu Pickering-Scarborough East. Na emeryturę poselską przechodzi też Grant Crack (55 l.), który od 2011 roku reprezentował Glengarry-Prescott-Russell, okręg leżący przy granicy z Quebekiem. Wszyscy trzej stwierdzili, że odchodzą z przyczyn osobistych, a nie politycznych. Chan, będący posłem od 2003 roku, powiedział, że potrzebuje czasu, by uporać się z problemami zdrowotnymi, które niedawno się u niego pojawiły. MacCharles również wspominała o swoim zdrowiu. Powiedziała, że to jedna z najtrudniejszych decyzji, jakie musiała podjąć w życiu.
Wcześniej swoje odejście ogłosili inni ministrowie – Glen Murray (60 l.), Deb Matthews (64 l.), Liz Sandals (70 l.), Brad Duguid (55 l.) i Eric Hoskins (57 l.), a także posłowie liberalni Dave Levac (64 l.), Monte Kwinter (87 l.) i Mario Sergio (77 l.).
Wybory już za dziewięć tygodni.
Wystarczyło sto e-maili... Pro-life na cenzurowanym
Napisał Andrzej KumorMiasto Lethbridge w Albercie nakazało usunięcie plakatów antyaborcyjnych z autobusów komunikacji miejskiej i przystanków oraz z ławek po tym jak do rady wpłynęły "skargi od mieszkańców". Urzędnicy poinformowali że otrzymali e-mailem ponad 100 skarg na plakaty, na których widnieje twarz dziecka w łonie matki oraz napis "dzieci nienarodzone czują ból", a także "powiedz nie aborcji". Jak uzasadnia magistrat plakaty nakazano zdjąć "ze względu na negatywną reakcję społeczną".