A+ A A-
piątek, 05 październik 2018 15:03

ZATROSKAŃCY

ligezaNie ma to, tamto: światłym pod przewodem premiera Morawieckiego Mateusza, nasz rząd tak rozpędził się w spełnianiu obietnic, że dziś spełnia również te obietnice, których obiecywał nie spełniać.

Ho-ho, tak-tak. Wieczni malkontenci utyskują nawet, że w grudniu 2017 roku partia Prawo i Sprawiedliwość po prostu oddała władzę. Aż chciałoby się zakrzyknąć: takie cuda tylko w Polsce pod rządami Dobrej Zamiany, ciągle jeszcze nie wiedzieć czemu zwanej Zjednoczoną Prawicą. Ale dziś nie chcę pisać o “taśmach z Morawieckim”. Wszyscy o tym piszą, a słowa premiera nigdzie nie ucieknie, nawet jeśli taśmy, nieprawdaż, spłoną. Czy kiedy zaleją je fekalia. Czy tam jeśli stenogramy zaginą. Więc.

Otóż więc, w minioną środę Sejm zajmował się obywatelskim projektem nowelizacji ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. W projekcie przewidziano – uwaga, uwaga – likwidację obowiązku szczepień ochronnych. Abstrahując od rozstrzygnięcia, któremu, swoją drogą, warto byłoby poświęcić odrębny tekst, portal zwany Złonetem opublikował łkania redaktora Patryka Motyki, zatytułowane “Nie bijcie w szczepionkę”. Zaczął autor od łgarstwa, zwąc ludzi zatroskanych o zdrowie swoich dzieci i zakochanych w idei osobistych wolności “antyszczepionkowcami”, a zaraz potem dodał, jakoby “w gronie naukowym” nazywano takich “proepidemikami”. Z kolei mieliśmy do czynienia z równie rytualnymi rzężeniami – czy to o “nienaukowości badań świadczących o szkodliwości szczepień”, czy to na temat szczepionek w kontekście “wielokrotne obalanych teorii o powodowaniu przez nie autyzmu”, i tak dalej, i tak dalej.
Następnie nasz milusiński wziął do rąk rurę z gatunku tych najgrubszych: “Jak to właściwie jest z tymi NOP?” – zapytał i zaraz odpowiedział, tym razem akurat nie kłamiąc: “Zgodnie ze statystykami, niepożądane reakcje poszczepienne, które wymagają podjęcia interwencji medycznej (najczęściej łagodne reakcje immunologiczne) występują z częstotliwością 1 na 10 tys. zaszczepień”. Ani słowa o tym, że NOP zgłaszają lekarze, zezwalający na szczepienie danego dziecka, którzy jacy są, tacy są, ale do samobójców nie należą i w sytuacji konfliktu interesów (zgłosić NOP, narażając się na uciążliwe kontrole czy bagatelizować bądź milczeć?) wybiorą swój interes, a nie interes dziecka. Judymom pomarło się zaraz po dinozaurach. A nawet jeśli nieco później, i tak żaden Judym nie żyje od dawien dawna. Motyka nie zauważył też słonia w sklepie z klockami Lego, czy tam z porcelaną, w postaci konsekwencji odautorskich relacji: skoro nie zgłasza się NOP, czy dane statystyczne dotyczące NOP mogą być wiarygodne?

Postąpmy krok dalej. “Nie ma znaczenia, czy mówimy o szczepionkach skojarzonych czy pojedynczych, rtęciowych (w istocie zawierają znacznie mniej rtęci niż puszka tuńczyka - red.), czy konserwowanych w inny sposób” – rzecze redaktor Patryk, i tu rewelacyjne wydaje się porównanie. Boć chociaż nie można zaprzeczyć, że w szczepionce jest znacznie mniej rtęci niż w puszce tuńczyka, to kto pakuje sobie puszkę tuńczyka do krwi, przegryzając szczepionką? Raczej mało kto, jak podejrzewam. Nikt – z tego co wiem. Po co zatem te paralele? Po to, że wizualizacja przemawia, nawet jeśli merytorycznie jest fałszywa w sposób oczywisty.

Albo weźmy zdanie Motyki, mówiące, że: “wolność jednostki w perspektywie długofalowej oznaczać może dramat całego społeczeństwa”. Niby czemu ”może oznaczać”? Oznacza, do tego w każdej perspektywie. Kto płaci za brak odpowiedzialności głupawej chłopaterii, skaczącej głową naprzód do płytkiej wody i w konsekwencji sparaliżowanych do końca życia? Całe społeczeństwo płaci. Kto płaci za leczenie ofiar wypadków drogowych spowodowanych przez pijanych kierowców? Także całe społeczeństwo. A za nierozsądne zadłużanie państwa przez rządzących, w perspektywie długofalowej na pewno oznaczające dramat całego społeczeństwa? I tu też płaci całe społeczeństwo. I tak dalej, i tak dalej.

“Na swojej drodze spotkałem wiele autorytetów z dziedziny biochemii, immunologii i pokrewnych im dziedzin” – rzecze dalej Motyka Patryk. “Profesorów akademickich, naukowców cytowanych w wielu przełomowych pracach. Idę o zakład, że na pytanie o największe odkrycie ludzkości w dziedzinie epidemiologii, immunologii, a może i nawet całej medycyny, najczęściej słyszaną odpowiedzią będzie: szczepionka. Opinii negatywnych na jej temat w tym środowisku nie usłyszymy w ogóle”. Jasne, że odwołania do autorytetu zabraknąć nie mogło. Tania sztuczka, tym bardziej, że żaden autorytet z wymienionych dziedzin, w odpowiedzi na pytanie o “największe odkrycie ludzkości w dziedzinie epidemiologii, immunologii, a może i nawet całej medycyny”, nie powie “szczepionka”, wskazując raczej tę konkretną – dajmy na to przeciwko wściekliźnie. Podawaną by uchronić przed chorobą, a nie przed statystycznie wyliczalnym “prawdopodobieństwem zachorowania”.

Konkluzja autorskiego komentarza “redaktora Onet Wiadomości”, brzmi: “Za jakiś czas mamy przestać przestawiać zegarki. Niewykluczone, że ustawa o zniesieniu obowiązku szczepień każe nam w przyszłości cofnąć zegary o ponad 220 lat”.

Oto współczesne dziennikarstwo komentujące, dające się zripostować jednym słowem: koszmar. Od tego rodzaju zatroskańców strzeż nas, Panie. Nic tylko uciekać, głośno krzycząc, bliźnich przed wykwitami Złonetu uprzedzając. Co też z przyjemnością uczyniłem.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 28 wrzesień 2018 08:08

Szechter kina

ligezaIstnieją ludzie z umysłami ostrymi jak przegniłe banany i nic na to poradzić nie można. Jeśli do tego są to ludzie złej woli – zaradzać temu nie warto nawet próbować. 

Przeciwnie, wówczas trzeba nauczyć się takich ludzi w miarę szybko rozpoznawać, a następnie omijać jak najszerszym łukiem, głośno przy tym krzycząc, by przed czynami człowieka złej woli ostrzec bliźnich. I tak, może nie tyle krzycząc, co symbolicznie podnosząc głos, poświęćmy dziś chwil parę postaci Salvadora Dali. 

        Żartuję oczywiście, a to, przeczytawszy u Gabriela Maciejewskiego, że Salvador Dali przez całe życie usiłował namalować taką sugestywną kupę, by widz dał się nabrać, i że Wojciech Smarzowski musi mieć podobną obsesję. Więc. 

        Skoro więc Smarzowski, zaraz wiadomo o co chodzi: o “Kler”, film wyreżyserowany nam przez pana obsesjonata-ateistę Wojciecha według scenariusza samego pana reżysera plus drugiego pana Wojciecha, Rzehaka, jeszcze większego obsesjonisty, z powołania ewangelika. Czy tam protestanta. Czy tam jednego i drugiego, bo ja prosty katolik rzymski jestem, więc nie odróżniam za bardzo tego, co przez sito pana Lutra na świat wypadło. 

        Czy przekonania obu panów to są właśnie te powody, dla których wspomniany wykwit sztuki filmowej jak mało który podsumować się daje terminem “wymiociny”? Po potwierdzenie należałoby udać się do lekarzy psychiatrów, wszelako czasu na to szkoda. Lepiej przypomnijmy sobie, jak to wyglądało całkiem niedawno: “Wo-łyń! Sma-rzow-ski! Wo-łyń! Sma-rzow-ski!”. I tak dalej, i tak dalej. Tak było, ale się zmieniło. Irena Szafrańska: Proszę mi przypomnieć, kto się zachwycał reżyserem Smarzowskim jak kręcił Wołyń?”. Marzena Paczuska: “To nie ma nic do rzeczy w tej chwili”. Szafrańska: “Ależ ma. Do takich filmów wybiera się tylko sprawdzonych towarzyszy (...). Smarzowskiego wystarczy odciąć od publicznej kasy”. Krzysztof Ligęza: “Właśnie w dostępie do publicznej kasy tych i owych, mamy problem. Cała reszta to konsekwencje”. 

