Polacy w Rumunii (cz. 2)
Począwszy od II Zjazdu Związek Polaków w Rumunii jest organizacją federacyjną, zrzeszającą stowarzyszenia lokalne. Aktualnie działa tam 15 takich stowarzyszeń: Bukareszt, Konstanca, Krajowa, Jassy, Suczawa, Seret, Ruda (Wikszany), Radowce, Nowy Sołoniec, Kaczyce, Plesza, Pojana Mikuli, Paltinoasa, Gura Humorului, Moara). Siedzibą Związku Polaków jest Dom Polski w Suczawie.
Ostatni, VII Zjazd Związku Polaków w Rumunii odbył się 20 marca 2010 roku. Zgodnie z zapisami statutu, głównym jego zadaniem była analiza działalności – w tym nauki języka ojczystego, zmiana statutu oraz wybór nowego kierownictwa na następne cztery lata.
Nauczanie języka polskiego, w ramach rumuńskiego systemu szkolnictwa państwowego, realizowane jest zgodnie z zapisami tamtejszej ustawy o nauczaniu i oznacza prowadzenie lekcji języka i literatury polskiej w wymiarze 3 – 4 godz. tygodniowo (klasy I-V) i 4 – 5 godz. (w tym historii i tradycji) tygodniowo (klasy VI-VII). Wszystkie pozostałe przedmioty są wykładane po rumuńsku.
Nauczaniem języka polskiego w obrębie rumuńskich szkół publicznych objętych jest blisko 500 dzieci polonijnych uczących się w bukowińskich szkołach podstawowych w Moarze, Pojanie Mikuli, Manastirea Humorului, Paltinoasa, Kaczyce, Nowym Sołońcu, Serecie, Pirtestii de Sus i Wikszanach oraz w dwóch liceach – w Suczawie i Gura Humorului. Od roku natomiast 2005/2006 objęto nauczaniem języka polskiego dzieci przedszkolne w Nowym Sołońcu, Pojanie Mikuli, Kaczyce i Moarze, łącznie ok. 130 dzieci. Ponadto uzupełniająca nauka języka polskiego prowadzona jest w Domach Polskich i w szkolnym punkcie konsultacyjnym przy Ambasadzie RP w Bukareszcie, gdzie naukę pobiera blisko 20 uczniów polonijnych.
W polskich szkołach pomaturalnych i na wyższych uczelniach uczy się aktualnie i studiuje ok. 35 osób polskiego pochodzenia z Rumunii.
Kadra nauczycieli języka polskiego liczy 9 osób. Są to tamtejsi absolwenci polskich uczelni pedagogicznych wspomagani przez nauczycieli delegowanych przez polskie MEN. Kształcenie młodego pokolenia polonijnego zostało uznane za priorytet przez Związek Polaków w Rumunii i otrzymało wszechstronne wsparcie państwa polskiego. Osią działań, podejmowanych na rzecz poprawy dostępu do edukacji młodzieży polonijnej i poprawy poziomu jej kształcenia, jest realizowany od ponad 10 lat program edukacyjno-pomocowy "Dzieci Bukowiny". Jego integralną część stanowią programy pomocowe Fundacji "Semper Polonia", dzięki którym młodzież polskiego pochodzenia może korzystać z bezpłatnych korepetycji z przedmiotów maturalnych, a także program stypendialny dla studentów polonijnych uczących się w Rumunii.
Działalność kulturalna Związku Polaków to, z jednej strony, koordynowane przezeń akcje centralne, a z drugiej strony – działalność poszczególnych Stowarzyszeń oraz Domów Polskich. To właśnie przy Domach Polskich działają dwa zespoły folklorystyczne górali czadeckich, "Sołonczanka" i "Mała Pojana", które od blisko 20 lat reprezentują Związek Polaków na Międzynarodowym Festiwalu "Bukowińskie Spotkania", a także na wieloetnicznych imprezach w Rumunii, Polsce i Mołdawii.
Od wielu lat Związek organizuje masowe imprezy dla dzieci, przede wszystkim ogólnorumuńskie konkursy plastyczne, literackie i recytatorskie. Laureaci tych ostatnich wyjeżdżają na warsztaty i międzynarodowe konkursy do Polski. Atrakcyjną formą spędzania wolnego czasu podczas wakacji są także półkolonie organizowane dla dzieci ze środowisk wiejskich. Dodatkowy kontakt z językiem polskim w wyjątkowej formie zapewniają gościnne przedstawienia polskich teatrów dla dzieci. Oprócz tego, dzięki zaangażowaniu władz samorządowych, fundacji, organizacji pozarządowych, a nawet osób prywatnych – organizowane są kolonie i obozy w Polsce, co umożliwia dzieciom i młodzieży bezpośredni kontakt z krajem.
Co roku we wrześniu odbywają się w Rumunii Dni Polskie – trzydniowa impreza poświęcona zarówno prezentacji kultury współczesnej Polski, pokazy filmów, koncerty itp. W ramach Dni Polskich odbywa się także dwudniowe sympozjum popularnonaukowe z udziałem specjalistów i entuzjastów problematyki szeroko pojętych stosunków polsko-rumuńskich.
Pismem rumuńskiej Polonii jest dwujęzyczny miesięcznik "Polonus", który ukazuje się od roku 1991, początkowo w Bukareszcie, a od roku 1995 w Suczawie. Od początku 2005 roku, dzięki wsparciu Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie", ukazuje się także kwartalnik dla dzieci i młodzieży "Mały Polonus". Działalność wydawnicza nie ogranicza się do "Polonusów". Związek Polaków wydaje również zbiory materiałów po każdym z wrześniowych sympozjów, opracowania historyczne, a nawet tomiki wierszy polonijnych poetów.
Ważną rolę w życiu Polonii rumuńskiej odgrywa Kościół katolicki, który pomaga w zachowaniu świadomości narodowej, odrębności językowej i tożsamości kulturowej tamtejszym rodakom. Polscy księża nadal sprawują opiekę duszpasterską nad społecznościami polonijnymi w Kaczycy, Nowym Sołońcu, Pleszy, Paltinoasa, Pojanie Mikuli i Moara. Polskie siostry dominikanki z Seretu społecznie uczą języka polskiego dzieci polonijne w szkołach w Serecie i Wikszanach. Nabożeństwa w języku polskim odprawiane są także w Bukareszcie.
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
Biuletyn "Wiadomości Polskie" – organ Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii (cz.2)
Ciekawy jest też tekst, autorstwa dr. Kazimierza Wodzickiego, pt. "Czy warto nam studiować język polski", który znalazł się na łamach biuletynu w lutym 1980 roku. Autor zadaje w nim pytanie tamtejszej Polonii, liczącej kilka tysięcy osób, w wielomilionowym społeczeństwie rozmawiającym wyłącznie po angielsku, o sens uczenia się języka polskiego:
By odpowiedzieć na postawione pytanie, musimy pokrótce zastanowić się nad tym, czym jest język dla człowieka. Otóż widzimy, że język mówiony to najważniejsza cecha wyróżniająca człowieka od innych stworzeń. Posiadanie języka, czyli mowy, pozwoliło na porozumienie się z innymi ludźmi i umożliwiło powstanie pierwszych społeczności ludzkich. Z kolei dzięki istnieniu języka mówionego powstać mogła kultura, swoista dla każdego narodu. Posiadanie języka można porównać do nowego, szeroko otwartego oka, przez które możemy widzieć i podziwiać skarby kultury, w którą włączamy poezję, muzykę i inne skarby sztuki. W naszym przypadku posiadanie języka polskiego umożliwia zapoznanie się z naszą, tak bogatą, tysiącletnią kulturą. Co więcej, bez znajomości języka polskiego trudno myśleć o utrzymaniu poczucia, że się jest Polakiem.
Jak można posiadać język polski w Nowej Zelandii? Wydaje mi się, że łatwiej, niż w innych krajach. Po pierwsze, mamy w Wellingtonie i dolinie Hutt doskonale zorganizowaną szkółkę sobotnią, w której szereg osób, pełnych oddania, co roku uczy. Młodociani absolwenci opuszczają szkółkę z podstawową znajomością języka polskiego. Po drugie, High School Wellington prowadzi od dwu lat kurs języka.
W październiku 1981 roku wznowione zostały w Wellingtonie polskie audycje radiowe. Jak podały "Wiadomości…" w numerze listopadowym z 1981 roku, są one teraz nadawane w każdą niedziele o godz. 13.00 przez rozgłośnię 2YB Radia Access w paśmie 783 kHz:
Jest to już trzecia z kolei seria słuchowisk polskich. Dwie pierwsze serie, po sześć programów każda, zorganizowane były na zasadzie eksperymentu. Obecnie nasze audycje są już prowadzone z gwarancją (przynajmniej na kilka następnych miesięcy), że pozostaną już jako program stały "Radio Access".
