Tym razem chciałbym podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami z tegorocznego rejsu żeglarskiego przez Atlantyk. Ale nie w formie opowieści marynistycznej, ale prostej gawędy o ludziach, naszych rodakach połączonych wspólną pasją – uprawianiem żeglarstwa.
Heniu Szukiel z Toronto, członek Polish Canadian Yacht Club "White Sails", uczestnik wyprawy Hudson Bay 2005 ,z pewnością dobrze zapamięta rok 2012, kiedy to na małym jachcie s/y "High Priority" (Dufour 35) przebył ponad 5000 mil morskich (9000 km).
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/1492-%c5%82%c3%b3dk%c4%85-przez-atlantyk#sigProIdba5ea09074
W pierwszym etapie z Nowego Jorku do Halifaxu towarzyszyli mu koledzy z Toronto – kpt. Wojciech Guziołek, kpt. Wojciech Samborski oraz żeglarz z Białegostoku Darek Skowroński. Było zimno i mgliście, a z południa postępował za nimi cyklon tropikalny "Beryl".
Z Halifaxu żeglował następnie na trasie St. John's (Nowa Fundlandia) – Azory – Lizbona – Brest – i wreszcie rodzinny Gdańsk. Pod żurawiem na Motławie zakończył długą podróż, wypełniając tym samym staż na stopień kapitański. Muszę przyznać, że Heniu wykazał niezwykły hart ducha. Już w czasie etapu do Halifaxu niefortunnie upadł na pokład i złamał dwa żebra. Kontynuował podróż i bez słowa skargi wykonywał wszystkie zadania żeglarskie. Wiemy, jak dokuczliwa jest ta dolegliwość w normalnych warunkach – wyobraźmy sobie jednak przebywanie na jachcie kołysanym przez oceaniczne fale i wiatr o sile huraganu. Mamy wtedy prawdziwe morskie rodeo, a żeglowanie kojarzy się raczej z jazdą na byku. W rejonie Nowej Fundlandii jacht żeglował w obszarze działania cyklonu "Chris", huraganu I klasy, co oznacza wiatry o prędkości 64-82 kt (węzłów), czyli 119-153 km/h. Ze względu na dużą siłę wiatru i zafalowanie był to dobry sprawdzian dla jachtu i załogi. Drogi Heniu – pozdrawiamy Panie Kapitanie.
Polonijne asocjacje dotyczą również naszych "lekarzy okrętowych" ginekologów położników z Białegostoku – doktora Cezarego Wróblewskiego (właściciela jachtu) oraz doktora nauk medycznych Maćka Tomaszewskiego.
Cezary kilkanaście lat mieszkał w Nowym Jorku – z zamiłowania żeglarz, ale również znakomity twórca modeli statków i samolotów, muzyk instrumentalny oraz rajdowiec i mechanik, który potrafi błyskawicznie rozłożyć i złożyć cały silnik samochodowy.
Maciek zaś odbywał w USA praktyki medyczne, studiował i bronił swojej pracy doktorskiej. W wolnym czasie – mistrz gotowania. Zręcznymi dłońmi potrafi wyczarować najbardziej ekskluzywne potrawy. Kursy mistrzowskie ukończył u największych kucharzy świata. Perfekcjonista w każdym calu. Wraz z ojcem i bratem prowadzą w Białymstoku prywatną klinikę położniczą na najwyższym poziomie, znaną daleko poza granicami kraju.
Dzięki znajomości języka angielskiego obaj z łatwością korzystają ze światowej literatury medycznej w dziedzinie najnowszych osiągnięć. Łączy ich też inna ważna lekarska cecha – niezwykłe zdolności manualne, bardzo ważne u położników.
Koniecznie muszę wspomnieć o jeszcze jednej znaczącej postaci, kapitanie Edwardzie Walentynowiczu z Halifaxu, który co prawda nie należał do załogi rejsu, ale wywarł niezatarte wrażenie. Skromny i rzeczowy, pełen kultury i uroku, a jednocześnie człowiek twardy i odporny w zetknięciu z oceanicznym żywiołem. Pomagał nam w przygotowaniach do rejsu, a my grzaliśmy się w cieple jego serdecznej osobowości. Zauważyliśmy, że nasz rodak stanowi dla miejscowych żeglarzy (a są to jedni z najlepszych na świecie) wzór dobrego żeglarza.
Wypada powtórzyć słowa Marii Dąbrowskiej "Naród, który ma takich synów, zasługuje na szacunek". Proszę o wybaczenie tych, którzy nie zostali wymienieni ze względu na wybiórczy z konieczności charakter tego szkicu. Szczegółowe informacje o rejsie można znaleźć na portalu: www.rejspodlasia.pl
kpt. Grzegorz Bińczyk