        Tak, dobrze znam te argumenty: “Najpierw przeczytaj, najpierw zobacz, najpierw wysłuchaj. Potem krytykuj”. A to dlaczego, że tak nachalnie zapytam? Człowiek przyzwoity, acz nawet niespecjalnie rozgarnięty, dostrzeże walące mu się na głowę poszlaki, umożliwiające dokonanie oceny a priori. Człowiek przyzwoity i oczytany natychmiast przypomni, sobie i innym, staropolskie powiedzenie mówiące o tym, że do zła należy odwracać się plecami, zaś najbanalniejsze z banalnych wyjaśnienie powyższego brzmi: ze złem nie rozmawiamy, ponieważ taka rozmowa, nie zmieniając zła, z wielkim prawdopodobieństwem zmieni nas. Zło albowiem i silniejsze jest od nas wszystkich razem wziętych, i mądrzejsze. Przekonanie, że wygramy z inteligencją większą od siebie, a co najmniej, że z nią nie przegramy, przekonanie takie, powtarzam, to wyraz pychy, która zawsze przywiedzie spryciarza w otchłań. Zawsze. 

        Franciszek Kucharczak: “to nie jest obojętne, komu pozwalam do siebie mówić i jakie treści wpuszczam do swojego umysłu. I nie jest obojętne, z kim wchodzę w dialog, choćby tylko myślowy. Po co mi trucizna od samego rana?”. Słusznie. Albo inaczej: kiedyś człowiek stawał się tym, co jadł. Dziś stajemy się tym, co myślimy – i dlatego tak ważne jest czego słuchamy, co czytamy i co oglądamy, i z kim wymieniamy słowa i myśli. Bo właśnie to czyni nas tymi, którymi byliśmy, jesteśmy i którymi będziemy. Dlatego tak samo jak musimy uczyć się odróżniać dobro od zła, tak samo musimy rozpoznawać czego słuchać, co czytać i co oglądać warto, a czego nie i dlaczego. A nie słuchać, czytać i oglądać jak leci, żeby potem “móc oceniać”. Powtarzam: musimy odróżniać dobro od zła i musimy rozpoznawać czego słuchać, co czytać i co oglądać, a czego nie i dlaczego. A nie słuchać, czytać i oglądać jak leci, żeby potem “móc oceniać”. 

        Tomasz Raczek: “Pamiętajmy: nowy film Wojtka Smarzowskiego pt. KLER trzeba obejrzeć koniecznie, niezależnie od tego kto i co będzie pisał, jak protestował, rozsierdzał się i pomstował. Trzeba zobaczyć i już. A potem rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. I nie zapominać”. A juści. Żeby formułować podobny przekaz, naprawdę trzeba mieć odbiorców przekazu za idiotów. Lecieć, pędzić, łepetynę do szamba pchać, bo Tomasz Raczek wepchnął i zachwycił go smród? Nonsens. 

        Kiedyś, kiedyś, powiedzmy: dawno, dawno temu, powiedzmy: gdy za naszymi oknami pasły się jeszcze dinozaury, wówczas człowiekowatego nie ogarniającego, że nie wolno prowokować większości plemienia szarganiem wartości konstytuujących to plemię, taki egzemplarz człowiekowatego wspomniane plemię wyganiało hen, a tam gościa rozszarpywały jakieś troglodyty – i mowy nie było o przekazywaniu następcom wątpliwej jakości genów, zabójczych dla trwałości i jakości wspólnoty. Niestety, człowieki troglodytowate wymarły, Smarzowski został. Jak go podsumował Mariusz Chojnicki: “Smarzol to czysty sataniuch. Szechter kina”. Zgoda. Nic po stroju, człek wór gnoju – dodam od siebie za Zygmuntem Glogerem i dość będzie o tym. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 21 wrzesień 2018 04:55

Zjazd

pruszynskiZjazd

Przyjechałem w sobotę. W poniedziałek zadzwoniłem do Biura Polonii Prezydenta o akredytacje. Tam skierowano mnie do Biura Marszałka Senatu, a oni do Wspólnoty Polskiej.

jeśli możesz pomóż nam

 

  • Odwiedziłem tę instytucję, by dowiedzieć się, że to Biuro Marszałka Senatu załatwia sprawy. Jednym słowem od Ajfasza do Kajfasza, a sprawa prosta. Nie chciano mi dać akredytacji. Tak więc Drodzy Czytelnicy olali mnie i Was. Z doświadczenia wiem, że takie numery mnie tylko na dobre wychodzą. Mam nadzieję też, że i Wy dojdziecie do tego wniosku. Amen


    Czy koniec Kołchoźnika

    O planach „wymiany” Alaksandra Łukaszenki, inkorporacji Białorusi do Rosji pod pozorami integracji i możliwej powtórce scenariusza ukraińskiego piszą białoruskie, czyli państwowe media, komentując raport rosyjskich analityków związanych z prestiżową moskiewską uczelnią i rosyjskim MSZ.

    Rozumiem, że biurokraci moskiewscy chcą integrować Białoruś w skład imperium. Pytanie co to w rzeczywistości da?

    Finlandia przez 100 lat była autonomiczną częścią Rosji i było wszystko OK, a nawet Finlandia dała Rosji ponad 100 generałów, w tym późniejszego bohatera narodowego Marszałka Mannerheima.

    Niestety w 1907 roku zniesiono autonomię Finlandii i natychmiast stosunki się pogorszyły i kraj ten został gniazdem niemieckich szpiegów.Podobna jest dziś sytuacja Białorusi. Można uznać ją za formę „ autonomii” względem Rosji. Ta forma odpowiada i biurokracji Łukaszenki i absolutnej większości narodu. Żyliśmy w takiej sytuacji blisko 27 lat i jest OK.

    Zmiana układu spowoduje tylko wielkie animozje i co dalej?

    Rozumiem, że Aleksander Łukaszenko zdenerwował Ruskich żądając coraz większego wsparcia ekonomicznego, ale nie widać następcy i to chyba najważniejszy powód, dla którego go zaraz nie obali Kreml. Pytanie kto na miejsce Kołchoźnika, nie bardzo widać kogoś, kogo Putin ma na oku i wie, że będzie grzecznie prowadził się na jego smyczy. Rozbabrana ekonomika Białorusi to też problem. Czy Putin chce ją brać na swe barki?

     

    Kto potrzebny komu?

    Jan Hartman znany lewak, szef polskiej masonerii i profesor UJ z łaski Lecha Kaczyńskiego 13 września w programie “Onet Rano.” wypowiadał się na temat polskiej polityki zagranicznej ostro ją krytykując oczywiście z zupełnie innego punktu widzenia niż ja. Mówił o tym, że Polskę zaproszono do Unii ale czy Polsce była potrzebna Unia i ile ona dała Polsce, a ile Polska Unii tego ten „gentelmen” nie powiedział i prawdę powiedziawszy nikt nie ocenił zysków i strat Polski. A szkoda.


    Z czym na lewaków

    Kogokolwiek nie lubią lewacy i inni polakożercy to zaraz okrzykują ich: antysemitą, rasistą, faszystą i co gorsze te „łatki” mają wszędzie negatywny wydźwięk, a bardzo trudno się od tych określeń obronić. Tymczasem czym można skutecznie obrzucać lewaków, bo samo określenie - lewak - nie śmierdzi tak jak powyższe. Można np. tłumaczyć termin KOD jak kretyni, ofermy, daltoniści, ale niewiele pożytku, jak jest z terminem „lemingi”. Co by zacząć zwać ich „płazy”? Pomyślcie Drodzy Czytelnicy może ktoś z was znajdzie odpowiedni termin dla tej gadziny?


    Sprawa pomników

    Czy można kochać Ruskich? Ale czy należy walczyć z pomnikami ich żołnierzy, którzy ginęli w Polsce, jeśli nie od kul niemieckich to od kul KGB, które stało za ich plecami?


    Ciekawe

    Pewien pan z NYC napisał do mnie szukając kontaktu z Grażyną Farmus. Potem wywiązała się korespondencja i dałem my dobre rady, jak wydać swą książkę tanio w Polsce. Gdy dowiedział się, że piszę na temat stosunków polsko-żydowskich nazwał mnie antysemitą i zerwał kontakt.

    Cóż, nie piszę o stosunkach polsko-żydowskich dla przyjemności, ale dla odparcia ponad stuletniej wojny, jaką z nami prowadzą. Bardzo, bardzo chętnie bym widział między nami, a nimi idealne stosunki, ale to zależy od nich, a nie nas Polaków.


    Nie nasi bliscy ale...

    Ostatnio widziałem w internecie sprawę oficerów Armii Czerwonej. Okazało się nie tylko na kilka lat przed wojną ich coś 50 000 aresztowano i moc zgładzono, ale nawet przed samą wojną w maju 1941 r. były czystki, a z nastaniem wojny z Hitlerem zaczęły głowy dowódców spadać, jak śliwki z drzew. Lata temu dokonano ich rehabilitacji, ale nie ma ich cmentarzy ani pomników choć KGB dobrze wie gdzie są ich zwłoki. Hitler był zbrodniarzem ale takich wyczynów nie można mu na „konto” zapisać, czyli hitlerowcy nie dorównywali komunistom w zbrodniach.


    Pat w Szwecji

    Po sporej klęsce socjalistów a równocześnie dobrych wyników ich przeciwników zanosi się na kryzys rządowy bo bardzo trudno stworzyć koalicje. Ile Szwecja będzie bez rządu ?


    U dentysty w Mińsku

    Mało kto zastanawia się z czego nieźle żyją dentyści na całym świecie. Oczywiście, z głupoty ludzkiej, bo najpierw nie czyścimy zębów, potem w porę ich stanu nie kontrolujemy. Co gorsza, nie tylko ja jestem w tym zakresie winny w bardzo znacznej mierze SOBIE.