Półgodzinne audycje polskie prowadzone są głównie dla Polaków, toteż słowo polskie stanowi podstawę programu, zajmując mniej więcej 15-20 minut. Ponadto programy zawierają krótkie komentarze w języku angielskim oraz dużo muzyki. Pierwsze dwie serie audycji prowadzone były przez zespoły w składzie: Stanisław Maliszewski – przewodniczący oraz Polikarp Kilczewski, Tadeusz Wypych i Lidzia Kilczewska – spikerzy.
Ponadto każdy program zawierał wywiady, refleksje, komentarze i czytania poezji, które były przeprowadzone lub wygłoszone przez proszonych "gości programu". Przygotowanie każdego programu zajmuje wiele czasu i pracy, toteż siłą rzeczy, obecne programy muszą być prowadzone przez kilka zespołów spikerów oraz szersze grono ludzi, którzy zajmują się zbieraniem wiadomości, doborem muzyki, zapraszaniem "gości programu" itd....
"Wiadomości Polskie" zamieszczały też wiele informacji dotyczących spraw związanych z pracą duszpasterzy polonijnych, liczne ogłoszenia czy wspomnienia o zmarłych kapłanach.
Szczególnie wiele uwagi poświęcały "Wiadomości Polskie" sprawom świąt kościelnych. I tak np. w informacji o duchowym przygotowaniu do świąt Zmartwychwstania Pańskiego w roku 1980 poprzez spowiedź dowiadujemy się, że będzie się ona odbywać aż w siedmiu miejscach Wellingtonu oraz okolic: w Wielki Czwartek w kościele St. Mary w stolicy, w Wielki Piątek w dzielnicach: Island Bay, Miramar i Newton, w Wielką Sobotę w Avalon w Lower Hutt i Petowe oraz w kościele polskim na Berhampore od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty przed i po każdym nabożeństwie.
"Wiadomości…" odnotowywały też zazwyczaj wizyty dostojnych gości. Numer majowo-czerwcowy biuletynu z roku 1980 obszernie relacjonował przebieg pobytu w Nowej Zelandii ks. kard. Władysława Rubina:
Witany bardzo serdecznie, znalazł się wśród nas jak wśród dobrych znajomych. Będąc bliskim współpracownikiem papieża Jana Pawła II, przekazał nam Jego myśli i błogosławieństwo. W tych myślach ubranych w słowa oraz w błogosławieństwie mieści się sens, znaczenie i cel wizyty tego polskiego hierarchy kościelnego i także w odnowieniu i wzmocnieniu więzi, jaka nas powinna łączyć ze Stolicą Apostolską w Rzymie i polskim pniem historycznym, którego jesteśmy odnogą. "Trzymajcie się wiary naszej i polskości" – wołał ks. kardynał z ambony.
Obecnie od źródeł polskości i polskiego katolicyzmu dzielą nas bariery: odległość geograficzna, jakaś apatia i niechęć do czytania dobrego drukowanego słowa polskiego, uleganie materialistycznym łatwiznom otaczającego nas świata, bariera językowa dzieląca nas od młodych oraz – trzeba to śmiało stwierdzić – płytki katolicyzm nowozelandzki, któremu deklarujemy się bez przekonania.
Na tle tych okoliczności – a ilość ich można by mnożyć – rośnie waga polskiego duszpasterstwa, polskich organizacji i wszystkich tych osób, które rzetelnie i szczerze z nami współpracują.
Wizyta ks. kard. Władysława Rubina, podobnie jak wizyty innych polskich dostojników kościelnych w Nowej Zelandii, stanowiła wsparcie i zachętę do działania oraz troski, aby sięgająca do Nowej Zelandii gałąź polskiego narodu nie uschła.
"Wiadomości Polskie" odnotowały też na swoich łamach pożegnanie ks. Jana Westfala, który po 9 latach pracy duszpasterskiej opuszczał Wellington:
Wiadomo, ile pracy i poświęcenia okazał, żeby nas zbliżyć do Boga, żebyśmy zachowali mowę polską, miłość bliźniego i Ojczyzny. Nieraz był przepracowany i niewyspany, lecz zawsze dla każdego miał uśmiech na twarzy. Zawsze był gotów przyjść z pomocą w każdej potrzebie. Nigdy nie zabrakło mu prawdziwie kapłańskiej miłości i pociechy.
W okresie przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce, w grudniu 1981 roku, zniknęły z półek sklepowych w kraju liczne produkty. Rodakom w kraju było coraz trudniej. Brakowało prawie wszystkiego.
"Wiadomości…" informowały swoich czytelników o zbiórce pieniędzy na żywność do Polski i apelowały do całego społeczeństwa Polonii nowozelandzkiej o dalsze popieranie tej akcji:
Istotnie nie tylko Polonia "stara i nowa", ale całe nowozelandzkie społeczeństwo poparło tę zbiórkę wydatnie. Do tej chwili zebraliśmy ponad 100.000 dolarów. Od Polskiego Czerwonego Krzyża otrzymaliśmy potwierdzenie odbioru pierwszego container'a sera z prośbą o proszkowane mleko dla niemowląt lub masło dla starców. W końcu maja zakupiliśmy w Nowej Zelandii Dairy Bard container masła, które jest już w drodze do Polski. Pieniądze ciągle jeszcze wpływają i mamy nadzieję, że będziemy w stanie wysłać jeszcze coś więcej.
Do tej pory otrzymaliśmy ponad 1.000 darów pieniężnych, pochodzących od indywidualnych osób, jak również od różnych instytucji. Za dużo miejsca zabrałoby wyliczyć wszystkich ofiarodawców, należy jednak wspomnieć: Koło Polskich Kobiet z Wellingtonu, które oprócz pieniędzy zebranych z bazaru, przekazało dodatkowo 3.000 dolarów; Polonia z Auckland przesłała dalsze 10.000, pani Wygrabek ze Stratforu z własnej inicjatywy zebrała 2.052, pani Janiec z Christchurch 2.000, Taranaki Polish Social Club, który oprócz poprzednio zebranych pieniędzy zebrał jeszcze 1.000 i z własnej kasy dołożył 1.060 ofiarując razem 2.060.
Jesteśmy bardzo wdzięczni arcybiskupowi J. Williams, za rozpoczęcie i dużą pomoc w naszej akcji. Niezależnie od własnego dużego daru, pozwolił i poparł zbiórkę w parafiach i katolickich szkołach. Rezultat jest wspaniały. Niektóre parafie przysłały ponad 1.000 dolarów. Zbierały dzieci w szkołach, organizując bazary, loterie i różne inne imprezy oraz ofiarowały Msze św. w intencji Polski. Pieniądze od dzieci przychodzą z bardzo miłymi listami. Zbiórka jeszcze trwa…
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
Szczecin
Bezsens, paranoja, głupota
Gdy w czasach rewolucji francuskiej władze postanowiły walczyć z bezrobociem, zlecając przesypywanie piasku z jednej kupy na drugą, wydawało się, że osiągnięty został szczyt głupoty i marnotrawstwa. Niestety, tego rodzaju szczyty są powtarzane i w dzisiejszych czasach – radni Toronto uchwalili przepisy zabraniające pakowania towarów w torby plastykowe. Od samego początku wiadomo było, że jest to bubel prawny. Nic więc dziwnego, że przepis zniesiono, zanim zdążył wejść w życie. Wszystko to przy akompaniamencie nadętych debat, wielkich słów i wałkowania całymi dniami prostego tematu, który nie należy do jurysdykcji municypalnej. Bo przepraszam bardzo, ale to nie władze miejskie są od naprawiania świata. Koszt idiotyzmu – można określić na kilka milionów dolarów – choćby sądząc po zmarnowanym czasie pracy licznego grona osób.
Takich przykładów jest multum na każdym kroku; na każdym kroku ludzie, którzy przyzwyczaili się do lekkiej pracy, szastają na lewo i prawo pieniędzmi podatników i nikt nie jest w stanie przerwać tej paranoi. Nikt też nie ponosi konsekwencji za takie działanie; nikomu głupiej premii nie odbiorą... A gdyby próbowano, wrzask podniósłby się do nieba.
W Mississaudze w centrum po raz kolejny zwężają Burnhamthorpe – przelotową arterię wschód-zachód. Ma być bardziej po europejsku, bardziej zagęszczona zabudową, koniec z krążownikami szos i używaniem samochodu, bo tak sobie jeden z drugim wymyślił. Mamy przemieszczać się per pedes lub na rowerku. Zwłaszcza zimą, zwłaszcza gdy trzeba dziecko z przedszkola odebrać czy zrobić zakupy.