    Byłem ostatnio u płatnego dentysty w Mińsku. Leczenie zęba trzonowego o dwóch kanałach kosztowało mnie 70 rubli, czyli prawie 30 kanadyjskich plastikowych dolarów. Potem proteza może będzie mnie kosztować dwa razy tyle, ale że to robie w Mińsku, a nie w Toronto to przeżyję.

    Gdybym nie miał lepszej rzeczy do robienia zająłbym się „zębną turystyką”, zwłaszcza, że miłościwie nam panujący Aleksander „Mniejszy” Łukaszenko otworzył wrota Mińska dla wszystkich nawet na 30 dni, z warunkiem, że trzeba przylecieć i odlecieć z tego miasta.


    Bezczelni i… głupi.

    Ukraińcy, jak to mówiono na Dzikim Zachodzie, stale strzelają sobie w stopę. Najpierw chcieli zablokować pokazanie w TV w Pradze polskiego filmu „Wołyń”, co zwiększyło jego oglądalność, a teraz żądają, by dano tyle samo czasu na wyjaśnienia ukraińskim historykom „prawdy”, o tym co się tam stało. Mam nadzieję. Daj Boże by Czesi przyjęli w połowie ich żądania i zorganizują dyskusję między polskimi, a ukraińskimi specami od tego tematu czyli jeszcze więcej ludzi dowie się, co tam się wtedy stało.


    Forum czy co?

    Skończył się kilkudniowy cyrk w Krynicy, na który przybyło wielu ponoć ważnych i decydujących ludzi opić się, a też najeść się do syta na koszt polskiego podatnika. Co na prawdę to dało, oprócz okazji poklepania się możnych po plecach?

Opublikowano w Teksty
niedziela, 23 wrzesień 2018 04:48

Znieuczciwienie

ligezaLudzie z rodzaju człowiekowatych, czy – trzymając się systematyki formalnej – z rzędu człowiekowatych (nie mylić z rządem), coraz częściej postępują nikczemnie, wpadając w lej znieuczciwienienia.

Utrzymują przy tym, że nie, nic podobnego, to nie boli. Nic a nic. W każdym razie nie od razu boli – dodają znacznie później i dużo ciszej, i wyłącznie ci, których uda się na powrót przyciągnąć do aksjologii. Powiedziałbym: ci, których na aksjologię uda się nawrócić. Pozostali giną w czarnej dziurze anomii, bezpowrotnie. Niestety: uczciwość to nie jest coś, o czym wiemy, że właśnie ją tracimy, czy że postradaliśmy ją już dawno. W końcu kto dziś przejmuje się aksjologią? To już większa grupa naszych bliźnich ogarnia tematy w rodzaju splątania kwantowego czy tak zwanych upiornych oddziaływań na odległość.

Właśnie ta niewiedza, o potrzebie i roli w egzystencji każdej wspólnoty wartości niezmiennych, trwałych i nie poddających się relatywizacji, najskuteczniej zabija. Nie samego człowieka, fizycznie, tylko człowieczeństwo w tymże człowieku. Zamieniając nieszczęśnika w... no właśnie, w co? W taboret? W kabriolet na pewno nie. I w tym samym kontekście: w tych okolicznościach przyrody koniecznie należy mówić to, co wymaga wypowiedzenia. Pamiętając, że to, co wymaga wypowiedzenia, tym bardziej wymaga przypominania. Więc.

Przypominam więc, że “Dobra zamiana”, czy jak tam brzmi to teraz, ukrywa całą serię działań, idących w poprzek zapewnieniom, oświadczeniom, deklaracjom i obietnicom adresowanym do środowisk, które Prawo i Sprawiedliwość wyniosły do władzy. Weźmy tylko tę jedną kwestię, która – jestem o tym przekonany – stanie się gwoździem do trumny PiS, to jest kwestię cichej realizacji programu imigracyjnego. Mówię “cichej”, ponieważ realizowanej bez informowania opinii publicznej. Wspomniałem o tym przed tygodniem: urzędnik ministerialny, wypowiadający zaledwie kilka zdań prawdy (czy Polska musi przyjmować imigrantów? Polska i musi, i nawet jeśli nie chce, to powinna chcieć; albo: lepiej przyjmować tańszych pracowników i utrzymywać niskie koszty produkcji przez to będziemy konkurencyjni), stracił stanowisko. Premier Morawiecki skinął dłonią (“Zagalopował się pan Chorąży”) i głowa spadła. Aha, aha. Znaczy: nadmierna szczerość nie popłaca? Trzeba wiedzieć, co powiedzieć, kiedy powiedzieć i do kogo mówić? Czy jak?

Otóż tylko w pierwszej połowie tego roku, rząd wydał kilkanaście tysięcy pozwoleń na pracę w Polsce dla imigrantów z Indii, Nepalu i Bangladeszu. Mamy już w Polsce Filipińczyków, i mamy mieć ich więcej. Przyjadą Uzbecy. Nawet pomijając miliony Ukraińców, widać wyraźnie w czym rzecz: chodzi o oswajanie Polaków z rzeczywistością, metodą salami. Czy lepiej: metodą małych kroków. Program “Multikulti plus” można powiedzieć – a wszystko to Prawo i Sprawiedliwość. I wszystko to “Dobra zmiana”. Z czego mianowicie na co, zapytajmy tradycyjnie, acz już nie dla żartu.

Z drugiej strony, skoro między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca tak zwana demokracja zaczyna się po wskazaniu przez prezesów partii “miejsc biorących” na listach wyborczych, a tym samym po namaszczeniu faktycznych zwycięzców wyborów, czy taki system wypada w ogóle nazywać demokracją? Po mojemu – nie wypada, nawet gdy nas do takiego nazywania przekonano. Do multi-kulti też będą nas przekonywać. Poseł Krystyna Pawłowicz w programie Marcina Roli powiedziała wszak prawdę: w Polsce “brakuje pracowników, a imigracja zarobkowa to nie to samo co nielegalna”. I weź teraz coś z tym zrób.

Tymczasem rząd robi, czyli “zwiększa działania mające zapobiec załamaniu gospodarczemu, które w świetle obecnych statystyk jest nieuniknione z powodu braku rąk do pracy”. Okoliczność, że spoza tych działań wyłaniają się imigranci w ilości, która zmieni Polskę podobnie jak zmieniła kraje Europy Zachodniej, choć zwali się na nas konsekwencjami później, niż nastąpiło to na zachód od Odry i na północ od Bałtyku, to już zdaje się nikogo nie interesować. Innymi słowy, naród wciąż pije szampana ustami swych przedstawicieli, ale na niestrawność cierpieć będzie w samotności. O co, jak o co, ale o to akurat nie warto się zakładać.

“Do multi-kulti też będą nas przekonywać” – napisałem parę zdań wyżej? De faco już zaczęli. Portal TVPinfo, i przepraszam za przydługi cytat: “Gdy rząd Morawieckiego wprowadził politykę wspierania legalnej imigracji do pracy w Polsce, środowiska narodowe zaczęły bić na alarm i oskarżać Prawo i Sprawiedliwość o to, że oszukał wyborców. Tyle, że to nieprawda. Warto przestać powtarzać bzdury i uporządkować pojęcia. PiS nigdy nie deklarowało, że Polska nie będzie przyjmować uchodźców, w tym muzułmanów. Nigdy również nie twierdziło, że nie wpuści do Polski żadnego muzułmańskiego imigranta. Obóz rządzący w Polsce deklarował natomiast, że nie pozwoli na to, by przyjeżdżali do naszego kraju nielegalni imigranci, których tożsamości nie można zweryfikować. Dlatego właśnie rząd nie godził się i nie godzi na relokację (...). Nie ma żadnej sprzeczności między tym, że Polska sprzeciwia się relokacji i przyjmowaniu osób, o których nie wie, kim są, a które nie uciekają bezpośrednio ze strefy konfliktu, a tym, że jednocześnie coraz bardziej otwiera się na azjatyckich pracowników czy też studentów z Bliskiego Wschodu. Różnica jest bowiem fundamentalna. W przypadku legalnej imigracji doskonale wiemy, kogo przyjmujemy i po co. Fakt, że są wśród tych osób muzułmanie, jest bez znaczenia, bo – wbrew narracji oszczerców – Polska nie jest ani islamofobiczna, ani rasistowska. Nie będzie jednak w Polsce żadnych stref szariatu czy zgody na rozwój ruchów islamistycznych. Istotne są tu proporcje. Nie jest to migracja masowa, która mogłaby zagrozić bezpieczeństwu kulturowemu Polski”, koniec cytatu.

Leksykalia to potęga. Rzecz w tym, by dobrać odpowiednie słowa, a następnie ułożyć je w zdania, wywołujące u odbiorcy określone emocje. Tak działa świat. Całą powyższą gadaniznę najcelniej podsumowała pewna internautka: “Niezwykle mnie ten artykuł uspokoił. Będziemy przyjmować muzułmańskich imigrantów, w związku z czym w Polsce nie będzie stref szariatu ani rozwoju ruchów islamistycznych. Dziękuję TVPinfo za rzeczowe wyjaśnienie genialnej strategii rządu”.