"Oni" wiedzą lepiej, co dla nas jest dobre. A my siedzimy cichutko, bo większość mieszkańców Mississaugi to nowi imigranci, którym nie w głowie takie sprawy.
•••
Żydzi się nie patyczkują, gdy Palestyńczycy uzyskali w ONZ-ecie podniesienie statusu państwowego, co daje im m.in. możliwość zasiadania w różnych organizacjach oenzetowskich i skarżenie w nich Izraela za gwałcenie rezolucji praw międzynarodowych. Żydzi uderzyli Autonomię po kieszeni, wstrzymując wypłatę podatków pobieranych od Palestyńczyków i im przekazywanych, a tym samym uniemożliwiając wypłatę pensji. Ponadto postanowili – jawnie gwałcąc prawo międzynarodowe – wybudować kilka tysięcy domów we wschodniej Jerozolimie.
Nie ma "przeproś", jest polityka faktów dokonanych. Wiadomo, kto jest Goliatem, a kto pozostaje Dawidem. Dlatego jedyną palestyńską bronią pozostaje demografia.
To powiedziawszy, smutno się robi, patrząc na polski przyrost naturalny, który od kilku ładnych lat pozostaje "w dolnych strefach stanów niskich". Nie ma Polski bez Polaków. Matkom Polkom nie chce się wysilać do tego stopnia, że w Opolskiem premier Tusk promuje dzietność przy użyciu specjalnej strefy demograficznej. Szczerze powiedziawszy, niezły kretynizm.
Bo przecież państwo prosto mogłoby zachęcać ludzi do rodzenia, inwestując w urlopy macierzyńskie i inne prorodzinne rzeczy. Jest to o wiele tańsze i zdrowsze niż "otwieranie się na imigrację". I jest to najlepsza inwestycja państwowa, jaką można sobie wyobrazić – bezpośredni zastrzyk w przyszłego podatnika. A każdy podatnik jest zyskiem netto dla skarbu państwa.
•••
"My Two Worlds. A Memoir of an Aristocratic Polish Childhood, War and Emmigration to Canada" – tak zatytułowane są wydane w języku angielskim wspomnienia mieszkającego dzisiaj w Oakville Piotra hr. Mielżyńskiego, człowieka 90-letniego, o wielkich zasługach.
Książka to wgląd w losy polskiej arystokracji. Akurat w przypadku rodziny Mielżyńskich jest to rozdział, który świadczy o wielkiej gospodarności i trosce o kraj. Wspomnienia Piotra Mielżyńskiego powinien przeczytać każdy, kto chce liznąć obyczajów i kultury wyższych sfer ziemiańskich przedwojennej Polski, ale też poznać tragiczne losy wojenne i powojenne tej warstwy.
Stąd tytuł "Moje dwa światy", bo ludzie ci doświadczyli radykalnej huśtawki – od szczytów społecznego powodzenia i dobrobytu po nędzę i wykluczenie społeczne. Znajdziemy też w książce barwny opis tragedii wojennej i przesuwającego się frontu wschodniego.
Czego takie życie uczy? Mądrości! Szacunku dla innych, pokory, umiejętności pracy z każdym człowiekiem, stawiania sobie wysokich wymagań!
Historia warstw wyższych przedwojennej Polski została przez komunistów zakłamana lub przemilczana, świadczyły o niej jedynie spotykane tu i tam szczątki majątków. Szczęśliwie mamy wydaną w języku angielskim wspaniałą książkę, którą czyta się jednym tchem – wspaniały prezent pod choinkę.
Andrzej Kumor
Mississauga
Biuletyn "Wiadomości Polskie" – organ Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii
W ciągu roku ukazuje się obecnie w Wellingtonie 10 edycji biuletynu "Wiadomości Polskie" zamieszczającego na swoich łamach informacje o życiu polskiej wspólnoty, bieżących wydarzeniach ze świata polonijnego oraz z kraju. Biuletyn wysyłany jest do członków Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii oraz innych prenumeratorów zainteresowanych polską problematyką.
Biuletyn "Wiadomości Polskie", oficjalny organ Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii, spełniał zawsze ważną funkcję informacyjną dla licznych członków stowarzyszenia oraz setek rodaków nienależących nigdzie. Był też, i nadal jest, swoistego rodzaju kroniką powojennych dziejów tamtejszej Polonii. Na jego łamach znaleźć można wiele interesujących sprawozdań, apeli czy uchwał ukazujących, czym żyli i czym zajmowali się w przeszłości nasi rodacy. Na jego łamach przetrwały do dziś liczne relacje o ludziach i wydarzeniach sprzed lat. Dzięki tym zapisom łatwiej jest dziś odtworzyć dzieje Polonii wellingtońskiej i nowozelandzkiej.
Biuletyn wracał często do przeszłości polskiego osadnictwa na obu wyspach: Południowej i Północnej. Na jego lutowych łamach z roku 1977 znalazło się sprawozdanie z obchodów 100-lecia pierwszych polskich osiedleńców w Taranaki, które odbyły się w kwietniu 1976 roku.
Dwudniowe uroczystości jubileuszowe zorganizowali potomkowie polskich rodzin w miejscowości Inglewood, kolebce osiedlenia się tam polskich osadników w dniach 1-2 stycznia 1977 roku. A na ich program złożyły się wspólne spotkania, zabawa taneczna, koncelebrowana Msza św. i wspólny obiad uczestników oraz występy młodzieżowego zespołu "Biało-Czerwoni" z Sydney i Grupy Polskiej z Wellingtonu.
Tutaj można było spotkać "stary i młody las" – potomków pierwszych polskich emigrantów. Na wyróżnienie zasługuje rozmowa z p. Rawickim, jednym z seniorów, który czuje się przy dobrym zdrowiu i na siłach i zamieszkuje w Inglewood 63 lata…
Niedzielę, drugi dzień uroczystości, rozpoczęto koncelebrowaną uroczystą Mszą św. polową, odprawioną na stadionie sportowym. Celebrans ks. kard. R. J. Delargey – arcybiskup i metropolita wellingtoński w asyście 9 księży, w tej liczbie i ks. Jan Westfal – kapelan Polaków w Nowej Zelandii, przemawiał do około 1500 wiernych, potomków polskich emigrantów z ich rodzinami i przyjaciółmi. Na stadionie byli też: orkiestra zespołu "Biało-Czerwoni" z Sydney, "Grupa Polska" z Wellington, rodacy z Auckland z prezesem p. Cz. Kalinowskim oraz Polacy zamieszkujący New Plymouth ze znanym nam wszystkim państwem Kulma. Nasza młodzież w barwach stroju narodowego i sydnejczycy w kolorowych mundurkach dopełniali mozaiki barw modlącego się tłumu wiernych...
Honorowe członkostwo. W niedzielę 3 maja 1981 roku Stowarzyszenie Polaków w Nowej Zelandii, w czasie uroczystej akademii, nadało honorowe członkostwo stowarzyszenia dr. Kazimierzowi Wodzickiemu. Pisały o tym w maju 1981 roku "Wiadomości Polskie".
Okolicznościowe przemówienie wygłosił ówczesny prezes Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii Zdzisław Lepionka:
Jest to pierwsze honorowe członkostwo nadane przez Stowarzyszenie Polaków, a uchwaliło je doroczne Walne Zebranie, w dniu 10 sierpnia 1980 roku. Nie będę nawet próbował wyliczyć wszystkich zasług dr. Wodzickiego dla Polski i nauki, bo zabrałoby to dużo czasu i na pewno pominąłbym wiele rzeczy.
Dzisiejsze wyróżnienie jest za jego pracę dla sprawy polskiej wśród Polaków w Nowej Zelandii na przestrzeni 40 lat – tj. od roku 1940, kiedy to rząd RP na obczyźnie mianował dr. K. Wodzickiego konsulem generalnym na Nową Zelandię.
Za przyczynienie się do przyjęcia przez Nową Zelandię grupy polskiej młodzieży, uratowanej z Rosji sowieckiej, która wraz z opiekunami w liczbie ponad 800 osób znalazła tutaj spokojną przystań. Za całość długoletniej pomocy udzielanej Stowarzyszeniu w realizacji statutowych celów, a w szczególności za specjalną troskę dr. Wodzickiego w utrzymaniu i podnoszeniu znajomości języka polskiego i kultury narodowej. Za pomoc młodzieży polskiej w wyborze typu studiów i znalezieniu odpowiedniej pracy. Przez 40 lat swojego pobytu w Nowej Zelandii dr Wodzicki bez względu na pełnione funkcje, był i ciągle jest ambasadorem polskości. Dzięki osobistej kulturze, wykształceniu, dorobkowi naukowemu i niewzruszonemu patriotyzmowi polskiemu jest ogólnie szanowanym i szeroko znanym człowiekiem w całej społeczności Nowej Zelandii. Jako grupa polska korzystamy z tego, jesteśmy dumni, że mamy go w swoim gronie...