Kończąc: w Polsce nie ma problemu rąk do pracy, jest za to realny problem z płacami i pojęciem “dobra wspólnego”, gdy wskaźniki w rodzaju “płacy średniej” nie wyjaśniają, lecz utrudniają wyjaśnianie biegu zdarzeń w sposób odpowiadający prawdzie, a nie tylko zgodnie ze statystyką. Albowiem źle się dzieje, gdy ekonomia do spółki ze statystyką nasze “razem” zamieniają w “obok siebie”, a wspólnota przekształca w zbiór elementów nie połączonych niczym wiarygodnym. Wówczas “my” szybko obumiera, a wkrótce potem w ogóle przestaje istnieć. Zdycha, po prostu. A wracając jeszcze do pani poseł Pawłowicz i jej przekonania, że nad Wisłą “brakuje pracowników, a imigracja zarobkowa to nie to samo co nielegalna”, to co to właściwie za różnica, Pani profesor? Czy proces zmian kulturotwórczych przebiegnie inaczej, jeśli imigranci nie będą nam narzucani przez Berlin i Brukselę, tylko zapraszani do pracy przez nas samych? Od imigrantów zarobkowych zaczynały wszystkie państwa Zachodu. Gdzie teraz są i z jakimi problemami się borykają? Więc? Więc zapytałem o to panią profesor i od tamtej pory czekam na odpowiedź.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 wrzesień 2018 08:01

W Budsławiu

pruszynskiW Budsławiu

Mówiąc szczerze, nie bardzo lubię jeździć do Budsławia, gdzie jest sanktuarium Matki Boskiej, bo gdy byłem tam w 1992 roku, to ówczesny biskup mińsko-mohylewski kazał zerwać polską flagę, która prócz flag papieskiej, maryjnej i białoruskiej powiewała na murach otaczających kolegiatę. Wtedy praktycznie wszystkie msze były po polsku, wierni śpiewali polskie pieśni, a tylko jedna msza była białoruska.

        Następny raz, jak byłem tam z sześć lat potem, było wszystko odwrotnie i tak jest stale. Problem jest jeszcze w tym, że praktycznie nie ma tam żadnego zaplecza noclegowo-żywnościowego, więc jak się nie znajdzie gościnnej chałupy kilometr czy dwa od sanktuarium, to trzeba nocować w samochodzie. Niestety, nie ma praktycznie różnych pielgrzymek, a jest tylko jedna główna 2 lipca.

        Postanowiłem jednak w intencji swej i Białorusi odbyć pielgrzymkę do trzech sanktuariów Matki Bożej i po Ostrej Bramie i Jasnej Górze ta była ostatnia.

        Teoretycznie co sobota jeżdżą tam ludzie z Mińska autobusem, ale jadą dość rano, więc wybrałem się tam koleją. Najpierw dojechałem do Mołodeczna, dziś miasta prawie 100-tysięcznego, by stamtąd wziąć drugi pociąg do Budsławia.

        Pierwszą część podróży odbyłem głównie z ludźmi jadącymi na swoje dacze, a dalszą, prowadzącą praktycznie przez lasy, uprzyjemniła mi rozmowa z nauczycielką rosyjskiego i białoruskiego w tamtejszej szkole średniej, która uskarżała się na zawalenie pedagogów  wypełnianiem różnych potrzebnych chyba tylko biurokratom formularzy.

        Na drogę wzięła podręcznik prawa jazdy, bo ma przejść taki kurs, który kosztuje 300 dolarów, czyli 100 więcej niż ona zarabia. Pomaga jej przeżyć podobna emerytura matki oraz alimenty od byłego męża, który na córkę daje jeszcze 100 dolarów miesięcznie.

        Dorabia dodatkowo latem, zbierając jagody, i co roku wyciąga z tego po 300 dolarów. Po zdobyciu prawa jazdy ma zamiar kupić jakiś stary zachodni samochód za 1999 dolców, bo musi stale gdzieś jeździć, by zawozić tu i tam sześcioletnią córkę.

        W Budsławiu miałem szczęście, bo do sanktuarium jakieś 5 kilometrów podwiózł mnie pod same drzwi miejscowy rodak, który przyjechał po kuzyna.

        W sanktuarium zastałem pielgrzymkę z Wilna odmawiającą różaniec po polsku, która przyjechała autobusem i potem po pomodleniu się mieli mnie odwieźć do Mołodeczna.

        W autobusie przysiadłem się do niemłodej rodaczki, która w Polsce skończyła teologię, ale teraz jest w Wilnie fryzjerką. Jej dorosłe dzieci podzieliły dolę większości młodych z Litwy i są teraz w Anglii. Córka jest też fryzjerką, zięć inżynier wyjątkowo pracuje w zawodzie, a syn, który skończył kursy kucharza na Litwie, jest kucharzem w restauracji… japońskiej.

        W połowie drogi zauważyłem, że przecinamy drogę do Mińska, wysiadłem i dalej pojechałem autostopem.



        Łaskawca

        Marszałek Senatu nagle po  trzech latach u żłobu otrzeźwiał i chce, by „zamorscy Polacy” mieli swego reprezentanta w Senacie. Gdzie znajdzie takiego, co zna z autopsji dolę Polaków za Bugiem i dobrobyt tych w USA czy Kanadzie, bo ja na tę synekurę nie kandyduję?

        Trzeba, by byli reprezentanci z USA, Kanady, Anglii, Francji, Niemiec, Skandynawii, Litwy, Białorusi, Ukrainy i Rosji. Trzeba, by byli w Sejmie, bo tam zaczynają się wszelkie ustawy. Amen.

 

 

       Co nas interesuje

        W TV i w Internecie można wiele wyczytać, ale kto zastanawia się, jakie informacje należy nam podawać? Co nas dotyczy katastrofa autobusu w Nigerii czy nakarmienie się jakimś człowiekiem przez rekina w Melbourne?



        Biały Chińczyk

        Pewien Polak prowadzi bardzo ciekawą stronę – Biały Chińczyk. Po latach przeprowadził się z Chin wiosną na Maltę, bo teraz tam taka biurokracja, że nie ma co próbować robić interesy, choć w Szanghaju dwie Polki otworzyły restauracje – „Pierogi Ladies” – i dobrze działają.

        Dwa miesiące temu pojechał do Birmy, która teraz zwie się Mjanma lub coś takiego, i to opisuje. Twierdzi, że kraj jest mniej zepsuty niż Wietnam, Laos czy Tajlandia, ceny niższe, a frajda nie gorsza. Rozpisuje się na wszelkie możliwe tematy, w tym dziewczyny.

        Mnie tylko uraża jego niechęć do religii, a szczególnie do katolickiej. Mam nadzieje, że mu przejdzie, a przed śmiercią pogodzi się z Panem i nie trafi gdzie mocno gorąco. Amen.



        Inwestycja

        Nie piszę nic nowego, że na tamten świat nie zabierzemy nic z sobą prócz dobrych uczynków. A te zawsze warto  robić, w tym odmawiać modlitwę za dusze w czyśćcu, bo potem one mogą się modlić na nas.

        Niedawno trafiłem na modlitwę do św. Gertrudy, która uwalnia tysiąc dusz. 

        Oczywiście ja niestety przekazu od niej osobiście nie dostałem, ale myślę, że jeśli modlitwa nawet uwolni pięć dusz, to warto ją odmawiać, oto ona.

        „Ojcze Przenajświętszy ofiarowuję Ci najświętszą Krew Syna Twego Jednorodzonego, Pana naszego Jezusa Chrystusa, w połączeniu ze wszystkimi Mszami Świętymi dziś na całym świecie odprawionymi, za dusze w Czyśćcu cierpiące, za umierających, za grzeszników na świecie, za grzeszników w Kościele powszechnym, za grzeszników w mej rodzinie, a także w moim domu. Amen.”

        Oczywiście tę modlitwę trzeba odmawiać w należytym skupieniu. Polecam w Internecie poczytać, co się da, o św. Gertrudzie, gdzie też jest ta modlitwa.

 

  

      Biedny Wagner

        Ten wielki niemiecki kompozytor zmarł w 1883 r. Podobno miał poglądy prawicowe i nacjonalistyczne, ale co gorsza, jego muzykę lubił Hitler. W wyniku tego praktycznie zakazane jest granie jego utworów w... Izraelu.

 

   

     Przeciwnicy imigrantów

        Lewackie media biją na alarm, że coraz więcej ludzi na dość imigrantów, zwłaszcza islamistów, i antyimigracyjne partie rosną w siłę.

        Nikt z nich jednak nie pisze prawdy. Islamiści są sami sobie winni, bardzo słabo integrują się z lokalnymi społecznościami i popełniają dużo więcej przestępstw niż tubylcy.



        Przełom

        Nikt nie pisze, że ponad sto lat temu nagle kobiety zaczęły chodzić w krótkich kieckach. Było to związane z tym, że zwłaszcza na Zachodzie poszły do fabryk, bo mężczyźni poszli na front.

 

   

     Co  jest w Polsce karane?

        Wedle ustawy o IPN-ie, nie wolno negować holokaustu, a śp. dr Ratajczak za przytaczanie różnych danych o liczbie zamordowanych w Oświęcimiu stracił posadę, a potem dziwnie zmarł. Tymczasem wolno szkalować Polskę i Polaków, podając fałszywe dane, jak przebiegał holokaust i jak Żydzi w nim uczestniczyli.



        Bohaterowie

        Sporo już czasu szukam wydawnictwa, które by wydało mą książkę „Ile Żydzi Polakom zawdzięczają”, i okazuje się, że jedno wydawnictwo chciało ją wydać, ale hurtownicy nie byli „zainteresowani”, a książki na temat poldko-żydowskich stosunków mogą być głównie sprzedawane przez autorów z ręki do ręki, czyli na nie istnieje tylko „drugi obieg”.

 

    

    Abdykacja?