Ważną rolę w życiu Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii odgrywał Komitet Rodzicielski, który pomagał w zarządzaniu Polską Szkołą Sobotnią. O jego pracach i osiągnięciach dowiadujemy się ze sprawozdań zamieszczanych na łamach "Wiadomości Polskich".
Ze sprawozdania Komitetu Rodzicielskiego przedstawionego na Walnym Dorocznym Zgromadzeniu Rodziców w dniu 15 lipca 1979 roku wiemy, że jego głównym zadaniem ubiegłej kadencji, czyli w roku szkolnym 1978/1979, było utrzymanie Polskiej Szkoły Sobotniej poprzez zdobycie odpowiednich funduszy i utrzymywanie kontaktów z nauczycielami, bratnimi organizacjami oraz organizowaniu imprez dla dzieci.
Sprawozdanie skarbnika pokazuje, że Komitet Rodzicielski był samowystarczalny finansowo i że zaopatrzył Polską Szkołę Sobotnią bez naruszenia przejętych funduszy z ubiegłej kadencji. Komitet Rodzicielski nie korzystał również z zapomogi zarządu Stowarzyszenia Polaków.
Główne zasilenie kasy Komitetu Rodzicielskiego, w okresie sprawozdawczym 1978/1979, pochodziło z tzw. bazaru, który odbył się w lipcu 1978 i przyniósł dochód 915,22 dolarów i zabawy z października 1978 roku w wysokości 978,29 dolarów. Licząc z innymi dochodami, z podobnych imprez, takich jak: akademia 3 Maja, zabawa dla dzieci, zakończenie roku szkolnego, św. Mikołaj i wycieczka szkolna (do Paekakariki) Komitet Rodzicielski zarobił łącznie 4916,58 dol. i tyle samo wydał.
Na wspomnianym Walnym Dorocznym Zgromadzeniu Rodziców, które odbyło się w sali św. Anny w Domu Polskim w Wellingtonie, zebrani udzielili też absolutorium ustępującemu Komitetowi Rodziców, dziękując mu za sumienną pracę oraz wybrali nowy na kadencję 1979/1980.
Na zebraniu wyłoniły się też pewne problemy i pilne potrzeby związane z pracą Komitetu Rodzicielskiego. W wyniku dyskusji powzięte zostały uchwały, które nowy komitet będzie musiał przedyskutować i załatwić z zarządem Stowarzyszenia Polaków. Ponadto na swym pierwszym posiedzeniu zdawczo-odbiorczym nowy komitet postanowił zamówić dalsze podręczniki i pomoce naukowe dla swych uczniów; uzgodnił też zarys pracy, imprez i budżet na nowy rok. Nowy komitet zwrócił się ponadto z apelem do wszystkich rodaków, tych zrzeszonych i tych nie, o pełne poparcie akcji zbierania funduszy na Polską Szkołę Sobotnią i udział chętnych w pracy społecznej na rzecz szkoły i wreszcie o datki w naturze oraz pieniężne.
Biuletyn Stowarzyszenia Polaków w Nowej Zelandii podejmował bardzo często tematykę patriotyczną. Zwracał uwagę na wydarzenia historyczne związane z przeszłością ojczyzny, szczególnie te dotyczące polskiej emigracji w Nowej Zelandii.
W lutym 1980 roku, w 40. rocznicę deportacji Polaków do Rosji, "Wiadomości Polskie" zamieściły na swoich łamach okolicznościowe przemówienie Tadeusza Chorosia wygłoszone na rocznicowej akademii w Domu Polskim:
W życiu człowieka i społeczeństwa są przeżycia, które wyryją się tak głęboką bruzdą w sercu i pamięci, że zostają na całe życie – na zawsze. Dziś mija 40. rocznica zbrodni dokonanej na żywym ciele naszego narodu. Zbrodni bezprzykładnej, jakiej dopuściła się Rosja sowiecka. Nie potrzebujemy przymykać oczu, by przywołać obrazy bestialstwa na bezbronnych, niewinnych mieszkańcach ziemi polskiej. Wiemy, że osaczony kraj nasz zawarł pakt o nieagresji z Rosją, wiemy, że pakt ten Sowieci zerwali, wkraczając na tyły walczącego narodu polskiego z nawałą niemiecką – topiąc mu nóż w plecach.
Pamiętamy i z tą pamięcią do grobu zejdziemy – łomot do drzwi zamkniętych, wybijanie szyb nocną porą i wołanie "atkroj dwiery", a potem "soberajces". Pamiętamy wyciąganie śpiących, wrzeszczących ze strachu dzieci, niemowląt z łóżek i kołysek…
I czyż nie cisnęło się na usta pytanie – za co? Na Boga za co? Za to, że ojciec mój był rolnikiem, czy nauczycielem, czy robotnikiem? Za co? A w końcu – czemu to dziecko paroletnie jest siłą wywożone? Odpowiedź jest tylko jedna, za to tylko, żeśmy Polacy…
Nie wszystkich "amnestia" zwolniła z pasiołków i łagrów – zostawiliśmy tysiące w archangielskich obłastiach, w Katyniu bestialsko wymordowanych jeńców wojennych – braci naszych. Polskie kości zostały w Kotasie, Kazachstanie, Uzbekistanie, Kirgizji, na falach rzeki Amu-darii…
Patriotyzm Polonii nowozelandzkiej przejawiał się również w chęci zachowania języka i tradycji polskiej. Pisano o tym na łamach "Wiadomości Polskich" często. Wydawcy zamieszczali też chętnie artykuły o literaturze polskiej.
Jednym z takich tekstów jest artykuł Jerzego Podstolskiego zamieszczony na stronach "Wiadomości…" w lutym 1978 roku. Jego zdaniem:
Każdy, choć trochę poinformowany, wie, że literatura języka polskiego jest starsza i bogatsza, przynajmniej ilością pisarzy czy poetów, niż np. literatura rosyjska. Warto się jednak zapytać, jak naprawdę dużo wiemy o naszym piśmiennictwie – przeszłym i dzisiejszym?
Jeśli chcemy znać siebie samych, a chyba każdy tego chce, to musimy się trochę wysilić na poznanie własnej przeszłości, którą we wszystkich swoich przejawach odzwierciedla (chociaż nie zawsze obiektywnie) literatura narodowa w kraju czy to poza krajem…
Jest oczywistym, że literatura polska nie należy do rzędu takich gigantów tradycji europejskiej jak te co stworzył język francuski czy angielski. Tym niemniej jest ona wystarczająco bogata, samoistna, różnorodna i bezsprzecznie ogromnie żywotna, tak że zapoznanie się z nią musi nas polepszyć osobiście. Tylko rzeczywista znajomość naszej literatury, jako mimo wszystko najwierniejszego odzwierciedlenia nas samych, jakimi kiedyś byliśmy i jesteśmy teraz, pozwoli na to, że tutaj…na miejscowym podwórku, przestaniemy być ubogimi krewnymi. Przeciętny Nowozelandczyk irlandzkiego, szkockiego czy angielskiego pochodzenia nie ma zupełnie pojęcia, co my z sobą przywieźliśmy do tego kraju – z tym, że musimy to sami dobrze znać… (Cdn.)
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski
Migracje Polaków a nowa ewangelizacja
Międzynarodowa konferencja "Migracje Polaków a nowa ewangelizacja" odbyła się w Poznaniu 20 listopada 2012 roku w Domu Głównym Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Jej organizatorami były Instytut Duszpasterstwa Emigracyjnego (IDE) oraz Ruch Apostolatu Emigracyjnego (RAE). Tematyka konferencji była próbą odpowiedzi na słowa papieża Benedykta XVI zawarte w orędziu na 98. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, iż dzisiejsze zjawisko migracji jest opatrznościową sposobnością do głoszenia Ewangelii we współczesnym świecie, a niesienie migrantom pomocy w zachowaniu wiary staje się w tych warunkach wyzwaniem dla Kościoła.
Chcemy więc pochylić się wraz z wybitnymi migrantologami oraz duszpasterzami polonijnymi nad fenomenem migrowania naszych rodaków – tłumaczy dyrektor IDE ks. Wiesław Wójcik, dodając jednocześnie, że poznańska konferencja wpisuje się także w troskę polskiego Kościoła o wzmocnienie odpowiedzialności za tych, którzy z różnych przyczyn odeszli od wspólnoty z Kościołem. Pragniemy też szukać nowych metod ewangelizacji, aby z nowym zapałem i entuzjazmem nieść Ewangelię naszym rodakom, którzy przebywając poza krajem, przestali szukać Boga i oddalili się od Niego. Zwłaszcza że podejmowanie dzieła nowej ewangelizacji migrantów jest także poważnym wyzwaniem dla kapłanów z Towarzystwa Chrystusowego, powołanych szczególnie do pracy wśród Polonii.
Obrady konferencji poprzedziła Msza św., której przewodniczył abp Celestino Migliore, nuncjusz apostolski w Polsce, a koncelebrowali bp Wiesław Lechowicz, delegat Konferencji Episkopatu Polski (KEP) ds. Duszpasterstwa Emigracji i abp Stanisław Gądecki, wiceprzewodniczący KEP oraz przeszło pół setki kapłanów.
W obradach wzięli natomiast udział migrantolodzy, duszpasterze polonijni z 8 krajów świata, kapłani i klerycy z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej wraz z przełożonym generalnym Towarzystwa Chrystusowego ks. Tomaszem Sielickim TChr oraz siostry ze Zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej.
Duszpasterze polonijni z Irlandii, Grecji, Niemiec, Holandii, Szwecji, Belgii i Danii podzielili się swoimi doświadczeniami w podejmowaniu różnych form nowej ewangelizacji w duszpasterstwie Polaków na obczyźnie.
* * *
Tematyka konferencji dotyczyła spraw związanych z duszpasterstwem polonijnym oraz szukaniem nowych form ewangelizacji. I tak o: Polakach na tle współczesnych ruchów migracyjnych – mówił prof. A. Chodubski z Gdańska (UG); Nowej ewangelizacji – bp W. Lechowicz – delegat Komisji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej; Migrantach wobec nowej ewangelizacji – ks. prof. W. Necel TCh z Warszawy (UKSW); Mediach jako nowych ewangelizatorach w drodze – red. M. Przeciszowski z Warszawy (KAI); Turystyce będącej wyzwaniem dla nowej ewangelizacji – ks. dr R. Tkacz SAC – dyrektor Biura Duszpasterstwa Pielgrzymkowego Pallotynów z Warszawy; Katolicyzmie, z jakim spotyka się dziś polski emigrant i procesach sekularyzacji w Europie zachodniej po II wojnie światowej – dr P. Sieradzki z Lublina (KUL); Migracjach polskich studentów, które są szansą na nową ewangelizację – prof. J. Gołębiowski z Lublina (KUL); Nowej ewangelizacji w portach lotniczych – ks. dr Z. Stefaniak – kapelan lotniska Chopina w Warszawie; Kard. A. Hlondzie, Prymasie Polski, promotorze apostolatu świeckich nowej ewangelizacji – ks. prof. B. Kołodziej TCh z Poznania (UAM) oraz Programie ewangelizacji diecezji Dromore w kontekście posługi duszpasterskiej kapłana chrystusowca – ks. M. Jachym TCh – duszpasterz polonijny z Irlandii Północnej.
Obok referatów były też komunikaty. Wygłosili je: poseł J. Dziedziczak (PiS) z sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą nt. Relacje Polski z Polonią; M. Marchewicz – prezes fundacji Orszak Trzech Króli z Warszawy nt. Nowa ewangelizacja na przykładzie Orszaku Trzech Króli i D. Bonisławski – wiceprezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" nt. Szkolnictwo polskie za granicą.
* * *
Poznański Instytut Duszpasterstwa Emigracyjnego został powołany w roku 1984 w Towarzystwie Chrystusowym dla Polonii Zagranicznej, utworzonym przez Sługę Bożego kard. Augusta Hlonda (1881–1948) w celu sprawowania duchowej opieki nad Polakami, którzy opuścili swoją ojczyznę. W ramach swojej działalności IDE zgromadził i opracował ogromną, wciąż uaktualnianą bazę informacyjną o duszpasterstwie polonijnym na świecie, dostępną na stronie internetowej: www.ide.chrystusowcy.pl. Znaleźć tam można adresy Polskich Misji Katolickich, parafii oraz polskich duszpasterzy w poszczególnych krajach i miastach na wszystkich kontynentach, a także zlokalizować kościoły, w których liturgia sprawowana jest w języku polskim. Na stronie dostępne są również teksty modlitw i obrzędy Mszy św. w 13 językach. Z inicjatywy IDE zostały również przetłumaczone z języka włoskiego orędzia na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, które od 1985 do 2005 r. kierował do ludzi w drodze bł. Jan Paweł II.
Jubileusz Związku Polaków w Niemczech "Rodło" (cz. 2)
Liczebność Związku Polaków w Niemczech była zmienna. Jak podają archiwa, w połowie 1924 roku organizacja liczyła ponad 30 tys. członków. Rodło stało się częścią składową znaków kilku organizacji polonijnych w Niemczech i funkcjonowało tam jako znak wyróżniający różne organizacje polonijne. I tak było "rodło zwykłe"; "rodło" kreślone linią – wpisane w prostokąt; "rodło harcerskie"; "rodło śpiewacze" – z kluczem wiolinowym w tle; "rodło" Młodych Polaków – umieszczone obok lipowego liścia i noszone na odznakach młodzieży polskiej w Niemczech; "rodło gwiazda" – tzw. Rodło Wiary i Wytrwania będące odznaczeniem nadawanym długoletnim i aktywnym członkom ZPwN. Powstała także "Pieśń Rodła" ze słowami napisanymi przez Edmunda Osmańczyka, którą podczas kongresu Polaków w Niemczech w roku 1938 wykonała orkiestra symfoniczna pod batutą prof. Aleksandra Sienkiewicza.
Z ciekawostek dzisiejszych warto jeszcze wspomnieć nazwę placu w Szczecinie, nawiązującą do historii Związku Polaków w Niemczech, a noszącego imię placu Rodła. Rodło jest też elementem herbów kilku miast oraz samorządów terytorialnych na terenie Polski, w tym m.in.: trójpolowego herbu powiatu złotowskiego (w województwie wielkopolskim) oraz herbu gminy Zakrzewo w powiecie złotowskim.
Celem działalności związku jest reprezentacja prawna Polaków, obywateli niemieckich polskiej narodowości lub pochodzenia i polskich stowarzyszeń wobec władz niemieckich. Główne zadania związku to zdobycie dla ludności polskiej pełnych praw mniejszości narodowej i obrona jej interesów we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Związek prowadzi też działalność kulturalną, gospodarczą i polityczną. Dawniej miał swoich reprezentantów w Sejmie pruskim, sejmikach krajowych i radach miejskich. Organizacja angażowała się w ochronę interesów polskiej mniejszości narodowej w Niemczech, a także w ochronę polskiego dziedzictwa kulturowego, jakie znajdowało się w granicach Niemiec.
Związek była ponadto inicjatorem powstania działającego do 1939 roku Związku Mniejszości Narodowych w Niemczech, mającego reprezentować interesy społeczności polskiej, serbołużyckiej, duńskiej, fryzyjskiej i litewskiej. Ze związkiem współpracowali przed wojną działacze narodowi z Łużyc - m.in. Jan Skala i Měrćin Nowak-Njechorński, należący do grupy etnicznej Serbołużyczan – słowiańskiej mniejszości w Niemczech. Z inicjatywy Związku Polaków w Niemczech oraz Związku Spółdzielni Polskich w Niemczech powstał, w roku 1933, Centralny Bank Spółdzielczości Polskiej – tzw. Bank Słowiański z siedzibą w Berlinie, będący centralą finansową wszystkich spółdzielni polskich w Niemczech. Jego obroty na rok przed wybuchem wojny wynosiły ponad 30 mln reichsmarek. W okresie III Rzeszy zarządzali nim dyrektor Franciszek Lemańczyk i J. Malewski. Bank ten odegrał bardzo ważną rolę w utrzymaniu i rozszerzeniu polskiego stanu posiadania w Niemczech oraz konsolidacji niemieckiej Polonii. Instytucja ta została zlikwidowana w roku 1939 po agresji na Polskę.
W listopadzie roku 1937 Bank Słowiański wybudował w Kwidzynie polskie gimnazjum, które było prywatną szkołą z polskim językiem jako językiem wykładowym. Od początku władze niemieckie utrudniały realizację tego projektu. Nie zgodziły się na umiejscowienie szkoły w centrum Kwidzyna i przesunęły lokalizację na przedmieścia. Członkowie związku zajmowali się także katalogowaniem przestępstw oraz aktów bezprawia dokonywanych w Niemczech na członkach mniejszości polskiej. Udzielali też pomocy poszkodowanym i ich rodzinom oraz reprezentowali ich interesy przed wymiarem sprawiedliwości w Republice Weimarskiej oraz w III Rzeszy.