        Grupa tradycjonalistów katolickich skierowała do Donalda Trumpa list, w którym proszą o zbadanie okoliczności abdykacji Benedykta XVI, bowiem są znaczące poszlaki, że to służby specjalne Obamy doprowadziły do abdykacji tego papieża. 

        Autorzy listu powoływali się na maile z serwera Johna Podesty, szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton, która była wówczas sekretarzem stanu. Podesta i inni jej współpracownicy dyskutowali na temat sprowokowania „katolickiej wiosny”. Chodziło o  radykalne zmiany w Kościele, które sprawiłyby, że Kościół w sprawach społecznych przyjąłby narrację lewicową.

Aleksander Pruszyński

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 wrzesień 2018 08:00

Siekierka czy kijek

ligezaWiemy, to znaczy mniej więcej wiemy, co się szykuje, bo już nie tylko Ukraińców, ale i imigrantów z kultur arabskiej afrykańskiej czy azjatyckiej, widać na ulicach największych polskich miast coraz powszechniej. 

        Niestety, moc tabu medialnego słabnie niezwykle wolno, zwłaszcza gdy zarówno media sprzyjające rządowi, jak i te nastawione do rządu krytycznie, skrzętnie i konsekwentnie omijają temat. Albo zmówiły się, albo rzeczywiście animozje widoczne między nimi na co dzień, to tylko taki teatr dla gawiedzi. 

        Dlatego, powtórzę, wiemy, co się wydarza, ale nie wiemy, jakie konsekwencje kryją się za tym, co się wydarza. W każdym razie nie do końca wiemy. Nie wiemy tym bardziej, gdy „Dobra zamiana”, czy jak tam brzmi to teraz, ukrywa (tu dopowiedzmy: ukrywa nikczemnie) działania idące w poprzek zapewnieniom, oświadczeniom, deklaracjom i obietnicom, adresowanym do własnego elektoratu. Ponieważ to nic innego jak pycha, nie od rzeczy będzie przypomnieć, że w takim razie za najbliższym zakrętem czai się już upadek. Ewentualnie nawet ciężarówka z gruzem, czy tam ze „złogami III RP” gotowa po nadziejach PiS – i nie tylko PiS przecież – na kolejną kadencję parlamentarną, przejechać się niczym walec drogowy po chrabąszczu. 

        Ukrywa, powtarzam kolejny raz, nawet nie tłumacząc na polski dokumentu, który podpisała w naszym imieniu. Mówię tu o „Deklaracji z Marrakeszu”, nie tylko zobowiązującej Polskę do wspierania imigracji z Afryki do Europy, ale i uznania, że siłą napędową wzrostu gospodarczego i podstawą globalnego dobrobytu jest właśnie imigracja. Tu oddajmy głos Robertowi Winnickiemu, który w interpelacji sprzed dwóch tygodni wytyka premierowi Morawieckiemu: „Deklaracja zobowiązuje Polskę do realizacji określonych w niej celów i założeń. O jej podpisaniu nie powiadomiły żadne ogólnopolskie media, tym samym nie informując opinii publicznej, że taki dokument przez polski rząd został podpisany”. 

        Wszystko to prawda. Wygląda na to, że niewielu wie cokolwiek, a większość nic nie wie, zaś ci którzy coś wiedzą bądź wiedzieć powinni – milczą. W każdym razie polskiej wersji językowej tego dokumentu znaleźć nie potrafiłem, zaś Kancelaria Prezydenta oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych moje pytanie zignorowały. 

        Wszelako ten czy ów „mądrzejszy inaczej”, a niedawno wciągnięty w krąg totumfackich, wyrwie się przed szereg, by w odpowiedzi na pytanie, czy Polska musi przyjmować imigrantów, chlapnąć publicznie, jak chlapnął podsekretarz stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, Paweł Chorąży: „Polska i musi, i nawet jeśli nie chce, to powinna chcieć”. Wszystko na ten temat. Żadnych złudzeń, panie Polki i panowie Polacy. Co więcej – jedyne, co uczynił na takie dictum przełożony Chorążego, to kazał podwładnemu zeznać, że nie powiedział tego, co wszyscy usłyszeli (Chorąży: „Moje słowa w dyskusji o polityce migracyjnej nie są stanowiskiem rządu, bo do decyzji w tej sprawie jeszcze daleka droga” – co z kolei pan Internet skomentował słowami: „Gadaj zdrów!”). Nawet minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński tupnął nogą ku Chorążemu, rodaków uspokajając: „Przy całym szacunku dla Pana wiceministra Chorążego proszę traktować jego głos jako akademickie dywagacje, a nie jako stanowisko rządu”. 

        Aha, aha. Czyli Chorąży to taki grubszy, lecz tępy młotek z uczelnianej katedry, a nie minister rządu Mateusza Morawieckiego? A to dopiero! No ale tak czy siak, mleko wykipiało, a Polacy zaczęli pomału ogarniać, że wybierając PiS, a nie PO, prawdopodobnie zamienili siekierkę na kijek. Czy tam, że z deszczu trafili pod rynnę. 

        A oto inne z publicznych acz pryncypialnie zdementowanych wypowiedzi pana Chorążego: „Nie będziemy sztucznie podnosić wypłat, żeby ludzie wracali z emigracji”; „lepiej przyjmować tańszych pracowników i utrzymywać niskie koszty produkcji, przez to będziemy konkurencyjni”; „Polacy wróciliby z emigracji, gdyby chcieli”. 

        Mało? Komu mało, temu statystyka: przed czterema laty pozwolenia na pobyt stały i czasowy w Polsce uzyskało prawie 2 tys. osób z krajów arabskich. Rok temu prawie trzy razy więcej. Bartłomiej Bublewicz: „Panie ministrze, a o umowie rządowej z Uzbekistanem pan nie słyszał (3000 imigrantów)?”. I tak dalej, i tak dalej. Wojciech Szewko, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, były wykładowca Akademii Obrony Narodowej, autor wielu prac poświęconych stosunkom międzynarodowym na Bliskim Wschodzie oraz islamskiemu dżihadowi, o problemie imigrantów przybywających do Polski mówi szerzej i w bawełnę niczego nie owija. Jakby „Dobrą zmianę” w podbrzusze tłukł bez zmiłowania. Proszę posłuchać tego: „Wygrać wybory w Polsce dzięki sprzeciwowi wobec przyjmowania imigrantów i trzy lata później zapowiedzieć program przyjmowania imigrantów. House of Cards to przy tym komiks dla czterolatków”. 

        Tak jest. Preferowanie Ukraińców, a tym bardziej nacji obcych kulturowo, w roli gastarbeiterów, zamiast Polaków – wydmuchanych i wciąż wydmuchiwanych w świat – to dobrze dla gospodarki dziś. W perspektywie wieloletniej to tragedia. To powtarzanie błędów Zachodu. Kilkuset tysięcy ludzi obcych kulturowo nie da się bezboleśnie zintegrować z kulturą kraju przybycia, bo ludzie ci będą woleli odtworzyć relacje znane sobie z krajów pochodzenia. Powyższa oczywistość to w żadnym razie nie jest kuweta nie do ogarnięcia. Ja to wiem i rządzący to wiedzą. Więc? 

*** 

        Więc można oszukiwać wielu ludzi bardzo długo, a niektórych z nich nawet przez cały czas, ale nie sposób oszukiwać bez przerwy tylu, żeby co cztery lata wygrywać wybory. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 wrzesień 2018 07:58

Przed najkosztowniejszą kolacją

michalkiewicz„Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, Warszawa jedna twojej mocy się urąga” – pisał Adam Mickiewicz, mając na myśli cesarza Mikołaja I. Historia, a jakże – powtarza się, ale przeważnie jako farsa, więc o ile w Powstaniu Listopadowym mieliśmy do czynienia z dramatem, to znaczy – z walką przynajmniej teoretycznie dającą nadzieję zwycięstwa, to obecnie – już tylko z „urąganiem”, to znaczy – z bezsilnym wymyślaniem zimnemu rosyjskiemu czekiście Putinowi. On chyba nie zwraca w ogóle uwagi na te pokrzykiwania, bo w odpowiedzi na pogróżki amerykańskich generałów i prezydenta Trumpa, że jak tylko w Syrii zostanie użyta broń chemiczna, to oni z syryjskiego tyrana zrobią marmoladę,  rozpoczął ogromne manewry na Dalekim Wschodzie z udziałem 300 tys. żołnierzy rosyjskich i symbolicznym, bo tylko trzytysięcznym chińskim kontyngentem – niemniej jednak obecnym. Ten Wschód jest tak Daleki, że przez Cieśninę Beringa przybliża się do Alaski i kontrowersyjnej Arktyki. Czy w ten sposób zimny rosyjski czekista pokazuje, że jak wy tak, to my tak, to znaczy – że jak wy spróbujecie dokazywać na Bliskim, czy Środkowym Wschodzie, czyli – w Iranie, to my otworzymy wam drugi front na północy. Wprawdzie amerykańska doktryna obronna przewiduje zdolność do prowadzenia dwóch i pół wojny, ale to łatwo powiedzieć, bo gdyby przyszło co do czego, to wszystko mogłoby się rozstrzygnąć w całkiem innych kategoriach. 