Związek był wydawcą wielu pism – m.in. miesięcznika "Biuletyn Związku Polaków w Niemczech T.z.", którego nazwę zmieniono następnie na "Polak w Niemczech"; "Dziennik Berliński", "Zdrój", "Mały Polak w Niemczech", "Gazeta Olsztyńska", "Mazur", "Głos Pogranicza", "Kaszub", "Dziennik Raciborski", "Ogniwo", "Nowiny Codzienne" i kilka innych.
Rozwój związku przypadł na trudny dla wszelkich mniejszości czas rozwoju nazizmu w Niemczech. Od początku działacze organizacji byli prześladowani, chociaż Hitler tolerował jej działanie w III Rzeszy, obawiając się, że w razie ostrzejszych represji władze w Polsce ograniczą również prawa mniejszości niemieckiej na terenie II RP. Wielu polskim działaczom, którzy otrzymali powołanie do Wehrmachtu, Gestapo wbijało pieczątkę "Achtung Pole!" – Uwaga Polak! We wrześniu 1937 roku Gestapo zakazało członkom Związku Harcerstwa Polskiego w Niemczech noszenia mundurów harcerskich i lilijki z Rodłem oraz dekorowania zbiórek biało-czerwonymi barwami.
W okresie przed II wojną światową dochodziło tam do wielu ataków oraz szykan wobec członków mniejszości polskiej na terenie III Rzeszy. Na Śląsku Opolskim w miejscowości Wielkie Borki 30 listopada 1938 roku nieznani sprawcy o godzinie 22.15 dokonali napadu na lokal polskiej szkoły – w chwili kiedy odbywało się tam spotkanie Towarzystwa Młodzieży Polsko-Katolickiej.
Wszyscy członkowie Związku Polaków w Niemczech wpisywani byli na specjalną listę "wrogów Rzeszy" – tzw. Sonderfahndungsbuch Polen, przygotowaną przez kontrwywiad służby bezpieczeństwa SS, tzw. Sicherheitsdienst w Berlinie. Na jej podstawie przeprowadzano masowe aresztowania polskiej inteligencji oraz dokonywano czystek etnicznych ramach w Operacji Tannenberg i Intelligenzaktion. Władze niemieckie przygotowały jeszcze przed wojną policyjne tzw. akcje specjalne, wymierzone w mniejszość polską zamieszkałą na terenie Niemiec.
Dziś Związek Polaków w Niemczech należy do: Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych, Związku Obrony Kresów Zachodnich i Polskiego Związku Zachodniego. Prezesem ZPwN jest aktualnie pan Marek Wójcicki.
Leszek Wątróbski
Szczecin
Łódką przez Atlantyk...
Tym razem chciałbym podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami z tegorocznego rejsu żeglarskiego przez Atlantyk. Ale nie w formie opowieści marynistycznej, ale prostej gawędy o ludziach, naszych rodakach połączonych wspólną pasją – uprawianiem żeglarstwa.
Heniu Szukiel z Toronto, członek Polish Canadian Yacht Club "White Sails", uczestnik wyprawy Hudson Bay 2005 ,z pewnością dobrze zapamięta rok 2012, kiedy to na małym jachcie s/y "High Priority" (Dufour 35) przebył ponad 5000 mil morskich (9000 km).
http://www.goniec24.com/nieruchomosci/itemlist/tag/polonia%20w%20swiecie?start=430#sigProIdba5ea09074
W pierwszym etapie z Nowego Jorku do Halifaxu towarzyszyli mu koledzy z Toronto – kpt. Wojciech Guziołek, kpt. Wojciech Samborski oraz żeglarz z Białegostoku Darek Skowroński. Było zimno i mgliście, a z południa postępował za nimi cyklon tropikalny "Beryl".
Z Halifaxu żeglował następnie na trasie St. John's (Nowa Fundlandia) – Azory – Lizbona – Brest – i wreszcie rodzinny Gdańsk. Pod żurawiem na Motławie zakończył długą podróż, wypełniając tym samym staż na stopień kapitański. Muszę przyznać, że Heniu wykazał niezwykły hart ducha. Już w czasie etapu do Halifaxu niefortunnie upadł na pokład i złamał dwa żebra. Kontynuował podróż i bez słowa skargi wykonywał wszystkie zadania żeglarskie. Wiemy, jak dokuczliwa jest ta dolegliwość w normalnych warunkach – wyobraźmy sobie jednak przebywanie na jachcie kołysanym przez oceaniczne fale i wiatr o sile huraganu. Mamy wtedy prawdziwe morskie rodeo, a żeglowanie kojarzy się raczej z jazdą na byku. W rejonie Nowej Fundlandii jacht żeglował w obszarze działania cyklonu "Chris", huraganu I klasy, co oznacza wiatry o prędkości 64-82 kt (węzłów), czyli 119-153 km/h. Ze względu na dużą siłę wiatru i zafalowanie był to dobry sprawdzian dla jachtu i załogi. Drogi Heniu – pozdrawiamy Panie Kapitanie.
Polonijne asocjacje dotyczą również naszych "lekarzy okrętowych" ginekologów położników z Białegostoku – doktora Cezarego Wróblewskiego (właściciela jachtu) oraz doktora nauk medycznych Maćka Tomaszewskiego.
Cezary kilkanaście lat mieszkał w Nowym Jorku – z zamiłowania żeglarz, ale również znakomity twórca modeli statków i samolotów, muzyk instrumentalny oraz rajdowiec i mechanik, który potrafi błyskawicznie rozłożyć i złożyć cały silnik samochodowy.
Maciek zaś odbywał w USA praktyki medyczne, studiował i bronił swojej pracy doktorskiej. W wolnym czasie – mistrz gotowania. Zręcznymi dłońmi potrafi wyczarować najbardziej ekskluzywne potrawy. Kursy mistrzowskie ukończył u największych kucharzy świata. Perfekcjonista w każdym calu. Wraz z ojcem i bratem prowadzą w Białymstoku prywatną klinikę położniczą na najwyższym poziomie, znaną daleko poza granicami kraju.
Dzięki znajomości języka angielskiego obaj z łatwością korzystają ze światowej literatury medycznej w dziedzinie najnowszych osiągnięć. Łączy ich też inna ważna lekarska cecha – niezwykłe zdolności manualne, bardzo ważne u położników.
Koniecznie muszę wspomnieć o jeszcze jednej znaczącej postaci, kapitanie Edwardzie Walentynowiczu z Halifaxu, który co prawda nie należał do załogi rejsu, ale wywarł niezatarte wrażenie. Skromny i rzeczowy, pełen kultury i uroku, a jednocześnie człowiek twardy i odporny w zetknięciu z oceanicznym żywiołem. Pomagał nam w przygotowaniach do rejsu, a my grzaliśmy się w cieple jego serdecznej osobowości. Zauważyliśmy, że nasz rodak stanowi dla miejscowych żeglarzy (a są to jedni z najlepszych na świecie) wzór dobrego żeglarza.
Wypada powtórzyć słowa Marii Dąbrowskiej "Naród, który ma takich synów, zasługuje na szacunek". Proszę o wybaczenie tych, którzy nie zostali wymienieni ze względu na wybiórczy z konieczności charakter tego szkicu. Szczegółowe informacje o rejsie można znaleźć na portalu: www.rejspodlasia.pl
kpt. Grzegorz Bińczyk
Tablica pamiątkowa w Kaštele koło Splitu oraz Jubileusz Związku Polaków w Niemczech "Rodło" (cz.1)
W tamtejszym kościele parafialnym odsłonięto tablicę pamiątkową z okazji 500. rocznicy nadania polskiego tytułu szlacheckiego i herbu przez polskiego króla Zygmunta I w roku 1512 w Krakowie Ivanu Stafileo (1472–1528) – szybenickiemu biskupowi i papieskiemu legatowi, humaniście, arcydiakonowi trogirskiemu, założycielowi Kaštele. Tablicę pamiątkową ufundowało miasto Kaštele oraz Polskie Towarzystwo Kulturalne "Polonez".
Jak nas poinformowała pani Monika Waligórska – wiceprezes PTK "Polonez", na uroczystość zostały zaproszone władze miasta Kaštele. Przybyli: burmistrz Joško Berket, wiceburmistrz Marinka Parčina i drugi wiceburmistrz Marinko Kovačev oraz delegacja z Krakowa: wicemarszałek województwa małopolskiego Wojciech Kozak, konsul honorowy Chorwacji w Krakowie Paweł Włodarczyk oraz konsul RP z Zagrzebia Janusz Tatera. Podczas odsłonięcia był również obecny wojewoda województwa splicko-dalmatyńskiego Ante Sanader. Uroczystość rozpoczęła się odśpiewaniem hymnu polskiego i chorwackiego
Bohater chorwacki, któremu 500 lat temu nadano polski tytuł szlachecki, urodził się w Kastelu Stafiliciu, założonym przez jego ojca Stjepana Stafileo. Był biskupem szybenickim, następnie legatem papieskim, profesorem prawa kanonicznego, członkiem roty rzymskiej. Pełnił wiele funkcji dyplomatycznych. Był delegowany do licznych dworów królewskich w Europie – m.in. na dwór polski za panowania Zygmunta I. Tam też udzielił, w roku 1512, ślubu Zygmuntowi I z jego pierwszą żoną Barbarą Zápolyą.
Za szczególne zasługi został mu nadany tytuł szlachecki i herb orła w koronie oraz została podarowana ikona Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Ikona, wg wierzeń ludności zamieszkującej miasto Kaštele, uratowała ich od najazdów tureckich. Dlatego też co roku odbywa się tam procesja ku jej czci. (LW)
(zdjęcia ze zbioru M. Waligórskiej)
• • •
Związek Polaków w Niemczech "Rodło" obchodzi w tym roku jubileusz swego 90-lecia. Organizacja powstała w roku 1922. Jej siedzibą, do wybuchu II wojny światowej w roku 1939, był Berlin (ul. Potsdamerstraße 118b). Główną rolę odgrywał w nim Jan Barszczewski, przedstawiciel mniejszości polskiej z terenów Prus Wschodnich, oraz Jan Kaczmarek z Westfalii. Od roku 1933 symbolem Związku Polaków w Niemczech jest "Rodło". Znak "Rodła" powstał po przejęciu władzy w Niemczech przez Hitlera. Naziści w ramach likwidacji struktury organizacyjnej Republiki Weimarskiej zmieniali także symbolikę wszystkich niemieckich organizacji i instytucji. Obowiązywał także pruski zakaz używania przez Polaków w Niemczech znaku Orła Białego. Związek Polaków w Niemczech stanął więc wobec problemu zaakceptowania nazistowskiej symboliki. W ocenie zarządu organizacji, akceptacja ta byłaby zgodą na totalną germanizacją związku oraz utratę jej polskiego charakteru. Dlatego też z inspiracji dr. Jana Kaczmarka działacze organizacji postanowili utworzyć nowy znak, który umożliwi obejście wszystkich zakazów, a jednocześnie będzie podkreślał narodowy charakter organizacji. W ten sposób dzięki współpracy i inwencji wielu członków Związku Polaków w Niemczech powstało "Rodło" przedstawiające bieg Wisły i zewnętrznie wyglądające jak pół zmodyfikowanej swastyki. W ten sprytny sposób Polacy w Niemczech uniknęli przyjęcia symboliki nazistowskiej. W rzeczywistości bowiem pozornie podobny znak oznaczał łączność Polaków z Niemiec z Macierzą i był przeciwstawiany swastyce. Jak podaje Weichsel-Bruder, Niemcy (...) początkowo nie bardzo rozumieli, co przedstawia ten znak. Niektórzy nawet uważali, że to pół swastyki. Inni, gdy się zorientowali, że ukazuje Wisłę, mówili na nas, że jesteśmy wiślanymi braćmi. Symbol został jednogłośnie przyjęty przez zarząd związku. Pozostała jednak kwestia nazwania nowego znaku. Zadanie to zlecono Edmundowi Osmańczykowi. W wyniku kolejnej debaty na temat nazwy skrzyżowano nazwę staropolskiego herbu rodowego "Rodnicy" ze słowem "Godło". Ostatecznie na nazwę RODŁO złożyły się dwa słowa: ROdzina (Ród) i goDŁO. W sierpniu 1932 roku kierownictwo Związku Polaków w Niemczech przyjęło je za znak wszystkich Polaków Związku Polaków w Niemczech. Związek rozwijał się i rósł w siłę. Tak było do wybuchu II wojny światowej. W marcu zaś 1938 roku, podczas I Kongresu Związku Polaków w Niemczech, który się odbył w Teatrze Ludowym w Berlinie, uchwalono Pięć prawd Polaka, które stanowiły ideową podstawę działalności Związku. Prawdy uchwalone na Zjeździe w Berlinie brzmiały następująco: pierwsza: Jesteśmy Polakami; druga: Wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci; trzecia: Polak Polakowi bratem; czwarta: Co dzień Polak Narodowi służy i piąta: Polska Matką naszą – nie wolno mówić o Matce źle!
Związek podzielony był na 5 dzielnic: dzielnica I z siedzibą w Opolu (obejmowała tereny Śląska Opolskiego) i liczyła ponad 5 tys. członków zgrupowanych w 104 kołach, co dawało w sumie 16,5 proc. ogólnej sumy członków organizacji; dzielnica II (Brandenburgia z Berlinem, Saksonią, Hamburgiem, Dolnym Śląskiem, Pomorzem i Marchią Graniczną Poznań-Prusy Zachodnie) liczyła ponad 6 tys. członków. Dzielnica III (Bochum) obejmowała natomiast Westfalię, Nadrenię, Badenię i Palatynat – w 160 kołach 13 tys. członków. Dzielnica IV (Olsztyn i Prusy Wschodnie z Warmią, Mazurami i Powiślem) liczyła prawie 4 tys. członków. I wreszcie dzielnica V (Pogranicze z siedzibą w Złotowie) – prawie 3 tys. członków.
Z chwilą wybuchu II wojny światowej rozpoczęły się aresztowania członków. Na podstawie Rozporządzenia Rady Ministrów dla obrony III Rzeszy (z dnia 27 lutego 1940 roku) Związek został zdelegalizowany, a jego majątek skonfiskowany. Część działaczy rozstrzelano, a ok. 1200 członków uwięziono w obozach koncentracyjnych. Całkowitą liczbę prześladowanych szacuje się na co najmniej 2000 osób. Straty materialne poniesione przez polską mniejszość narodową w Niemczech, spowodowane konfiskatą majątku, wyceniane są na co najmniej 8,45 miliona reichsmarek. Po zakończeniu II wojny światowej, w roku 1945, Związek wznowił działalność w zachodniej strefie okupacyjnej Niemiec. W roku 1950 ZPwN został zarejestrowany w RFN, początkowo z siedzibą we Frankfurcie nad Menem, a od 1956 roku siedzibą Związku Polaków w Niemczech jest Bochum. W 1950 roku, w wyniku rozłamu na tle stosunku do komunistycznych władz ówczesnej Polski, powstał Związek Polaków "Zgoda" utrzymujący stosunki z PRL. Do chwili obecnej Polacy nie odzyskali oficjalnego statusu mniejszości narodowej w Niemczech, który został im odebrany przez nazistowskie władze III Rzeszy. (Cdn.)
Leszek Wątróbski
Szczecin
Jubileusz w Brzostowicy Wielkiej
Jubileusz 100. rocznicy poświęcenia kościoła obchodzony był niedawno w parafii Przemienienia Pańskiego w Brzostowicy Wielkiej w metropolii mińsko-mohylewskiej na Białorusi. Minął dokładnie wiek od momentu poświęcenia tamtejszej świątyni. Przygotowania do tego wielkiego jubileuszu trwały od kilku lat.
Ważnym punktem obchodów była uroczysta Msza św., której przewodniczył metropolita mińsko-mohylewski abp Tadeusz Kondrusiewicz. Wierni i goście uroczystości witali swego duszpasterza chlebem i solą, a najmłodsi wręczyli mu kwiaty.
Po krótkiej modlitwie przed ołtarzem miał miejsce koncert zorganizowany przez miejscowych nauczycieli muzyki. Wiernym zaprezentowano też historię świątyni i parafii.
Pierwszy drewniany kościół w Brzostowicy wzniesiono w roku 1495. Była to świątynia p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Natomiast obecny kościół p.w. Przemienienia Pańskiego został wymodlony przez tamtejszych wiernych zdecydowanie później – dopiero w roku 1912.
Świątynia była następnie zamieniona, w czasach ostatniej wojny światowej, na magazyn zboża. Dopiero niedawno, w roku 1991, ks. Kazimierz Żylis przy zamkniętych drzwiach odprawił tam pierwszą Mszę św. Uroczystego poświęcenia kościoła dokonał, tego samego roku, biskup grodzieński Aleksander Kaszkiewicz, który przywrócił świątyni jej pierwotne historyczne wezwanie: Przemienienia Pańskiego.