        Więc chociaż tegoroczny wrzesień pod względem pogody jest podobny do tego w roku 1939, to w naszym zakątku Europy chyba żadna salwa póki co nie padnie, a w każdym razie mało kto taką możliwość dopuszcza. Nie znaczy to jednak, by panował całkowity spokój, przeciwnie – w naszym nieszczęśliwym kraju narasta anarchia. Oto pan prezydent Duda wystosował do niektórych sędziów Sądu Najwyższego, że ich w stan spoczynku nie przenosi, ale inni, których te decyzje nie dotyczyły, „orzekają” jak gdyby nigdy nic i wysyłają do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu „pytania prejudycjalne” – co słychać i tak dalej – „zawieszając” pod tym pretekstem uchwalone przez Sejm ustawy. Rząd nie ma odwagi pozamykać tych wszystkich przebierańców do turmy, jak to w Turcji uczynił tamtejszy prezydent Erdogan, zaś prezydent Obama obiecał mu nawet w związku z tym amerykańską pomoc w pociągnięciu do odpowiedzialności „sprawców puczu”. Jeszcze raz sprawdziła się trafność spostrzeżenia, jakie Adam Mickiewicz włożył w usta Klucznika Gerwazego: „Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – bo tureckiego prezydenta nie tylko poparły Stany Zjednoczone, ale NATO i ONZ, a nawet – nasz nieszczęśliwy kraj. Niestety przy okazji sprawdziła się trafność jeszcze innego porzekadła, że co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Nasi Umiłowani Przywódcy nie potrafią poradzić sobie nawet z kilkoma przebierańcami, być może nawet zadaniowanymi przez niemiecką BND, więc w rezultacie narasta anarchia, bo na 2 października  zapowiedziały „wielki protest” również „służby mundurowe”. Cóż tu jednak wymagać od pana premiera Morawieckiego, który rolę męża opatrznościowego odgrywa w telewizji, a i to tylko rządowej, bo telewizje nierządne odnoszą się do niego bez żadnej rewerencji? Toteż w dysonans poznawczy wprawieni zostali nawet wyznawcy Jarosława Kaczyńskiego, gdy wyszło na jaw, że 2 maja rząd podpisał tzw. Deklarację z Marrakeszu, obejmującą zgodę na przyjmowanie bisurmańskich i innych imigrantów. Przez kilka miesięcy utrzymywane to było w tajemnicy, bo jużci – co tu powiedzieć, skoro opór wobec wyznaczonych przez Naszą Złotą Panią imigranckich kontyngentów był najcenniejszym liściem do wieńca sławy rządu pani Beaty Szydło? 10 września interpelację w tej sprawie skierował do premiera poseł Robert Winnicki, ale odpowiedzi na nią jeszcze nie ma, bo – powiedzmy sobie szczerze – cóż pan premier może na to odpowiedzieć, poza oczywiście odpowiedzią wymijającą – tym bardziej że Węgry nie tylko tej deklaracji nie podpisały, ale określiły ją jako „skrajnie proimigrancką”? Wyobrażam sobie, jak Biuro Polityczne PiS zachodzi w głowę, w jaki sposób zaprezentować tę deklarację jako jeszcze jeden sukces Polski, ale widać, jak dotąd nic nie wymyśliło. Tymczasem sprawa wydaje się jasna; Nasza Złota Pani nie zapomniała odmowy przyjęcia ustalonych przez nią samowolnie kontyngentów i jak nie kijem, to pałką. Konferencja w Marrakeszu odbyła się bowiem z inicjatywy Komisji Europejskiej, kierowanej przez dwóch niemieckich owczarków: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa. Ponieważ premier Morawiecki, podobnie jak minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, których wyniosła na te stanowiska „głęboka rekonstrukcja rządu”, otrzymali od Naczelnika Państwa rozkaz „ocieplenia stosunków z Unią”, to nic dziwnego, że Polska deklarację tę podpisała, bo „ocieplić stosunki z Unią” można tylko w jeden sposób – bezwarunkowym posłuszeństwem wobec Naszej Złotej Pani. Toteż się słuchają, a tylko wobec opinii publicznej uprawiają cichodajstwo – oczywiście dopóki na użytek wyznawców Jarosława Kaczyńskiego nie obmyślą, jak by tu przekuć to w „sukces”.

        Tymczasem pan prezydent Duda obrał inna metodę. Ponieważ pani Żorżeta Mosbacher podczas składania listów uwierzytelniających w charakterze ambasadoressy USA w naszym nieszczęśliwym kraju zapewniła go, że prezydent Donald Trump już nie może się doczekać, żeby porozmawiać z nim o sprawach nader światowych, pan prezydent Duda nabrał animuszu i podczas wizyty w Leżajsku nie tylko podkreślił prastary, polski charakter tego miasta, ale też wezwał Unię Europejską, by się od Polski „odczepiła”, bo w przeciwnym razie nie będzie można przeprowadzić zbawiennych reform. Ten „prastary” charakter Leżajska został pewnie podkreślony dlatego, że jeszcze w grudniu 2006 roku Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto, wystosował do ówczesnego prezydenta Juszczenki apel, by rok 2007 uczynił rokiem obchodów rocznicy operacji „Wisła” – zwłaszcza na „ukraińskim terytorium etnicznym”, to znaczy – w województwie podkarpackim, części województwa małopolskiego – do Nowego Sącza i części województwa lubelskiego. Leżajsk leży w województwie podkarpackim, więc jeśli pan prezydent uznał, że trzeba podkreślić jego „prastary” charakter, to pewnie musiały pojawić się jakieś wzruszające wątpliwości. Być może uda się jakoś je przezwyciężyć, zwłaszcza podczas kolacji, jaką pan prezydent Duda ma nadzieję spożyć w Białym Domu. Byłaby to najdroższa kolacja w dziejach Polski, bo nawet znany z szerokiego gestu książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” nie wydawał przyjęć za ponad 300  miliardów dolarów – a właśnie tyle Polska będzie musiała przekazać Żydom tytułem „roszczeń”, których realizacji Stany Zjednoczone zobowiązały się dopilnować w podpisanej przez prezydenta Trumpa ustawie nr 447 JUST – a niezależnie od tego – będzie musiał kupić dla naszej niezwyciężonej armii wyrzutnie rakiet „Homar” – co znakomicie komponuje się z tym najkosztowniejszym w dziejach Polski wydarzeniem gastronomicznym.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 07 wrzesień 2018 09:23

Możemy ruszyć ręką?

Po II wojnie światowej przyzwyczailiśmy się do Polski jednonarodowej. Czy komuś to przeszkadzało? Można wiele zarzucać takiemu państwu, ale jedno jest pewne – łatwiej w nim osiągnąć jedność i konsensus, trudniej jest wrogom zewnętrznym doprowadzać je do chaosu.

Od kilku lat jesteśmy świadkami zmiany składu demograficznego Polski; z jednej strony łatwej emigracji kilku milionów młodych Polaków za chlebem, z drugiej zaś napływu milionów Ukraińców, a obecnie ściąganiu znaczącej liczby imigrantów zarobkowych z Azji. To wszystko bez jakiejkolwiek debaty społecznej, przy jednoczesnym braku znaczącej pomocy dla repatriacji Polaków z terenów byłego Związku Sowieckiego.

Czy jest to zbieg okoliczności? Przypadkowe ukształtowanie sytuacji gospodarczej?!

Niestety nie!

Państwa narodowe to, według zwolenników tak zwanego zrównoważonego rozwoju, anachronizm. Ta niepisana sztandarowa ideologia globalizmu nakazuje likwidację tego „dziewiętnastowiecznego tworu”, który obecnie zawadza na drodze ku świetlanej przyszłości. Nam, Polakom, tłumaczy się, że Polska „zawsze była wielonarodowa”, pomijając fakt, że etniczne mniejszości wchodziły z czasem w skład polskiego narodu, polonizowały się i dołączały do głównego nurtu polskiej kultury (nie dotyczyło to tylko w dużej liczbie Żydów). W I Rzeczpospolitej i w II Rzeczpospolitej żywioł polski był dominujący i nikt nie twierdził, że było to jakieś państwo multikulti. W dzisiejszych czasach żywioł polski w Polsce jest niestety rachityczny i asymilacja nie jest wcale taka oczywista.

Tak więc, na naszych oczach przebudowuje się Polskę; przebudowuje się w sposób najistotniejszy z istotnych, bo nie chodzi tu o gospodarkę, nie chodzi o system finansowy, lecz o to kto mieszka na polskich terenach. Jeżeli Polacy będą tam w mniejszości (co wcale nie jest takie wykluczone), a na dodatek nie będą – jak niegdyś – warstwami wyższymi, to stracą Polskę; stracimy Polskę. Po części już się to dzieje, mamy do czynienia z napływem silnego ustosunkowanego żywiołu żydowskiego, który wraz z Niemcami kontroluje życie gospodarcze, a coraz częściej i to polityczne, zwłaszcza w dużych miastach; mamy do czynienia z pedagogiką wstydu, sekowaniem patriotycznej kultury, a dofinansowywaniem kultury obcej, alternatywnej. Dzieje się to na naszych oczach, ale bez naszego udziału bez dyskusji, bez głosowań; niezależnie od tego czy Polacy głosują na lewo, czy na prawo, program wymieszania narodowego wdrażany jest w życie.

Czyja ręka tym rządzi? Kto to robi? W Polsce brak ośrodków polskiej siły, partie polityczne to jedynie przykrywka i reprezentacja takich ośrodków. Brak polskich korporacji, polskich marek, polskiego dużego pieniądze. Realne siły polityczne nie biorą się z głosowania, lecz z organizacji i pieniędzy. Dzisiaj, nawet gdyby wszyscy Polacy wiedzieli, jak jest – a nie wiedzą – to i tak mogliby co najwyżej „pogadać o tym w kuchni”. Proszę popatrzeć na Palestyńczyków – trudno odmówić im świadomości własnego położenia. I co z tego, że są świadomi, skoro z tej świadomości nic nie wynika. Jeżeli komuś założymy kaftan bezpieczeństwa, to nawet jeśli jest tego świadomy, i tak nie może ruszyć ręką.

A czy Polacy jeszcze mogą?

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 07 wrzesień 2018 09:00

Pierwszy krok

pruszynskiPierwszy krok

Pisałem już o wystawie Żegoty, która była umieszczona w mało atrakcyjnym miejscu na płocie okalającym Ministerstwo Sprawiedliwości w Al. Ujazdowskich.
A teraz ta wystawa będzie pokazana w konsulacie polskim w Nowym Jorku. Znów podłe miejsce, bo do konsulatu nie będą mogły tłumy chodzić. W ogóle to cud Boski, że to nastąpi, ale co dalej? Śmiem twierdzić, że trzeba ją pokazać w publicznym miejscu w Montrealu, Ottawie, Toronto, London, Detroit oraz w Muzeum Polskim w Chicago. Wiele można zarzucić wystawie, ale najważniejsze to, że nie jest powiedziane, że 7600 Polaków lub rodzin polskich ma medale, czyli 23 proc. wszystkich, jakie dotąd przyznało Muzeum Holokaustu w Jerozolimie. Ale czy można tym samym medalem odznaczać kogoś, kto narażał się na więzienie, i tego, kto narażał się na śmierć? Dalej są pokazane dwie siostry zakonne z dziećmi, ale nie jest podane, że wedle ks. Adriana Rytla, przechowywano dzieci żydowskie i Żydów w 388 domach zakonnych.

Śmiem twierdzić, że KPK powinien co najmniej pomyśleć, by ta wystawa zawitała do Kanady.

 

Duda w USA

Prezydent bodaj 15-16 września będzie gościem prezydenta Trumpa. Bardzo dobrze, ale czy nie można było tej wizyty przenieść na potem, by prezydent był w Nowym Jorku na Paradzie Pułaskiego 6 października?

 

Chryja w Wołkowysku

Nasz drogi satrapa kazał zmniejszyć nabór do polskiej szkoły w tym mieście i 13 dzieci będzie musiało iść do innych szkół. Miłościwa Angelika Borys wystosowała list protestacyjny, ale jak znam sytuację, mogą sobie darować wysiłki. Trzeba było, jak ktoś napisał w Internecie, dowalić z grubszej rury, ale polski MSZ tego nigdy nie potrafił robić, no i po raz któryś udowodnił wszem wobec, że na Polaków można sikać do woli bez kłopotów.

 

Jeszcze trochę forsy

Na odchodne Bufetowa, czyli Hanna G-W, dała Żydom na remont domu, gdzie ma być Teatr Żydowski, 140.000.000 złotych.

 

Zima stulecia

Meteorolodzy przewidują bardzo mroźną i długą zimę. Opady znaczne będą już w październiku. Gorzej, bo po takiej zimie na wiosnę mają uderzyć Chińczycy na Rosję i zacznie się III wojna światowa. Będą też wielkie kataklizmy, dostanie się wschodniemu i zachodniemu wybrzeżu USA oraz wybrzeżu Europy. Czy Matka Boska uchroni Polskę od jej konsekwencji?

 

Synalek polakożercy

Imć Jan Śpiewak, syn dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego, będzie ubiegał się o prezydenturę Warszawy, a może jak mu dobrze pójdzie, o prezydenta Polski.


Odchudzanie

Boleję, mam z 20 kg zbędnego ciała i zamówiłem jakieś pastylki odchudzające za 90 zł. Okazało się, że to na dwa tygodnie, a potem drugie tyle itd. Konsultant powiedział mi, że trzeba do tego pić 2 litry wody dziennie. Więc zrezygnowałem z pastylek i zobaczę, co sama woda da.

 

Popis biskupa Łodzi

Abp Ryś przed pomnikiem poświęconym łódzkim ofiarom zagłady powiedział: „Zagładę stworzyli w dużej mierze ludzie, trzeba to powiedzieć, niestety, z bólem serca, ludzie, których wychowywały Kościoły chrześcijańskie na swoich nabożeństwach”. Podobnie mógł powiedzieć, że wszyscy zbrodniarze stalinowscy to produkt żydowskich szkół – chaderów. Wtedy dopiero byłby harmider nie do opisania.

 

Wstyd

Nie śledziłem wszystkich poczynań śp. Johna McCaina i z przykrością przeczytałem o jego poparciu dla ustawy 447 mającej ułatwić Żydom okradanie Polski.
Ale przecież pan prezydent Duda o tym wszystkim powinien lepiej wiedzieć i do jasnej cholery czemu w swym wystąpieniu po śmierci tego senatora bzdury pisze i naraża się na kpiny?

 

Bez naszych

W ostatnich dniach sierpnia odbył się w Moskwie na placu Czerwonym wielki festiwal muzyki wojskowej. Były zespoły ze Szkocji i Anglii, z Meksyku, Birmy, Ghany, a najciekawszy był zespół z Holandii, który był na rowerach i nie tylko grał, ale odstawiał różne pląsy, które wymagały kierowania rowerem, podczas gdy równocześnie grali na instrumentach wymagających dwóch rąk. Były też tańce, nawet zespołu z Egiptu, nie mówiąc o różne ubranych tancerzach z Rosji, a potem przy dźwiękach marszu Słowianki, czyli tej melodii, na którą śpiewamy pieśń „Rozszumiały się wierzby płaczące”, wszystkie te zespoły opuściły scenę mającą ponad dwieście metrów długości i z 70 szerokości.

 

Z czym na zjazd?

W przeciwieństwie do pana Jana Cytowskiego, działacza Polonii kanadyjskiej i byłego prezesa Polonii Świata, który w „Gońcu” zabrał głos na temat nadchodzącego Zjazdu Polaków i Polonii, nie tylko działałem 20 lat w Polonii Kanady i byłem na wielu zjazdach Polonii USA, ale od 26 lat mieszkam na Białorusi, czyli znam problemy Polonii Wschodu i Zachodu, a od września 2015 wołałem do prezydenta Dudy trzy razy na osobistych spotkaniach, by zjazd się odbył.

Pierwsza sprawa, jaki jest cel nadrzędny zjazdu? Chyba chodzi o wzmocnienie Polski i jej rodaków poza jej granicami.

Dalej, kto powinien brać udział w zjeździe? Najpierw dziennikarze pism polonijnych z całego świata. Nie tylko znają problemy rodaków swych krajów, ale mogą potem licznym czytelnikom przekazać, co na tym zjeździe naprawdę było. Polonia, czy jak kto woli Polacy z zagranicy, mają problemy, ale niestety nie mają okazji ich przedstawiać w Kraju. Rada przy Marszałku Senatu to grzeczne grono, które nie chce naruszać spokoju tego „gentlemana”, a tu trzeba ostro walczyć, bo jest o co.

Od 1989 r. apeluję, gdzie się da, byśmy mieli przedstawiciele w Sejmie, jak mają ich zamorscy Francuzi, Grecy czy Portugalczycy. Trzeba wprowadzić w nową ordynacje wyborczą do Sejmu, by 300 posłów wybierano w jednomandatowych okręgach, 40 proporcjonalnie do liczby posłów, jaką poszczególne partie zyskały w wyborach, i 10 posłów reprezentujących Polaków ze Wschodu i Zachodu.

Wprowadzenie takiej zmiany ordynacji wyborczej jest proste. Pan prezydent może zaapelować do Sejmu, by wprowadził takie zmiany, a jeśliby Sejm tego nie chciał zrobić, to rozpisze referendum, a obywatele IV RP poprą zapewne taką zmianę, bo samo hasło zmniejszenia liczby posłów jest bardzo nośne. Podobnie postąpił prezydent Francji i pod groźbą referendum parlament sam zmniejszył liczbę posłów.

Palącą sprawą jest przywrócenie Polakom w Niemczech praw mniejszości narodowej, które mieli tam do 1939 r. Dziś tam jest dwa razy więcej rodaków niż było do 1939 r. i praw mniejszości narodowych nie mają.

Krzywda dzieje się Polakom za Bugiem. Rząd IV RP szczodrze łoży na sporą mniejszość białoruską i ukraińską w Polsce, a te dwa państwa traktują swych Polaków gorzej niż świnie.

Pora w końcu zaproponować: my będziemy finansować rodaków w waszych krajach, a wy finansujcie swych rodaków w Polsce.

Ba, kilka miesięcy temu rząd RP dał Ukraińcom pożyczkę 4 mld złotych i co za to dostał? G... w proszku!

Takiego szantażu nie można stosować w stosunku do Litwy, ale można głośno i stanowczo żądać właściwego traktowania Polaków Litewskich na forum UE.

Należy żądać, by Polacy mieli na Litwie takie prawa, jakie mają Szwedzi w sąsiedniej Finlandii, których jest tam nie 9 proc., jak Polaków na Litwie, a tylko 6 proc. W Finlandii szwedzki jest drugim oficjalnym językiem kraju, jest państwowy szwedzki uniwersytet w Turku, są wszędzie dwujęzyczne napisy, z zasady jeden Szwed jest członkiem rządu.

Podtrzymywania znajomości polskiego wśród młodego pokolenia zamorskich rodaków jest ze wszech miar ważne.