Obecnym proboszczem parafii jest ks. Waldemar Słota, który w roku 2006 rozpoczął remont kościoła i plebanii. W kościele pojawiły się więc nowe okna, a w prezbiterium – witraże z sylwetkami świętych Piotra i Pawła Apostołów. Zakupiono też nowe organy, a w budynku plebanii zorganizowano sale katechetyczne. Teraz odbywają się tam spotkania z dziećmi, młodzieżą i ministrantami. Na uroczystą Mszę św. jubileuszową przybyli do Brzostowicy Wielkiej liczni goście, a wśród nich m.in.: kapłani z diecezji, ojcowie redemptoryści pracujący na Białorusi oraz współbracia z Polski, a także potomkowie fundatorów kościoła – rodzina Kosowskich ze Stanów Zjednoczonych i setki wiernych.
Na początku uroczystej liturgii wicekanclerz kurii grodzieńskiej ks. Antoni Gremza przeczytał list od ks. bpa ordynariusza z błogosławieństwem pasterskim dla wszystkich przybyłych, podkreślając jednocześnie wielkie dzieło odbudowania świątyni i jej duchowy wzrost. Następnie ks. abp Tadeusz Kondrusiewicz dołączył się do pozdrowień i zaznaczył, że ta świątynia "przeżyła swoją Kalwarię w XX w.". Dziękując proboszczowi za zaproszenie, metropolita mińsko-mohylewski wspomniał trudne czasy, kiedy ludzie przychodzili do niego i prosili o pomoc w odzyskaniu świątyni.
W czasie jubileuszu odczuwalny był wspólnotowy wymiar parafii. Wszyscy razem wychwalali Pana. Ksiądz arcybiskup, podczas kazania, podzielił się ze wszystkimi parafianami i gośćmi świadectwem wiary ludzi mieszkających na Białorusi. Przypomniał im, że to właśnie ich przodkowie już w XVI wieku myśleli o Bogu i świątyni. Metropolita zwrócił też uwagę na to, że kościół nie jest tylko pomnikiem architektury, lecz miejscem, w którym "powstaje żywa wspólnota".
Potem był czas na życzenia i podziękowania. Ciepłe słowa podziękowań skierowane zostały do wszystkich obecnych. Wierni dziękowali też arcybiskupowi za przybycie, a proboszczowi za opiekę duchową.
Przepiękna uroczystość trwała niemal cały dzień. Była też, na jej zakończenie, procesja oraz błogosławieństwo wiernych, które stało się znakiem obecności Boga na ziemi brzostowickiej.
Leszek Wątróbski (Szczecin)
Otwarcie Centrum Edukacyjnego PMS w Grodnie
Polska Macierz Szkolna w Grodnie ma własne Centrum Edukacyjne. Dzięki ludziom dobrej woli tamtejsza młodzież polska otrzymała wspaniałą możliwość poznawania tajników języka ojczystego, historii i kultury w godnych warunkach, a wszyscy Polacy – swój drugi dom.
Zjednoczenie Społeczne "Polska Macierz Szkolna" powstało w roku 1996 i od tego czasu jego działalność objęła swoim zasięgiem całą Białoruś. Dla działaczy PMS był to bardzo trudny czas. Działalność Zjednoczenia zaczęła się od zaciągania długów. Jednak idea budowy własnego ośrodka edukacyjnego towarzyszyła istnieniu organizacji od samego początku. Brak stałej siedziby uniemożliwiał realizację wszystkich planów, a także poszerzenie działalności i pełny rozwój organizacji.
Polska Macierz Szkolna tradycje działalności oświatowej wywodzi od 1905 roku. Przechodząc różne koleje w rozwoju swej działalności, dopiero w warunkach niepodległej Polski rozwinęła pełnię form pracy oświatowej, obejmując swym zasięgiem trzecią część obszaru kraju.
Głównym celem działalności Zjednoczenia jest krzewienie i popieranie oświaty w duchu chrześcijańskim i narodowym, poprzez zakładanie i utrzymywanie ochronek, szkół ludowych, kursów dla dorosłych analfabetów, szkół ochronek i seminariów nauczycielskich, czytelni ludowych i bibliotek, szkół średnich i wyższych wszelkich typów. PMS zakłada także domy ludowe i prowadzi odczyty i wykłady. PMS wydawała także i upowszechniała polskie podręczniki i czasopisma naukowe, pedagogiczne i ludowe. W miarę możliwości udziela kształcącej się młodzieży stypendiów, zapomóg i wszelkiej pomocy naukowej.
Polską Macierz Szkolną, po likwidacji przez władze rosyjskie, reaktywowano w kwietniu 1916 roku i w tym samym miesiącu (28 kwietnia) powołano Radę Nadzorczą i Zarząd Główny, który w 1919 roku ukonstytuował się ponownie.
Najmniejszą jednostką organizacyjną PMS były koła, których zasady tworzenia zostały określone w statucie z roku 1917. PMS posiadała trzy typy szkół, do których zaliczano koła oświatowe, opiekuńcze i oświatowo-opiekuńcze. Do podstawowych zadań kół należało prowadzenie bibliotek, akcji odczytowych, kursów dla analfabetów dorosłych bądź tworzenie szkół czy zakładanie burs, w zależności od miejscowych potrzeb oświatowych.
Wśród innych oddziałów PMS w dwudziestoleciu międzywojennym ożywiona praca prowadzona była w grodzieńskim Oddziale Polskiej Macierzy Szkolnej założonym 24 grudnia 1918 roku. Prezesem oddziału, niezmiennie aż do rozwiązania w 1939 roku, był ks. kanonik Antoni Kuryłłowicz.
Po zakończeniu wojny Kresy Wschodnie weszły w skład ZSRS. Ostatnia polska szkoła została przymusowo zamknięta w roku 1949. Sytuacja była gorsza niż za czasów zaboru rosyjskiego.
Azylem dla Polaków stał się w tamtych czasach Kościół katolicki. Więzi, które powstały jeszcze wcześniej za czasów zaboru rosyjskiego między Kościołem katolickim a ludnością polską na Kresach, okazały się nadal żywe, a modlitewnik stał się polskim elementarzem dla trzech pokoleń Polaków.
Czasy pierestrojki wykazały, że polska mniejszość narodowa nie zatraciła do końca poczucia świadomości odpowiedzialności za własny los. Gdy okazało się, że proces odwilży jest trwały, oddolnie zaczęły powstawać polskie organizacje kulturalno-oświatowe, najpierw w Lidzie, potem w Baranowiczach, Grodnie, Brześciu i Mińsku, które dały początek Związkowi Polaków na Białorusi, zarejestrowanemu przez władze po długich staraniach dopiero w roku 1991.
Odrodzenie szkolnictwa polskiego zaczęło się od wprowadzenia języka polskiego na zdecydowane żądanie rodziców w roku szkolnym 1987/88 do pierwszych szkół państwowych w Łosośnie i Soniczach w obwodzie grodzieńskim. Zapoczątkowany ruch był oddolny i silny.
W roku 1992 powstały pierwsze dwie klasy z polskim językiem wykładowym: w szkole średniej nr 3 i szkole średniej nr 22 w Grodnie, a w następnym roku dodatkowo powstały klasy polskie w szkołach nr 17 i 25 w Grodnie, w Wołkowysku w szkole nr 2, w Mińsku w szkole nr 1, w Brześciu w szkole nr 9, Nowogródku, Sopoćkiniach, Lidzie, Bolciszkach i Paszkiewiczach rejonu woronowskiego. Władze przystały na zaproszenie nauczycieli klas początkowych z Polski. W tych latach dał się zauważyć szybki rozwój innych form nauczania języka polskiego. Doszło też w tamtym czasie do założenia Związku Polaków na Białorusi (ZPB).
Działacze tzw. nurtu oświatowego w ZPB zdawali sobie sprawę z ewentualnych zagrożeń, które mogły stać się ich udziałem. Ochrona odradzającej się oświaty pod płaszczem organizacji apolitycznej, mającej duże doświadczenie pracy, stawała się koniecznością. W środowisku oświatowym zastanawiano się nad możliwością założenia organizacji na wzór Macierzy Szkolnej. Projekt statutu został przedstawiony w Zarządzie Głównym ZPB, w którym zakładano współdziałanie PMS z ZPB.
Na zjeździe sprawozdawczym ZPB padła propozycja utworzenia samodzielnej organizacji oświatowej i w głosowaniu przytłaczającą większością głosów zdecydowano o transformacji Towarzystwa Przyjaciół Polskiej Szkoły w Stowarzyszenie "Polska Macierz Szkolna". W dalszym toku zjazdu, który przekształcił się w konferencję założycielską Polskiej Macierzy Szkolnej, uchwalono statut i wybrano władze. Na prezesa nowej organizacji został wybrany Stanisław Sienkiewicz, który kierują nią do dnia dzisiejszego. (Cdn.)
Tekst i zdjęcia Leszek Wątróbski