Na Białorusi, Ukrainie czy w Rosji szkoły kończą rok szkolny 1 czerwca, więc wtedy można dzieci przywozić masowo do Polski. Posyłać na trzy tygodnie do normalnych szkół polskich i już po jednej takiej dawce polskości będą mówiły po polsku, jak było z mymi dziećmi.

Najlepsze jednak, by młodzi Polacy dostawali polskie stypendia, by szli na studia w swych krajach. Potem przerywali je na rok, przyjeżdżali do Polski na rok specjalnych polskich studiów i wracali do domu w celu dokończenia przerwanych studiów. To ich zrepolonizuje, a kończąc lokalne uczelnie, łatwiej wejdą w elitę swego kraju.

Gdy młodzi Polacy ze Wschodu całe swe studia odbywają w Polsce, to absolutna ich większość nie powraca do krajów, skąd pochodzą, przez co lokalna Polonia traci.

Dobrze, że istnieje Karta Polaka, ale czemu nie daje ona automatycznie bezwizowego wjazdu do Polski?

Przy okazji warto zapytać, dlaczego, by otrzymać tę Kartę, trzeba zdać egzamin z polskiego, a Żydom w Izraelu, krewnym byłych obywateli Polski, daje się paszporty polskie, choć nie znają jednego słowa polskiego?

Jest biskup do spraw Polonii, ale nigdy nie był z nami stale nawet dwa czy trzy lata. Powinien mieć z dwóch biskupów pomocniczych pochodzących z księży, którzy byli duszpasterzami Polonii wiele, wiele lat i oni powinni z 80 proc. czasu spędzać, odwiedzając nas, a nie urzędować w Warszawie.

W wielu krajach zachodniej Europy i za Bugiem warto zacząć organizować polskie kasy oszczędnościowe, które bardzo dobrze rozwijają się już na terenie Rosji, więc nie powinno być kłopotów, by zaczęły powstawać na Białorusi i Ukrainie.

Polacy z Zachodu są bardzo czuli na szkalowanie Polski, bo to ich dotyczy, ale ambasady i konsulaty RP robią mniej niż mało, by bronić dobrego imienia Polski, a na zjeździe nie będzie temu poświęcone nawet jedno spotkanie.

Jest kilka książek angielskich broniących imienia Polski, ale nie są rozprowadzane w tych krajach przez agendy RP.

Przełomem jest teraz wystawa IPN-u na temat Żegoty, która będzie pokazana w New York City 13 września, choć ma sporo wad, jak niepodanie, że w 388 domach zakonnych przechowano Żydów i dzieci żydowskie, że ponad 3 mln samych Polaków poniosło śmierć w czasie II wojny światowej, w tym z 2000 śmierć za ratowanie Żydów, oraz że Polacy posiadają najwięcej z wszystkich narodów odznaczeń Muzeum Yad Vashem za ratowanie Żydów.

Wystawa ta po takich kilku uzupełnieniach powinna już jesienią objechać główne ośrodki USA i Kanady.

Gdy pani Szydło przestała być premierem, napisałem kilka listów do niej, by mając mniej spraw na głowie, pojechała w lutym i marcu odwiedzić Polonię USA i Kanady, a potem Polaków na Wschodzie, by tym podnieść jej wartość. No i co? G... nawet odpowiedzi na me listy nie dostałem, czym dostojna dama złamała Kodeks postępowania administracyjnego.

Trzeba przypomnieć władzom Polski, że Polonia Zachodu słała i śle duże pieniądze do kraju, ale niestety gros tych pieniędzy przekazywane jest przez obcych, a nie przez polskich pośredników. Czy nie trzeba się tym zająć?

Kończąc, dodam jeszcze, że Polonia importuje towary za miliony dolarów, czyli przyczyniamy się do wzrostu dobrobytu Polski, więc chyba coś się nam należy.

Aleksander Pruszyński
Mińsk Białoruski, 4 września 2018 r.

Opublikowano w Teksty
piątek, 07 wrzesień 2018 08:59

Ciemno, coraz ciemniej

ligezaNa początek ciemno najciekawsze: Ukraina zadeklarowała porzucenie Wspólnoty Niepodległych Państw. Czy tam jak to się tam teraz nazywa.

To informacja z kategorii takich, po których człowiek uznaje za zasadny atak na monitor kawą wyplutą z ust. Czy tam herbatą. Ewentualnie czym tam raczyliśmy się w danej chwili. Tak mi mówili i właśnie przekonałem się, że krętactwa w tym, co mówili, nie było. Kawy akurat nie spożywałem, ale gdybym kawę pił, monitor niechybnie wymagałby przetarcia, o niezbędności reanimowania klawiatury nie wspominając. Tym bardziej, że kolejna wieść brzmiała: Ukraina wypowie również traktat o przyjaźni z Federacją Rosyjską.

Jeśli oba te doniesienia są pewne (a raczej są, boć znam je z przekazu deputowanej do ukraińskiego parlamentu), a właściwie jeśli choć jeden z tych przekazów jest prawdziwy, wówczas znaczyć to będzie, iż nasz świat kresowy, ukraiński, czarnosecinno-banderowski, stojący na głowie od czasów Majdanu i od czasów Majdanu nieskutecznie łapiący równowagę wewnętrzną, właśnie postanowił przyspieszyć pląs w autodestrukcyjnym tańcu. Proszę nie pytać mnie o wnioski dalekosiężne, ale utrzymywanie traktatu o przyjaźni z agresorem, który od czterech lat kaleczy śmiertelnie obszar ćwierci państwa (tu zauważmy: co najmniej ćwierci), to nie jest objaw narodowej rekonwalescencji i powrotu do rozsądku.

A propos rozsądku. W jednym z polskojęzycznych kanałów telewizyjnych młoda pani (dosłownie i w przenośni) wybiera suknię ślubną. W pewnym momencie dzieli się z widzami informacją, że będąc w czwartym miesiącu ciąży, ciążę „zakończyła”, albowiem dziecko „było śmiertelnie chore”. Jedna suknia, druga, trzecia, a w tle między półkami opowieść o żalu do lekarzy, zwlekających z podaniem „leków”.

Tak właśnie współczesnym kobietom pierze się (oraz suszy) mózgi. Potem zło rozrasta się samo z siebie – gdy kobiety, umiejętnie zepsute, wykonują przepierki i odkładają na suszarki mózgi swoich mężczyzn i dzieci, tym samym okrąg degeneracji etycznej zamykając trwale. Jak by to ująć, pozostając w obszarze świata fizyki: równia pochyła niezmiernie rzadko oddaje przyzwoitości swoje ofiary, stąd tak wielkie niebezpieczeństwo dla przestrzeni kulturotwórczej i tożsamościowej człowiekowatych. Rzec można: ciemno nam z nami samymi, coraz ciemniej.

Wszelako nie wszystkim ciemno w tym samym stopniu, nie wszystkim. Dajmy na to: nie amerykańskim żołnierzom w Polsce. A co takiego mianowicie będą robili w Polsce amerykańscy żołnierze, zapyta ktoś. Ano, amerykańscy żołnierze w Polsce będą zabezpieczali interesy amerykańskie w Europie, to oczywiste. Gdyby mieli zabezpieczać polskie interesy, dowodziliby nimi polscy generałowie. Ale polscy generałowie nie dowodzą rotacyjnym kontyngentem wojsk USA w Polsce i tym bardziej dowodzić nie będą kontyngentem stałym. Żadne takie nigdy w życiu. Więc.

Skoro więc nie dowodzą i dowodzić nie będą, w takim razie amerykańscy żołnierze w Polsce w pierwszym rzędzie zabezpieczać będą interesy amerykańskie. Proste jak sekwoja. Jeśli natomiast kogokolwiek mogłoby to ucieszyć na tyle, by zakrzyknąć w tym miejscu: „Wspaniale! Ochrona amerykańskich interesów na pierwszym miejscu w świecie, zaś ochrona interesów polskich na drugim, to całkiem niezłe osiągnięcie”, temu powiem: proszę bez złudzeń. A to, gdyż jako priorytet numer dwa – uwaga, przepowiadam przyszłość – amerykańscy żołnierze w Polsce będą znakomitym, bo najwłaściwszym zabezpieczeniem interesów żydowskich przesiedleńców do Polski.

Ho-ho, tak-tak. W Berlinie Żyd może dostać łomot, a w najlepszym przypadku straci kipę, i to w przysłowiowe samo południe na przysłowiowej Main Street. We Francji każda żydowska synagoga, instytucja czy placówka kulturalna, o dyplomatycznych nie wspominając, nie byłaby bezpieczna bez solidnej ochrony wojskowej czy bodaj policyjnej. W państwach Beneluksu czy w Szwecji istnieją dzielnice, których mieszkańcy każdą żydowską ofiarę terrorystów Hamasu mają w zwyczaju fetować entuzjastycznie do przesady. I tak dalej, i tak dalej. Dlatego, między innymi, nie należy ufać wyjaśnieniom, że Żydzi występują masowo o polskie paszporty, bo to daje im możliwość bezproblemowego wjazdu do Unii Europejskiej. Nie wierzcie w to. Żaden rozumny Żyd nie usiłuje dostać się do Europy Zachodniej na stałe. Oni raczej uciekają stamtąd, całymi rodzinami.

Co prawda, to prawda: powodów do tego mają dość. Rzecz w tym, że czynią, co mogą, by mieć ich jeszcze więcej. Stąd Polin przyciąga wciąż mocniej, a i przestać, zdaje się, wcale nie zamierza.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.